W 2005 r. dotacje z budżetu dla partii politycznych wzrosną o ponad 100 procent
TUCZENIE PASIBRZUCHÓW Ü Str. 3, 7
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 45 (244) 11 LISTOPADA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
N
ie dajcie się strzyc! Złapani na radar lub nie daj Boże alkomat, zamiast podpisywać mandat, żądajcie czym prędzej okazania dowodu homologacji urządzenia. – Większość policyjnego wyposażenia nie posiada stosownych certyfikatów Głównego Urzędu Miar, bo policja nie ma na to pieniędzy – powiedzieli nam zaprzyjaźnieni gliniarze. To zdumiewające zjawisko ma już swój kazus sądowy. Nie oznacza to jednak, że można bezkarnie jeździć jak wariat, a w dodatku po alkoholu... Ü Str. 3
Zaduszki po hindusku tr. 3
ÜS
Wystawianie zmarłych sępom na pożarcie. Palenie zwłok i wrzucanie ich do morza... To wcale nie są przejawy bezczeszczenia ludzkich szczątków. Tak wyglądają pogrzeby po hindusku. Ü Str. 11
2
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Pozory mylą
UNIA EUROPEJSKA W Rzymie podpisano Traktat konstytucyjny. To porażka Kościoła kat., który nie zagwarantował sobie wpisania tradycji chrześcijańskiej do preambuły konstytucji. Na pociechę Kościół wprowadził do Parlamentu Europejskiego LPR – żywe wcielenie wszelkich cnót chrześcijańskich. Liga Polskich Rodzin wspierana przez jednego brytyjskiego posła domagała się samorozwiązania Parlamentu Europejskiego, który – jej zdaniem – „stał się zakładnikiem lobby homoseksualnego” (sic!). To wyraz frustracji LPR z powodu odrzucenia Rocco Buttiglionego – włoskiego, katolickiego kandydata na komisarza europarlamentu. Pomysł ligusów odrzucono, a Martin Schutz, szef grupy socjalistycznej w PE, nazwał ich chuliganami. LPR jeszcze tobie, cywilizacjo śmierci, pokaże, że Polak potrafi. POLSKA Schedę po Głódziu w Ordynariacie Polowym objął biskup Tadeusz Płoski. Po wstąpieniu Polski do NATO odbył staż w Pentagonie, podobno umie też strzelać. Nominat, na razie pułkownik (Głódź awansował na generała już po 3 miesiącach!), ma czym zarządzać: 92 parafie, 160 świątyń, 174 księży, 12 mln zł rocznej dotacji z MON (2004 r.). Bp Płoski chce „prowadzić żołnierzy na głębię wiary”. Niech bronią katolickiego państwa! Posłanka SLD Anita Błochowiak padła ofiarą prowokacji dziennikarzy „Faktu” – zgodziła się przyjąć luksusowy telefon, a nawet brać udział w jego kryptoreklamie. Ooo, hieny dziennikarskie, dziewczyna za sam raport w sprawie Rywina powinna dostać złote pióro, a nie dostała... CZĘSTOCHOWA Na dyskryminację skarżyli się tzw. świeccy konsekrowani, należący do Instytutów Życia Konsekrowanego. Przedstawiciele 34 takich quasi-zakonnych organizacji (ich członkowie ślubują czystość, posłuszeństwo i ubóstwo, ale poza tym pracują i żyją względnie normalnie) obradowali w Częstochowie. Narzekali, że są lekceważeni przez księży, którzy sugerują im przynależność do sekty. Niech wiedzą, że szanujący się „sługa Boży” nosi specjalną sukienkę i nie hańbi rąk pracą. WATYKAN Premier Belka potwierdził doniesienia polskich mediów, że papież jest w „zupełnie niezłej formie”. Belka po raz kolejny (bezczelne imputowanie sklerozy?) zaprosił papieża do Polski i jeszcze raz wyznał wiarę w chrześcijańskie korzenie Europy. Wiara w „dobrą formę” papieża należy już do polskiego bon tonu. Ech, przypominają się towarzysze Stalin, Bierut, Gomułka. Czy oni kiedykolwiek chorowali?! „Pokładanie ufności w pieniądzach i ich rzekomej mocy rodzi w ostateczności rozczarowanie w obliczu śmierci, której nie można przekupić ani od siebie oddalić” – taką refleksję poczynił multimilioner JPII. To bardzo cenne zwierzenie stojącego nad grobem przywódcy jednej z najbardziej pazernych instytucji tego świata. USA Sprawdziły się najczarniejsze scenariusze: George Bush przez następne 4 lata będzie terroryzował świat. Komentatorzy są zgodni: bez poparcia środowisk konserwatywno-religijnych Junior łatwo by przerżnął. Republikanie utrzymali też przewagę w Senacie. Jak mówił Lech Wałęsa: „Naród ma takiego prezydenta, na jakiego sobie zasłużył”. WŁOCHY Katolicki polityk Rocco Buttiglione uważa się za ofiarę prześladowań ze strony Parlamentu Europejskiego i chce założyć ruch „w obronie wolności słowa, sumienia i religii”. Zainteresowanie wykazała już „nasza” LPR. Chodzi oczywiście o słowo papieskie, sumienie katolickie i religię jedynie prawdziwą. HOLANDIA W Bredzie z okazji 60 rocznicy wyzwolenia miasta przez brygadę generała Maczka w sposób szczególny dziękowano Polakom. Wyrazy wdzięczności i sympatii można było znaleźć nawet w napisach na domach prywatnych. Na polskiej wsi pobito niedawno dwóch Holendrów. Ośmielili się uprawiać polską ziemię, matkę i żywicielkę naszą! WĘGRY Lewicowo-liberalny rząd podjął decyzję o obcięciu o 20 proc. dotacji do szkolnictwa katolickiego. Dotychczas szkoły kościelne dostawały takie same dotacje jak placówki państwowe. Kościół już zapowiedział podanie rządu do Trybunału Konstytucyjnego. W Katolandzie „lewicowy” rząd kombinował, jak w 100 procentach sfinansować z publicznych pieniędzy szkoły katolickie. I wykombinował... publiczne szkoły katolickie. UKRAINA Po pierwszej turze wyborów doszło niemal do remisu pomiędzy dwoma najważniejszymi kandydatami: Wiktorem Juszczenką uważanym za demokratę i promoskiewskim premierem Janukowyczem. Wielu obserwatorów powątpiewa w uczciwość głosowania. Bo – jak mówił Stalin – nie liczy się ten, kto głosuje, ale ten, kto liczy głosy. IZRAEL W toczących się izraelsko-watykańskich rokowaniach dotyczących prawnego statusu instytucji kościelnych w Ziemi Świętej doszło do impasu. Izraelczycy nijak nie mogą zrozumieć, dlaczego Kościół nie ma zamiaru płacić podatków gruntowych. Jeszcze tego brakowało, żeby urzędnicy Stworzyciela całej ziemi mieli płacić podatek gruntowy. IRAK Terroryści porwali Polkę – Teresę Borcz – od lat mieszkającą w Iraku. Władze polskie twardo (na wzór amerykański...) odmawiają dialogu z porywaczami, ale deklarują chęć doprowadzenia do uwolnienia zakładniczki. Od zaprzyjaźnionego z „FiM” polskiego dziennikarza w Iraku dowiedzieliśmy się, że Polka może być w zmowie z porywaczami...
Tydzień temu na stronie 1 „FiM” wśród wybitnych Polaków przez pomyłkę znalazł się Ryszard Kukliński. Pierwotnie miały to być zdjęcia wszystkich zmarłych w 2004 r.; komentarz do nich dopisano później. Przepraszamy.
Z
aduszki zmęczyły mnie jak co roku. Nie lubię celebrowania śmierci po polsku. Mierzi mnie fanfaronada na pogrzebach, pomniki na cmentarzach wielkości kawalerek w blokach. Owszem, szare groby wyglądają pięknie pod grubą warstwą kwiatów, między którymi przebijają ogniki lampek. Ale czemu ma służyć ten przepych właśnie wśród umarłych, skoro odwiedzający ich żywi na co dzień przeważnie radzą sobie nie najlepiej? Dlaczego Polacy postanowili, że coroczna rewia mody będzie się odbywać właśnie pomiędzy nagrobkami, a nie na przykład na spacerach po mieście w dniu 11 listopada? Otóż dzień Wszystkich Świętych jest kolejnym przejawem mentalności Polaków, zaszczepionej im przez Kościół rzymskokatolicki. Kościół ten od zawsze propaguje wiarę na pokaz, najlepiej na procesjach, pielgrzymkach, spędach papieskich, gdzie polityka i obrona wartości ustalonych przez episkopat zastępują modlitwę serca, a zamiast duchowego kontaktu z Absolutem – obwiesza się „cudowne” obrazy kolejnymi wotami i złotymi koronami. Biskupi obsobaczają w kazaniach komuchów, morderców nienarodzonych i innych dewiantów, czemu towarzyszą na przemian brawa i gniewne pomruki zawsze wiernych. W jednomyślności siła, wiedzieli o tym ideolodzy wszelkich totalitaryzmów. Wszak kiedy rozum śpi, budzą się upiory. Na tych katolickich igrzyskach, w których sam wielokrotnie jako ksiądz uczestniczyłem, brakuje tylko niewiernych – zdrajców i wyrzutków narodu – oraz tych, których niezmiennie od wieków nazywa się sekciarzami, czyli prawdziwych chrześcijan. No i oczywiście lwów. Nadzwyczajna dbałość o groby – okładanie ich tonami marmuru, polerowanie i ukwiecanie ponad miarę – jest wyrazem braku autentycznej wiary, tej, która przemienia życie i daje nadzieję zbawienia. Niemało jest w tym również niskiej, wyjątkowo obrzydliwej w tym przypadku, rywalizacji po polsku. Podobnie jest z kupowaniem u księży modlitw i mszy za zmarłych, co kłóci się już nie tylko z Biblią (tzw. czas zasług, zakończony wraz ze śmiercią), ale przede wszystkim ze zdrowym rozsądkiem. Chyba że zbawieni mają być tylko przodkowie bogaczy, których stać na częste wynajmowanie księdza. Napatrzyłem i nasłuchałem się przez jedenaście lat klerykowania i księżowania, jak to wierni papieża potrafią rekompensować sobie własną niewiarę pozorami, na przykład mszą gregoriańską za zmarłą mamusię czy tatusia, wypominkami zakupionymi z góry na kilka lat, a nawet zapisem notarialnym na rzecz jakiegoś zakonu, którego nieustanne modlitwy i msze mają dać „gwarancję” uwolnienia od mąk czyśćcowych. Na tle tych katosłowiańskich pogańskich praktyk, które nie mają nic wspólnego z nauką Jezusa, podziwu godne wydaje się podejście do śmierci zupełnie obcych chrześcijaństwu religii i cywilizacji, takich jak np. buddyzm, hinduizm czy konfucjonizm. Przemijanie jest tam czymś tak oczywistym jak narodzenie, inicjacja seksualna, pierwsza i ostatnia praca. Nikt nie rozdziera szat z powodu czegoś nieuchronnego, nikt też nie próbuje przekupywać Boga albo jego sługi, żeby załatwić zmarłemu wygodniejsze życie po życiu. Także mentalność Anglosasów, w tym katolików, zupełnie różni się od naszego rodzimego folkloru. W krajach zachodnich, zwłaszcza protestanckich i tych najbardziej pluralistycznych w sferze wyznań, nie ma żadnego szczególnego dnia pamięci o zmarłych, takiego na wzór naszych Zaduszek. Halloween to raczej święto wygłupów. Cenna w postawie tamtejszych ludzi – zwłaszcza z pozycji
Polaka katolika – jest konsekwencja, którą z życia przenosi się także na sprawy metafizyki. Sprowadza się ona do założenia: jeśli wierzę w Boga i moje życie wieczne razem z Nim, to śmierć moja czy najbliższych nie jest powodem do rozpaczy. Zbędne jest też otaczanie zgnilizny czcią, budowanie jej wielkich pomników; wspomaganie „dusz” mszami, różańcami, litaniami. Podobnie niewierzący na ogół ze spokojem przyjmują odejście w niebyt, skoro taki stan rzeczy zakładają. Nie znaczy to, że jedni i drudzy nie pielęgnują wspomnień o zmarłych i nie zachowują ich we wdzięcznej pamięci. Jest w tym jednak racjonalny, konsekwentny umiar, który nie pozwala na przykład budować przy ulicach symbolicznych nagrobków dla ofiar wypadków (podobno turyści z państw Unii i Ameryki zupełnie poważnie pytają, czy chowamy naszych zmarłych przy drogach). Ktoś się na te moje wywody żachnie i zapyta: A co w tym złego, że my, Polacy, mamy własne tradycje? Kto nam zabroni budować na grobach choćby i kościoły, jak to zresztą przez wieki w przypadku możnowładców bywało? Ano można i tak, tyle że to już jest nie tylko duchowa tradycja, lecz sposób na życie, a dokładnie – na brak życia dużej części narodu. Taką postawę wykorzystywali i karmili się nią od wieków przodkowie Glempów i Wojtyłów, a teraz robią to oni sami. Doszło już do tego, że prymas gubernator śmie wołać o dziesiątki milionów na budowę kolejnego, nikomu niepotrzebnego, pod-
niebnego hangaru w Wilanowie i twierdzi przy tym, że jest to obecnie... sprawa dla narodu najważniejsza. Czyżby zabrakło dla niego czasu na antenie, żeby wyjaśnić dokładnie, iż zdecydowanie mniej ważne jest dożywianie co trzeciego dziecka w Polsce, na co pieniędzy już nie ma? Ale przecież miliony katolików w naszym zabiedzonym kraju zdecydowanie potwierdzą – tak, budowa kościoła to teraz priorytet! I nieważne jest dla nich, że Pismo Święte, które czytają na każdej mszy, mówi: „Bóg nie mieszka w świątyniach ręką ludzką uczynionych” (Mt 25. 40) i „Cokolwiek uczyniliście jednemu z tych maluczkich, mnieście uczynili” (Dz 17. 24). A może – wybierając tę czy inną religię, sposób patrzenia na wieczność oraz życiowe priorytety – powinniśmy kierować się nie tyle wiarą, co rozumem? No cóż, Polacy katolicy – zdecydowanie TAK! Żeby od czasu do czasu – choćby właśnie raz w roku, 1 listopada, zadać sobie pytanie: Po co żyć? – wcale nie trzeba być wyznawcą kultu śmierci i celebrować pomników zmarłych. Takie pytanie powinien zadawać sobie każdy człowiek, zarówno wierzący, jak i ateista. Wiele razy to pytanie zadawali mi ludzie, kiedy byłem księdzem, na przykład na cmentarzu w Ozorkowie 9 lat temu, kiedy podszedł do mnie roztrzęsiony mężczyzna, który kilka dni wcześniej stracił pracę. Ale to samo pytanie zadają mi też dzisiaj. Pyta zarówno biedak, jak i bogacz. Pierwszy widzi sens życia w zdrowych, ubranych na zimę dzieciach i stałym zajęciu, ale w jego sytuacji to mrzonki. Drugiemu zawalił się cały świat, bo syn – jedynak i dziedzic całego majątku – miał skończyć studia i przejąć firmę, a „wpadł” z biedną dziewczyną i na dodatek jest po uszy zakochany. A ja sobie nieraz myślę, że sens życia tkwi właśnie w tym, że te wszystkie nasze problemy, małe i wielkie tragedie, za 100 lat nie będą już miały żadnej wagi ani sensu. I tylko ludzi mi żal. Tych żyjących pod okiem opatrzności. JONASZ
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r. W nasze lepkie łapki wpadły dokumenty strzeżone przed mediami jak źrenica oka. Są to ekspertyzy Biura Studiów i Ekspertyz Kancelarii Sejmu, czyli rozwinięcia projektu Hausnerowego budżetu na rok 2005. Dodajmy: już niemal klepniętego przez Sejm...
Wszystko, co nasze, partiom oddamy Zacznijmy od partii politycznych. W 2001 roku prawem kaduka weszła w życie ustawa (popierana przez niemal wszystkie sejmowe ugrupowania z lewa i prawa) mówiąca, że ugrupowania, które w wyborach przekroczyły 3-procentowy próg, otrzymują dofinansowanie od państwa (od Ciebie i od nas), te zaś, które wprowadziły swoich ludzi do parlamentu, dostają dodatkowo zwrot kosztów kampanii wyborczej. Jaka to skala finansowej grabieży podatników? Łącznie w 2004 r. – ponad 54 miliony złotych. I tak jest rok w rok. To jest sporo więcej niż cały kraj wydaje na ratownictwo medyczne i dwa razy więcej, niż Polska wydaje na lecznictwo psychiatryczne. W budżecie na przyszły rok zawarowano dla partii politycznych 114,5 mln zł dotacji. Wzrost
o ponad 100 procent! Czy ktoś słyszał, żeby z trybuny sejmowej protestował w tej sprawie Giertych albo Oleksy? Co więcej, w budżecie nie ma ani słowa o tym, skąd taką kasę wziąć, ani komu ewentualnie zabrać, a tym bardziej – jaki jest powód dubeltowego dokarmiania pasibrzuchów. Idźmy dalej... W budżecie 2005 przewidziano, że koszt poboru podatków (PIT, CIT, VAT i akcyza) wzrośnie o 8 procent, czyli o tyle mniej będzie w państwowej kasie pieniędzy, a to są już miliardy złotych w plecy. Dlaczego nagle, po pożegnaniu wiceministra finansów, Ciesielskiego, te koszty o tyle wzrosną, ekspert probalcerowiczowskiej fundacji CASE, Małgorzata Markiewicz, nie ma pojęcia. Przyjrzyjmy się teraz tzw. „środkom specjalnym” różnych
GORĄCE TEMATY rządowych agend, np. GUS-u, Głównego Urzędu Miar, ABW i wielu innych. Co to takiego te środki? Ot, nic innego jak taka lewa kasa przekazywana resortom na pilne wydatki, np. na premie dla pracowników lub coraz bardziej luksusowe autka. Przy dźwięku fanfar ogłoszono, że środki takie w ramach „oszczędności” zostaną zlikwidowane. I zostały. W taki sposób, że w ich miejsce powołano 13 „funduszy celowych”! Nie kijem, to pałką... Przy okazji rozliczeń pomiędzy starą strukturą a jej klonem diabli wzięli miliard złotych. Gdzie on się, nieboraczek, zapodział – nikt nie wie. Teraz przyjrzyjmy się pracy innego sejmowego eksperta – Mirosława Sobolewskiego – któremu zlecono obwąchanie innej części nowego budżetu. No to Sobolewski obwąchał i szczena mu opadła, bo na przykład w Narodowym Funduszu Ochrony Środowiska takiego burdelu się nie spodziewał. Budżet Funduszu na 2005 rok to 745 milionów. Więcej tych pieniędzy co roku idzie na rozkurz (czyt.: dla tych, co u władzy), ale nie można ich skontrolować, bowiem nie zapisano, na co mają być wydane. Po długich badaniach udało się jednak ustalić, że na przykład kwota 14 mln złotych zostanie wydatkowana na sprzęt komputerowy i ganz nowiutkie samochody. Jasne – nic tak nie poprawia środowiska jak rury wydechowe.
Twierdzi pan, panie władzo, że przekroczyłem prędkość? No to ja proszę o pokazanie aktualnej legalizacji radaru. Taki tekst powinniśmy wypowiadać przy każdym zatrzymaniu nas przez drogówkę. Opłaca się! Jakie zabawki ma drogówka? Otóż posiada fotoradary (sztuk 60), fotoradary wideo (ponad 100) i radary zwykłe, nazywane potocznie „suszarkami” (ponad 5 tys. sztuk), a także alkomaty (5190 szt.). Zacznijmy od końca, czyli od dmuchania w balonik. Podkomisarz KG Policji Marcin Szyndler przyznaje oficjalnie, że tylko 4 tys. 500 alkomatów ma wartość dowodową
3
marki Jelcz jechała... 125 km na godzinę. Tymczasem eksperci – po przebadaniu „limuzyny” – stwierdzili, iż wszystko, co może ona z siebie wydusić, to 90 kilometrów, a dalej pedał gazu opiera się już o podłogę. Sąd uniewinnił oskarżonego kierowcę tym chętniej, że tachograf wskazywał, iż jelcz „pędził” z zawrotną szybkością 63 kilometrów na godzinę. A teraz UWAGA! Oto – zdaniem ekspertów – radar najprawdopodobniej zsumował prędkości dwóch samochodów lub policzył prędkość innego, małego autka jadącego za jelczem, bo „bardziej mu się podobało”. Pięknie, a przecież każdemu z nas mogło się to przytrafić. Radary mają roczny okres legalizacji. W roku 2003 Główny Urząd Miar zalegalizował 1528 sztuk radarów wszelkich typów. Co z resztą, skoro policja twierdzi, że ma ich w sumie ponad 5 tysięcy? Z wiedzy zdobytej przez nas na samych szczytach policji wynika, iż
Rada na radary
Ü Dokończenie na str. 7
GŁASKANIE JEŻA
Donieś na swojego proboszcza Choć moim zdaniem kler katolicki w lwiej części jest doskonałym przykładem na istnienie „klasy próżniaczej”, to przecież tu i ówdzie zdarzają się chwalebne wyjątki kapłanów przyzwoitych – takich co to wspomogą ubogich, nie strzygą owieczek do gołej skóry, a potem jeszcze z tej skóry obdzierają; takich co to z nudnego i pompatycznego widowiska nazwanego mszą – widowiska, które nie ma nic wspólnego z rozmową z Bogiem (czymkolwiek i kimkolwiek On się nam wydaje) – potrafią stworzyć radosne wspólne przeżywanie. Teraz, za sprawą papieża Jana Pawła II, Kościół postanowił raz na zawsze zrobić porządek z tymi odszczepieńcami, tymi renegatami religii katolickiej. Otóż 19 marca Biały Papa zatwierdził i wprowadził w życie (i natychmiastowe użycie) instrukcję Kongregacji Kultu Bożego i Dyscypliny Sakramentów „Redemptionis sacramentum”. Cóż to takiego? Nic innego jak polecenie wiernym (czytaj: dewotkom, dewotom i fanatykom), aby składali donosy na księży, którzy dopuszczają się
odstępstw w sposobie prowadzenia mszy lub innego nabożeństwa. W instrukcji czytamy m.in.: „Każdy katolik (...) czy osoba świecka ma prawo wyrazić skargę na nadużycia liturgiczne wobec biskupa diecezjalnego (a także wobec Stolicy Apostolskiej)”. Innymi słowy, jeśli ksiądz podczas mszy rozdawał ubogim rodzinom ciepłe jeszcze bułeczki, które sobie tylko znanym sposobem wymamił z hipermarketu, to znak, że popełnił ciężkie przestępstwo, obraził Boga tymi bułeczkami i należy na niego donieść; jeśli mszę dla młodzieży ubarwił występem religijnej kapeli rockowej – natychmiast słać trzeba donosik do biskupa albo Watykanu, koniecznie z podpisem „Zawsze zobowiązany” (opisałem dwa autentyczne przypadki). Jak to jednak zrobić? Bardzo łatwo, lekko i przyjemnie. Naprzeciw potrzebom donosicieli wychodzi bowiem katolicki serwis internetowy www.fidelitas.pl, na stronie którego znajdziemy gustowny formularz jakby żywcem wyjęty z najczarniejszego okresu stalinizmu. Wystarczy tylko podać, co
to za ksiądz jest taki nowoczesny łobuz, opisać jego sprawki (np. te bułeczki, rock lub nieprawomyślne kazanie) i jeszcze podać, czy chcemy poskarżyć się diecezjalnemu biskupowi, czy nasza skarga ma trafić od razu na kolana JPII. Potem maleńki klik myszką i już donieśliśmy. Prawda, jaki postęp dla gnid, łajdaków i innych rozmodlonych fanatyków – kiedyś komunizmu, dziś katolicyzmu, często zresztą tych samych osób... Donosicielstwo było zawsze potężną bronią Kościoła, ale nawet w średniowieczu nie robił on tego tak otwarcie jak teraz. Mogę się założyć, o co chcecie, że w Polsce donosów posypią się tysiące, a skierowane będą przeciwko najbardziej otwartym, najsympatyczniejszym, najmądrzejszym i reformatorskim księżom. Bo przecież o to w tej akcji chodzi. Ja też! Ja też postanowiłem w takim razie gdzieś donieść na nadzwyczaj „postępowego” księdza – mianowicie Wojtyłę. Czy ktoś zna adres e-mailowy Pana Boga? MAREK SZENBORN
przed sądem. Innymi słowy, blisko 700 alkomatów to śmiecie wykazujące, że gość jest zalany w trupa, choć niewykluczone, że jest od urodzenia abstynentem. Jeśli ktoś o tym nie wie, to słono zapłaci – nie ma zmiłuj! Jak wielki w kwestii alkotestów panuje burdel, niech świadczy fakt, że z kolei Główny Urząd Miar najspokojniej odpowiedział nam, iż zalegalizował 5401 sztuk „baloników”, czyli znacznie więcej niż posiada policja. Ktoś tu kręci... Co ciekawe, ten sam Urząd podaje, iż w roku 2003 zalegalizował 8133 alkomaty. Gdzie po drodze diabli wzięli 2432 urządzenia – nikt nie wie. Przejdźmy na powrót do radarów, które – według naszego informatora z KG Policji – działają sobie, jak chcą. – Tylko idiota płaci mandat za przekroczenie prędkości bez sprawdzenia certyfikatu (homologacji) urządzenia, a poza tym już nawet przed sądem można kwestionować rzetelność odczytu, bowiem nawet te skalibrowane ustrojstwa wariują już po kilku miesiącach – twierdzi nasz rozmówca. Czy to możliwe? Wydaje się, że jak najbardziej, bo oto mamy przed sobą wyrok Sądu Rejonowego w Rzeszowie (21 września 2004 r.), który zakwestionował pomiar policyjnego radaru świadczący, że ciężarówka
około 2 tys. sztuk radarów stoi sobie na poboczach dróg i chociaż nie nadaje się nawet do badania prędkości biegu kury domowej, to wylicza, ile mandatu mamy zapłacić. Dzieje się tak z powodu braku kasy, bowiem legalizacja kosztuje ok. 140 złotych od urządzenia, a policji nie stać nawet na baterie do latarek służbowych. Dwa tygodnie temu zadaliśmy KG Policji oficjalne pytanie: Ile pieniędzy wydaje się tak naprawdę na legalizację radarów i alkomatów? Na odpowiedź czekamy bezskutecznie do tej pory. Nieoficjalnie przyznano, że jej nie będzie, bo takich danych nie ma. JOANNA GAWŁOWSKA ANNA KARWOWSKA PS Według prawa, wszelkie urządzenia pomiarowe należy legalizować w wyznaczonym przez producenta czasie w Głównym Urzędzie Miar – i wagę sklepową, i taksometr, i radar właśnie. Legalizacja to sprawdzenie, czy urządzenie dokonuje rzetelnych pomiarów, i ewentualne ponowne skalibrowanie go. Używanie przyrządów mierniczych bez legalizacji jest niezgodne z prawem. Dziękujemy ciężko pracującym na drogach policjantom za wskazanie nam radarowego i alkomatowego problemu. Gwarantujemy gliniarzom, że prędzej damy sobie rękę obciąć, niż wyjawimy, kto nas o tym poinformował!
4
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Żyd jest ludożercą Najbardziej znanym antysemitą międzywojnia był o. Maksymilian Maria Kolbe wydający „Rycerza Niepokalanej”. Zaraz za nim plasowali się księża palotyni z Wadowic, rodzinnego miasta papieża, ze swą „Królową Apostołów”. Profesor Jan Baudouin de Courtenay (1845–1929) był wybitnym językoznawcą, publicystą, a przede wszystkim wolnomyślicielem i wielkim antyklerykałem. Współpracował z czasopismem „Myśl Niepodległa”, którego redaktorem naczelnym był Andrzej Niemojewski („FiM” 27/2004, „Jonasz nie był pierwszy!”). Janowi Baudouin de Courtenayowi w najbliższym czasie poświęcimy większy materiał w ramach historycznego cyklu pokazującego polskich twórców oświeconego religioznawstwa, krytykujących Kościół za obłudę, nietolerancję, feudalny system i wyłudzenia. Dziś natomiast chciałbym zasygnalizować fragment z jego książki „Mój stosunek do Kościoła” (rok wydania: 1927) poświęcony antysemickiej fobii duchowieństwa: „W Wadowicach istnieje i działa zakon księży Pallotynów, protegowany przez kurie biskupie, a ziejący nienawiścią i ogłupiający słabe głowy ludzkie. Wpadł mi w ręce wydany przez tych trucicieli i podżegaczy »Kalendarz Królowej Apostołów«. Nakładem kongregacji misyjnej ks.ks. Pallotynów w Wadowicach, 1927. W »Kalendarzu« tym przeważają artykuły pełne bądź to nieuctwa, bądź też umyślnego fałszowania historii, a uprawiające agitację programową”. Artykuł opatrzony tytułem „ŻYD” ma arcyciekawe fragmenty charakteryzujące Żydów, znajdziemy
N
tam również wskazania, co należy z nimi zrobić, kiedy się ich złapie. Przytaczam więc co ciekawsze dla podreperowania samopoczucia ojca Tadeusza Rydzyka, prałata Henryka Jankowskiego i innych żydożerców w sutannach. Kim jest Żyd? Na to pytanie palotyni z Wadowic odpowiadają w kilku zwięzłych punktach (zachowuję pisownię oryginału): „– żydzi – to istoty podstępne, niebezpieczne i wrogo usposobione do reszty ludzi. Nie wolno patrzeć obojętnie, gdy podnoszą oni łeb do góry, lecz natychmiast wybijać ich tak, jak wybija się jadowite żmije. W przeciwnym razie kąsać będą – a ukąszenie żydowskie jest śmiertelne. – Ta zadra w żywych organizmach innych narodowości wywołuje choroby, gnicie i śmierć. Wśród narodów europejskich żydostwo jest elementem obcym, wnoszącym jedynie rozkład. – W ciągu lat niepodległości rozdarło żydostwo kraj, zniszczyło jego pieniądz i skupiło kopalnie i fabryki w akcjach, spółkach, tudzież obligacjach – i pociągnęło cały naród na krawędź nieuniknionej zagłady. – Nie rozumiemy, czemu dotąd nie wytępiono doszczętnie tych jadowitych wężów. Wszak zabija się drapieżne zwierzęta, pożerające ludzi. A kimże jest żyd, jak nie ludożercą? Z trychninami i bakcylami nikt nie zawiera paktów – ani też usiłuje przerobić drogą wychowania, lecz stara się jak najprędzej wytępić. – Nie od dziś – i nie od wczoraj żydostwo demoralizowało sferę inteligencką, wszelkimi sposobami wciąganą do lóż masońskich. Nikczemnym jest żyd. Ale po stokroć
ie ma chyba nic głupszego od funkcjonujących w mediach i języku dnia codziennego stereotypów: III RP to czas wolności; PRL – czas zniewolenia; islam – religia nienawiści; chrześcijaństwo – religia miłości; Jan Paweł II – papież praw człowieka itp. Miałem zaszczyt uczestniczyć niedawno w konferencji pod hasłem „Rzeczywiste oraz oczekiwane wartości w polityce”, zorganizowanej przez profesor Marię Szyszkowską. Spotkanie to cechowało się niezwykłą różnorodnością uczestników. Można tam było spotkać osoby rozmaitych profesji: uczonych, polityków, dziennikarzy, a nawet lekarzy – w rozmaitym wieku i z każdego niemal zakątka Polski. Co ważniejsze jednak – spotkali się ludzie o rozmaitych poglądach. Obok ateistów i działaczy laickich, także osoby wierzące, a nawet duchowni rozmaitych wyznań. Tym razem, oprócz licznych sympatyków lewicy, obecna była prawicowa senator, a nawet prawnik, członek Opus Dei. Słusznie się mówi, że lepiej ze sobą rozmawiać, niż do siebie strzelać, ale spokojna rozmowa prowadzona na równych prawach przez ludzi z różnych obozów politycznych i światopoglądowych to, jak na polskie warunki, sensacja warta odnotowania. Do problematyki podejmowanej na konferencji wrócimy jeszcze niejednokrotnie, a tym razem warto nawiązać do naszych polskich stereotypów. Najwyraźniej dały się one odczuć w wystąpieniu senator Anny Kurskiej (PiS), która w sposób bardzo ckliwy, charakterystyczny dla polskiej prawicy opowiadała o czasach Polski
nikczemniejszym jest goj, wysługujący się w lożach masońskich żydowi, bowiem dla pieniędzy lub stanowiska sztylety wbija w serce Ojczyzny, by jej trupa w prezencie zanieść na szabas judejczykowi. Jeżeli żyd jest wampirem – na określenie goja w służbie żydowskiej słownictwo nie zna odpowiedniego wyrazu”. Prof. Jan Baudouin komentuje to następująco: „Oto kilka kwiatków uszczkniętych z ogródka wielebnych „ojców” czy też „braciszków”, występujących w imieniu Jezusa i jego matki, „królowej apostołów”, którzy oboje byli Żydami, urodzonymi w ziemi żydowskiej i wywodzącymi się z rodu króla żydowskiego Dawida”. Dla wyjaśnienia dodam, że „Kalendarze Królowej Apostołów” rozchodziły się w Polsce w setkach tysięcy egzemplarzy, były czytane przede wszystkim przez ludność wsi i małych miasteczek, najbardziej podlegającej kościelnej indoktrynacji. Prof. Jan Baudouin de Courtenay określa katolickie duchowieństwo jako bandę „zaślepionych fanatyków, cynicznych obłudników i oszustów. Sprzedający trujące pożywienie dla ciała bywają karani; handlarzom trucizną dla duszy, o ile są protegowani przez władze duchowne przy życzliwej neutralności władz świeckich, uchodzi to na sucho. Im wolno bezkarnie szczuć, podjudzać i jątrzyć”. Przez siedemdziesiąt siedem lat niewiele się pod tym względem w Polsce zmieniło. Duchowieństwo, w dużej części, nadal judzi i ogłupia masy, i tylko ludzkiej głupocie zawdzięcza, że jeszcze nikt nie wziął się za jego tępienie... ANDRZEJ RODAN
międzywojennej. Aż cisnęło się na usta pytanie, dlaczego w tak wspaniałym kraju oddanych i ideowych polityków zorganizowano z szerokim poparciem społecznym zamach majowy, który pochłonął setki ofiar... Czy nie po to, aby odsunąć od władzy skorumpowanych nieudaczników? I dlaczego z tej świetlistej krainy miliony ludzi wyemigrowały, gdzie tylko kto mógł. Senator Kurska nie zadawała sobie tak skomplikowanych pytań, nawiązała za to do własnej historii, bo trzeba wiedzieć, że jest solidarnościową kombatancką sędzią pozbawioną prawa wykonywania zawodu w stanie wojennym. Na jej nieszczęście na sali była nauczycielka wyrzucona z pracy kilka lat temu, bo nie dość, że lewicowa na świętym Pomorzu, to jeszcze wykształcona (doktorat) w niesłusznym Leningradzie. Kurska zdziwiła się, że we współczesnej Polsce wyrzuca się ludzi z pracy: „Przecież mamy wolność” – westchnęła. Problem, czy „mamy wolność”, skoro jej nie mamy, jest zbyt zawiły dla posierpniowych umysłów i mąci im nieskomplikowany obraz świata usłyszany z ambon i wyczytany w „Wyborczej”. Bo jaką wolność ma trwale bezrobotny w małym miasteczku lub małżeństwo z dwójką dzieci mieszkające kątem u rodziców, bez szans na własne mieszkanie? Kiedyś o pracę było łatwo, na mieszkanie trzeba było długo czekać, ale w końcu się je dostawało. Była wprawdzie cenzura partyjna, ale ta mało doskwierała większości. Czy to wszystko mają jednak szansę zrozumieć ludzie pokroju senator Kurskiej, chowani na mądrości braci Kaczyńskich? ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Wolność ustawowa
Prowincjałki MISTRZ KIEROWNICY UCIEKA Policja w Poniatowej została po-
wiadomiona, że 10-letni chłopiec za kierownicą forda mondeo z pijanym pasażerem w środku ucieka przed radiowozem. Gliny ruszyły w pościg, ale dzieciak jechał jak wytrawny kierowca rajdowy. Dopiero na ostrym zakręcie uderzył w znak drogowy i samochód zatrzymał się. Policyjna kontrola wykazała, że kierowcą był Piotruś, uczeń szkoły podstawowej, a na tylnym siedzeniu leżał w sztok pijany jego 40-letni ojciec, Mirosław J. Tatuś miał 3 promile. Jak to możliwe, aby dziecko mogło tak sprawnie prowadzić samochód? Otóż do siedzenia forda przymocowany był mały fotelik, co umożliwiało kierowanie, a poza tym chłopiec dość często woził pijanego tatusia, tylko że na krótszych trasach. I tak, dzięki pijanym ojcom, rosną nam kadry przyszłych rajdowych mistrzów. Osiemnastolatki z Żagania, uczniowie szkoły średniej, ukradli rury PCV z magazynów firmy budowlanej. Kiedy dorwała ich policja, tłumaczyli się, że ze skradzionych rur zamierzali wykonać armatę do strzelania martwymi kurczakami. Dodali, że jako materiału miotającego mieli użyć perfum w sprayu. Urządzenie przygotowywali na szkolne zajęcia z kreatywności.
ARMATA NA KURCZAKI
Policjanci wylegitymowali 20-letniego mieszkańca Bełchatowa. Zdziwiło ich, że mężczyzna szedł ulicą i śmiał się w głos. Po zatrzymaniu nadal zwijał się ze śmiechu, aż łzy ciekły mu z oczu. Okazało się, że w organizmie miał 2 promile alkoholu, a powodem wesołości była zagrycha, czyli 60 grzybków. Bełchatowianin nie wiedział, że są one halucynogenne i powodują śmiechawę. Mężczyznę odwieziono do izby wytrzeźwień, gdzie śmiał się dalej.
ŚMIECHAWA
Na policję zgłosił się listonosz z Rydułtów (woj. śląskie), Grzegorz G., i powiadomił o napadzie. Według jego relacji, nieznani sprawcy uderzyli go w tył głowy i wyrwali torbę z pieniędzmi na renty i emerytury. Dociekliwi gliniarze stwierdzili jednak, że forsę ukradł sam listonosz, a przed wejściem do komisariatu walnął się kamieniem w łeb. Gdyby puknął się wcześniej, być może oprzytomniałby i nie okradał emerytów. Opracował AR
WALNIĘTY
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Żyjemy w chorym kraju, w którym prawo zostało celowo źle skonstruowane, aby nierząd można było uprawiać pod różnymi przykrywkami. („Niedziela” 43/2004) ¶¶¶ Czy uznaję, że Polska powinna być miejscem rzeczywistego królowania Jezusa Chrystusa? Czy zabiegałem o to, by prawa mojej Ojczyzny zgodne były z nauką Ewangelii? Czy należycie poznałem naukę Kościoła w sprawach, które dotyczą mojej pracy, i czy modliłem się o światło Ducha Świętego w rozeznaniu prawdy i dobra wspólnego? Czy nie działałem przeciwko prawom Kościoła Świętego i osób wierzących? Czy nie nadużyłem instytucji Kościoła lub zaufania osób wierzących do działań niegodnych Ewangelii? (...) Czy rozwiązanie spraw mi powierzonych, a zwłaszcza tych trudnych, polecałem Bożej Opatrzności? Czy sprawy Ojczyzny oraz moich Rodaków stale polecałem Matce Bożej, Królowej Polski, Aniołom Stróżom oraz Świętym, których Bóg zechciał powołać z naszego Narodu? (fragm. rachunku sumienia polskiego polityka, „Nasz Dziennik” 256/2004) ¶¶¶ Trzeba zaprzestać walki z Kościołem, dyskredytowania powagi kościelnego nauczania, zaprzestać cynicznego podważania autorytetu duchownych i instytucji prowadzonych przez katolików, trzeba przywrócić Kościołowi pełne prawa w zakresie kształtowania opinii publicznej przez radio, telewizję i prasę, na przykład „Nasz Dziennik”, Radio Maryja, telewizję TRWAM itd. („Nasz Dziennik” 250/2004) ¶¶¶ Nowa instrukcja Episkopatu normuje też postawę przyjmowania Komunii świętej. (...) Widzimy więc jak modernistyczna hierarchia skutecznie przełamuje fałszywy stereotyp o tradycji katolickiej w Polsce, przeprowadzając kolejne zmiany potwierdzające arcymodernistyczny kierunek ich działań. Złudzenia prysły niczym mydlana bańka i chyba już nawet ślepi przejrzeli na oczy, widząc zamach na samego Boga, dokonany rękoma naszych pasterzy. Jak długo będziemy tolerować zdradę krzyża i naszego Zbawcy? Czy potrzeba więcej dowodów, aby wierni zrozumieli, że ta droga wiedzie jedynie na zatracenie i że trzeba powrotu do odwiecznej i świętej Tradycji? (www.patriota.pl) Wybrała OH
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
NA KLĘCZKACH
U TADKA NA IMIENINACH 28 października prałat Henryk Jankowski uczestniczył w przyjęciu imieninowym abp. Tadeusza Gocłowskiego, chociaż ten wezwał go wcześniej do zrzeczenia się probostwa w parafii św. Brygidy w Gdańsku. Czyżby nieugięty Henio wybaczył metropolicie taki afront? Tymczasem śledztwo w sprawie molestowania ministranta z Brygidy przedłużono do 27 grudnia br. MW
PRZEKLĘTY KERRY
ewentualnie zwróci się do specjalistów o wykładnię prawną. A my jesteśmy przekonani, że karta chorego jest ściśle poufną dokumentacją medyczną i kapelan może sobie zaglądać do szpitalnego klopa, ale nie do naszych dokumentów. RP
KOŚCIÓŁ TRANSRACJONALNY
HOMOSEKSOFOBKI Jeśli takie mają być rzeczypospolite, jak ich młodzieży seksualne chowanie, to my wysiadamy. Profesor Zygmunt Zdrojewicz przeprowadził badanie seksualności wśród studentów wrocławskich uczelni. Wyniki są przerażające. Zdecydowana większość studentek, i to głównie Akademii Medycznej, uznaje homoseksualizm za chorobę, chociaż zgodnie z ustaleniami Światowej Organizacji Zdrowia nie ma co do tego żadnych przesłanek. Natomiast koleżanki homofobek, studentki Akademii Ekonomicznej, miały po kilkunastu kochanków, często więcej niż ich uczelniani koledzy. Byle jak, z byle kim, byle nie z gejem... MAR
PO 13.00 DO 16.00 Warszawscy radni z ramienia LPR wprowadzili zdumiewające poprawki do projektu uchwały dotyczącej zakazu handlu w święta narodowe i kościelne. W nowej wersji ograniczenia mają dotyczyć nie tylko supermarketów, ale w ogóle całego stołecznego handlu. LPR proponuje też reglamentację towarów w przeddzień Wielkanocy, Bożego Narodzenia (Wigilia) oraz w sylwestra. W tych dniach sklepy mogłyby być otwarte do godz. 16 i sprzedawać wyłącznie rzeczy z listy opracowanej przez ligusów, m.in. gazety, bilety, dewocjonalia, znicze, słodycze, środki opatrunkowe i zapobiegające chorobom. Cóż, trzeba będzie odkurzyć aparaturkę do pędzenia bimberku... MW
MIŁE ZŁEGO PIECZĄTKI Do czego mogą być przydatne pieczątki przystawiane przez szpitalnego kapelana na kartach chorobowych pacjentów? – zastanawia się jeden z naszych Czytelników z Włocławka. – Czyżby chodziło o kontrolę chorych i wywieranie presji, by przyjmowali kapłana? Kapelan Marek Kryska twierdzi, że z tych pieczątek... zadowoleni są zarówno chorzy, jak i ich rodziny, a ponadto ksiądz wie, gdzie posługa była już spełniona. Dyrektor szpitala tradycyjnie rżnie głupa i udaje, że o niczym nie słyszał, choć stemplowanie kart chorych odbywa się już od dwóch lat. Na wszelki wypadek twierdzi, że sprawę wyjaśni i że
Fot. Alex Wolf
Nuncjusz apostolski w Polsce abp Józef Kowalczyk (na zdjęciu) wydał okólnik zakazujący proboszczom wpisywania do ksiąg parafialnych informacji o potwierdzonej sądownie zmianie płci parafian. Osoba, którą po operacji zmiany płci państwo uznaje np. za kobietę, w oczach Kościoła nadal jest uznawana za mężczyznę. Z tej przyczyny trudno wyobrazić sobie katolicki ślub osoby transseksualnej, ponieważ (według Kościoła) sprowadzałby się on do pobłogosławienia związku osób tej samej płci, co kler potępia, a czego państwo na razie nie uznaje. Decyzja Watykanu, której wyrazicielem jest Kowalczyk, stawia kolejną grupę społeczną poza nawiasem Kościoła. AC
ORGANY ORGANISTÓW Klasztor oo. Dominikanów we Wrocławiu zorganizował konkurs na stanowisko organisty. Do boju mogą przystąpić absolwenci kierunków organowych lub studenci ostatnich lat. Szczęśliwiec, którego wybiorą ojczulkowie, będzie mógł zarobić średnią pensję nauczyciela (?), a także dorobić na ślubach i pogrzebach. I na koniec najważniejsze: klasztor oferuje legalną pracę na umowę, co zostało specjalnie podkreślone w ogłoszeniu. Cóż, widać większość organistów używa organów na lewo... AS
CENZURA.COM.PL Cenzura kościelna w niczym nie ustępuje tej z okresu stalinowskiego. Na stronie internetowej www.bernardyni.ofm.pl właśnie została zablokowana Księga Gości. Braciszkowie tłumaczą, że w ten sposób musieli zareagować na pojawiające się reklamy nieprzyzwoitych stron
i wpisy obrażające Ojca Świętego. Jakie to były reklamy i jakie obelgi, niestety, nie wiadomo, bo błyskawicznie zniknęły z Internetu. Bernardynom jest bardzo przykro, ale w ramach zadośćuczynienia zapraszają do oglądania starych wpisów. MAR
Mark Balestrieri – specjalista od prawa kanonicznego – uważa, że Watykan powinien ekskomunikować byłego kandydata na prezydenta USA – Johna Kerry’ego – za otwarte popieranie aborcji. Sam zamierza wytoczyć Kerry’emu proces kościelny, jednakże watykańskie władze w oficjalnym oświadczeniu odżegnują się od podjętej przez niego nagonki. Przynajmniej do czasu ogłoszenia wyników wyborów... MW
GRUPPENMODŁY Przynależący do charyzmatycznego nurtu chrześcijaństwa Kościół Boży w Chrystusie proponuje wszystkim chrześcijanom zaangażowanie się w inicjatywę „Polska 24”. Akcja ma polegać na otoczeniu kraju siecią modlitewną, działającą non stop. To ma być antidotum na wszelkie problemy naszej drogiej ojczyzny i ochrona jej przed demonami, piekłem i szatanem. Odprawiane grupowo modły mają – w zamyśle pomysłodawców – trwać tak długo, aż „osobiście i na skalę narodową doświadczymy duchowego przełamania”. Na razie jesteśmy... załamani. MW
CHRYSTUS PIRATEM? Koncerny fonograficzne i studia filmowe na całym świecie domagają się całkowitej delegalizacji internetowych serwisów wymiany plików P2P, które umożliwiają internautom swobodne kopiowanie plików z muzyką i filmami. Zdaniem koncernów, jest to zwykłe piractwo odpowiedzialne za znaczący spadek przychodów ze sprzedaży płyt. Użytkownicy programów P2P bronią się jak mogą. Październikowy „Internet” przytacza tłumaczenie tekstu, którego autor wywodzi legalność istnienia programów P2P z zasad... chrześcijańskich, porównując wymianę plików z cudem zamiany wody w wino i rozmnożenia chleba przez Jezusa. Argumentuje przy tym, że nikt nie ośmiela się nazwać Jezusa złodziejem, chociaż w wyniku jego cudów wymierne straty musieli ponieść piekarze i lokalni producenci wina. Na koniec domaga się dostosowania prawa do moralności Jezusa. AK
UKRYTA KAMERA W jednym z olsztyńskich kościołów zdemontowano wszystkie skarbonki na ofiary wiernych, gdyż proboszcz nie mógł sobie dać rady z plagą kradzieży. Teraz pieniądze zbierane są tylko na tacę. W innej świątyni w tym mieście przed ołtarzem pojawiła się kamera, dzięki której kościelny na bieżąco ma oko na parafian i zgromadzone w kościele kosztowności. Choć, zdaniem księży, złodziejstwo w świątyniach szerzy się niczym zaraza, policjanci rzadko proszeni są o interwencję. W sprawach kasy, jak wiadomo, sutannowi nie lubią żadnych świadków... RP
ŁUKASZENKO POKROPIONY Wkrótce po zwycięstwie wyborczym prezydenta Białorusi pośpieszył do niego z gratulacjami i życzeniami zwierzchnik Kościoła katolickiego w tym kraju, kardynał Kazimierz Świątek, który uznał, że „między państwem i naszym Kościołem wzrasta wzajemne zrozumienie”. Kościół z każdą władzą potrafi robić dobre interesy, a rosnące porozumienie nas nie dziwi – Watykan nigdy nie miał zaufania i zrozumienia dla demokracji. AC
5
W kraju, który przez wieki przewodził katolickim podbojom, badanie wzbudziło niemałą sensację. Według profesora socjologii, Rafaela Díaza Salazara z Uniwersytetu Complutense w Madrycie, zaistniała sytuacja wynika z pomieszania spraw religijnych z kościelnymi. Po Niemczech, gdzie masowo wysprzedawane są majątki parafii, przyszedł czas na Hiszpanię. A kiedy nasz firmowy znak... MAR
WIERNI INACZEJ Zjednoczony Kościół Kanady jako jeden z trzech popierających małżeństwa jednopłciowe opowiedział się za ich legalizacją. Swoje stanowisko motywuje tym, że „chrześcijańska nauka i etyka wymaga, by pary homoseksualne miały taki sam dostęp do instytucji małżeństwa, jak pary heteroseksualne”. Zjednoczony Kościół Kanady skupia 10 procent społeczeństwa tego kraju i jest jego największym protestanckim wyznaniem. Ostateczną decyzję w sprawie legalizacji związków homoseksualnych podejmie Sąd Najwyższy Kanady wiosną przyszłego roku. MAR
RÓŻOWA JEROZOLIMA Impreza pod nazwą WorldPride, organizowana przez gejów i lesbijki z całego świata, odbędzie się w przyszłym roku w Jerozolimie. Wybór miejsca jest oczywiście symboliczny – demonstracja wolności w świętym mieście trzech religii nietolerancyjnych wobec mniejszości seksualnych ma być prowokacją polityczną. Podobny był cel zorganizowania WorldPride w Rzymie w roku 2000, nazwanym przez papieża Świętym Rokiem Jubileuszowym. Jerozolima jest także miastem religijnej i narodowościowej nienawiści, miastem wstrząsanym aktami terroru. Zapewne dlatego organizatorzy chcą manifestować pod hasłem „Miłość bez granic”. AC
TERAZ POLSKA? Zaskakujące wyniki przyniósł sondaż przeprowadzony w Hiszpanii – z obliczeń wynika, że Bóg i religia zajmują w tym kraju coraz mniej znaczącą pozycję. Najwięcej, bo aż 92,9 proc., Hiszpanów zadeklarowało, że najwyższą wartość stanowi dla nich rodzina. Najmniejszy entuzjazm wzbudziła – obok kwestii ojczyzny – wiara w Najwyższego (20,3 proc.).
GÓWNIANA SPRAWA Podczas prac w ogrodzie zabytkowego domu Marcina Lutra w Wittenberdze niemieccy archeolodzy natrafili na pozostałości pomieszczenia z toaletą. Profesor Stefan Rein, dyrektor Fundacji Marcina Lutra, twierdzi, że to wielkie odkrycie, gdyż właśnie tam narodziła się reformacja. Cierpiący na chroniczne zaparcia szesnastowieczny teolog sam przyznawał, że reformatorskie pomysły zrodziły się „in cloaca”, czyli w kiblu. Profesor Rein zapowiedział, że historyczną toaletę będzie można wkrótce oglądać, ale nie będzie można z niej korzystać. MW
TAKI PROBOSZCZ W proteście przeciwko decyzji władz kościelnych o przeniesieniu proboszcza do sąsiedniej parafii w Paupisi, mieszkańcy Boneo na południu Włoch... zamurowali wejście do kościoła. Uwielbiany pasterz Giuseppe Franco otrzymał od biskupa nakaz przeprowadzki, ale parafianie nie chcą go wypuścić. Spędzili całą noc przed kościołem, wznosząc okrzyki: Albo Giuseppe, albo nikt! MW
6
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
Są tacy ludzie – dziwolągi jakieś – którzy nie chcą grobów dwa metry od swoich okien. W centrum wsi Rąbień, przy skrzyżowaniu dróg na Łódź i Aleksandrów, od ponad stu lat leży cmentarz ewangelicki. Ostatni pochówek odbył się tu w styczniu 1945 roku. Przez prawie 60 lat nekropolia zarastała krzakami i drzewami,
P
rzed słupskim sądem rejonowym rozpocznie się wkrótce proces pedofila, którego rok temu wykryliśmy i opisaliśmy. W trakcie śledztwa okazało się, że gwałcił on przyszłego... aktywistę Młodzieży Wszechpolskiej. W „FiM” 35/2003 opisaliśmy Bogdana L., który w Słupsku zorganizował katolicką Akcję SOS. By-
Z widokiem na trupka skradziono marmurowe nagrobki i zdewastowano ceglany parkan. Po wojnie zbudowano w sąsiedztwie kilka bloków mieszkalnych dla pracowników miejscowego POM-u i na mieszkania zamieniono budynek gospodarczy, stojący dwa metry od muru cmentarnego. – Nigdy nie zaakceptowaliśmy tego sąsiedztwa – mówi jedna z lokatorek bloku – ale pocieszaliśmy się tym, że opuszczony cmentarz stał się właściwie parkiem. – Bomba wybuchła kilka dni temu, gdy dowiedzieliśmy się, że ekipa wycinająca drzewa i krzaki szykuje teren pod nowy cmentarz – opowiada zdenerwowany mężczyzna, który od kilkudziesięciu lat mieszka w sąsiednim bloku. – Nie dość, że zniknęły dorodne dęby, kasztanowce i akacje, to jeszcze chcą nam zafundować pod oknami groby! Gdy mieszkańcy okolicznych domów zorientowali się, że nie chodzi
przy nim onanizował. Podczas wyjazdu do Orzechowa na leśnej polanie rozłożył koc i zgwałcił chłopaka. Od tego momentu ich spotkania stały się częstsze. Michał N. przychodził do pedofila wielokrotnie. Nie można więc pozbyć się wrażenia, że stosunki homoseksualne sprawiały mu przyjemność (co jednak wcale nie zwalnia
Zgwałcił wszechpolaka! ła to pseudocharytatywna instytucja, która rzekomo miała świadczyć pomoc potrzebującym, a w rzeczywistości była przykrywką pedofilskiej działalności Bogdana L. Trzy tygodnie po naszej publikacji słupska policja przesłuchała piszącego te słowa, co umożliwiło stróżom prawa dokładniejsze zapoznanie się z działalnością pedofila. Udało się znaleźć jednego pokrzywdzonego, który zeznał, że był od lat gwałcony i w inny sposób wykorzystywany przez Bogdana L. – W toku śledztwa udało się udowodnić jeden przypadek wykorzystywania osoby poniżej 15 roku życia. Michał N. zeznał, że od kwietnia 1999 roku Bogdan L. wielokrotnie gwałcił go, wiedząc, że jest nieletni – mówi Beata Szafrańska, rzecznik słupskiej Prokuratury Okręgowej. Michał N. od 1999 roku pracował w Akcji SOS jako wolontariusz. Wtedy Bogdan L. wielokrotnie się
L. z odpowiedzialności!). Bogdan L. przekonywał nawet małolata, że seks z mężczyznami to nic złego, że to kobiety są złe. Nie dziwi więc późniejsza przynależność zindoktrynowanego dzieciaka do Młodzieży Wszechpolskiej, której członkiem jest nadal. Michał N. informował nawet swego guru – posła LPR, Roberta Strąka – o pedofilskich zapędach Bogdana L. (posiadamy kopię tego pisma). Strąk wezwał wtedy Michała N. i powiedział, żeby przyprowadził molestowane dzieci do niego, najlepiej z rodzicami. Molestowany wszechpolak nie uczynił jednak tego i – jak widać – sam także nie przyznał się Strąkowi do kilku numerków z pedofilem. Ligusy nie zrobiły nic, żeby zdemaskować przestępcę. Udało się to dopiero po naszej publikacji, dzięki sprawnemu działaniu słupskiej policji i prokuratury. ADAM SITO
o uporządkowanie zapuszczonego cmentarza ewangelickiego, lecz o szmal ze sprzedaży nowych cmentarnych placów, wkroczyli tłumnie na teren nekropolii i doszło do awantury. Interweniowała policja. Dopiero teraz okazało się, iż o zapomnianym cmentarzu przypomniała sobie Fundacja Ekumeniczne Centrum Dialogu Religii i Kultur z Aleksandrowa, której prezesuje biskup łódzko-warszawski Kościoła ewangelicko-augsburskiego Mieczysław Cieślar (prezes rady fundacji), mający do pomocy ks. Jacka Stasiaka (prezes zarządu). Ten ostatni – bardziej biznesmen niż kapłan – zasłynął niekonwencjonalnymi metodami pracy wśród wiernych. W Aleksandrowie głośno było o przejęciu przez niego za symboliczną złotówkę zrujnowanej XIX-wiecznej świątyni ewangelickiej stojącej w centrum miasta, która w przyszłości ma się stać ekumenicznym centrum dialogu różnych religii i kultur. A że parafia ewangelicka miała przypisanych 5 cmentarzy w samym mieście i okolicznych miejscowościach (Aleksandrów Łódzki, Rąbień, Ruda Bugaj,
Brużyczka Księstwo i Adamów Stary), ks. Stasiak postanowił skorzystać z tej kury znoszącej złote jaja. Ludziska przejrzeli jednak plany fundacji. Gdy zobaczyli, co się święci pod ich oknami, złożyli do prokuratury doniesienie o przestępstwie bezprawnego urządzania cmentarza. – Naliczyliśmy ponad dziewięćdziesiąt wyciętych dorodnych drzew – irytuje się mieszkanka bloku. Po interwencji lokatorów pobliskich domów roboty na cmentarzu zostały wstrzymane. – To skandal! – krzyczy jeden z mężczyzn. – Potraktowano nas jak bydło. Nikt nie zapytał ludzi, czy
zgadzają się na sąsiedztwo trupów. W zgierskim starostwie udają, że o niczym nie wiedzą i odsyłają nas do burmistrza w Aleksandrowie Łódzkim. Także sanepid rżnie głupa, twierdząc, że nic nie wie o nowym cmentarzu. Zapytaliśmy w starostwie, czy ksiądz z Aleksandrowa ma pozwolenie na wznowienie pochówków na tym cmentarzu, jednak nikt nie potrafił nam odpowiedzieć na to proste pytanie. No bo czy w tym kraju właściwie wiadomo, czego ksiądz nie może? RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
Jestem Rycerzem Niepokalanej W Częstochowie obradowali „Rycerze Niepokalanej” i inni pogrobowcy. Sympozjum na temat „Rycerstwo świata współczesnego” otworzył J. Wojtczak-Szyszkowski, zwierzchnik polskiego Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego. Udział wzięli m.in.: przełożony klasztoru niepokalańskiego, o. S. Piętka, senator J. Szafraniec oraz wojownicy wszelkiej maści, od Rycerzy Orderu Jasnogórskiej Bogurodzicy począwszy, a na Milicji Niepokalanej skończywszy. Zwierzchnik bożogrobowców stwierdził, iż „zapotrzebowanie na rycerzy i potrzeba praktykowania rycerskich ideałów jest dziś może większa niż w czasach średniowiecza, gdy rycerstwo było stanem powołanym do służby państwu, królowi i Kościołowi”. O stanie rycerstwa Niepokalanej w Niepokalanowie mówił o. S. Piętka, prowokując mnie do... sięgnięcia po pamięć, a mam do tego wyjątkowe prawo, gdyż już w wieku przedszkolnym zostałem przyjęty do stanu rycerskiego (z woli bogobojnych rodziców) i legitymuję się „Dyplomikiem Milicji Niepokalanej” (nadawanym rycerzom) z 21 maja 1939 r., podpisanym przez ks. moderatora o. Maksymiliana Marię
Kolbego (tego Kolbego). Dokument ten zawiera także „święte prawdy”, które obce są o. S. Piętce, gdy kłamie, iż Kolbe był założycielem Rycerstwa Niepokalanej w 1917 r. W „Dyplomiku” moim stoi, że termin ten dotyczy powstania „pobożnego stowarzyszenia” w Rzymie w Międzynarodowym Kolegium Franciszkańskim Braci Mniejszych Konwentualnych, a „pobudkę do założenia Milicji Niepokalanej dała masoneria przez swoją coraz bezczelniejszą działalność antyreligijną w samej stolicy chrześcijaństwa – w Rzymie”. Początek Milicji Niepokalanej przypada w Polsce na rok 1919, a pierwsze jej główne placówki powstały w Krakowie, we Lwowie i w Poznaniu.
Dopiero dekretem z 2 stycznia 1922 roku ustanowiono i zatwierdzono Stowarzyszenie Militia Immaculatae (tj. Milicję Niepokalanej). Wertując rodzinne archiwa, w matczynym modlitewniku dostrzegłem po raz pierwszy wspomniany „Dyplomik” (z maja 1939 r.). Wodząc oczyma po zapisach tego dokumentu, stwierdziłem, iż jako dziecię zostałem rycerzem, któremu św. Kolbe powierzył misję „nawracania grzeszników, heretyków, schizmatyków (tj. wyznawców kościołów nieuznających papieża) itd., a zwłaszcza masonów (...). Oddając się całkowicie Niepokalanej, jako narzędzie w jej niepokalanych rękach”. Ponad 50 lat żyłem więc w nieświadomości, iż zostałem rycerzem i z pewnością nadal powinienem się stawiać na pospolite ruszenia. Do polemiki skłania mnie jeszcze jeden wywód o. S. Piętki. Stwierdził on, iż „ten rejestr rycerstwa nie oddaje liczby faktycznej, bo w okresie komunizmu możliwe było dokonywanie zapisu tylko w formie duchowego zgłoszenia”. Jest to łgarstwo do kwadratu, gdyż wówczas normalnie funkcjonowała poczta, a Niepokalanów za pośrednictwem „Ruchu” realizował indywidualne zamówienia na „rycerską” prasę. Ponadto wydziały wyznań wojewódzkich rad narodowych rejestrowały bez oporów stowarzyszenia katolickie. Potwierdzam to własnym podpisem, ja – Rycerz Niepokalanej. JANUSZ MARUSZAK
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r. Opolski arcybiskup wpadł na genialny pomysł, jak zarobić niezły szmal. Sposób jest prosty: wprowadza w diecezji program „Biblia w każdej szkole”. Żeby otrzymać Słowo Boże, dzieci muszą zebrać pieniądze i wpłacić na kurialne konto bankowe.
Słowo Boże Nossola Opolski arcyksiążę Kościoła, arcybiskup Alfons Nossol (patrz fot.), wymyślił idealny sposób, żeby przy okazji katoewangelizacji zarobić górę szmalu. Z początkiem roku szkolnego Nossol skierował pismo do wszystkich prezydentów, burmistrzów, wójtów, dyrektorów szkół i placówek oświatowych na terenie całego województwa opolskiego. Grubo ponad tysiąc listów. Reklamował w nich akcję „Biblia w każdej szkole” i jednocześnie apelował, aby włączyli się w kościelny program pozyskiwania funduszy na zakup egzemplarzy Pisma Świętego
oraz biblijnych pomocy dydaktycznych. Kilka dni później dyrektor wydziału katechetycznego opolskiej kurii, ksiądz Krzysztof Matysek, w kolejnym piśmie przesłał wszystkim dokładne instrukcje, jak będzie wyglądał program. Udało się nam do niego dotrzeć i po przestudiowaniu bez cienia wątpliwości stwierdzamy: chodzi wyłącznie o to, co zrobić, by zarobić. Program jest podzielony na tzw. pakiety i ma trwać dwa lata. W roku szkolnym 2004/2005 szkoły otrzymają tzw. pakiet biblijny, czyli po 15 porządnych wydań Pisma Świętego ze słownikiem i komentarzami.
Ü Dokończenie ze str. 3
W tym kontekście powróćmy jeszcze do pieniędzy wydawanych na ratownictwo medyczne (wydatki na ten cel porównywaliśmy z wydatkami na partie polityczne). Otóż w roku 2004 wydaliśmy na nie blisko 69 milionów złotych (co i tak było kroplą w morzu potrzeb), ale w roku 2005 budżet da na ratownictwo niecałe... 39 milionów. Ot, i mamy nareszcie
Sobolewski denerwuje się, że kwota 14 mln jest kilkakrotnie wyższa niż w latach poprzednich, co jego zdaniem jest kompletnie nieuzasadnione. Z kolei w Ministerstwie Zdrowia grzebał ekspert Grzegorz Ciura. Dogrzebał się, że budżet w ro-
Wszystko, co nasze, partiom oddamy ku 2005 przeznaczył 2,2 miliarda złotych na oddłużenie szpitali. Tylko że zadłużenie to przekracza już 10 miliardów, więc owe oddłużeniowe pieniądze będą zwyczajnie wyrzucone w błoto, bo już za kilka miesięcy zeżrą je odsetki naliczane przez wierzycieli, a dług będzie nadal rósł. Pojedźmy sobie teraz palcem po mapie do Zabrza, gdzie budowane jest Akademickie Centrum Medyczne. Potrzeba na nie 700 milionów złotych budżetowych, no to ministerstwo przeznacza na ten zbożny cel MILION złotych. Widać, że eksperta cholera pomału bierze, bo pisze o tym tak: „Dalekowzroczność potrzeb (...) Ministerstwa Zdrowia nie obejmuje chyba setek lat?”. W ten sposób milion zostanie wyrzucony w błoto, ale przecież w budżecie to drobna kwota. Podobnie jest ze Specjalistycznym Centrum Medycznym w Polanicy Zdroju – też milion i też w kanał.
A TO POLSKA WŁAŚNIE W roku 2005/2006 dostaną pakiet dydaktyczny: mapy, tablice biblijne itd. Ale to nie kuria czy arcybiskup zaopatrzy katechetów w słowo (podobno) katolickiego Boga, tylko sami uczniowie wraz z nauczycielami, dyrektorami szkół, a nawet prezydentami i burmistrzami mają zebrać pieniądze na zakup. Jak mają to zrobić? „Zorganizować festyny, konkursy, aukcje połączone ze zbiórką pieniędzy. Mogą też sprzedawać świece wigilijne czy kartki świąteczne” – wskazuje w instrukcji ks. dyrektor Matysek. Najciekawszy jest fakt, iż zebraną kasę dzieciaki muszą wpłacić do końca stycznia na... konto bankowe, specjalnie utworzone przez opolską kurię. Na pobożnym przedsięwzięciu zarobić ma Diecezjalne Wydawnictwo św. Krzyża w Opolu. Ile? W sumie kilka milionów złotych. W województwie opolskim funkcjonuje około 1000 szkół różnych szczebli i placówek oświatowych. Jedną szkołę będzie to kosztowało około 1500 zł. Całe województwo – przynajmniej 1,5 mln zł. W drugim roku znów popłynie kasa dla diecezji za „pomoce dydaktyczne”. Projekt „Biblia w każdej szkole” podchwycił bp Jan Wieczorek z sąsiedniej diecezji gliwickiej. Dochody zatem wzrosną. Opolskie kuratorium nie widzi żadnego problemu w związku
oszczędności zapowiadane przez Hausnera. Ponad 104 mln złotych oszczędności pan minister zaplanował też na wysokospecjalistyczne badania medyczne – spadek o niemal 25 procent! No i co... Parafrazując ironiczne powiedzenie z czasów komuny, możemy znów powiedzieć: „Popierajcie rząd czynem – umierajcie przed terminem!”. Aha, jeszcze jedno... Fundusz Kościelny wydrze w 2005 roku z naszych kieszeni ponad 70 mln złotych. To tradycyjnie tylko część tego, co dadzą na tacę poszczególne ministerstwa, np. Obrony Narodowej, Kultury, Edukacji Narodowej i Sportu... Cdn. MAREK SZENBORN ANNA KARWOWSKA
z kościelnym programem. Usłyszeliśmy, że skoro katecheza jest szkolnym przedmiotem, a program edukacyjny został zaaprobowany, to tylko od dyrektorów szkół zależy, jak zareagują na kościelne
7
pomysły. Nauczyciele o programie mówią wprost: teraz już wszystko jest jasne. Żyjemy w państwie wyznaniowym. JAROSŁAW RUDZKI Fot. Alex Wolf
Gorycz słodyczy Jeszcze kilka lat temu zanosiło się na górę cukru i szmalu. Dziś cukrownia „Żnin” jest trupem i w najlepszym przypadku kilkadziesiąt osób znajdzie robotę przy pakowaniu cukru dowożonego z innych zakładów. Polskie cukrownie są planowo likwidowane – pisaliśmy o tym kilka miesięcy temu („FiM” 20/2004), co ma związek z głupotą i brakiem wyobraźni rządzących. Dziś na nasze stoły trafia cukier z Niemiec i innych krajów Unii, a polscy rolnicy, którzy jeszcze kilka lat temu uprawiali buraki, teraz „uprawiają” chwasty. Wiosną tego roku cukrownia w Żninie ostro zaprotestowała, nie chcąc iść na rzeź. Na nic zdały się także pielgrzymki posłów, m.in. Gabriela Janowskiego, Renaty Beger i Stanisława Łyżwińskiego, którzy masowo zjeżdżali do zakładu, bardziej jednak dbając o reklamę niż interes zdesperowanych ludzi. Ostatecznie zakład został zamknięty. – Nigdy nie zależało nam na zamknięciu „Żnina”, lecz na jego przebranżowieniu – mówi rzecznik prasowy toruńskiej spółki Łukasz Wróblewski. – Dlatego podpisaliśmy ze związkowcami porozumienie, na mocy którego wszyscy chętni znaleźli pracę na miejscu lub w sąsiednich cukrowniach, zagwarantowaliśmy też załodze zatrudnienie do 2006 roku. Ponadto realizujemy kilka zadań związanych ze wspomnianym przebranżowieniem cukrowni, np. niebawem powinna ruszyć suszarnia owoców i warzyw, w dalszej kolejności – suszarnia lucerny
i być może produkcja biopaliw. To ostatnie zadanie jest jednak utrudnione ze względu na brak ustawowych regulacji w naszym kraju. Marek Wojciechowski, szef Związku Zawodowego Cukrowników Cukrowni „Żnin”, który wiosną i latem kierował akcją strajkową, nie jest takim optymistą. – Nie uczestniczymy w tegorocznej kampanii cukrowniczej – mówi z goryczą. – Co prawda kilkadziesiąt osób ma znaleźć pracę przy pakowaniu cukru dowożonego do nas z pobliskich cukrowni, ale nie gwarantuje to przecież wykorzystania całego parku maszynowego naszego zakładu i nie zapewnia pracy wielu mieszkańcom Żnina. W powiecie jest 36-procentowe bezrobocie. – Nie ma się z czego cieszyć – mówi Ryszard Kozikowski, jeden z cukrowników, który musi teraz dojeżdżać do pracy w innym zakładzie. – Załogę rozparcelowano, spółka postawiła na swoim i zapowiada zamykanie kolejnych cukrowni na początku przyszłego roku. – Sprzedali nas panowie nie tylko ze spółki, ale i polskiego rządu – kontynuuje jeden z pracowników „Żnina”. – Polskie cukrownie znikają jedna po drugiej, żeby znalazł się zbyt dla cukru z Zachodu. RP
Krajowa Spółka Cukrownicza SA ma obecnie 39-procentowy udział w rynku, w jej skład wchodzą 22 zakłady, a niedługo dojdzie jeszcze 5. Dotychczas przebranżowiła (czytaj: zlikwidowała) 7 zakładów, a w 2005 r. przestaną pracować kolejne 4.
8
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
CZWARTY WYMIAR
Intuicja najwyższego Rozmowa ze Stanisławem Cieniawą (rocznik 1923), absolwentem kilku wyższych uczelni, autorem wielu artykułów i książek z zakresu filozofii religii, propagatorem religii SAWIN. W tym roku krakowska oficyna Abrys wydała dwie jego książki: „Wróżę burzę” i „Najpierw to, euro po”. – Czy współczesna jednocząca się Europa rzeczywiście potrzebuje nowej religii? – Każdy człowiek wierzący: chrześcijanin, żyd czy muzułmanin, uważa, że jego religia jest jedyną prawdziwą, w dodatku powołaną do duchowego jednoczenia Europy, a nawet całego globu. Z jednej strony Kościoły chrześcijańskie, a z drugiej muzułmanie już naprężają muskuły do bojowego ewangelizowania i islamizowania Europy. Łatwo można przewidzieć, że skutkiem tego nawracania nie będzie jej duchowe zjednoczenie, ale jeszcze większy chaos ideowy. Według mnie, jednoczenie się Europy nie potrzebuje nowej religii, bowiem autentyczna religia, rozumiana zgodnie z jej funkcją, którą jest kult Najwyższego, afirmująca ludzką podmiotowość – istnieje od zarania dziejów. Potrzeba tylko odkrycia i opisania tej religii, wyzwolenia jej z chaosu wyznań i odblokowania jej rozwoju. – Czym jest ta autentyczna, uniwersalna religia, którą przeciwstawia Pan obecnie obowiązującym praktykom totalitarnego Kościoła papieskiego? – Jako były kleryk salezjanów, a potem Częstochowskiego Seminarium Duchownego w Krakowie, powiem, że rozbrzmiewające w świątyniach „Panie, Panie” nie jest najważniejsze. Bóg jest w nich traktowany jako odległy przedmiot kultu słów i gestów, a przecież istotne jest samo życie w Duchu Bożym. Dziećmi Bożymi są wszyscy ludzie, których prowadzi Duch Boży, niezależnie od narodowości i wyznania.
K
By usunąć najgorszą barierę – wyznaniową, mylnie uważaną za religijną – trzeba owego Ducha Bożego określić „po świecku” – jako głos znanego psychologom własnego idealnego „Ja”, czyli Intuicję Najwyższego. Pełna nazwa religii aktualnej brzmi: Szczęście Absolutnej Wierności Intuicji Najwyższego, czyli SAWIN. Jest to centralne prawo ludzkiej egzystencji i szczytowa jej wartość. – Czy zatem istnieje osobowy Bóg Najwyższy? – Nie jest to pewne, ale za to z całą pewnością istnieje w nas dynamiczny Duch Najwyższego, który inspiruje do czynienia tego, co tu i teraz najwyższe i najstosowniejsze, optymalne. Czcimy więc Boga nie przedmiotowo, gdyż taki kult skażony jest obłudą, tylko podmiotowo, bo samym zachowaniem i działaniem. Właśnie ten kult podmiotowy, niezależny od wyznania, a nawet myślenia o jakimkolwiek Bogu, jest tą autentyczną religią uniwersalną, którą przeciwstawiam obowiązującym praktykom totalitarnego Kościoła – zwykłej ludzkiej instytucji, ukierunkowanej wyłącznie na własne interesy. – Czy nie jest utopią, że dopiero nowa religia pozwoli rozwiązać wiele problemów, np. na linii państwo–Kościół? – Nie, natomiast utopijne są i będą wszelkie próby naprawiania świata, dopóki systemy edukacyjne będą wdrażać dzieci i młodzież do antagonizujących wyznań i oderwanego od konkretów realnego życia obłudnego kultu przedmiotowego. Wiemy już, że nie jest to religia nowa, a ponadto podtrzymuje ona moralność, praworządność, wszelką solidność i dokładność, gdyż jest tak wtopiona w realne życie jak drożdże w ciasto. Nowe są tylko moje próby
linika Duszy Człowieka wróżki Anastazji M. zajmuje 16 sal w centrum Łodzi. W gabinecie jednej z najsłynniejszych polskich wróżek, w otoczeniu obrazów, kwiatów i talizmanów, nawet racjonalista zaczyna czuć się jak w bajce. Małgorzata Woland: – Kim jest wróżka Anastazja? Wróżka Anastazja: – Przede wszystkim człowiekiem, który pragnie i potrafi pomagać ludziom i dzielić się z nimi dobrą energią. – Czym zajmuje się wróżka w dzisiejszym, racjonalistycznym świecie? – W tym racjonalistycznym świecie ludzie dostrzegają, że istnieją zjawiska naukowo niewytłumaczalne, z którymi nie każdy umie sobie poradzić. Wróżka przede wszystkim doradza ludziom, łącząc umiejętność przewidywania z wiedzą psychologiczną. Moje wróżby osadzają się w realnym świecie, służą rozwiązywaniu konkretnych problemów. – W jaki sposób została Pani wróżką? – Od dziecka wyrastałam w atmosferze wróżbiarskiej. Moja babka i matka chrzestna w jednej osobie wróżyła z kart i widziała we mnie
wydobycia jej z mroków nieświadomości. Nie chce tej religii zrozumieć kler, który żyje z kultu przedmiotowego; nie chcą jej zrozumieć filozofowie, którzy – ubóstwiając żarłoczną analizę – rozbili SAWIN na części składowe (logos, etos, eudaimonia) i eliminują je. Jak długo religia będzie fałszywie rozumiana jako chaos irracjonalnych wierzeń, wyznań, kultów przed-
miotowych i organizacji kapłańskich, tak długo problematyka stosunków państwo–Kościół będzie zagmatwana. Państwo musi izolować się od chaosu wyznań dzięki neutralności i rozdziałowi, którego zresztą nie było i nie ma, natomiast jak najściślej jednoczyć się z prawdziwą religią i wspierać jej rozwój. Jest to warunek skuteczności działania, zwłaszcza politycznego. – Czy ów sawinizm nie jest ateizmem w czystej postaci? – Sawinizm to zgoła inna jakość, syntetycznie łącząca to, co w teizmie i ateizmie, a poniekąd i w panteizmie Spinozy czy Alfreda N. Whiteheada
swoją następczynię. Ja sama dość długo uciekałam od wróżb, ale kiedy na studiach zabrakło mi na chleb, sięgnęłam po zwykłe karty do brydża i zaczęłam wróżyć koleżankom. Okazało się, że mam talent. Po studiach pracowałam
jest wartościowe. Z jednej strony jest to udoskonalony ateizm, wolny od irracjonalnych wierzeń, w tym także od wierzenia, że żadnego Boga nie ma, a z drugiej strony – udoskonalony teizm, wolny od fałszywie pojętego Boga jako statycznego, osobowego Najwyższego Ducha. – Według Pana, dzisiejsi hierarchowie Krk, z papieżem włącznie, wpadli w pułapkę... Mimo dobrej woli służenia ludziom. Jaka to pułapka? – Pułapką jest to właśnie, że świat poszedł milowymi krokami do przodu i kultywuje Ducha Najwyższego we wszelkiej twórczości, zwłaszcza w technice, a oni tkwią po staremu w kulcie przedmiotowym metafizycznego, nieistniejącego Boga. – Dlaczego potępia Pan wszystkich kapłanów i instytucje Kościoła, widząc w nich jedynie zło i wypaczenia, nie dostrzegając jednocześnie pozytywnych elementów potrzebnych wielu ludziom? – Obowiązkiem władz jest mądre reglamentowanie ludzkich potrzeb, co też czynią, ograniczając na przykład spożycie alkoholu i narkotyków, a przecież irracjonalne wierzenia są niekiedy gorsze od narkotyków, bo rodzą fanatyzm i dyskryminację. Czy mało mamy historycznych dowodów świadczących o niszczącej sile nienawiści wyznaniowej? Ludzkość mogłaby już mieć raj na ziemi, gdyby nie była ogłupiana przez elity służące bogom, których nie ma. Mimo to nie zionę nienawiścią do kleru i nie twierdzę, że nie ma wśród księży ludzi godnych szacunku. Wiem, że papież chciałby wiele zmienić, ale przytłacza go kościelna machina. Znam wiele jego wypowiedzi bardzo zbliżonych do sawinizmu. Więc jeśli krytykuję hierarchów, to przez życzliwość, a także sentyment. Irytuje mnie jednak ociężałość umysłowa tych hierarchów, którzy szykują się do ewangelizowania Europy, a mało ich interesuje sawinizm, czyli żywy, uniwersalny chrystianizm. – Na czym polega szkodzenie Kościołowi przez papieża Jana
obawia się Pani, że wróżba może komuś zaszkodzić? – Wróżę od wielu lat i nikt dotąd nie zjawił się u mnie z reklamacją. Prawdziwa wróżka nigdy nie zaszkodzi człowiekowi, ponieważ
Wróżka to nie Baba Jaga na poważnym stanowisku i mogłam wróżyć jedynie po cichu. Zwrot nastąpił w momencie, gdy urodziłam córeczkę z porażeniem mózgowym. Żeby nawiązać z nią jakikolwiek kontakt, musiałam rozwinąć intuicję, wyczulić się na potrzeby, których nie potrafiła sygnalizować. Nauczyłam się dłońmi wyczuwać chore miejsca i przynosić Małgosi ulgę. Moja córka nie żyje od dwunastu lat, ale to, czego nauczyłam się przy niej, sprawia, że mogę pomagać innym w mojej Klinice Duszy, gdzie współpracuję z bioenergoterapeutami i lekarzami. – Na osobie, która pomaga ludziom, spoczywa wielka odpowiedzialność. Nie
posiada wielką broń, jaką jest intuicja i znajomość duszy człowieka. – Dlaczego ludzie przychodzą do wróżki, zamiast na przykład do psychologa? – Psycholog analizuje stan psychiczny, używając metod naukowych, a później dobiera odpowiednią psychoterapię, ale to, co on osiągnie po 10 spotkaniach z pacjentem, wróżce zajmuje zaledwie godzinę. Wróżki, podobnie jak psychologowie, dodają ludziom otuchy i wiary w siebie, ale dzięki intuicji i empatii potrafią pomóc szybciej. Od momentu wstąpienia Polski do Unii Europejskiej wróżka stała się legalnym zawodem.
Pawła II? Jeśli papież uznałby małżeństwa homoseksualne, zniósł celibat, dopuścił kapłaństwo kobiet itp. – moglibyśmy stwierdzić, że „rozpoznał znaki czasu”? – Nie o to chodzi. W książce „Wróżę burzę” zawarłem esej o papieżu, w którym napisałem: „Szkodliwą przesadą jest niewątpliwie jego potępianie antykoncepcji, zwłaszcza w krajach przeludnionych i biednych (...)”. W sumie jednak papieski model Kościoła jest lepszy niż ten, jaki postuluje Hans Küng. Kościół w modelu Künga, choć doraźnie silniejszy, bo schlebiający żądaniom mas, byłby parodią samego siebie i skazałby się na pogardę ze strony najwartościowszych sił znajdujących się w nim i poza nim. – W książce „Wróżę burzę” zapowiada pan rewolucję dziejową, „mającą rozładować i oczyścić duchową atmosferę, przywrócić wiernym dzieciom Boga prawo do szczęścia”. O jaką rewolucję chodzi? – Nie użyłem słowa „rewolucja”, tylko „burze dziejowe”, ale można mówić o spodziewanych gruntownych przeobrażeniach świadomości religijnej. I nie tylko jej. Nie jestem zwolennikiem rewolucji niosącej niesprawiedliwość. Ugruntowaniu religii uniwersalnej i afirmującej podmiotowość człowieka, pokrywającej się z sawinizmem, mają służyć zapowiadane burze dziejowe, które będą wymuszać zmiany stopniowo. – Czy naprawdę wierzy Pan w taką oczyszczającą religię i odnowienie ludzkości? – Wiem, że to nastąpi na mocy kosmicznego prawa, postępowego rozwoju. Jako istoty świadome i wolne możemy przyspieszyć lub opóźnić postęp. Religia symbolizowana przez Ducha Świętego, którego erę zapowiedział już Jezus z Nazaretu, rozwinie się szybciej, jeśli ludzie zechcą naśladować Jezusa, chociażby pod względem dzielności w walce z tym, co wyższe i lepsze, ale na miarę naszych czasów. Dziś z tym naśladownictwem nie jest najlepiej, zwłaszcza w Watykanie i kuriach biskupich. Jaka religia, taki świat... Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI
Niestety, brak tu jeszcze odpowiedniej weryfikacji i często wróżą osoby zupełnie do tego nieprzygotowane. – Wróży Pani z kart, z ręki? – Wróżę właściwie ze wszystkiego: z kart Tarota, z kart cygańskich, kart klasycznych; zajmuję się chiromancją, grafologią, astrologią, mową ciała. Wróżę też z fotografii. Jestem autorką kilkunastu książek o różnych technikach wróżenia, wydaję czasopismo ezoteryczne „Znane i nieznane”. Piszę też poezję i przygotowuję do druku swoje wspomnienia. Uczę też wróżyć, ale bardzo ostrożnie. – Jaki jest Pani stosunek do religii, instytucji Kościoła? – Zostałam wychowana jako chrześcijanka i długie lata zgadzałam się z nauką Kościoła, ale kiedy na pogrzeb mojej córki przyszedł pijany ksiądz i zażądał dodatkowych pieniędzy, straciłam złudzenia. Teraz kilku księży i ich kochanki przychodzą do mnie na wróżby. Ciągle słyszę o wynaturzeniach wśród kleru, o pedofilii i innych przestępstwach, a wszystko to napawa mnie obrzydzeniem. MAŁGORZATA WOLAND
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Czarna wołga wróciła
Diabeł w czarnym samochodzie atakuje dzieci. Policję postawiono w stan gotowości. Diabeł w czarnym samochodzie pojawił się w Żarowie (woj. dolnośląskie), gdzie próbował porwać Olę, uczennicę szóstej klasy. 11-letnia dziewczynka wracała akurat z kościoła, kiedy podjechał do niej mężczyzna w czarnym samochodzie i próbował wciągnąć ją do środka. Wówczas Ola, która – jak się nam przyznała – ogląda program telewizyjny „997”, natychmiast przepisowo ugryzła napastnika w rękę i zdołała się oswobodzić. Sprawą zajęła się policja. – Nie ma żartów – potwierdza Katarzyna Czepli z Komendy Powiatowej Policji w Świdnicy. – Mieszkańcy Żarowa w tamtych dniach widzieli wielki czarny samochód i mówią, że inne dzieci też były zaczepiane przez nieznajomego mężczyznę. Wszystkie te sygnały są sprawdzane z wielką starannością – próbujemy ustalić okoliczności sprawy. Dzięki informacjom, które posiadamy, uda nam się sporządzić portret pamięciowy. Czekamy na sprowadzenie
rysownika, zaś dziewczynkę przesłuchamy w towarzystwie psychologa. Stróże porządku ze Świdnicy nie ukrywają, że kiedy będą mieli gotowy portret, to opublikują go na łamach lokalnej prasy. Chwała im za to, bo wówczas ludzkość przekona się, jak wygląda sławny diabeł z czarnego samochodu. Na razie policjanci zapewnili dziatwie z Żarowa bezpieczną drogę z różańca – dzieci nie mogą wracać same, zwłaszcza po zmroku, więc teraz zawsze towarzyszy im opiekun. Miejscowy duszpasterz tak przejął się obecnością ,,złego’’ na swoim terenie, że zaczął urządzać na plebanii egzorcyzmy. Żarów umieszczono nawet na mapie miejsc niebezpiecznych.
Na podobnej mapie znajdował się przed laty Ostrów Wielkopolski. To wtedy lokalna stacja telewizyjna przyjęła informację, że przed SP nr 9 pojawiła się czarna limuzyna z krzyżem, a w niej groźnie wyglądający mężczyzna. Dziennikarze powiadomili policję, a ta na sygnale zjawiła się pod oświatową placówką. To wystarczyło, żeby rodzice przestali wysyłać dzieci do szkoły. W mieście gadano coraz głośniej o czarnym bmw (inni twierdzili, że był to mercedes!), które nie ma klamek, a zamiast lusterek – straszy rogami. Oczywiście za kierownicą siedzi szatan, tym razem przebrany za skina. Z zeznań zanotowanych przez policję wynika, że był to mężczyzna w średnim wieku, łysy, ubrany na czarno. ,,Diabeł’’ z Ostrowa nikogo nie wciągał do samochodu, ale jeździł wokół dzieci i pytał, która jest godzina. Jeżeli ktoś odpowiedział, to
mężczyzna prorokował, że o tej samej godzinie, ale nazajutrz... ten ktoś umrze. Dlatego też dwie dziewczyny idące na dyskotekę do Czekanowa, dzień po spotkaniu i wymianie zdań z kierowcą czarnego bmw, miały się powiesić. „Wyborcza’’ pisała wówczas, że zwłoki znalazła już policja. To nic, że zwołano konferencję prasową, podczas której rzecznik prasowy policji, aspirant sztabowy Edward Cukiernik, zapewniał, że żadnych zwłok jeszcze nie znaleziono – tak kiepsko dementował plotkę, że odnalezienie ciał wydawało się jedynie kwestią czasu. Tymczasem w tygodniku ,,Południowa Wielkopolska’’ napisano, że ,,nie ma wątpliwości, że coś w tej zagadkowej sprawie musi być.
M
ewki, tirówki, rogówki, agentki, kuciapy, call-girls – to tylko niektóre z określeń kobiet trudniących się najstarszą profesją świata. Profesor Zbigniew Izdebski z Uniwersytetu Zielonogórskiego, pedagog i uznany seksuolog, jest współautorem obszernego raportu pt. „Zachowania seksualne kobiet
9
W końcu widziało go tyle osób, przecież by sobie tego nie zmyśliły...”. Właściciele czarnych samochodów wszystkich marek przestali nimi jeździć. Niektórzy próbowali sprzedać na giełdzie swoje auta. Nie ma się co dziwić, bo policjanci zatrzymywali je do kontroli na każdym kroku. Przez kilka tygodni dzieciaki nie nosiły zegarków. Ze sklepów jubilerskich znikły krzyżyki i medaliki na szyję. W ultrakatolickich familiach w ogóle przestano wysyłać pociechy do szkół. Zamiast tego, wożono je pod eskortą na specjalne modlitwy urządzane w tamtejszych parafiach. Żarów od Ostrowa Wielkopolskiego dzieli 147 kilometrów. Na pokonanie tego odcinka ,,diabeł’’ w czarnym bmw potrzebował 7 lat. Po drodze miał jeszcze wiele innej roboty... A może był w piekle? Teraz znowu jednak postanowił postawić na nogi stróżów prawa, tym razem ze Świdnicy. Co mi zrobisz, psie, jak mnie złapiesz? – zdaje się pytać kierowca czarnej limuzyny. JAN KALINOWSKI
a tylko jedna czwarta ma opiekę lekarską zapewnioną przez agencję. W tej kwestii legalizacja prostytucji mogłaby wiele zmienić. Na topie są dziewczęta w wieku 18–25 lat, natomiast damy po trzydziestce są w środowisku określane mianem starych rur. Rzadko w zawodzie pozostają rosówki, czyli panie, którym wiek i wygląd nie pozwa-
Zawód: prostytutka D
wudziestoletnia Iza jest ekonomistką i marzy o otwarciu własnej kwiaciarni. Przecież nie może dopuścić, aby klienci traktowali ją i jej dwie koleżanki jak byle dziwki, zaś skromne mieszkanko na parterze budynku przy ul. Piaskowej jako burdel. A przecież to prywatna inicjatywa trzech pań, chroniona przez bardzo „sympatycznego” taksówkarza ochroniarza. Dziewczyny – jak same twierdzą – założyły „taką lepszą spółdzielnię towarzyską”, porządną firmę, gdzie trzeba nawet z góry zapłacić za wynajęcie lokalu do pracy. – Na ile pan chce mnie wynająć? Jeśli na godzinę, to sto złotych. Legitymacja prasowa studzi nieco fiskalne zapały specjalistki od ekonomii. – Pogadać mogę, ale to też kosztuje stówę za godzinę – wycenia swój czas Iza. Ale chyba ostatnio nie powodzi się jej najlepiej, bo zaraz obniża cenę za wywiad. W końcu – po otrzymaniu telefonu odwołującego akurat umówione spotkanie – nieco pulchna brunetka do towarzystwa łaskawie zgadza się na rozmowę gratis. Zapewne w ramach przerwy obiadowej... – Dużo zarabiasz? – Dla mnie dużo... – Czyli? – Miesięcznie do trzech tysięcy. Jak się nie ma wcale pieniędzy, to jest to dużo. – Czy tobie i koleżankom nie przeszkadza, że musicie świadczyć intymne usługi nawet obleśnym, pijanym samcom?
– Czasem przeszkadza. Ale zamyka się oczy i robi im dobrze. Nauczyłam się nieźle grać – im większa świnia, tym więcej mówię mu komplementów... Kupują to bez niczego! – Dlaczego zostałaś dziwką? Przepraszam, damą do towarzystwa... – Bo tu nie ma pracy... – ...chyba przesadzasz! Jest jej sporo, ale zapewne nie odpowiada twoim ambicjom, w przeciwieństwie do tego, co robisz teraz... – Nie przesadzam. Byłam wiele razy w urzędzie pracy, zanim zdecydowałam się z koleżankami przyjmować w prywatnym mieszkaniu facetów. – I co, taka praca nie może trwać do końca życia... Czy za kilka lat nie będziesz burdelmamą z kilkoma dziewczętami w haremie? – Ja mam ambicje! – Jakie? – Chciałabym skończyć z takim życiem za dwa albo trzy lata, jak tylko odłożę trochę grosza. Potem chciałabym zrobić szkołę pomaturalną – taką z dyplomem – i założyć kwiaciarnię. – A przeszłość? Czy nie będzie się za tobą ciągnęła? Co powie rodzina? – Nic. Moja matka już teraz wie, co robię, i jest bardzo zadowolona, że mam utrzymanie. Następny telefon... Dziewczyna musi wracać do pracy, która nawet jej mamie daje tyle satysfakcji. DARIUSZ MIKUS
Spółdzielnia
świadczących usługi seksualne”. Wraz z Agnieszką Konarkowską-Lecyk przeprowadził ankietę wśród 240 kobiet zatrudnionych w agencjach towarzyskich. Z badań wynika, że statystyczna prostytutka jest panną z wykształceniem zawodowym lub średnim; niewiele ponad 5 proc. pań zadeklarowało ukończenie studiów. Jedynie 18 proc. przyznało, że tworzy stały związek z mężczyzną. Ponad jedna trzecia kobiet zdecydowała się na stosunek oralny (według ich własnej opinii), tyle samo na stosunek tradycyjny bez użycia prezerwatywy. Ekshibicjonizm cechuje ponad dwie trzecie ankietowanych, a większość jest zdecydowana spełnić tak specyficzne życzenia klienta jak biczowanie, stosunek w trójkącie czy wzajemna masturbacja. Co piąta pracownica agencji zgadza się na udział w orgii, co druga jest przekonana, że jest świetną kochanką. Większość przed i po stosunku w pracy odczuwa całkowitą obojętność wobec klienta. Panienki narzekają, że klienci – płacąc za ciało – niejednokrotnie oczekują również uczucia. Do podjęcia pracy w agencji prawie wszystkie panie pchnęła chęć zarobku. Za swoje usługi otrzymują od 30 do 40 proc. sumy, którą zapłaci klient. Aż 90 proc. prostytutek cierpiało przynajmniej jeden raz podczas pracy na jakąś chorobę przenoszoną drogą płciową,
lają już na pracę w agencji, chociaż prywatnie świadczą usługi stałym klientom. Zdarza się, że weteranki zakładają własne „salony masażu”. Wbrew oburzeniu prawicowych ortodoksów i kleru (incognito wspierającego domy uciech) z najnowszego raportu profesora Izdebskiego wynika, że trzy czwarte mężczyzn i połowa kobiet nie ma nic do zarzucenia działaniu agencji. O tym, czy prostytucja jest patologią, czy zjawiskiem normalnym w naszej kulturze, można by dyskutować bez końca. Faktem jest, że taka forma zarobkowania istniała i będzie funkcjonowała nadal, więc może warto prostytucję „odmelinować”, ucywilizować i uznać za zawód... MIKOŁAJ
10
STOP WOJNIE!
tym numerze kończymy publikację zdjęć z Iraku, zrobionych przez samych żołnierzy. Spotkały się one z mieszanymi reakcjami Czytelników. Nie chcieliśmy epatować okrucieństwem. Celem redakcji było wyłącznie ukazanie krwawego bezsensu wojny, w którą z woli decydentów zaangażowała się również Polska. Dla nas ten konflikt był od początku STRASZNĄ pomyłką!
W
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
11
Przygotowywanie stosu Procesja pogrzebowa na Bali
Zaduszki po hindusku Minione Święto Zmarłych nastraja do pisania o tolerancji wobec nieżyjących ze strony tych, którzy jeszcze żyją, i o jej antonimach. Coraz częstsze są przypadki odmowy oddania ostatniej posługi zmarłym chociażby z tej racji, że za życia nie przestrzegali kanonów „jedynie słusznej religii”. Odwiedzając groby bliskich, mieliśmy okazję widzieć opuszczone, zaniedbane mogiły – na co dzień słyszymy też o dewastacji miejsc spoczynku przedstawicieli innych wyznań. O tym, że może być inaczej, świadczą przykłady z kraju największej demokracji świata, tj. Indii. Chodzi o stosunek wyznawców dominującego tam hinduizmu do zmarłych z religijnych mniejszości, tj. wyznawców buddyzmu, dżinizmu, judaizmu, parsyzmu, a także katolików Polaków. Warto zauważyć, że w hinduizmie nieznany jest pochówek czy otaczanie czcią miejsc pochówku. Żeby uwolnić duszę, wyznawcy tej religii palą zwłoki, a popioły wrzucają do mórz czy rzek (najlepiej do świętego Gangesu). Również w buddyzmie i dżinizmie jest zwyczaj palenia ludzkich zwłok i wyrzucania ich popiołów. Wyjątek stanowi część prochów Buddy, przechowywana jako relikwia w Nepalu w świątyni Badhunath (okolice Katmandu).
W Bombaju natomiast bez przeszkód funkcjonuje cmentarz trzeciej mniejszości – wyznawców judaizmu – choć rząd Izraela chce sprowadzić te szczątki do macierzy. W hinduizmie nie ma zwyczaju niszczenia tego, co obce. W tym 13-milionowym mieście bez przeszkód funkcjonują dachmy, tj. wieże ciszy, zwane też wieżami milczenia lub wieżami oczyszczenia. Na nich indyjscy parsowie wystawiają swych zmarłych sępom na pożarcie, po czym kości chowają w urnach. Warto wyjaśnić, skąd się tam wzięła stutysięczna obecnie mniejszość parsów i jakie są przesłanki tak specyficznego traktowania zmarłych. Otóż przodkowie parsów w okolice Bombaju przybyli z Persji. Sam parsyzm jako religia jest zmodyfikowaną formą zaratustryzmu, który jako wyznanie powstał na bazie staroirańskich wierzeń w wyniku reformatorskiej działalności proroka
Zaratusztry (prawdopodobnie w VII wieku p.n.e.). Indyjscy parsowie kultywują wiarę we wszechmocnego i sprawiedliwego Boga Stwórcę. Nie wolno im doprowadzać do skażenia (zanieczyszczenia) elementów jego dzieła (przyrody), a więc także ziemi, ognia i wody. Mogłyby to spowodować grzebane lub palone zwłoki ludzkie, dlatego wystawiane są sępom na pożarcie... Polski cmentarz, niezdewastowany mimo upływu pół wieku, znajduje się na południe od Bombaju, na terenie byłego księstwa Kolhapur. Wszystko zaczęło się od Polaka Jana Dajka, który w czasie I wojny światowej zdezerterował z carskiej armii, dotarł przez Turkiestan i Behidżystan do Bombaju i tam się osiedlił. Pod koniec 1941 roku zaczął organizować pomoc dla polskich cywilnych uchodźców, którzy z armią Andersa przemieszczali się najpierw
na południe ZSRR, a potem do Persji i innych krajów świata. Przy współudziale Hinduskiego Czerwonego Krzyża wysyłał do Taszkientu ciężarówki z lekarstwami, żywnością i odzieżą, a z powrotem przywoził z tamtejszych sierocińców polskie dzieci. Nowo przybyłych lokowano na gruntach przydzielonych przez maharadżę Navangaru w osiedlu Balachadi. Wkrótce uzbierało się 500 dzieci, a ponieważ przybywało ich jeszcze więcej, osiedle okazało się niewystarczające. W związku z tym w księstwie KolhaPalenie zwłok nad wodami Gangesu pur, w miejscowości Valivade, powstał nowy obóz, zdolny jednorazowo pomieścić 4500 osób. Warunki życia – jak na okres wojny – były tam komfortowe: każda rodzina otrzymała dwupokojowe umeblowane mieszkanie oraz zasiłek pieniężny umożliwiający prowadzenie
Benares – indyjska Częstochowa
Miejsce kremacji Mahatmy Gandhiego
Kremacja samodzielnego gospodarstwa. Na terenie osiedla funkcjonowały dobrze zaopatrzone sklepy, a ze względu na położenie (700 m. n.p.m.) klimat był niemal europejski. W Valivade zorganizowano dwie polskie szkoły podstawowe (nr 1 – 411 uczniów i nr 2 – 288 uczniów). Było też polskie gimnazjum (305 uczniów) i liceum z 45 miejscami. Do przedszkoli uczęszczało 233 polskich dzieci. Cmentarz jest pozostałością po tej licznej polskiej społeczności. Temat tamtejszych cmentarzy nasuwa następujące refleksje: – wyznawcy hinduizmu chyba bardziej niż chrześcijanie wierzą w pośmiertne byty. Byłem w Indiach na katolickim pogrzebie, któremu towarzyszyła rozpacz bliskich – nie zauważa się tego przy obrządku hinduskiej kremacji; – katolicy w Indiach obchodzą Święto Zmarłych, ale przejęło ono jednak pierwiastki tamtejszej obyczajowości. W dniu tym – zarówno na najstarszym cmentarzu w Agrze, jak i cmentarzu w Delhi – widać orgię świateł i petard. A jaka się nasuwa generalna pozaduszkowa refleksja? Bądźmy tolerancyjni, dbajmy o groby innych wyznań, bo żywi wyznawcy innych religii dbają – i oby dalej dbali! – o miejsca wiecznego spoczynku naszych współplemieńców. J. RABE Fot. Autor
12
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
ZE ŚWIATA
Błogosławiony defraudant W J
ohn Banker miał gest nie lada: katolickiej szkole St. Mary College nieopodal San Francisco, prowadzonej przez zakon Christian Brothers, oferował 112 mln dolarów. Czyż za taką szczodrobliwość nie należy się beatyfikacja? Na razie papież darczyńcę pobłogosławił. W tym wypadku nieomylność zawiodła Jana Pawła II: udzielił błogosławieństwa złodziejowi i defraudantowi. 83-letni Banker zdobył pieniądze, naciągając ludzi na lukratywne inwestycje. Gdy sprawa się w lipcu rypła, zniknął ze swego mieszkania z 9 mln dolarów w kieszeni. Jak wynika z kartoteki policyjnej, inne kryminalne szwindle też ma na koncie. W roku 1980 odebrano mu licencję agenta nieruchomości i skazano na 5 lat za próbę sprzedaży cudzej restauracji. Przynajmniej jedna osoba z rady nadzorczej obdarowanej szkoły znała jego dokonania, ale nie
podzieliła się swą wiedzą. Teraz musiała się podać do dymisji. Rektor uniwersytetu, brat Craig Franz, który osobiście nadzorował budowę nowego budynku, finansowanego kwotą 25 mln dolarów z wyłudzonych pieniędzy, oświadczył, że ustąpi w styczniu. Banker nikogo z zarządu St. Mary College nie wtajemniczył w kulisy swych machinacji finansowych, bo podobno w ten sposób chciał utajnić prawdziwe dochody przed... czterema byłymi żonami. Rada uczelniana rekomendowała go do papieskiego błogosławieństwa. TW
Biskupi w natarciu! Ł
aska boża nie sprzyja katolickim biskupom z Wenezueli. Najpierw przerżnięty został z kretesem popierany przez nich pucz, którego celem było obalenie lewicowo-populistycznego prezydenta Hugo Chaveza, potem legła w gruzach próba odwołania go w referendum – również bardzo aktywnie popierana przez Kościół. Obecnie biskupi znów są w bojowym nastroju i na kursie kolizyjnym z popularnym prezydentem, który śmie przyjaźnić się z Castro, ma za nic Busha i nie czapkuje rodzimym kapitalistom. Nowy projekt zmian w prawie karnym Wenezueli przewiduje dekryminalizację aborcji i eutanazji. Został on zaaprobowany 22 września br. przez Sąd Najwyższy,
a teraz czeka na głosowanie w parlamencie. Biskup Ovidio Perez Morales wezwał wszystkie siły polityczne Wenezueli do sprzeciwu wobec zmian. Oświadczył, że jeśli wejdą one w życie, to Wenezuela niczym nie będzie się różnić od hitlerowskich Niemiec. Biskup zapewnił również, że nie szuka konfliktu z rządem. He, he, he... TN
Kraj Raj
położonym niedaleko Kopenhagi miasteczku Jyllinge rada parafialna miejscowego kościoła podjęła decyzję o sponsorowaniu loW związku z tą sytuacją kilku biskukalnego klubu badmintonowego. pów wystąpiło niedawno z propoZgodnie z uchwałą, proboszcz zycją „komasacji mszy”, tj. przeHarry Hansen z Jyllinge Kirke wręprowadzania ich tylko raz w mieczył młodym sportowcom dwa komsiącu. Uważają, że Słowo Boże raz plety strojów treningowych i dresów. na tydzień to więcej, niż normalny Wiadomo, że w tego typu umoczłowiek może strawić i liczą na to, wach sponsor – w zamian za wyłoże raz na cztery czy pięć tygodni uda żone pieniądze – chce mieć reklasię zgromadzić w kościele może namę swoich wyrobów. Podobnie jest wet kilkadziesiąt osób. i w tym wypadku. Rada parafialna Duńscy biskupi już od kilku lat i proboszcz uznali, że warto zainweregularnie wnioskują do ministerstwa stować w dwa sportowe stroje, skods. Kościoła o likwidację tych pararo – według wstępnych rozmów fii, w których zainteresowanie Bogiem z miejscowym klubem sportowym jest praktycznie zerowe. Zgłosili też JGI – na sponsorowanych dresach ostatnio pomysł „wyprowadzenia” zostaną umieszczone napisy o trez kościołów uroczystości ślubnych. Byści: „Przyjdź do kościoła – jeżeli znajła to odpowiedź duńskiego Kościoła dziesz miejsce”. na plany tegoż ministerstwa doty– W klubie i w miasteczku mówi czące zobowiązania duchownych do się o naszym pomyśle. I o to nam między innymi chodziło – powiedział proboszcz Hansen, podkreślając przy tym, że umieszczony na dresach slogan nie jest aktem rozpaczy aktywistów chcących zapełnić kościół. – Przeciwnie, mogliśmy sobie pozwolić na sponsoring, bo nasz kościół w każdą niedzielę jest pełen ludzi. Mówiąc to, pastor był dumny jak paw, bo wie, że na przykład w Kopenhadze coraz częściej podczas niedzielnych mszy zdarza się wygłaszanie kazań do... dwóch, trzech czy pięciu osób. Parafia – sponsor
W
atykan jest bardzo niezadowolony z Hiszpanii – kraju, który ongiś był główną ostoją konserwatywnego katolicyzmu, a obecnie ulega gwałtownemu zeświecczeniu.
tą kiedyś podąży też Polska i daremne żale, próżny trud, bezsilne złorzeczenia... Kierowany przez socjalistów rząd premiera Jose Luisa Rodrigueza Zapatery nie idzie bynajmniej na
udzielania ślubów parom homoseksualnym. Niektórzy księża – na ogół ci, którzy sami są homoseksualistami i, nie kryjąc się z tym, żyją w związku partnerskim z innym mężczyzną (lub z kobietą w przypadku pastora kobiety) – od jakiegoś czasu udzielają już takich ślubów. Na wszelki wypadek zwracam uwagę, że Dania leży nie na Marsie, ale o rzut beretem od Polski. Kraj ten nie ma konkordatu, aborcja (całkowicie bezpłatna) dopuszczalna jest na każde życzenie kobiety, a antykoncepcja i wychowanie seksualne młodzieży też nie są grzechem. W urzędach i szkołach nie ma żadnych krzyży, a zamiast religijnej indoktrynacji naucza się religioznawstwa. Osobę duchowną w telewizyjnych wiadomościach można zobaczyć dwa czy trzy razy do roku, a na ulicy – raz na kilka lat. Księża pobierają pensję od państwa i płacą podatki jak wszyscy inni ludzie. Śluby, pogrzeby, chrzty, bierzmowania są całkowicie bezpłatne. I sądząc po tym, jak dobrze się tu ludziom żyje, wygląda na to, że tutejszemu Bogu wszystko to jak najbardziej pasuje... Z. DUNEK
instytucja nie będzie się tłumaczyć. Przy okazji dostało się rządom Belgii, Holandii, Danii i Szwecji, które również nie przestrzegają wytycznych Kościoła i zezwalają na związki gejowskie.
Zbiorowa głupota
Święty oszust O
to materiał na przyszłego świętego – człowiek, który za wszelką cenę pragnął ocalić małżeństwo. I to w dobie, gdy Kościół alarmuje, że homoseksualiści rozpoczęli antykościelną krucjatę.
Do domu 27-letniego Trenta Spencera w Edmond w stanie Oklahoma wtargnęli dwaj zamaskowani włamywacze i skrępowali jego żonę plastrem. Nie wiadomo, co by się stało, gdyby na odsiecz nie przyszedł małżonek. Rozpętała się walka, podczas której Spencer tak zdzielił jednego z oprychów deską, że rozpadła się na kawałki. Małżeństwo, dotąd coraz bardziej kulejące, wydawało się ocalone, bo na której połowicy tak
bezprzykładne bohaterstwo męża nie zrobiłoby wrażenia? Niestety, żona zadzwoniła po policję. Ta zaś po przyjeździe wykryła, że napad był... sfingowany przez Spencera. Wynajął za 100 dolarów dwóch uczniów ze szkoły, w której uczył, i wszystko sam zaaranżował. Celem była prezentacja własnej postawy macho i ocalenie małżeństwa. Na ołtarze GO! TW
Smutnym krokiem nazwał kard. Alfonso Lopez Trujillo propozycję rządu z 1 października rozpoczynającą dyskusję nad legalizacją związków homoseksualnych oraz zezwoleniem parom jednopłciowym na adopcję dzieci. Zrozumiałe jest, że każdy przejaw niezależności władz cywilnych, przejawiający się poprzez podejmowanie przez nie decyzji bez wcześniejszej aprobaty Kościoła, jest smutny i rozczarowujący: po tylu wiekach nagle kontrola wymyka mu się z rąk. Ale to trend przyszłościowy, drogą
frontalną wojnę z Kościołem. Ale nawet niewielkie przejawy niedyspozycyjności powodują furię kleru: „Oni mówią, że wiele studiów psychologicznych pokazuje, iż dzieci wychowywane przez homoseksualne związki są szczęśliwe, ale to kłamstwo, ponieważ my mamy inne badania, które pokazują, że jest wręcz przeciwnie”. Wszechwiedzący katonaukowiec Trujillo, który zasłynął oceną wytrzymałości prezerwatyw („beznadziejna”), nie wdaje się w szczegóły, jakie to badania Kościół posiada, ale przecież boża
Będą rozdawać? Kończą się udręki z pożyczkami! Nie trzeba już spłacać bankom lichwiarskich procentów, bo będą one teraz zwracać uwagę na wartości ludzkie i rozwój społeczny, a nie na profity! Z wezwaniem tej treści zwrócił się do bankierów papież podczas audiencji w Castel Gandolfo, na której przyjął delegację czwartego co do
wielkości banku we Włoszech, Capitalia, z prezesem Geronzim na czele. W odpowiedzi na ten apel Geronzi oświadczył, że zyski go już prawie nie interesują i będzie teraz kierował się względami rozwoju społecznego oraz solidarności z klientami. Nie wyobrażamy sobie, żeby banki w Polsce rozczarowały Jana Pawła II i postąpiły inaczej... TN
Konferencja biskupów hiszpańskich przyjęła samowolę rządu z oburzeniem, nazywając to „dystansowaniem się od zbiorowej mądrości całej ludzkości”(sic!). Oczywiste jest, że przez zbiorową mądrość należy rozumieć mądrość Kościoła. JF
Bara-bara z szefową W świetle sondażu belgijskiego periodyku „Vacature”, 12 proc. mężczyzn nie ma nic przeciw pójściu do łóżka z szefową w celu poprawienia statusu zawodowego, natomiast zaledwie 1 proc. Belgijek wykazuje gotowość przespania się w tym celu ze swoim szefem. Ponieważ większość kierowniczych stanowisk zajmują panowie, proporcje w liczbach bezwzględnych są zapewne bliskie równowagi. 22 proc. pracowników fantazjuje erotycznie na temat koleżanek z pracy, a tylko 7 proc. kobiet przyznaje się do podobnych fantazji dotyczących kolegów. JF
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
Ś
wiat już się dowiedział, co żołnierze USA wyrabiali w Abu Ghraib. Obecnie kończy się zmowa milczenia wobec bazy w Guantanamo. Grupa osób (wojskowi strażnicy, agenci wywiadu itp.), które pełniły służbę w bazie amerykańskiej na Kubie, przekształconej w więzienie dla muzułmanów, po raz pierwszy udzieliła wywiadów (anonimowo) dla „The New York Timesa”. Mówią o sposobach traktowania i przesłuchiwania podejrzanych o terroryzm.
w Iraku wyszły na jaw – wstrzymano ich praktykowanie. Pentagon nie ustosunkował się do doniesień „NYT”. Rzecznik Alvin Plexico wydał tylko oświadczenie, że „(...) wojsko zapewnia bezpieczne, humanitarne i profesjonalne warunki więzienia”. Zapewne miał na myśli warunki tych, którzy zeznawali zgodnie z oczekiwaniami śledczych. W Guantanamo w nagrodę dostawali hamburgera z McDonaldsa albo wpuszczano ich do świetlicy, gdzie mogli czytać i oglądać filmy. Pentagon za-
ZE ŚWIATA się amerykańskimi paszportami. Po prostu porywają ludzi. Przed kilkoma dniami wyszło na jaw, że CIA potajemnie wywozi niektórych aresztowanych Irakijczyków z ich kraju. Jest to sprzeczne z konwencjami genewskimi, a Międzynarodowy Czerwony Krzyż nie był o tym informowany. Zaniepokojenie tymi metodami wyrazili czołowi senatorzy obu partii. Zastępca dowódcy Guantanamo, gen. Martin Lucenti, wyznał (nie miało się to dostać do mediów i nie
Zmowa torturowania Standardową metodą stosowaną wobec więźniów odmawiających składania zeznań było rozbieranie ich, sadzanie na krześle i przytwierdzanie rąk oraz stóp kajdankami do podłogi. W takiej pozycji byli zmuszani do patrzenia na oślepiające błyski stroboskopowego światła, słuchania ogłuszającej muzyki z głośników umieszczonych tuż przy uszach. Wielkie klimatyzatory pracowały pełną mocą, co – jak zeznają informatorzy „NYT” – miało piorunujący wpływ na ludzi przyzwyczajonych do upałów w swym kraju oraz na Kubie. Sesje trwały do 14 godzin. Jeden ze strażników stwierdza: „Nie mogli ustać na nogach i dojść do celi”. Inna metoda polegała na budzeniu więźnia w środku nocy i prowadzeniu na przesłuchanie do „złotego pokoju”. Po jakimś czasie był odprowadzany do celi. Funkcjonariusze obserwowali go, a gdy zasnął głęboko, był budzony i prowadzony na kolejne przesłuchanie. Powtarzano to sześć razy w ciągu nocy. Olejki, którymi więźniowie nacierali się przed rozpoczęciem modłów, strażnicy zastępowali żrącym płynem do czyszczenia... – Nie ma innego określenia na takie praktyki jak tortury – oświadcza David Sheffer, wyższy urzędnik Departamentu Stanu w rządzie Clintona, zajmujący się problematyką poszanowania praw ludzkich. Zespół niezależnych wojskowych sporządził raport, który stwierdza, że metody z Guantanamo zostały przeniesione do Abu Ghraib. Kiedy tortury
M
iasteczko Carmel było ulubionym miejscem wakacji sławnego towarzystwa z pobliskiego Hollywood. Mieszkańcy (ich burmistrzem był do niedaw-
pewnia, że informacje uzyskane podczas przesłuchań „(...) ratują życie żołnierzom na froncie, a także niewinnym cywilom w USA i gdzie indziej”. Na potrzeby wizyt członków Kongresu i władz zamieniano Guantanamo w potiomkinowski pensjonat: goście byli informowani, że w ramach kar stosuje się pozbawienie książek, koców i środków higieny osobistej. Sławny dziennikarz i pisarz Seymour Hersh, który ujawnił masakrę w wiosce My Lai podczas wojny wietnamskiej i nagłośnił tortury w Abu Ghraib, na spotkaniu (8 października br. w Berkley) z czytelnikami swej najnowszej książki pt. „Szczeble dowodzenia: Droga od 11 września do Abu Ghraib” mówił: – Mój rząd ma od grudnia 2001 r. specjalne komando, które odpowiada za znikanie ludzi tak samo, jak działo się to z Brazylijczykami czy Argentyńczykami. Po 11 września Rumsfeld zdecydował, że nie ma na co czekać. Prezydent podpisał tajny dokument... Członkowie tego komanda latają nieoznakowanymi samolotami i helikopterami, nie legitymują
gołe inicjatorki pomysłu – panie w wieku 51–84 lat. Kalendarz z fotkami kociaków wiekowo podeszłych cieszył się wielką popularnością. Panie zarobiły 30 tys. dolarów, które
Niemoralny kalendarz na aktor Clint Eastwood) nie klepali biedy, ale ich straż pożarna – tak. Jej długi przekroczyły 2 mln dolarów. Sprawę wzięła w swoje ręce grupa przedsiębiorczych obywatelek Carmel. – Zrobimy kalendarz, sprzedamy go, a zyski pójdą na wspomożenie strażaków – postanowiły. Zgodnie z planem, do zdjęć pozowały
zaniosły burmistrzowi na sanację straży pożarnej. Tu niespodzianka. Burmistrz odmówił przyjęcia pieniędzy, twierdząc, że kalendarz jest niemoralny i ludzie mogą czuć się obrażeni... Rzymianie uważali, że pieniądze nie śmierdzą. W Carmel, żeby pieniądz nie śmierdział, musi mieć błogosławieństwo i świadectwo moralności. TN
zostało ujawnione przez środki masowego przekazu w USA), że większość z przetrzymywanych w bazie 550 więźniów z 42 krajów zostanie wkrótce zwolnionych lub odesłanych do ojczyzn. Tylko piętnastu ma stanąć przed sądem wojskowym. Sąd Najwyższy zawyrokował, że przetrzymywanie podejrzanych bez adwokata, terminu procesu i bez powiadomienia rodzin jest nielegalne. – Większość z więzionych tutaj nie walczyła. Oni uciekali – mówi gen. Lucenti. – Nawet ci, którzy zostali zakwalifikowani jako nieprzyjacielscy wojownicy, są zwykłymi płotkami; wartość informacji, jakie posiadają, i zagrożenie bezpieczeństwa, jakie stanowią, są znikome. Nie mamy wystarczających dowodów, by ich sądzić. Trzymamy tu ludzi, którzy nigdy nic nam nie zrobili i nie powiedzieli, a teraz mówią, że jak zdarzy się okazja, to będą obcinać głowy niewiernym. Ani podczas prezydenckich debat, ani podczas kipiącej najwymyślniejszymi oskarżeniami kampanii wyborczej nie piśnięto słowem o torturach, o tym, kto odpowiada za dotkliwą kompromitację USA. Że nie mówił o tym Bush, to zrozumiałe. Ale dlaczego nie używał tego argumentu Kerry? Oto odpowiedź: sondaże – nienagłaśniane bynajmniej – wykazują, że połowa Amerykanów jest zdania, iż tortury w Abu Ghraib i gdzie indziej powinny były pozostać tajemnicą... PIOTR ZAWODNY
Al-Kaida czy ropa? Dwa miesiące po ataku terrorystycznym na Amerykę Departament Stanu umieścił na swej oficjalnej internetowej witrynie mapę zatytułowaną „Sieć terroryzmu”. Figuruje na niej 45 krajów, w których – wedle władz USA – operują terroryści Al-Kaidy. Są na mapie Stany Zjednoczone, jest także ich wielki przyjaciel – Arabia Saudyjska. Nie ma natomiast Iraku (?)... Mapka była eksponowana kilka dni temu, ale kto wie, czy lada dzień nie zniknie... PZ
13
Pistolety bez pochew D
yrekcja Pentagonu nie dośpi i nie doje, ale uchroni amerykańskich wojaków przed niemoralnością i rozpustą. Sprokurowano właśnie nowy dekret: kontakty z prostytutkami absolutnie zakazane! Za zabawę z dziewczynką – sąd polowy! Władze departamentu wojny mają na uwadze nie tylko żołnierzy, ale i dobro moralne cywilnych panien w pobliżu baz amerykańskich. Wystawione na dolarowe pokusy damy wypaczają sobie charaktery i degenerują się, a alfonsi ciągną z nich korzyści. Tak dłużej być nie może! Zdając sobie niejasno sprawę, że chodzenie na panienki stanowiło żelazny punkt programu żołnierzy baz zagranicznych, tępiciele zła pomyśleli o „uczynieniu życia w bazie bardziej
interesującym, co zmniejszyłoby pokusy świata zewnętrznego w czasie wolnym od służby”. Myśleli, myśleli i... wymyślili! Konkurencją mają być programy edukacyjne podczas weekendów, koncerty zespołów i wieczorne zajęcia sportowe. Jeśli to wszystko nie pomoże, ma zostać nasilona działalność kapelanów wojskowych. Teraz wiadomo, co woje amerykańscy mają robić, gdy sperma uderzy im na mózg – walić jak w dym do księdza! TN
Bush albo seks S
chwarzeneggera Arnolda, z wykształcenia kulturystę, z zawodu gubernatora Kalifornii, dosięgła zasłużona kara za poparcie udzielone George’owi II Bushowi. Terminator wżenił się w ród Kennedych. Cudem chyba, bo słynna rodzina ma demokratyczno-liberalne poglądy, zaś austriacki Amerykanin przylgnął do republikańskiej prawicy, która pomogła mu wskoczyć na stanowisko szefa najbardziej liberalnego stanu. Schwarzenegger zrewanżował się republikanom za poparcie wygłoszeniem płomiennego przemówienia lansującego Busha podczas konwencji republikanów. Zapewniał, że
pamięta z powojennej Austrii sowieckie czołgi na ulicach, których żadną miarą widzieć nie mógł. Teraz, podczas konwersacji z Leonem Panettą (szefem Białego Domu za Clintona) w obecności tysiąca słuchaczy, Schwarzenegger wyznał, ile to przemówienie go kosztowało: „Cóż, przez dwa tygodnie nie było seksu”. Po czym refleksyjnie dodał: „Wszystko ma efekty uboczne”. JF
Kanapka dla milionerów R
estauratorzy amerykańscy wychodzą naprzeciw palącym potrzebom milionerów, którym Bush tak obciął podatki, że wpadają w desperację, nie wiedząc, na co wydawać pieniądze.
Stephen Starr, właściciel trzynastu ekskluzywnych restauracji „Barclay Prime” w Filadelfii, ubogacił menu o luksusową wersję kanapki z serem i stekiem, popularnej (za 3–4 dol.) w amerykańskich barach szybkiej obsługi i równie szybkiego tycia. Składa się na nią wołowina przedniego gatunku, oblana roztopionym serem taleggio, przekładana truflami, gęsimi wątróbkami, przyrumienioną cebulką
i pomidorem, posmarowana domową musztardą. Do popicia – szampan w małej butelce. Brzmi to i wygląda bardzo apetycznie – na pewno przypadnie milionerom do gustu. Jest tylko jedna zgryzota: kanapkę wyceniono na 100 dolarów. Na szczęście Bush walczy o to, żeby zapomoga podatkowa dla bogaczy miała charakter permanentny. PZ
Pożary modne 63
-letnia Maria Calkins z Port Angeles podpaliła swoje mieszkanie w bloku.
Zapytana przez policję o powód – wyjaśniła, że „była w depresji, a skrzynka kota była pełna kup i śmierdziała”. Charles Adams (lat 32) oglądał w domu katastroficzny film pt. „Pojutrze” przedstawiający wizję kataklizmów natury dewastujących
ziemię; popijał przy tym piwo. Kiedy film dobiegł końca, telewidz dokończył 10 flaszkę i podpalił swe mieszkanie w Cordelle. Policji nie był w stanie przedstawić – choćby z grubsza – logicznego wytłumaczenia swego czynu. TW
14
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA
Kalendarium na listopad – wyjątkowy władca w naszych dzieskoro historia udowadnia, że „robili 1 listopada 1496 r. – w Krakojach, gdyż zupełnie nie zabiegał w konia” nawet swojego szefa?! wie umiera Filippo Buonaccorsi, o objęcie polskiego tronu. Niestety, 18 listopada – 26 grudnia 1655 zwany Kallimachem – wybitny włomonarchą okazał się fatalnym, rówrok – trwa „obrona” jasnogórskieski humanista, dyplomata, historyk, nie nieudolnym w prowadzeniu pogo klasztoru przed szwedzkimi wojpoeta, filozof i pisarz polityczny. Bulityki wewnętrznej, jak i zagraniczskami. Według kościelnych przekaonaccorsi przybył do Polski po tym, nej. Króla Wiśniowieckiego dobrze zów, „wytrzymali oblężeni ogień dziajak w 1468 roku został oskarżony oceniał jedynie ówczesny nuncjusz łowy, napaści i co jeszcze może najo udział w spisku na życie papieża papieski w Polsce, Galeazzo Matrudniejszem było, namowy podstępPawła II. rescotti: „(...) roztropny, pobożny ne, a zachwiać się nie dali i ocalili Szczęśliwie dla Kallimacha (i dla i uczony (...), pełen gorliwości dla twierdzę, całemu krajowi wskazując nas!) panował wtedy Kazimierz religii katolickiej, na dobro której przez to, że potędze szwedzkiej poJagiellończyk, który papiestwo miał nie tylko sam daje ciągłe baczenie, dołać można”. w... głębokim poważaniu i zbiega nie wydał. Co więcej – mianował go swoim sekretarzem i wychowawcą królewskich synów, a nawet powierzał mu liczne misje dyplomatyczne. Dzięki temu Włoch Filippo Buonaccorsi jest dziś uznawany za jednego z prekursorów polskiego renesansu. 2 listopada 1932 r. – pułkownik Józef Beck (jeden z najbardziej zaufanych współpracowników Józefa Piłsudskiego) obejmuje stanowisko ministra spraw zagranicznych. W roku 1940 polityk ten oświadczy: „Do najbardziej odpowiedzialnych za tragedię mojego kraju należy Watykan. Zbyt późno uświadomiłem sobie, że prowadziliśmy politykę zagraniczną, służącą jedynie egoistycznym celom Kościoła kato- Wojciech Kossak – „Olszynka Grochowska” lickiego”. ale oprócz tego rad słucha przestróg Lepiej późno, niż wcale. Szkoda Wystarczy tej bajki! Kto jeszcze i napomnień ministra apostolskiego jednak, że płk Beck nie rozumiał tenie wie, jak było naprawdę, niech zaj(...), ściśle pełni inne obowiązki rego w czasie, gdy sprawował ministerzy do archiwalnych numerów „Fakligijne i lubi mieć przy sobie relikwie rialne obowiązki (tj. do 1939 r.). tów i Mitów” (12 i 13/2000). święte tak w podróżach, jako też znajA swoją drogą – ciekawe, czego do20 listopada 1954 r. – w Wardując się przy wojsku (...)”. wiemy się ze wspomnień ministrów szawie następuje oficjalne otwarcie Zasada „bierny, mierny, ale wierspraw zagranicznych piastujących to (utworzonej przez państwo!) Akany” jest stara jak... Kościół. stanowisko po roku 1989... demii Teologii Katolickiej. 3 listopada 1944 r. – za zgodą Specjalnie nas to nie dziwi – prze17 listopada 1387 r. – papież władz państwowych zostają wznowiocież był to tzw. okres błędów i wypaUrban VI zdejmuje klątwę z bine zajęcia na Katolickim Uniwersyczeń. skupa i duchowieństwa poznańskietecie Lubelskim. 20 listopada 1983 r. – na Jago. Powodem nałożenia ekskomuWspominamy o tym marginalnym snej Górze odbywa się uroczyste zaniki było zaprzestanie przez tę diewydarzeniu, gdyż to doskonała okakończenie obchodów 600-lecia obeccezję odprowadzania do Rzymu zja, by przypomnieć, że władze II RP ności Maryi Jasnogórskiej w Polsce. dziesięcin. aż do 1920 roku w ogóle nie uznaObchody przebiegały pod hasłem: Z tego samego powodu klątwy zowały tej „uczelni”, a prawa państwo„Sześć lat wdzięczności za sześć wiestały nałożone również na arcybiwe nadały jej dopiero w 1938 r. ków łask”. skupa gnieźnieńskiego oraz biskupa 10 listopada 1673 r. – umiera Owe „sześć wieków łask” to m.in. wrocławskiego. I jak tu wierzyć hieMichał Korybut Wiśniowiecki liczne konflikty zbrojne z sąsiadami, rarchom w kwestiach finansowych,
K
ościół nigdy nie miał dobrego wpływu na młodzież. Także za dawnych cza sów, kiedy nad wychowywaniem i kształce niem pieczę sprawowali wyłącznie duchow ni, żacy – nauczeni w kościele nietoleran cji – gromili żydów i heretyków. Ścisłość szkolnego nadzoru zmniejszała się szczególnie wtedy, gdy szło o bójki pomiędzy studentami różnych placówek (przede wszystkim jezuickich i pijarskich, będących permanentnie w stanie wojny) oraz w przypadku ekscesów wywoływanych przeciw żydom i protestantom. Co więcej, władze szkolne (zwłaszcza jezuici) nie tylko nie ganiły przemocy, ale wręcz tolerowały współudział profesorów w organizowaniu tego rodzaju zajść. „W którymkolwiek mieście znajdowały się szkoły pijarskie i jezuickie lub też jezuickie i akademickie tam nigdy między studentami nie było pokoju i jedni drugich prześladowali” – wspomina Jędrzej Kitowicz, opisując obyczaje
panujące za czasów Augusta III. Zwykle zaczynało się od przezwisk „pijara – psia wiara” i „jezuita – psia jelita”, a kończyło na regularnym mordobiciu. W 1683 roku we Lwowie studenci jezuiccy uzbrojeni w szable, strzelby i kije wzniecili po-
trzy rozbiory, utrata niepodległości na 123 lata, dwie wojny światowe i komuna. No, chyba że mówimy o łaskach dla Kościoła... 21 listopada 1964 r. – na wniosek kardynała Stefana Wyszyńskiego, papież Paweł VI ogłasza Matkę Boską Królową Kościoła. Jakiego Kościoła – to jasne, ale którą Matkę Boską? Fatimską? Częstochowską? Ostrobramską? Kazańską? 22 listopada 1599 r. – ukazuje się drukiem pierwsze w naszym kraju katolickie tłumaczenie Biblii, dokonane przez jezuitę Jakuba Wujka. Mimo upływu czterech stuleci niewielu rodaków przeczytało to całkiem niezłe tłumaczenie, a jeszcze mniej je zrozumiało. Inaczej nie potrafimy wyjaśnić, dlaczego Polska wciąż pozostaje krajem katolickim. 27 listopada 1633 r. – do Rzymu dociera polskie poselstwo, kierowane przez podskarbiego nadwornego koronnego, Jana z Tęczyna Ossolińskiego; powód tej wyprawy – „zdanie posłuszeństwa papieżowi”. W celu wywarcia jak największego wrażenia na kościelnych hierarchach konie podkuto szczerozłotymi podkowami, a niektóre celowo przymocowano tak słabo, by zostały „zgubione” podczas jazdy po rzymskich ulicach... W tym samym czasie w Rzeczypospolitej brakowało pieniędzy na zreformowanie armii. Dziś funduszy brakuje także na oświatę, sądownictwo, służbę zdrowia, opiekę społeczną, zwalczanie bezrobocia, fundusz alimentacyjny itd., jednak do Watykanu pędzą całe tabuny (p)osłów. 28 listopada 1058 r. – umiera Kazimierz I Odnowiciel. Według Galla Anonima, monarcha ten miał „nader gorliwie i pobożnie czcić Kościół święty, a zwłaszcza mnożyć zgromadzenia mnichów i świętych dziewic, ponieważ w pacholęcym wieku oddany został przez rodziców do klasztoru, gdzie otrzymał gruntowne wykształcenie religijne”.
zabawą było bicie kijami spotkanych na ulicach Żydów jako tych, którzy umęczyli Jezusa. Dochodziło do tego, że w porze, gdy studenci szli do szkół i z nich wracali, Żydzi w obawie o swoje zdrowie i życie na wszelki wypadek nie wychodzili z domów. Podobne „wyprawy krzyżo-
Ach, ta dawniejsza młodzież! grom w dzielnicy żydowskiej, bijąc jej mieszkańców i rabując domy. W 1724 roku w Toruniu również jezuiccy wychowankowie w trakcie procesji Bożego Ciała sprowokowali bójkę z uczniami gimnazjum protestanckiego, która przerodziła się w ogólnomiejskie zamieszki (tzw. tumult toruński). Jeszcze gorzej poczynali sobie studenci akademiccy. Krakowscy żacy byli stałym postrachem ludności żydowskiej. Ich ulubioną
we” studenckie bojówki regularnie organizowały przeciw protestantom – napadano bez powodu na „heretyków”, demolowano świątynie, profanowano uroczystości religijne, nie oszczędzając pogrzebów i cmentarzy. Procederem nie do opanowania było noszenie przez studentów broni. Pomimo licznych zakazów i nakazów wydawanych przez rektorów akademii, posiadanie miecza, łuku lub włóczni, ewentualnie rusznicy czy sztyletu było
Pranie mózgu (szczególnie w młodym wieku) często przynosi oczekiwane efekty, stąd też religia w szkołach, a nawet... w przedszkolach. 29 listopada 1766 r. – zakończenie obrad tzw. sejmu Czaplica (od nazwiska marszałka sejmu, Celestyna Czaplica). Mimo poparcia i zabiegów dyplomatycznych Rosji posłowie odrzucili starania polskich dysydentów o zagwarantowanie im pełnej tolerancji oraz zrównanie w prawach z katolikami; jedynym sukcesem innowierców było wyjęcie ich spod kościelnej jurysdykcji. Była to jedna z ostatnich szans ratowania upadającej Rzeczypospolitej. Sześć lat później polska nietolerancja religijna posłużyła państwom ościennym za jeden z pretekstów do przeprowadzenia pierwszego rozbioru. 29/30 listopada 1830 r. – w Warszawie rozpoczyna się powstanie listopadowe. Według oceny historyków miało ono największe szanse powodzenia spośród wszystkich polskich zrywów niepodległościowych, przeprowadzonych w dziewiętnastym wieku. Natomiast według oceny ówczesnego papieża, Grzegorza XVI, powstanie listopadowe było „okropnym nieszczęściem”, „wojną domową” i „buntem przeciwko prawowitej władzy”, a jego uczestnicy to „wichrzyciele”, „ludzie o złych zamiarach”, „propagatorzy fałszywych doktryn” i „prorocy kłamstwa”. 30 listopada 1476 r. – biskup warmiński Mikołaj Tungen i wielki mistrz zakonu krzyżackiego Henryk Richtenberg zawierają przymierze wojskowe wymierzone przeciwko Polsce. W roku następnym do tego sojuszu przyłączył się władca Węgier Maciej Korwin, co ostatecznie doprowadziło do wybuchu tzw. wojny popiej (1478–1479), zakończonej zwycięstwem Polaków. Jednym z warunków zawarcia pokoju było ukorzenie się bpa Tungena przed królem Kazimierzem Jagiellończykem. Ależ to musiał być widok – monarcha antyklerykał siedzi wygodnie na tronie, a klęczący przed nim biskup prosi o łaskę i zapewnia o swojej wierności... Cóż za szkoda, że Jan Matejko tego nie namalował! SEBASTIAN TOLL
sprawą honoru każdego studenta. Obowiązkiem krakowskiego żaka było pozostawienie broni u przełożonego bursy i złożenie przysięgi na Ewangelię, że innej nie posiada. Za łamanie zakazu groziły kary pieniężne, ale nie odnosiło to skutku. Biskup krakowski Filip Padniewski, nie chcąc krępować młodzieży surowymi ograniczeniami, w 1566 roku anulował rektorskie zakazy i wydał zezwolenie na posiadanie broni, apelując jedynie, aby wstrzymywali się od zabójstw i wzniecania w mieście tumultów. Mniej więcej od połowy XVI wieku w aktach rektorskich wszechnicy krakowskiej, dotyczących studenckich ekscesów, ustawicznie pojawiają się zapisy o wywoływaniu ulicznych burd, rabunkach, mordowaniu protestantów, topieniu Żydów w Wiśle, zakłócaniu pogrzebów protestanckich i dewastowaniu cmentarzy. Włóczenie się po szynkach, domach gry i rozpusty wydaje się przy tym całkiem niewinną studencką rozrywką. AK
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r. Kiedy filantropia świeckich darczyńców Kościoła wypaliła się, a fałszowanie kolejnych dokumentów stało się ryzykownym przedsięwzięciem, kler zaczął sam siebie okradać...
Bełzę, warszawskiego adwokata, krociowego spadku 2,5 mln rubli na rzecz arcybiskupa warszawskiego, „bez obowiązku zdawania komukolwiek obrachunku”. Zapis wyłudzony został od Marceliny Hamburgerowej, osoby chorej umysłowo, przy czym rodzina i potencjalni spadkobiercy zostali wydziedziczeni. Adwokat Bełza i arcybiskup sprytnie otoczyli chorą opieką, odsuwając od niej rodzinę,
MITY KOŚCIOŁA być chłopsko-robotnicza; ale hasło to jest w założeniu błędne, a w skutkach byłoby szkodliwe; wśród ludu wiejskiego i robotniczego widzimy niemało ciemnoty duchowej, pychy i nieufności do innych stanów, niemało egoizmu stanowego, który marzy tylko o nabyciu ziemi”. To ostatnie zdanie wielki obszarnik skierował przeciwko umierającym z głodu chłopom.
Kościelni fałszerze... (6) Od XIII w. na sprzedaż jakiejkolwiek własności kościelnej potrzebna była papieska zgoda, a to dlatego, że wcześniej opaci, proboszczowie i biskupi nierzadko sprzedawali i marnotrawili majątki kościelne. Kiedy w XVI wieku rozpatrywano w Polsce sprawę Kościelnej Wsi, probostwa ufundowanego przez Mieszka Starego, a należącego do benedyktynów tynieckich, okazało się, że z młynów, karczem i 10 wsi, należących do tego probostwa, pozostało raptem 5 wsi, z czego tylko jedna była w posiadaniu proboszcza, gdyż resztę tyniecki opat rozdał... swoim krewnym. Jednak najlepszy figiel wywinął opactwom warszawski arcybiskup Malczewski. 17 kwietnia 1819 r., powołując się na rzekomą bullę Piusa VII (1800–1823) z roku 1818, zniósł wszystkie opactwa w Królestwie, prepozytury i bogatsze klasztory, obracając ich fundusze na biskupstwa, kapituły i seminaria. Opatrzność nie darowała złodziejskiemu arcybiskupowi, gdyż zmarł nazajutrz po ogłoszeniu edyktu. Niemal rok później, 16 lutego 1820 r., papież bezskutecznie szturmował w tej sprawie do jego następcy, arcybiskupa Hołowczyca. Opactwa jednak nigdy już nie odżyły, natomiast ich majątki zasiliły kapituły i kler świecki. W związku z walką o annaty nawiedzony Smogulecki pouczał: „Lada szlachcic dostatni na Wenecję, na grzechy, na marności, rok po roku więcej z Polski wywiezie, niż co się dotąd z annat do Rzymu dawało, wdzięczność pokazując tej tam Najśw. Stolicy ap. i matce naszej. (...) Życzyłbym ojczyźnie miłej nie tylko na postanowienia kościelne patrzyć, ale też uważając starodawnych dziejów jednostajne przykłady, uważając i wszystkich polityków consensum, że się to żadnej Rzplitej w dobrą krew nie obracało, żeby i ona takowemi zaczepkami rzeczy duchownych gniewu bożego i niebłogosławieństwa na się nie obalała. Ma o skarbie swym obmyśliwać, niech inaczej obmyśliwa: nie od krzywdy to bożych i sług jego zaczynać”. A chodziło o to, że wielu możnych zwróciło uwagę na sejmie, iż wszystkie niesłychane dobra, którymi naród polski obdarował duchowieństwo rzymskie, nic zgoła nie przynoszą krajowi. Poza tym, skoro były wolne od podatku, to połowę dochodów kler wysyłał do Rzymu! W 1912 r. skandaliczna była sprawa zagarnięcia przez Stanisława
a następnie obietnicami, groźbą i prośbą doprowadzili do sporządzenia „właściwego” testamentu i zawładnęli majątkiem. Po wybuchu rewolucji październikowej w Polsce także pojawiły się żądania w sprawie likwidacji wielkich własności ziemskich. Zdecydowany sprzeciw złożył Kościół, który był wówczas jednym z największych posiadaczy. Zdaniem arcybiskupa Teodorowicza ze Lwowa, parcelacja wielkich majątków i reforma rolna spowodowałyby ruinę gospodarki. Kiedy w 1915 r. wielki obszarnik z pow. chełmskiego, hrabia Polityłło, uciekł wraz z wycofującymi się wojskami carskimi do Rosji, jego leżącą ugorem ziemię zaczęli uprawiać chłopi, ratując się przed głodową śmiercią. Niebawem hrabiego z Rosji przygnała na powrót rewolucja, ale chłopi ani myśleli opuścić jego włości. Nawet wezwana na pomoc żandarmeria nie mogła pokonać ich uporu. Na prośbę pana hrabiego w sprawę zaangażował się lubelski biskup Fulman. W trakcie wizytacji parafii Wojsławice, majątku Polityłły, odezwał się od ołtarza do zgromadzonych chłopów w te słowa: „Wy, wszarze, nie wyciągajcie ręki po cudzą ziemię, bo to własność święta, bo ręka wam uschnie!”. Jednak „wszarze” nie posłuchali bp. Fulmana i ziemi nie oddali – dopiero wojska Piłsudskiego przywróciły hrabiemu utracone dobra. 16 kwietnia 1917 r. abp Kakowski wydał orędzie, w którym wzywał, aby „nie słuchano głosów przewrotnych wrogów, lecz aby poddano się z uległością i biernością prawowitej władzy”, którą była wówczas Rada Regencyjna. Należał do niej sam Kakowski oraz inni zdrajcy. W grudniu tegoż roku mohylewski arcybiskup baron Ropp nakazał chłopom, aby zwrócili obszarnikom ich ziemie. Interdyktem zarządził wstrzymanie wszelkich kościelnych uroczystości i „nabożeństw śpiewalnych” do czasu, aż „się zbuntowani wierni opamiętają”. W roku 1918 przemyski biskup Pelczar zamieścił w katolickiej prasie otwarty list pasterski, w którym ubolewał: „W ostatnich czasach rozbrzmiewa tu i ówdzie hasło, że odradzająca się Polska ma
Niełatwo przedstawić faktyczny kościelny stan posiadania w Polsce międzywojennej, ponieważ brakuje wiarygodnych danych odnoszących się do jego dochodów oraz majątku trwałego, tj. ziemi uprawnej, lasów, jezior itd. Trudno też porównywać aktywa Kościoła z okresu przedrozbiorowego, a więc z epoki monarchii feudalnej, kiedy Kościół należał do największych posiadaczy, z okresem po 1918 roku, czyli po odzyskaniu niepodległości. Jeszcze przed rozbiorami majątki kościelne straciły wiele, bo
na przykład olbrzymie posiadłości skasowanego zakonu jezuitów przeznaczono na cele oświaty. Państwa zaborcze także dość znacznie uszczupliły ten majątek, więc Kościół starał się go odzyskać od odradzającego się państwa i kosztem narodu. Znalazło to swój wyraz m.in. w konkordacie z roku 1925, w którym roszczenia kościelne zajmują wiele miejsca. Kościół katolicki złożył taką listę roszczeń, że gdyby chciano ją spełnić, państwo musiałoby dołożyć Kościołowi z własnych zasobów. W omawianym okresie największe majątki znajdowały się w północno-zachodnich i południowo-wschodnich województwach. Na byłych obszarach zaboru pruskiego znajdowało się 35–40 proc. wszystkich gruntów kościelnych. W okresie międzywojennym w rękach Kościoła znajdowało się
ogółem ponad 203 247 ha, a dodatkowe 20 591 ha należało do arcybiskupów i biskupów. Lasy kościelne to dalsze 7592 ha plus 8764 ha lasów arcybiskupich i biskupich. Poważny areał posiadał także Kościół greckokatolicki oraz klasztory. Ich ziemie obejmowały łącznie ponad 91 844 ha, a lasy 5374 ha, natomiast majątki biskupie i arcybiskupie obejmowały 8623 ha ziemi i 32 978 ha lasów, co razem daje 41 601 ha. Tak więc Kościół łaciński posiadał 210 839,9 ha, a greckokatolicki – 138 819,9 ha. W sumie Kościół katolicki w Polsce okresu międzywojennego był właścicielem 349 659 ha ziemi i lasów. Typowo obszarniczy charakter miały majątki klasztorne. W jaki sposób pozyskały one część ziemi, wspominałem już wcześniej. Łącznie posiadały w tym okresie 58 698 ha ziemi i 1253 ha lasów. Najbogatsze klasztory znajdowały się na terenie byłego zaboru austriackiego. Na przykład benedyktynki ze sławnego klasztoru w Staniątkach (woj. krakowskie) posiadały majątek o powierzchni 1029,61 ha, a jego wartość oceniono wówczas na 2 162 184 zł. Poza ziemią, lasami i jeziorami Kościół miał liczne nieruchomości, budynki mieszkalne i gospodarcze oraz szereg gmachów użyteczności publicznej, m.in. szkoły, ochronki, szpitale. W swoich roszczeniach był bezlitosny. Nie bacząc na tragiczny stan skarbu państwa w okresie międzywojennym, dążył do rewindykacji majątków utraconych podczas zaborów. Tuż po pierwszej wojnie światowej, rzymski Kościół zagarnął świątynie, probostwa i grunty cerkiewne, przejmując łącznie ponad 10 tys. ha na tzw. Kresach Wschodnich i ok. 5 tys. ha w byłej Kongresówce. W myśl postanowień konkordatu z 1925 roku, utworzona została specjalna Komisja Mieszana składająca się z tzw. Komisji Papieskiej i Komisji Rządowej, która przygotowała dokumenty regulujące sprawy majątkowe Kościoła, uwzględniając jego roszczenia majątkowe. Rozmowy trwały wiele lat – z przerwą od 1934 do 1936 roku. W roku 1938 podpisano tajny układ w sprawie ziem i obiektów pounickich. Kościół co prawda zrzekł się pretensji do tych obiektów, ale otrzymał w zamian 12 tys. ha ziemi na uposażenie biskupstw, kapituł, beneficjów proboszczowskich itd. Do owych 12 tys. ha doliczono 8 tys. ha, które wcześniej znalazły się w rękach Kościoła, a „nie zostały nabyte drogą kupna”, czyli te, które siłą zostały zabrane Cerkwi prawosławnej. Tytułem rekompensaty za około 4 tys. ha państwo zobowiązało się wypłacić Kościołowi 3,5 mln zł w 4-procentowych obligacjach pożyczki konsolidacyjnej nominalnej wartości.
15
Uznano również za własność Kościoła katolickiego te wszystkie pounickie obiekty, które w dniu podpisania układu znajdowały się w posiadaniu lub użytkowaniu Kościoła, a więc te, które wcześniej zostały po prostu ukradzione (zajęte siłą) prawowitym właścicielom. O budynkach i innych nieruchomościach nie wspominam z braku miejsca. W każdym razie w czerwcu 1939 roku postanowiono przekazać Kościołowi 85 budynków o łącznej powierzchni 1 375 738,93 metrów kwadratowych i kubaturze 921 495,15 metrów sześciennych. Ich wartość wynosiła około 22 mln zł. Poza tym, zgodnie z konkordatem, Skarb Państwa przeznaczał znaczne dotacje na utrzymanie „świętych próżniaków” (jak mawiał biskup Krasicki) tytułem rekompensaty na utracone – nawet nie z winy odrodzonego państwa polskiego – w przeszłości majątki. Przeciętnie było to rocznie ok. 20 milionów zł. W sumie od zawarcia konkordatu do wybuchu II wojny światowej, a więc przez czternaście lat, biedne państwo wydało na Kościół rzymskokatolicki ponad 280 mln zł! Najwięcej przeznaczono na uposażenie duchowieństwa, które otrzymywało pensje odpowiadające uposażeniu państwowych urzędników różnego szczebla. Sami tylko alumni w seminariach duchownych otrzymali w 1938 roku aż 2867 etatów, podczas gdy w Państwowym Funduszu Stypendiów Akademickich przyznano w roku akademickim 1936/1937 stypendia dla 2584 studentów. Na więcej nie było pieniędzy... Tak więc Kościół wyłudzeniami i fałszowaniem dokumentów spadkowych (nadań) już u swego zarania zgromadził niewiarygodne bogactwa. Nadal zajmuje się przede wszystkim dobrami doczesnymi, sferę „duchową” zostawiając maluczkim – jako opium dla mas. Jego bogactwa przynoszą ogromne wpływy gotówkowe i dają możliwość wywierania wpływu politycznego, bez czego szerzenie jego idei nie objęłoby tak wielkiej przestrzeni. Kościół przejmuje udziały w różnych przedsiębiorstwach, uczestniczy we wszystkich poważniejszych spekulacjach i za pośrednictwem swoich mężów zaufania eksploatuje kopalnie, koleje, linie lotnicze, zakłady metalurgiczne, różne fabryki, hotele i wielkie magazyny. Dlatego próby złamania potęgi Kościoła nie dopięły celu, choć sam kler głosi, że to Duch Święty utrzymuje wielkość Krk. Nie złamała jego siły demokracja francuska w 1789 roku, nie ograniczyły wpływów biskupów krwawe walki w Hiszpanii w latach 1812–1862. Dopiero wtedy, gdy Kościół będzie pozbawiony swojego ruchomego i nieruchomego majątku, gdy nie będzie miał możliwości opłacać złotem swojej propagandy, kiedy tysiącom duchownych pasożytów przestanie zabezpieczać spokojny i bezpieczny byt, gdy będzie pozbawiony swych stosunków finansowo-handlowych, jego zabobony i przesądy stracą na wartości. Ale wiadomo, że ten stan rzeczy nie leży w interesie kolejnych rządów III RP. BOGDAN MOTYL www.alternatywa.com
16
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
CZUCIE I WIARA
Cudownie uzdrowieni? Chromi odrzucają kule, sparaliżowani wstają z wózków, bezpłodne rodzą dzieci, chorzy na raka – zdrowieją... Czy to cuda, czy oszustwa? Co na to medycyna? I co teologia? O uzdrowieniach możemy czytać już od starożytnych czasów. Wielu tego doświadcza obecnie. Lub tak twierdzi. Jednak dziś takie sytuacje dają się często zweryfikować. Bada je bowiem nauka. Ale nie tylko...
Cudotwórcy oszuści Wielką popularnością cieszą się na całym świecie seanse cudotwórcze. Przyjeżdża „uzdrowiciel” i... robi show. Gromadzi tysiące ludzi na stadionie, w hali, przed kościołem. Ludzi chorych, łatwowiernych, gotowych oddać ostatni grosz. Wie, że jeśli powoła się na moc Boga, zaufa mu więcej osób (a może naprawdę w to wierzy?). Będzie wiarygodny. A ludzie będą... hojniejsi. Ważna jest więc oprawa – sprzęt, nagłośnienie, światła, ruchy, głos. Ludzie poddają się atmosferze, a „ewangelista uzdrowiciel” wprowadza ich niemal w trans. Ludzie płaczą, krzyczą... Tymczasem zaś ów showman przebiegle realizuje scenariusz, posługując się świetnie opanowanymi trikami. Działalność cudotwórczą zdemaskował znany magik James Randi. W swej książce „The Faith Healers” opisuje wykorzystywane przez „uzdrowicieli” triki, na których zbijają oni fortunę. Na przykład wielu chorym, którzy przyszli na taki seans, proponuje się skorzystanie z wózków inwalidzkich, mimo że ich dolegliwości nie przeszkadzają w chodzeniu. Dlaczego? Randi wyjaśnia: „Podczas spotkania ludzi posadzonych na wózkach inwalidzkich przywozi się na scenę, zaś uzdrowiciel modli się o ich uzdrowienie. Po czym woła: Powstań z wózka i chodź! Oczywiście człowiek wstaje i chodzi, tak samo jak wcześniej. »Uzdrowiciel« sam czasem siada potem na wózek i każe »uzdrowionemu« pchać go po scenie, ku uciesze widowni. Większość zebranych nie ma pojęcia, że wózki inwalidzkie zostały wypożyczone lub przywiezione przez uzdrawiacza w tym właśnie celu. Wprowadzeni w błąd zebrani, sądząc, że byli świadkami cudu postawienia inwalidy na nogi, oczywiście hojnie wspomagają datkami działalność »uzdrowiciela«”. Randi pisze też o „uzdrowicielu”, który stosował bardziej przemyślne sztuczki. W.V Grant wydłużał nawet nogi! Podczas jednego z seansów zapowiedział, że za chwilę uzdrowi kogoś z krótszą nogą, bo taką właśnie odczuwa „moc”. Po chwili wezwał na scenę upatrzonego wcześniej człowieka i posadził na specjalnie ustawionym krześle. Po intensywnej modlitwie o uzdrowienie noga – na oczach wszystkich – zaczęła rosnąć! Grant, jak wyjaśnia Randi, osiągnął ten efekt za pomocą dwóch trików: „Po pierwsze, gdy unosił nogi
siedzącego, by zademonstrować widowni, że są nierówne, odciągał je do tyłu, jednocześnie naciskając na piętę nogi (obcas buta) znajdującej się bliżej widowni. Wówczas, dzięki ustawieniu krzesła pod odpowiednim kątem do widzów, druga noga sprawiała wrażenie dłuższej od tej, która była bliżej. Po drugie, modląc się, przesuwał je wolno z powrotem w kierunku widowni, jednocześnie uwalniając trzymany w dłoniach obcas, co sprawiało wrażenie kilkucentymetrowego wzrostu tej nogi”. Innego „cudotwórcę”, Petera Popoffa tytułującego się Namaszczonym Sługą Bożym, zdemaskowali dziennikarze. Popoff zwykł być podawać w trakcie seansów uzdrawiających dane i problemy dotyczące ludzi z sali. Ci – autentycznie zaskoczeni – wstawali ze łzami i potwierdzali „natchnienie” kaznodziei. Następnie modlono się o rozwiązanie ich problemów. Popoffa sprawdził jeden z telewizyjnych dziennikarzy, Johnny Carson. Przed zaproszeniem go do swojego programu Carson wysłał na seans reporterów, którzy wmieszali się w tłum. Do niektórych z nich podeszła nieświadoma dziennikarskiego podstępu żona „uzdrowiciela”, prosząc o wypełnienie formularza. Dziennikarze podali fałszywe dane i wymyślone choroby. Podczas spotkania Popoff wywołał nazwiska 20 osób, bezbłędnie podając ich dane i dolegliwości. Wśród nich byli reporterzy. Padły ich nieprawdziwe nazwiska i choroby. „Kaznodzieja” miał w uchu maleńką słuchawkę, za pomocą której słyszał informacje wyczytane z formularzy i przekazywane przez jego żonę. Siedząc w zaparkowanej przed salą przyczepie, obserwowała na monitorze widownię i podawała mężowi, gdzie się znajdują i jak są ubrani ludzie „do wywołania”. Każde jej słowo zarejestrował podłączony przez telewizyjnego speca magnetofon.
Między medycyną a wiarą Uzdrowienie może być efektem sugestii lub autosugestii. Współczesna medycyna wiele miejsca poświęca badaniom nad efektem placebo. Okazuje się, że coś, co wygląda jak lek, choć nie posiada takiej wartości, podane pacjentom jako panaceum – przynosi pozytywne rezultaty. W oparciu o wyniki badań powstają nowe dyscypliny naukowe, np. psychoonkologia czy psychoimmunologia. Niektóre uzdrowienia mogą być efektem przeżycia emocjonalnego. Przykładu takich psychosomatycznych
uzdrowień dostarczają na przykład miejsca kultu. Zarówno efekt placebo, jak i uzdrowienie pod wpływem silnego przeżycia emocjonalnego łączą się z innym czynnikiem – z wiarą. Jeśli bowiem pacjent nie wierzy w skuteczność leku czy modlitwy, czynniki te nie wpływają na jego stan zdrowia. Zauważyli to amerykańscy naukowcy, którzy rozpoczęli badania nad zależnością wiary i medycyny. Jak podała prasa, z badań epidemiologów z Rush University Medical Center w Chicago wynika, że ogólna śmiertelność wśród osób religijnych jest o 25 proc. mniejsza niż u osób niewierzących lub niepraktykujących. Okazuje się zatem, że silna wiara w Boga może mieć działanie terapeutyczne!
Aby zrozumieć różnice dotyczące stanu zdrowia między osobami wierzącymi a sceptykami, naukowcy poddali tomograficznej analizie mózg modlących się ludzi. Okazało się, że pewne obszary ich mózgu charakteryzowała większa aktywność, co prowadziło do poprawy funkcjonowania układu odpornościowego. Inna grupa badaczy przeprowadziła eksperyment, dzieląc chorych na kilka grup. W każdej z nich stosowano inną terapię. W grupie, w której połączono muzykoterapię z modlitwą w intencji zdrowia, wskaźnik śmiertelności był o 30 proc. niższy! Badanie korzyści zdrowotnych płynących z modlitwy zainicjował w latach 80. ub. wieku prof. Uniwersytetu Harvarda, Herbert Benson. Wykazał on, że u osób modlących się następuje obniżenie ciśnienia, zwolnienie akcji serca i metabolizmu. Od tej pory świat medyczny poważniej zaczął traktować związek wiary ze zdrowiem. Zwolennicy łączenia wiary z medycyną – na przykład znany z poświęconych temu tematowi książek dr Larry Dossey – podkreślają, że obie te dziedziny
– jeśli mają być skuteczne – powinny się uzupełniać. Niewykluczone bowiem, że wiara uruchamia w organizmie siły pozwalające działać lekom, które wcześniej – z nieznanych powodów – nie przynosiły rezultatów w leczeniu.
Czy to Bóg? Tyle w zakresie wyjaśnienia racjonalnego. Nauka nie potrafi jednak uporać się z każdym przypadkiem. No bo jak wytłumaczyć uzdrowienia ludzi, o których się modlono, a którzy nie mieli takiej świadomości? Uzdrowienia małych dzieci lub chorych w śpiączce? A i takie przypadki notuje medycyna. Wierzący – przecież to oni się modlą – nie mają problemu ze zrozumieniem tych zjawisk. To Bóg – mówią z przekonaniem. Dla większości chrześcijan sprawa jest prosta. Zbyt prosta. Według nich, za każdym uzdrowieniem musi stać Bóg, który wysłuchał modlitw, bo przecież usunięcie dolegliwości jest dobrem. Ale czy za każdym cudem stoi Bóg? Wielu chrześcijan naiwnie traktuje wszystkich uzdrowicieli jako narzędzia Boga, sądząc, że uzdrowienia są dowodem Jego działania. Tak nie jest. Z perspektywy biblijnej nie można oczywiście zakwestionować realności zjawisk nadprzyrodzonych, ale Pismo Święte przestrzega, że ich autorem może być ktoś inny. Jeśli wierzymy w Boga, a zatem poważnie traktujemy Jego objawienie (Biblię), nie powinniśmy o tym zapominać. Według teologii Pisma Świętego, Bóg ma swego antagonistę. Jest Chrystus i jest przeciwna Mu duchowa siła, zwana przez Nowy Testament Antychrystem. To ten, który nie tylko występuje przeciw Bogu, ale też zamiast Niego (gr. anti znaczy: w miejsce, przeciw). Może się więc za Niego podawać, „podrabiając” Jego działanie. Ewangelie nazywają to siłą zwodzenia. Podlegają jej ludzie powierzchowni, żądni nadnaturalnych znaków, cudów, uzdrowień, ale niespoglądający głębiej. Jezus mówił o ludziach, którzy w Jego imieniu będą dokonywać cudów, ale z Nim nie będą mieli nic wspólnego (zob. Mt 7. 21–23). Apostoł Paweł ostrzegał, że „szatan podaje się za anioła światłości, a jego słudzy podszywają się pod sprawiedliwość” (2 Kor 11. 4). I choć to inteligentne zło, ta potężna duchowa istota jest „ojcem kłamstwa”, jak scharakteryzował ją Jezus (zob. J 8. 44), to nic nie stoi na przeszkodzie, by mówiła też prawdę, jeśli jest to środek prowadzący do osiągnięcia własnego celu (zob. Dz 16. 16–18). Skoro ta istota jest autorem wielu dolegliwości (zob. Łk 13. 13, 16), to potrafi też cofnąć chorobę, jeśli w efekcie służy to jej sprawie. Zatem uzdrowienie fizycznej choroby wcale nie musi być czymś dobrym, jeżeli ceną jest zwiedzenie i utrata zbawienia. Szatan nie boi się krucyfiksów i obrazu ukrzyżowanego Jezusa, boi się natomiast żywego Chrystusa. Tam, gdzie czczone są krzyże, figury czy
obrazy, Chrystusa nie ma, bo taki kult jest sprzeczny z Jego wolą (zob. Wj 20. 4–5). Dlatego w wielu miejscach bałwochwalczego kultu – w starożytności, średniowieczu i obecnych czasach – działy się cuda, mimo że nie stał za nimi Bóg. Zdolnością uzdrawiania dysponują też spirytyści. Jeden z nich, Raphael Gasson, po porzuceniu praktyk okultystycznych tak napisał o tej mocy w swej książce „The Challenging Counterfeit”: „Ja sam byłem używany w taki sposób i mogę zaświadczyć, że na własne oczy widziałem cudowne uzdrowienia, które miały miejsce podczas spirytystycznych spotkań uzdrowicielskich”. Kilka lat temu amerykańscy dziennikarze zrealizowali reportaż o uzdrawiających sensach jednego z najgłośniejszych współczesnych chrześcijańskich „kaznodziejów”. Towarzyszyli mu w podróżach po kilku kontynentach. Scenariusz był zawsze ten sam. Nieskazitelny biały garnitur, hinduskie rysy, amerykański akcent, limuzyna, ekipa kilkuset pomocników. Równie często jak słowa „w imieniu Chrystusa” padały zachęty do wypisywania dużych sum na czekach. „Cudotwórca” argumentował: „Przecież Pan Bóg nie chce, bym latał zwykłym samolotem”... Potem był pokaz paranormalnych zdolności – po wyciągnięciu ręki w stronę tłumu na widowni dziesięć pierwszych rzędów z ludźmi zostało oderwanych niewidzialną siłą od podłogi i przerzuconych metr dalej. Większość krzyczała w przerażeniu, inni tracili przytomność. Kilka osób poproszonych na podest po lakonicznej modlitwie i podniesieniu rąk doznawało „szoku uzdrowienia” i twierdziło, że dolegliwość ustąpiła. Sprawdzili to dziennikarze, którzy towarzyszyli owym uzdrowionym przez kolejne miesiące. Rzeczywiście – stan zdrowia kilku z nich uległ poprawie. Lepsze było nie tylko ich samopoczucie, ale i wyniki badań. Nie trwało to jednak długo. W kilku przypadkach choroba wróciła ze zdwojoną siłą, a jedna osoba... zmarła. Ale tego zafascynowany tłum już nie mógł wiedzieć. Kto wierzy Bogu, powinien zastanowić się nad słowami zapisanymi w Księdze Apokalipsy: „I czyni wielkie cuda (...) i zwodzi mieszkańców ziemi” (Ap 13. 13–14). A co o uzdrawiających w Jego mocy mówił Jezus? „Chorych uzdrawiajcie (...) darmo wzięliście, darmo dawajcie. Nie miejcie w trzosach swoich złota ani srebra, ani miedzi” (Mt 10. 8–9). Bóg nie działa jak czarnoksiężnik, a zaklęciem do Niego nie są banknoty ani zbiorowa histeria. Bóg działa w cichej, pokornej modlitwie. Przychodzi na zaproszenie potrzebującego, który Mu ufa, cały mu się oddaje i który Go nie lekceważy. Działa zarówno przez lekarzy, jak i przez osobiste cuda. I nie każdemu odpowie. Bo z punktu widzenia Boga i ostatecznego dobra człowieka nie każdemu z nas uzdrowienie przyniesie korzyść. Pięknie podsumowała to Joni Ericson Tada: „Mój inwalidzki wózek jest więzieniem, którego Bóg użył, aby wyzwolić mojego ducha”. PAULINA STAROŚCIK
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
K
ogo miał na myśli biblijny autor, pisząc o wężu kusicielu? Czy słynny tekst z Księgi Rodzaju (3. 15), zwany protoewangelią, zapowiadał Chrystusa i Maryję? W historii upadku Adama i Ewy niechlubną rolę odegrał wąż kusiciel, którego egzegeza chrześcijańska interpretowała najczęściej jako obrazowe przedstawienie diabła (Rdz 3. 1–24; Ap 20. 2). Innego
Czy jednak autor biblijny, pisząc o wężu kusicielu, rzeczywiście miał na myśli szatana? Jeśli tak, to dlaczego nie napisał o nim wprost? Otóż opowieść ta, należąca do tzw. tradycji jahwistycznej – jednej z czterech, które złożyły się na Pięcioksiąg – powstała w okresie, gdy idea osobowego zła w postaci „szatana” nie była jeszcze w religii hebrajskiej ukształtowana. Wąż z ogrodu Eden nie może być więc utożsamiany
NIEŚWIĘTE PISMO
Rajski wąż zdania był m.in. ojciec Kościoła, Klemens Aleksandryjski, który uważał, że wąż ten jest alegorią wewnętrznej pokusy, która skłania ludzi do grzechu. Do pewnego stopnia wyjaśniono już źródła opowieści o biblijnym wężu kusicielu. W wierzeniach wschodnich węża utożsamiano z bóstwami chtonicznymi, wegetacji, żyzności i płodności, często jako wcielenie sił wrogich człowiekowi. O wężu wspomina m.in. starszy od Biblii sumeryjski mit o Gilgameszu. Jeden z bogów zamienia się w nim w węża, który odbiera Gilgameszowi czarodziejską roślinę zapewniającą nieśmiertelność. Być może ten lub podobny temu mit wykorzystał autor biblijny. Czcicielami węży była w Egipcie najprawdopodobniej kapłańska kasta lewitów. Pierwiastek lewi (słowo spokrewnione z arab. laha – wić się) tkwi m.in. w nazwie mitycznego przeciwnika Jahwe – Lewiatana. Stwierdzono też, że lewici – hebrajscy kapłani – często nosili imiona zawierające w swoim rdzeniu pojęcie węża.
z szatanem. Wskazuje na to również fakt ukarania literalnego węża – odebranie mu rąk i nóg, pozbawienie go mowy i inteligencji. Egzegeci chrześcijańscy przyznają wielką wagę słowom: „I ustanowię nieprzyjaźń między tobą a kobietą, między twoim potomstwem a jej potomstwem; ono zdepcze ci głowę, a ty ukąsisz je w piętę” (Rdz 3. 14n). Uważają, że słowa te mają charakter proroczy – zapowiadają długotrwałą walkę między szatanem i jego poplecznikami a Kościołem Bożym oraz nadejście i triumf Chrystusa, który zgładzi szatana, chociaż za cenę śmierci na krzyżu. Większość egzegetów katolickich widzi w tej protoewangelii sens mariologiczny. „Niepokalana Matka Chrystusa – jak napisał jeden z nich – jako jedyna z niewiast była
Ż
Podobnie jest z potrzebą odróżniania się od innych. Jeżeli nazwisko definiuje nas jako członka danej rodziny, to imię wyraża naszą jednostkowość i indywidualność. Wiele jesteśmy w stanie zrobić, aby podkreślić naszą odrębność: to może być na przykład charakterystycz-
ycie każdego z nas naznaczone jest koniecznością zaspokoje nia dwóch sprzecznych potrzeb: potrzeby wtopienia się w jakąś spo łeczność i potrzeby odróżniania się od innych. Zachowanie równowagi daje poczucie bezpieczeństwa i sa morealizacji. Fakt występowania w nas tak sprzecznych tendencji wydaje się czymś dziwacznym, a jednak tak właśnie wszyscy funkcjonujemy. Potrzeba przynależności jest niezwykle silna i daje nam poczucie bezpieczeństwa. Każdy potrzebuje utożsamienia z jakąś grupą: rodziną, środowiskiem rówieśniczym, wspólnotą regionalną, narodową czy religijną. Kiedy ktoś pyta nas, kim jesteśmy, odpowiadamy: jestem Polakiem, katolikiem albo... fanem Widzewa. Definiujemy siebie poprzez przynależność do grupy. Nawet największy indywidualista potrzebuje przynajmniej jednej osoby na świecie, która okaże mu zrozumienie i akceptację, da poczucie przynależności. Same struktury kościelne istnieją głównie po to, żeby dawać wsparcie indywidualnemu wyznawcy, aby ten poprzez kontakt z tak samo myślącymi utwierdzał się w swoich przekonaniach.
ŻYCIE PO RELIGII
Równowaga ny tylko dla nas strój, fryzura, deklarowane poglądy i upodobania. Niektórzy wiele uwagi poświęcają temu, aby wypracować właściwy sobie sposób wysławiania się, a nawet mimikę. Chcemy przyciągać uwagę innych naszą oryginalnością. Nie ma w tym nic nagannego, dopóki nie staniemy się zbyt pretensjonalni i męczący w swoim sposobie bycia. Skąd jednak człowiek poreligijny ma czerpać aprobatę otoczenia, skoro otaczający świat jest na wskroś religijny, a ludzie szczycą się przynależnością do tego lub owego Kościoła czy światopoglądu? Jak doświadczać akceptacji, skoro tak naprawdę nie ma w Polsce struktur wspierających ateistów i agnostyków?
SZKIEŁKO I OKO w stałej nieprzyjaźni z wężem szatanem”. Z tego fragmentu dogmatycy Krk wyciągnęli naukę o współodkupieniu (udziale Maryi w zbawieniu ludzkości). Jednak rajskiego węża nie można uznać za szatana. Podobnego zdania był m.in. Józef Flawiusz, który nie traktował Rdz 3. 15 jako proroctwo przepowiadające Mesjasza. Parafrazując wyrok Jahwe, napisał: „A wężowi odebrał mowę, oburzony jego złośliwością wobec Adama, i pod język jego wsączył truciznę; ustanowił też nieprzyjaźń między nim a ludźmi, napominając ich, by zadawali mu ciosy w głowę, bo w niej czai się groźba przeciw nim i takim właśnie ciosem najłatwiej go zabić. Jednocześnie zaś pozbawił go nóg, by odtąd czołgał się i wił po ziemi”. Według znanego biblisty, H. Gunkela, autorowi biblijnego opowiadania o upadku pierwszego człowieka i karze przyświecał cel znacznie skromniejszy, niż się przypuszcza. Chciał on jedynie przedstawić przyczynę naturalnego wstrętu ludzi do węży, a zarazem powód męczącej pracy mężczyzn i udręki kobiet, bez jakichkolwiek aluzji do duchowego upadku i wynikłej stąd walki. ARTUR CECUŁA
Pociechę można znajdować w historii, świadomości, że należy się do wielkiej i starożytnej rodziny ludzi poszukujących mądrości, czyli... do filozofów. Tak, tak, nie bójmy się tego słowa – takie jest właśnie jego pierwotne znaczenie. W kulturze europejskiej już w VI wieku p.n.e. powstała filozofia jońska, czyli szkoły myślenia stworzone przez ludzi, którym nie wystarczały religijne mity i dogmaty. Szukali oni odpowiedzi na pytania o sens życia i początek świata, odwołując się do rozumu i doświadczenia, a nie tradycji. Tak powstały pierwsze szkoły filozoficzne i początek nauki na naszym kontynencie. Wolna myśl w Europie jest zatem starsza od chrześcijaństwa i islamu, a kształtowała się wtedy, gdy na Bliskim Wschodzie powstawały wierzenia Izraelitów oraz ich święte księgi. Dzisiaj człowiek wolnomyślący nie jest więc nowinkarzem, ale duchowym spadkobiercą wielu pokoleń wolnych ludzi, którzy nie bali się być sobą i dzięki temu decydowali o postępie. To od takich myślicieli jak Sokrates, Epikur, Marek Aureliusz czy Wolter moglibyśmy oczekiwać aprobaty i zachęty. I całkiem wysoko nosić głowę. MAREK KRAK
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – W ostatnich tygodniach profesor Jacek Wódz wystąpił z pomysłem białych kart do głosowania, aby dać wyborcom możliwość odrzucenia wszystkich kandydatów i zaprotestowania przeciwko polskiej klasie politycznej. – To jest pomysł zupełnie absurdalny. Już sam fakt nieuczestniczenia większości Polaków w wyborach jednoznacznie świadczy o tym, że społeczeństwo nie ma zaufania do polityków i że jest rozczarowane. Pomysł profesora Wodza to w mojej ocenie raczej podstęp, bo w sposób sztuczny zwiększy się frekwencja, a to da politykom argument do występowania w imieniu całego społeczeństwa, które ich rzekomo poparło. Poza tym nie rozumiem, po co ktoś, kto nie chce wybierać,
Fot. Krzysztof Krakowiak
– Wspomniała Pani o wysokiej absencji wyborczej. A może Polacy nie chodzą na wybory właśnie dlatego, że mają zaufanie do polityków? Wierzą, że jakoś to będzie bez ich udziału... – Nie mam wątpliwości, że większość Polaków chce lewicowych rozwiązań i ciągle przeżywa rozczarowanie, zwłaszcza gdy u władzy są politycy pseudolewicowi. – Skąd taka pewność, że ludzie chcą lewicowych rozwiązań? – Kiedy czyta się sondaże dotyczące takich kwestii jak prywatyzacja, sprawiedliwość społeczna, dostęp do antykoncepcji, wolność przerywania ciąży, świeckość państwa,
OKIEM HUMANISTY 100!!!
Głosy niewypowiedziane miałby się fatygować do urny, by wrzucać jakąś białą kartkę. – Dlaczego w takich krajach jak Polska czy USA na wybory chodzi mniejszość ludzi, a w Europie Zachodniej znacznie więcej – na przykład w Szwecji na ogół ponad 80 proc. wyborców? – Bo w Szwecji jest ustrój o wiele bardziej doskonały niż w Polsce czy w Stanach Zjednoczonych. To jest wyższy poziom demokracji. Ludzie mają poczucie, że głosując, wpływają na losy swojego kraju i swoje własne życie. Kiedy ma się to poczucie, to chce się iść na wybory. – Może to jest kwestia edukacji, dyscypliny społecznej? – Nie sądzę, aby Amerykanie czy Niemcy byli mniej zdyscyplinowani niż Szwedzi. Zapewne w Szwecji wykształcono postawy bardziej obywatelskie, bardziej propaństwowe niż u nas, ale decyduje jednak poczucie, że wybory mają sens. Nie jest tak jak u nas, że kogokolwiek się wybierze, to kraj będzie i tak rządzony źle, bo prawica i lewica prawie się nie różnią. Paradoksalnie, w sferze ekonomicznej nasza prawica jest bardziej lewicowa niż na przykład SLD. – Ktoś jeszcze przytomnie zauważył, że pomysł białych kart jest zakamuflowanym uderzeniem w Samoobronę. – Samoobrona jest partią protestu i głosują na nią ludzie niezadowoleni. Kiedy więc będą białe kartki, ludzie tacy – zamiast na partię Andrzeja Leppera – będą głosować właśnie nimi. To pognębi Samoobronę i doda znaczenia tym partiom, na które pozostali wyborcy oddadzą głosy. Będzie można łatwiej wygrać, nawet uzyskując mniejszą liczbę głosów ważnych.
widać wyraźnie, i to od lat, że popularne są rozwiązania lewicowe. Dużo podróżuję po kraju, spotykam się z ludźmi i wiem, co myślą. Ludzie chcą mieć poczucie bezpieczeństwa, chcą telewizji innej niż ta, która jest. Ludzie nie chcą ginąć na wojnie, są oburzeni rozmiarami rozwarstwienia społecznego, zamożnością księży, zapatrzeniem w Amerykę. Czy to nie jest lewicowe? – Jest również taka teoria, że społeczeństwo nie chce już u władzy polityków, że chciałoby rządów tzw. fachowców. – To jest nonsens. Fachowców używa się tylko jako hasła do mamienia wyborców. Przecież fachowcy też mają jakieś poglądy polityczne. Uważam także, że Polaków gubi ślepe naśladownictwo. Ocena Słowackiego, który nazwał nas papugą narodów, jest wciąż aktualna. Wmówiono nam, że mamy popierać liberalizm, bo jest modny, że mamy wzorować się na tym, co amerykańskie, że trzeba wszystko sprywatyzować, bo to jest najlepsze. Zamiast poszukiwać najwłaściwszych dla nas rozwiązań – wciąż tylko naśladujemy. Niedawno byłam na spotkaniu polsko-izraelskiej grupy parlamentarnej, której jestem wiceprzewodniczącą, i tam wiele mówiliśmy o popularności kibuców, czyli specyficznej formy spółdzielczości. Okazuje się, że wielu młodych ludzi ciągle się do nich przyłącza, także dlatego, że własność spółdzielcza sprzyja rozwojowi duchowemu. Uczy większego szacunku dla innych, oducza lekceważenia, wykorzystywania i pazerności. Budzi poczucie wspólnoty z innymi ludźmi. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Będzin – każdy trzeci poniedziałek miesiąca, godz. 18, ul. Małachowskiego 29; Białystok – nowa siedziba partii: ul. Młynowa 78 (wejście od Monte Cassino); dyżury: wt. – czw., godz. 16–18; Białystok – 14.11, godz. 10, ul. Warszawska (budynek „Pasmanty”) – nadzwyczajny zjazd wojewódzki APPR; Biłgoraj – 7.11, godz. 12, „Pod Łabędziem”; Bolesławiec – soboty, godz. 17, ul. Garncarska 15/1; Bydgoszcz – 18.11, godz. 17, ul. Rumińskiego 6 (klub NOT); Bytom – drugi i czwarty wt. m-ca, godz. 17, ul. Dworcowa 2, I p., tel. 0-693 329 937; 0-880 716 618; Chełm – 6.11, godz. 12, ul. Emilii Plater 25; Częstochowa – pierwszy wt. m-ca, al. NMP 2, lokal Biura Emerytów i Rencistów; dyżury: każdy wtorek w godz. 17–19; Dąbrowa Górnicza – pierwsza śr. m-ca, godz. 17, lokal PZW, ul. Wojska Polskiego 35; Dzierżoniów – 18.11, godz. 18, ul. Strzelnicza 2 (Klub Wędkarza); Gdynia – 7.11, godz. 13, ul. Władysława IV 7/15, kawiarnia „Arkadia”; Gliwice – 8.11, godz. 17, empik, pok. 109; dyżury w piątki, godz. 15.30–17.30; Gorzów Wlkp. – czwartki, godz. 17, ul. Obotrycka 7; Gubin – pierwszy pt. m-ca, godz. 19; tel. 0-600 872 683; Jastrzębie Zdrój – czwarta sobota m-ca, godz. 17, ul. Jasna, bar „Caro”; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II p.; Katowice – czwartki, godz. 17, ul. Sokolska 10a/4; Kielce – 17.11, godz. 17, Rynek, „U Sołtyków"” – zebranie otwarte; Kołobrzeg – czwartki, godz. 16–18, ul. Rybacka 8, biuro zarządu; Konin – ostatni poniedziałek m-ca, godz. 18.30, Zatorze, bar „Pod Akacjami” (przy wyjściu z tunelu); kontakt: 0-601 735 455; Kraków – 11.11, godz. 11, plac Matejki – zebranie młodzieżówki (Święto Niepodległości); Kraków – czwartki, godz. 17, ul. Podchorążych 3, dom biesiadny „Złoty Róg”, poniedziałki i piątki, godz. 12–14, środy, godz. 16-18, ul. Wójtowska 3/39, I p. (wejście od apteki); tel. (12) 634 54 53; Legnica – 7.11, godz. 15, ul. Jordana 7 (klub „Pod 7-ką”), zjazd powiatowy; Łomża – 7.11, godz. 17, Stary Rynek, pub „Pod Papugami”; Łódź – 15.11, godz. 18, ul. Próchnika 1, p. 307, spotkanie integracyjno-założycielskie młodzieżówki woj. łódzkiego, 632 34 83; 0-501 345 386; Łódź – spotkania stałe w siedzibie partii, ul. Próchnika 1, p. 307; Bałuty – pierwsze wtorki m-ca, godz. 16; tel.
654 32 11; Polesie – ostatnie środy m-ca, tel. 0-602 626 437; Widzew, Górna – pierwsze czwartki m-ca, tel. 673 11 22; Mysłowice – 12. każdego m-ca, godz. 17, lokal ALF (Brzączkowice); Olsztyn – 6.11, godz. 14, ul. Profesorska 15 (Miejski Dom Kultury); Piła – 17.11, godz. 17, w restauracji „Hades” w Pile; Płock – 9.11, godz. 17, ul. Gwardi Ludowej 6, klub „Adonis”; Poznań Nowe Miasto, Rataje – pierwszy czw. m-ca w siedzibie partii, ul. Szelągowska 53; Rzeszów – pierwszy i ostatni poniedziałek m-ca, godz. 16–18, ul. Słowackiego 10a, klub „Bonanza” (sala na górze); Rzeszów – 22.11, godz. 10.30, ul. Kamińskiego 12, Nadzwyczajny Zjazd Województwa Podkarpackiego – w razie braku kworum drugi termin godz. 11, obecność wszystkich członków partii obowiązkowa; tel. 0-606 870 540; Sandomierz (sprostowanie) – 26.11, godz. 17, ul. Wojska Polskiego 48 (kasyno wojskowe), zebranie otwarte; Szymon Kawiński (15) 833 30 07; Sanok – każdy trzeci piątek m-ca, godz. 17, restauracja „Czarny Koń” (na dole), tel. 0-606 636 272; Siedlce – pierwszy pt. m-ca, godz. 19, ul. Kazimierzowska 7; Słupsk – pn. – pt., godz. 10–16, ul. Wileńska 19, Centrum Medycyny Naturalnej; Sosnowiec – druga śr. m-ca, godz. 17, kawiarnia „Kolorowa”; Szczecin – 6.11, godz. 11, ul. Włościańska 1 – walne zebranie organizacji miejskiej; Tarnowskie Góry – drugi wt. m-ca, godz. 18; kontakt: Bożena Wrona (32) 285 21 10; 0-603 068 881; Turek – 15.11, godz. 16, ul. Nowa 10, zebranie otwarte; Tychy – dyżury: środy, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10; Warszawa (Mokotów, Ursynów, Wilanów) – czwartki, godz. 18, ul. Puławska 143, w „Dialog Cafe” (koło stacji metra Wilanowska); Warszawa Praga – 9.11, godz. 18, zebranie koła Praga; kontakt: Marek Foryś 0-502 383 166; Warszawa Żoliborz – 14.11, godz. 13, ul. Próchnika 8a (Dom Kultury na tyłach Teatru Komedia); Wieluń – pierwsza sob. m-ca, godz. 16, os. Stare Sady, kawiarnia „Martynka”; Wrocław – czwartki, godz. 17, Klub Kombatanta przy ul. Zelwerowicza 4; Zbąszyń – pierwsza śr. m-ca, godz. 18.30, hotel „Acapulco”; Zgorzelec – dyżury we wt. i pt. w godz. 16–18, w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1, p. 5; Zielona Góra – piątki, godz. 17, pl. Słowiański 21.
Wyjaśnienie W poprzednim numerze tygodnika „Przekrój” pojawiła się insynuacja, jakoby Grzegorz Piotrowski, skazany w procesie o zabójstwo ks. Popiełuszki, pełnił „kluczową rolę w Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA”. Oświadczam, że Grzegorz Piotrowski nigdy nie był członkiem APP RACJA, nie jest nam osobiście znany, jak również nie miał i nie ma on żadnego związku ani wpływu na cokolwiek w partii. Kłamstwo, które zamieścił „Przekrój”, świadczy o barbaryzacji metod, jakimi klerykalne media walczą z naszą partią, i upadku jakichkolwiek norm etycznych wśród części katolickich dziennikarzy. Piotr Musiał Przewodniczący APP RACJA Posiedzenie Rady Krajowej APP RACJA odbędzie się 20 listopada o godz. 10 w Warszawie
P
owoli, prawie niezauważalnie zbliża się ogólnospołeczna dyskusja nad rolą i przywilejami Kościoła w Polsce. Wywołają ją zbliżające się wybory parlamentarne. Już coraz częściej słyszymy z ust polityków opinię, że Fundusz Kościelny stał się przeżytkiem i należy go czym prędzej zlikwidować. Słyszymy to od tych samych polityków, którzy w ciągu ostatnich 3 lat potępiali takie właśnie publiczne wypowiedzi, jako mogące wywołać przez nikogo niechcianą „wojnę lewicy z Kościołem”. Teraz się przebudzili?! Znowu mamy nawoływanie w stronę elektoratu: „Chodźcie do nas, my to zrobimy!”. A po wyborach z powagą oznajmią, że nie da się nic zrobić, bo prawica ma większość, więc nie ma nawet sensu podejmować żadnej walki. Na szczęście nie tylko okoliczności wyborcze wpłyną na rozpoczęcie dyskusji wokół świeckości państwa. Wejście Polski do Unii Europejskiej zbliża nas mocno do innych krajów, wśród których żaden nie jest tak dotkliwie sklerykalizowany jak nasz. Na przykład w Niemczech mamy zjawisko masowego odchodzenia wiernych od Kościoła katolickiego, od lat gwałtownie spadającą ilość nowych powołań, a rola duchowieństwa w polityce jest tam już mniej niż marginalna. Z kolei rok temu czeski parlament odrzucił umowę międzypaństwową z Watykanem. Na 177 posłów tylko 39 opowiedziało się za tą umową! Kilka miesięcy temu Portugalia przeprowadziła skutecznie renegocjację konkordatu. Francja zaś daje właśnie przykład całemu światu, czym jest laickość, konsekwentnie nie poddając się wpływom fundamentalizmów religijnych w postaci noszenia strojów religijnych przez uczniów szkół publicznych. Szczególny szacunek budzi w tym gronie Hiszpania pod rządami premiera Jose Luisa Zapatery, który – będąc wierny obietnicom wyborczym – odważnie bierze się za wprowadzanie ich w życie już na samym początku kadencji. W ciągu pierwszych 100 dni zliberalizował prawo antyaborcyjne, skrócił procedury rozwodowe z 5 lat do kilku tygodni oraz nadał
PERSPEKTYWY ŚWIECKIEJ POLSKI
Blisko, coraz bliżej związkom mniejszości seksualnych prawa równe małżeństwom heteroseksualnym. W najbliższym czasie rząd Zapatery zajmie się ograniczeniem nauczania religii w szkołach. Hiszpania od wieków uchodzi za ostoję katolicyzmu, a dziś prawie 90 proc. społeczeństwa deklaruje się jako katolicy. Warto dodać, że aż 70 proc. Hiszpanów uważa, iż Kościół sam powinien finansować swoje wydatki. Obywatele ci mają prawo przekazywania na rzecz Kościoła 0,5 proc. podatków płaconych państwu i, o dziwo, robi to zaledwie 35 proc. z nich. Procesy te, zachodzące dziś w większości krajów europejskich, są przejawem kryzysu religijnego, jaki opanowuje cały nasz kontynent. Wiara, przywiązanie do papieża i skostniałej instytucji obłudnego Kościoła systematycznie słabnie wśród wiernych. Drugim czynnikiem, jaki wpłynie na zmianę stosunków państwo–Kościół w naszym kraju, będzie zmiana na stanowisku papieża. Z pewnością nastąpi odwilż na płaszczyźnie klerykalizacji kraju, choć nie będzie to rewolucja. Kult jednostki mający dziś swoje apogeum, będzie stopniowo tracił na intensywności. Postępująca laicyzacja Europy – wespół z polskimi uwarunkowaniami – spowoduje powrót do kluczowych aspektów świeckiego państwa. Nawet spodziewane 4-letnie rządy prawicy i narzucanie wszystkim anachronicznych stereotypów też, wbrew pozorom, ostatecznie wzmocnią ten nieunikniony antyklerykalny trend przemian. APP RACJA już od dwóch lat, tj. od chwili swej rejestracji, domaga się likwidacji Funduszu Kościelnego i wszelkich przywilejów ekonomicznych dla kościołów i związków wyznaniowych. Otwarcie mówimy o wprowadzeniu podatku wyznaniowego, wyprowadzeniu religii ze szkół publicznych czy usunięciu zapisu o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich z ustawy o radiofonii i telewizji. Trudno
PLOTKOWISKO
Mąż w sieci Moje Drogie Panie, ten felieton piszę niejako ku przestrodze tym z Was, które zbyt łatwo dają się uwieść internetowym donżuanom. Moja koleżanka, nowoczesna i zaradna, złowiła w sieci kandydata do zamęścia. Andżelika, hołdując przekonaniu, że niezamężna dwudziestosześciolatka bezpowrotnie pogrąża się w staropanieństwie, od ponad roku intensywnie czatowała. Wyszukała drogą elektroniczną kilku panów, ale przy bliższym poznaniu okazało się, że jednak nie spełniali jej oczekiwań matrymonialnych. W końcu na internetowym horyzoncie pojawił się On: romantyczny spec od remontów, dżentelmen polskiego pochodzenia, na stałe osiadły w USA. Od słowa do słowa przekonali się, że są dla siebie stworzeni. Romans internetowo-telefoniczny trwał kilka tygodni, aż zakochani stwierdzili, że żyć bez siebie nie mogą. Karol, w białej koszuli i pod krawatem, zasiadł przed internetową kamerą i oświadczył się Andżelice „na żywo”. Ona propozycję przyjęła, co uznałam za
dziś określić, jaki odsetek katolickiej większości naszego społeczeństwa skłonny będzie w przyszłości przekazywać część swoich ciężko wypracowanych pieniędzy dla duchownych. Z punktu widzenia dobra państwa i jego obywateli, nie ma to jednak większego znaczenia. Po wprowadzeniu podatku wyznaniowego i likwidacji wszelkich przywilejów ekonomicznych sytuacja Krk stanie się przejrzysta i klarowna, znikną wszelkie niedomówienia wokół finansowania związków wyznaniowych z kieszeni podatników. Kościół będzie bogaty nie tylko tym, co będzie posiadał, ale przede wszystkim szczodrością swoich wiernych. Nie będzie już brał pieniędzy od tych, którzy sobie tego nie życzą. Budowanie nowoczesnego państwa niesie też ze sobą konieczność ukształtowania systemu oświaty opartego na rozwijaniu umiejętności myślenia i na współczesnej nauce. Wiedza o systemach religijnych jest w szkolnictwie jak najbardziej pożądana, ale przekazywana może być wyłącznie przez świeckich nauczycieli. Samo zaś krzewienie wiary i wpajanie religijnych dogmatów odbywać się powinno dobrowolnie, na koszt zainteresowanych i poza obiektami publicznymi. Trudno jest dzisiaj dokładnie określić, kiedy nastąpi urzeczywistnienie powyższych postulatów normalności. Jedno jest pewne – prędzej czy później laicyzacja dotrze nad Wisłę i skruszy resztki średniowiecznej skorupy klerykalizmu, przytłaczającej dziś Polskę. Jest to proces nieunikniony i hierarchia kościelna doskonale o tym wie, dając temu wyraz gorączkowymi wypowiedziami w obronie swoich pozycji. Antyklerykałowie z RACJI – samodzielnie czy też np. w ramach Unii Lewicy – będą mieli w tym historycznym procesie swój udział. Piotr Musiał Przewodniczący APP RACJA
skrajny brak rozsądku, ale zostałam okrzyknięta zimnokrwistą racjonalistką, której brakuje fantazji... Zakochani postanowili, że narzeczona poleci do Karola w październiku, a on do tego czasu „wyrychtuje” im gniazdko. Byłam świadkiem, jak kochaś podczas jednego wieczoru dzwonił do swojej laseczki trzy razy, żeby upewnić się, czy odpowiada jej wybrany przez niego kolor dywanu i foteli. Wniebowzięta Andżelika w internetowo-telefoniczno-miłosnym amoku paliła za sobą wszystkie mosty: zrezygnowała ze stałej pracy, oszczędności przeznaczyła na zakup sukni ślubnej i markowej garderoby. Wyleciała, „na zawsze” żegnając ojczystą ziemię i... po kilku dniach przysłała mi rozpaczliwego maila. Okazało się, że ten Jedyny – okupant telefonu i kawalarz – jest w naturze mrukiem i myje się aż raz na tydzień, a ponieważ pracuje fizycznie, łatwo przewidzieć, że już następnego dnia po kąpieli wonieje wielce oryginalnie. Ślub zawieszony – przynajmniej dopóty, dopóki pan młody nie nauczy się higieny. Na razie Karol zaczął codziennie myć zęby, lecz w kwestii innych członków staje okoniem. Moje Drogie Panie, jak widzicie, nie wszystko złoto, co się świeci, więc uważajcie na facetów w sieci! Przynajmniej do czasu, kiedy przez Internet zaczniemy odbierać zapachy. MAŁGORZATA PIEKIELNICA
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
LISTY Oświadczenie „Rzeczpospolita” z 20 października br. zamieściła na pierwszej stronie tekst zatytułowany „Wszyscy ludzie Ciesielskiego”. Jego główną tezą jest stwierdzenie, że „pełniący dziś ważne funkcje w Ministerstwie Finansów... byli ubecy zatrudnieni zostali z pominięciem procedur konkursowych – w okresie, gdy sekretarzem stanu był Wiesław Ciesielski”. Niniejszym oświadczam, że jest to teza nieprawdziwa, świadomie kłamliwa. W szczególności kłamstwem jest stwierdzenie, że wymienieni w tekście Włodzimierz B., Paweł O., Ryszard K., Liliana W., Marek K., Bogumiła P. zostali zatrudnieni w okresie, gdy sekretarzem stanu był Wiesław Ciesielski. Według mojej wiedzy, Włodzimierz B. został zatrudniony w jednostkach podległych Ministrowi Finansów już w 1995 r., mając za sobą kilka lat pracy w Komendzie Stołecznej Policji, gdzie zajmował się zwalczaniem zorganizowanych grup przestępczych. Paweł O. został zatrudniony w wywiadzie skarbowym w 1998 r., a więc na początku jego tworzenia, przez ówczesne kierownictwo ministerstwa powołane przez koalicję AWS-UW. Liliana W. pracę w resorcie rozpoczęła w 1998 r. za czasów koalicji AWS-UW. Marek K. przed podjęciem pracy w resorcie finansów zajmował się w MSWiA m.in. przeciwdziałaniem patologiom społecznym (narkotyki itp.). Był też członkiem międzyresortowego zespołu ds. przeciwdziałania przestępstwom na szkodę interesów finansowych Polski i Unii Europejskiej. Jako członek Korpusu Służby Cywilnej został – w trybie ustawy o służbie cywilnej – przeniesiony do pracy w Biurze MS w Ministerstwie Finansów. Bogumiła W. w wywiadzie skarbowym została zatrudniona w 1998 r., a więc w okresie koalicji AWS-UW. Jedynie Aleksander O. trafił do służb skarbowych w maju 2002 roku za sprawą ówczesnego Generalnego Inspektora Celnego, który zatrudnił go w Regionalnym Inspektoracie Celnym w Katowicach. Przypominam, że nominację na sekretarza stanu w Ministerstwie Finansów otrzymałem 22 października 2001 r. Kłamstwem jest, że wszyscy wymienieni byli w przeszłości funkcjonariuszami Służby Bezpieczeństwa,
np. Marek K. – jak się o tym ostatnio dowiedziałem – nigdy nie pracował w SB. Prawdą jest natomiast, że – oprócz Aleksandra D. – pozostali funkcjonariusze Służby Bezpieczeństwa zostali w 1990 roku pozytywnie zweryfikowani, pracując przez kilka lat w Urzędzie Ochrony Państwa. Przeszłość wymienionych osób nie stanowiła dla mnie przedmiotu dociekań. Dziś mogę stwierdzić, że nasi poprzednicy z lat 1995–2001, zatrudniając ich w ważnych miejscach służb podległych ministrowi finansów, wiedzieli, co czynią. Wszyscy wymienieni w artykule pracownicy resortu finansów okazali się bowiem ludźmi wzorowej rzetelności, sumienności i poświęcenia w służbie publicznej. Wszyscy z wymienionych okazali się też znakomitymi specjalistami na swoich stanowiskach pracy. Ordynarnym kłamstwem autorki tekstu oraz redakcji „Rzeczpospolitej” jest więc stwierdzenie, że osoby wymienione w artykule były/są „ludźmi Ciesielskiego”. Byli i są ludźmi rzetelnej służby państwu polskiemu. Kolejnym kłamstwem jest stwierdzenie, że wymienieni to „byli ubecy”. Byli ubecy mają dzisiaj co najmniej 70 lat i choćby z tego tylko powodu nie kwalifikują się do pracy w służbach ministra finansów. Kłamstwem jest również stwierdzenie, że są to „wszyscy” ludzie Ciesielskiego. Jako sekretarz stanu, a zarazem Generalny Inspektor Kontroli Skarbowej nadzorowałem bezpośrednio pracę nie siedmiu (7) pracowników, lecz blisko półtora tysiąca (1500) spośród pięćdziesięciu tysięcy pracowników skarbowości. Z wymienionej siódemki jedną osobę nadzorowałem bezpośrednio, dwie pośrednio, trzy osoby nie pracowały i nie pracują w wywiadzie skarbowym, w tym jedna w ogóle nie pracuje w aparacie skarbowym – wbrew sugestiom zawartym w tym tekście pełnym kłamstw. Powyższe upoważnia mnie do wyrażenia głębokiego oburzenia i niesmaku wobec tak skrajnego przejawu brudnego dziennikarstwa. Wobec autorów i inspiratorów tej brutalnej napaści na wywiad skarbowy i jego niektórych pracowników, napaści na innych pracowników resortu finansów, a także w związku z kolejną, bezpardonową, opartą na kłamstwach próbą dyskredytacji mojej osoby przez „Rzeczpospolitą” zapowiadam podjęcie stosownych, prawem przewidzianych w takich przypadkach, kroków. WIESŁAW CIESIELSKI
POLEMIKI Orkiestra dęta – na bis Przed tygodniem opublikowaliśmy oświadczenie Jarka Astramowicza – dyrektora generalnego Grupy J&S Holding Ltd. – odnoszące się do artykułu „Orkiestra dęta” („FiM” 37/2004), gdzie odsłoniliśmy kulisy oszałamiającej kariery dwóch ukraińskich muzyków. Przypomnijmy, że po uzyskaniu polskiego obywatelstwa w krótkim czasie dorobili się fortuny, monopolizując dostawy ropy naftowej do Polski. Zgodnie z wymogami prawa prasowego, dopiero dzisiaj wolno nam ustosunkować się do treści listu przedstawiciela J&S. A zatem: 1. Odrzucamy pretensje Astramowicza, że zacytowaliśmy w artykule wypowiedzi (chodzi głównie o Zbigniewa Siemiątkowskiego, byłego szefa Urzędu Ochrony Państwa, a następnie Agencji Wywiadu) analizujące rosyjskie powiązania Wiaczesława Smołokowskiego i Grigorija Jankilewicza (właściciele J&S), jak również poszukujące odpowiedzi na pytanie, czy i z kim wirtuozi „Orkiestry dętej” musieli się podzielić, aby zmonopolizować dostawy ropy do Polski. Odrzucamy pretensje tym bardziej, że dbając o umożliwienie zainteresowanym odniesienia się do zarzutów, napisaliśmy w artykule, iż właściciele J&S „(...) Zapewniają, że nikomu w naszym kraju nie wypłacali »prowizji«, a posądzenia o związki z sowieckimi specsłużbami są wyssane z palca”. Na marginesie zauważamy, że podczas przesłuchania w Sejmowej Komisji Śledczej ds. Orlenu Siemiątkowski raz jeszcze zaakcentował pogląd o zagrożeniu bezpieczeństwa państwa wiążącym się z niedawnym monopolem J&S na zaopatrzenie polskich rafinerii w surowce. Uzasadni tę opinię (ukształtowaną w okresie kierowania UOP) na niejawnym posiedzeniu Komisji; 2. Astramowicza bardzo też poruszyło, że w „Orkiestrze dętej” niedostatecznie wyraźnie napisaliśmy o okolicznościach przyznania właścicielom J&S obywatelstwa polskiego. „...Smołokowski nie otrzymał obywatelstwa decyzją prezydenta Lecha Wałęsy” – podkreśla w oświadczeniu, co mogłoby sugerować, iż twierdziliśmy, jakoby tak właśnie było. A tymczasem w naszym artykule jest mowa o roli Wałęsy, ale tylko w sprawie nadania obywatelstwa Jankilewiczowi. Nie widzieliśmy potrzeby rozwodzić się wówczas, że Smołokowski (ubiegając się o tzw. kartę stałego pobytu, występował jako „muzyk związany
z agencją Pagart”) wybrał procedurę, w której decyzję o „uznaniu za obywatela polskiego” podejmuje wojewoda (art. 17. Ustawy o obywatelstwie polskim) wobec osoby o nieokreślonym obywatelstwie lub nieposiadającej żadnego. Czy warto o taki skrót myślowy kruszyć kopie? Oczywiście, gdyż Astramowiczowi posłużył do wyprowadzenia wniosku, że „(...) Równie fałszywa jest sugestia, jakoby Orlen stracił...” na pozostawaniu w objęciach spółki J&S; 3. Nie będziemy spierać się z Astramowiczem o liczby, gdyż niezależni analitycy (choć nie mają wątpliwości, że polskie rafinerie traciły) bardzo różnią się w oszacowaniach. Przykładowo: wedle danych raportu sporządzonego w 1998 r. na użytek Emila Wąsacza (minister skarbu w latach 1997–2000), pośrednictwo J&S podnosiło w tamtym okresie koszty zakupów ropy o 50–70 mln dol. rocznie. Specjaliści, z którymi próbowaliśmy obliczyć oszczędności płynące z zakupu ropy bezpośrednio u producentów, mówili nam o kwotach rzędu 80–90 milionów dol. rocznie. Z większą natomiast dokładnością można wyliczyć zyski właścicieli J&S. Przypomnijmy, że startowali z kilkoma tysiącami dolarów w kieszeni, handlując odzieżą, sprzętem RTV i AGD. W grudniu 1993 r. założyli na Cyprze spółkę J&S (w 1999 roku jej kapitał zakładowy wynosił niespełna 4 mln dol.). W 2004 r. na liście najbogatszych Polaków zajmowali ex aequo 12 i 13 pozycję z łącznym majątkiem grubo przekraczającym 500 mln dolarów. ANNA TARCZYŃSKA
Sprostowanie W numerze 31 Tygodnika „Fakty i Mity” w dniu 1 lipca 2003 roku ukazał się artykuł pod tytułem „Pogodny uśmiech Leppera” (podtytuł: „Gdzie zniknęło pół miliona złotych”) autorstwa Pani Anny Karwowskiej i Pana Marka Szenborna, wymierzony przeciwko Związkowi Zawodowemu Rolników „Samoobrona”, a pośrednio Przewodniczącemu Związku – Panu Andrzejowi Lepperowi. Autorzy artykułu zarzucili Związkowi Zawodowemu „Samoobrona” przywłaszczenie kwoty 565 600 zł przekazanej Związkowi przez Fundusz Składkowy Ubezpieczenia Społecznego Rolników z przeznaczeniem na organizację kolonii letnich dla dzieci rolników uprawnionych do świadczeń KRUS. Tekst przytoczonego artykułu zawiera informacje nieprawdziwe.
19
Związek Zawodowy Rolników „Samoobrona” istotnie otrzymał środki finansowe z Funduszu. W dniu 10 czerwca 2003 roku Związek Zawodowy Rolników „Samoobrona” zawarł umowę z bezpośrednim organizatorem kolonii – Fundacją na Rzecz Osób Niepełnosprawnych „Pogodny Uśmiech” z siedzibą w Bydgoszczy, reprezentowaną przez Prezesa Zarządu Panią Grażynę Borowską. Stosownie do treści umowy Fundacja „Pogodny Uśmiech” zobowiązała się wykonać czynności organizacyjne, mające na celu stworzenie odpowiednich warunków dla zapewnienia prawidłowego wypoczynku kolonistów w ośrodku „Pogodny Uśmiech” Nadliwie-Strachów. Przeprowadzenie tych czynności było warunkiem sine qua non uruchomienia środków finansowych finansowanych przez ZZR „Samoobrona”. W dniu 20 czerwca 2003 roku przedstawiciele ZZR „Samoobrona” przeprowadzili kontrolę w Ośrodku „Pogodny Uśmiech” pod kątem przygotowania do przyjęcia kolonistów. Na miejscu zastali brak wyposażenia, obiekty były puste, bez łóżek, szafek, stolików, krzeseł. Stwierdzili brak zaplecza sportowego, stan zagrzybienia węzłów sanitarnych, świetlica i kuchnia nie posiadały wyposażenia. Ponadto gestor obiektu Agencja Mienia Wojskowego zerwała umowę najmu obiektu zawartą z Fundacją „Pogodny Uśmiech”. Podobną kontrolę przeprowadził z własnej inicjatywy Fundusz Składkowy Ubezpieczenia Społecznego Rolników w dniu 28 czerwca 2003 roku. W toku kontroli stwierdzono, że ośrodek nie przyjął żadnego dziecka, na karcie ośrodka brak jest uzgodnień ze Stacją Sanitarno-Epidemiologiczną i Komendą Straży Pożarnej. Wobec niewykonania przez Fundację „Pogodny Uśmiech” żadnych warunków porozumienia, ZZR „Samoobrona” odstąpił od umowy, jednocześnie podjął skuteczne działania w kierunku znalezienia innego organizatora letniego wypoczynku dla dzieci rolników, co w konsekwencji doprowadziło do zorganizowania Kolonii. Podejmując czynności kontrolne ZZR „Samoobrona” wykazał się daleko idącą ostrożnością, zapobiegając w ten sposób organizacji kolonii w ośrodku zupełnie nieprzygotowanym do przyjęcia dzieci na wypoczynek letni. Związek Zawodowy Rolników „Samoobrona” Za tydzień redakcja ustosunkuje się do sprostowania ZZR „Samoobrona”.
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
II edycję Choszczeńskiego Rock Festiwalu Choszczowisko 2004 wygrał zespół Demogorgon. Ale prawdziwą sensacją była współpraca „FiM” z proboszczem... Tego wieczoru na sali widowiskowej Choszczeńskiego Domu Kultury zebrało się ponad dwustu fanów mocnego uderzenia, żeby uczestniczyć w jedynej tego typu imprezie rockowej w powiecie. Na scenie zaprezentowało się pięć zespołów: Past of Voice, Demogorgon, Direct Access, Crusader oraz Monster’s Club. Dwudziestominutowe prezentacje zespołów oceniało jury w składzie: Zbigniew Uciechowski (szef Radia ABC), Tomasz Skaya Skuza (Quo Vadis), Andrzej Kwinto (Ogień, ex-Kafel) Robert Stankiewicz (Alastor) oraz Zbigniew Ciechanowicz („Fakty i Mity”).
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 45 (244) 5 – 11 XI 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
Festiwal, proboszcz i „FiM”
Nagrodę główną, czyli nagranie demo w studiu Elvis Van Tomato, występ w programie muzycznym
Fonograf oraz udział w audycji radiowej na antenie Radia ABC wygrał choszczeński Demogorgon. Zespół ten tworzą: Marcin Sieradzki (gitara i wokal), Daniel Gad (gitara basowa), Sandra Tomaszewska (klawisze), Przemysław Nowacki (perkusja) oraz Tomasz Sienkiewicz (gitara). Występy oceniała również publiczność, której także najbardziej
do gustu przypadł Demogorgon. Wśród głosujących rozlosowano nagrody ufundowane przez „Fakty i Mity” (główny sponsor imprezy) oraz zespoły Quo Vadis i Kombinat Artystyczny Asz. Tegoroczną gwiazdą festiwalu była szczecińska
formacja metalowa Quo Vadis, z Tomaszem Skaya Skuzą na czele. Na Choszczowisku zaprezentowali m.in. covery znanych polskich utworów. Wykonując takie utwory jak „Żółty jesienny liść” czy „Mój jest ten kawałek podłogi”, porwali do zabawy całą salę. Impreza odbyła się dzięki proboszczowi z Dolic, który udostępnił sprzęt nagłaśniający. ZBIGNIEW CIECHANOWICZ Fot. Autor