Potępiał sekcje zwłok i szczepionki. Zakazuje badań prenatalnych i in vitro
KOŚCIÓŁ W WALCE Z MEDYCYNĄ INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
! Str. 12
Nr 45 (557) 11 LISTOPADA 2010 r. Cena 3,90 zł (w tym 7% VAT)
Gdyby zwierzę dręczyło inne zwierzę z premedytacją, oznaczałoby to, że ma ludzkie odruchy. Tak ludzkie, jak władze Kielc zarządzające rzeźnią... to znaczy schroniskiem dla psów. ! Str. 8
! Str. 3
! Str. 23 ISSN 1509-460X
! Str. 6
2
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Rząd Tuska ogłosił już oficjalnie, że od 1 stycznia przestanie istnieć osławiona Komisja Majątkowa grabiąca w imieniu watykańskiego Kościoła dorobek Polaków. „Nagonka antyklerykalnych mediów przyniosła skutki!” – zawyła natychmiast Katolicka Agencja Informacyjna. Dziękujemy za zasłużone słowa uznania! „Kościół nie grabi mienia społecznego i nie posiada własności prywatnej – oświadczył abp Hoser. W ten sposób, wg Katolickiej Agencji Informacyjnej, rozprawił się metropolita z zarzutami, jakoby Kościół bogacił się kosztem Polaków. Dlaczego Pan Bóg nie zareagował piorunem na te bezczelne kłamstwa? Bo on cierpliwie czeka na nawrócenie grzeszników. Średniowiecznego projektu ustawy w sprawie in vitro autorstwa Wargockiej (więzienie dla kobiety i lekarza) nie poparło trzech członków PiS (m.in. Kluzik-Rostkowska), za to poparło 18 posłów Platformy. Na listę hańby (sprawdź na www.sejm.gov.pl) wpisał się m.in. Czuma, Sekuła i Kosecki. Warto pamiętać te nazwiska w najbliższych wyborach do Sejmu. „Jeśli wynik wyborów samorządowych będzie dla PiS słaby, zrezygnuję z funkcji prezesa partii” – miał zażartować podczas jednego z tajnych posiedzeń naczalstwa Jarosław Kaczyński. „Ależ to byłaby katastrofa” – zażartowało naczalstwo PiS. „To niezły pomysł. Prawu i Sprawiedliwości potrzebna jest samica alfa” – mówią obserwatorzy sceny politycznej na wieść, że Kluzik-Rostkowska miałaby zastąpić Jarosława Kaczyńskiego. A po co zastępować, skoro PiS ma już osobnika alfa? I omega! I śmiało za nim podąża w stronę zagłady. „Lech Kaczyński to grabarz państwa Polaków, to ten, co w pałacu zapalił żydowską menorę, symbol nienawiści i zwycięstwa Żydów nad nie-Żydami” – oświadczył Dariusz Kosiur – kandydat na radnego w Otwocku z ramienia... PiS. Jak to nazwać? Schizma? A może s... syństwo?! Język miłości w wydaniu PiSiorków: „Zagłosuj na Stanię, to ci nie stanie” – SMS-y takiej treści wysyła przeciwko swojemu wyborczemu konkurentowi na fotel prezydenta Rudy Śląskiej Jarosław Wieszołek z PiS. „Możecie mnie w d... pocałować” – zachęcała policyjny patrol posłanka PiS Anna Sikora. Funkcjonariusze, którzy zatrzymali do kontroli samochód parlamentarzystki, przyjrzeli się bacznie kierującej. I... nie skorzystali z propozycji. Wyobrażacie sobie Beatę Kempę w gronostajach? Nie? No to będziecie musieli, bo posłanka PiS już wkrótce zostanie profesorem na uczelni ojca Rydzyka. A wykładać ma przedmiot o nazwie „lider samorządu”. Cóż, jaka uczelnia, taki lider. 75 Kaczyńskich, 54 Komorowskich, 22 Ziobrów, 287 Pawlaków, 5 Tusków, jednego Dziwisza i jednego Wojtyłę oraz Popiełuszkę można odnaleźć na wyborczych listach samorządowych. Jest w czym przebierać i grymasić. Po podniosłym pogrzebie Marka Rosiaka żałobnicy z PiS opuścili Łódź i udali się... wprost do Torunia na imieniny taty Rydzyka. Zabawa była szampańska. Jak to na stypie. Z przyszłorocznej ramówki TVP zniknie ksenofobiczny i ultrakatolicki program Jana Pospieszalskiego „Warto rozmawiać”. Szkoda gadać, co to się ostatnio wyprawia. 1 listopada. Trzymiesięczne dziecko na tylnym siedzeniu i ponad 220 kilometrów na godzinę miał na liczniku pirat drogowy, gdy wrocławska policja złapała jego samochód na radar. „Przepraszam, ale spieszę się na cmentarz” – wyjaśnił kierowca. I prawie mu się udało. Koniec października przejdzie do historii europejskiej demokracji. W Olsztynie radni odrzucili w głosowaniu „Europejską kartę równości kobiet i mężczyzn”. W Brukseli szok i pytania: gdzież to leży ta Olsztyna? Prawie na Białorusi – wybrnął zręcznie Buzek. 7 listopada Benedykt XVI odwiedzi Hiszpanię. A tam czeka go nie lada niespodzianka. Ponad 300 par homoseksualnych zapowiada, że będzie się całować w Barcelonie tuż przed oczami papieża. Ciekawe, czy na tę okoliczność papa założy swoje piękne czerwone buciczki? I twarzowy czerwony kapelusik? W Rzymie pod Zamkiem św. Anioła demonstrowały ofiary księżowskiej pedofilii. Postulowano uznanie tego zboczenia za zbrodnię przeciwko ludzkości. Do demonstrujących wyszedł rzecznik Watykanu ks. Federico Lombardi i... został wygwizdany. I błąd, trzeba go było molestować. Trudno się dziwić, skoro jego kolega, prymas Belgii Andre-Joseph Leonard, wzywa w tym samym czasie, aby księży pedofilów pozostawić w spokoju, bo to są już starzy ludzie. „Czy ofiary naprawdę chcą zaciągnąć 85-letnich księży pod pręgierz?” – pyta prymas, a ofiary jak jeden mąż odpowiadają: „Chcemy!”. W Szwajcarii rozważany jest projekt ustawy, zgodnie z którą Biblię mogłyby czytać osoby powyżej 16 roku życia. Chodzi o nieprzystojne, wręcz erotyczne podteksty niektórych ksiąg PŚ. „Nie rozumiem tych zarzutów” – oświadczył Walter Müller, rzecznik Episkopatu Szwajcarii, który widać dawno nie czytał np. opowieści o tym, co córki Lota wyprawiały ze swoim tatusiem.
Cwana pułapka odpowiedzi na rosnące w Polsce poparcie dla antyklerykałów biskupi oraz ich świeccy lokaje przyjęli nie po raz pierwszy strategię wykpienia. Ma to świadczyć o ich sile i pewności siebie, co z kolei powinno przestraszyć adwersarzy. W ten sposób bp Budzik (sekretarz KEP) wraz z księdzem Klochem – do spółki z redakcją „Rzeczpospolitej” i „Frondą” – odpowiedzieli na oszacowanie wartości mienia zagrabionego przez Kościół, dokonane przez posła SLD Sławomira Kopycińskiego. Stwierdzili, że polityk lewicy nie umie liczyć lub nie pamięta o denominacji z połowy lat 90. XX wieku. Kpina miała pomóc w uniknięciu trudnej rozmowy na temat grabieży. Poseł pozwał oszczerców do sądu. Ponieważ ujął mnie swoją odwagą, z własnej kieszeni pokryję połowę wpisu i kosztów sądowych. Skala nadużyć, jakich dopuściła się Komisja Majątkowa, jest tak ogromna, że debaty o majątku Kościoła nie da się już uciszyć. Coraz częściej neguje się także potrzebę prowadzenia katechezy w szkołach oraz obecność krzyży w lokalach i instytucjach państwowych. Po stronie zwolenników państwa świeckiego stanął Europejski Trybunał Praw Człowieka, z którego jasnymi wywodami trudno klerowi polemizować. Kościół przegrywa też w mediach i sondażach batalię o in vitro. Będący w defensywie biskupi zmienili taktykę i uznali, że zamiast dalej kpić, zagrają w dobrego i złego policjanta. Rolę złego wzięli na siebie Nycz, Hoser i Michalik. In vitro to ludobójstwo! – krzyczeli. Z drugiej strony mieliśmy występy uchodzących za liberałów Gocłowskiego i Pieronka. Ci przebąkiwali o konieczności kompromisu, czyli o przyjęciu skandalicznego projektu Gowina. W zamian za zgodę na tę kulawą regulację dyskretnie zażądali odczepienia się przez państwowe agendy od spraw cmentarzy wyznaniowych, gdzie leżą prawdziwe konfitury. Przekonywali, że rządowi zależy na modernizacji kraju, a tu Kościół... może pomóc. Wystarczy tylko grzecznie poprosić. A dlaczego niby państwo – stawiając się po raz kolejny w roli zakładnika – ma prosić Kościół o cokolwiek? Odpowiedzi na to pytanie udzielają świeccy pomagierzy biskupów. Oni organizują kursy akademickie dla studentów, elity polityczne przekonują zmanipulowanymi wynikami sondaży, a regionalnych liderów opinii (nauczyciele, drobni przedsiębiorcy) straszą kataklizmem, jaki nastąpi po zeświecczeniu państwa. Przesłanie klerykałów jest jedno: „Tylko społeczeństwo, w którym dominują silne przekonania religijne, jest w stanie podjąć trud wielkiej modernizacji Polski”. Bez religii nie powstaną polskie odpowiedniki Nokii i polskie „mercedesy”. Religia stanowi kapitał etyczny, który umożliwi rozwiązanie wszelkich problemów, w tym ekonomicznych. To, niestety, nie żarty! Takie tezy pojawiły się podczas debat V Kongresu Obywatelskiego. Gromadzi on liderów polskiej prowincji. Mówcy – od dr. filozofii Dariusza Karłowicza (wydawca rocznika „Teologia Polityczna”), po znanego z TVP dr. Jana Staniłkę – dowodzili, że budowa państwa opartego na zasadzie laickiej nie może się udać. Bez fundamentu etycznego, jaki daje Kościół papieski, nie zbudujemy nowoczesnego społeczeństwa. To Kościół, nauczając co dobre, a co złe, umożliwia ludziom korzystanie w sposób właściwy z życia, w tym także z nowoczesnych technologii. Katoliccy fundamentaliści prawią: „Katolicki kult rodziny zapewni solidarność międzypokoleniową”. Ich zdaniem, tylko ludzie wierzący wiedzą, że trzeba się troszczyć o rodziców i bliskich. Tylko oni są w stanie tworzyć stabilne rodziny pełne miłości. To religia, według nich, uczy ludzi odpowiedzialności za siebie, za rodzinę, wspólnotę. Wiara w nagrodę wieczną dodaje siły do znoszenia
W
ziemskiego trudu i zniechęca do złych działań. A to jest gwarancją rozwoju i ładu społecznego. Ateista jest człowiekiem ułomnym, a państwo zbudowane przez ateistów samo skazuje się na zagładę. Wśród bredni, które głosili doktorzy, były i takie, że bez religii Polacy nie czują wspólnoty, a bez niej z kolei nie ma szans na pracę zespołową. Podobno tylko głęboko wierzący są naprawdę dobrymi obywatelami – chodzą na wybory, płacą podatki i masowo działają w organizacjach charytatywnych. Polak katolik oznacza dla nich człowieka otwartego na świat i tolerancyjnego dla innych. I dlatego państwo musi zgodzić się na religię w szkole, a prawodawstwo musi być zgodne z nauczaniem Kościoła. Środowiska liberalne i lewicowe przysypiają. Nie prostują ewidentnych kłamstw, na przykład takich, że regiony, w których jest wyższy wskaźnik religijności, odnotowują wyższą frekwencję wyborczą. Przeczą temu dane Państwowej Komisji Wyborczej. Chętniej głosują liberałowie z dużych miast. Dowodziłem też niedawno na tych łamach, że religia – zwłaszcza rozbudowana instytucjonalnie – częściej osłabia niż wzmacnia wolę i powoduje raczej bierność niż aktywność jednostek oraz społeczeństw. To prawidłowość. Państwa i narody religijne są biedne i słabo zorganizowane, a te pluralistyczne – z dużym odsetkiem ateistów i protestantów – prężne i bogate. Kościół, zwłaszcza tak silny jak w Polsce, nie uczy demokracji, bowiem z definicji jest instytucją autorytarną. Nie przygotowuje do życia w społeczeństwie pluralistycznym, nie uczy szacunku dla innych poglądów ani sztuki debatowania. Wychowuje za to ludzi aroganckich, przekonanych o własnej racji. Z kolei przekonanie o słabości i grzeszności podważa zaufanie obywateli do bliźnich, do partnerów gospodarczych i do władzy. A takie zaufanie to klucz do przyjaznego państwa i dobrobytu. Polska ma tu jedno z ostatnich miejsc w Europie (zaufanie społeczne w 2008 r.: Dania – 86 procent, Polska – 22,5 procent; zaufanie do władzy: Dania – 70 procent, Polska – 20 procent). Mit kolejny: bez kapitału etycznego religii nie byłaby możliwa odbudowa gospodarki rynkowej. Tak naprawdę to przedsiębiorczość obywateli odmieniła Polskę. Ale nasz kraj wciąż potrzebuje ludzi kreatywnych, odważnych. Religia ogranicza, gdyż głosi, że są rzeczy, których człowiek nie może poznać lub których się nie bada. To hamuje postęp, a on jest przecież motorem rywalizacji w świecie. Biskupi chcą proces deklerykalizacji co najmniej rozciągnąć w czasie. I stąd kpiny, zabawa w policjantów, powtarzanie obelg w stylu: antyklerykał to wróg religii, albo przekonywanie, że „krzyczą ci (pod kuriami), którzy są bezradni”. Klerykałowie niezmiennie pozują na wyrocznię w każdej dziedzinie i na jedynych sprawiedliwych. Dlatego religia ma pozostać w szkole, a z hierarchią kościelną trzeba uzgadniać ustawy. Ma to zagwarantować stabilność społeczną. Oto cwana pułapka zastawiona przez biskupów na rząd. Kościół coraz bardziej pozbawiony legitymacji społecznej chce, aby to państwo legitymowało jego pozycję i przywileje. Jeśli władza nie przestanie kolaborować z funkcjonariuszami Watykanu, na prawdziwą przebudowę państwa poczekamy jeszcze całe lata. A czasu to my straciliśmy już zbyt wiele. JONASZ
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r. dominowana przez rządzącą koalicję komisja śledcza badająca tzw. aferę hazardową zakończyła swoje prace i 30 października zaprezentowała w Sejmie sprawozdanie, z którego wynika, że jedynym grzechem posła Zbigniewa Chlebowskiego (w inkryminowanym okresie szef Klubu Parlamentarnego PO) było „niestandardowe zachowanie, polegające na zaangażowaniu się posła, a w tym przypadku także Przewodniczącego Komisji Finansów Publicznych, w działania mogące przynieść wymierne korzyści dla stron postępowania administracyjnego”. Potwierdzono w ten sposób wersję zaserwowaną nam przed rokiem, kiedy to główny bohater afery opowiadał, jakoby cała ta historia była nieporozumieniem
Z
Chlebowskiego występował jego serdeczny kolega Lechosław Chruścielewski, wiceprzewodniczący Zarządu Powiatowego PO w Świdnicy. Ten duet ściśle ze sobą współpracował również na polu politycznym: Chruścielewski organizował Chlebowskiemu kolejne kampanie parlamentarne, a ten rewanżował się przyjacielowi wsparciem w wyborach 2006 r. na burmistrza Strzegomia z listy PO. Kandydat poległ wtedy z kretesem, zajmując piąte (przedostatnie) miejsce z wynikiem 888 głosów. Na otarcie łez załapał się w sierpniu 2007 r. do rady nadzorczej spółki Dolnośląskie Centrum Rehabilitacji, prowadzącej szpital w Kamiennej Górze. Jak na zgranych wspólników przystało, obaj panowie wyszli z „Bud-Primu” równocześnie, a udziały
GORĄCY TEMAT miejsce Romana Ptaka (wiceburmistrz Niepołomic i wiceprzewodniczący PO w powiecie wielickim) oraz znanego nam już Chruścielewskiego. Zasiedli w owym gremium obok powołanej wcześniej Alicji Będzińskiej-Karczewskiej (kwiatek do kożucha w osobie emerytowanej pracownicy ministerstwa). Z końcem października 2008 r. oddali stadninę we władanie Mirosławowi Szymańskiemu (w nadchodzących wyborach samorządowych kandydat PO do Rady Powiatu Świdnickiego z okręgu Strzegom), współwłaścicielowi i prezesowi zarządu wrocławskiej spółki „Towarzystwo Ochrony Medycznej”, dokooptowanemu także do rady nadzorczej spółki deweloperskiej „Dom-Invest” z siedzibą we Wrocławiu (firma ze 100-procentowym udziałem Agencji
Powrót posła Sejmowi śledczy przez rok nic nie znaleźli na posła Chlebowskiego, a my mamy twarde dowody, które powinny zaprowadzić go na ławę oskarżonych z wizją trzech lat odsiadki... i wynikła wyłącznie z jego... asertywności, przejawiającej się brakiem umiejętności odmawiania baronom branży „jednorękich bandytów”. „Nie chcąc być odbieranym jako osoba nieżyczliwa, nie zawsze potrafiłem powiedzieć stanowcze nie, licząc na to, iż rozmówca sam zrozumie, że poseł nie jest od załatwiania spraw. Nagabywany, nie potrafiłem być należycie asertywny i stanowczy” – napisał w specjalnym oświadczeniu. Podkreślał, że był uczciwy przez całe życie, więc głęboko rani go nawet cień podejrzeń: „Gdybym był łajdakiem, pewnie nie bolałoby tak bardzo”. Z posiadanych przez nas materiałów wynika, że chyba jednak tak bardzo nie bolało... ! ! ! Zacznijmy od oświadczeń majątkowych posła Chlebowskiego za lata 2003 i 2004, w których (cyt.) „świadom, iż na podstawie art. 233 § 1 Kodeksu karnego za podanie nieprawdy lub zatajenie prawdy grozi kara pozbawienia wolności (do 3 lat więzienia – dop. red.)”, ukrywał fakt posiadania 15 proc. udziałów we wrocławskiej spółce „Bud-Prim” (branża budowlana) zarejestrowanej 21 lipca 2003 roku. Nabył je w toku IV kadencji Sejmu (2001–2005), a sprzedał dopiero 28 grudnia 2004 r., czyli w dwóch kolejnych oświadczeniach konsekwentnie kłamał. Jeśli Centralne Biuro Antykorupcyjne, które ma ustawowy obowiązek kontrolowania takich spraw, wyrazi życzenie, chętnie udostępnimy twarde dowody... Wśród czterech wspólników-założycieli spółki „Bud-Prim”, obok
przekazali dwojgu swoim znajomym niezaangażowanym w politykę. Jedną z tych osób była pani Wioletta, nieprzypadkowo nosząca to samo nazwisko (po mężu Radosławie), co Bogusław L., skromny niegdyś częstochowski prokurator, a później słynny na całą Polskę mózg mafii paliwowej, aresztowany w grudniu 2003 r. Do dzisiaj figuruje on zresztą na liście największych dłużników Skarbu Państwa z tytułu niespłaconych wielomilionowych zobowiązań prywatyzacyjnych. Dlaczego akurat Wioletta? – Po wpadce Bogusław L. wycofał się z otwartego firmowania swoich interesów, bo urzędnicy zrobili się szalenie elektryczni. Teraz tylko pociąga za sznurki. Ma liczną rodzinę, więc słupów mu nie brakuje – tłumaczy policjant z Częstochowy. ! ! ! Dzięki kopalniom granitu gmina Strzegom jest znanym w Polsce ośrodkiem kamieniarskim. We wsi Morawa, położonej o rzut beretem od Strzegomia, istniała niegdyś Stadnina Koni „Strzegom” sp. z o.o., należąca do Agencji Nieruchomości Rolnych. W maju 2003 r. agencja przekazała wszystkie swoje udziały o wartości 6,8 mln zł Skarbowi Państwa, w którego imieniu spółką (jej nazwa stała się wkrótce myląca, bowiem konie sprzedano i firma skupiła się wyłącznie na hodowli bydła oraz produkcji rolnej) zaczęli zarządzać ludzie wskazani przez Warszawę. W kwietniu 2008 r. Ministerstwo Skarbu Państwa wycofało z trzyosobowej rady nadzorczej Stadniny dwóch swoich przedstawicieli, po czym oddelegowało na ich
Mienia Wojskowego), powołanej do komercyjnego zagospodarowywania zbędnych nieruchomości armii. Podsumowując: ludziom, którzy mają blade pojęcie o rolnictwie i są zaangażowani przede wszystkim we własny biznes, powierzono zarządzanie bogatym państwowym przedsiębiorstwem gospodarującym na obszarze 533,9 ha (490,1 ha dzierżawionych od ANR oraz 43,8 gruntów własnych spółki).
! październik 2008 r. – „G(...)lux” zostaje powołana do życia w celu m.in. „wydobywania kamienia dla potrzeb budownictwa” oraz „hodowli koni i pozostałych zwierząt koniowatych”. Z posiadanych przez nas dokumentów finansowych wynika, że do końca 2009 r. absolutnie nic nie robi. Zero obrotów, 776 zł strat z tytułu drobnych wydatków. Wyraźnie na coś czeka... ! luty 2009 r. – stadninę dopisano do listy spółek Skarbu Państwa przeznaczonych do rychłej sprzedaży, a 4 listopada minister Aleksander Grad parafował decyzję o rozpoczęciu procedury jej prywatyzacji i zleceniu oszacowania wartości. Okazało się, że według stanu na dzień 31 grudnia 2008 r. firma dysponowała kapitałem zakładowym w wysokości 3,4 mln zł, uzyskała 2,4 mln zł przychodu ze sprzedaży i zatrudniała 21 osób; ! 29 kwietnia 2010 r. ministerstwo ogłosiło zaproszenie do udziału w aukcji na stadninę, wyznaczając datę 31 maja i cenę wywoławczą w wysokości 2,7 mln zł (za grunty rolne, kompleks budynków mieszkalnych i gospodarczych w Morawie oraz kamienicę w centrum Strzegomia, będącą siedzibą spółki!). Do dalszego procedowania dopuszczono cztery firmy: trzy duże przedsiębiorstwa rolne i spółkę „G(...)lux”, która w finale przebiła wszystkich konkurentów kwotą 7,2 mln zł. – Młodzieniec reprezentujący tę firmę szastał pieniędzmi bez chwili zawahania. Widać było, że musi kupić i zrobi to za każdą cenę – wspomina uczestnik aukcji;
Poseł Chlebowski (trzeci z lewej) otwiera „schetynówkę” do Morawy
Ten układ personalny przetrwał do czasu, gdy Stadninę wykupiła prywatna spółka „G(...)lux” wykazująca wszelkie cechy charakterystyczne dla „słupa” (kapitał założycielski w kwocie 60 tys. zł, bez własnej siedziby, zarejestrowana w Bielsku-Białej pod adresem pewnej kancelarii doradztwa podatkowego). Jej formalnymi współwłaścicielami są: 28-letni prezes zarządu Sebastian L. (bardzo bliski krewniak Bogusława L.) oraz Jan D. – wspólnik i członek zarządu firmy gastronomicznej zlokalizowanej w Częstochowie pod adresem, gdzie pan Bogusław rozkręcał swoje szemrane paliwowe interesy. Popatrzmy teraz na kalendarium wydarzeń dotyczacych prywatyzacji stadniny oraz kilku okoliczności towarzyszących tej operacji:
! W październiku 2009 roku Chruścielewski wykupił udziały w spółce kamieniarsko-wydobywczej „L(...)d”, kontrolowanej przez rodzinę L. za pośrednictwem Bartłomieja L. (syn wspomnianej na wstępie Wioletty), zaś 23 kwietnia 2010 r. zarejestrował własną spółkę „Rc Granit” („działalność usługowa wspomagająca górnictwo i wydobywanie”). Jest jej jedynym udziałowcem oraz prezesem zarządu, a 14 czerwca uczynił Radosława L. (ten nieprzypadkowo, jak już wspomnieliśmy, nosi to samo nazwisko, co paliwowy mafioso Bogusław) prokurentem uprawnionym do zarządzania firmą; ! 17 czerwca 2010 r. minister Grad podpisał z Sebastianem L. definitywną umowę o sprzedaży stadniny.
3
Ale gdzie tu jakaś rola lub prywatny interes posła Chlebowskiego? – Pomijam fakt, że wspólnie z Chruścielewskim wielokrotnie odwiedzał gospodarstwo i bardzo interesował się jego stanem. Mniejsza również o to, że osobiście załatwił w 2009 r. przyznanie gminie przez MSWiA 1,3 mln zł dotacji (z puli tzw. schetynówek) na przebudowę drogi do Morawy, gdzie mieszka niespełna 200 osób i oprócz stadniny nie było tam wówczas żadnej państwowej firmy. Nowej drogi pod samą bramę prywatyzowanego już gospodarstwa, choć istniał tam doskonały dojazd z innej strony, a w gminie są dziesiątki kilometrów wertepów. Jaka była jego rola? A jakim cudem dopuszczono do aukcji firmę z niemal zerowym kapitałem, nieprowadzącą praktycznie żadnej działalności? Po co im było 530 hektarów i skąd wzięli ponad 7 mln zł? Wedle mojej wiedzy, poseł wraz ze swoim serdecznym kolegą cały czas pilotowali operację prywatyzacji stadniny, a nawet pomogli L. załatwić poręczenie kredytu bankowego na ten zakup. Skąd ta życzliwość? To jest bardzo dobre pytanie – zauważa osoba blisko związana ze stadniną. Zwróciliśmy się do posła Chlebowskiego z prośbą o udzielenie odpowiedzi na pytania, czy: 1) uczestniczył w jakiejkolwiek formie w procesie prywatyzacji stadniny; 2) wpływał w jakikolwiek sposób na decyzję o poręczeniu jej nabywcy kredytu przez agendę państwową; 3) zetknął się w pracy zawodowej, społecznej lub w toku działalności parlamentarnej z rodziną L. bądź osobami noszącymi to nazwisko; 4) jego wieloletni układ z działaczem Chruścielewskim można określić mianem koleżeńskiego, służbowego, czy też może przyjacielskiego; 5) wizytował (oficjalnie lub prywatnie) Stadninę Koni „Strzegom”? Parlamentarzyści każą z reguły czekać całymi tygodniami na odpowiedź, ale poseł Chlebowski odpisał nam już nazajutrz. Zaprezentował doskonałą znajomość przebiegu prywatyzacji stadniny (wiedział nawet, za jaką cenę została sprzedana), ale z sobie tylko znanych powodów nie udzielił jednoznacznej odpowiedzi na żadne z pytań! A wydawały się takie proste... Oddział ANR we Wrocławiu wyjaśnił nam, że wszelkie uprawnienia wynikające z dzierżawy 490 ha (umowę zawarto na niespotykany w praktyce, a nawet wręcz zakazany okres 30 lat!) przeszły na „G(...)lux”, co oznacza, że jeśli Agencja kiedykolwiek zdecyduje się na sprzedaż gruntów, spółka nabędzie je bez przetargu za ułamek ceny rynkowej. Za tydzień wyjaśnimy, do czego gronu przyjaciół oraz kompanów biznesowych potrzebne są latyfundia w Strzegomiu, choć uważny Czytelnik zapewne już zorientował się, że w tej historii nieprzypadkowo pojawia się wątek kopalń i wydobycia... ANNA TARCZYŃSKA
4
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
POLKA POTRAFI
Badania pociągu Podczas gdy nasz rodzimy zaścianek debatuje o zasadności in vitro, w mniej zacofanych stronach świata trwają prace nad „podniecaczem” dla oziębłych pań. Mowa o żeńskim odpowiedniku viagry. Pastylce, której wyprodukowanie okazało się trudniejsze, niż przypuszczano. Znaną badaczką kobiecych pragnień jest niejaka Cindy Meston, która prowadzi laboratorium psychofizjologii seksualnej w Teksasie, a zmysłowość swoich pacjentek bada za pomocą (nawet nie próbujcie zapamiętać nazwy!) sondy fotopletyzmograficznej. To takie magiczne urządzenie sprawdzające reakcje newralgicznego miejsca kobiety doświadczającej miłosnego podniecenia. Testowane panie zamyka się w przytulnym pokoiku wyposażonym w sprzęt grający, kilka gorących filmów oraz wspomnianą sondę, która – umieszczona w stosownym miejscu – sprawdza, ile krwi tam napłynęło. Badanie potwierdziło to, o czym od dawna wiadomo – kobiecość to wielce skomplikowana kwestia! Nawet kiedy aparat wykazywał reakcję ciała, badana nie zawsze odczuwała podniecenie. „Serce kobiety przemawia raczej przez umysł, a nie ścianki pochwy” – skwitowano pomiary.
W większości przypadków kobiecy seks jest silnie związany z emocjami. O ile odpowiednio reagujący mężczyzna zawsze czuje się przy tym podniecony, w przypadku pań to sprawa bardziej skomplikowana. U panów seksualne impulsy rejestruje tylko fragment mózgu, u kobiet – praktycznie cała jego powierzchnia. Dodatkowo na jakość życia seksualnego kobiet negatywnie wpływają kompleksy, problemy w związku itd. Zdaniem lekarzy, pigułka dla kobiet może zadziałać tylko w połączeniu z doznaniami zmysłowymi, których medykamenty nie zagwarantują. Tak czy owak, prace nad rozbudzającą tabletką trwają. Po kilku latach intensywnych badań pigułka – tym razem różowa, roboczo nazwana flibanseryną – miała przebojem wkroczyć na rynek już w tym roku. Badania dowiodły, że u kobiet
ajnowsze pomysły na reformę systemu emerytalnego nie rozwiązują jego największych bolączek. Przed tygodniem zwróciłem uwagę na więcej niż połowiczne próby naprawy systemu, który może doprowadzić nas do prawdziwej katastrofy emerytalnej. Najgorsze w pomyśle Boniego jest to, że nasze emerytury będą jeszcze bardziej niż obecnie zależne od kaprysów giełdy, a to przy trwającym kryzysie i stanie całego systemu emerytalnego jest uważane za jedną z głównych wad i zagrożeń. Pieniądze aż do naszego 55 roku życia w 75 procentach mają być poddane grze giełdowej, która jest przecież rodzajem hazardu, a nie normalnym, spokojnym inwestowaniem. Później nasze środki zostaną przeniesione na konta bezpieczniejsze, zależne w większości od obligacji. Zatem choroba będzie leczona większą dawką choroby. Boni zapewnia, że od tego nasze emerytury wzrosną od 10 do 25 procent. Ja pamiętam, jak akwizytor funduszy 11 lat temu obliczał mi, jakie to zawrotne sumy zarobię na reformie i jakie wielkie szczęście mnie spotka, gdy uwolnię się od ZUS-u. Teraz wiem, i powtarzają to liczni specjaliści od kwestii emerytalnych, że będę miał gorzej niż za dawnego sytemu. Lepiej będą miały prywatne fundusze, które wpuszczono na obfity popas na pastwiskach składających się już obecnie z setek miliardów złotych z emerytalnych składek. I o to w tej reformie chodziło przede wszystkim – o otwarcie gigantycznego obszaru dla ekspansji kapitałów finansowych. Projekt Boniego nie rozwiązuje podstawowego problemu większości przyszłych emerytów, czyli kobiet. One nadal m.in. z powodu urlopów wychowawczych i niskich zarobków pozostają pariasami systemu, a znaczna ich
N
łykających lek doszło do zwiększenia liczby udanych zbliżeń. Ale nie odnotowano tego, co najważniejsze: zwiększenia pożądania. W Polsce do tzw. HSSD, czyli zespołu obniżenia popędu seksualnego, przyznaje się ponad 20 proc. pań. „Pigułka okaże się sukcesem dopiero wtedy, gdy bliżej poznamy regiony mózgu skrywające tajemnice kobiecego pożądania” – dodaje Andrzej Depko, rodzimy seksuolog. Czy czeka nas rewolucja seksualna podobna do tej, którą w latach 60. wywołała pigułka antykoncepcyjna? Tego nie wiemy. Wiadomo za to, że pastylki dla nierozbudzonych jeszcze dam w samych tylko Stanach Zjednoczonych przyniosą miliony dolarów zysku rocznie. JUSTYNA CIEŚLAK
Prowincjałki Jadwiga Gosiewska wraz z synową Beatą nie ustają w próbach zbicia kapitału na śmierci Przemysława Gosiewskiego. Najnowszy (po izbie pamięci) pomysł to książka o życiu posła herosa. Jak zapowiada pani matka – książka będzie wspomnieniem o dorastaniu i karierze syna.
PRZEMYSŁAW WIELKI
Dwa lata w zawieszeniu na 5 lat oraz 3 tys. zł grzywny – na tyle sąd skazał Pawła M., byłego naczelnika Ochotniczej Straży Pożarnej w Szozdach za... podżeganie do podpalania. W pożarze, który wzniecili opłaceni przez pana naczelnika dwaj nieletni członkowie Młodzieżowej Drużyny OSP, spłonęły zabudowania gospodarcze oraz sprzęt rolniczy o wartości 40 tys. złotych.
OGNIOMISTRZ
Wiele wysiłku w okradzenie jednego z łódzkich cmentarzy włożyły 55-letnia matka z 32-letnią córką. Obydwie panie – nieco zmiękczone wypitym wcześniej alkoholem – przelazły przez cmentarny parkan i pozabierały z grobów sztuczne kwiaty. Za okradanie zmarłych grozi im do ośmiu lat więzienia. Każdej.
HIENY
Obrazy z przełomu XVII i XVIII w. skradziono z domu zakonnego franciszkanów w Pińczowie. Dzieła sztuki policja szybko wytropiła na portalu aukcyjnym. Sprzedawcą „pamiątek rodzinnych” okazał się jeden z braciszków. 40-letni zakonnik, który handlował także szatami liturgicznymi, stułami oraz książkami, do winy się przyznał.
PAMIĄTKI RODZINNE
21-latek z Białopola pracował na budowie domu. Kiedy skończył, grzecznie poprosił o zapłatę. No i wtedy właściciel budowli obrzucił go kamieniami.
ZAPŁATA
W Trzebnicy 39-latka „opiekowała się” czwórką swoich dzieci. Wezwana przez sąsiadów policja zbadała kobietę alkotestem. Wynik nie wyszedł jednoznaczny, bo na czterostopniowym urządzeniu zabrakło skali... Opracowała WZ
MATKA POLKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
większość będzie na starość nędzarkami żyjącymi z emerytury minimalnej lub niewiele wyższej od najniższej. Skoro proponowana przez rząd nowa wersja reformy (wersję minister Fedak odrzucono) jest kiepska, to jaka jest alternatywa? Wydaje się, że najbardziej efektywne i sprawiedliwe byłoby stworzenie prawdziwej różnorodności – kto chce, niech zwróci swoje środki do ZUS-u, który wydaje się jednak tańszy niż prywatne fundusze, a inni niech zostaną w tym, co proponuje Boni. Z jakiegoś jednak powodu rząd bardzo boi się dać prawdziwy wybór przyszłym emerytom. Czy ten strach nie wynika czasem z nacisku lobby ubezpieczeniowo-bankowego, które korzysta na obecnym marnotrawnym systemie? A jak z podobnymi problemami radzą sobie inni? Po Polsce i Chile także kilka innych państw wprowadziło zbliżony do naszego, kontrowersyjny system emerytalny. Rządzone przez prorynkową prawicę Węgry kilka dni temu zapowiedziały, że wycofują się z niego i nie będą już przekazywały pieniędzy do prywatnych funduszy. Łotwa i Estonia zawiesiły przelewanie pieniędzy do OFE na czas kryzysu, ratując swoje budżety. Argentyna kilka lat temu jako pierwsza zakończyła romans z żarłocznymi instytucjami finansowymi. Zapowiadano po tym apokalipsę, ale nic strasznego się nie zdarzyło. Teraz inni idą jej śladem. Polska trwa zawsze wierna – Watykanowi i wielkim kapitałom, ale nie interesom zwykłych ludzi. Ale wierzmy, że i u nas to się wreszcie zmieni. Jeszcze 3, 4 lata temu nie była w Polsce możliwa żadna debata na ten temat, bo krytyków kontrowersyjnego systemu uważano za szaleńców albo komunistów. Czasy się jednak zmieniają. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
OFE-rmy (2)
Pan Jarosław Kaczyński mówił publicznie, że nie będzie podawał ręki głowie państwa. Ja nie będę za nim biegał po kościele. (prezydent Bronisław Komorowski)
!!! Kaczyński mówi, że Pan Bóg go ocalił, żeby kontynuował swoje dzieło. Czyli Pan Bóg ocalił Kaczyńskiego, żeby szkodził Polsce. To jakaś nowa teologia. (poseł Stefan Niesiołowski)
!!! Ekskomunika to instytucja trochę z innej epoki i wydaje mi się, że nic takiego nie będzie miało miejsca, bo byłoby to fatalne dla relacji państwo–Kościół i demokracja–Kościół. (prezydent Komorowski o groźbach biskupów dla polityków popierających in vitro)
!!! W związku ze stosunkiem teologii katolickiej do procedury zapłodnienia in vitro warto zauważyć, że teologia zdaje się popadać w niekonsekwencję. Skoro rodzą się dzieci „w szkle”, znaczy to, że Bóg zaakceptował stwarzanie duszy ludzkiej w ten sposób, że dusze te faktycznie stwarza... (profesor Jan Hartman, filozof)
!!! Podejście Kościoła do osób popełniających in vitro jest takie samo, jak do wszystkich innych grzeszników. (ks. Jacek Socha)
!!! Zamiast wyczytywać nazwiska posłów, którzy głosowali za in vitro – wyczytajcie nazwiska księży pedofilów. Walczymy z waszymi słabościami: alkoholizmem, nieślubnymi dziećmi, korupcją i pedofilią. Pozwólcie sobie pomóc. (poseł Janusz Palikot do księży)
!!! Prezydent, świadomie popierając in vitro, sam stawia się poza wspólnotą Kościoła. („Nasz Dziennik”)
!!! Duża liczba sztucznych wieńców i zniczy zanoszonych na cmentarze może być wyrazem kiczowatości (...). Oczywiście zachęcam do składania ofiary na mszę świętą pojętą właśnie jako wspólnota z tymi, którzy przed nami odeszli. Z produkowania góry śmieci nie ma bowiem pożytku – ani społecznego, ani duchowego. (biskup Zbigniew Kiernikowski) Wybrali: AC, OH, RK
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
NA KLĘCZKACH
ZAPLĄTANI W ZERA Przedstawiciele Kościoła ciągle zmieniają zdanie na temat tego, ile kler skorzystał na działalności Komisji Majątkowej. Najpierw przedstawiciel MSWiA podał, że oddano majątek wart 25 miliardów, potem rzecznik Episkopatu, ks. Kloch dowodził, że chodzi zaledwie o... 100 mln złotych. Ostatnio członek Komisji Majątkowej, ks. profesor Dariusz Walencik, utrzymuje, że chodzi „tylko” o jakieś marne 3–5 miliardów. MaK
KAMPANIA ZAŻARTA
W miejscowości Liskajny (województwo warmińsko-mazurskie) samochód osobowy zderzył się z ciężarówką, po czym wylądował na poboczu, wbijając się w przydrożny krzyż. Kierowca zmarł „od krzyża” w wyniku odniesionych obrażeń. MaK
SZKOLNE WYPOMINKI
NOWA TRADYCJA Telewizyjne orędzie arcybiskupie z okazji Wszystkich Świętych! Wiele wskazuje na to, że TVP ustanawia właśnie „nową tradycję” poprzez transmisję pogadanki arcybiskupa Gądeckiego w pierwszym programie TV. Klerykalna audycja to ciekawy akcent na początek koalicyjnych rządów PO i SLD w telewizji. Ścigają się z PiS-em o poparcie purpuratów? MaK
POLSKA UPOMNIANA Organizacja Narodów Zjednoczonych zwróciła uwagę, że w polskim projekcie ustawy wdrażającej niektóre przepisy UE brakuje zakazu dyskryminacji homoseksualistów, niekatolików czy nawet zakazu dyskryminacji z powodu wieku w dostępie do edukacji. ONZ upomina Polskę także za to, że nikt w naszym kraju nie monitoruje społecznych skutków ustawy aborcyjnej i przemocy domowej. Organizacja nalega też, aby Polska stworzyła niezależny organ zajmujący się brutalnymi działaniami policji. Rząd na razie nie odniósł się do raportu ONZ. ASz
NIEDORZECZNIK CD. Viviane Reding, unijna komisarz ds. wymiaru sprawiedliwości, oświadczyła, że polska pełnomocniczka rządu ds. równego traktowania nie miała racji, dowodząc, że katolicka szkoła może zwolnić nauczyciela z powodu jego orientacji seksualnej. Kwestia ta była powodem gorącej debaty w Polsce przed kilkoma tygodniami. Reding dowodzi, że wyjątkowe traktowanie przez Unię w kwestii zatrudnienia związków wyznaniowych i kościelnych instytucji dotyczy wyłącznie zagadnień ściśle religijnych. Dlatego instytucja kościelna może odmówić zatrudnienia jawnemu ateiście i ten rodzaj dyskryminacji nie łamie wspólnotowego prawa. Reding nie widzi żadnego związku pomiędzy orientacją seksualną a kościelnym wyjątkiem zatwierdzonym w dyrektywie. MaK
OFIARA KRZYŻA
Atmosfera wyborcza nie służy politykom: stres, spotkania, konwencje. Nic dziwnego, że czasem puszczają nerwy. Tak też było w Świętokrzyskiem, gdzie radny PO pobił się z innym mieszkańcem Dębna, panem G., po uroczystościach związanych z odsłonięciem tablicy ku czci księdza Euzebiusza Pinakiewicza w lokalnym kościele. Jak informują lokalne media, są dwie wersje zdarzeń: radny Kulpiński źle wypowiedział się o siostrze żony pana G., która startuje w wyborach, lub przeciwnie – pan G. powiedział coś o wójcie Gałce, którego popiera radny, i wtedy radny rzucił się w jego obronie. Ofiara radnego ma uszkodzenia głowy, dłoni oraz... nadgryziony kciuk. PPr
WEJŚCIE SMOKA Księża z parafii Krzyża Świętego na Dolnym Tysiącleciu w Katowicach wpadli na oryginalny sposób propagowania treści religijnych. W czasie niedzielnej mszy dla dzieci jeden z duchownych (ale nie ten prowadzący liturgię) przebiera się za smoka, wchodzi między dzieci i uczestniczy w dialogu na temat kazania. Odpowiada na pytania księdza celebransa, żartuje, bawi publiczność. Co ciekawe, księża postanowili, że smok będzie różowy z liliowym brzuchem... Trzeba przyznać, że to świetny pomysł marketingowy, którego nie powstydziliby się menedżerowie niejednego centrum handlowego. Tylko patrzeć, jak smok będzie zbierał na tacę. MaK
DAJ BOŻE SĄD W lipcu br. ksiądz Władysław N. spowodował wypadek samochodowy w Berżnikach na Podlasiu. Nie zgodził się wówczas na przyjęcie wysokiego mandatu. Teraz sąd ukarał go grzywną w wysokości 250 zł i zasądził 100 zł kosztów sądowych. Wychodzi na to, że zapewne opłacało się nie brać mandatu... MaK
Nie tylko dla uczniów, ale również dla ciała pedagogicznego każda okazja jest dobra, żeby urwać się z lekcji. Zapewne dlatego Diecezjalne Duszpasterstwo Nauczycieli w Rzeszowie pod przewodem ks. Janusza Podlaszczaka postanowiło zorganizować 4 listopada w kościele pw. św. Judy Tadeusza „Wypominki szkolne 2010” dla pedagogów i uczniów szkół i placówek oświatowych. Oczywiście w trosce o frekwencję imprezę zaplanowano w godzinach nauki i pracy – od 9 do 12. Co więcej, duszpasterz zażyczył sobie, aby do kościoła na mszę i wypominki za zmarłych dyrektorów, nauczycieli, uczniów oraz pracowników szkół i placówek oświatowych ze wszystkich rzeszowskich szkół przybyły poczty sztandarowe oraz delegacje, a wszyscy uczniowie ministranci zabrali ze sobą komże i zawczasu stawili się w zakrystii. Do szkół i placówek oświatowych ks. Podlaszczak zaapelował o wyznaczenie ucznia do odczytania w kościele wypominków oraz dostarczenie kwestionariusza wypominkowego wypełnionego imionami i nazwiskami zmarłych dyrektorów, nauczycieli, uczniów i pracowników, zaznaczając, że „niniejszy wykaz pozostaje w kościele” (!). Domyślamy się, że to w celu dokładnego rozliczenia finansowego. AK
KATOSZKOŁA Czy do klasztoru można pójść bez powołania? Jasne. Bo w Działdowie na południu Mazur mieszkańcy nazwali klasztorem... publiczną szkołę. Dlaczego? Powodów jest wiele. Placówka nosi imię Jana Pawła II, którego popiersie pilnuje wejścia do budynku. Kilka metrów dalej wznosi się pomnikowych wymiarów krzyż papieski. Kolejną przyczyną jest to, że dyrektor szkoły prawie każde przemówienie rozpoczyna cytatem z dzieł santo subito. o.P.
WARTOŚCI NIELUDZKIE Krakowskie Towarzystwo dla Zwierząt organizuje akcję „Gwiazdka dla Zwierzaka”. Odbywa się ona przy współpracy dzieci, które
zbierają karmę i koce, żeby zwierzakom z krakowskiego schroniska pomóc przetrwać zimę. Zazwyczaj ta wielce pożądana inicjatywa spotyka się z powszechną sympatią i sporym zaangażowaniem dzieci. Niestety, są miejsca, gdzie myśli się inaczej. „W akcji nie ma nic rozwojowego dla dzieci, a organizowanie gwiazdki dla zwierząt jest zwyczajem pogańskim i nie do przyjęcia” – odburknęła osłupiałej wolontariuszce siostra sekretarka ze szkoły Sióstr Urszulanek Unii Rzymskiej przy ul. Starowiślnej w Krakowie, choć tłumaczono jej, że nie chodzi o organizowanie wigilii dla zwierząt, a jedynie o pomoc w przetrwaniu zimy. Wolontariuszka, pani Anna, nie może zrozumieć postępowania sióstr, których szkoła działa ponoć zgodnie z „chrześcijańskim systemem wartości i uwrażliwia na wychowanie sytuacyjne”. Tymczasem jako jedyna w Krakowie odmówiła przystąpienia do akcji. A nas to akurat nie dziwi. PP
ROSJA POTĘPIONA Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu zganił Rosję za systematyczne uniemożliwianie manifestowania gejom i lesbijkom. Decyzja trybunału wywołała furię środowisk prawosławno-nacjonalistycznych, które wyprowadziły na ulice Moskwy ok. tysiąca manifestantów. Potępiły one Strasburg za „ingerencję w wewnętrzne sprawy Rosji” oraz zapowiedziały w imię Boże, że już nigdy nie dopuszczą do żadnych „niemoralnych pochodów”. MaK
PIUSOWY CHŁAM Główny rabin Rzymu – Riccardo Di Segni – skrytykował film fabularny o Piusie XII, który kilka
5
dni temu zaserwowała włoskim widzom telewizja RAI. Duchowny dzieło reżysera Christiana Duguaya nazwał „propagandowym chłamem” i „dziełem apologetycznym”. Film pod tytułem „Pod niebem Rzymu” pokazuje Piusa XII jako człowieka bez skazy, bardzo idealizując jego postać. Rabin uważa, że papież, który milczał, a tym samym przyzwalał na Holokaust oraz gościł nazistów, zasługuje na potępienie, a nie apologetykę. ASz
JEZUS MIAŁ AIDS? Pastor Xola Skosana wygłosił niedawno kazanie, które zatytułował „Jezus był HIV-pozytywny”. Światowe, w tym także i polskie katolickie media nie kryją oburzenia, bo jak można mówić o Jezusie zakażonym śmiertelnym wirusem? Pastor Skosana chciał w ten sposób pokazać wiernym, że „Bóg pamięta o chorych na AIDS i troszczy się o nich”. Nie wytłumaczył jednak, dlaczego stwórca pozwala, aby jego wyznawcy zarażali się tą potworną chorobą. ASz
KOŚCIELNY DINOZAUR Do niecodziennego odkrycia doszło w jednym z włoskich kościołów. Chodzi o czaszkę dinozaura ukrytą w marmurowej balustradzie. „Wygląda ona jak obraz z tomografu komputerowego. Widać puszkę mózgową, nozdrza i liczne zęby” – opisuje odkrywca Andrea Tintori z Uniwersytetu w Mediolanie. Czaszka wtopiona w kamień ma ok. 30 cm długości i ok. 190 mln lat. Zabawne jest znaleźć dowód długowieczności życia na ziemi w instytucji religijnej, która przez stulecia głosiła, że świat liczy sobie 6 tys. lat. PPr
6
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
TRYBUNA(Ł) LUDU
Na cenzurowanym Kościół katolicki będzie trwał tak długo, dopóki będzie miał czym straszyć. Włoskie Stowarzyszenie Jana XXIII przestrzegło przed Halloween jako świętem pogańskim, sprzecznym z duchem chrześcijaństwa, no i zbliżonym do okultyzmu. Z tego powodu najlepiej, żeby żaden przykładny katolik nie uczestniczył w wydrążaniu dyni czy przebierankach za duchy. Zalecenie pokornie zrealizowała polska katolicka Wspólnota Emmanuel. Jej członkowie zaproponowali inne niż Halloween oblicze ponurego dnia Wszystkich Świętych – Holy Wins, czyli marsz wszystkich świętych. Marsz – jak zakładali organizatorzy – radosny wielobarwny, rozśpiewany i rodzinny. I tak ulicami stolicy w przeddzień 1 listopada przeszli święci, pustelnicy, zakonnicy, aniołowie i inne stwory. ! Halloween będzie OK, jak będzie mu towarzyszyć taca („malmc1”); ! Pogańskie święto odbywa się każdego 10 dnia miesiąca przed Pałacem Prezydenckim. Pochodnie, stroje z kapturami i krzyżem na plecach.
Zupełnie jak Ku-Klux-Klan („hetero sapiens”); ! Gorsze jest straszenie dzieci dynią czy krzyżem? („Zbrozło”); ! Te czary odprawiane przez KK to dopiero jaja („antek”); ! Tak naprawdę to demonami i straszydłami są księża katoliccy, którzy oderwani od życia codziennego pajacują w cudacznych przebraniach i straszą mękami i ogniem piekielnym wszystkich, którzy nie chcą im się podporządkować („lotnik”); ! Co niedzielę odprawiacie gusła i to wam nie przeszkadza? („Antoniwawa”); ! Faceci w kieckach to dopiero jest pogaństwo („antyćwok”); ! Co z katolickimi relikwiami? W jednym kościele palec, w drugim przyrodzenie, a w trzecim paznokieć? („Julian”); ! Wolałbym z dynią na głowie chodzić, niż się za zdrajcę przebierać („klio”).
ościelne dzwony biją nawet na poziomie 90 decybeli (taki hałas emituje np. młot pneumatyczny). Polska norma dopuszcza ich 55 w dzień i 45 w nocy. Badania naukowe dowodzą, że już hałas na poziomie 70–85 dB wpływa na znaczne zmniejszenie wydajności pracy i może być szkodliwy dla zdrowia (uszkodzenie słuchu oraz stres). Dzwony zwykle biją jeszcze głośniej. Sprawdźmy, co w tej sytuacji może szary obywatel. Radość z nowego M w przypadku Elżbiety z Koszalina trwała tyle, co sen przerwany bladym rankiem. – To było traumatyczne przeżycie. Jak te dzwony zaczęły walić, nie wiedziałam, co się wokół dzieje – wspomina. Na początku myślała, że to sytuacja wyjątkowa, ale – niestety – szybko się okazało, że to w tym miejscu norma. Proboszcz parafii Podwyższenia Krzyża Świętego porannym kilkuminutowym waleniem wyrywał okolicznych mieszkańców ze snu i nic nie wskazywało na to, że praktyki zmieni. Ponieważ nie musiała wstawać niczym górnik do kopalni, postanowiła działać. Zaczęła od samego kapłana. „Dźwięk dzwonów jest tak przenikliwy, że nie pomagają zamknięte szczelnie okna. Dlatego zwracam się do Księdza o pomoc w rozwiązaniu problemu i proszę, aby dzwony mogły zaczynać żywych zwoływać, zmarłych opłakiwać co najmniej godzinę później. Niekoniecznie o 6.00 rano... Kościół katolicki uczy tolerancji i poszanowania drugiego człowieka, dlatego bardzo proszę tolerancyjnie podejść do zagadnienia i uszanować moje prawo do odpoczynku” – napisała w liście błagalnym w sierpniu 2008 roku.
K
Ksiądz Stanisław Broda, proboszcz parafii św. Marcina w Górce Pabianickiej (woj. łódzkie) dyniami i czarownicami się nie zajmuje.
Ma poważniejsze sprawy, bo od szatana atakującego Kościół opędzić się nie może po tym, jak miejscowy cmentarz ogołocił ze wszystkich (!) drzew. Ludzie mu tego wybaczyć nie mogą, a krytyki ksiądz dobrze nie znosi: „Nikt nam nie będzie mówił,
Odpowiedzi rzecz jasna nie dostała. Przyszedł za to duszpasterz z coroczną kolędą. Postraszył, że ją wyczyta z ambony. Elżbieta zaszantażować się nie dała. Zaczęła za to wydeptywać urzędniczą ścieżkę: – Zwracałam się z prośbą o interwencję do wszystkich, chyba z wyjątkiem wszystkich świętych – mówi. A sprawą słyszalnego gołym uchem przekroczenia dopuszczalnej normy hałasu starała
czy możemy ściąć drzewo, czy nie. Mamy wolność. Jeszcze trochę i zakażą nam oddychać świeżym powietrzem!” – grzmiał na kazaniu, przy okazji reklamując nas z ambony. „Coraz częściej w wielu środowiskach – nie tylko liberalnych czy wrogich Kościołowi, ale również wśród katolików, Kościół poddawany jest ostrej krytyce. Dlatego każdy katolik powinien zadać sobie pytanie: jaki jest mój stosunek do Kościoła? Czy przypadkiem nie chodzę do Kościoła po to, żeby podsłuchiwać i donosić? Są szatańskie siły, które szukają sensacji. Dlatego powinniśmy spytać samych siebie: czy czasami nie wspieramy finansowo takich gazet jak „Gazeta Wyborcza”, „Nie”, „Fakty i Mity”?”. ! Nie ma się co dziwić; skoro towarzysze biskupi prowadzą dużą politykę antypaństwową, to dlaczego proboszcz nie może lokalnie? („sailor50”); ! To bardzo dobrze, że dobrodziej raczył zauważyć, iż mamy wolność. Teraz jeszcze tylko odrobina wysiłku intelektualnego i padre może nawet pojmie, że owa wolność to także prawo do krytykowania Kościoła i jego wiernych sług. Że wolność, to możliwość patrzenia na łapy różnym komisjom do grabienia
! nie jest możliwe, by tego typu uciążliwość zakwalifikować jako wykroczenie przeciwko porządkowi i spokojowi publicznemu; ! Rozporządzenie Ministra Środowiska z dnia 14 czerwca 2007 r. w sprawie poziomu hałasu w środowisku (DzU z 2007 r. nr 120, poz. 826) nie ujmuje terenów o przeznaczeniu religijnym, zaś w myśl art. 156 ust. 2 ustawy Prawo ochrony środowiska, zakazu
Kiedy zabije dzwon się zainteresować Państwowego Powiatowego Inspektora Sanitarnego w Koszalinie, straż miejską, policję, a w końcu – urzędników ratusza. – Dla mnie ważne jest egzekwowanie ciszy o godzinie 6.00 rano niezależnie od przekonań religijnych. Polska jest państwem demokratycznym, a z Konstytucji Rzeczypospolitej Polskiej art. 30 wynika, że godność człowieka stanowi źródło wolności i praw człowieka i obywatela, zaś jej poszanowanie i ochrona jest obowiązkiem władz publicznych – tłumaczy swą determinację. No i dowiedziała się m.in., że: ! organ Państwowej Inspekcji Sanitarnej nie jest właściwy do podjęcia działań w zakresie oceny klimatu akustycznego, zaś w sprawie sygnalizowanej uciążliwości należy się zwrócić do Urzędu Miejskiego Wydziału Infrastruktury Komunalnej; ! aktualne, obowiązujące przepisy prawa (DzU z 2007 r. nr 120, poz 826) z zakresu ochrony środowiska nie normalizują hałasu pochodzącego z terenów o przeznaczeniu religijnym;
stosowania instalacji oraz urządzeń nagłaśniających nie stosuje się do uroczystości i imprez związanych z kultem religijnym. – Tylko że zjawisko cykliczne, polegające na uruchamianiu o pełnych godzinach dzwonów kościoła nie zalicza się bynajmniej do okazjonalnych uroczystości i imprez religijnych. Ma raczej charakter powszedni i jest uciążliwe dla mieszkańców – Elżbieta nie ukrywa irytacji. W końcu, kiedy z problemem została sama, napisała do Rzecznika Praw Obywatelskich. Ten poradził, aby sprawę zgłosiła
majątku narodowego i pisania o tym w gazetach, że grabią. Że to jest prawo do kupowania i czytania takich periodyków, jakie się tylko chce („apas13”); ! Przecież za taką wycinkę trzeba zapłacić sporą grzywnę. Czy jest jeszcze jakieś prawo w tym kraju, czy konkordat już całkowicie uwolnił tych ludzi od wszelkiej odpowiedzialności? („adude”); ! Ludzie, przecież klechy nie podlegają polskiej jurysdykcji, to są pedofile z obcego państwa! („mieczyslawkrk”); ! Według mnie, szatańskie siły w Polsce znajdują się w pałacach biskupich i w 90 proc. kościołów („kokosz”); ! Czarna stonka boi się „Faktów i Mitów”, bo gazeta ta opisuje, co tak naprawdę dzieje się w tej instytucji („69daro”); ! Ja wspieram regularnie „Fakty i Mity” od kwietnia. Interesująca gazeta. Jest też radio (internetowe). Dużo informacji można się dowiedzieć, właśnie o takich sobiepanach w sukienkach, którzy mają w poważaniu polskie prawo. Prawda kole w oczy i trzeba zareagować („starblast”); ! Ksiądz to lepszy zawód od posła, nie ma immunitetu, a robi co chce („paysan”); ! Czy ktoś temu głąbowi na ambonie kiedyś wytłumaczył, że żeby oddychać świeżym powietrzem, to drzewa należy sadzić, a nie wycinać? („lokator Wawelu”). JULIA STACHURSKA
do Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska. Tym razem strzał okazał się celny. „Na wieży kościelnej znajdują się 3 dzwony: 1 mały, 1 średni i 1 duży w układzie pionowym, na wysokości 5–6 kondygnacji. Mechanizm umożliwia bicie dzwonów przez czas do 3 minut. Po 3 minucie przekaźnik przepięciowy automatycznie wyłącza urządzenie” – czytamy w protokole pokontrolnym, z którego wynika również, że poziom hałasu emitowanego przez te trzy dzwony znacznie przekracza dopuszczalne normy natężenia dźwięku emitowanego do środowiska. I tak Elżbieta swą ponad 2-letnią batalię wygrała. Wyłącznie dzięki własnemu uporowi. „W związku ze stwierdzonym przekroczeniem dopuszczalnych poziomów hałasu Prezydent Miasta Koszalina wszczyna postępowanie administracyjne z urzędu w przedmiocie wydania decyzji o dopuszczalnym poziomie hałasu emitowanego do środowiska przez Parafię pod wezwaniem Podwyższenia Krzyża Świętego w Koszalinie Klasztor OO. Franciszkanów” – poinformował jego zastępca Piotr Jedliński. Z kolei proboszcz parafii obiecał, że jak tylko dostanie papier z miasta, jeden z dzwonów wyłączy. WIKTORIA ZIMIŃSKA
Według Rzecznika Praw Obywatelskich, zasadne jest w tej sytuacji wystąpienie na drogę sądową z pozwem cywilnym przeciwko proboszczowi – o ochronę swojej własności, z której korzystanie jest zakłócone ponad przeciętną miarę wskutek uciążliwego hałasu. W pozwie należy się powołać na art. 222 par. 2 (roszczenie negatoryjne, na mocy którego można domagać się od proboszcza zaprzestania działań naruszających własność oraz zażądać przywrócenia stanu zgodnego z prawem) w związku z artykułem 140 (legalna definicja prawa własności, zgodnie z którą nie jest ono prawem absolutnym, co oznacza, że każdy właściciel może ze swojej własności korzystać zgodnie z prawem i zasadami współżycia społecznego) i 144 kc.
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
POLSKA PARAFIALNA
7
Do tego, że zbierają się pod kościołem, aby wywieźć swojego duszpasterza na taczkach, zdążyli nas parafianie przyzwyczaić. Jeśli jednak od kilku miesięcy przez całą dobę koczują na jego terenie po to tylko, żeby żaden inny kapłan nie zastąpił ich proboszcza – to sytuacja jest nadzwyczajna.
Tu jest Kościół Szelków w diecezji łomżyńskiej. Tutejsza parafia pod wezwaniem św. Apostołów Szymona i Judy Tadeusza liczy około 2 tysięcy dusz. W takich miejscach ludzie najbardziej doceniają prawdziwego księdza. Prawdziwego, to znaczy takiego, który ma osobowość i charyzmę, wszystkich traktuje równo. – Rzadko spotyka się takiego człowieka, a co dopiero księdza – twierdzą zgodnie parafianie. Ksiądz Marek Rogowski do Szelkowa przyjechał 13 lat temu. Najpierw został dyrektorem domu rekolekcyjnego, sześć lat później – proboszczem. – Jak parafię przejął, woda lała się do kościoła, po plebanii latały szczury, a cmentarz przypominał śmietnik. Zrobił tu tyle, ile żaden inny ksiądz – mówi jeden z mieszkańców wsi. – Podobno do kurii nie dawał ile trzeba. Zamiast tego inwestował w kościół i cmentarz. Sam w dżinsach zapieprzał, żeby to do porządku doprowadzić. Podobał się i komunistom, i ateistom, i wierzącym – dodaje inny. Im bardziej zyskiwał sobie duszpasterz serca swoich owiec, tym bardziej tracił w oczach biskupa Stanisława Stefanka. – Wszystko wskazuje na to, że najbliżsi współpracownicy i kapłani z okolicznych parafii przyłożyli się do tego, aby się go pozbyć. Księdza Marka oskarżali o pijaństwo, brak zaradności i skłócanie parafian – mówią ci ostatni. A przecież to wszystko bzdury. Wierzymy w Boga, ale jeśli nic się nie zmieni, większość z nas odejdzie od Kościoła. Nikt nie będzie przyjmował żadnego księdza ani organisty z opłatkiem. Przestaniemy dawać pieniądze. Zobaczymy wtedy, kto jest bohaterem – dodają oburzeni. I właśnie dlatego zdecydowali się iść na wojnę z biskupem. Trwa ona już kolejny miesiąc i wygląda na to, że
żadna ze stron nie zamierza skapitulować. A było tak: ! Sierpień. Do parafii zjechał biskup Stefanek. Żeby oznajmić ludziom, że odsyła ich proboszcza na roczny urlop. Dlaczego – nie ujawnił. Ludzie – oszołomieni taką decyzją – chwalili postawę swojego księdza, jego religijność, pracowitość. Liczyli, że biskup zdanie zmieni, ale nie pomogło. – Zebraliśmy około 1500 podpisów poparcia, pismo z prośbą o pozostawienie księdza złożyliśmy w kurii, prosiliśmy biskupa o wyjaśnienie całej sprawy, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi – mówi Monika Stańczak, mieszkanka Szelkowa. A decyzja udzielenia rocznego urlopu
szabatowego skutkuje przekazaniem parafii i domu rekolekcyjnego administratorowi. Tyle że ludzie żadnego nowego duszpasterza w Szelkowie nie chcą. Dlatego przy kościele ustawili wartę. Non stop dyżury pełni co najmniej kilka osób. W nocy mężczyźni, w dzień kobiety. Mieszkają w przyczepach kempingowych. Nie wpuszczają na plebanię żadnego przysyłanego przez biskupa następcy ich księdza. ! Wrzesień. Ludzie okazali się bardziej uparci, niż hierarcha mógł
przypuszczać. Do kurii pojechała delegacja – wierni chcieli porozmawiać z biskupem. Nie przyjął ich. Do Szelkowa przyjechał za to nowy proboszcz – Lech Szymczyński. Do kościoła go nie wpuścili. Po nocy spędzonej w samochodzie wrócił, skąd przyjechał. ! Październik. Teraz z kolei dziekan ks. Ryszard Kłosiński postanowił zmierzyć się z ludzką determinacją. Jego również na plebanię nie wpuścili. Poirytowany wycedził
tylko: „Motłoch, kurwa” i z piskiem opon odjechał. Nadszedł jednak dzień, w którym proboszcz Rogowski postanowił – w myśl panującego w Kościele posłuszeństwa – pojechać do biskupa. Od tego dnia ślad po nim zaginął. – Nie mamy do niego żadnego dostępu ani żadnych wieści. A przecież nawet najgorszy przestępca, gdy trafia za kratki, ma szansę na widzenie – mówią rozżaleni. Gdzie obecnie przebywa ksiądz Marek, wiedzą tylko w kurii, ale tu milczą jak grób. Przyjechał za to do Szelkowa diecezjalny ekonom i przywiózł uzupełniający dekret. Wynikało z niego, że urlop księdza Rogowskiego został skrócony do końca czerwca przyszłego roku. Po tym czasie ma wrócić
do duszpasterskich obowiązków. Nie wiadomo tylko gdzie. – Ten urlop to fikcja. Najpewniej było tak, że Stefanek wymusił go na nim szantażem, że jak nie zniknie na rok, to pośle go gdzie diabeł mówi dobranoc – mówi z kolei jeden z lokalnych księży. Problem w tym, że w Szelkowie co najmniej 90 proc. ludzi nie może się pogodzić z tym, że traktuje się ich przedmiotowo, nie uznając jako partnera godnego dyskusji. A przecież nikt inny tylko właśnie oni od lat utrzymują swój lokalny kościół. – Tego, co się we wsi dzieje, nie da się opowiedzieć. Nie sądziliśmy, że to zajdzie tak daleko, że będziemy musieli tyle czasu poświęcić. Teraz już nic nas nie powstrzyma. Tu jest naród specyficzny, kurpiowski, łatwo nie ustąpimy. Biskup przegra tę wojnę – mówią mieszkańcy wsi.
Czego chcą mocno już dziś rozgoryczeni ludzie? Poznać prawdziwą przyczynę decyzji biskupa. – Niech biskup przedstawi zarzuty, jakie postawił księdzu. Niech da nam możliwość, żebyśmy go godnie pożegnali. My, parafianie, jesteśmy wstrząśnięci i rozgoryczeni zachowaniem kapłanów. Czy takie czyny są zgodne z ewangelią? To my jesteśmy Kościołem. Tu jest Kościół – mówią. Zamierzają jeździć do biskupa gdziekolwiek się pojawi, blokować drogi, pikietować pod kurią w Łomży. – Biskup jest rozgniewany naszym zachowaniem, bo jesteśmy nieposłuszni. Są jednak takie czasy, że trzeba walczyć o prawdę. Stawiają sprawę jasno: jeśli ksiądz ma zarzuty, niech zostaną głośno powiedziane. Nawet najgorsze będą lepsze od tego, co jest teraz. A jeśli się potwierdzą, ludzie zaakceptują każdą decyzję biskupa. Dekret biskupa obowiązuje do końca czerwca i wszystko wskazuje na to, że do tego czasu będą stali pod kościołem. OKSANA HAŁATYN-BURDA
[email protected]
„Minęło 55 dni od dnia, którego to ksiądz Biskup ogłosił swą decyzję w sprawie urlopowania naszego Proboszcza księdza Marka Rogowskiego. 55 dni, które były walką z własnym sumieniem, rozważaniem o autorytecie Kościoła i osobie księdza Biskupa. Z niepokojem patrzymy w przyszłość i zadajemy sobie pytanie: co dalej? (...). Żyjemy w wolnej i demokratycznej Polsce, w której ludzie dokonują wyborów i ich głos też ma znaczenie. Stan wojenny i średniowiecze mamy już za sobą. Aparat Kościoła katolickiego musi zmienić swą świadomość i mieć na uwadze fakt, iż kończy się czas ogólnego przyzwolenia społecznego na wszystko (...). Dziś walczymy o godność człowieka, który naszym zdaniem ma prawo do prawdy. Księże Biskupie, zbyt daleko to zaszło, rozwiążmy to razem” – ten list wysłany pod koniec października przez szelkowskich wiernych do biskupa Stefanka nie doczekał się jeszcze odpowiedzi.
8
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
chronisko powinno otaczać opieką bezdomne zwierzęta. Tak przynajmniej wynika z jego leksykalnej definicji. W kieleckich Dyminach (schronisko prowadzone przez kieleckie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych) do słownika nikt z pracowników raczej nie zagląda. Mordownia, umieralnia, miejsce kaźni i potwornych cierpień, obóz zagłady – takich określeń używają natomiast ci, którzy mieli do czynienia z placówką – wolontariusze, ludzie dobrej woli, którzy odwiedzają to miejsce, aby nieco ulżyć doli przebywających tam zwierząt. Przez kilka lat starali się zainteresować władze miasta, łącznie z prezydentem Wojciechem Lubawskim, tym, że w finansowanej przez nie (ok. 550 tys. zł rocznie) placówce dzieje się co najmniej źle: ! Brak dokumentacji schroniskowej i weterynaryjnej, a co za tym idzie – brak możliwości jednoznacznej identyfikacji zwierzęcia – to idealny kamuflaż dla unicestwiania trafiających tam czworonogów. Zwierzaki – co ujawnili wolontariusze – umierają tam z głodu, chorób szerzących się na skalę masową, zagryzienia, znęcania się nad nimi lub depresji. Padnięte lub zagryzione nie są usuwane, ale leżą w boksach i często są pożerane przez zagłodzonych towarzyszy niedoli. Według wstrząsających ustaleń Wiesława Wyszkowskiego, powiatowego inspektora weterynarii, do końca maja br. uśmiercono 27 zwierząt, padło 52 (w 2009 r. – odpowiednio 66 i 82 zwierzęta), przy czym w szczątkowej dokumentacji schroniska nie ma wyjaśnienia przyczyn śmierci ani uzasadnienia dokonanych eutanazji. ! Handluje się rasowymi psami oraz szczeniakami, które trafiają do rąk okolicznych pseudohodowców. ! Zwierzęta żywione są na przykład surowymi korpusami, podrobami drobiowymi, chlebem moczonym w wodzie lub kaszą. Karma podawana jest w jednym pojemniku znajdującym się w boksie. Brak systematycznego dostępu do wody. ! Nieumiejętne rozmieszczenie powoduje, że psy walczą ze sobą, okaleczając się nawzajem bądź zagryzając. To sposób na szybkie zmniejszenie liczby zwierząt w permanentnie przepełnionym schronisku. ! Brak kwarantanny (zwierzęta nowo przybyłe bezpośrednio po odłowieniu są dołączone do pozostałych). ! Piaszczyste podłoże w boksach i klatkach uniemożliwia dezynsekcję co skutkuje rozprzestrzenianiem się chorób zakaźnych. Budy są w stanie katastrofalnym, a w środku brud i piach zmieszany ze starymi kośćmi. Psy zdrowe umieszczane są z chorymi. Wydawane zwierzęta są często nieuleczalnie chore. ! Personel nie posiada predyspozycji do zajmowania się zwierzętami, często nie potrafi udzielić podstawowych informacji dotyczących wskazanego zwierzęcia; przy
S
Piekło zwierząt „Chciałoby się powiedzieć, że ludzie są diabłami na ziemi, a zwierzęta dręczonymi przez nich duszami” – pisał Artur Schopenhauer. wyłapywaniu, a także przy wyciąganiu z boksów zwierzęta są traktowane brutalnie. ! Wyposażenie gabinetu weterynaryjnego w schronisku (szafka z lekami i stół do badania) nie pozwala na diagnostykę i przeprowadzenie zabiegów chirurgicznych (dotyczy to m.in. zwierząt powypadkowych). ! Schronisko, które z powodu małej liczby miejsc ledwie może obsłużyć teren miasta Kielce, ma podpisane umowy z 21 okolicznymi gminami województwa świętokrzyskiego. – To, co dzieje się w kieleckim schronisku, to już nie jest niehumanitaryzm, ale zwykłe bestialstwo i działanie z premedytacją. Motto pracujących tam ludzi brzmi: „Dobry pies to martwy pies” – mówi Elżbieta Kaczmarska. Jedna z tych, którzy obok braci mniejszych obojętnie nie przechodzą. Jako że wszystkie instytucje pozostały głuche i bierne, tolerując stan rzeczy przekraczający wszelkie normy prawne i elementarne zasady humanitaryzmu, dając tym samym nieme przyzwolenie na bestialskie praktyki, obrońcy zwierząt zrzeszyli się na forum www.dogomania.pl. Głosu setek ludzi trudno już nie usłyszeć. „Żyjemy w XXI w. w środku Europy w kraju podobno w 99 proc. katolickim. Czy możemy uważać się za cywilizowanych ludzi, jeśli pozwalamy,
aby pod naszym bokiem i na naszych oczach funkcjonowała ta masowa wykańczalnia bezbronnych zwierząt? To szokujące, że w mieście wojewódzkim, które pretenduje do miana nowoczesnego i kulturalnego, w majestacie prawa zabija się bezbronne zwierzęta, odmawia pieniędzy na szczepienia, leczenie i sterylizację” – czytamy w ich dramatycznym apelu do ludzi dobrej woli.
Grażyna Khier, kierowniczka schroniska, nie widzi potrzeby tłumaczenia się ze stylu, w jakim prowadzi placówkę. Dopiero kiedy cała Polska dowiedziała się o rzeźni w Dyminach, prezydent Lubawski zdecydował: „Trzeba zobaczyć, co dzieje się w tym schronisku. Nie sądzę, żeby panowało
tam tak całkowite bezprawie, ale w końcu wszystko mogło się zdarzyć”. 5 października 2010 r. w Świętokrzyskim Urzędzie Wojewódzkim odbyła się konferencja poświęcona Dyminom. Ustalono, że do marca 2011 r. schronisko nadal będzie prowadzone przez Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych, ale wstęp na jego teren będą mieli
wolontariusze. Uczestnicy konferencji – posłowie Konstanty Miodowicz i Paweł Suski, zarząd Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych oraz członkowie organizacji prozwierzęcych – tuż po obradach złożyli niezapowiedzianą wizytę w schronisku. Co zastali? M.in. zwłoki psa leżące w jednym z boksów. Dokładnie – szkielet obciągnięty skórą. – Wynik sekcji zwłok, którą zleciliśmy Zakładowi Higieny Weterynaryjnej, jest wstrząsający: zwierzę zostało skatowane i zagłodzone. Kto spowodował takie obrażenia u psa, który miał przebywać w schronisku od lipca 2010 r.? I dlaczego zwierzę w takim stanie znajdowało się w boksach ogólnych, a nie w lecznicy, pod opieką weterynaryjną? Według udzielonych kilka dni później wyjaśnień prezesa PUK, Soleckiego, pies został przywieziony do schroniska już martwy w celu utylizacji i na chwilę położony w boksie – mówi Eliza Kwiecień ze Stowarzyszenia Obrona Zwierząt. Na zwołanej kilka dni później konferencji prezydent Lubawski oświadczył, że w schronisku wszystko jest w porządku, a jakość świadczonych usług z roku na rok wzrasta, ale skoro organizacje się upierają, to on odsunie Przedsiębiorstwo Usług Komunalnych od prowadzenia schroniska. Tyle że do dziś, mimo tylu potwierdzonych nieprawidłowości i udokumentowanej męczarni zwierząt, nic się nie zmieniło. Wstępu na jego teren nie mają nie tylko wolontariusze z organizacji prozwierzęcych, chociaż prezydent Lubawski gwarantował im prawo do codziennego wizytowania schroniska, ale nawet sam powiatowy lekarz weterynarii. – Teren schroniska w Dyminach to najwyraźniej państwo w państwie, wyłączone spod jurysdykcji prawa polskiego – mówi Eliza Kwiecień. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
„W ciągu lat zmiany w schronisku miały głównie charakter kosmetyczny i nie miały na celu poprawy sytuacji zwierząt, m.in. budowa ogrodzenia czy „Polany edukacyjnej”. PUK dowiódł, że nie jest w stanie dobrze prowadzić schroniska pomimo dobrej sytuacji finansowej. Dlatego zwracamy się z żądaniem odebrania schroniska PUK-owi i ogłoszenia konkursu na prowadzenie schroniska (w trybie przepisów Ustawy o działalności pożytku publicznego i wolontariacie, np. art. 12)” – napisali obrońcy zwierząt w petycji do Wojciecha Lubawskiego. Można ją podpisać na stronie: http://www.petycje.pl/petycja/5853/petycja_w_sprawie_schroniska_dla_bezdomnych_zwierz%C4%84t_w_kielcach_dyminy.html 8 października br. Fundacja dla Ratowania Zwierząt Bezdomnych „Emir” złożyła zawiadomienie o uzasadnionym podejrzeniu popełnienia przestępstw, m.in. znęcania się nad zwierzętami w schronisku. 25 października osobne doniesienie złożyło Stowarzyszenie Obrona Zwierząt. Czynności sprawdzające podjęła w tej sprawie Prokuratura Rejonowa Kielce-Wschód.
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
9
Pod koniec października w największych polskich miastach działacze Ruchu Poparcia Palikota zorganizowali manifestacje przed biskupimi kuriami. Hasło, które miało porwać tłumy, brzmiało: „Politycy, nie lękajcie się”. Celem demonstracji było zwrócenie uwagi rządzącym na ogromny wpływ Kościoła katolickiego na ich decyzje, a tematem wiodącym – zapłodnienie metodą in vitro. Tę metodę od kilku tygodni krytykują i jak mogą torpedują duchowni, wpływając tym samym na większość polityków. Janusz Palikot zapowiadał, że manifestacje z pewnością postraszą Kościół i rządzących. Obiecywał, że przyjdą tłumy uczestników z dziesiątkami transparentów. Tymczasem w żadnym mieście nie było więcej niż stu pikietujących. W niektórych miastach pojawiło się raptem trzydzieści osób. Czy zatem Palikotową akcję możemy nazwać porażką? Niekoniecznie. Udało mu się przecież zapełnić część ramówki wszystkich ważnych i mniej ważnych mediów elektronicznych. Polacy zobaczyli, że odmienne niż katolickie zdanie to nie jest wstyd. Jednak były poseł PO uruchomił przeciwko sobie nie tylko Rydzykowych fanatyków, ale także bojówki narodowe i ludzi związanych z LPR. Na przykład w Łodzi grozili oni manifestantom poprzez wznoszone hasła („Językiem miłości połamiemy wam kości”) i jednoznaczne napisy na transparentach: „Palikocie, Palikocie, zamrozimy cię w azocie”.
Nie lękajcie się! Tak czy inaczej manifestacje zwiększyły poparcie dla Palikotowego Ruchu. Ostatnie sondaże wskazują, że na nieistniejącą jeszcze partię byłego producenta wódki chce głosować 4,6 proc. elektoratu. To dużo, zważywszy na fakt, że Palikot jeszcze nie ujawnił, jakie to sławne osobistości przyłączą się do jego ugrupowania (a podobno znajdą się takie, i to w liczbie niemałej). Sporo mówi się ostatnio w tym kontekście o pośle Kaliszu. Ale czy poseł odsunięty od władz SLD byłby dobrym i wartościowym działaczem tak antyklerykalnej partii? Wszystkie znaki na niebie i ziemi wskazują, że nie. Ryszard Kalisz należy od lat do tej bardziej konserwatywnej części posłów lewicy. Taki polityk mógłby Palikotowi wyłącznie zaszkodzić, zwłaszcza że ten nie kryje swojej niechęci do Sojuszu. Dał o tym znać podczas zorganizowanego przez siebie kongresu, nazywając Grzegorza Napieralskiego plastusiem.
Wracając do manifestacji: Adam Szajder, jeden z głównych organizatorów łódzkiej pikiety, uważa, że niska frekwencja to wcale nie powód do płaczu. Wręcz przeciwnie: – Media podają różne dane. Kiedy zobaczyliśmy w jednej z gazet informacje, że w Łodzi pojawiło się około 40 manifestantów, szlag nas trafił. Podczas protestu zbieraliśmy podpisy pod petycją wspierającą projekt finansowania sztucznego zapłodnienia. Niemal 100 osób złożyło stosowną parafkę, więc jak to się ma do 40? Ponadto nasze manifestacje odbyły się w dni robocze i wcale nie były nagłaśniane. Informacje na ich temat pojawiły się zaledwie dwa dni przed wydarzeniem. Poza tym ludzie nadal boją się głoszenia takich poglądów. Wiemy, że znaczna część społeczeństwa podziela nasze zdanie, ale nie ma odwagi
Przerwany rejs rzez kilkanaście dni śledziliśmy losy „Fryderyka Chopina”, który 3 października z 36 gimnazjalistami na pokładzie wyruszył z portu w Sopocie w rejs na Karaiby. Organizator to Fundacja „Szkoła pod Żaglami”, której ideą jest „kształtowanie młodych charakterów poprzez połączenie obowiązków ciężkiej pracy członka załogi na żaglowcu ze szkołą i nauką. Ma ona na celu stworzenie młodym ludziom szansy poszerzenia wiedzy i rozwoju własnej osobowości w oparciu o program edukacyjny połączony z rejsem morskim”. Uszkodzony żaglowiec stoi obecnie w porcie Falmouth w Kornwalii. Tam specjaliści mają oszacować szkody. Nieoficjalnie mówi się, że koszty naprawy będą
P
niemałe i wyniosą miliony złotych. Gimnazjaliści, uczestnicy „Szkoły pod Żaglami”, rejsu przerywać nie chcą. „Liczymy, że doświadczona angielska stocznia w Falmouth szybko się upora z naprawą żaglowca, aby przerwa w rejsie była jak najkrótsza. Liczy się każda złotówka, liczy się gest solidarności z żeglarzami” – czytamy w apelu o wpłaty na remont żaglowca. Fundacja „Szkoła pod Żaglami” szuka też sponsorów. – Ze strony armatora statek był ubezpieczony. Trudno powiedzieć, jak długo będzie trwał proces negocjacji z ubezpieczycielem. Cały czas rozmawiamy. W najbliższych dniach dowiemy się, jakie będą koszty remontu i na ile te straty będą pokryte przez ubezpieczyciela. Same koszty holowania
powiedzieć tego głośno. Będziemy organizowali kolejne pikiety i zapewniam, że za każdym razem przyjdzie dużo więcej ludzi. Sam główny animator poseł Janusz Palikot również jest zachwycony udanymi manifestacjami: – Bez setek autokarów pełnych działaczy, zwożonych z całego kraju, bez 150-złotowej dniówki za demonstrowanie,
mogą sięgać nawet 60 proc. wartości jednostki – informuje „FiM” Dominik Pietrowski, przedstawiciel armatora, a więc Europejskiej Wyższej Szkoły Prawa i Administracji w Warszawie i zapewnia, że ubezpieczenie jest kompleksowe. Po co więc zbiórka? – Formalności mogą trwać nawet kilka miesięcy. Z kolei do czasu ostatecznej decyzji ubezpieczyciela nie można rozpocząć prac. Zamysłem zbiórki organizowanej przez „Szkołę pod Żaglami” było to, żeby usprawnić proces naprawy i próbować kontynuować rejs – wyjaśnia Pietrowski. Choć oficjalnym partnerem fundacji jest Caritas Polska, a wyprawa to nagroda dla uczniów m.in. za całoroczny wolontariat w tej kościelnej organizacji, nikt z kierownictwa Caritasu nie zająknął się jak dotąd na temat wsparcia swoich podopiecznych. JULIA STACHURSKA
bez centralnej reżyserki i etatowych aktywistów za publiczne pieniądze udało się wykrzesać w dużej grupie ludzi wolę i chęć głośnego poparcia in vitro! Cóż... Na razie trzymamy kciuki, patrząc bacznie, co z tego wyrośnie! ARIEL KOWALCZYK Fot. Autor
10
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
POD PARAGRAFEM
Porady prawne Dług czynszowy Kilka dni temu dowiedziałam się, że sąd wydał orzeczenie zasądzające ode mnie pewną sumę tytułem spłaty zaległości czynszowych za mieszkanie, w którym nie mieszkam od kilku lat. W mieszkaniu przebywa jedynie ojciec z matką. Ja co prawda jestem zameldowana, ale w okresie wskazanym w orzeczeniu sądu mieszkałam w innym mieszkaniu z mężem. Orzeczenie ma datę sprzed roku. Czy w takiej sytuacji uzasadniona jest moja odpowiedzialność za długi czynszowe rodziców? W opisanej przez Panią sytuacji sąd prawdopodobnie wydał nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym przeciwko Pani rodzicom jako głównym najemcom przedmiotowego lokalu mieszkalnego oraz Pani jako osobie faktycznie przebywającej w lokalu, co ustalił prawdopodobnie na podstawie zameldowania bądź wypisu z rejestru spółdzielców (jeżeli w sprawie chodziło o mieszkanie spółdzielcze). Zgodnie z art. 6881 kodeksu cywilnego, za zapłatę czynszu i innych należnych opłat odpowiadają solidarnie z najemcą stale zamieszkujące z nim osoby pełnoletnie. Jednak odpowiedzialność ww. osób ograniczona jest do wysokości czynszu i innych opłat REKLAMA
należnych za okres ich stałego zamieszkiwania. Jeżeli nie przebywała Pani faktycznie w lokalu rodziców w okresie objętym pozwem, należy wykazać tę okoliczność przed sądem (np. poprzez przeprowadzenie dowodu z zeznań świadków – znajomych i nowych sąsiadów, którzy widzieli Panią w innym lokalu bądź jego okolicy; z zeznań świadków – znajomych i byłych sąsiadów, którzy zaprzeczą, że w tym okresie Pani przebywała na stałe w lokalu zajmowanym przez rodziców; wreszcie dowodu z przesłuchania Pani jako strony na te okoliczności). Ponieważ w opisanej sprawie wydany został nakaz zapłaty, właściwym środkiem do jego zaskarżenia będzie wniesienie przez Panią sprzeciwu, w którym należy wykazać okoliczność, że nie zamieszkiwała Pani w lokalu rodziców. Dodatkowo, ponieważ nakaz zapłaty został wydany co najmniej rok temu, zasadne jest złożenie wniosku o przywrócenie terminu do wniesienia sprzeciwu od nakazu zapłaty, gdyż taki sprzeciw można wnieść jedynie w terminie dwóch tygodni od doręczenia, które prawdopodobnie było skuteczne (doręczono na adres zameldowania). We wniosku należy uprawdopodobnić okoliczności, na skutek których doszło do uchybienia terminowi, a zatem wykazać, z jakich powodów nie było możliwe zapoznanie się Pani z treścią nakazu zapłaty. Wniosek o przywrócenie terminu należy złożyć do sądu, w którym czynność miała być dokonana, w ciągu tygodnia od czasu ustania przyczyny uchybienia terminu, zatem od dnia, w którym dowiedziała się Pani o nakazie zapłaty. Razem z wnioskiem należy złożyć pismo procesowe zawierające sprzeciw od nakazu zapłaty – na odpowiednim, urzędowym formularzu. Fakt zameldowania Pani w przedmiotowym lokalu nie będzie miał doniosłości prawnej, jeżeli tylko wykaże Pani za pomocą wszelkich dostępnych dowodów, że w lokalu Pani nie przebywała. Podstawa prawna: ustawa z dnia 23 kwietnia 1964 r. – Kodeks cywilny – DzU 1964.16.93; ustawa z dnia 17 listopada 1964 r. – Kodeks postępowania cywilnego – DzU 1964.43.296
Umowa dzierżawy Wydzierżawiłem dużej firmie nieruchomość rolną, która została zniszczona. Dzierżawca na terenie tej nieruchomości zrobił skład złomu i innych odpadów, a także składował tam różne środki chemiczne. Warstwa ziemi uprawnej została zniszczona. Wydzierżawiana działka stanowiła część gospodarstwa rolnego. Czy mogę domagać się rekultywacji
lub odszkodowania? Czy mogę zerwać trwającą jeszcze umowę dzierżawy? Rozumiem, że wydzierżawił Pan nieruchomość rolną z myślą, iż dzierżawca będzie na tym gruncie prowadził uprawy. Zgodnie z kodeksem cywilnym, dzierżawca ma obowiązek wykonywać swoje prawo zgodnie z wymaganiami prawidłowej gospodarki i nie może zmieniać przeznaczenia przedmiotu dzierżawy bez zgody wydzierżawiającego. Niestety, nie znam treści Pańskiej umowy i ciężko jest mi stwierdzić, jaki sposób korzystania z przedmiotu dzierżawy został ustalony, ale zgodnie z powyższym dzierżawca powinien korzystać z tego gruntu w sposób zgodny z jego przeznaczeniem, czyli uprawiać na nim jakieś rośliny. Innym obowiązkiem dzierżawcy jest dokonywanie napraw niezbędnych do zachowania przedmiotu dzierżawy w stanie niepogorszonym. Myślę, że takie pogorszenie stanu przedmiotu dzierżawy już nastąpiło i jest to powód do wcześniejszego wypowiedzenia umowy dzierżawy bez zachowania terminu wypowiedzenia. Natychmiastowe wypowiedzenie może nastąpić jednak dopiero po bezskutecznym wezwaniu dzierżawcy do zmiany sposobu użytkowania przedmiotu najmu. Ma Pan prawo domagać się rekultywacji bądź odszkodowania. Kodeks cywilny wyraźnie wskazuje, że po zakończeniu dzierżawy dzierżawca obowiązany jest, ze względu na brak odmiennej umowy, zwrócić przedmiot dzierżawy w takim stanie, w jakim powinien się znajdować stosownie do przepisów o wykonywaniu dzierżawy, a więc w stanie niepogorszonym.
Umowa przedwstępna Od kilku miesięcy szukam mieszkania i wreszcie znalazłem to, czego szukałem. Mam jednak problem związany z formą umowy, a dokładnie – z umową przedwstępną. Nie mam jeszcze zgromadzonej całej sumy potrzebnej na zakup mieszkania. Prosiłem sprzedającego, aby poczekał ze sprzedażą miesiąc – do czasu, aż zdobędę całą sumę. Sprzedający proponuje zawarcie umowy przedwstępnej, żeby zabezpieczyć swoje interesy. Czy zawarcie takiej umowy może być dla mnie niekorzystne? W jakiej formie powinna być zawarta taka umowa? Właściciel mieszkania mówi, że powinien być to akt notarialny. Czy umowa przedwstępna spowoduje jakieś ujemne dla mnie konsekwencje? Umowa przedwstępna zabezpiecza zarówno interesy sprzedającego, jak i kupującego. Skutki takiej umowy zależą w głównej mierze
od tego, w jakiej formie ma być zawarta umowa przyrzeczona oraz w jakiej formie zawarto umowę przedwstępną. Umowa przyrzeczona jest to umowa, która ma być zawarta w przyszłości na mocy postanowień umowy przedwstępnej. Pierwszym wymogiem skuteczności umowy przedwstępnej jest to, że powinna ona określać istotne postanowienia umowy przyrzeczonej (w Pana przypadku powinien być określony przedmiot umowy, czyli nabycie określonego mieszkania i cena sprzedaży). Co do formy tej umowy, jeżeli umowa przedwstępna jest zawarta w formie właściwej dla umowy przyrzeczonej (w Pana przypadku będzie to forma aktu notarialnego), to strona może dochodzić zawarcia umowy przyrzeczonej, czyli Pan może żądać, aby właściciel sprzedał mieszkanie, natomiast właściciel może żądać, aby Pan kupił to mieszkanie. Jeżeli umowę zawarto w dowolnej formie, na przykład w formie pisemnej, to jeżeli strona zobowiązana do zawarcia umowy przyrzeczonej uchyla się od jej zawarcia, druga strona może żądać naprawienia szkody, którą poniosła, licząc na zawarcie umowy przyrzeczonej. Ustawodawca przewidział dla stron umowy przedwstępnej możliwość innego niż ustawowe określenia zakresu odszkodowania na wypadek uchylania się przez którąś ze stron od zawarcia umowy przyrzeczonej. Problem może stanowić doprecyzowanie pojęcia szkody, którą strona poniosła, licząc na zawarcie umowy. W doktrynie uważa się, że szkodę mogą stanowić wydatki i nakłady potrzebne do zawarcia umowy przyrzeczonej. Mogą być to na przykład koszty związane z uzyskaniem kredytu, koszty opinii specjalistów, koszty wyceny etc.
Małżeńskie ustroje majątkowe Nasz czytelnik prosi o wyjaśnienie, jakie ustroje majątkowe przewiduje polskie ustawodawstwo oraz co wchodzi w skład majątku wspólnego małżonków, a co w skład majątków odrębnych w ustawowej wspólności majątkowej małżonków. Zgodnie z kodeksem rodzinnym i opiekuńczym, małżonkowie mogą przez umowę zawartą w formie aktu notarialnego ustawową wspólność rozszerzyć bądź ograniczyć albo ustanowić rozdzielność majątkową lub rozdzielność majątkową z wyrównaniem dorobków. Umowę taką można zawrzeć po zawarciu małżeństwa bądź przed jego zawarciem. Ustawodawca nie ogranicza prawa do zawarcia takiej umowy żadnym terminem. Ustawowy ustrój majątkowy małżonków (wspólność ustawowa) powstaje z chwilą zawarcia małżeństwa. Majątek wspólny w tym wypadku tworzą przedmioty majątkowe nabyte w czasie trwania wspólności przez oboje małżonków lub
przez jednego z nich. Ustawodawca wskazuje, co należy do majątku wspólnego. Są to m.in.: 1) pobrane wynagrodzenia za pracę i dochody z innej działalności zarobkowej każdego z małżonków; 2) dochody z majątku wspólnego, jak również z majątku osobistego każdego z małżonków; 3) środki zgromadzone na rachunku otwartego lub pracowniczego funduszu emerytalnego każdego z małżonków. Powyższy katalog jest katalogiem otwartym, co oznacza, że także inne elementy, przez ustawodawcę niewskazane, mogą wchodzić w skład majątku wspólnego. W przypadku majątku osobistego każdego z małżonków ustawodawca wyraźniej wskazał, co wchodzi w skład takiego majątku. Zgodnie z art. 33 k.r. i o., w skład majątku osobistego każdego z małżonków wchodzą: 1) przedmioty majątkowe nabyte przed powstaniem wspólności ustawowej; 2) przedmioty majątkowe nabyte przez dziedziczenie, zapis lub darowiznę, chyba że spadkodawca lub darczyńca inaczej postanowił; 3) prawa majątkowe wynikające ze wspólności łącznej podlegającej odrębnym przepisom; 4) przedmioty majątkowe służące wyłącznie do zaspokajania osobistych potrzeb jednego z małżonków; 5) prawa niezbywalne, które mogą przysługiwać tylko jednej osobie; 6) przedmioty uzyskane z tytułu odszkodowania za uszkodzenie ciała lub wywołanie rozstroju zdrowia albo z tytułu zadośćuczynienia za doznaną krzywdę; nie dotyczy to jednak renty należnej poszkodowanemu małżonkowi z powodu całkowitej lub częściowej utraty zdolności do pracy zarobkowej albo z powodu zwiększenia się jego potrzeb lub zmniejszenia widoków powodzenia na przyszłość; 7) wierzytelności z tytułu wynagrodzenia za pracę lub z tytułu innej działalności zarobkowej jednego z małżonków; 8) przedmioty majątkowe uzyskane z tytułu nagrody za osobiste osiągnięcia jednego z małżonków; 9) prawa autorskie i prawa pokrewne, prawa własności przemysłowej oraz inne prawa twórcy; 10) przedmioty majątkowe nabyte w zamian za składniki majątku osobistego, chyba że przepis szczególny stanowi inaczej. W następnych numerach „FiM” postaram się wyjaśnić szczegółowo problem umownych ustrojów majątkowych małżeńskich. ! ! ! Drodzy Czytelnicy! Nasza rubryka zyskała wśród Was uznanie. Z tego względu prosimy o cierpliwość – będziemy systematycznie odpowiadać na Wasze pytania i wątpliwości. Prosimy o nieprzysyłanie znaczków pocztowych, bowiem odpowiedzi znajdziecie tylko na łamach „FiM”. Opracował MECENAS
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r. olitycy i współpracujący z nimi eksperci uznali jednak, że najlepszą metodą zachęcania do oddania głosu są telewizyjne reklamówki i masa obietnic wydrukowanych na papierze. Statystki pokazują, że w Polsce od ponad 10 lat odnotowujemy jedną z najniższych frekwencji wyborczych w Europie. Podobnie kształtuje się wskaźnik zaufania obywateli do instytucji państwa. Niechęć do dialogu społecznego politycy tłumaczą kosztami, wydłużeniem czasu podejmowania decyzji, trudnością dotarcia do obywateli. I dlatego zamiast zapytać Polaków w referendum o in vitro, wolą załatwić sprawę z biskupami w zaciszu parlamentarno-rządowych gabinetów. Mają w tym doświadczenie. 17 lat temu zlekceważyli głos ponad półtora miliona rodaków domagających się referendum w sprawie legalizacji aborcji. Potem w 1998 r. odrzucili projekty przeprowadzenia referendum dotyczącego ratyfikacji konkordatu. W swojej niechęci do instytucji referendum parlamentarzyści poszli jednak dalej. Wprowadzili bowiem regulacje (progi ważności i in.), które powodują, że przeprowadzenie skutecznego referendum lokalnego staje się bardzo trudne. A przecież w konstytucji obiecali nam, że jego przedmiotem mogą być „wszelkie sprawy leżące w kompetencjach gmin, powiatów czy województw” czyli od wywózki śmieci, po lokalizację nowych świątyń. Wprowadzenie referendalnych obostrzeń parlamentarzyści tłumaczyli obawą przed próbą nadużywania tego prawa. Co ciekawe, instytucji referendum oraz inicjatywy obywatelskiej nie boją się eurobiurokraci. Jesienią tego roku Parlament Europejski rozpoczął prace nad zasadami ich przeprowadzania. Aby cała machina ruszyła, wystarczy poparcie jednego miliona obywateli wspólnoty, a UE ma ich 500 milionów. Nam mają wystarczyć tak zwane konsultacje społeczne. Na początek przyjrzyjmy się, co tak naprawdę politycy i urzędnicy uważają za formy dialogu władzy z obywatelami. Jak wynika z badań Centrum Konsultacji Społecznych Urzędu Miasta Stołecznego Warszawy, przeprowadzonych zimą 2007 r., samorządowi oficjele za konsultacje społeczne uznawali: wywieszenie na tablicy ogłoszeń komunikatu o przetargu, zaproszenie obywateli na piknik, zgromadzenie w urzędzie wszystkich uchwał rady dzielnicy, tabliczki z nazwami komórek urzędu, cotygodniowe popołudniowe dyżury burmistrzów i ich zastępców. To nie jest żart. Taką świadomość mieli urzędnicy stołecznego ratusza przyjęci do pracy przez Lecha Kaczyńskiego i Hannę Gronkiewicz-Waltz. Interesująca była też inicjatywa parlamentarzystów, którzy wpadli na pomysł przepytania obywateli, co sądzą o liczących po kilkaset stron małego druku dokumentach takich jak: strategie, plany, programy rozwoju poszczególnych dziedzin przemysłu,
P
energetyki, transportu, telekomunikacji, gospodarki wodnej i odpadami, leśnictwa i turystki. Przebrnięcie przez nie bez opanowania specjalistycznej wiedzy jest niemożliwe. Na zachodzie Europy takie kwity poddaje się wyłącznie debacie w gronie ekspertów. Po jej przeprowadzeniu władza sporządza strawne dla zwykłego obywatela streszczenie dokumentu. Podobnie w sposób przyjazny i zrozumiały tamtejsi urzędnicy przedstawiają plany zagospodarowania przestrzennego. Urzędnicy nie ograniczają się do kserowania i wywieszania
PATRZYMY IM NA RĘCE i sołectw. Najdalej w przekazywaniu władzy na dół poszedł Rybnik. Tamtejszy prezydent zdecydował o uruchomieniu procedury tak zwanego budżetu partycypacyjnego. Jest to element demokracji uczestniczącej, w której decydujący głos należy od ogółu zainteresowanych, a nie wąskiej grupy radnych i tych, którzy głośniej krzyczą. Jak możemy przeczytać w pracy doktora prawa Pawła Uziębły z Uniwersytetu Gdańskiego, jest to „mechanizm, dzięki któremu każda mieszkanka i każdy mieszkaniec miasta decyduje
do miliarda złotych i więcej. Budżet partycypacyjny zwiększa także frekwencję wyborczą. Pierwsze wyniki rybnickiego eksperymentu, który objął jego dwie dzielnice peryferyjne, są, jak czytamy w raporcie Dariusza Kraszewskiego z Centrum Rozwoju Inicjatyw Społecznych CRIS, dość obiecujące. Mimo że kwota, jaką dysponowały rady dwóch rybnickich osiedli, nie była wysoka, została dobrze, celowo zainwestowana. Stało się tak pomimo różnic w poziomie wykształcenia i wiedzy ich mieszkańców. Obie
Prawo głosu Eksperci i politycy zastanawiają się, dlaczego Polacy nie biorą udziału w wyborach. Wymyślają przeróżne sposoby, aby zachęcić rodaków do głosowania, a zapominają o najprostszych – konsultacjach społecznych. Tam, gdzie władza rozmawia z obywatelami, frekwencja jest wyższa. na tablicy ogłoszeń nieczytelnej mapy geodezyjnej, lecz przygotowują komputerowe symulacje i makiety. Łatwiej jest wtedy ocenić skutki planowanych inwestycji. U nas nie tylko pokazuje się obywatelom (celowo?) nieczytelne dokumenty planistyczne, ale rady miast mogą bez żadnego uzasadnienia odrzucać słuszne uwagi obywateli. W końcu od interesu zwykłych mieszkańców ważniejszy jest interes księdza proboszcza, który na środku osiedla chce postawić nowy kościół, czy innego przemysłowca, który ma zamiar w pobliżu osiedla postawić fabrykę. Są jednak miejsca w Polsce, gdzie włodarze miast chcą słuchać obywateli, a ich uwagi traktują poważnie. Wiedzą, że jest to sposób na budowę prawdziwej wspólnoty lokalnej, a większe zaufanie do władzy przekłada się na poziom zadowolenia z życia i na aktywność wyborczą oraz gospodarczą. Jak wynika z badań przeprowadzonych w 2009 i 2010 roku przez Sopocką Pracownię Badań Społecznych na zlecenie Sieci Wspierania Organizacji Pozarządowych SPLOT, mieszkańcy stolicy, Rzeszowa, Chełma i Krakowa mają wysokie zaufanie do swoich prezydentów oraz tryskają optymizmem. Podobne wyniki odnotowano także w Rybniku (tutaj badania przeprowadzili studenci Uniwersytetu Śląskiego). Gdy o zaufanie do lokalnych władz oraz optymizm ankieterzy pytali pod koniec 2009 roku obywateli Częstochowy i Łodzi, uzyskali krańcowo odmienne wyniki. W obu miastach ich prezydenci cieszyli się bardzo niskim zaufaniem, a większość obywateli z pesymizmem patrzyła w przyszłość (patrz: wykresy). Prezydenci starają się wciągać obywateli do współdecydowania. Wykorzystują przy tym najróżniejsze rozwiązania. Ot, choćby wzmocnienie jednostek pomocniczych – osiedli
o tym, w jaki sposób wydawać część budżetu miejskiego”. Po raz pierwszy zastosowały go pod koniec lat 90. XX wieku władze brazylijskiego miasta Porto Alegre. Na początku zakres konsultacji społecznych był dość wąski i dotyczył tylko listy najważniejszych miejskich inwestycji. Po latach poszerzał się i dzisiaj większość kompetencji w zakresie ustalania wydatków inwestycyjnych, planowania sieci szkół i tym podobnych przeniesiono z poziomu rady miasta Pôrto Alegre do dzielnic. W kompetencjach tej pierwszej pozostały sprawy strategiczne i ogólnomiejskie. Od roku 2000 obserwujemy przyjmowanie zasad wypracowanych przez Pôrto Alegre w tysiącach miast w Ameryce Łacińskiej i Europie (między innymi w hiszpańskiej Sewilli, berlińskiej dzielnicy Lichtenberg, angielskich miastach Salford i Bradford). Wyniki analiz wskazują, że nawet wdrożenie tylko niektórych elementów budżetu partycypacyjnego przyczynia się do równiejszego rozdysponowania środków. Ograniczeniu ulega zjawisko podziału miasta na dzielnice przeinwestowane i niedoinwestowane, rośnie odsetek mieszkańców zadowolonych z usług administracji, szkół, komunikacji. Spada korupcja i marnotrawstwo, gdyż obywatele na bieżąco mogą kontrolować wydatki i poziom zaawansowania inwestycji. Złośliwi twierdzą, że budżet partycypacyjny uniemożliwiłby na przykład nagły wzrost kosztów budowy wielu miejskich stadionów na Euro 2012 w ciągu roku z poziomu 300–400 milionów
wspólnoty – zarówno zamożna z osiedla domków jednorodzinnych, jak i uboga ze starego blokowiska – środki przeznaczyły na budowę placów zabaw i rozwój miejscowych szkół. Władze Krakowa i Warszawy poszły inną drogą. Zaczęły od wzmocnienia pozycji rad osiedli oraz wdrożenia procedur opiniowania przez mieszkańców małych inwestycji. W stołecznej Wesołej był to projekt zagospodarowania skwerów, na Woli wdrożenie systemu podwórkowych latarni, na Bielanach pytano mieszkańców o ścieżki rowerowe. Lewicowi samorządowcy zdecydowali się także umożliwić mieszkańcom składanie własnych projektów uchwał. Elementy konsultacji społecznych znajdziemy także w procesie stanowienia prawa przez rząd. Służą temu jawne programy prac legislacyjnych ministrów oraz zbieranie opinii o projektach ustaw i rozporządzeń. Początek rządów koalicji PO-PSL był tutaj obiecujący. Ministrowie starali
11
się zasięgać opinii wszystkich zainteresowanych organizacji, ruchów społecznych i zrzeszeń. Od ponad roku obserwujemy, niestety, odchodzenie od tej dobrej praktyki. Ministrowie zaczęli dzielić partnerów na dobrych i złych. Ten dobry to Kościół rzymskokatolicki. Konferencja Episkopatu Polski dostaje z dużym wyprzedzeniem projekty wszystkich rządowych deskryptów. Inni muszą czekać na ich opublikowanie w rządowym Biuletynie Informacji Publicznej czy przesłanie pocztą tradycyjną. Świeckim podmiotom politycy wyznaczają coraz częściej absurdalnie krótkie terminy na zgłaszanie uwag. Pani minister Ewa Kopacz uznała, że na przejrzenie niezwykle ważnego, liczącego ponad 70 stron maszynopisu projektu ustawy o systemie informacji medycznej, wystarczy pięć dni. Ci, którzy się wyrobili, przekazali resortowi ponad 50 uwag. Rząd nie uwzględnił większości z nich. Jeszcze inną metodę zastosowała pani Kopacz podczas prac nad regulacjami dotyczącymi nowych zasad refundacji leków. Otóż poinformowała ona kolegów, że trwające jeszcze konsultacje już się skończyły. I Rada Ministrów przesłała budzący wiele wątpliwości projekt do Sejmu. W podobny sposób rząd i parlament pracował nad delegalizacją tak zwanych dopalaczy. Ministrowie, posłowie i senatorowie za nic mieli uwagi prawników zwracających uwagę na błędy i niekonsekwencje w przyjmowanych przepisach. W konsekwencji przyjęto prawo, którego nie uda się zastosować. A w telewizorach znowu możemy oglądać debaty pod hasłem: dlaczego Polacy nie ufają własnemu państwu i jak zmienić ten stan rzeczy. Minister Michał Boni zleci kolejne ekspertyzy. Pojawią się nowe reklamówki o tym, jak ważną sprawą są wybory, oraz że obywatele powinni ufać państwu. Temu samemu państwu, które pozwala na odrzucanie bez uzasadnienia sprzeciwów wobec budowy nowych kościołów w parkach i centrach osiedli mieszkaniowych. Państwu za nic mającemu sondaże, które przez lata pokazywały sprzeciw większości Polaków wobec zaangażowania naszych wojsk w Iraku i Afganistanie czy budowy tarczy antyrakietowej. Mamy ufać władzy, która z dnia na dzień zmienia zasady prowadzenia biznesu, a podwyżki podatków ukrywa pomiędzy regulacjami dotyczącymi zasiłków pogrzebowych i funkcjonowania zagranicznych placówek PAN?! Politycy nie zauważyli przy tym rosnącej popularności polskich internetowych platform politycznych. Antyklerykalizm połączył lewicę i centrowych liberałów. Mają już tysiące sympatyków, którzy interesują się polityką i chcą mieć wpływ na państwo oraz samorządy. Czy władza im to umożliwi? Czy zdusi i zmarginalizuje ten ruch w interesie Watykańczyków? MiC
12
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
MITY KOŚCIOŁA
Przede wszystkim szkodzić Choroby, a zwłaszcza epidemie, to kara boska za grzechy, nie należy się więc im przeciwstawiać; mężczyzna ma z prawej strony o jedno żebro mniej – tak głosi Biblia, więc kto dokonuje sekcji zwłok, by to sprawdzić, popełnia śmiertelny grzech pychy. Te i im podobne doktryny Kościoła katolickiego obowiązywały w Europie od V do XV wieku. Tysiąc lat! A nawet znacznie dłużej... Starożytność to obok fantastycznych dokonań sztuki także stulecia rozwoju nauki niekrępowanej żadnymi doktrynami teologicznymi czy politycznymi. Jedną z najważniejszych dziedzin poznania było ludzkie ciało. Mikrokosmos tkanek i płynów, ich wzajemne relacje, zależności i niedomagania budziły zainteresowanie od czasów najdawniejszych. Pradawni chirurdzy już w czasach prehistorycznego neolitu dokonywali skomplikowanych, a co ciekawsze – udanych operacji, na przykład trepanacji czaszki kamiennymi nożami. O ówczesnej medycynie chemicznej wiemy tylko tyle, że istniała, o czym świadczą operacyjnie leczone otwarte złamania kości, zszycia ran i amputacje, które goiły się bez infekcji. A więc zioła, jakieś praantybiotyki, pewnie minerały i metale... Jeśli prawdziwy podziw budzą umiejętności medyczne naszych praprzodków, którzy uganiali się po tundrze za mamutami, to co dopiero powiedzieć o starożytnym Egipcie, Grecji, Rzymie, Mezopotamii... Tam medycyna osiągnęła status najważniejszej z nauk, a jej poziom był fascynujący. Ot, choćby okres budowy piramid. Jeszcze do niedawna uważano, że kamienne grobowce wznosiła armia niewolników. Dziś już ponad wszelką wątpliwość wiadomo, że kamienne bloki ciosali, przenosili i ustawiali doskonale wyszkoleni fachowcy, zdrowo odżywiani i otoczeni wszechstronną opieką medyczną. W pobliżu piramidy Cheopsa archeolodzy odkryli nawet szpital dla robotników, który jednorazowo mógł przyjąć i leczyć dwieście osób. Medycyna Greków i Rzymian stała na jeszcze wyższym poziomie. Na przykład „ojciec medycyny” Hipokrates zalecał diagnozowanie chorego na podstawie obserwacji jego ciała (zwłaszcza twarzy) i stanu wydzielin. Jako pierwszy opisał zbawienny wpływ ruchu na świeżym powietrzu na ludzkie zdrowie, z powodzeniem leczył skoliozę, korygował operacyjnie deformację stóp, stosował balneoterapię, dietę i higienę. Rozpoznawał i próbował leczyć raka, niektóre choroby zakaźne oraz choroby psychiczne. Inny wielki medyk starożytności – Galen – wyjaśnił, na czym polega
różnica pomiędzy tętnicami a żyłami, opisał układ nerwowy i działanie płuc, uważał, że gorączka jest samoobroną organizmu, jeśli jednak jest zbyt wysoka, należy temu przeciwdziałać (zimne okłady). Jako pierwszy sporządził listę dostępnych leków (wraz ze sposobami ich przyrządzania) i przyporządkował dany medykament konkretnemu schorzeniu. Lista wielkich medyków starożytności jest długa. Nie krótsza ich bezimiennych kolegów zza oceanu, którzy (zdaniem wielu naukowców) na długo przed przybyciem do nich Kolumba przeprowadzali udane transfuzje krwi i stosowali narkozę podczas operacji. ! ! ! W V wieku naszej ery wraz z upadkiem Rzymu nastąpił kres antycznej cywilizacji – jej sztuki, a przede wszystkim nauki. To była prawdziwa hekatomba ludzkiej myśli. Masakra tysięcy lat doświadczeń i zdobytej w ich wyniku wiedzy teoretycznej i empirycznej, z której świat tak naprawdę otrząsnął się dopiero w wieku XIX. A i to nie do końca. Wraz z nadejściem średniowiecza, a co za tym idzie, chrześcijaństwa, to Bóg i tylko Bóg stał się najwyższym, sprawiedliwym sprawcą wszystkiego – w tym także chorób, których był najlepszym (często jedynym) lekarzem. Oto kilka autentycznych średniowiecznych sposobów wyjaśnienia przyczyn zsyłania przez Stwórcę choroby. A więc człowiek choruje tylko dlatego, że: ! Bóg chce pomnożyć zasługi chorego na ziemskim padole poprzez zwiększenie jego cierpienia. Nie należy zatem pod żadnym pozorem Bogu w jego zamyśle przeszkadzać, bo w ten sposób szkodzi się samemu sobie; ! człowiek nieustannie zmierza do pychy, więc Bóg chorobą przypomina mu o jego marności; ! ciężka choroba to najlepszy sposób nawrócenia grzesznika na drogę cnoty, która prowadzi do późniejszego życia wiecznego; ! piekielne męczarnie zsyła Bóg niektórym najcięższym grzesznikom już na ziemi. A to w postaci okropnych, bardzo bolesnych, długich acz zawsze śmiertelnych chorób. Lekarzowi nie wolno więc pod żadnym pozorem przeszkadzać Stwórcy w jego dziele, które to dzieło Bóg czyni wspólnie z Szatanem (!). Z tym ostatnim twierdzeniem to może byśmy się i zgodzili...
Lekarz średniowieczny, jak widzimy, miał raczej niewiele do roboty, jeśli nie chciał sprzeciwiać się boskiej woli. Ale pomimo ostrych zakazów najwyższej kościelnej hierarchii w podziemiach uniwersytetów (medycyna przez stulecia nie była uznawana za naukę) próbowano czytać i rozumieć dzieła starożytnych mistrzów i rozwijać ich wiedzę. Jednak dopiero w roku 1286 przeprowadzono w Cremonie pierwszą nowożytną sekcję zwłok. Do następnych wykorzystywano ciała skazańców. Do czasu aż papież Bonifacy VIII nie wydał w roku 1299 całkowitego zakazu autopsji. Na szczęście tylko na ludziach, więc ówcześni anatomowie przerzucili się na krojenie zwierząt, uważając mylnie, że na przykład ciało świni niczym nie różni się od ludzkiego. Głównym powodem zakazania sekcji zwłok (obok strachu, że z ciała „wyparuje” dusza, która być może jeszcze tam siedzi) była obrazoburcza konstatacja lekarzy, że mężczyźnie wcale nie brakuje żebra. Zatem Biblia, twierdząc, że Adamowi wyjął je Bóg, mija się z prawdą. Z czymś podobnym Watykan oczywiście nie mógł się pogodzić. Przez całe średniowiecze wszelkie choroby postrzegano jako bezpośrednie dzieło szatana lub innych złych duchów, którym Bóg nakazał wtargnięcie do ciała ofiary. Leczenie polegało więc głównie na modlitwach i wygnaniu demona za pomocą egzorcyzmów. Całe traktaty „naukowe” spisano, spierając się, czy choroba pochodzi bezpośrednio od Boga, czy może raczej Bóg jest tylko wyrazicielem woli, a diabeł tej woli bezwolnym wykonawcą. Jakkolwiek by jednak było, to „najskuteczniejszymi” lekami na wszelkie dolegliwości były modlitwy do świętych patronów (np. Łukasza, Kosmy i Damiana), pielgrzymki do miejsc świętych oraz relikwie. W średniowiecznych centrach pielgrzymkowych były dosłownie całe „apteki” pełne relikwii na każdą dolegliwość. Także takich, które zabezpieczały przed czarownicami i złymi duchami. A więc coś na kształt profilaktyki! Niektórym chorym zalecano też ścisłe, umartwiające posty, co akurat dla tego i owego pasibrzucha mogło być zbawcze. Jeśli jednak lżejsze przypadłości (np. ból brzucha w wyniku niestrawności) można było od biedy przypisać zjedzeniu czegoś nieświeżego, to już choroby psychiczne traktowane były jako widomy znak bożego przekleństwa. Opis czegoś podobnego pochodzi z Niemiec z roku 1021. Przed jednym z kościołów grupa ludzi zachowywała się zbyt głośno. Miejscowy ksiądz przeklął grzeszników słowami: „Bodajbyście tańczyli cały rok”. I co powiecie? Nieszczęśnicy
musieli pląsać dotąd, aż biskup nie zdjął z nich anatemy. Przekleństwo „tanecznictwa” od tamtej pory nader chętnie rzucane było przez duchownych. W roku 1278 w Utrechcie pod bezwolnie tańczącymi szaleńcami załamał się z woli Boga most. Utonęli wszyscy. Takie opowieści przejmowały ludzi trwogą. Jeśli do tego dodamy kilka kontynentalnych epidemii, które spustoszyły Europę (pandemia dżumy w latach 1348–1352 pozbawiła życia 1/3 ludności Starego Kontynentu), to psychozę zbiorową mamy gotową. I karę boską. Stąd już tylko krok do „tanecznego kroku” pochodów danse macabre czy przemierzających setki kilometrów pochodów biczowników. Psychoza samoumartwiania się aż do granicy śmierci (a często także poza nią wykraczająca) była w średniowiecznej Europie pochwalanym przez Kościół panaceum na mniejsze choroby i na wielkie zarazy. Z lęku przez nagłą śmiercią wzięło się też wszechkontynentalne polowanie na czarownice, które po makabrycznej książce „Malleus maleficarum” wysyłane były tysiącami na stosy. Ślady średniowiecznej magii, która zastępowała medycynę, odnajdujemy jeszcze dziś. Ot, choćby w życzeniu zdrowia kichającej osobie. Czy medycy w średniowieczu przestali istnieć? Ależ nie. Zajmowali się na przykład poszukiwaniem na ciele chorego miejsca pozbawionego bólu. Czyli diabelskiego. Głębokie jego nakłucie miało wyleczyć chorobę. Jeszcze lepszym sposobem na pozbycie się schorzenia (zwłaszcza takiego, które opanowało ludzi możnych) było przekazanie Kościołowi darowizny. Najbardziej „skuteczna” była darowizna ziemska. Plebs na ból zęba musiał zadowolić się modlitwą do świętej Apolonii, a na ból głowy – do Marcina. Na szczęście dla ludzkości medycyna w swojej empirycznej formie przetrwała w tradycji ludowej i niekiedy klasztornej (ziołolecznictwo) oraz naukowej (na Bliskim i Dalekim Wschodzie). Z drugiej jednak strony rodzi się istotne pytanie, gdzie jako cywilizacja bylibyśmy teraz i jaka byłaby ludzka kondycja oraz przeciętna długość życia, gdyby nauki medyczne od czasów Hipokratesa, Galena i Awicenny – rozwijały się bez przeszkód. No, ale na szczęście – powiecie – średniowiecze minęło, a wraz z nim bezpowrotnie w niebyt odeszła ciemnota i zabobon. Otóż nic podobnego. Oto kilka haniebnych dat z najnowszej medycznej historii ludzkości: Wiek XVIII, a gdzieniegdzie i XIX – Kościół (np. w Irlandii) zakazuje spożywania... ziemniaków. Rosną pod ziemią, a zatem są rośliną diabelską, która sprowadza na jedzącego wiele chorób. Całe połacie
Europy przestrzegają zakazu i sprowadzają na ludzi klęskę głodu; 1775 r. – francuski Kościół sprzeciwia się szczepieniom przeciwko ospie, bo są niezgodne z wolą bożą. Żaden wynalazek nie może ograniczać prawa Boga do sprowadzania śmierci – twierdzą hierarchowie. 1827 r. – Carl Ernst von Baer odkrył w jajnikach kobiet komórki jajowe. Powstaje embriologia. Kościół odpowiada „kultem nienarodzonych” i po raz pierwszy (do dziś!) potępia badania dziecka w łonie matki. 1847 r. – pierwsze zastosowanie chloroformu jako środka znieczulającego podczas operacji. Kościół ogłasza, że to kpina z Boga i jego prawa do doświadczania człowieka bólem; 1878 r. – „wielki” papież Leon XIII oświadcza: „Nie mogę szczepienia ani pochwalić, ani też zakazywać szczepień przeciwko ospie, ale z mej strony traktuję je jako straszliwe i grzeszne targnięcie się na prawa majestatu bożego”. W odpowiedzi Kanadyjczycy odmawiają przyjmowania szczepionek. Tysiące ludzi umierają podczas epidemii. 1968 r. – ONZ i Światowa Organizacja Zdrowia proszą papieża, aby Kościół zgodził się na antykoncepcję. W odpowiedzi Paweł VI ogłasza encyklikę „Humanae vitae”, która potępia sztuczne środki zapobiegania zapłodnieniu i dopuszcza jedynie naturalną regulację poczęć. Pod karą grzechu ciężkiego zabronione zostało stosowanie m.in. prezerwatyw i pigułki antykoncepcyjnej. Bardzo ważną rolę w powstaniu encykliki odegrał ówczesny kardynał Karol Wojtyła. Kilka lat później świat ogarnęła epidemia AIDS; 1998 r. – triumf biotechnologii. Wyodrębniono i zaczęto hodować laboratoryjnie komórki macierzyste. To nadzieja milionów, m.in. ludzi czekających na przeszczepy. Ale ta nadzieja gaśnie w krajach, gdzie po protestach Krk zakazano takich badań. Jan Paweł II jest nieczuły na prośby i argumenty naukowców oraz na błagania umierających. Kościelne „Nie!” sprawia, że badania nad komórkami macierzystymi schodzą do podziemia medycznego, a całe kliniki badawcze przenoszone są do Azji (np. do Korei Północnej), gdzie władza papieża nie sięga. ! ! ! Zadziwiające, jak przedziwną drogę przeszła medycyna od hipokrateńskiego primum non nocere do kościelnego „przede wszystkim szkodzić”. Jak to jest, że milionom wylęknionych ludzi można było wmówić (niektórym nadal można), iż choroba to boska kara, którą da się wyleczyć jedynie za boskim (albo jakiegoś świętego) wstawiennictwem? Może strachem rządzi się daleko sprawniej niż miłością? Czyż nie mamy to do czynienia z opisywanym w psychiatrii syndromem sztokholmskim, czyli zjawiskiem, kiedy to ofiara zakochuje się w swoim oprawcy? MAREK SZENBORN Współpr. ARIEL KOWALCZYK
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r. ało kto pamięta, że jednym z najważniejszych postulatów NSZZ „Solidarność” z lat 1980–1981 było dążenie do większej równości dochodów i konsumpcji. A przecież ci, którzy wówczas lansowali nieco groteskowe hasło, że „wszyscy mamy takie same żołądki”, później sami wprowadzili system, który równość jawnie wyszydzał. Oczywiście w równości nie chodzi o tę idiotyczną wielkość żołądków ani identyczność dochodów. Ale czy aby na pewno jest rzeczą bez znaczenia, czy stosunek płacy najniższej do najwyższej na przykład wewnątrz jednej firmy wynosi 1 do 5, 1 do 50 czy 1 do 500? Jakie skutki powoduje wielkie rozwarstwienie dochodów, które narasta od 30 lat w większości krajów świata? Prawie nikt nie ma wątpliwości, że nierówności muszą istnieć, ale pozostaje otwartym pytanie, na jak wielkie różnice możemy sobie pozwolić.
M
Siła wpływowych Problem z nierównością mieli już starożytni Grecy w Atenach. Tamtejsza młoda demokracja bała się powrotu tyranii, czyli tego, co nazywamy dzisiaj dyktaturą. Inteligentni Ateńczycy rozumieli, że jednostki zbyt wpływowe i/lub zbyt zamożne mogą zdestabilizować kruchą równowagę demokracji i odebrać wszystkim wolność poprzez narzucenie dyktatu silniejszego. Jak zbyt zamożna grupa może zniszczyć demokrację? Manipulując zależnymi od siebie finansowo ludźmi i demoralizując za pomocą łapówek. Dlatego prawo ateńskie przewidywało instytucję wygnania dla tych wszystkich, których zgromadzenie uznało za zbyt możnych, czyli nadmiernie groźnych. Takie usunięcie z miasta-państwa orzekano za pomocą słynnego sądu skorupkowego. Jakkolwiek oceniać to drastyczne prawo, to historia przyznała po stokroć rację samej intuicji ateńczyków obawiających się tyranii ludzi zbyt silnych. Demokracja wymaga równowagi sił. Gdy ona się wywraca, kończy się także wolność. Tak skończył republikański Rzym ujarzmiony przez tyranię wpływowych dowódców – późniejszych cezarów; tak zniszczył republikę francuską Napoleon, wprowadzając rządy własnej rodziny, a przed nimi i po nich zrobiło to tysiące dyktatorów i monarchów. Żaden rodzaj wolności nie jest dany raz na zawsze, a nieskończenie naiwni są ci wszyscy, którzy wierzą w nieuchronny rozwój dziejów świata do coraz większej wolności i demokracji. Dzieje ludzkości to raczej ciągłe przeplatanie się rozmaitych tyranii i zniewoleń z próbami wyzwolenia. Te same zasady, które obowiązują w życiu politycznym, dotyczą w dużej mierze życia ekonomicznego. Jedno i drugie łączy się zresztą ściśle
ze sobą. Zapytacie jednak, co to wszystko może obchodzić zwolenników świeckiego państwa, czyli antyklerykałów.
Europa zginie bez równości W połowie października w Brukseli odbyło się pierwsze spotkanie środowisk ateistycznych, humanistycznych i masońskich z najwyższymi przedstawicielami Unii Europejskiej. Brukselskich notabli do dialogu z przedstawicielami „organizacji filozoficznych i światopoglądowych” zobowiązuje traktat lizboński.
BEZ DOGMATÓW ale także zagrożenie dla wolności. Pierre Galand (EFH) mówił w Brukseli o narastaniu wpływów skrajnej prawicy w Europie. Ginące państwo dobrobytu rozmontowywane przez wielki kapitał powoduje masowe społeczne frustracje, a te są zagospodarowywane (jak zawsze!) przez skrajną prawicę. To już nie jest jakiś lokalny fenomen – skrajna prawica jest w parlamencie nie tylko Polski (rządziła w latach 2005–2007), ale także rządzi na Węgrzech, szarogęsi w Holandii, jest w Belgii, Francji, Austrii (współrządziła!), a nawet w Danii i Szwecji! Najbliższymi
niemal niezauważone) wyniki badań Richarda Wilkinsona i Kate Pickett nad porównaniem krajów zamożnych o dużych nierównościach ekonomicznych (np. USA i Wielka Brytania) z krajami zamożnymi o stosunkowo niskich różnicach w dochodach ludności (np. kraje skandynawskie). Wyniki solidnych analiz porównawczych są miażdżące dla tych pierwszych. Okazuje się, że w krajach dbających o równość dochodów prawie wszystko jest lepsze i to w skali rzucającej na kolana. A zatem tam, gdzie jest do kupy mniej biedy i wielkich fortun, jest jednocześnie mniej ludzi chorych
Najpoważniejszym w tym gronie partnerem dla Unii jest Europejska Federacja Humanistyczna (EFH) – ruch skupiający przedstawicieli humanistycznych ateistów i agnostyków z 20 krajów. Federacja zwykle walczy o prawa człowieka oraz ścisłe przestrzeganie świeckości państwa. Na pierwszym spotkaniu z Barroso, van Rompuyem i Buzkiem jej przedstawiciele mówili jednak o ekonomicznej równości, a nie o zdejmowaniu krzyży w szkołach. Co ma piernik do wiatraka? Czyżby humaniści zamienili się w socjalistów? Otóż w ostatnich latach narasta w świecie świadomość, że potęgujące się problemy społeczne związane z nierównościami są zagrożeniem nie tylko dla dobrobytu, jakości życia i zdrowia znacznej części ludności, ale także dla samej demokracji. A bez sprawnej demokracji nie ma co mówić o prawach człowieka, w tym prawie do świeckiego państwa. Jeśli zmniejszanie nierówności i równowaga sił społecznych w latach 1945–1980 zbudowały państwo dobrobytu ze wszystkimi jego wolnościami, to rozmontowywanie tego systemu od 1980 roku powoduje nie tylko narastanie zjawiska biedy nawet w krajach zamożnych,
koalicjantami Berlusconiego są postfaszyści i rasiści z Ligii Północnej. Tych zjawisk niemal nie było w latach 1945–1980, gdy społeczeństwa dbały bardziej o równość. Eksplozja skrajnej prawicy to nie są pojedyncze przypadki – to jest prawdziwa epidemia, która może rozsadzić Unię i zdemolować cały kontynent. I nie jest przypadkiem, że znaczna część tych partii ma związki z klerykałami. Prawica węgierska chce na przykład wpisać chrześcijańskie wartości do konstytucji, i to w kraju, w którym mało kto chodzi jeszcze do kościoła! Jeśli prawicowi populiści dojdą do władzy, zapomnijcie wówczas o świeckości i prawach człowieka. Nie jest zresztą przypadkiem, że przeciwko orzeczeniu „antykrzyżowemu” Strasburga tak solidarnie protestuje cała włoska prawica, która zapowiada, że nigdy nie dopuści do laicyzacji szkół, nawet wbrew europejskiemu prawu. Klerykalizm szkolny to tradycja, a tradycja to rzecz święta!
Ratunek w społecznej harmonii David Pollock (prezes EFH) przytoczył brukselskim notablom słynne już w Europie (w Polsce
Kryzys z nierówności?
Badania nad skutkami nierówności podjęto także za oceanem. Zauważono m.in., że amerykańskie nierówności w 2007 roku osiągnęły poziom niespotykany od roku 1928. Czy te dwa lata coś łączy? Oczywiście! To mianowicie, że narastająca nierówność poprzedzała eksplozję obydwu wielkich kryzysów. Jeżeli komuś te dwie kwestie wydają się absolutnie nieprzystające do siebie, to warto zauważyć, że gigantyczny wzrost nierówności, a zatem mnożenie się jednocześnie fortun oraz biedy powoduje potężną nadwyżkę gotówki w rękach mniejszości i głód pieniędzy z drugiej strony drabiny społecznej. Wywołuje to wzmożoną akcję kredytową – pożyczki przepływają z góry na dół społeczeństwa, bo biedni ratują swój marniejący poziom życia kredytami, a bogaci chcą na pożyczaniu zarabiać. Presja z obydwu stron jest tak silna, że w końcu zaczyna się pożyczać w coraz mniej rozsądny sposób. Efekt już znamy z USA z lat 2007–2008 – wielka fala niespłacalnych pożyczek powoduje serię bankructw oraz zaduszenie gospodarki, czyli megakryzys. Tak oto rozwój nierówności prowadzi wszystkich Władze Unii i wolnomyśliciele po równi pochyłej do destrukcji, kryzysu zadłużenia państwa (bo pańpsychicznie, mniej zabójstw, zgonów stwo ratuje banki i firmy), a w efekniemowląt, ludzi przebywających cie do wielkich oszczędności buw więzieniach (Amerykanie to świadżetowych, czyli... dalszego wzrostu towi rekordziści), ciąż nastolatek, nierówności, bo oszczędza się jak a nawet przypadków chorobliwej na razie głównie na masach najbiedotyłości. Jest za to większa długość niejszych. życia, lepsza jakość edukacji, więkNie jest jeszcze jasne, czy w Eusza mobilność społeczna (dzieci ropie i poza nią istnieją siły poliz uboższych rodzin częściej pną się tyczne, które będą w stanie przedo góry) oraz większe zaufanie porwać to błędne koło. Ogromna między ludźmi. Równość sprzyja część społeczeństw pogrążona jest współpracy i społecznej odpowiew apatii, a gigantyczne fortuny zbudzialności, oferuje także większe podowane w czasach rosnącej nierówczucie własnej wartości, co znakoności nie mają ochoty iść na kommicie wpływa na wyniki w pracy oraz promis, tym bardziej że urosły tak ogólną harmonię społeczną. Niebardzo, iż są w stanie kupić właścirówności sprzyjają zżeraniu społewie każdego polityka i każdą parczeństwa przez takie uczucia jak lęk, tię. One są w stanie położyć na łozazdrość, samolubstwo, skłonność patki nawet całe kraje: ostatnio do frakcyjności i kolesiostwa. Polkoncern filmowy Warner Bros. wylock zaproponował władzom Unii musił korzystne dla siebie zmiany położenie nacisku na takie narzęprawne na rządzie Nowej Zelandii. dzia budowania większej równości Czym jest 4-milionowy kraj dla gispołecznej jak systematyczne zwiękganta, którego wartość jest szacoszanie minimalnej płacy oraz rozwana na 36 miliardów dolarów? ważenie wprowadzenia prawnego I tutaj wracamy do dylematu, zakazu zbyt dużej dysproporcji zaktóry mieli Ateńczycy – czy możlirobków wewnątrz firm. Oczywiście wa jest jeszcze demokracja w krawszelkie propozycje oraz proporinie żerujących drapieżnych dinocje ewentualnych ograniczeń rozzaurów? Może jest już za późno? piętości dochodów są do przedysA może problem jest jednak w niekutowania, ale trzeba wreszcie zadostatecznej desperacji dostateczcząć coś robić, aby poszczególne nej liczby ludzi? społeczeństwa nie rozpadły się, ADAM CIOCH a z nimi cała Europa.
Równość, wolność, dobrobyt Postulat większej równości ekonomicznej skutecznie ośmieszono w ostatnich latach jako rzekomy relikt komunistycznego myślenia. Jednak coraz większe nierówności wychodzą w końcu bokiem społeczeństwom, powodując zagrożenia dla państwa dobrobytu, a także samego istnienia demokracji.
13
14
POLSKA PARAFIALNA
Nawiedzeni Nie ma dnia, żeby gdzieś w Polsce nie odbywała się tzw. peregrynacja, czyli wędrówka od parafii do parafii obrazu otoczonego kultem religijnym lub czyichś szczątków uznawanych za relikwie. Dla ludzi niezaangażowanych emocjonalnie w tego typu spektakle szczególnym utrapieniem są wizyty kopii obrazu Matki Boskiej Częstochowskiej, od kilkudziesięciu już lat wożonej po całym kraju i odbywającej właśnie drugie okrążenie (obecnie w diecezji kaliskiej, wcześniej przez półtora roku w archidiecezji łódzkiej, dokąd przybyła z diecezji sandomierskiej), bowiem za pierwszym razem wyszło jakoś na opak, a nieubłagane statystyki wykazały wzrost przemocy w rodzinach, rozwodów, pijaństwa oraz religijności na pokaz. Transporty, powitania (w slangu kościelnym: nawiedzenia) oraz pożegnania wizerunku mają zawsze bogatą oprawę artystyczną, której nieodłącznym składnikiem jest uliczna parada aktywu kościelnego i wiernych, a także setek osób przymuszonych do uczestnictwa w imprezie z tytułu sprawowanych funkcji, rozmaitych podległości, nacisków, przemożnej chęci pokazania się itp. Te występy są prawdziwym przekleństwem dla ludzi obojętnych religijnie, których spotkało nieszczęście mieszkania w pobliżu trasy demonstracji (zamykanie na głucho okien niewiele pomaga), ale przede wszystkim dla kierowców, którym nie pozostaje nic innego, jak wlec się godzinę za procesją blokującą drogę publiczną (zwłaszcza we wsiach i małych miasteczkach) lub uciekać z korków w wielokilometrowe objazdy.
A jak sprawy wyglądają od środka? Są pewne standardy, bowiem niezależnie od tego, czy kolejnym etapem nawiedzenia jest zapyziała wieś, czy duże miasto, obraz przywozi zawsze specjalny samochód-kaplica (z dyżurnym paulinem za kierownicą), eskortowany przez radiowozy policji (koniecznie z włączonym „kogutem”, żeby nie było tak, jak np. w Łodzi, gdzie księża łajali z ambon funkcjonariuszy za niedostateczny rozgłos podczas transportu) i pojazd bojowy Ochotniczej Straży Pożarnej, której druhowie odgrywają bardzo ważną dla oka rolę jako jedyna umundurowana formacja mogąca występować podczas takich imprez w szyku zwartym i pod sztandarami. Cała okolica musi być udekorowana stosownymi gadżetami, na rozstawionych wokół kościoła straganach można zaopatrzyć
Popatrzmy teraz na konkretne przykłady: ! Oto Janów Lubelski w diecezji sandomierskiej, miasto powiatowe doszczętnie zawładnięte przez PiS. Wśród oczekujących na obraz działaczy partyjnych widzimy nabożnie skupionego burmistrza Krzysztofa Kołtysia oraz starostę Zenona Sydora (dyskretnie uczący się ze ściągawki tekstu przemówienia) z ich nieodłącznymi wice – Czesławem Krzysztoniem i Piotrem Górą. Oddelegowani później do sztafety obaj wice dźwigają rusztowanie z obrazem, podobnie jak najważniejsi policjanci, którzy przekazali ładunek ludziom z nadleśnictwa;
W parafiach wiejskich i małomiasteczkowych obraz jest zazwyczaj przejmowany na rogatkach, skąd na barkach strażaków, a następnie aktywu kościelnego i najbardziej znamienitych tubylców procesyjnie dostarcza się go w pobliże świątyni, gdzie już oczekuje biskup z gromadką duchowieństwa (niekiedy idą razem z procesją). Pasterz i proboszcz całują ramę obrazu (chodzi o to, żeby nie uślinić wiWśród działaczy partyjnych oczekujących zerunku czymś zjana obraz widzimy nabożnie skupionego dliwym), po czym burmistrza oraz starostę przenosi się go do kościoła. Dopiero wówczas polisię w chorągiewki, landszafty z sancja odblokowuje drogi i można wreszto subito Janem Pawłem II, popucie odetchnąć, ale tylko na kilkanalarnymi świętymi oraz kopiami koście godzin, bo nazajutrz wszystko pii wykonanymi przez ludowych arsię powtarza, tyle że w odwrotnym tystów w dowolnym formacie tudzież kierunku. scenerii.
! Przenieśmy się teraz do Grabowa nad Prosną (diec. kaliska), gdzie obraz zawitał 23 października 2010 r. Ordynariusz bp Stanisław Napierała osobiście nadzorował
przygotowania, toteż wszystko dopięto na ostatni guzik: stragany obficie zaopatrzone w niezbędne wiernym akcesoria, witryny lumpeksów oraz sklepów z haniebną gorzałą i używkami
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
! Nawiedzenie archidiecezji łódzkiej trwało okrągły rok, toteż obraz krążył na przemian w słocie i upale. Powitanie w Łodzi nastąpiło w marcu, więc frekwencja była beznadziejna (por. „Łódź najechana” – „FiM” 13/2010), a przy ołtarzu polowym zabrakło niestety elit. Wstyd powiedzieć, ale spośród znanych w mieście ludzi wypatrzyliśmy wśród zgromadzonych jedynie zastępców komendantów Policji (insp. Zdzisław Stopczyk) i Państwowej Straży Pożarnej (mł. bryg. Mariusz Konieczny). Zastępców...! Biskupów osłaniały przed śniegiem i porywistym wiatrem specjalne ekrany wokół ołtarza, natomiast zasłużeni kapłani tak zesztywnieli na mrozie, że niektórzy nie mogli już nawet uklęknąć, choć sytuacja tego wymagała. Aura nie przeszkadzała natomiast (odnieśliśmy wrażenie, że wręcz sprzyjała) dwóm apetycznym klerykom ogrzewającym się wzajemnie pod jednym parasolem... Całkiem inaczej było przy pożegnaniu obrazu. Pogoda dopisała, więc na placu przed łódzką katedrą zaroiło się
udekorowane religijnymi obrazkami, ławki w kościele dla lokalnych dygnitarzy zarezerwowane, młodzieżowa orkiestra dęta w pogotowiu, aktyw na posterunku, drogi zablokowane,
15
od polityków (z wojewodziną Jolantą Chełmińską i ministrem sprawiedliwości Krzysztofem Kwiatkowskim na czele) oraz rektorów wyższych uczelni, a każdy otrzymał książeczkę ze specjalną instrukcją, co i kiedy śpiewać lub jakie modły zanosić;
centrum miasta zamknięte dla ruchu, transport dotarł o czasie, ramę wycałowano... Było już tak pięknie, że ręce same składały się nam do oklasków, aż tu nagle pobożna niewiasta
klęcząca obok biskupa wyjęła aparat i nie przerywając modłów (w najbardziej wzniosłym ich momencie) zaczęła robić zdjęcia. Ot, polski katolicyzm... ANNA TARCZYŃSKA
Fot. MaHus, CNW, T.S.
16
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
ZE ŚWIATA
RELIGIA POWSZECHNA Biskupi prawosławni w Bułgarii chcą iść w ślady Polski i marzy im się zaprzęgnięcie do katechezy wszystkich dzieci i młodzieży. Obecnie religia prawosławna lub islam są wykładane w szkołach publicznych jako przedmioty nadobowiązkowe. Korzysta z nich jednak marny odsetek uczniów – ledwie 2 procent. Aby wzmóc religijny zapał, biskupi dominującego w Bułgarii wyznania postulują wprowadzenie obowiązkowych zajęć z religii (prawosławnej, muzułmańskiej lub katolickiej) lub świeckiej etyki. Zorganizowali nawet wielotysięczną manifestację w tej sprawie. Jednak pomysł hierarchów budzi spory społeczny sprzeciw – także wśród polityków. MaK
ZIEMIA NIEŚWIĘTA Palestyńskie tereny okupowane przez Izrael stają się areną aktów religijnego wandalizmu.
Coraz więcej jest napadów na meczety, których dopuszczają się rozzuchwaleni przewagą militarną ortodoksi żydowscy. Podpalono już sześć świątyń. Arabowie nie są dłużni i także odpowiadają przemocą. Na tle religijnym dochodzi także do coraz częstszych pobić, napadów na samochody i sklepy, a także dewastacji cmentarzy. Żydowscy osadnicy na terenach okupowanych (z punktu widzenia prawa międzynarodowego mieszkają tam nielegalnie) rekrutują się głównie z radykalnych, często agresywnych, nacjonalistycznych synagog, które głoszą ideę totalnego panowania Izraela nad wszystkimi „ziemiami świętymi”, które Biblia uważa za należące do Żydów. MaK
WDZIĘK BISKUPA Wydawałoby się, że buta i chamstwo to domena katolickiego episkopatu w Polsce. Tutejsi biskupi nie wykupili jednak wyłączności na te cechy... Niemałe zdumienie wywołał w Grecji biskup Pireusu Serafin, który recenzował ostatnią książkę Stevena Hawkinga, światowej sławy fizyka kwestionującego istnienie Boga. Hierarcha prawosławny nazwał wielkiego naukowca człowiekiem o „pomieszanym umyśle” i „kompleksie niższości”, który wynika z... jego kalectwa. Dotknięty nieuleczalną chorobą Hawking porusza się od dziesięcioleci na wózku inwalidzkim i korzysta z syntezatora mowy. MaK
DIABELSKA JOGA Pastor Mark Driscoll z Mars Hill Church w Seattle wziął na święty celownik... jogę.
„Chrześcijanie powinni trzymać się jak najdalej od jogi, bo jest ona demoniczna – pouczył struchlałych wiernych. – Zapisujecie się na klasę jogi i nie macie pojęcia, że to klasa demoniczna”. Wielebny Driscoll nie jest odkrywcą tej strasznej prawdy. Jego opinie odzwierciedlają rosnące zaniepokojenie duchownych jogą. W USA stała się ona bardzo modna – praktykuje ją ponad 15 mln ludzi. A to już konkurencja i zagrożenie dla religii. We wrześniu rektor seminarium duchownego baptystów Albert Mohler ostrzegał wiernych przed niebezpieczeństwami płynącymi ze Wschodu. Wielką groźbę niesie recytowanie hinduskich mantr, a medytacja jest wprost zabójcza dla chrześcijańskiej duszy. „Wierni mają medytować nad słowem bożym nie poprzez powtarzanie niezrozumiałych słów” – pouczał Mohler. Kampania w obronie chrześcijańskiego monopolu dusz wywołała reakcję hinduizmu. „Joga rozładowuje stres, zapobiega przemocy i nienawiści. Jakim sposobem może być demoniczna? – pytał Sri Ravi Shankar, jeden z religijnych liderów hinduskich. Z chrześcijańskiego chóru wyłamał się katolicki ks. Emanuel z archidiecezji Delhi, który powiedział w telewizji: „W wielu krajach zachodnich nie rozumie się, co to jest joga i jak pomaga. Uważa się, że jest antychrześcijańska. Ale można przecież praktykować chrześcijaństwo i uprawiać jogę”. JF
BROŃ NA ALZHEIMERA? Ludzie żyją coraz dłużej, ale to życie – wydłużone dzięki medycynie – niekoniecznie jest słodkie. Zwłaszcza dla tych (i dla ich rodzin!), których dopadnie coraz częstsza choroba Alzheimera, czyniąca postępujące spustoszenie w mózgu. Wciąż nie ma na nią lekarstwa... Jednak naukowcy się nie poddają. Ostatnio badacze ze sztokholmskiego Karolinska Institute wzbudzili nadzieję. Z ich studiów wynika, że witamina B-12 ma właściwości zabezpieczające organizm przed alzheimerem. Starsze osoby z wyższym poziomem tej witaminy we krwi rzadziej zapadają na chorobę niszczącą pamięć. Jest jednak zbyt wcześnie, by powiedzieć: bierzcie pastylki, to nie zachorujecie.
Nie wiadomo na pewno, czy witamina B-12 w postaci tabletki ma pożądane właściwości. Witamina B już raz rozczarowała, gdy nauka odwołała triumfalne doniesienia, że pomaga uniknąć ataku serca i wylewu krwi do mózgu. Wiadomo jednak, że seniorzy mający zbyt mało B-12 w organizmie częściej chorują na alzheimera, bo pełni ona ważną rolę w obronie przed tym schorzeniem. Niekoniecznie trzeba brać tabletki: witamina B-12 występuje w nabiale, jajkach, rybach i mięsie. TW
BAT NA GRYPĘ Wraz z jesienią corocznie przybywa nieproszony gość: grypa. Spotkanie z nią może kosztować nawet życie. Warto mieć się na baczności i działać profilaktycznie. A więc szczepionka. Wskazana tym bardziej, że niedawne studium angielskiego University of Lincoln odkryło, iż nie tylko może zapobiec grypie. Pomaga także uniknąć zawału serca. Osoby zaszczepione rzadziej doznają w następnym roku ataku serca, zwłaszcza pierwszego. Nie ma jasności, czy to sama szczepionka ma takie właściwości, lecz wiadomo, że zawał może przytrafić się w następstwie grypy. Ludzie zaszczepieni doznają go o 19 proc. rzadziej. Im wcześniej poddamy się szczepieniu, tym skuteczniejsze jest zabezpieczenie. PZ
RYBIA ORGIA Okazuje się, że to nie Adam i Ewa byli pierwszymi kopulującymi, lecz ryby.
automobiliści umieszczają jej wizerunek na zderzaku lub klapie bagażnika. „Ojciec Święty” powinien chyba wydać teraz dekret rewidujący taką nobilitację gatunku. CS
WIN ODPUSZCZENIE Co robić, jeśli brakuje pieniędzy na ściganie przestępców? Stereotypowa odpowiedź brzmi: dołożyć pieniędzy. Nie wszyscy jednak podążają utartą ścieżką sztampowej logiki. Prokurator okręgowy z amerykańskiego stanu Oregon znalazł inne wyjście: nie ścigać! W powiecie Multnomah (710 tys. obywateli) zaprzestano pociągania do odpowiedzialności sprawców niektórych przestępstw. Z ulgą odetchnęli narkomani, bo za posiadanie niezbyt dużych ilości heroiny, kokainy i amfy grozi im teraz co najwyżej 100-dolarowy mandat. Taka sama kara ma być wymierzana sprawcom kolizji motoryzacyjnych, którzy uciekną z miejsca wypadku, i złodziejom sklepowym (jeśli nie wyniosą całego sklepu). Wyjątkowo łagodnie mają być traktowani fałszerze, osoby szarpiące się z policją oraz winni szeregu innych pomniejszych pogwałceń prawa. Policja wciąż ich łapie i dostarcza przed oblicze prokuratora, ten jednak odmawia stawiania im zarzutów. Więc teraz mandat – i do domu. Prokurator okręgowy Mike Schrunk argumentuje, że nie może inaczej postępować, bo obcięto mu budżet i zredukowano personel o 27 proc. Wśród ludności powiatu Multnomah może się wkrótce zwiększyć liczba osób sympatyzujących z polityką prokuratury, ale morale raczej spadnie. CS
Z ŻYCIA WAMPIRÓW W związku z minionymi właśnie obchodami wyklętego przez katolicyzm Halloween na łamach prasy USA gości tematyka wampirów. Nie zawsze są to strachy i upiory wyssane z palca... Badając skamieliny ryb w zachodniej Australii naukowcy skonstatowali, że nieobcy był im „intymny seks”. Z badań tych wynika, że pierwsza kopulacja miała miejsce w okresie dewonu, czyli 400 do 410 mln lat temu. John Long, koordynator badań, stwierdza, że ryby kopulowały „dla przyjemności”. Szczęki rekinów – zapewnia uczony – ukształtowane zostały nie w celach spożywania pokarmu. Rozwinęły się w tym celu, aby samce mogły trzymać samicę za płetwę ogonową, zapobiegając jej ucieczce podczas kopulacji. A więc gwałt. Samce penetrowały samice wypustką płetwy, by po wytrysku zdeponować spermę. „Kopulacje były znacznie bardziej rozpowszechnione, niż wcześniej sądzono” – oświadczyli badacze podczas rocznicowego spotkania paleontologów w Pittsburghu. Ryba uznawana była dotąd za symbol chrześcijaństwa; pobożni
Williamson (21 l.) – dziabnęli go nożem w ramię. Miała to być kara za to, że odmówił im własnej krwi, gdy chcieli mu jej trochę wyssać. Na dodatek nabijał się z nich, nazywając wampirami i poganami. Policja przymknęła całą trójkę, bo okazało się, że ofiara poszukiwana jest w związku z wcześniejszym naruszeniem prawa (pijany Maley upierał się, że jest nieśmiertelnym wampirem i groził policjantowi, że pożre jego nerkę). TN
UWAGA, PROSTYTUTKA! Losem przydrożnych dziewcząt, zwanych też strażniczkami lasu, zainteresował się świat polityki.
Prostytutki z miasteczka Els Alamus w Hiszpanii, pracujące wieczorami przy tamtejszych drogach, dostały obowiązek wdziewania kamizelek odblaskowych. Jak tłumaczą władze – wszystko dla zwiększenia bezpieczeństwa i przejeżdżających kierowców, i samych pań. Jeśli pracująca przy trasie dama nie założy kamizelki, z dniówki (nocki) ubędzie jej 40 euro. Także drogowe panie w mieście Treviso we Włoszech mogą czuć się wyróżnione. W miejscu ich urzędowania postawiono trójkątny znak ostrzegawczy: kobieta w mini, a pod spodem widnieje tabliczka z napisem: „Uwaga, prostytutki”. Kierowcy do dziś nie wiedzą: zachęta to czy ostrzeżenie? JC
OD PRZYBYTKU BOLI
Strażaków interweniujących w budynku mieszkalnym w Chandler w stanie Arizona zaintrygowały krwawe ślady prowadzące do jednego z mieszkań. Wezwana policja wykryła poważne nieporozumienia i napięcia w komunie... wampirów. 25-letni Robert Maley wyjaśnił władzy, że jego współlokatorzy – Aaron Homer (24 l.) i Amanda
Pewien Australijczyk stał się dumnym posiadaczem... dwóch penisów. 25-letni mieszkaniec miasta Brisbane udał się do salonu tatuażu w celu przyozdobienia swoich pleców chińskim znakiem jin-jang (modnym głównie wśród nie-Chińczyków) oraz kilkoma smokami. Zanim doszło do malowania, mocno pokłócił się z tatuażystą, który za karę wyskrobał mu na plecach... ogromnego, aż 40-centymetrowego penisa. Oryginalny nabytek nie znalazł uznania w oczach klienta. „Artysta” trafi wkrótce na ławę oskarżonych. JC
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r. ianując 24 nowych kardynałów, z których 20 ma poniżej osiemdziesięciu lat, a więc ma prawo głosu w konklawe, Benedykt modelował rezultat przyszłego wyboru, którego nie ujrzy. Jak dotąd mianował 40 proc. przyszłych elektorów. Ośmiu nowych kardynałów pochodzi z Włoch. Kiedy 20 listopada staną się oficjalnie
M
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI
w kurii są znacznie bardziej konserwatywni niż diecezjalni, więc nietrudno zgadnąć, że dążeniem Ratzingera jest zapewnienie następcy nieodbiegającego światopoglądowo od niego samego i jego poprzednika. Obecnie średni wiek kardynała elektora wynosi 71 lat. Znamienny i świadczący wymownie o predylekcjach papieża jest brak wśród nowo mianowanych
watykańską. Tygodnik sugeruje, że osoba lepiej obeznana z włoską mentalnością i kulturą łatwiej może sobie z tym zagadnieniem poradzić. „The Economist” uważa nominacje kardynalskie za „anachroniczne”, bo tylko siódemka świeżo upieczonych książąt Kościoła wywodzi się z Ameryki Łacińskiej, Afryki i Azji, a więc regionów, w których żyje dwie trzecie ogółu katolików. Tygodnik
Benedykt rzeźbi następcę książętami Kościoła, Włochów w kolegium kardynalskim będzie 25 na ogólną liczbę 120. Kiedy po raz pierwszy od roku 1523 na papieża wybrano nie Włocha, tylko Polaka, we Włoszech określono to jako „polski wyjątek”. Ale nominacja Ratzingera pokazała, że być może hierarchowie tego kraju tracą monopol na obsadę stanowiska szefa Kościoła, religii i minipaństwa. Obecnie Benedykt podjął decyzję, która może sprawić, że Włosi odzyskają to stanowisko. O ile Jan Paweł II zmniejszał liczbę Włochów w kolegium kardynalskim, żeby zwiększyć liczbę książąt Kościoła pochodzących z Europy Wschodniej, o tyle obecny papież koryguje to. Wojtyła redukował także liczbę nominacji kardynalskich dla hierarchów pracujących w watykańskiej kurii. I ten trend jest obecnie kompensowany przez Benedykta. Kardynałowie pracujący
arcybiskupa Dublina Diarmuida Martina. Martin robił co mógł, by wyczyścić irlandzką kościelną stajnię Augiasza i Watykan pozwalał mu na to, dopóki Martin – zaszokowany rozmiarami, głębią i czasowym zasięgiem skandalu pedofilskiego – nie oświadczył, że to Kościół jako instytucja jest głównym elementem problemu. Został wtedy ostro zaatakowany nie tylko przez irlandzkich hierarchów. Zmieniło się także stanowisko Watykanu – Benedykt odwołał krucjatę dublińskiego arcybiskupa i odmówił wnioskowanego przezeń odwołania dwu irlandzkich biskupów po uszy utytłanych w skandalu. Prestiżowy tygodnik brytyjski „The Economist”, komentując kardynalskie nominacje i ich wpływ na bardziej prawdopodobny wybór papieża Włocha, stwierdza, że może to być dla Kościoła korzystne, bo Wojtyła zaniedbał administrację
zwraca uwagę, że papież pominął arcybiskupa Rio de Janeiro – pasterza 3,5 mln katolików, natomiast jednego z nowo mianowanych, Laurenta Monsengwo Pasinya z Konga, określono jako „papabile”. Po śmierci JPII też ekscytowano się przypuszczeniami, że kilku reprezentantów Ameryki Łacińskiej i Afryki jest bardzo papabile, ale laury zgarnęły Niemcy – bez euforycznego entuzjazmu, nawiasem mówiąc. Amerykanie nie bardzo wiedzą, jak interpretować nominacje Benedykta w odniesieniu do ich kraju. Jednym z kardynałów został ultrakonserwatywny radykał Raymond Burke, który odgrażał się, że nie udzieli komunii politykom akceptującym przerywanie ciąży, drugim zaś jeden z liberałów (lojalny wobec papieża), który takie stanowisko odrzucał. To Donald Wuerl, arcybiskup Waszyngtonu. PIOTR ZAWODNY
Religia i homofobia Terroryzowanie i upokarzanie młodych ludzi na tle seksualnym zdarza się w USA coraz częściej. Ostatnio traktuje się te zdarzenia jako narastający problem społeczny, bo akty agresji wymierzone są zwłaszcza w młodzież o skłonnościach homoseksualnych albo w osoby uchodzące za gejów. Ofiary nierzadko doprowadzane są do ostateczności. Ośmioklasistka Asher Brown z Teksasu nie wytrzymała wiecznego szczucia, szydzenia z jej domniemanej orientacji seksualnej (nie ma żadnych dowodów, że była aktywną lesbijką) i zastrzeliła się. Wcześniej jej rodzice usiłowali interweniować w szkole, by nauczyciele położyli kres prześladowaniom dziewczynki. Bezskutecznie. Seth Walsh z Kalifornii (również 13-latek) powiesił się na drzewie na swym podwórku, bo nie mógł znieść nieustannej nagonki kolegów. 15-letni Billy Lucas z Indiany nie był gejem, ale za takiego uznali go rówieśnicy i niszczyli przy każdej okazji. Również skończyło się samobójstwem. Siedmiu uczniów z jednego dystryktu szkolnego w Minnesocie odebrało sobie życie, nie mogąc znieść wiecznych prześladowań na tle domniemanej orientacji homoseksualnej. Przed kilku tygodniami Tyler Clementi, 18-letni student Rutgers University, skoczył z mostu i się zabił, bo koleżka i jego dziewczyna po kryjomu nagrali go na wideo w akademiku, jak całował się z innym chłopakiem. Film umieścili w internecie i Tyler był skończony. Nie byłoby tych tragedii, gdyby nie religia i głęboko negatywny stosunek większości wyznań wobec odmienności seksualnych. Nie jest to teza jakiegoś ateisty, bo sformułował ją Gene Robinson – biskup Kościoła episkopalnego w USA. Wie, o czym mówi, bo
sam jest gejem, który nie ukrywa swych preferencji. Jego nominacja w stanie New Hamshire omal nie doprowadziła do schizmy w Kościele anglikańskim. Robinson uważa, że mamy do czynienia z kryzysem, w którym kluczową rolę odgrywa potępiający stosunek i odrzucenie gejów przez kler większości religii. Boyd Packer – jeden z liderów mormonizmu – oświadczył ostatnio oficjalnie, że skłonności homoseksualne są „nieczyste i nienaturalne” i że to dolegliwość, która może być wyleczona. Komentując ciąg samobójstw, Tom Pritchard z fundamentalistycznej organizacji religijnej Minnesota Family Council stwierdził, że powodem samobójstw jest „homoseksualna indoktrynacja”, a nie prześladowania przez rówieśników. Czyli że ofiary same są sobie winne. Chcąc przypodobać się Kościołom i zyskać aplauz konserwatywnych wyborców przed nadchodzącymi wyborami, ultraprawicowi kandydaci co rusz atakują gejów. Jeden z nich porównał homoseksualizm do alkoholizmu, a inny proponował... eksterminację w imię Boże. Stosunek wobec homoseksualistów bp Robinson porównuje do stosunku wobec mniejszości rasowych w USA. „Będąc białym, korzystam z rasizmu społeczeństwa – pisze. – Nie muszę nawet mówić o »czarnuchach« ani otwarcie okazywać dezaprobaty wobec Murzynów. Ale jak długo nie robię nic, by zlikwidować ten system, który mnie nie krzywdzi, jestem rasistą”. Postępowe grupy religijne, takie jak Zjednoczony Kościół Chrystusa, unitarianie, Metropolitan Community Church czy Kościół episkopalny, otworzyły wrota kościołów dla gejów. Ostatnio uczynił to duży, protestancki Evangelical Lutheran Church. Ale o tym, by swe podejście wobec nich zmienił Kościół katolicki, nie ma na razie mowy. JF
17
Pleciuga kochanka atykan nie nadąża z gaszeniem propagandowych pożarów, które rozniecają kolejne kościelne afery. Tym razem kłopotów przysporzyła kochanka zawodowego mordercy związanego z kościelnymi hierarchami.
W
W rzymskiej bazylice świętego Apolinarnego jest grób z 1990 roku, w którym znajduje się ciało Enrica De Pedis, mafiosa odpowiedzialnego („FiM”37/2010) za liczne morderstwa, handel narkotykami oraz sutenerstwo. Człowiek ten był bliskim przyjacielem kardynała Ugo Polettiego, pełniącego za czasów Jana Pawła II funkcję wikariusza Rzymu, czyli zastępcy Wojtyły w sprawach diecezji rzymskiej. Coraz więcej o przyjaźni obydwu panów mówi Sabrina Minardi, dawna kochanka herszta. Ostatnio wielką sensację wzbudziła, opowiadając, jak to w reklamówkach
nosiła do arcybiskupa Marcinkusa, szefa banku watykańskiego, miliony dolarów swojego ukochanego. Lokowano je podobno na specjalnym koncie w banku kościelnym. Watykan nie potwierdza tych rewelacji, ale grób De Pedisa jest w bazylice i nikt nie potrafi wyjaśnić, jak to się stało, że jednego z największych rzeźników Włoch uhonorowano takim pochówkiem. Obok mediów grobem tym interesuje się także policja włoska – są podejrzenia, ze skrywa także ciało Emanueli Orlandi, zaginionej w tajemniczych okolicznościach córki jednego ze świeckich watykańskich urzędników. MaK
Sąd nierychliwy... C
ałe 21 lat posiedzi sobie w więzieniu 72-letni katolicki ksiądz James Robinson.
Pedofilowi udowodniono, że w latach 1959–1983 wykorzystywał seksualnie co najmniej sześciu chłopców. Na skazanie duchownego trzeba było czekać 25 lat. Dokładnie w 1985 roku jedna z ofiar księdza nie wytrzymała i złożyła zeznania na policji. Jednak ks. Robinsonowi udało się zbiec do Ameryki Północnej, gdzie nadal pełnił funkcje „bożego sługi”. Dopiero w zeszłym roku Brytyjczycy zdołali doprowadzić do ekstradycji
duchownego, ponieważ nieznacznie zmodyfikowano kanadyjskie prawo, które wcześniej nie pozwalało na tego typu zabiegi. Jego rodzima archidiecezja w Birmingham była tak troskliwa, że do momentu aresztowania płaciła mu 800 funtów miesięcznie za wykonywanie zawodu księdza. Oczywiście duchowny nie przyznał się do żadnego z 21 zarzutów, ale to na szczęście nie miało wpływu na ławę przysięgłych, która go skazała. ASz
Watykańska pralnia ank watykański złożył w prokuraturze włoskiej wniosek o anulowanie decyzji, na podstawie której zamrożono dwa transfery watykańskie na kwotę 23 mln euro.
B
Powodem zatrzymania przelewu we wrześniu było pogwałcenie przepisów UE, dotyczących monitorowania przepływu „brudnych pieniędzy”. Bank Watykanu nie podał, kto jest właścicielem funduszy.
Prokuratura przez kilka dni usiłowała załatwić sprawę polubownie i zdobyć informację, ale bank nie odpowiadał. Obecnie władze włoskie odrzuciły wniosek o zwolnienie 23 mln. CS
18
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
CZYTELNICY DO PIÓR edna z maleńkich wiosek w Małopolsce. Młody chłopak z katolickiej, głęboko wierzącej rodziny zostaje ministrantem. Kościół to jego pasja, mógłby w nim spędzać każdą wolną chwilę. Mijają lata. Chłopak postanawia iść do seminarium duchownego, w czym utwierdza go miejscowy proboszcz i rodzina, dla której taka decyzja syna jest święta. Z pomocą proboszcza dostaje się do seminarium w X. Niewysłowiona radość, duma: będzie kiedyś księdzem – jedynym w całej wiosce! Pod koniec drugiego roku seminarium rodzice postanawiają odwiedzić swego syna. Z ogromnym zdziwieniem dowiadują się od księdza dziekana, że ich dziecko jest w szpitalu ze względu na ostre przeziębienie. Dziekan usilnie odradza odwiedziny, a sytuacja z każdą chwilą staje się coraz bardziej podejrzana. Wreszcie dziekan podaje nazwę szpitala i miejscowość. Po przybyciu na miejsce rodzice dowiadują się, że w tym szpitalu nie ma nikogo o tym nazwisku. Wychodzą zrezygnowani. Na korytarzu dogania ich jakaś pielęgniarka i mówi: „Wasz syn przed chwilą został przewieziony do szpitala w Y. Zabierzcie go stamtąd, czym prędzej. Podają mu środki odurzające”. Biorą taksówkę i pełni najgorszych obaw jadą we wskazane miejsce. W szpitalu dziwnym zbiegiem
Normalni zagrożeni J Wtorek 19.10.2010 r. – normalny, kolejny dzień tygodnia i nagle smutna, przerażająca wiadomość – zginął człowiek. Nie jest istotne, kto. Po prostu człowiek. Nadchodzą informacje o szczegółach. Zabójca jest słuchaczem Radia Maryja. Krąg ludzi zbliżonych ideologią do partii PiS, czyli sami swoi. Czyżby wewnętrzne porachunki? Blady strach pada na polityków. Towarzyszy mu wielkie zdziwienie społeczeństwa. Czego się boją? Przecież sami są sobie winni. Nikt ich nie zmuszał do pracy w polityce. Od wielu lat słyszy się o zagrożeniu demokracji, państwowości, wolności, ba, nawet życia. Zagrożenie życia istniało i będzie istnieć dopóty, dopóki życie będzie istnieć w ogóle. Możemy tylko sprawować lepiej lub gorzej kontrolę nad jego przebiegiem. Niektóre jednostki są zbyt słabe, by mogły obronić się przed możnymi tego świata, którzy decydują, kto po narodzinach ma żyć w bogactwie, a kto w nędzy. Brak świadomości seksualnej, antykoncepcji, pomocy samotnym matkom, dzieciom w domach opieki, dzieciom molestowanym przez ich opiekunów, jak i tych, co nakładają ekskomunikę, tłumacząc to dobrem ogółu. Tacy ludzie nie są zagrożeni, bo nie uczestniczą w walce
do krwi ostatniej za pokój i demokrację, za wiarę i bogactwo. Ale co może powiedzieć emeryt, któremu dla jego bezpieczeństwa mówi się: „Spieprzaj, dziadu!”? A bezradna matka prosząca o godne życie dla siebie, błagająca o niekaralność, gdy dokona eutanazji na własnym jaju, usłyszy, że błądzi, bo „trzeba przytulić”, jak mówi pan poseł Gowin (program telewizyjny). Dzieci w domach rozbitych rodzin zapewne czują się świetnie, gdy słyszą, że zasiłek dla bezrobotnych samotnie wychowujących matek jest niższy niż pensja katechety (...). A może lepiej żyć „ze zdziwienia”, jak powiedział wielki nieżyjący już krytyk Jerzy Waldorff po inscenizacji „Balladyny”, lub pocieszyć się tym, że „przez tego pana już nikt nigdy nie umrze”, jak powiedział strażnik demokracji i wolności pan Ziobro. A może lepiej czekać na swój koniec jak pani Blida? Rano i z zaskoczenia. Czy wyżej wymienione okoliczności zaistniały po kampanii niby-oszczerstw pana Kaczyńskiego i PiS, czy były następstwem agresywnej postawy pana Tuska? Politycy pełnią swoją funkcję, gdyż naród ich wybrał, ale naród nie obiecywał, że będzie się o nich troszczył, tylko oczekiwał troski. Instruktor Nemo
Kto zaczął? Nie potrafię dziś znaleźć polityka bardziej dzielącego Polaków niż były premier. Wszyscy pamiętamy słynne: „My stoimy tu, gdzie wtedy, oni tam, gdzie stało ZOMO!”. Czy za to kiedykolwiek przeprosił swoich rodaków? Pamiętamy „łże-elity”, „lumpeninteligencję” „wykształciuchów” i „hołotę”. Pamiętamy jak agresywny wobec swoich adwersarzy politycznych w Sejmie potrafi być prezes (np. słowa: „Ty ruski agencie, załatwimy cię”, skierowane do posła LPR Zygmunta Wrzodaka na sali sejmowej). Czy wówczas te słowa nikogo nie szokowały? Czy – idąc za rozumowaniem byłego premiera – nie nawoływały do politycznego mordu? Atak na biuro poselskie PiS budzi odrazę. Gdy ginie człowiek, wszyscy powinniśmy wyrazić swoją solidarność. Ręki do zgody Jarosław Kaczyński wyciągnąć jednak nie chce, co udowodnił, odmawiając rozmowy z Prezydentem RP. Po porażce wyborczej ciężko mu wrócić do normalności. Na starcie nowej prezydentury stwierdził, że Bronisławowi Komorowskiemu ręki nie poda (bardzo to chrześcijańskie, prawda?), dodając: „Chcę państwu przypomnieć, że to zaprzysiężenie było wynikiem śmierci mojego brata, mojej bratowej, moich przyjaciół,
wielu innych ludzi”. A czy to zaprzysiężenie nie było wynikiem wolnych i demokratycznych wyborów, w których Jarosław Kaczyński brał udział? Podgrzewanie atmosfery, a co za tym idzie – chęć zdobycia społecznego poparcia – przychodzi Kaczyńskiemu bardzo łatwo: „Każde słowo, które będzie kontynuacją tej kampanii, wszystko jedno, kto je wypowie, czy to będzie polityk, czy dziennikarz, to będzie po prostu wzywanie do morderstw”. Czyli nie wolno krytykować PiS i Kaczyńskiego, gdyż według niego, może to powodować kolejne „zamachy”. Jednak nikt chyba nie potrafi bardziej atakować swoich politycznych przeciwników niż on sam. Politycy PiS i PO przerzucają się dziś nie programem, nie walką z deficytem, nie walką z kryzysem czy walką o in vitro – przerzucają się inwektywami. Podzieliły ich nie wizje Polski, nie programy, tylko ambicje liderów. Jednak przy okazji pytania, kto zaczął, przypomina mi się pewna scena pod Belwederem, kiedy to bracia Kaczyńscy spalili kukłę urzędującego prezydenta Lecha Wałęsy, krzycząc: „Miał być naszym prezydentem, a okazał się prezydentem czerwonych!”. Trudno pomyśleć, co by było, gdyby to kukłę Lecha Kaczyńskiego spalił na przykład Donald Tusk... Przemysław Prekiel
Prawdziwa historia okoliczności przyjmuje ich ta sama pani ordynator. I tu sytuacja się powtarza – ordynator twierdzi, że nikt o takim nazwisku nie znajduje się w tym szpitalu. Przerażeni rodzice starają się dowiedzieć od personelu, jaka jest prawda. Jedna z sióstr podaje im informację, że syn jest na oddziale chirurgicznym. Jest w złym stanie psychicznym, gdyż podają mu jakieś środki odurzające. Pielęgniarka zgadza się o umówionej godzinie wyprowadzić chłopca na ulicę, gdzie w taksówce będą czekać rodzice. Wreszcie są. Pielęgniarka prowadzi chłopca pod rękę, idą bardzo wolno. Ubrany w samą piżamę chłopak jest oszołomiony, nie poznaje rodziców, widać, że jest po jakichś narkotykach. Łzy, przerażenie, rozpacz i nienawiść do tych,
którzy doprowadzili ich dziecko do takiego stanu. Pielęgniarka informuje, że chłopak został zgwałcony – ma porozrywaną odbytnicę. Zrobił to jakiś czarny zboczeniec wysoko postawiony w hierarchii Kościoła. Od tych wydarzeń minęły dwa lata. Rany fizyczne się zagoiły, psychiczne pogłębiają się z każdym rokiem, ale rodzina ani myśli powiadomić prokuratury. To mała wioska – mówią, każdy o każdym wszystko wie; dlaczego mieliby jeszcze wytykać palcami nasze dziecko, które i tak wiele się w swym młodym życiu wycierpiało? Niby racja, ale w takiej samej sytuacji może znaleźć się inny młody człowiek, pełen chrześcijańskich marzeń. Ponadto czarny zbrodniarz (bo innego określenia nie można użyć) będzie bezkarny, będzie przekonany o tym, że wszystko mu wolno. Być może z czasem rodzice, a i sam chłopak zrozumieją, że to nie oni są winni tego, co się stało, i że warto dochodzić swoich praw – bez względu na to, co powiedzą ludzie. Janusz K.
Konkurs foto To się nazywa odwaga! Naszym Czytelnikom, panu Markowi i Kamilkowi z Łodzi, serdecznie gratulujemy i w dowód uznania – wysyłamy wierszówkę za zdjęcie.
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
LISTY Kościół wybawia Problem zarodków dotychczas zamrożonych można zgodnie z etyką katolicką rozwiązać następująco: zarodki powinny być zaadoptowane przez katolickie zakonnice w ramach służby dobru i wierze. Techniczną realizację powinien przeprowadzić doktor ginekologii teologicznej Piecha (w ramach pokuty po wykonanych aborcjach) pod duchową opieką księdza teologa ginekologicznego Hosera. W ten sposób zapłodnienie sióstr w wyższych celach obyłoby się bez konieczności grzesznego stosunku płciowego, czyli sprzeniewierzenia się ślubom czystości. W rezultacie zamrożone zarodki zostałyby uratowane, i to przez Kościół. Jerzy
lub rekompensatę za bezprawne przejęcie ich mienia. Rząd boi się, że ewentualne odszkodowania za mienie utracone przez samorządy mogłyby być scedowane na państwo, bo nikt nie odważy się odebrać tego Kościołowi, a chodzi o gigantyczne kwoty idące w mld zł. W budżecie brakuje pieniędzy, dlatego przypuszczam, że rząd pójdzie taką drogą. Już porozumiał się z klerem, który z ochotą przystał na to,
sposób także siebie. Rzetelność powinna być na pierwszym miejscu w redakcji. Eryk antykleryk
Tylko Palikot Panie Jonaszu! Oczekiwałam, że w „FiM” jednoznacznie wesprze Pan Palikota oraz jego partnerkę. Miałam nadzieję, że również RACJA dołączy się do niego, wszak sama
Order za śmierć Bardzo jestem ciekawy, jakimi nadzwyczajnymi czynami Marek Rosiak zasłużył na jedno z najważniejszych odznaczeń. Czy urzędnik w każdym biurze poselskim, każdej partii jest osobą tak zasłużoną dla naszego kraju jak ten pan? Czy to tylko w biurach PIS-u? Jeśli tak, to warto byłoby ich odznaczać za życia, a nie pośmiertnie. Tylko należałoby przy takiej okazji opisać ich konkretne zasługi dla ojczyzny, a nie tylko „za wybitne osiągnięcia w służbie społecznej” – jak w tym przypadku. Ani ja, ani moi znajomi nie słyszeliśmy nigdy o żadnych szczególnych czynach pana Rosiaka, mimo że na bieżąco korzystamy z wszelkich mediów, łącznie z internetem. Jestem przekonany, że nie wszyscy pracownicy biur politycznych zasługują na jakiekolwiek odznaczenia, nie mówiąc już o najwyższych. Dlatego uważam, że uzasadnienie o przyznaniu tego konkretnego Krzyża Kawalerskiego Orderu Odrodzenia Polski powinno być opublikowane przy informacji o przyznaniu. Mam nadzieję, że przyznanie orderu nie odbyło się tylko dlatego, że ten człowiek został zabity. Prezydent ma obowiązek ogłaszać, za co przyznaje odznaczenia. Czytelnik
Martwi mnie... ...sprawa Komisji Majątkowej. Boję się, że rządzący będą starać się wszystko zamieść pod przysłowiowy dywan. Wnioskuję to z faktu, że ogłoszono termin zakończenia jej działalności (styczeń 2011 r.), nie czekając na werdykt Trybunału Konstytucyjnego w sprawie zgodności tej komisji z konstytucją. Gdyby tak się stało, to TK może umorzyć postępowanie, ponieważ nie musi orzekać o bycie już nieistniejącym. To z kolei spowoduje niemożliwość starania się przez samorządy o zwrot
żeby zakończyć działanie KM, albowiem nagrabił tyle, że jest już usatysfakcjonowany. Jak zwykle stracimy na tym my wszyscy, a rząd zrobi wszystko, żeby wilk (Kościół) był syty, a owca (państwo) pożarta... Józef Frąszczak, Głogów
Byliśmy pierwsi Kilka lat temu TVN przyjechał na przemarsz członków partii RACJA i czytelników „FiM”. Kiedy proszono mnie, bym się wypowiedział na temat Kościoła, odpowiedziałem, że nie warto z TVN gadać. Zapytano, dlaczego. Bo TVN i tak nic nie wyemituje, ponieważ TVN boi się kleru i powiedziałem kamerzyście, aby wyłączył kamerę i nie marnował w niej akumulatorów i swego czasu. Teraz TVN ogłosił, że to Janusz Palikot jest pierwszą osobą, która odważyła się protestować przed pałacem biskupim. A jest to bezczelne kłamstwo. Nie PALIKOT, lecz RACJA była pierwsza i pierwszy był tygodnik „Fakty i Mity” wraz z naczelnym Romanem Kotlińskim, który do dziś ujawnia łajdactwo Kościoła tak samo, jak lata temu. Dowiaduję się także, że pan Kraśko razem z innym człowiekiem będzie wydawał książkę na temat świństw w Kościele katolickim. Nic nowego nie napiszą, ponieważ wystarczy zajrzeć do archiwum tygodnika „Fakty i Mity” – nawet sprzed 10 lat – żeby dowiedzieć się czegoś, co ma być wydane jako plagiat. Albo czytać trylogię Romana Kotlińskiego „Byłem księdzem”. A TVN, zamiast wyemitować coś na temat partii RACJA, chował głowę w piasek, a nawet tłumił partię i tygodnik, kompromitując w ten
19
SZKIEŁKO I OKO
do niczego nie jest w stanie dojść. Palikot jaki jest, taki jest, mimo to tylko on nie boi się Kaczorów i czarnych. Gdybanie, czy go poprzeć, jest stratą szansy, jaka się nam przydarzyła. Trzeba kuć żelazo póki gorące, bo taka okazja może się już nie powtórzyć. Obecne ugrupowania lewicowe nie mają siły do realizacji swych postulatów i nikt ich się nie lęka. Palikot to jak na razie wspaniała i jedyna nadarzająca się nam okazja. Jeżeli jej nie wykorzystamy, to dużo stracimy. W katastrofie 10 kwietnia tego roku zginął mój szwagier i cała rodzina jest przekonana, że Jaro ma rację, i że to był zamach... Miesiąc przed katastrofą zarzuciłam K. Putrze, że mam już dosyć jego niecnych występków. Potem wszystko poparłam argumentami z „FiM” i innych źródeł. Wcześniej przez kilka lat nie utrzymywaliśmy kontaktów, gdyż nic go nie przekonywało. Obecnie siostra jest na mnie obrażona, gdyż winię Kaczora L. Czytelniczka
mojego ojca? Może powinienem umieścić napis: „Był dobrym człowiekiem”?! Przyznaję, że to jest zjawisko żenujące i budzące niesmak. Jestem ciekaw, jak to jest w innych miastach w Polsce. Czy to kołtuństwo nie jest zaraźliwe? Hieronim Rybołowicz
Naiwniacy Wierni Krk w dziwny i pozbawiony logiki sposób odnoszą się do prostych w zasadzie przypadków, a raczej wypadków, którymi obdarza ich los. Na przykład w Chile uratowani górnicy bez przerwy widzieli w swoim ocaleniu rękę Boga. Ani przez moment żaden z nich nie próbował zadać pytania, kto spowodował ten zawał, który ich odciął od świata... Wszechmogący Bóg mógł przecież machnąć swoją czarodziejską różdżką i nie pozwolić, by do niego doszło. To samo dotyczy wypadku Tu-154. Z tą jednak różnicą, że w nim wszyscy zginęli. Bóg okazał się dla nich mniej łaskawy niż dla chilijskich górników. Skazał ich na śmierć! Czym sobie na to zasłużyli?! I tu znów przychodzi wiernym w sukurs Kościół, który jako jedyny zawsze wiedział, co powiedzieć w takich momentach. Retoryka biskupów jest prosta – BÓG JEST JEDNYM WIELKIM DOBREM. Zło zaś powodują słabi ludzie podjudzeni przez szatana. A jeśli zdarzy się jakiś wypadek, którego nie sposób przypisać ani ludziom, ani szatanowi, to w chilijskim przypadku należy złożyć modły dziękczynne, zaś w smoleńskim – błagalne. Proste jak linijka. I dlatego tak
łatwe do przyjęcia przez naiwniaków, którzy oczekują takich właśnie słów. Jak narkoman kolejnej działki. Eryk Farys
Są efekty! Jako ateista i inicjator czytelniczej akcji sprzed kilku lat „Uwolnij FiM”, w ramach której „uwolniliśmy” (o czym jestem przekonany) kilka mln egzemplarzy tygodnika, mam dużą satysfakcję, patrząc dzisiaj na słabnące oddziaływanie Kościoła katolickiego. Widzimy bezradnie miotających się biskupów, pustoszejące kościoły i demonstracje pod siedzibami biskupów. To my, czytelnicy, członkowie i sympatycy RACJI PL oraz dziennikarze „FiM” przygotowaliśmy w dużej części grunt do zmian, jakie teraz obserwujemy. Bądźmy z tego dumni. Były lata, że z antyklerykałów kpiono, poniżano nas wręcz (vide: wypowiedzi A. Kwaśniewskiego), ale my konsekwentnie robiliśmy swoje, twierdząc, że trzeba na tym ugorze siać i nie poddawać się, gdyż racja jest po naszej stronie. Niedawno Kinga Dunin bardzo celnie napisała, że „polski antyklerykalizm jest niedocenianą siłą”. Te słowa są swoistą laurką naszej antyklerykalnej działalności. Chcę wszystkim aktywnym antyklerykałom podziękować za wieloletni trud i powiedzieć, że warto było działać, gdyż doczekaliśmy się pierwszych owoców. Widząc namacalne efekty naszej pracy, wzmóżmy teraz naszą aktywność, gdyż przeciwnik jest śmiertelnie poraniony, a przez to bardzo niebezpieczny i zdeterminowany. Andrzej
Antyklerykalny kandydat z Częstochowy
Kołtuny na cmentarzu Na cmentarzu w Białymstoku zauważyłem, że przed nazwiskiem na pomniku umieszczony był napis „adwokat”. Przyznaję, że wywołało to we mnie pewien niesmak, a także ciekawość, czy nie ma tego więcej. A gdy ujrzałem na pomniku inskrypcję dla „ginekologa”, to pomyślałem, że brakuje tylko tabliczki z godzinami przyjęć. A co z panią ministrową? A profesor zwyczajny i nadzwyczajny? Czy godzi się, żeby adwokat leżał koło stolarza? Czy nie powinni mieć osobnej alejki, a nawet osobnego cmentarza? A co z grobem
RELAX
20
zeskie reformy, o których wspomnieliśmy przed tygodniem, szybko zaczęły budzić niepokój państw Układu Warszawskiego. W Dreźnie, Warszawie i Bratysławie odbyła się seria spotkań przywódców państw UW, podczas których próbowano wywrzeć presję na czeskich przywódcach, by w swych poczynaniach nie wysunęli się zbyt daleko poza obowiązującą doktrynę państw bloku wschodniego. Co ciekawe, największym przeciwnikiem praskiej wiosny nie był radziecki przywódca Leonid Breżniew, lecz jego odpowiednicy – w NRD Walter Ulbricht oraz w Polsce Władysław Gomułka, który poza tym wszystkim obawiał się, że osłabienie czeskich więzów z Układem Warszawskim wzmocni tam wpływy RFN. Pamiętajmy, że polskie granice na Odrze i Nysie nie miały wówczas większych gwarancji międzynarodowych. Znamienny jest fakt, że praska wiosna w swym wymiarze postępowym była dużo łagodniejsza niż polski Październik ’56, kiedy to Gomułka był przecież liderem. Niestety, duch konferencji w Monachium sprzed trzydziestu lat był wciąż żywy, a w Polsce najwyraźniej stale pokutował przedwojenny dogmat, że Czechosłowacja jest tworem państwowym zbyt słabym, aby samodzielnie prowadzić politykę zagraniczną. Pamiętano też dobrze, że opanowanie tego kraju przez Hitlera w 1939 roku w zasadzie przesądziło o losie Polski. Doszło nawet do poufnego spotkania Dubczeka z Gomułką w Ostrawie, gdzie „Wiesław” przestrzegał swego czeskiego kolegę przed radykalizacją programu reform. Z końcem sierpnia 1968 roku powinien się odbyć zjazd Komunistycznej Partii Czechosłowacji, który miał usankcjonować przemiany, nadać im charakter konstytucyjnoprawny i oficjalnie odsunąć stalinowców od stanowisk. Jednak obradujący w dniu 14 lipca w Warszawie przedstawiciele pięciu państw UW (Bułgaria, NRD, Polska, Węgry i ZSRR) sytuację w CSRS uznali za kontrrewolucję i zażądali zaniechania większości reform. Wystosowano również do kierownictwa czeskiej partii oficjalny list, (a w praktyce ultimatum), w którym czytamy m.in.: „Nie było i nie jest naszym zamiarem mieszanie się w kwestie będące wewnętrznymi sprawami Waszej Partii i Waszego Państwa (...). Nie możemy jednak zgodzić się na to, aby wrogie siły zawróciły Wasz kraj z drogi socjalizmu i spowodowały niebezpieczeństwo odłączenia się Czechosłowacji od wspólnoty socjalistycznej. To nie są tylko Wasze sprawy. Są to wspólne sprawy wszystkich partii komunistycznych i robotniczych i wszystkich państw zjednoczonych sojuszem”. Dokument ten zyskał później miano „Doktryny Breżniewa”. Władze czechosłowackie odrzuciły żądania listu, co definitywnie zaważyło na przeprowadzeniu zbrojnej interwencji.
C
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
PRZEMILCZANA HISTORIA 20 sierpnia 1968 roku przed godz. 22 w okolicach Pragi z 469 radzieckich samolotów dokonano desantu trzech dywizji komandosów. Tak rozpoczęła się operacja „Dunaj”, uważana za największą operację wojskową w Europie od czasu zakończenia II wojny światowej. W ciągu jednej nocy prawie sześćset tysięcy żołnierzy radzieckich,
Wkrótce po wkroczeniu do Czechosłowacji radzieccy komandosi aresztowali kierownictwo czeskiej partii z Dubczekiem na czele i wywieźli do Moskwy. W odpowiedzi pozostali członkowie władz zwołali w trybie pilnym na dzień 22 sierpnia nadzwyczajny zjazd KPCz, który w obawie przed aresztowaniami odbył się potajemnie w fabryce
polska, która była drugą siłą Układu Warszawskiego. Szef MON Wojciech Jaruzelski w tym celu powołał II Armię WP, na czele której stał ówczesny dowódca Śląskiego Okręgu Wojskowego – generał brygady Florian Siwicki. W całej operacji udział wzięło blisko 25 tys. żołnierzy LWP, 647 czołgów i 566 transporterów opancerzonych.
HISTORIA PRL (33)
Praska wiosna Interwencja zbrojna w Czechosłowacji w 1968 roku to bez wątpienia jedna z najdramatyczniejszych kart w powojennej historii Europy.
polskich, węgierskich, bułgarskich oraz wschodnioniemieckich wkroczyło do Czechosłowacji (udział armii NRD ograniczył się do ok. 30 żołnierzy jednostki łączności w sztabie armii inwazyjnej). Dowódcą całej operacji został marszałek radziecki Iwan Jakubowski, a główne centrum dowodzenia było w Legnicy. O godz. 1.40 wszystkie rozgłośnie radiowe zaczęły nadawać apel czeskiego prezydenta Ludvíka Svobody o niestawianie oporu okupantom, a armia czechosłowacka otrzymała całkowity zakaz opuszczania koszar. Jednak pewien opór zaczęła stawiać ludność cywilna. Już pierwszego dnia agresji podczas obrony budynku radia zastrzelono piętnastu Czechów, a do końca operacji zginęło około 100 cywilów.
lokomotyw ÈKD w Wysoczanach. Na zjeździe wyrażono ostry sprzeciw wobec inwazji obcych wojsk i na znak protestu wezwano do godzinnego strajku powszechnego w dniu 23 sierpnia. Ze wszystkich funkcji usunięto też kolaborantów próbujących zalegalizować interwencję i na ich miejsce wybrano członków partii nastawionych proreformatorsko. Jednak opór Czechów zmalał, gdy więziony w Moskwie Dubczek po pięciu dniach nacisków ostatecznie skapitulował i podpisał oświadczenie potępiające swoje własne dzieło. Wtedy w Czechosłowacji z wolna rozpoczął się proces przywracania starego porządku, czyli tzw. „normalizacja”. Oczywiście w operacji „Dunaj” spory udział miała również armia
Wojsko polskie zajęło teren o powierzchni 25 tys. km2 (tj. 16 proc. powierzchni kraju); głównym ośrodkiem miejskim na tym terenie był prawie stutysięczny Hradec Kralove. Do głównych zadań Polaków należało blokowanie oddziałów czeskiej armii (obstawianie jednostek wojskowych), likwidacja „nielegalnych” rozgłośni radiowych i zamalowywanie napisów na murach. Sami żołnierze – zanim przystąpili do interwencji – byli w kraju poddawani silnej propagandzie antyczeskiej, a niektórzy politrucy opowiadali nawet, że do CSRS wkroczyły wojska Niemiec Zachodnich. Niestety, po przybyciu do Czechosłowacji i przekonaniu się o stanie faktycznym, wielu żołnierzy przeżywało załamanie nerwowe;
do częstych zjawisk należały samowolki oraz alkoholizm. W całej operacji, która trwała do 2 listopada, zginęło dziesięciu polskich żołnierzy, jednak wyłącznie w wyniku nieszczęśliwych wypadków – na przykład niewłaściwego obchodzenia się z bronią. Doszło też do wypadku polskiego czołgu, który wpadł do rowu, oraz transportera opancerzonego zmiażdżonego przez nadjeżdżający pociąg. Jak nietrudno się domyślić, polskie wojsko spotkało się z dużą wrogością ze strony ludności cywilnej, która stosowała głównie tzw. bierny opór – przestawiano znaki drogowe, kobiety kładły się na jezdni przed nadjeżdżającymi czołgami i żołnierze musieli usuwać je siłą, oczywiście wśród obelg i gwizdów tłumu. Przeważnie też rozmowy z miejscową ludnością przypominały tragikomedię. Czesi krzyczeli do polskich żołnierzy: „Wynoście się stąd, chcemy Dubczeka”, a Polacy odpowiadali im: „Nie ulegajcie wrogiej, imperialistycznej propagandzie”. Niestety, doszło również do tragedii. Otóż 7 września 1968 roku w Jiczinie pijany żołnierz 11. Dywizji Pancernej otworzył ogień do grupy przypadkowych osób oraz przejeżdżających samochodów, zabijając dwie osoby, a pięć innych raniąc. Ranni zostali także dwaj żołnierze WP, usiłujący rozbroić szaleńca. Tragedia w Jiczinie odbiła się głośnym echem w całej Czechosłowacji, a pogrzeb ofiar przemienił się w wielką manifestację patriotyczną z antypolskimi akcentami – dwoje Czechów było jedynymi ofiarami, które zginęły z rąk żołnierzy spoza Armii Czerwonej. Sprawca zbrodni został w trybie doraźnym skazany na karę śmierci, która została następnie zamieniona na dożywocie, a po 15 latach żołnierz został zwolniony. Reakcja polskiego społeczeństwa na powyższe wydarzenia była zdecydowanie niejednoznaczna. Polskich żołnierzy udających się na interwencję ludzie często żegnali znakiem krzyża, a w oknach wystawiano święte obrazy. Wielu artystów organizowało wtedy specjalne występy dla żołnierzy udających się na misję. Z drugiej strony na uwagę zasługuje desperacki krok Ryszarda Siwca, który podczas oficjalnych dożynek państwowych na Stadionie Dziesięciolecia w Warszawie w proteście przeciwko inwazji oblał się rozpuszczalnikiem i podpalił. W wyniku odniesionych poparzeń Siwiec zmarł w szpitalu po kilku dniach. Natomiast posłowie katolickiego koła Znak zasiadający w ówczesnym parlamencie planowali w ramach protestu demonstracyjnie zrzec się mandatów poselskich. Jednak od tej decyzji odwiódł ich... prymas Stefan Wyszyński, który wytłumaczył im, że Gomułka działał w stanie „wyższej konieczności” i został de facto zmuszony do udziału w inwazji. PAWEŁ PETRYKA
[email protected]
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
OKIEM BIBLISTY
21
HISTORIA SOBORÓW I DOGMATÓW (48)
Stosunek Kościoła do ateizmu (2) „Zabierając się z całą gorliwością do pisania do was o naszym wspólnym zbawieniu – czytamy w Liście św. Judy – uznałem za konieczne napisać do was i napomnieć was, abyście podjęli walkę o wiarę, która raz na zawsze została przekazana świętym” (w. 3). Podobnej walki – jak głoszą ideologowie katoliccy – podjął się również Kościół katolicki. Jakich metod postanowił w tej walce użyć i czy okazały się one skuteczne? mówiąc, orężem w walce z niewierzącymi ma być przede wszystkim silna wiara, świadectwo życia oraz miłość braterska wiernych. Czy oręż ten okazał się skuteczny w realizacji zamierzeń soborowych? Wręcz przeciwnie. Mimo kongresów eucharystycznych i powstawania wewnątrz Kościoła nowych ruchów, które stawiają sobie za cel odnowę duchową i moralną, Kościół katolicki nie był i nie jest w stanie powstrzymać postępującej ateizacji i laicyzacji. Wiara, która w rozumieniu ideologów katolickich ma zwyciężać świat – również ten ateistyczny – okazała się po prostu nieskuteczna. Dlaczego? Przede wszystkim dlatego, że laicyzacja i ateizacja świata jest niejako wpisana w jego historię. Wynika to już ze słów Jezusa, który przewidział ten stan rzeczy. Jego słowa: „Czy Syn Człowieczy znajdzie wiarę na ziemi, gdy przyjdzie?” (Łk 18. 8) nie są bowiem pytaniem retorycznym, co potwierdza szerszy kontekst tej wypowiedzi, który nawiązuje do „dni Noego” oraz „dni Lota” (Łk 18. 26–30), ale zapowiedzią postępującego zaniku wiary. Po drugie – Kościół nie jest w stanie wykorzenić ateizmu, ponieważ sprzeniewierzył się zarówno Ewangelii, jak i swoim wiernym (krucjaty, inkwizycja, fałszerstwa, hamowanie odkryć naukowych, feudalizm) i w ten sposób stał się niewiarygodny. Innymi słowy: katolicyzm niewiele ma wspólnego z ewangelicznym przesłaniem – z wiarą i postępowaniem pierwszych chrześcijan. Jak bowiem wiadomo, jest to wiara głównie oparta na tradycji, dogmatach i zabobonach, w której przewodnią rolę pełni Matka Boża ze świętymi patronami, a nie Bóg, którego obraz został wypaczony. Nieskuteczność katolickiej wiary uwidacznia się również w nieprzystawalności różnych sfer życia. Z jednej strony widzimy bowiem masową religijność, i to od święta – z fanatycznym przywiązaniem do symboli religijnych (np. żenujące batalie o krzyż/e) – przy prawie całkowitej nieznajomości Biblii, a nawet podstaw własnej wiary; z drugiej zaś strony brak dyscypliny moralnej, i to nawet wśród duchownych (materializm,
J
Przede wszystkim teologowie katoliccy doszli do przekonania, że aby skutecznie walczyć z ateizmem, tak, aby całkowicie go wykorzenić, najpierw należy „uchwycić kryjące się w umyśle ateistów powody negacji Boga (...) i poddać je poważnemu i głębszemu zbadaniu” („Gaudium et spes”, p. 21). Dotychczasowa otwarta walka Kościoła z ateizmem została więc zastąpiona nową strategią, która miała polegać już nie na konfrontacji i potępieniu, lecz na dogłębnym rozpoznaniu problemu i jego przyczyn oraz na swego rodzaju dialogu z niewierzącymi. Chociaż bowiem „Kościół (...) odrzuca ateizm całkowicie, to jednak szczerze wyznaje, że wszyscy ludzie, wierzący i niewierzący, powinni się przyczyniać do należytej budowy tego świata, w którym wspólnie żyją; a to z pewnością nie może dziać się bez szczerego i roztropnego dialogu” (p. 21). Drugi Sobór Watykański zmienił zatem diametralnie swoje nauczanie i praktykę, o czym świadczą m.in. słowa: „Środka zaradczego na ateizm należy się spodziewać tak od doktryny odpowiednio wyłożonej, jak i od nieskażonego życia Kościoła i jego członków. Zadaniem bowiem Kościoła jest uobecniać i czynić niejako widzialnego Boga i Jego Syna wcielonego przez nieustanne odnawianie się i oczyszczanie pod kierunkiem Ducha Świętego. Osiąga się to świadectwem żywej wiary i dojrzałej wiary (...). Ta właśnie wiara winna ujawniać swą płodność, przenikając całe życie wiernych, także i życie świeckie, i pobudzając ich do sprawiedliwości i miłości, zwłaszcza wobec cierpiących niedostatek. Do okazywania obecności Boga przyczynia się wreszcie najbardziej miłość braterska wiernych, którzy jednomyślni w duchu, współpracują dla wiary Ewangelii i stają się znakiem jedności” (w. 21). Powyższy cytat z konstytucji duszpasterskiej wskazuje zatem, że aby skutecznie przeciwdziałać szerzącej się ateizacji, Kościół potrzebuje zarówno właściwie wyłożonej doktryny, jak i „nieskażonego życia Kościoła i jego członków”, które osiąga się przez żywą i dojrzałą wiarę. Krótko
alkoholizm, pedofilia itp.). Krótko w publicznych szkołach. I jedno, i drumówiąc, nadzieje soboru, że „środgie wywołuje odwrotny skutek. Tym kiem zaradczym na ateizm” stanie się bardziej że w przypadku katechezy „nieskażone życie Kościoła [duchow praktyce mamy do czynienia z wywieństwa – przyp. autora] i jego wierraźnym podziałem dzieci na katolinych”, całkowicie legły w gruzach. ków (ci rzekomo dobrzy) i niekatoJeśli bowiem sami katolicy tracą wialików (bezbożni lub innowiercy), co rę (a takich jest coraz więcej) nie samo w sobie jest już złe i musi butyle z powodu lektury Marksa, co dzić uzasadniony sprzeciw. przez kontakt ze swoim proboszczem Porozumieniu z niewierzącymi – jak słusznie zauważył ks. prof. Jónie sprzyja również wydawanie pańzef Tischner – czyż można oczekistwowych pieniędzy, czyli pieniędzy wać nawrócenia ateistów – i to w dowszystkich podatników (wierzących datku na katolicyzm? i niewierzących) – czy to na budoNieskuteczna w walce z ateizmem wę Świątyni Opatrzności, budowę okazała się również „doktryna odpomników Jana Pawła II, czy powiednio wyłożona”. Co prawda na uczelnie katolickie oraz armię francuski jezuita Henri Bouillard duszpasterzy i katechetów. proponował odpowiednie przekształOkazuje się, że zamierzenia socenie katolickiej doktryny, borowe (Vaticanum II) poaby odpowiadała ona zostały tylko na papienaukowemu podejrze. W Kościele nie ściu i dostarczama bowiem miejła rozumowego sca na „szczery uzasadnienia i roztropny diawiary w Bolog” z niewiega, ale i te rzącymi. Co starania najwyżej zdaniewiele rzają się pomogły pewne ukłaKościołowi, dy pomiędzy a jego świą„lewicowymi” tynie prawie decydentami w całej Euroa purpuratami pie świecą dziś (przynajmniej tak pustkami. było do niedawna), e a st „Dialog” z nie- an ei i to wszystko. Nie ma M t a i wierzącymi przekreśla es lie r – jednak owego „szczerego” k sią dz również wspomniana już ostenzainteresowania dialogiem dotytacyjność religijna katolików. Mimo czącym samej istoty światopoglądu że Jezus powiedział: „Baczcie, byście ateistycznego, w którym liczyłyby się pobożności swojej nie wynosili jedynie merytoryczne argumenty, przed ludźmi, aby was widziano” a nie stereotypy. Dlaczego tak jest? (Mt 6. 1), Kościół katolicki uporczyNajwidoczniej z dwóch powodów: alwie walczy o coraz więcej miejsca bo Kościół obawia się argumentów w przestrzeni publicznej. Co więcej, strony przeciwnej, bo wie, że są to chce być nie tylko widoczny i słyszaargumenty trudne do obalenia, albo ny – kosztem prawa do wolności tych, też sługom Kościoła zabrakło owej którzy wyznają odmienny światopożywej wiary i dlatego nie zależy im gląd – ale również wpływać na ustajuż na „przyjaznym zaproszeniu [atewodawstwo. Czyni tak, chociaż Jezus istów], by otwartym sercem rozważywyraźnie powiedział: „Oddajcie, co li Ewangelię Chrystusową” (p. 21). jest cesarskiego, cesarzowi, a co BoOczywiście, dokąd trwała zimna żego, Bogu” (Mt 22. 21). Powiedział wojna między Wschodem a Zachoteż, że „prawdziwi czciciele będą oddem, Kościół zmuszony był prowadawali Ojcu cześć w duchu i w prawdzić dialog z niewierzącymi, zwłaszdzie” (J 4. 23). Niestety, wychodzi cza z marksistami, ale odbywało się na to, że hierarchowie katoliccy jato głównie na polu społecznym i ekokoś opacznie pojmują słowa Chrystunomicznym. Wzywała bowiem sa. Zamiast bowiem czcić Boga do niego zarówno konstytucja pasto„w duchu i w prawdzie” (J 4. 24) oraz ralna „Gaudium et spes”, jak i enuznać rozdział Kościoła od państwa, cyklika papieża Pawła VI „Eccledzielą samych wierzących oraz posiam suam”. głębiają jeszcze bardziej przepaść poCo ciekawe, P. Riga, katolicki między wierzącymi a niewierzącymi. komentator tej encykliki, uważa nawet, że „komunizm marksistowski odTa dziwaczna strategia Kościoła grywał pozytywną rolę w dziedzinie nie służy zatem porozumieniu z niespołeczno-ekonomicznej, dlatego nawierzącymi, a co dopiero ich należy go uznać za jeden z możliwych wróceniu. Nie służy temu bowiem do przyjęcia systemów” (Józef Kelani umieszczanie krzyży w instytuler, „Katolicyzm”, s. 366). cjach państwowych, ani też katecheza
Z kolei inni „ideolodzy katoliccy twierdzą, że nie mógłby on [ateizm marksistowski] powstać, gdyby chrześcijaństwo nie zaniedbało spraw społecznych, do których rozwiązania zostało powołane” (Stanisław Wiecha, „Kościół katolicki wobec ateizmu” [w:] „Zarys religioznawstwa”, praca zbiorowa pod redakcją Józefa Kellera, s. 428). Ateizm marksistowski bowiem – pisze P. Riga – „wyrósł z analizy społecznych przejawów religii XIX wieku, dlatego negacje religii opiera przede wszystkim na płaszczyźnie społecznej (...). Dzisiejsi chrześcijanie przeto powinni doceniać wysiłki marksistów i uznawać potrzebę współdziałania z nimi na polu społecznym” (J. Keller, tamże, s. 367). Co więcej, „wiedeński kardynał Franciszek König stwierdził, że źródeł dzisiejszego ateizmu należy poszukiwać na Zachodzie, a nie na Wschodzie, oraz dodał, że wierni powinni współpracować z ateistami w budowie nowego życia i wykazywać, że motywacja religijna pomaga im w tej pracy, a nie odwodzi ich od spraw tego świata”. Natomiast patriarcha Antiochii Maksimos IV stwierdził, że „postawa ateistów jest często konsekwencją postępowania chrześcijan, którzy w egoistyczny sposób, nacechowany troską o własne majątki i osobiste bezpieczeństwo, usiłują głosić innym prawdy wiary” (tamże, s. 369). Również wymieniony już P. Riga przyznał, że „zarzut marksistów, iż na przestrzeni dwóch tysięcy lat chrześcijanie nie potrafili zlikwidować podstawowych źródeł zła społecznego, a nawet pozwolili wykorzystywać zasady wiary dla uzasadnienia i obrony ustroju niesprawiedliwości społecznej, jest słuszny” (tamże, s. 366). Niestety, to za mało, bo już Jan Paweł II zajął na powrót pozycje integrystyczne, dążąc do przewodzenia całej ludzkości w sensie religijnym i społecznym. Poza tym Kościół papieski do tego stopnia ukształtował i utrwalił niewłaściwą postawę wiary oraz błędny obraz Boga, że – biorąc pod uwagę jego niereformowalność w sferze doktrynalnej – nie jest już zdolny czegokolwiek zmienić w tej materii. Trudno się zatem dziwić, że tak wielu odrzuca koncepcję Boga. Cóż, „wiara nie jest rzeczą wszystkich” (2 Tes 3. 2). Jest sprawą osobistą i nie można jej nikomu narzucić siłą. Można ją jedynie „pokazać” (Jk 2. 17) właściwym postępowaniem zgodnym z wezwaniem apostoła Piotra: „Prowadźcie wśród pogan życie nienaganne, aby ci, którzy was obmawiają (...), przypatrując się bliżej dobrym uczynkom, wysławiali Boga w dzień nawiedzenia” (1 P 2. 12; por. Mt 5. 16; 1 P 3. 1). BOLESŁAW PARMA
22
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
OKIEM SCEPTYKA
ANTYMITOLOGIA NARODOWA (5)
Orły z krzyżem W 1095 r. papież Urban II ogłosił pierwszą krucjatę do Ziemi Świętej. Do udziału w niej zostali wezwani również Polacy. Za początek naukowej dyskusji na temat „Polska a krucjaty” trzeba uznać lata 20. XX w. Wtedy to Roman Grodecki na łamach „Przeglądu Powszechnego” opublikował artykuł „Polska wobec idei wypraw krzyżowych”. Autor ten stwierdził m.in.: „Bezpośredni udział Polski we właściwych wyprawach krzyżowych [do Ziemi Świętej] – był jak wiadomo – minimalny; raczej można się go domyślać, niż go udowodnić. Tę abstynencję Polski w stosunku do wypraw krzyżowych najsnadniej tłumaczyć by można tem, że nie istniały w Polsce te przyczyny gospodarcze i społeczne, które wśród społeczeństw stanowiły właściwą causa efficiens zjawiska masowych wypraw krzyżowych, a także i tą okolicznością, że pod koniec XI i XII w. społeczeństwo nasze nie do gruntu jeszcze było wewnętrznie schrystianizowane, nie zżyło się jeszcze uczuciowo z nową wiarą na tyle, by wybuchać fanatyzmem lub, dawszy się porwać zapałowi, wyładować go w dalekich wyprawach i krwawych walkach na obczyźnie, przedsiębranych w obronie krzyża lub dla zyskania mu nowych wyznawców”. W swej głównej i kontrowersyjnej tezie przypisał polskiemu rycerstwu „wrodzoną niechęć
W
do orężnego przymusu w kwestiach wiary, nie zaś w kwestiach politycznej obrony czy rozszerzenia państwa”. Po wojnie kontynuowano tę dyskusję, analizując wpływy ideologii krucjatowej w kronice Galla Anonima, udział Polaków w krucjacie połabskiej, wojny pomorskie i pruskie, a także prezentując obecny stan wiedzy o polskich krzyżowcach. I tak na przykład Benedykt Zientara stwierdził, że „w zbrojnych wyprawach do Ziemi Świętej Polacy nie odegrali żadnej większej roli (...). Natomiast dość szybko potrafiono w Polsce wykorzystać w wojnie ideały wojen krzyżowych w wojnach z pogańskimi sąsiadami”. O udziale Polaków w wyprawach lewantyńskich Maria Starnawska napisała: „W XII i XIII w. prowadzona przez zakony krzyżowe propaganda krucjatowa docierała do książąt i warstwy możnowładczej, chociaż jej efekty ze względu na odległość Polski od Ziemi Świętej nie mogły być wielkie”. Przyznała jednocześnie: „ (...) ułamkowy charakter zachowanych źródeł pozwala przypuszczać, że podobnych wypraw [krzyżowych] mogło być nieco więcej”. Ważne miejsce w badaniach zajmuje kwestia miejsca Polski
III R P r e l i g i a w t a r g n ę ł a d o wszelkich instytucji, włącznie ze świątyniami wiedzy – uni wersytetami. Irracjonalny język wiary niszczy naukową precyzję i ośmiesza pracowników wyższych uczelni. Do naszej redakcji dotarło, dzięki przyjaciołom „FiM”, osobliwe zaproszenie. Jest to tekst reklamujący konferencję, która ma być zorganizowana na Uniwersytecie Śląskim w Katowicach. Temat: „Nauka a Tajemnica”. Już sam tytuł jest zastanawiający. Ale czego właściwie można oczekiwać od imprezy firmowanej przez Wydział Fizyki i... Archidiecezjalny Ośrodek Duszpasterstwa Akademickiego? Już przywykliśmy do tego, że na polskich uniwersytetach rozgościła się pseudonauka o nazwie teologia (a właściwie – wymyślone przez ludzi baśnie), ale że przy organizowaniu imprez partnerem rektora oraz reprezentantów jednej z najściślejszych dziedzin wiedzy – fizyki – nie będzie wydział teologii, lecz agenda misyjna jednego z Kościołów, tego dotychczasowy tok klerykalizacji szkolnictwa wyższego nie obejmował. Czekamy na wspólne konferencje – na przykład wydziału matematyki i oddziału propagandy związku tarocistek albo wydziału chemii i delegatury ds. reklamy stowarzyszenia spirytystów. Z punktu widzenia walorów poznawczych oraz ścisłości konkluzji właściwie nie
w planach krucjatowych papiestwa. Jasne jest, że papiestwo domagało się od Polaków poparcia dla różnego rodzaju zamierzeń krucjatowych w Ziemi Świętej – czy to żądając od nich, podobnie jak i od innych ludów, opłat (subsidium) na rzecz Ziemi Świętej, czy też wręcz ogłaszając, również i na ziemiach polskich, wyprawy krzyżowe do Jerozolimy. Episkopat polski ogłaszał bulle krzyżowe w sprawie subsidium i musiał ochronić kolektorów papieskich zbierających dziesięcinę na „obronę Ziemi Świętej”. Wojnę z poganami i z niewiernymi papiestwo przedstawiało jako wspólny cel całego chrześcijaństwa. Krzyżowiec walczący w Ziemi Świętej miał papieskie zapewnienie odpuszczenia grzechów i obfitego łupu, a także inne przywileje. Powodem zaś takiej „sprawiedliwej” i „obronnej” – rzecz jasna – wojny było odzyskanie (a potem obrona) Jerozolimy, Świętego Grobu Pańskiego i Ziemi Świętej z rąk niewiernych oraz odwet za krzywdy i nieprawości „justyfikowany przez Boga i świętych”. Nie bez znaczenia dla papiestwa był fakt, że zwycięstwo wyprawy krzyżowej dawało mu jeszcze silniejszą pozycję w nieustającym zatargu z cesarstwem o inwestyturę. Historię polskiego związku z lewantyńskim ruchem krucjatowym
ma różnicy, czy chodzi o współpracę naukowców z „duszpasterstwem”, czy z różdżkarstwem. Jedno i drugie odwołuje się do tradycji i wiary, a nie do prawdziwej, czyli weryfikowalnej wiedzy. Wprawdzie nigdzie nie jest napisane wprost, że impreza jest naukowa, ale patronat (rektor UŚ – profesor Wiesław Banyś)
rozpoczęło wydarzenie, które dało początek epoce wypraw krzyżowych. Było to wygłoszone 27 XI 1095 r. na synodzie w Clermont wezwanie papieża Urbana VII do walki w obronie chrześcijan na Wschodzie i miejsc świętych w Palestynie. Wedle jednego z późniejszych przekazów, papież miał wezwać również Polaków, Czechów i Węgrów do wzięcia udziału w krucjacie: „Czyż nie zapominacie o kanałach i rzekach, którymi mogą do was dotrzeć owi »Saracenowie«?”. W ostrych słowach wskazał na zagrożenie nawet najodleglejszych krajów ze strony niewiernych. Średniowieczne materiały źródłowe milczą, jaki był polski udział w zwycięskiej pierwszej krucjacie. Trudno jest jednak
nauki. Chętnie bywa za to używane m.in. przez religię. Bo co ono znaczy w języku polskim? Czy naukowcy badają świat, czy jakieś „tajemnice”? Oto podstawowe znaczenie tego słowa: „rzecz tajna, która nie powinna wyjść na jaw” („Słownik mitów i tradycji kultury” Władysława Kopalińskiego). Zatem „tajemnica” to nie tylko coś, co
ŻYCIE PO RELIGII
Psucie nauki oraz takie sformułowania jak „konferencja interdyscyplinarna” albo „różne perspektywy metodologiczne” (cyt. z zaproszenia) sugerują, że celem refleksji jest ustalenie prawdy za pomocą metod naukowych, a nie na przykład w wyniku objawienia. Lista kwestii szczegółowych, które prelegenci mogą zawrzeć w swoich referatach, nie pozostawia złudzeń co do intencji tego przedziwnego łączenia (już w samym tytule!) nauki i religii. Bo sugestie programowe jasno pokazują, dokąd wiedzie refleksja nad „Tajemnicą” przez duże „T”. Zacznijmy od tego, że samo słowo „tajemnica” w zasadzie nie przynależy do świata
jest zakryte, ale coś, co zostało ukryte specjalnie, z wyraźnym zamiarem. Czym może być tajemnica w nauce? Niczym. Bo nie ma nikogo, kto przed naukowcami ukrywałby wiedzę. Ich ograniczenia w poznaniu wynikają wyłącznie z ograniczeń płynących z niedorozwoju nauki. Jednak pojęcie tajemnicy jest bardzo przydatne w propagandzie religijnej. Bo istnieją nie tylko „wielkie tajemnice wiary”, ale dla wierzących świat jest tajemnicą, której rąbek jest uchylany na tyle, na ile Bóg pozwala. Zestawianie słów „nauka” i „tajemnica” jest więc celowym bałamuceniem, mieszaniem nieprzystających do siebie pojęć
przypuszczać, by papieska propaganda nie znalazła odzewu wśród polskiego rycerstwa. Do krucjaty mogły się przyłączyć grupki Polaków bądź przedstawicieli rycerstwa zachodnioeuropejskiego, będącego na służbie książąt piastowskich. Wśród potencjalnych krzyżowców, którzy przyłączyli się do pierwszej wyprawy krzyżowej, pojawia się w literaturze przedmiotu imię księcia Bolesława Krzywoustego. Za podstawę do takiego mniemania wzięto zapisek z Rocznika Traski, gdzie pod rokiem 1123 odnotowano informację o podróży zamorskiej Krzywoustego. Owa bliżej nieokreślona podróż zamorska polskiego władcy tak została zinterpretowana przez jednego z badaczy: „Rzecz wielce do prawdy podobna, że (...) Bolesław Krzywousty z niektórymi panami chrześcijańskimi przebywszy morze i przyczyniwszy się do zdobycia wielu zamków na Saracenach w Ziemi Świętej, przez Węgry do kraju powrócił”. Zwrócono też uwagę na zbieżność chronologiczną owej podróży z krucjatą zorganizowaną przez papieża Kaliksta II w latach 1120–1124 oraz na to, że mianem „podróży zamorskiej” określano w średniowieczu często właśnie wyprawę do Ziemi Świętej. Dominuje jednak opinia, że zapisek ten odnosi się do epizodu krucjat pomorskich Krzywoustego – być może wyprawy na Rugię, Wolin lub Szczecin. Zakończyły się one także w 1123 r., kiedy na tych ziemiach rozpoczęto dalszy etap przymusowej chrystianizacji z udziałem misjonarzy. ARTUR CECUŁA
i robieniem zamętu. A wiadomo, że w mętnej wodzie dobry połów mają rozmaite duszpasterstwa. Zresztą także inne kwestie szczegółowe w omawianym zaproszeniu są żałosne. Cóż to bowiem za pojęcia: „czy język może dotknąć tajemnicy?”, „obłok niewiedzy”, „szacunek wobec tego, co wykracza poza granice ludzkiej natury” lub „tajemnica Innego”? Toż to kaznodziejski bełkot, który nie ma nic wspólnego z naukową perspektywą. To propagandowy koktajl, którego cel jest łatwy do odgadnięcia. Chodzi o to, o co zawsze zabiega Kościół w kontakcie ze światem nauki: udowodnienie, że rozum ludzki ma granice, poza które możemy dotrzeć tylko na skrzydłach wiary, oraz wykazanie, że skrzydła te są do nabycia po przystępnej cenie w kościelnej garderobie. Kto chce się na to nabrać, ma do tego prawo. Ale organizowanie takich żałosnych propagandowych hec pod patronatem państwowej uczelni to po prostu skandal. A także wstyd. Czy na Wydziale Fizyki UŚ naprawdę nikt nie protestuje przeciwko takiemu deprecjonowaniu nauki? Czy zareagują naukowcy z innych uczelni? Mam nadzieję, że w tej sprawie głos zabierze, jak zawsze w takich sytuacjach, Polskie Stowarzyszenie Racjonalistów. Nie pozwólmy klerykałom niszczyć świątyni wiedzy! MAREK KRAK
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r. iskupi nie chcieli dokonać konsekracji Pelagiusza. Biskupa Ostii, który zwyczajowo dokonywał wyświęcenia, tym razem reprezentował prezbiter. Pontyfikat zaczął się więc od upokorzenia papieża, bo Pelagiusz musiał uroczyście potwierdzić, że jest prawowiernym katolikiem, a w Bazylice św. Piotra, trzymając wzniesiony krzyż i Ewangelię, przysięgał, iż nie wyrządził krzywdy Wigiliuszowi. Później również nie potrafił zbudować swojego autorytetu i nie miał pomysłu, jak zakończyć schizmę Kościołów zachodnich, które wypowiedziały Rzymowi posłuszeństwo po potępieniu przezeń
B
dziękczynne na cześć uzurpatora. Był nim Fokas, którego uznano później za jednego z najgorszych tyranów, jacy rządzili Cesarstwem Bizantyjskim (602–610), natomiast małostkowy i nikczemny gest papieża okazał się brzemienny w skutki. Jego następca Sabinian (604–606) postanowił zrobić interes zbożowy. W czasie wielkiego głodu w związku z oblężeniem przez Longobardów „ojciec święty” wystawił w mieście na sprzedaż zapasy ze spichlerzy papieskich, ale po cenach lichwiarskich. Biznes musiał się opłacić, bo papież zyskał sobie tak ogromną nienawiść mieszkańców, że w czasie jego pogrzebu
OKIEM SCEPTYKA popierał Adaloalda (syn Ariulfa), który był przykładnym katolikiem. Jednocześnie odwoływał się do egzarchy cesarskiego Izaaka Armeńczyka o pomoc ramienia świeckiego w ukaraniu krnąbrnych biskupów. W 626 r. katolickiego króla północnej Italii obalił arianin Ariolad, który swą katolicką żonę zamknął w klasztorze. Nie przeszkadzało to papieżowi nawiązać serdecznych stosunków z nowym władcą longobardzkim. Monoteletyzm (jedna wola w Chrystusie, lecz dwie natury) rozwinięty przez tego papieża był formułą kompromisową w sporze monofizytów z diofizytami. Sprawa zaczęła
pod „Ekthesis”. Ponieważ papież nie dawał się przekonać, miał stałe problemy z wojskiem cesarskim. Wkrótce pisarz wojskowy Maurycy przekonał rzymski garnizon, że należny mu żołd znajduje się w skarbcu papieskim napełnionym przez Honoriusza I. Wojsko obległo więc pałace laterańskie, opieczętowując papieskie skarbce. Wkrótce do miasta przybył w tej sprawie egzarcha Izaak, który przepędził zarządców papieskich i skonfiskował papieskie skarby, dzieląc je między wojsko, urzędników i cesarza. Kolejny papież, Jan IV (640–642), na łaskawe zatwierdzenie swego wyboru czekał piętnaście miesięcy.
OJCOWIE NIEŚWIĘCI (12)
Pomyłka nieomylnego Na pontyfikat Pelagiusza I (556–561) padł cień wyczynów jego poprzednika. Nie tylko oskarżano go o zdradę ortodoksyjnej nauki katolickiej („Trzy Rozdziały”), ale na dodatek krążyły pogłoski, że swego poprzednika – Wigiliusza – zamordował. ortodoksyjnej nauki z „Trzech Rozdziałów”. Zaapelował nawet do namiestnika cesarskiego Nersesa, ażeby za pomocą wojska wymusił na krnąbrnych biskupach posłuszeństwo wobec Rzymu. I chociaż dowodził, że takie działanie jest zgodne z prawem Bożym, generał odmówił. Tą samą drogą dla przywrócenia supremacji Rzymu nad całym Zachodem poszedł papież Pelagiusz II (579–590), który o pomoc zbrojną w wojnie z biskupami poprosił namiestnika Smaragdusa. Ten wprawdzie się zgodził, ale interwencja zakończyła się niepowodzeniem. Jeszcze dalej posunął się papież św. Grzegorz I (590–604), pierwszy mnich na stołku papieskim, który faktycznie przejął rządy w Rzymie. Kiedy w roku 593 książę longobardzki Ariulf ruszył na Rzym, papież zebrał wojsko i zamierzał się bronić, ostatecznie jednak przekupił Ariulfa i obiecał mu coroczny trybut. Papież negocjował wówczas traktaty, opłacał wojsko i mianował generałów. Jego celem stała się katolicyzacja ariańskich Longobardów. Udało mu się nawet konwertować Ariulfa. Wdał się poza tym w kolejną awanturę z patriarchą Konstantynopola, wznieciwszy kampanię przeciwko posługiwaniu się przezeń tytułem „patriarchy ekumenicznego”. Kiedy cesarz Maurycjusz napomniał papieża, aby zaprzestał robić szum wokół tak drobnej sprawy, papież już nigdy nie potrafił mu tego wybaczyć i kiedy Maurycjusz został obalony, a następnie brutalnie zamordowany wraz z pięcioma swoimi synami, papież zarządził w Rzymie uroczystości
– w obawie przed masowymi manifestacjami – orszak papieski kierujący się do Bazyliki św. Piotra zmuszony był przejść poza murami miasta. Uświęcenie przewrotu na tronie cesarskim zaowocowało dopiero za pontyfikatu Bonifacego III, który pozostawał w zażyłych stosunkach z Fokasem, zanim jeszcze został papieżem. Ponieważ cesarz Fokas uroczyście potwierdził, że Rzym jako stolica św. Piotra posiada prawa zwierzchnie nad wszystkimi Kościołami, papież Bonifacy wzniósł w Rzymie pozłacany posąg z nabożną laudacją dla tego tyrana. Cesarz zakończył również politykę tolerancji dla schizmy Wenecji-Istrii na tle Trzech Rozdziałów, nakazując namiestnikowi Smaragdusowi zmuszenie schizmatyków do uległości wobec Rzymu. Kolejny papież, Bonifacy IV (608–615), załatwił u Fokasa zamianę Panteonu – dawnej świątyni pogańskiej – na kościół katolicki. Od 16 maja 609 r. świątynia poświęcona wszystkim bogom miała się nazywać kościołem pod wezwaniem Najświętszej Marii Panny i Wszystkich Męczenników (katolickich). Wstąpienie na tron papieski Honoriusza I (625–638) rozpoczęło główny problem polityczno-teologiczny papiestwa VII wieku, związany ze sporem wokół herezji monoteleckiej, a zakończony wyklęciem papieża przez późniejszych papieży za herezję (pomimo to do dziś wszyscy uwikłani pozostają w linii nieomylnych). O tym, że papież Honoriusz nie był pryncypialny w sprawach wiary, świadczą jego sojusze polityczne z królami Longobardów. Początkowo
się od listu Sergiusza I, patriarchy Konstantynopola, w którym namawia on papieża do zakazania dalszych sporów o liczbę sposobów działań w Chrystusie. Papież przystał na to, rozwijając następującą argumentację: ponieważ Słowo działa za pośrednictwem obu natur Chrystusa, ma ono tylko jedną wolę. W dalszych listach papież rozwinął swoją „herezję”. Nowa teologia uzyskała sankcję Najwyższego, czyli oficjalne zatwierdzenie edyktem cesarskim. Edykt Herakliusza z 638 r. zwany „Ekthesis” („Wyjaśnienie wiary”), zabrania deliberowania o liczbie sposobów działań w Chrystusie i nakazuje wiarę w jedną wolę Mesjasza. Wszyscy późniejsi papieże odrzucili monoteletyzm jako zelżywą herezję i zgniły kompromis, wyklinając papieża Honoriusza. Kiedy po wiekach papieże zapragnęli ogłosić biskupów Rzymu nieomylnymi, powstał kłopotliwy problem legalnie wyklętego papieża. Dzisiejsza linia obrony heretyka na tronie papieskim utrzymuje, że nie był on heretykiem, a jedynie „człowiekiem nierozważnym”. Następca Honoriusza, papież Seweryn (640), nie chciał podpisać „Wyjaśnienia wiary”, więc przez ponad rok musiał czekać na zatwierdzenie przez cesarza (od czasu podboju Italii przez Bizancjum do objęcia urzędu papieża potrzebna była zgoda cesarza bizantyjskiego). W końcu wysłannicy rzymscy ubłagali cesarza o zgodę w zamian za obietnicę dołożenia wszelkich starań w sprawie podpisu papieża
Zaraz po wyborze zwołał jednak synod, który potępił monoteletyzm jako herezję. Bardziej agresywny był Teodor I (642–649), syn biskupa i gorący rzecznik ortodoksji. Udało mu się
Papież Honoriusz I
nakłonić Pyrrusa I, byłego biskupa Konstantynopola, do odrzucenia monoteletyzmu, za co w nagrodę ogłoszony został – przynajmniej na papierze – legalnym biskupem Konstantynopola, zaś aktualnie urzędujący biskup Paweł II (641–653) został przez papieża uroczyście ekskomunikowany. Ponieważ papież nie miał środków władczych, aby wcielić w życie swe decyzje, zawiedziony Pyrrus udał się na dwór w Rawennie, gdzie podporządkował się teologii panującej, czyli arianizmowi. Teodor był tak wściekły, że dekret o ekskomunice
23
swego niedawnego faworyta podpisał „krwią Zbawiciela” (dekret miał zostać podpisany przy grobie Apostołów konsekrowanym winem eucharystycznym!). Ponieważ cesarze preferowali na ogół takie teologie, które dawały szansę na jak największą jedność skłóconych chrześcijan, Konstans II w 648 r. zdecydował się na porzucenie linii „Ekthesis” (edykt ten zawiódł w sprawie monofizytów, a na Zachodzie groził destabilizacją polityczną). Nowa formuła panującej teologii ogłoszona została w edykcie zwanym „Typos”, który zakazywał deliberacji nie tylko o liczbie działań w Chrystusie, ale i o liczbie woli, a Kościołowi nakazywał skupić się jedynie na nauczaniu pięciu soborów. Nuncjusz papieski odmówił podpisania dokumentu, za co został wygnany, a jego kaplicę zburzono. Papież zmarł w porę i nie zdążył potępić edyktu. W zamyśle kompromisowa formuła „Typos” zradykalizowała kolejnego papieża – św. Marcina I (649–653) – który odważył się przyjąć tytuł papieski bez zgody cesarskiej. Oburzyło to Konstansa II, który uznał go za pseudopapieża. Papież poszedł za ciosem – zwołał synod na Lateranie, który nie tylko potępił monoteletyzm, ale i obłożył klątwą edykt cesarski. Biskupa Salonik, Pawła II, który nie chciał podporządkować się uchwałom synodu – ekskomunikował. 17 czerwca 653 roku egzarcha Teodor Kalliopas aresztował papieża, który został następnie internowany w Konstantynopolu. 19 grudnia wytoczono mu proces o zdradę stanu, bo wcześniej zdołał skłonić do buntu przeciwko cesarzowi szambelana cesarskiego Olimpusa. Oskarżono go, że podżegał Olimpusa do przewrotu, i skazano na karę śmierci i publiczną chłostę. Wychłostany papież obudził litość ekskomunikowanego wcześniej biskupa Pawła II, który nakłonił cesarza do zamiany kary śmierci na wygnanie. Papież zmarł 16 września 655 r. na Krymie pod Sewastopolem. Jeszcze na rok przed jego śmiercią Kościół rzymski uznał decyzję cesarską i wybrał nowego papieża – Eugeniusza I (654–657). Wojna papieży z herezją (wymyśloną w celach politycznych przez kler) trwała aż do pontyfikatu Agatona, kiedy władze Bizancjum zdecydowały ostatecznie o porzuceniu monoteletyzmu jako narzędzia całkowicie nieskutecznego. W 680 r. w pałacu cesarskim zebrał się szósty sobór powszechny, który proklamował jako teologię panującą naukę o dwóch wolach Jezusa. XIII sesja soboru wyklęła papieża Honoriusza I jako heretyka. 7 maja 683 roku papież św. Leon II powagą następcy św. Piotra zatwierdził dokumenty soborowe, w tym potępienie swego poprzednika, który „usiłował obalić czystą wiarę przez swą bluźnierczą zdradę”. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonaista.pl
24
mpotencja sama w sobie nie jest chorobą, lecz jej objawem. Najczęściej objawem chorób somatycznych takich jak miażdżyca lub nadciśnienie, które przyczyniają się do uszkodzenia naczyń krwionośnych – także w obrębie prącia. Niestety, problemy z erekcją są zjawiskiem powszechnym, zwiększającym się wraz ze starzeniem organizmu. W wieku 40 lat cierpi na nie prawie 40 procent mężczyzn, w wieku 50 lat prawie połowa, a po siedemdziesiątce ponad 70 procent mężczyzn. Wysnuć więc można prosty wniosek, że jest to dolegliwość wieku starczego, nieodwołalnie związana ze starzeniem się organizmu. Do pewnego stopnia tak jest. Impotencja jest ściśle powiązana nie tyle z wiekiem, ile z chorobami towarzyszącymi nam podczas starzenia się. Zachowując zdrowie i właściwy tryb życia, możemy więc bez problemu cieszyć się seksem spokojnie aż do osiemdziesiątki. Jak to zrobić? Ano przyjrzyjmy się najpierw głównym winowajcom tej przykrej dolegliwości. Najczęstszym z nich jest miażdżyca tętnic, czyli stwardnienie ścianek i zwężanie się wewnętrznego przekroju tętnicy z powodu osadzania się na jej ściankach złogów miażdżycowych. Jest ona powodem zawałów serca i wylewów krwi do mózgu, a także problemów z erekcją spowodowanych utrudnionym dopływem krwi do członka. Niewłaściwa, tłusta dieta, brak regularnej aktywności fizycznej i palenie tytoniu to czynniki przyczyniające się do rozwoju miażdżycy tętnic. Zwłaszcza ten ostatni z wymienionych czynników jest zgubny dla naszej aktywności seksualnej. W trakcie badań okazało się, że 40 procent leczonych tam mężczyzn ma impotencję o podłożu krążeniowym, a 98 procent z nich regularnie pali papierosy. Nieleczone nadciśnienie tętnicze to kolejna dolegliwość mająca bezpośredni wpływ na zaburzenia erekcji. Podobnie jak miażdżyca tętnicza nadciśnienie niszczy tętnice, które stają się mniej elastyczne i gorzej transportują krew. Innym winowajcą odpowiedzialnym za jedną czwartą wszystkich wymienionych zaburzeń są farmaceutyki. Problem ten dotyczy zwłaszcza mężczyzn w podeszłym wieku, gdyż to oni są głównymi klientami aptek. W ich przypadku jest to naturalna konsekwencja stosowania „ton” leków zaburzających równowagę układu nerwowego i układu krążenia. Lekami najczęściej wywołującymi impotencję są preparaty przeciwdepresyjne, przeciwzakrzepowe, przeciwpsychotyczne, przeciwpadaczkowe, uspokajające oraz przeciwwrzodowe. Przegląd leków przeprowadzony w USA w latach dziewięćdziesiątych wykazał, że 16 z 200 najczęściej stosowanych lekarstw może powodować impotencję. Jest to najłatwiejsza do wyeliminowania przyczyna niemocy męskiej, gdyż wystarczy zmniejszyć dawki
I
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
GRUNT TO ZDROWIE
Bomba w górę! erekcji, i to na podłożu psychologicznym, biorąc pod uwagę wizerunek średniowiecznej czarownicy. Racjonalne podejście do problemu pojawiło się dopiero w XVI w., kiedy to Johan Weyer doszedł do wniosku, że za impotencją może stać nadużywanie niektórych leków. Ale prawdziwy postęp w leczeniu tej dolegliwości nastąpił w latach 30. XX wieku. Wówczas to opracowano metodę wszczepiania w prącie implantów mających je usztywnić.
podejrzeń. No, może tylko o stan naszej higieny. Dla mniej zamożnych dostępne były i są podciśnieniowe pompki. Zakłada się zakończoną cylindrem pompkę na członek i, wyciągając z niej powietrze, powoduje się napływ do niego krwi. Po osiągnięciu wzwodu zakłada się na podstawę członka elastyczny pierścień zapobiegający odpłynięciu krwi z ciał jamistych. Minusem tego rozwiązania jest fakt, że narząd jest chłodny i ma niebieskawe zabarwienie. Może się także pojawić drętwienie i bolesność, co nie sprzyja zbliżeniu. Dużą skuteczność i popularność zyskała metoda leczenia impotencji polegająca na zastrzykach dopenisowych. Do czasu pojawienia się viagry
Na początku wykorzystywano ludzkie chrząstki żebrowe. Jednak surowiec ten ulegał rozkładowi i nie dawał trwałego efektu. Metoda ta jednak była na tyle obiecująca, że ponad 40 lat później zastosowano ją do wszczepienia implantów silikonowych, co stało się pierwszym skutecznym sposobem eliminowania problemów z erekcją za pomocą protezy. Protezy wykonywane były i są jeszcze w dwóch rodzajach: półsztywne i pompowane. W obydwu rodzajach wszczepia się w członka silikonowe zamienniki ciał jamistych, z tym że półsztywne protezy dodatkowo wyposażone są w... metalowe pręty. Erekcja polega wówczas na wygięciu członka do góry wedle naszego życzenia. Po skończonej „robocie” musimy tylko pamiętać, aby ułożyć nasz organ w pozycji spoczynkowej. Drugi rodzaj protez to bardziej skomplikowane aparaty hydrauliczne. Najbardziej złożone z nich składają się z trzech części. Pierwsza to silikonowe ciała jamiste w prąciu. Druga – zbiornik z płynem umieszczony w podbrzuszu, a trzecia – pompka schowana w mosznie. Jak się dobrze postaramy, partnerka nawet nie zauważy naszej słabości. Umiejętnie zamarkowane pompowanie penisa wyglądające jak swojskie drapanie się po jądrach nie powinno wzbudzić w niej najmniejszych
była to najskuteczniejsza metoda wywoływania wzwodu. Ich działanie polegało na tym, że wstrzykiwana substancja blokowała impulsy nerwowe utrzymujące członek w stanie zwiotczenia. Dzięki rozszerzaniu tętnic i działaniu zwiotczającemu mięśnie gładkie uzyskuje się wzmożony napływ krwi do penisa. Wzwód pojawiał się już 10 minut po zastrzyku i utrzymywał się około półtorej godziny. Minusami tej metody jest sam fakt zrobienia zastrzyku oraz fakt erekcji niekoniecznie powiązanej z bodźcami erotycznymi. Inną formą zastrzyków są czopki dopenisowe, które zawierają taką samą substancję czynną. Jeszcze inne metody to kremy, którymi smarujemy nasz „interes”, pobudzając w nim krążenie. Jednak prawdziwa rewolucja nastała wraz z wynalezieniem viagry. Jak często się dzieje, odkrycie jej było przypadkowe. Na początku lat 90. pracowano nad lekiem zwiększającym napływ krwi do serca, a mającym pomagać w dusznicy bolesnej. Ochotnicy, na których był testowany, nie odczuli co prawda zaniku dotychczasowych dolegliwości, ale, co dziwne, zupełnie nie byli z tego faktu niezadowoleni. Co więcej, prosili o kolejne dawki leku. Okazało się, że zawarty w leku cytrynian sildenafilu nie likwidował objawów dusznicy, natomiast zwiększał
„Bądźcie płodni i rozmnażajcie się, abyście zaludnili ziemię” – takie oto zadanie postawił przed nami Pan Bóg. Przyznajmy, że to całkiem miłe z jego strony, więc wielu żarliwie spełnia to żądanie. Problem zaczyna się dopiero wtedy, gdy stanąć... już nie możemy na wysokości zadania. feralnych medykamentów czy wręcz zamienić je na inne, mniej szkodliwe preparaty. Impotencję mogą też spowodować uszkodzenia rdzenia kręgowego powstałe na przykład w wyniku wypadków samochodowych lub skoku do zbyt płytkiej wody. Przyczyną zaburzeń wzwodu są wtedy urazy nerwów przewodzących impulsy z mózgu do członka. Według niektórych specjalistów, impotencję może też spowodować długotrwała jazda na rowerze, zwłaszcza kiedy siodełko uciska wrażliwe naczynia krwionośne i nerwy. Duży odsetek cierpiących na impotencję pourazową stanowią osoby, które przeszły zabieg wycięcia prostaty. Podczas usunięcia zaatakowanego przez nowotwór gruczołu w przypadku około 40 procent pacjentów dochodzi do uszkodzenia nerwów i naczyń krwionośnych odpowiedzialnych za erekcję. Także cukrzyca może wywoływać impotencję, i to na dwa sposoby: powoduje uszkodzenia nerwów pobudzających członek albo tętnic członka. Około 1/3 chorych na cukrzycę zgłasza problemy z erekcją. Ostatnią grupą przyczyn niemocy seksualnej są zaburzenia psychologiczne. Impotencja może wystąpić zarówno w wyniku silnego stresu, jak i przedłużającej się depresji. Może też być wynikiem braku wiary w swoje umiejętności miłosne i obaw kompromitacji przed partnerką. Powstaje błędne koło uniemożliwiające odbycie stosunku i aby je przerwać, bardzo często niezbędna jest pomoc psychologa. I chociaż wiele z powyższych czynników wiąże się z naszym obecnym stylem życia pełnego stresów i pośpiechu, to jednak nie jest to plaga nieznana w przeszłości. Problemy z erekcją prześladowały mężczyzn przez tysiąclecia i przez cały ten czas szukano na nie skutecznego leku oraz próbowano zdiagnozować ich przyczyny. Ciekawy jest piętnastowieczny traktat „Krótka rozprawa o mężczyznach, którzy pod wpływem czarów nie mogą współżyć ze swoimi małżonkami”, gdzie opisano przyczyny impotencji, a wszystkie oczywiście były związane z czarami. W traktacie podano też wiele praktycznych metod odczyniania uroków. Przewrotny sposób na uleczenie męskości podaje słynny „Młot na czarownice”. Otóż aby odzyskać potencję, należy po prostu... współżyć z czarownicą. Obawiam się jednak, że sposób ten przyczynił się do powiększenia grona osób z zaburzeniami
znakomicie dopływ krwi do penisa, powodując dłuższe i częstsze erekcje. Viagra okazała się lekiem niezwykle skutecznym i wygodnym. Jest skuteczna w osiągnięciu wzwodów u osób mających problemy niemal każdego rodzaju o podłożu somatycznym. Nie pomoże tylko osobom o patologicznie niskim ciśnieniu i z zanikiem ciał jamistych w penisie. Jest lekiem mającym ułatwić wzbudzenie i utrzymanie wzwodu, a nie podniesienie poziomu podniecenia, dlatego nie trzeba jej przyjmować bezpośrednio przed zbliżeniem. Viagrę zazwyczaj stosujemy godzinę przed stosunkiem, a działanie jej odczujemy dopiero wtedy, kiedy osiągniemy stan podniecenia. Nie grozi nam ciągły wzwód, tylko szybsza regeneracja pomiędzy kolejnymi zbliżeniami, których liczba w większości przypadków także się zwiększa. Specyfik pomaga również osobom z niepełnymi lub krótko trwającymi erekcjami. Viagra dostępna jest w trzech dawkach: 25 mg, 50 mg i 100 mg. Na początek stosuje się najmniejszą dawkę raz dziennie. W przypadku braku efektów dawkę można zwiększać, ale nie przekracza się 100 mg dziennie. Najbezpieczniej jednak jest zasięgnąć wcześniej opinii lekarza, który uświadomi nas o ewentualnych interakcjach i skutkach ubocznych. Generalnie jest to lek przepisywany na receptę, aczkolwiek w sex shopach często można go nabyć spod lady i bardzo łatwo jest go zdobyć w internecie. Nie powinno się viagry stosować przy złośliwym, napadowym nadciśnieniu, po świeżo przebytym zawale i udarze mózgu, przy ciężkiej niewydolności wątroby i nerek oraz bardzo niskim ciśnieniu tętniczym. Generalnie nie powoduje ona poważnych skutków ubocznych. Najpoważniejszym z nich są przejściowe zaburzenia widzenia. Inne to bóle głowy lub bóle mięśniowe. Viagra jest też często stosowana przez kulturystów, ponieważ wyśmienicie „pompuje” krew do mięśni podczas treningu, wspomagając dzięki temu efektywność ćwiczeń. Ciekawe zastosowanie viagry wymyśliły też australijskie gospodynie domowe. Otóż wrzucona do wazonu z ciętymi kwiatami przedłuża dwukrotnie ich życie. Ostatnimi laty furorę robi nowa generacja leków przeciw impotencji. Przykładem takiego leku jest preparat Cialis. Mechanizm działania jest taki sam jak w przypadku viagry, chociaż inna jest substancja czynna. Rewolucyjny jest natomiast czas działania, który wynosi aż 36 godzin od momentu zażycia! I najważniejsze – jest także do kupienia w internecie, chociaż jego cena waha się od 40 do 25 zł w zależności od zamawianej przez nas ilości tabletek. Ale przecież nasz wizerunek – męskiego i w każdej chwili gotowego do zaspokojenia samicy Tarzana – wart jest każdych pieniędzy! ZENON ABRACHAMOWICZ
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
TRZECIA STRONA MEDALU
25
GŁASKANIE JEŻA
Chłop potęgą jest i basta W d...e mam Trybunał Konstytucyjny. I to głęboko! – oświadczył w radiu TOK FM minister od rolników. Co rano, w drodze do redakcji, mam w zwyczaju słuchać radia TOK FM. Zawsze dowiem się czegoś porannie najświeższego... Niekiedy coś mnie rozśmieszy, częściej wkurzy, ale żeby dosłownie wściekło, to rzadko... Do pełnego wścieknięcia to potrzeba co najmniej Brudzińskiego albo Kurskiego, ewentualnie Macierewicza. Ale żeby z równowagi wyprowadził mnie PSL-owski minister od rolnictwa, to już naprawdę wstyd! Albo nerwy mam już nie takie, albo gość rzeczywiście plótł androny niebotyczne i duby smalone... Oto Sawicki odniósł się bezpośrednio do niedawnego orzeczenia Trybunału Konstytucyjnego, które mówi: „Populacja rolników prowadzących działalność gospodarczą w zakresie rolnictwa (...) jest dzisiaj bardzo zróżnicowana, w przeciwieństwie do sytuacji w 1991 r., kiedy system powszechnej publicznej służby zdrowia powstawał. Obejmuje dużą liczbę
osób o dochodach nieodbiegających od poziomu dochodów osób prowadzących działalność gospodarczą będących podatnikami podatku dochodowego od osób fizycznych, jednostki o bardzo wysokich dochodach, oraz nadal bardzo pokaźną liczbę osób prowadzących gospodarstwa rolne o bardzo niskiej wydajności i dochodowości, żyjących na poziomie minimum egzystencji. Zdolność opłatowa tych trzech grup rolników objętych dziś jednolitym finansowaniem ich ubezpieczenia zdrowotnego w całości przez budżet państwa jest w rzeczywistości zasadniczo różna, co czyni zaskarżoną regulację (art. 86 ust. 2 w związku z art. 86 ust. 1 pkt 1 ustawy o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych) niezgodną z art. 32 w związku z art. 84 i art. 2 konstytucji”. Jak ten dość hermetyczny język prawniczy przełożyć na mowę ludzką? Najprościej tak, że jest w Polsce grupa ludzi szczególnie uprzywilejowanych. Ich uprzywilejowanie to jawna niesprawiedliwość niezgodna z Konstytucją RP. Owa warstwa społeczna kojarząca się z indyjskimi
hoć zamordowanie asystenta europosła PiS jest z całą pewnością dziełem szaleńca, to przecież pozbawianie życia przeciwników politycznych jest tak stare jak ludzkość. Świat widział tysiące podobnych, często zagadkowych tragedii. Począwszy od faraonów, cezarów i królów, na prezydentach i premierach kończąc. Ot, choćby kulisy zamachu na Johna F. Kennedy’ego, który zginął dwa lata po zaprzysiężeniu na prezydenta Stanów Zjednoczonych. Morderca Lee Harvey Oswald od dawna był znany policji, a zabójstwo Kennedy’ego nie było pierwszym w jego karierze. Jednak Amerykanom do dziś trudno uwierzyć, że jeden jedyny człowiek mógł wygrać z całym amerykańskim aparatem bezpieczeństwa i dlatego snują oni – jak w polskim przypadku – nieskończone teorie spiskowe. Do „najbardziej prawdopodobnej” należy spisek brata Kennedy’ego – Roberta – z mafią. JFK miał bowiem wypowiedzieć stanowczą wojnę narkotykom. Nikt jednak nie dopuszcza faktu, że Kennedy był od tychże narkotyków uzależniony. A Roberta Kennedy’ego zamordowano niedługo po bracie. Innym przykładem zamachu jest śmierć dwukrotnej premier Indii Indiry Gandhi, którą w 1984 roku zastrzelili jej dwaj osobiści ochroniarze – Sikhowie. Gandhi była znana z walk przeciwko separatystom, co nie podobało się wyznawcom sikhizmu. Jednak motyw zabójstwa nie został do tej pory udowodniony. Chociaż wiedziała o groźbach, nie chciała powiększyć swojej obstawy, a w dzień zabójstwa po raz pierwszy nie założyła kamizelki kuloodpornej, którą do tej pory nosiła zawsze. ! ! !
C
świętymi krowami to rolnicy. A narzędzie niesprawiedliwości nazywa się Kasa Rolniczego Ubezpieczenia Społecznego. Potrzeba, ba, pilna konieczność istnienia tego tworu tłumaczona jest przez 20 lat rażąco niskimi dochodami Polaków utrzymujących się z uprawy ziemi i z hodowli. Sprawdźmy zatem, jak to jest naprawdę, posługując się jako narzędziem czymś, co jest tak samo pewne jak śmierć, czyli podatkiem. W przypadku rolników jest on ekwiwalentem pieniężnym 1,5 q żyta z przeliczeniowego hektara gruntu (od pozostałych gruntów jest to równowartość 5 q żyta). Ów ekwiwalent ustala się w oparciu o aktualną cenę rzeczonego ziarna. Na przykład w roku minionym rolnicy płacili (w ratach) podatek 139,5 złotego od hektara (razy liczba tychże). Dużo to czy mało? Łatwo to ocenić, zaglądając do Rocznika Statystycznego, z którego dowiemy się, że w Polce wartość produkcji rolnej z hektara to rocznie ok. 3100 złotych. Rolnik płaci więc państwu w formie podatku
Szwedzka minister środowiska i członkini Socjaldemokratycznej Partii Robotniczej Anna Lindh pewnego słonecznego dnia 2007 roku wybrała się na zakupy bez swojej ochrony, która oczywiście jest dla ministrów obowiązkowa. W sklepie zauważył panią minister Mihajlo Mihajlović, Szwed serbskiego
rolnego niespełna pięć procent tej kwoty. A zegarmistrz, kioskarz czy nauczyciel za to tylko, że żyje i pracuje – 19 procent. A jak nie zapłaci, to raz dwa zapozna się osobiście z przemiłym panem komornikiem. W KRUS ubezpieczonych jest blisko 1,5 miliona rolników, z czego ponad 1,3 miliona ma więcej niż jeden hektar ziemi, a ich składkę zdrowotną opłaca KRUS, czyli państwo, czyli reszta obywateli. Dopłaca ogromne pieniądze. Rocznie około 16 miliardów złotych. To 25 procent tego, co państwo wydaje na służbę zdrowia i połowa jego wydatków na edukację. Trybunał Konstytucyjny uznał, że KRUS jest systemem niekonstytucyjnym i jako taki musi przestać istnieć. Musi, bo oprócz łożenia na faktycznych, małorolnych biedaków finansuje też składki wielkich obszarników, których dochody są wręcz bajeczne, ale przecież i takich, którzy kupią sobie pod Pcimiem Dolnym hektar ugoru i... hulaj dusza, ZUS-u nie ma! Pięknie, tylko że w Polsce zawsze są za chwilę jakieś wybory i od lat nie ma odważnego, który by KRUS
zabito premiera. Co prawda w 2007 roku podejrzewany wcześniej o to morderstwo Christer Pettersson przyznał przed swoją śmiercią, że zastrzelenie Olofa Palmego to jego sprawka, jednak policja nigdy nie potwierdziła tych faktów i do tej pory nie wie, co kierowało nieznanym zabójcą.
Spirala nienawiści
pochodzenia. Szaleniec ugodził ją kilkakrotnie nożem. Lindh zmarła następnego dnia w szpitalu. Motywu brak. ! ! ! Szwedzki premier Olof Palme w 1986 roku został zastrzelony przez zamachowca w centrum Sztokholmu. Palme wychodził ze swoją żoną z kina; również nie korzystał z ochrony rządowej. Zabójca nigdy nie został schwytany, nie znaleziono również broni, z której
! ! ! Benazir Bhutto, premier Pakistanu, podczas wiecu Pakistańskiej Partii Ludowej w 2007 roku zamknęła się w swoim kuloodpornym samochodzie, żeby kilka chwil później wychylić głowę przez szyberdach i pozdrowić wiwatujące tłumy. Zamachowiec oddał w jej kierunku dwa strzały i zdetonował ładunek wybuchowy, zabijając premier Pakistanu i 20 innych osób.
próbował choćby dotknąć. Przecież mogłoby się to skończyć niezłą katastrofą wyborczą, bo PSL po wyborach jest zwykle języczkiem u wagi. Sawicki w TOK FM powiedział wprost, że Trybunał Trybunałem, ale „sprawiedliwość” musi być po jego, czyli chłopów stronie, więc onże konstytucyjny minister wyroku TK nie wykona. Na pewno nie teraz. Może kiedyś, ale to nic pewnego, bo dobrze jest jak jest. I już. A zdumionemu dziennikarzowi oświadczył, że dalszą dyskusję na ten temat uzna za nagonkę medialną na tych, co to żywią i bronią. Za coś podobnego Sawicki powinien stanąć przed Trybunałem Stanu. Ale nie stanie. Bo u nas jutro zawsze są jakieś wybory, a pojutrze jeszcze ważniejsze, więc PSL ze swoich uciułanych 5 procent elektoratu nie zrezygnuje. A to 5 procent należy do KRUS. W ogóle od 20 lat nie widać odważnego, który zadarłby z chłopem. Bo takie zadarcie generuje kolejnych Lepperów, z którymi trzeba albo walczyć, albo się układać. MAREK SZENBORN
! ! ! Kolejny premier na naszej liście to włoski polityk Aldo Moro. 16 marca 1978 roku porwali go terroryści z Czerwonych Brygad. O uwolnienie Moro walczył nawet papież Paweł VI; niestety – zwłoki zastrzelonego polityka znaleziono w bagażniku samochodu w centrum Rzymu 55 dni po porwaniu. Przywódca terrorystów Mario Moretti przyznał się do winy i otrzymał karę sześciokrotnego dożywocia, jednak w 1994 roku wyszedł na wolność. Do tej pory nie wiadomo, co tak naprawdę było motywem terrorystów. Teorie spiskowe związane z zabójstwami sławnych osób, niekoniecznie związanych z polityką, są nieodłącznym elementem popkultury. W Stanach Zjednoczonych zamordowani są niejednokrotnie czczeni w specjalnie przygotowanych dla nich kaplicach. Ludzie oślepieni nienawiścią nie przyjmują żadnych argumentów podważających ich pogląd, co najczęściej doprowadza do tragedii. Jarosław Kaczyński podczas swojego przemówienia na pogrzebie Marka Rosiaka powiedział, że już sam nie wie, ile razy w tym roku uczestniczył w cmentarnych obrzędach. Na szczęście jego wypowiedź była pozbawiona ataku na „wrogów PiS”, jednak następny mówca, przewodniczący łódzkiej „Solidarności” Waldemar Krenc, za morderstwo w Łodzi obwinił język nienawiści w polityce i społeczeństwie, wskazując na PO. Jeżeli założymy, że winę rzeczywiście ponosi wrogość w polityce, nasuwa się ważne pytanie: kto to wszystko zapoczątkował? Czy spalenie kukły Wałęsy i nienawistne wiece braci Kaczyńskich pod domem byłego prezydenta nie były kamyczkiem uruchamiającym lawinę? ARIEL KOWALCZYK
26
ądy, zwłaszcza moralne, zależą prawie wyłącznie od relacji zachodzących między oceniającymi i ocenianymi. Czyny zazwyczaj nie mają tu nic do rzeczy. Niecne postępki dzieci, krewnych, przyjaciół, a nawet całkiem obcych, ale lubianych, są traktowane łagodnie. Wrogom się nie popuszcza. W oczach Polaka katolika wszystko, co jest związane z niedoszłym santo subito, jest cudowne, słuszne, dobre, szlachetne, bezinteresowne. Dokładnie to samo w innym wykonaniu zasługuje na naganę lub w najlepszym wypadku wyniosłe milczenie. Przez długie lata poza wszelką krytyką było w Polsce całe duchowieństwo. Społeczeństwo dało sobie wmówić, że bez kasty księży nie byłoby ani wolności, ani demokracji, choć akurat kościelne instytucje są zaprzeczeniem obu tych wartości.
S
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
RACJONALIŚCI
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
Punkt widzenia W III RP kler obrósł w piórka i stracił poczucie rzeczywistości. Jakakolwiek krytyka czarnej mafii stanowiła obrazę majestatu Boga. Wierni, jeśli się w ogóle burzyli, to tylko po cichu. Wprawdzie coraz mniej sobie robili z religijnych zaleceń, ale oficjalnie złego słowa na Kościół nie mówili. Ukształtował się swoisty, symbiotyczny układ. Księża pasterze wszystko rozgrzeszali, nie wyłączając aborcji, a pokorne owieczki dawały się strzyc. W milczeniu. Dopiero niedawno miarka się przebrała. Wielu wiernych nie może darować pochówku Lecha Kaczyńskiego na Wawelu, biskupiej
WOJEWÓDZTWO MAZOWIECKIE Rada Miasta Radomia 1) Tokarski Maciej Mikołaj – Okręg nr 2, miejsce 4, lista nr 1 2) Katus Wiesław Jan – Okręg nr 4, miejsce 10, lista nr 1 Rada Miasta Płocka 1) Buczyński Hubert Paweł – Okręg nr 4, miejsce 7, lista nr 1 Rada Miasta Siedlce 1) Marian Jakub Kozak – Okręg nr 4, miejsce 2, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO ŁÓDZKIE Sejmik Województwa Łódzkiego 1) Krysiak Piotr Paweł – Okręg nr 2, miejsce 8, lista nr 1 2) Odrowąż-Milewski Marek Jan – Okręg nr 1, miejsce 8, lista nr 1 Rada Miasta Łodzi 1) Krysiak Halina – Okręg nr 5, miejsce 2, lista nr 1 2) Rozbicki Wiesław – Okręg nr 1, miejsce 7, lista nr 1 3) Nowak Maciej – Okręg nr 6, miejsce 8, lista nr 1 Rada Miasta Pabianice 1) Rutkowski Jacek – Okręg nr 3, miejsce 3, lista nr 1 2) Sójka Karol – Okręg nr 4, miejsce 7, lista nr 1 3) Zasada Łukasz – Okręg nr 4, miejsce 5, lista 1 WOJEWÓDZTWO ŚWIĘTOKRZYSKIE Rada Powiatu Kieleckiego 1) Cedzyński Jan – Okręg nr 4, miejsce 2, lista nr 1 Rada Miasta Kielce 1) Sikora Leszek Teofil – Okręg nr 1, miejsce 9, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO LUBELSKIE Rada Miasta Lublina 1) Szubstarski Marian Michał – Okręg nr 1, miejsce 8, lista nr 1 2) Koziński Tomasz Władysław – Okręg nr 2, miejsce 8, lista nr 1 3) Buczek Waldemar Grzegorz – Okręg nr 3, miejsce 8, lista nr 1 4) Mirosław Kazimierz – Okręg nr 4, miejsce 8, lista nr 1 5) Zielonka Tomasz – Okręg nr 5, miejsce 8, lista nr 1 6) Zielonka Dominik Tomasz – Okręg nr 6, miejsce 8, lista nr 1 Rada Miasta Lubartowa KWW Wspólnota Lubartowska 1) Rewucki Robert Antoni – Okręg nr 3, miejsce 9, nr listy w kolejnych „FiM” WOJEWÓDZTWO MAŁOPOLSKIE Sejmik Województwa Małopolskiego 1) Skarżyński Damian – Okręg nr 5, miejsce 12, lista nr 1 Rada Miasta Krakowa 1) Mikołajczuk Anna Ewa – Okręg nr 2, miejsce 10, lista nr 1 2) Błąkała Stanisław – Okręg nr 2, miejsce 11, lista nr 1 3) Dzierlęga Dominik Łukasz – Okręg nr 2, miejsce 13, lista nr 1 4) Wróblewski Marcin – Okręg nr 3, miejsce 10, lista nr 1
aktywności w popieraniu prezesa PiS jako kandydata na prezydenta i bierności w sprawie krzyża na Krakowskim Przedmieściu. Polacy zaczęli inaczej patrzeć na pedofilów w sutannach i przekręty Komisji Majątkowej. Lawina ruszyła i trudno będzie ją zatrzymać. Nienawykli do jakiejkolwiek krytyki purpuraci stracili głowę i rewolucyjną czujność – rozpętali wściekłą akcję przeciw in vitro. I przegięli. Polacy współczują ludziom bezdzietnym, gdyż uważają dzieci za największy skarb, a ich brak za niewyobrażalne nieszczęście. Nie pojmują, dlaczego dziecko, będące darem od Boga, jest gorsze, jeśli z próbówki. W odróżnieniu
od biskupów nie widzą paraleli z aborcją. Raczej odwrotnie. In vitro to dla nich dawanie życia, a nie odbieranie. Na kościelne apele czuli są jedynie ultraprawicowi politycy i pismacy. Istnieje duże niebezpieczeństwo, że ostatecznie przejdzie fatalny projekt Gowina. Głosami PO, PiS i PSL zostanie okrzyknięty kompromisem, ale przyniesie tyle samo nieszczęść, co ustawa antyaborcyjna. Też rzekomo kompromisowa. Święte i powszechne oburzenie na karygodne czyny posła Łyżwińskiego oraz niego samego nie przeniosło się na reżysera Polańskiego – też gwałciciela. Jego obrońcy
Kandydaci RACJI (2) Rada Miasta Tarnowa 1) Skarżyński Zbigniew – Okręg nr 3, miejsce 14, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO KUJAWSKO-POMORSKIE Sejmik Województwa Kujawsko-Pomorskiego 1) Salwierz Sylwester Alfons – Okręg nr 2, miejsce 4, lista nr 12 2) Paraziński Edward Jan – Okręg nr 3, miejsce 6, lista nr 12 3) Ziółkowski Józef – Okręg nr 4, miejsce 4, lista nr 12 4) Kozłowski Artur Marcin – Okręg nr 6, miejsce 6, lista nr 12 Rada Miasta Włocławek 1) Nalepka Marlena Jolanta – Okręg nr 3, miejsce 6, lista nr 12 Rada Gminy w Mogilnie 1) Fabiszewski Tomasz Walenty – Okręg nr 1, miejsce 4, lista nr 1 Rada Powiatu Mogileńskiego 1) Zemski Piotr – Okręg nr 1, miejsce 15, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO ŚLĄSKIE Sejmik Województwa Śląskiego 1) Barański Jan – Okręg nr 3, miejsce 10, lista nr 1 2) Zych Kazimierz – Okręg nr 4, miejsce 13, lista nr 1 Rada Miasta Katowice 1) Lekki Dariusz – Okręg nr 2, miejsce 5, lista nr 1 2) Pawłowski Ryszard – Okręg nr 1, miejsce 3, lista nr 1 Rada Miasta Tychy 1) Andrzej Kania – Okręg nr 1, miejsce 10, lista nr 1 2) Jan Nowak – Okręg nr 2, miejsce 6, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO ZACHODNIOPOMORSKIE Rada Miasta Szczecina 1) Mieczkowska Magdalena Monika – Okręg nr 1, miejsce 8, lista nr 1 2) Wojnicka Danuta Ewa – Okręg nr 5, miejsce 9, lista nr 1 Rada Miasta Kołobrzeg 1) Stalmach Grzegorz Michał, Okręg nr 2, miejsce 5, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO LUBUSKIE Rada Miasta Gorzów Wlkp. 1) Majewska Anna Halina – Okręg nr 1, miejsce 8, lista nr 1 2) Król Czesława – Okręg nr 2, miejsce 8, lista nr 1 3) Kuczyński Maciej Jakub – Okręg nr 5, miejsce 4, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO DOLNOŚLĄSKIE Rada Miasta Wałbrzycha 1) Stasiak Marek Aleksander – Okręg nr 1, miejsce 7, lista nr 1 2) Krzysztofek Jerzy – Okręg nr 4, miejsce 9, lista nr 1 Rada Powiatu Wałbrzyskiego 1) Zborowski Tomasz Łukasz – Okręg nr 1, miejsce 4, lista nr 1
byli uszczęśliwieni, kiedy został przeniesiony z aresztu do szpitala. Podobno miał biedak depresję. Jak jednak powszechnie wiadomo, zatrzymań nie dokonuje się w celu uszczęśliwiania sprawców przestępstw. Przeciwnie. Raczej nieznane są przypadki zadowolenia z powodu odsiadki. Premierowi Tuskowi wybacza się więcej, a nawet wszystko, bo jest lubiany. Głównie za to, że nie jest Kaczyńskim. Nie szkodzi mu, że nic nie robi, plecie jak na mękach, wciąż zmienia zdanie. Nawet afera hazardowa, jedyna prawdziwa afera w III RP, nie obaliła Tuskowego rządu. Jeśli styczniowe podwyżki też mu nie wyjdą bokiem, będzie prawdziwy cud. Gdyby się okazało, że to za wstawiennictwem JPII, może wreszcie Wojtyła zostałby świętym. JOANNA SENYSZYN www.senyszyn.blog.onet.pl
WOJEWÓDZTWO WIELKOPOLSKIE Sejmik Województwa Wielkopolskiego 1) Dylewska-Światowiak Izabela – Okręg nr 1, miejsce 3, lista nr 1 2) Dąbrowski Krzysztof Józef – Okręg nr 2, miejsce 7, lista nr 1 Rada Powiatu Poznańskiego 1) Grzegorczyk Elżbieta – Okręg nr 6, miejsce 3, lista nr 1 Rada Miasta Poznania 1) Sworek Robert – Okręg nr 1, miejsce 4, lista nr 1 2) Dąbrowski Łukasz – Okręg nr 2, miejsce 9, lista nr 1 3) Drzewiecki Tadeusz – Okręg nr 3, miejsce 4, lista nr 1 4) Sworek Paweł – Okręg nr 4, miejsce 11, lista nr 1 5) Trojanowicz Natalia – Okręg nr 5, miejsce 8, lista nr 1 6) Dąbrowski Ryszard – Okręg nr 6, miejsce 8, lista nr 1 7) Dąbrowski Filip – Okręg nr 7, miejsce 8, lista nr 1 Rada Miasta Turek 1) Pękacz Józefa Marianna – Okręg nr 1, miejsce 9, lista nr 1 2) Walczak Iwona Maria – Okręg nr 3, miejsce 9, lista nr 1 3) Boczek Jan Stanisław – Okręg nr 4, miejsce 9, lista nr 1 Rada Powiatu Turek 1) Szymczak Wiesław – Okręg nr 1, miejsce 9, lista nr 1 2) Kaźmierczak Ireneusz – Okręg nr 2, miejsce 6, lista nr 1 3) Zajdlic Tadeusz – Okręg nr 3, miejsce 5, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO PODKARPACKIE Sejmik Województwa Podkarpackiego 1) Tinc Krzysztof – Okręg nr 2, miejsce 11, lista nr 1 2) Zajdel Gabriel Jerzy – Okręg nr 5, miejsce 11, lista nr 1 Rada Powiatu Krośnieńskiego 1) Wilusz Piotr Tadeusz – Okręg nr 4, miejsce 5, lista nr 1 Rada Powiatu Rzeszowskiego 1) Owczarzak Krzysztof – Okręg nr 4, miejsce 4, lista nr 1 Rada Miasta Rzeszowa 1) Walas Andrzej Szymon – Okręg nr 1, miejsce 12, Komitet Wyborczy Wyborców Tadeusza Ferenca „Rozwój Rzeszowa”, numer listy w kolejnych „FiM” Rada Miasta Tarnobrzeg 1) Korczak Jan – Okręg nr 1, miejsce 11, KWW Tarnobrzeska Lewica, numer listy w kolejnych „FiM” WOJEWÓDZTWO WARMIŃSKO-MAZURSKIE Rada Miasta Olsztyna 1) Stawicki Krzysztof Jerzy – Okręg nr 2, miejsce 4, lista nr 1 2) Wiśniewski Marian Leon – Okręg nr 3, miejsce 2, lista nr 1 WOJEWÓDZTWO PODLASKIE Rada Miasta Białystok 1) Jackowska Bożena – Okręg nr 4, miejsce 6, lista nr 1
Na finansowanie udziału partii RACJA w wyborach zostało utworzone specjalne konto bankowe RACJA PL Fundusz Wyborczy nr 65 1560 0013 2027 0408 9924 0002 Serdecznie prosimy naszych sympatyków i członków o pomoc finansową w formie przelewu wyłącznie z prywatnego (nie firmowego) konta bankowego darczyńcy – osoby fizycznej. W tytule wpłaty prosimy dodać numer PESEL. Wpłaty nie mogą przekraczać kwoty 19 500 zł rocznie od jednej osoby. Przypominamy z żalem, że osoby stale mieszkające za granicą, nawet polscy obywatele i nawet nasi członkowie, nie mogą dokonywać wpłat z zagranicy przelewem na żadne konto bankowe partii. Z góry dziękujemy!
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
27
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
Puk, puk! Facet otwiera drzwi i widzi sąsiadkę… – Może mi pan pomóc naprawić cieknący kran? – Hm... Nie jestem hydraulikiem… Próbowała pani wezwać fachowca? – Tak, ale tam sami impotenci pracują. ! ! ! Wraca gość wcześniej z delegacji i zastaje w sypialni dwóch nagich mężczyzn: – A wy coście za jedni? Geje? – Nie, wysłaliśmy twoją żonę do sklepu po piwko... ! ! ! Facet wraca z pracy dużo wcześniej i zastaje żonę w wiadomej sytuacji z sąsiadem z naprzeciwka. Staje nad przyłapanymi kochankami, kręci z niesmakiem głową: – Ja się panu dziwię, naprawdę się dziwię. Ja muszę, ale pan?! 1 8
B
47
G
35
I C
KRZYŻÓWKA Poziomo: 1) elektryczny donosiciel, 5) miała fajny biust, 8) może człowieka pochłonąć bez reszty, 10) korzeń, który znajdziesz w curry, 11) lśni nowością, 14) chętnie włoży w gniazdko palec, 15) złe typy, 16) jaki bochen, taka skórka, jaka matka, taka …, 18) skazane na ścięcie, 19) gotuje się w tużurku, 21) pudła z milionami gramów, 22) kawałek do mieszkania, 23) bekają z nadmiaru kasy, 25) wybrana kasztana, 26) dobrze leży, gdy nie wisi, 29) pół kilometra, 30) cechuje rzemieślników, 32) w grających słowach znaczenie chowa, 33) można na nim polegać na „Zawiszy”, 34) wydumana akcja, 38) potwór z kredy, 42) przybytek pełen zalet, 43) stała wody – lód, 44) żąda ukarania drania, 49) wyciskacz łez, lecz nie cebula, 54) Raj koło Kielc, 56) nie, można wnieść, 57) na skoszonym łanie stanie, 58) ta pani przyjdzie z wizytacją, 59) sztuka doskonała, 63) co robi chłop, by mieć nasienie?, 65) starszy brat, 68) Mickiewiczowskie miasto z kanarem, 69) napada na sąsiada, 70) ziółka w naparstku, 71) kręci się po drugim klapsie, 72) święty obraz na ekranie, 73) chyba nie wierzycie, że częste skraca życie, 74) jedna z lepszych marek na rynku drukarek, 75) pieniądze ukryte w zakamarkach, 76) patrząc w swe odbicie, myśli o zenicie, 77) na nich rybacy płyną do pracy, 78) zdrowie wasze w gardło nasze!, 79) cała biała i bez ciała. Pionowo: 1) tnące, w lesie i na łące, 2) żeruje na budowie aż do bólu, 3) kto to jest: ma wąski gest?, 4) na woju w boju, 5) piłka z zębami, 6) powstaje na drutach, lecz nie rdza, 7) wania w pastylce do ssania, 8) walenie bez płetw, 9) zimowa zjeżdżalnia, 12) odwróć kartkę!, 13) skacze po drzewach na Jawie, 17) indyjska tkanina, 20) jednogłośnie, 23) od rana rozmazana, 24) czasami z glinianymi nogami, 27) wolna bez rodziców, 28) najważniejszy przy Okrągłym Stole, 29) dał nam Zezowate szczęście, 31) pastwisko z boiskiem, 35) tam szczęki nie gryzą, 36) o Bananie na ekranie, 37) kwiatek, ale nie bratek, 39) co daje motor?, 40) na ulicy po śnieżycy, 41) bywa zwracana, choć nie pożyczana, 44) rozum ma krótki, 45) gangster mający kłopoty, ze snem, 46) bywa ślepa jak kiszka, 47) święty byk z napisu, 48) ankieterowi odpowiada, 49) trzymaj naczynie – pracuje w stadninie, 50) choroba w żłobach, 51) niezdecydowana pozycja, 52) rozgrywki w zameczku, 53) jego przyjęcie odbywa się w magazynie, 55) zabawa laleczkami, 56) wiecie, kto rządzi w powiecie?, 60) wyspa jak stwierdzę, 61) stroi miny, 62) termiczny owad, 64) niemy na stawie, 65) taka mała psia krew, 66) tkanka z trzosa, 67) psy z Agory.
Ó
R 21
I 23
B
E
K
24 20
E
K
A
K
A
48
S
A
O
34
35
A
B
S
S
Z
T
P
A
O
41
I
L
J
7
A
A 59
K
U
S
N
29
M
M
33
I
E
N
25
B
M
E
U
R
R
A
I
Z
Ż
L
C
C
J
11
E
Z E
A
11
N
G
R
40
T
17
Ż
M
E 26
K
31
C
H
Z
A
R
Ł
N
N
51
43
T
P
27
E 20
R
N
T
I
24
47
R
A
I
68
A
N
P
A
R
25
M
O
M
Y
A
J
T
O
M
N D
I
1
76
A
U
E N
21
S
64
Ł
O
B
16
Ę A
T
22
Ź
38
E
Y
T G
L 74
E
10
I
13
S
P
D
E
A
E
6
C
T
A
54
G
A
Z
R
E
O
Z
O
A
P
S
O
J
44
W
26
T
M
E
A
C
66
K
O
N
Z
9
I
14
E
Ć
46
53
T
W
19
A 67
O
R
G 34
N
S U
R
O
Z
R
52
U
E 23
T U
41
A
52
A
O
K
A
R
N
G
S
77
T
51
R
42
P
R
I
55
W
S
P
72
A
T 40
K 65
28
K
H
O
Z
M
K
27
O R
O
R 79
50
O
A
A
31
D
37
69
A
71
C
32
Z
50
S 56
58
63
A
73
I
R
L
S
P
I
E
78
O
E
A
S
30
T
K
K
A N
62 2
M
E 49
57
A
R
I
49
R
55
S
E A
48
O
P 5
Z
T
53
13
A
U
Ę
L
S
U
A
U
61
V
N 39
A
12
S
L Y
O
Y
36
O 38
12
19
33
Z
A
7
K
A
C
P
K
4
30
U
45
I Ą
39
S
A
B
E 22
J
6
Ś C
15
O
43
A
R
R
N 37
B
K
T
B
B
R
Y
Ż 29
M
C Z
O
Y
3
18
D
5
Z
10
L
T
C
A 75
8
46
K
K
Z 70
A
4
L
E
E 60
R
28
E
L
54
A
3
E
U
A
E 45
R
B
O
A 44
K
I 36
A 42
M
17
Z
L
2
A
O 14
S
O
32
N
Ó
16 Znaleziono na www.demotywatory.pl
18
9
A
K
T
A R
R
Y
15
A
LLitery itery zzpól pólponumerowanych ponumerowanycw h prawym w prawdolnym ym dolnrogu ym rutworzą ogu utw orzą rozwi-ąhoroskop. zanie (horoskop) rozwiązanie
D
Z
I
W
E
J
1
19
I
2
20
32
47
3
48
4
I
5
E
6
D
Z
I
M
O
G
Ą
I
Ź
N
I
21
33
L
S
49
22
34
50
23
35
51
24
J
7
8
E
Z
9
T
54
J
11
38
N
O
C
N
Ę
12
P
A
N
E
G
O
27
T
37
53
10
26
Z Ę
E
W
25
36
52
S
39
28
40
29
41
13
30
14
Y
B
15
16
Y
17
K
18
31
W
42
Y
43
J
44
Ś
45
46
A
55
Rozwiązanie krzyżówki z numeru 43/2010: „Religia jest jak seks”. Nagrody otrzymują: Krystyna Szostok z Kazimierza Dolnego, Grażyna Piekarczyk z Dębicy, Dorota Brytańczyk z Bielska-Białej. Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 7 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą na adres redakcji podany w stopce. TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; p.o. sekretarz redakcji: Justyna Cieślak; Dział reportażu: Wiktoria Zimińska – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Maja Husko; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł); b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 3712; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 46,80 zł na pierwszy kwartał 2010 r. (roczna 201,90 zł). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15 lub przelewem na rachunek bankowy ING Bank Śląski: 76 1050 1461 1000 0023 0596 2777. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
28
ŚWIĘTUSZENIE Miłość za „piątaka”
W Caritasie diecezji ełckiej wiedzą, co znaczy maksyma: darmo otrzymaliście, darmo dawajcie... Fot. P.K.
Rys. Tomasz Kapuściński
Nr 45 (557) 5–11 XI 2010 r.
JAJA JAK BIRETY dkąd istnieje człowiek, odtąd ciekawy jest przyszłości swojej i świata. Im cięższe czasy, tym chętniej korzystamy z usług wróżek, uzdrowicieli i jasnowidzów. ! Dzięki przepowiedni, która się nie spełniła, przeszło 1000 lat temu narodził się zwyczaj hucznego obchodzenia Nowego Roku. Według proroctw Sybilli, w roku 1000 miał nastąpić koniec świata. Wierzono, że w lochach Watykanu obudzi się więziony tam smok, który spali niebo i ziemię. Kiedy wybiła północ i potwór się nie zjawił, ludzie zaczęli świętować. Papież Sylwester II pobłogosławił świat na nowe tysiąclecie. Odtąd wszystkie nocne bale noszą jego imię. ! Za najstarsze proroctwo dotyczące naszej ojczyzny uznaje się to sporządzone przez XV-wiecznego zakonnika Eustachiusza. Przewidział on upadek Rzeczypospolitej, którą ocalić miał „książę pokoju”. Wieki później uznano, że Eustachiusz miał na myśli Napoleona. Według współczesnych nawiedzonych wieszczków, „księciem pokoju” był... Jan Paweł II. ! Stanisław Reszka, przeor klasztoru cystersów, w połowie XVI wieku zapowiedział, że w Polsce będzie jeszcze siedemnastu królów. Koronowanych władców było piętnastu. Za szesnastego „króla” – którego Reszka nazwał „słońcem ojczyzny”
O
CUDA-WIANKI
Życie na wiarę – jedni uznają Józefa Piłsudskiego, inni – papieża Polaka. Trwają spory o to, czy pojawił się już ostatni, siedemnasty, na to miano zasługujący... ! W czasie II wojny światowej pozytywną rolę odegrała tzw. przepowiednia z Tęgoborza, czyli XIX-wieczny tekst nieznanego autorstwa, traktujący o przyszłych losach Rzeczypospolitej. Wierszowanka o tym, że „powstanie Polska od morza do morza i chronić nas będzie Łaska Boża”, dodawała otuchy naszym żołnierzom walczącym na froncie.
! Wiara w szczególną obecność Polski w rozmaitych wyroczniach ma się całkiem dobrze. Po katastrofie w Smoleńsku nawiedzeni rodacy przypomnieli sobie przypisywane Nostradamusowi proroctwo o „upadku żelaznego ptaka, który rozdzieli dwóch braci”, uznając, że w XVI wieku jasnowidzowi jako żywo objawiła się rodzina Kaczyńskich. ! Francuskiemu królowi Ludwikowi XVI wywróżono, że zostanie zabity w 21 dniu miesiąca. Chcąc oszukać przeznaczenie, co miesiąc, gdy feralny dzień nadchodził, król ukrywał się w pałacu. Szczególna przezorność na nic się zdała. W czasie rewolucji francuskiej Ludwika aresztowano 21 czerwca 1791 roku, a 21 stycznia roku następnego został zgilotynowany. ! Amerykański pisarz Mark Twain przepowiedział ponoć własną śmierć, oznajmiając: „Przyszedłem na ten świat z kometą Halleya i w następnym roku opuszczę go wraz z nią”. I rzeczywiście – urodził się w 1835 roku, zmarł w roku 1910 r., czyli w latach pojawienia się komety. JC