Wołowina i mleko na naszych stołach są zatrute
POLSKIE KROWY MAJĄ BIAŁACZKĘ! INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Ü Str. 7
Nr 47 (194) 27 XI 2003 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
J
est taki jeden Kogut, który, będąc szefem związków zawodowych polskich kolejarzy, płacze nad biedą PKP, rozdziera szaty i zapowiada sparaliżowanie kraju poprzez strajk generalny. Czy działa w imieniu swoich kolegów? Czy strajk generalny na polskiej kolei został odwołany bez powodu? Szczerze wątpimy. Bo jak się jest CZŁONKIEM RADY NADZORCZEJ PKP SA, prowadzi na garnuszku państwa lukratywne interesy i zarabia 123 tys. rocznie (a my znamy jeszcze zarobki nieoficjalne) – można strajkować i 50 lat! Ü Str. 3
2
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y POLSKA Według ostatniego sondażu Pracowni Badań Społecznych, największą szansę na wygranie wyborów prezydenckich (i to w pierwszej turze!) miałaby Jolanta Kwaśniewska (53 proc. głosów). Andrzej Lepper otrzymał 14 proc., a Donald Tusk 9 proc. Co ciekawe, Kwaśniewska cieszy się olbrzymim poparciem, choć nikt właściwie nie zna jej poglądów. Jej mąż wszak udowodnił, że nie o idee i poglądy przecież chodzi. Afery korupcyjnej w polskiej armii – przy zakupie m.in. sprzętu na potrzeby kampanii irackiej – ciąg dalszy. Przymknięto 12 osób, w tym wysokich rangą oficerów. Upublicznienie kulisów przetargów na F-16 i transportery opancerzone („FiM” 13/2003) wciąż przed nami. Rada Nadzorcza TVP wyłoniła 10 kandydatów (spośród 52 ofert) do fotela prezesa telewizji publicznej. Największe szanse mają: ulubieniec prezydenta Waldemar Dubaniowski i dotychczasowy prezes Robert Kwiatkowski. Jakkolwiek by patrzeć, Kwaśniewski będzie miał publiczną TVP do dyspozycji. Przeciwko zwalnianiu górników protestowała, strajkując, co trzecia kopalnia na Śląsku. Rząd nadal chce ograniczania wydobycia węgla, mimo że go brakuje, a eksport po gwałtownych podwyżkach cen węgla na giełdach zachodnich stał się wreszcie opłacalny. „Balcerowiczom” z SLD nic się nie opłaca produkować w kraju. Większość szpitali wyczerpała środki finansowe na ten rok, a w niektórych nie przyjmuje się pacjentów. 2 tys. pracowników szpitali protestowało przeciwko zapaści finansowej służby zdrowia. Według planów rządu, placówki te mają stać się spółkami użyteczności publicznej, co może być wstępem do ich prywatyzacji. „Pogoda dla bogaczy” to wymysł amerykański. My mamy swój: kasa albo śmierć. Prezydent podpisał ustawę o biopaliwach. Od nowego roku będziemy jeździć na paliwie wymieszanym z olejem roślinnym i alkoholem. Jak znamy życie, szybko znajdą się amatorzy nowego trunku. Sejm zlikwidował Fundusz Alimentacyjny (co przewidzieliśmy w „FiM” 43/2003). Zamiast zasądzonych alimentów (średnio 300–500 zł), osoby wychowujące dzieci, a pozbawione pomocy współrodziców, będą otrzymywać dodatek do zasiłku rodzinnego w wysokości 170 zł, jeżeli udowodnią, że są dostatecznie biedne. Dlaczego aż 170 zł? Rodzinom niepełnym, czyli według Kościoła nienormalnym, powinno wystarczyć 17 zł miesięcznie! Działacze Ogólnopolskiego Towarzystwa Ochrony Zwierząt „Animals” ujawnili, że w polskich rzeźniach zabija się zwierzęta, zadając im niepotrzebny ból. Nakręcono film pokazujący m.in. wrzucanie żywych zwierząt do wrzątku. Księża mówią, że zwierzęta duszy nie mają, więc pewnie i bólu nie czują. WARSZAWA W czasie kolejnej blokady centrum miasta przez protestujących taksówkarzy doszło do przepychanek z policją. Stróże porządku próbowali wywieźć poza centrum taksówki blokujące ulice i gmachy publiczne. Nasze stanowisko (w myśl zasady: zarobiłeś – podziel się z państwem) pozostaje niezmienne – kasy fiskalne w każdej kancelarii parafialnej! Szykuje się skandal na budowie Świątyni Opatrzności. Kościelna fundacja – inwestor budowy – zalega z rachunkami na 8 milionów zł firmie Marciniak SA z Gorzowa Wielkopolskiego realizującej Glempowe fanaberie. Wykonawca, którego Kościół naraził na poważne kłopoty finansowe, chce przerwać roboty. Przedstawiciele fundacji zapewniają, że inwestycja jest pewna, bo wierni i tak zapłacą, tyle że nie od razu. Pasterze znają swoje owce. Prywatna firma powinna mieć zaufanie do doskonalonych przez wieki (socjo)technik postrzyżyn. Stołeczna gmina żydowska nie wyklucza pozwania Polski do Trybunału w Strasburgu. Ostatnio sąd warszawski po raz kolejny odmówił ścigania antysemickich wydawnictw, sprzedawanych w katolickiej księgarni „Antyk”. Prokuratura uznała, że przestępstwa nie ma, bo wydawcy i sprzedawcy oświadczyli, iż nie chcą nikogo obrażać tymi publikacjami, a jedynie „zaspokoić popyt na rynku”... To zupełnie tak jak producenci pornografii dziecięcej, których jednak prokuratura ściga, bo nie sprzedają pornosów w księgarniach przykościelnych. POZNAŃ Ujawniono, że przetargi organizowane przed Zakład Dróg Miejskich są fikcyjne. Rozmaite firmy podzieliły między siebie miasto, a w przetargach wygrywają często najdroższe oferty. Tylko na przetargu obejmującym sprzątanie części miasta Poznań stracił 500 tys. zł. Ot, demokracja szwagrów, zięciów i kolesiów. KRAKÓW Idiotyczny pomysł walki z agencjami towarzyskimi (przy biernej postawie prezydenta Majchrowskiego z SLD) zaświtał w głowach tutejszym radnym. „Zadręczymy je, utrudnimy im życie” – odgrażają się agencjom krakowscy katoradni. Kiedyś dręczono czarownice, dzisiaj prostytutki, a jutro...? ROSJA Cerkiew prawosławna postanowiła zerwać stosunki z Kościołem episkopalnym w USA. To kara za wyświęcenie Gene’a Robinsona, pierwszego we wspólnocie anglikańskiej biskupa – jawnego geja. Co ciekawe, episkopaty prawosławne słyną z obfitości homoseksualistów, ponieważ kandydaci na biskupów wywodzą się z klasztorów, a nie spośród żonatego kleru parafialnego. W religii obłuda z zasady jest (prawo)SŁAWNA. IRAK/TURCJA Mijający tydzień upłynął pod znakiem tragicznych zamachów: masakry 19 włoskich karabinierów w Iraku i ataku na synagogi w Stambule. Al-Kaida grozi atakami na Tokio, jeżeli Japończycy wyślą wojsko do Iraku. Nieszczęście, choć mniejsze, spadło też na dziennikarzy Polskiego Radia: zostali sponiewierani przez żołnierzy amerykańskich, niepomnych na polską sojuszniczą wierność. Amerykanie pomylili zapewne muzułmański Pakistan z katolickim Klechistanem, o co zresztą wcale nietrudno.
Z czym do ludzi N
o i znowu wykrakałem. Pod hasłem: „Nicea albo śmierć” premier Miller broni jak Lew swojego życia w polskiej polityce. Irak staje się powoli nowym Wietnamem. Niemcy wyciągają ręce po swoje na naszym. Zaskoczył mnie tzw. obóz narodowy na czele z Lechem (mogę się mylić) Kaczyńskim, który domaga się od Niemiec setek miliardów euro odszkodowań wojennych, m.in. za zburzenie Warszawy. Pomysł dobry, ale spóźniony o 13 lat. Już wtedy bowiem Niemcy poznali siłę spokoju i grubą kreskę premiera Mazowieckiego. To wówczas, po pierwszych wolnych wyborach, trzeba było myśleć o wyegzekwowaniu należnych nam reparacji wojennych, wcześniej bezprawnie olanych. Zamiast tego, rząd i media opanowane przez Unię Demokratyczną upajały się wspólną mszą w Krzyżowej i uściskami poczciwego „Żółwia” z kanclerzem Kohlem, jak również tym, że RFN powiększone o NRD odpuszcza nam łaskawie powiększenie o Szczecin i Opole. Teraz nasze żądania mogą co najwyżej rozjuszyć Niemców i całą Unię, która – w odróżnieniu od Polaków – nie lubi bez przerwy nawracać do minionych światowych wojen, stawiać pomników i hołubić ciemnoty, uznając ją za wartość godną uhonorowania w konstytucji. Zresztą już wyraźnie rysuje się polska specjalność w UE. Jeszcze niedawno mieliśmy nadzieję, że będzie nią polski oscypek, chlebek, pół litra Wyborowej i kiszony ogórek na przegryzkę. Przebojem eksportowym mieli też być tani, zdrowi i chętni do pracy poddani Jana Pawła. Biskupi twierdzą niezmiennie, że trzeba tylko zarazić Zachód katolickimi wartościami – to wystarczy. No bo kiedy tamci przyjadą do Papalandu i zobaczą „zwyczajnych Polaków”, to muszą powtórzyć za poganami z pierwszych wieków: patrzcie, jak oni się miłują! Wtedy zmiękną im serca wespół z kolanami i rozwiążą się sakiewki. Niestety, polscy katolicy mogą nawet nie mieć szansy pokazać, na co ich stać, ponieważ zanim do Unii weszliśmy, już Unijczykom obrzydliśmy. I to jest właśnie ta nasza nowa specjalność. Skutecznie i coraz bardziej wkurzamy urzędników z Brukseli, a poprzez media także zachodnioeuropejską opinię publiczną, czyli naszych przyszłych „braci”. Najpierw Irakiem, później Niceą, katolickimi wartościami, obroną interesów USA i tego, czego wcześniej negocjatorzy „nie dopatrzyli” podczas rokowań na temat traktatu akcesyjnego itp. Nie wiadomo, na ile szczerze się wkurzają, że nie wydamy ich pieniędzy na naszych rolników i że będziemy najbiedniejsi w całej Unii. Faktem jest natomiast, iż Polska zbiera najniższe oceny spośród wszystkich dziesięciu krajów przygotowujących się do integracji, a Niemcy i Francja boją się teraz bardziej niż kiedykolwiek naszych 27 głosów w Radzie UE (zgodnie z traktatem z Nicei). Holendrzy i Duńczycy nie chcą już otwarcia (od maja 2004 r.) swoich rynków pracy dla Polaków, jak wcześniej oficjalnie deklarowały ich rządy. Przez te antypolskie nastroje w Europie cierpią nawet nasze dzieciaki, które zajęły ostatnie miejsce na festiwalu Eurowizji dla małolatów, choć śpiewały na szóstkę z minusem. Popsuć komuś opinię można, jak wiadomo, szybko, ale niezwykle trudno jest ją naprawić. Polacy od dawna nosili w Europie łatkę zdewociałych oszołomów; biedaków skłonnych do złodziejstwa i pijaństwa. Tysiące naszych rodaków pracujących za granicą przez lata i w pocie czoła udowadniało, że potrafimy być także pracowici, zdolni,
zaradni, pomysłowi, uczciwi i trzeźwi. Teraz, w przededniu historycznej szansy trwałej integracji z Unią, znowu wytrwale pracujemy na opinię Rumunów Europy. Co gorsza, zabiegi te dokonują się na szczeblu rządowym. Miller broni Iraku, kościelnych wartości i Nicei bardziej dla siebie i swojego rządu niż dla nas. Żadne wynegocjowane lepsze warunki, miliony euro ekstra, które i tak zeżrą nieudolni urzędnicy, a tym bardziej żadne dodatkowe miejsca w europejskim parlamencie, nie są ważniejsze od obiegowej opinii o całej nacji i narodzie, na której cierpią lub z której korzystają poszczególni ludzie. Jeśli ubolewamy nad tym, że małe Czechy przyciągają więcej inwestorów niż Polska, to wińmy za to nie tylko złe drogi, wysokie podatki i biurokratyczne przepisy. Inżynier, który uczestniczył w budowie hipermarketu Carrefour, powiedział mi niedawno, że Francuzi zachodzili w głowę, dlaczego na każdy element konstrukcji tego kolosa polskie firmy potrzebują dwa razy więcej materiału, niż to jest zapisane w dokładnych planach i wyliczeniach. Podobnego cudu nie doświadczyli w żadnym kraju. Przestali się dziwić, kiedy złapano dwóch pracowników wynoszących z placu stalowe pręty wpuszczone w spodnie i skarpetki. Podobno w nocy podjeżdżały tam żuki i nyski po cegły, blachę i inne materiały. Krzywdzące bądź co bądź dla większości stereotypy i powiedzonka typu: pijany jak Polak są zmorą dla milionów naszych rodaków na całym świecie. Wiem od przyjaciół z USA i Kanady, że o wiele trudniej jest im tam znaleźć pracę niż np. Niemcom, o których się zabiega i którzy na good morning dostają wyższą pensję, mimo iż mniej wydajniej od naszych pracują. Stereotypy rządzą światem, czyli ludzkimi gustami. Te z kolei decydują dziś o sukcesie całych gospodarek i państw. Ja sam wolę kupić i wypić wino reńskie, a nie np. bułgarskie, bo kombinuję sobie, że Niemcy są z natury narodem czyściejszym od Bułgarów i nie wrzucą do kadzi z fermentującym zacierem zgniłych owoców, pozamiatanych na dodatek z brudnej posadzki, jak to kiedyś na własne oczy widziałem... w Polsce. A nasi US-sojusznicy z Iraku – czyżby bez żadnego powodu uparcie odmawiali zniesienia wiz dla polskich obywateli? Nikt nie chce mieć podejrzanych typów na własnej ziemi, a tym bardziej nikt nie chce się z nimi integrować. O ile zatem powinno się rozpirzyć większość rządowych agencji (co zresztą zapowiadał na wstępie ten rząd) i zwolnić wszystkich leniwych i nieudacznych urzędasów (choćby tych, którym Ajax kojarzy się ciągle bardziej z holenderską drużyną piłkarską niż z liczeniem krów), to jednocześnie duże środki należałoby w sposób przemyślany wydać na promocję polskiego eksportu, a zwłaszcza poprawę naszego image, tj. dobrej opinii na Zachodzie. To właśnie powinno stać się obecnie polską racją stanu, a nie obrona interesów własnej partii czy kiesy watykańskich urzędników. Niemieckiemu psu na ruską budę to się wszystko zda, jeśli rząd na naszej piersi i krwawicy wyhodowany będzie nam robił krecią robotę, angażując Polskę w zamorskie, idiotyczne i krwawe wojny albo udowadniając, że Polak najpierw potrafi dać dupy (w Brukseli), a później krzyczeć, że mu się stała krzywda (w Warszawie). Tak naprawdę jednak – jak zwykle – najwięcej zależy od nas samych. JONASZ
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
GORĄCY TEMAT
Stanisław Kogut, zgrywający bohaterskiego szefa kolejarskiej Solidarności, postanowił zatrzymać wszystkie pociągi w kraju. Ale nie zrobił tego. Dlaczego? Czy wówczas rząd przestałby ładować kasę w jego prywatne, świetnie prosperujące firmy, a rada nadzorcza PKP SA wstrzymałaby wypłatę diet swojemu członkowi?
Ale i sam premier herbu Dziura Budżetowa nie był gorszy. Pół roku wcześniej, straszony strajkiem Kogutowych kolejarzy, dał wyraz swej najlepszej woli i 21.12.1998 r. wmurował akt erekcyjny w ścianę wznoszonej właśnie przez Kogutową fundację sali rehabilitacyjno-sportowej. Stanisław Kogut nadał swojemu biznesowi imię ojca Pio. Budowa pomnika chwały słynnego stygmatyka oraz Staszka Koguta kosztowała około 13 mln złotych. Darczyńcami byli: Państwowy Fundusz Rehabilita-
Bohater naszych czasów, Stanisław Kogut, jest polskim przykładem „american dream”: kariery od robola do milionera. Kogut to również przykład polskiej paranoi. Legendarny przywódca kolejarzy, oficjalnie walczący z zarządem polskich kolei, jest... członkiem rady nadzorczej PKP SA, a więc instytucji odpowiedzialnej za cały ten burdel na kółkach. Kogut za radzenie w Radzie pobiera 19 706 zł rocznie, a dodatkowo – jako szef kolejarskiej Solidarności (od 1998 r.) – bierze od PKP 7004 zł miesięcznie plus samochód służbowy, komóreczka, sekretareczka, o bezpłatnych przejazdach pociągami nawet nie wspomnimy. Jest również wiceprzewodniczącym sejmiku małopolskiego (kadencja 2002–2006). Z tego tytułu otrzymał w 2002 roku 20 129,74 zł. Do starcia Koguta związkowca z Kogutem z rady nadzorczej PKP na razie, ze zrozumiałych względów, nie doszło. Kim więc jest ten człowiek, o którym kolejarze mówią: „nasz Staszek”? Otóż przede wszystkim jest sprytnym biznesmenem, który na kolejarskich plecach kręci lody, z kim się da. Jest też pomysłodawcą i prezesem Fundacji Pomocy Osobom Niepełnosprawnym. Została ona powołana 17.03.1998 r. i zarejestrowana 27.05.1998 r. w Sądzie Rejonowym w Warszawie. Przez kolejne dwa lata Kogutowa firma była nieuchwytna, bowiem dopiero 20.07.2001 r. wpisano ją do Krajowego Rejestru Sądowego. Ogłoszono, że jej szczytny cel to budowa integracyjnych ośrodków życia i nauki dla osób niepełnosprawnych i sprawnych też (domy, osiedla, ośrodki zdrowia, przedszkola, szkoły itp.). Innymi słowy – raj na ziemi. Na początek Fundacja powołała Specjalistyczny Ośrodek Szkoleniowo-Rehabilitacyjny w Stróżach (gmina Grybów, woj. małopolskie), 3-tysięcznej miejscowości, w której swój 170-metrowy dom ma też Stanisław Kogut. Na dzień dobry Fundacja dostała niemal za friko (dokładnie za 15 tys. zł, a więc dziesięciokrotnie mniej niż wynosi wartość rynkowa) teren o powierzchni 15 ha przeznaczony na hipoterapię oraz plac pod budowę. Agendy rządowe sypnęły forsą, a Ludgarda Buzek uroczyście wmurowała kamień węgielny pod budowę hotelu. Był maj 1999 roku.
cji Osób Niepełnosprawnych, samorząd województwa małopolskiego, powiat nowosądecki, Fundacja Polsat, a w latach 1999–2001 kasa przekazywana była również przez Kancelarię Prezesa Rady Ministrów.
szkołę, naradę, wczasy rodzinne, sympozja, a także zjazdy połączone z odnową biologiczno-sprawnościową, kosztować to będzie 200 zł od osoby za dwa dni. Przyjmowane są przede wszystkim zamówienia zbio-
skiego, Kogut dostaje dofinansowanie w wysokości 8 tys. zł. Również z budżetu województwa na rok 2003 dostał granty na zorganizowanie Europejskiej Konferencji Osób Niepełnosprawnych w Stróżach, której głów-
Podwaliny pod Kogutowy biznes dało też państwowe Przedsiębiorstwo Robót Kolejowych z Krakowa (co ciekawe, PRK w owym czasie miało problemy finansowe i zarząd komisaryczny na karku). Zrzutkę zrobiła także Spółka WARS-REST z Krakowa. Fundacja – obracająca milionami – miała wtedy „aż” 25 tys. kapitału własnego! W roku 2002 Państwowy Fundusz Rehabilitacji Osób Niepełnosprawnych przekazał Kogutowi 6 mln 170 tys. zł. Datki dają też urzędy pracy, ale w jakiej wysokości, tego Kogut nie ujawnia, bowiem Ministerstwo
rowe. Za pobyt czterodniowy (dla 80 osób) cena wyniesie 480 zł od osoby, ale w koszty wliczona jest uroczysta kolacja przy dobrej muzyce. Natomiast siedmiodniowy pobyt „zbiorowy” kształtuje się w granicach 750 zł od osoby. Prezes Kogut opracował szczegółowy cennik hotelowy, którego przytaczanie zajęłoby nam połowę gazety. W CS-R znajduje się również pięknie wystrojona kaplica z tabernakulum za 10 tys. zł i nie ma się co dziwić, bowiem Kogut podaje, że jego sympatie polityczne to: „AWS, Jan Paweł II i Radio Maryja”. Co
nym zadaniem jest promocja... pozytywnego wizerunku osób niepełnosprawnych i tworzenie lobby na rzecz kształtowania godnych warunków życia niepełnosprawnych. Na ten cel lobbysta Kogut dostał (na koszty zakwaterowania i wyżywienia uczestników konferencji) 11 tys. zł. OŚRODEK KOGUTA PRZYJMUJE ROCZNIE OKOŁO 30 TYSIĘCY KLIENTÓW! Jest to niekiepska kasa, a nawet można powiedzieć ścieżka szybkiego szmalu. Jak więc to możliwe, że fundacja Koguta oficjalnie zarabia na jednej osobie zaledwie 104 zł, a przy czystym
Zdrowia nie żąda od niego takiej fatygi (sic!). Uff, jak gorąco, proszę Urzędu Kontroli Skarbowej!!! Co daje Kogut ludziom niepełnosprawnym? Dziś CS-R im. ojca Pio wyposażone jest w klimatyzowaną salę konferencyjną na 80 osób, dwie sale komputerowe, salę gimnastyczną, jadalnię, basen, jacuzzi, leżanki wodne oraz w pokoje dwuosobowe komfortowo wyposażone, z pełnym węzłem sanitarnym. Cena: 70 zł od osoby za dzień. Jeżeli macie zamiar zorganizować tam zieloną
dostają niepełnosprawni? Przede wszystkim oczopląsu na widok cennika. Potem lekka wścieklica podnosi im ciśnienie... Ale bylibyśmy niesprawiedliwi w ocenie „naszego Staszka”, który dał „aż” 500 zł na kolonie, 3 tys. zł na koncert... Nocnej Zmiany Bluesa, 9 tys. zł na pielgrzymkę do Rzymu. Przecież to w trosce o niepełnosprawnych organizowane są konferencje typu: „Stróże czekają na ciebie”. I to na takie m.in. akcje, w ramach Strategii Rozwoju Województwa Małopol-
Walka Kogutów
3
zysku za rok 2002 ma od łebka marne 11,82 zł? Ile z tej (i innej nieoficjalnej kasy) ląduje w kieszeni Koguta, nie wiadomo, ponieważ ani Urzędu Kontroli Skarbowej, ani Ministerstwa Zdrowia nie obchodzą żadne rozliczenia finansowe Fundacji! A jak zaniża się własne przychody? Wie o tym nawet tatko Rydzyk! Należy przekazywać kasę fundacji Koguta do spółek zależnych, np. HIPOTERAPIA I AUTYZM sp. z o.o., w której Stanisław Kogut jest... przewodniczącym rady nadzorczej. Spółeczka ta otrzymała od Fundacji 419 tys. zł aktem notarialnym, przekazującym w gotówce 150 tys. zł, a w aporcie rzeczowym (działka w Stróżach) 269 tys. zł. Pikanterii temu „przekazaniu” dodaje fakt, że wartość rynkowa tej działki wynosiła... 34 tys. zł. A teraz prawdziwy majstersztyk w wykonaniu Koguta. HIPOTERAPIA w „rewanżu” zwraca jego Fundacji tę samą działkę, ale już wartą 302 500 zł, bowiem spółka owa zniwelowała teren, zbudowała studnię głębinową i doprowadziła zasilanie energetyczne (to ostatnie zresztą przy udziale PKP). Operacja miała niewątpliwie za zadanie wygenerowanie kosztów przez spółki zależne od Fundacji, aby spółki te mogły spokojnie pokazać figę z makiem wierzycielom Koguta. Można również robić dalsze czary-mary. Kogut od „Telepracy” (jasna cholera, zupełnie zapomnieliśmy, że Staszek jest również założycielem i przewodniczącym rady nadzorczej „Telepracy”!) akcje warte 5 tys. zł sprzedaje Kogutowi od Fundacji za... 159 tys. zł. Sprawdzaliśmy, czy transakcja ta figuruje w aktach Fundacji złożonych w Ministerstwie Zdrowia – nie ma po niej śladu! Czyż to nie cud, szczególnie że „Telepraca” jest aktualnie likwidowana, bo przynosiła straty (w 2002 r. ponad pół miliona). U Koguta – jak sam mówi – pracuje 130 osób. Jednakże z dokumentów fundacji wynika, że umowę o pracę podpisał tylko z 59 osobami, a w spółce „Hipoterapia” pracują... 3 osoby. Ludzie ci już budują nowy ośrodek hipoterapii i przedszkole integracyjne (cokolwiek to znaczy). Na przedszkole zrzutkę robią: powiat Nowy Sącz, miasteczko Grybów, gmina wiejska Grybów oraz – UWAGA! – Zakład Nieruchomości PKP oddział Kraków. Prezes Kogut, mimo że jego Fundacja ma co roku długi (około 2 mln 300 tys. zł za 2002 rok), bo nie płaci dostawcom, zamierza rozwinąć swoje imperium i planuje hospicjum. Z dumą podkreśla, że prezesem jest za darmo, a na chlebek z masełkiem pracuje w Zakładzie Taboru w Nowym Sączu jako kierownik sekcji. Ale skromny Staszek Kogut nie do końca mówi prawdę, gdyż wszystkie fuchy polskiego Rockefellera Koguta trudno zliczyć! Stanisław Kogut to zdolny człowiek orkiestra. I jeszcze nieraz o nim – i jemu podobnych bohaterach naszych czasów – usłyszymy, bo walki kogutów to u nas chleb powszedni. ANDRZEJ RODAN ANNA KARWOWSKA JAROSŁAW RUDZKI
4
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
GŁASKANIE JEŻA Napisał Jonasz komentarz o dziennikarzach i pozornej wolności mediów. No to mu pozazdrościłem i postanowiłem do jego felietonu dodać swoje trzy grosze. „Nie było, nie ma i nie będzie polowania na dziennikarzy” – ogłosił minister sprawiedliwości Grzegorz Kurczuk. Kłamał! Jesteśmy oto zwierzyną łowną dla wszystkich przekręciarzy, złodziei, oszustów i kłamców. Aby to Państwu udowodnić, przywołam poniedziałkowy wyrok w tak zwanej i tak „wielkiej” aferze starachowickiej. Co to się nie wyrabiało: czołówki gazet, newsy największych telewizyjnych programów informacyjnych, opluwający się nawzajem politycy, dymisje ministrów, szefów policji i... góra zrodziła mysz. Starosta starachowicki, któremu udowodniono kilkuletnią współpracę z gangiem, dostał rok do odsiadki. Podsumujmy: korupcja, zorganizowana przestępczość, gangsterstwo, nepotyzm, wykorzystywanie wysokich stanowisk dla celów przestępczych i g... guzik. Dla porównania – inne orzeczenia sądu. Moja koleżanka i przez kilka lat partnerka w zdobywaniu informacji i pisaniu tekstów (w jednym z największych polskich dzienników), Iwonka, popełniła artykuł o ustawionym przetargu na sprzedaż pewnej kamienicy. Oszust – podkreślam: ewidentny oszust! – poczuł się dotknięty do żywego i pobiegł do sądu. Iwona – po trzech latach procesu i kilkudziesięciu w sumie dniach spędzonych na ławie oskarżonych – została skazana na dwa lata więzienia za de facto obronę interesu społecznego i ujawnienie szalbierstwa. Ale to nie była jedyna kara. Ta młoda, wrażliwa kobieta
o delikatnej konstrukcji psychicznej nie chciała, aby osoby zgromadzone na sali sądowej widziały, że płacze, więc założyła okulary. – O, nie... natychmiast proszę to zdjąć! Niech wszyscy widzą, że pani płacze, to będzie dodatkowa kara – tak dokładnie wypowiedział się Wysoki Sąd, a oskarżający Iwonę oszust śmiał się w kułak. Śmiał się na cały głos! „Nie ma polowania na dziennikarzy” – powtórzmy raz jeszcze za Kurczukiem i teraz my roześmiejmy się w kułak. Jakiś czas temu napisałem, że Miejskie Przedsiębiorstwo Komunikacyjne źle działa, że przynosi wyłącznie straty, a stan techniczny jego taboru zagraża życiu pasażerów. No i co? No i zarząd MPK pozwał mnie do sądu, a sąd – UWAGA! UWAGA! – skazał mnie na dwa lata więzienia. To nie są żarty. Na dwa lata, a starostę starachowickiego za związki z mafią – na rok. Miesiąc po wyroku nowo wybrane władze miasta wywaliły na zbity pysk cały zarząd MPK, a na konferencji prasowej oświadczyły, że dlatego tak uczyniły, iż: MPK działa źle, przynosi wyłącznie straty, a autobusy są w stanie katastrofalnym. Trzymając w ręku wydrukowane oświadczenie władz, pobiegłem do sądu. Sędzina, która mnie skazała, piła właśnie poranną kawkę: – Czy wie pani, że zarząd MPK został zwolniony z pracy? Jak teraz widzi pani swój wyrok? – zapytałem z nadzieją na rehabilitację: – Spierdalaj! Tak dokładnie powiedziała do mnie przedstawicielka Temidy, w kraju, gdzie podobno nie ma polowania na dziennikarzy. To może jest i śmieszne, ale mnie wówczas do śmiechu nie było. Każdy pismak mógłby pewnie dodać w tym miejscu co najmniej kilka opisów polowania na samego siebie. Dla uzupełnienia obrazu dodam jeszcze coś takiego: „wybitny
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Zabić Barbie Barbie, mała laleczka z plastiku, jest od ponad 40 lat ulubioną zabawką małych dziewczynek. Do lalki dołączane są zestawy modnych strojów, przybory toaletowe, domki i inne akcesoria sprzyjające niekiepskiej zabawie. Pierwszą lalkę Barbie zaprojektował w 1959 r. Jack Ryan dla firmy zabawkarskiej Mattela. Od tego czasu lalka została upowszechniona prawie w 200 krajach i cały czas jest przedmiotem pożądania dziewczynek, u których, jak wiadomo, kiełkuje instynkt macierzyński. Zjawisko sukcesu Barbie to szczyt dziecięcej popkultury. Wydawało się, że na temat Barbie napisano już wszystko. Okazuje się, że nie wszystko. Do akcji wkroczył Kościół i laleczka Barbie doczekała się miażdżącej analizy... teologicznej. Ksiądz dr Waldemar Kulbat z Łodzi, współpracownik „Niedzieli”, zaatakował plastikową lalkę, a niejako przy okazji – współczesne dziewczynki z całego świata. Zdaniem
księdza doktora, groźna fascynacja lalką Barbie oddala dzieci od (czytajcie, bo nie uwierzycie!)... Najświętszej Marii Panny, bowiem kult lalki przypomina stosunek dziewcząt minionych pokoleń do najbardziej ukochanego i noszonego przez wiele pokoleń w sercu obrazu Maryi. Ks. Kulbat, który zieje nienawiścią do małej laleczki, podpiera się autorytetem Reginy Ammicht Quinn, wykładowcy na Wydziale Teologicznym Uniwersytetu we Frankfurcie nad Menem, która kategorycznie stwierdza, że lalka ta stanowi rodzaj wynaturzonego, nowoczesnego modelu piękna i seksu. Według księdza Waldka, Matka Boża reprezentuje podwójny ideał kobiecości, którego nie ma lalka Barbie. Maryja Dziewica reprezentuje kobiecość wolną od uzależnień seksualnego pożądania, a w Niepokalanym Poczęciu jest niedościgniona. Dzisiaj obraz Maryi zastąpiła mała dziweczka Barbie,
prawnik”, prezes sądu okręgowego, zechciał niedawno kandydować do Senatu. – Bardzo mi zależy na tym, aby pan zrobił ze mną długi wywiad – oświadczył mi bezczelnie. – Nic z tego, panie prezesie. Ja nie robię wywiadów sponsorowanych – tak powiedziałem, bo chyba zwariowałem. – No... wie pan... pańska gazeta ma kilka procesów... Nie wiadomo, jak one mogą się zakończyć... – odparł prezes, a mój ówczesny naczelny (wielki ogólnopolski dziennik) na wieść o tej propozycji nie do odrzucenia wykopał mnie natychmiast na ów interwiew. Oczywiście mogłem powiedzieć „nie”, ale mam żonę i dzieci. Nie ma polowania na dziennikarzy? Tak? A co Pan powie, Panie Kurczuk, na te ponad dwa tysiące procesów karnych przeciwko dziennikarzom? Wszystkie są zasadne? Bzdura! Tacy na przykład urzędnicy magistratów biegną do sądu prawie ZAWSZE, gdy tylko ukaże się o nich drukiem choćby jedno krytyczne zdanie. Dlaczego? Ponieważ wszelkie koszty sądowe kryje za nich urząd miasta, gmina, powiat itp., czyli MY. Nie ma polowania? To dlaczego jest taki jeden bardzo znany prawnik, który sam fatyguje się do skrytykowanego przez nas księdza i nakłania do wytoczenia „FiM” procesu? Co w takim razie robić? Nie wiem. Wiem tylko tyle, że w „Faktach i Mitach” przyjęliśmy zasadę, iż nic – nawet galery – nie zatrzymają nas przed opisywaniem rzeczywistości. I jeszcze na koniec coś Wam, Drodzy Czytelnicy, powiem: oto ksiądz Pawłowicz – skazany wyrokiem sądu pedofil gwałcący chłopców – rozważa możliwość pozwania nas za opublikowanie jego zdjęcia! Wysoki Sąd już niedługo będzie miał możliwość nam przyłożyć (zamiast nagrodzić za ujawnienie i złapanie zboczeńca) – w myśl naczelnej zasady, że nie ma w Polsce polowania na dziennikarzy. MAREK SZENBORN
u której „moralność kobiecego ciała uległa spłyceniu”, a jej figura modelki – z długimi włosami oraz z wyzywająco uwypuklonymi cechami seksualności dorosłej kobiety – jest alarmującym sygnałem dla prawidłowego rozwoju psychicznego i fizycznego małych dziewczynek bawiących się tą jakże niebezpieczną laleczką. Teolog Regina Ammicht, a w ślad za nią ks. dr Waldek, proponują ostateczną likwidację kultu cielesnej, erotycznej Barbie i postulują przeprowadzenie trudnego, choć koniecznego, zadania: „Należy opracować nowe wzorce kobiecego ciała. Obrazy ciała, które nie byłoby okaleczone, lecz zdrowe, w których odbijałoby się i ucieleśniało ukazane przez Biblię zbawienie”. W tym to właśnie celu proponują zwrócenie się do chrześcijańskiej tradycji, „tak jak była ona głoszona przez św. Tomasza z Akwinu, Mistrza Eckharda czy mistrzów duchowości franciszkańskiej. Filozof Plotyn może być przykładem tej tradycji. Był on tak bardzo nastawiony na uduchowienie, że wstydził się posiadania ciała, które uważał za godne pogardy”. Z trwogą zastanawiam się, kogo by ksiądz Walduś wybrał na przeciwstawną postać w ataku na Koziołka Matołka... ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Paulina W., 12-letnia uczennica częstochowskiej podstawówki, dostała miłosny liścik od zakochanego w niej 42-letniego Wieńczysława W., nauczyciela WF-u. Romeo pisał: „Wkładałem twoje majteczki pod poduszkę i, wyobrażając sobie, że znowu mam 15 lat, liczyłem na to, że chociaż w snach mogę być z tobą”. Nauczyciel, kradnący dziewczynce bieliznę, ostrzegł ją, że powinna list spalić, bo: „Jeśli ktoś się o tym dowie i to się rozniesie, to zrobią ze mnie jakiegoś zboczeńca(...)”. I te obawy były słuszne, bo matka uczennicy natychmiast poleciała z jęzorem do Anny Wypart, dyrektorki szkoły. Ta stwierdziła autorytatywnie, że nauczyciel jest spoko, bo nie ma dowodów, by niewłaściwie zachowywał się na terenie szkoły. Może była zazdrosna, że jeszcze nikt nie ukradł jej majtek...
ROMEO I MAJTKI
Bezrobotny Tadeusz B. (39 l.) z Górowa Iłowieckiego wnerwił się, bo pracownice Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej cichcem wynosiły pełne siatki konserw (przeznaczonych dla bezrobotnych). Tadeusz B. nie dostał konserw, a pracy nie ma już kilka lat, podobnie jak jego żona. Dodatkowym stresem był fakt, że burmistrzowi miasteczka, Jerzemu Bubeli (l. 47) wiodło się superowo. Miał wysoką pensję, no i władzę, a przecież jeszcze rok temu też był... bezrobotnym. Na tę jawną niesprawiedliwość Tadeusz B. wziął siekierę i wtargnął do gabinetu burmistrza. Z najwyższym trudem obezwładnił go sekretarz miasta, a wystraszony burmistrz wezwał policję. Szykuje się niezła robota dla producentów siekier, bowiem wnerwionych bezrobotnych jest w Polsce ok. 4 milionów.
SIEKIEREZADA
PACJENCI DOWARTOŚCIOWANI W Kielcach na skrzyżowaniu ulic Ja-
giellońskiej i Krakowskiej zderzyły się dwa samochody. Przejeżdżająca nieopodal załoga prywatnej karetki Agencji Usług Medycznych udzieliła pomocy zakrwawionym i uwięzionym w samochodzie pasażerom. Sanitariusze umieszczali właśnie w ambulansie jednego z rannych, kiedy nadjechała karetka publicznego Świętokrzyskiego Centrum Ratownictwa Medycznego i Transportu Sanitarnego. Jej załoga postanowiła „odbić” wypadkowiczów i przenieść do swojego auta. Wywiązała się awantura, gapie usłyszeli słowa powszechnie uznane za wulgarne i obejrzeli przepychanki, a ranni pacjenci czekali. W końcu publiczni lekarze pokonali prywatnych. Służba zdrowia nareszcie zaczyna walczyć o (pieniądze) pacjenta. Krystyna E. z Lublina kupiła w sklepie dwie butelki piwa Perła. W domu jedna z butelek... wybuchła, a odłamki szkła wbiły się w nogę smakoszki. Rany były tak dotkliwe, że Krystyna E. trafiła do szpitala, gdzie zoperowano jej nogę i zszyto porozrywane ścięgna. Pracownicy lubelskiego browaru odwiedzili poszkodowaną i stwierdzili, że eksplozja spowodowana była niewłaściwą... eksploatacją przez użytkownika. Jeśli tak, to od tej pory browarnicy powinni do każdej flaszki dołączać instrukcję obsługi. Wybrał A.R.
ALKOHOL SZKODZI
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE, UROJONE Szef włoskiej lewicy Pierluigi Castagnetti oświadczył z parlamentarnej trybuny, że wyrok sędziego, który nakazał zdjąć krzyż, jest „pozbawiony jakichkolwiek znamion inteligencji i rozsądku”. („Niedziela” 46/2003) ¶¶¶ Bywa, że ludzie święci umierają w sposób wzruszająco piękny, a na łożu śmierci jeszcze przekazują swój testament, błogosławią rodzinę. Nie byłem nigdy przy śmierci dziecka, ale słyszałem, że podobno one umierają najpiękniej. (ks. Lucjan Dyka, „Nowiny” 31 października 2003) ¶¶¶ Oenzetowska agenda ds. edukacji, nauki i kultury (UNESCO) wydała dokument wzywający, by poszczególne kraje dotowały zabijanie poczętych dzieci i uczyniły ten proceder dostępnym dla kobiet i dziewcząt. UNESCO szczególnie naciska, by pozwolić nieletnim dziewczętom na zabijanie poczętych dzieci (...) bez zgody rodziców. („Nasz Dziennik” 261/2003) ¶¶¶ Zbyt wiele kosztowała (niepodległość – dop. O.H.) nasz Naród krwi, cierpień i prześladowań, by wolno ją było sprzedać za miraże dobrobytu z łaski obcych. Dziś, gdy walec globalizmu miażdży całe narody i państwa, zagarniając je w niewolę pieniądza i antyludzkich praktyk, musimy znów wzbudzić w sobie niezwykłe siły, by ocalić to, co mamy najdroższego: wiarę w Chrystusa i Polskę. („Nasz Dziennik” 262/2003) ¶¶¶ Po sławetnej gafie nonkonformistycznej działaczki z Pabianic (Anita Błochowiak, SLD – dop. O.H.) rozpętała się dyskusja, kto nosi kolorowe skarpetki. Tymczasem ze świata dotarły wiadomości potwierdzające odczucia dociekliwej badaczki toalet w siedzibie Agory. Oto stanowisko biskupa w Kościele anglikańskim objął pewien pederasta, wkładając być może fioletowe skarpetki na nogi. (Maciej Sablik, „Gość Niedzielny” 46/2003) Wybrała O.H.
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
NA KLĘCZKACH
PIWKO NAPRZECIWKO Prezydent stolicy Lech Kaczyński odmówił przyznania koncesji na sprzedaż alkoholu przedsiębiorcom prowadzącym sklepy i bary na terenie lotniska. Według Lecha Kaczyńskiego, obowiązujące w Polsce prawo zabrania handlu wódką i piwem w obiektach użyteczności publicznej. Warszawskie Okęcie jest jedynym portem lotniczym na świecie (wliczając w to lotniska w krajach muzułmańskich), gdzie nie można legalnie wypić kufla piwa czy szklaneczki whisky. Otwierają się nowe perspektywy dla melin w okolicach lotniska. MP
w XIII w. z Konstantynopola) wędrują z ziemi włoskiej do Polski, by spocząć w andrzejki w kościele artystów w Warszawie. W tłumy prawosławnych na placu Teatralnym trudno uwierzyć. Ale pobożnie zadumane nad kośćmi twarze Komorowskiej i parafianina Zanussiego... To jak w banku! A.C.
KOŚCIÓŁ W CENIE
JASNA CHOLERA! Już w marcu przyszłego roku ruszy w stolicy kolejny biurowiec należący głównie do Archidiecezji Warszawskiej. Po Roma Office Center także Centrum Jasna pracować będzie na pomnażanie dochodów Krk. Ani doskonała lokalizacja (przy Warszawskim Ośrodku Telewizyjnym, podziemny parking na 170 pojazdów), ani reklama obiektu, nie przyniosły dotąd pełnego obłożenia najemców na 6,6 tys. mkw. powierzchni biurowej. Właściciele zdecydowali się więc na obniżkę czynszu z 28 do 23,5 dolara za mkw. To się nazywa pomnażać talenty (czyt. ofiary wiernych)! RP
KUNDLE I KALEKI Dr Jędrzej Stanisławek, wykładowca warszawskiej Wyższej Szkoły Pedagogicznej Towarzystwa Wiedzy Powszechnej, nauczał studentów, że homoseksualiści to kalecy i zboczeńcy, a biseksualiści to kundle (dosłownie!). Wykazywał także sympatie rasistowskie, o kobietach mówił, że to nieudacznice, więc nie powinny pracować, bo i tak się na niczym nie znają, jedynie pozbawiają zajęcia mężczyzn. Powinny robić to, co do nich należy, czyli rodzić i wychowywać dzieci. Władze uczelni zwróciły uwagę na faszyzujące skłonności Stanisławka dopiero wtedy, gdy interweniowali studenci i Międzynarodowe Stowarzyszenie Gejów i Lesbijek. Rektor Auleytner zrobił dochodzenie, wyraził ubolewanie, opierniczył Stanisławka, ten studentów przeprosił i... pozostał na swoim stanowisku. W Polsce można mieć porąbane w głowie i jednocześnie być odpowiednią osobą, by wychowywać przyszłych pedagogów. W końcu Stanisławek Ojca Świętego nie obraził, dlaczego więc miałby stracić robotę?... A.C.
ZWŁOKI I TWÓRCY Do Polski przyjechały domniemane resztki świętego Andrzeja Apostoła, brata świętego Piotra. W celach ekumenicznych, jak zapewnia ks. Wiesław Niewęgłowski, duszpasterz środowisk twórczych. Andrzej to ulubiony święty prawosławnych i Kościół liczy na ich pielgrzymki, czyli na diengi. Prochy Andrzeja (ukradzione przez krzyżowców
Najbardziej modne tej jesieni w Katolandzie jest kupowanie kościołów (vide Dalików). Świątynię pw. NMP Królowej Polski w Ostrowie Wielkopolskim (na zdjęciu) pragnie przejąć konkurencja Krk. Pastor Andrzej Banert, który kieruje parafiami ewangelicko-augsburskimi w Kaliszu i w Ostrowie, ogłosił, że chce kupić od Krk... kościół, który przed wojną był własnością zboru ewangelickiego. – Złożyłem stosowną ofertę biskupowi kaliskiemu Stanisławowi Napierale i chcę kupić naszą dawną własność – mówi pastor Banert. – Od dziesięciu lat możemy odprawiać tam swoje nabożeństwa, lecz chciałem, żeby ustanowiono dla naszej parafii służebność. Po prostu niechby w księgach wieczystych był ten zapis, bo dziś nam pozwalają, ale jutro może być różnie... Na ową „służebność” nie chce wyrazić zgody kuria w Kaliszu, a decyzja kurii więcej znaczy od chlorowych wybielaczy. Stąd więc oferta kupna kościoła. Banert nie dostał jeszcze odpowiedzi, aczkolwiek czuje, że z twardogłowym bp. Napierałą interesu nie ubije. Dlatego o sprawie powiadomiono arcybiskupa Alfonsa Nossola z Opola, który – „wicie rozumicie” – rozpatrzy problem na bazie ekumenizmu. Pewnie i on wyśle Banerta do diabła, ale bardziej elegancko. J.K.
KAPITAN WOJTYŁA Ojciec Wszystkich Polaków 11 listopada br. przyjął na audiencji władze Polskiego Związku Piłki Nożnej oraz dwóch piłkarzy – Jerzego Dudka i Jacka Zielińskiego. Podczas spotkania piłkarze wręczyli papieżowi koszulkę z numerem 1 i nazwiskiem Wojtyła oraz podpisami pozostałych członków reprezentacji. Wszyscy byli wzruszeni – opowiadał potem prezes PZPN, Michał Listkiewicz, którego papież zapytał, jak się miewa Cracovia – ulubiony
klub JPII. Zachodzimy w głowę, czy Papa pytał szczerze. A może chodziło mu o to, czy siostry norbertanki zabrały już klubowi boisko i budynki, o co walczą od 12 lat. A.K.
NOWOMOWA Obok oficjalnego już „Ojca Świętego” mamy także w katolandowym, powszechnym użyciu „Jana Pawła II Wielkiego”. Niejaki Lech Janiszewski, solidaruch, były prezydent Ostrowca Świętokrzyskiego, obecny radny tego miasta i felietonista miejscowej prasy, wprowadził do użytku nowe zwroty pochwalne: „Wielki Pontyfikat”, „Wielki Papież” oraz „Święty Człowiek”. Janiszewski swoje wynalazki zaprezentował, relacjonując czytelnikom pielgrzymkę samorządowców do stóp Świętego Człowieka. W czołobitnej relacji znaleźliśmy i takie zdanie: „Ojciec Święty nie mówił wiele, ale ile można powiedzieć kochającym, ale i zobowiązującym spojrzeniem, delikatnym uśmiechem, pogodnym wyrazem twarzy...”. Słowem: Pan nasz i Bóg nasz! A.C.
KOBYŁA BISKUPA Październikowy numer dwutygodnika „Konie i Rumaki” ogłosił wyniki tegorocznej edycji Czempionatów Młodych Koni. W kategorii czterolatków wygrał ogier Frazes. Według czasopisma, ze zwycięstwa cieszy się nie tylko hodowca, ale również właściciel matki ogiera... bp gen. Sławoj Leszek Głódź. Biskup, ubogi jak wszyscy hierarchowie polskiego Krk, zapewne nie dojada (za to pije więcej), aby zapewnić ulubionej kobyle mieszek owsa. Przemawiamy do sumień wiernych uczęszczających na msze w kościołach garnizonowych, zwłaszcza przyjaciół zwierząt – wrzucając datki na tacę, wspieracie kobyłę Głódzia! J. Rzep
stacja paliw płynnych i gazowych. Mimo że projekt został zatwierdzony i inwestor uzyskał stosowne pozwolenia na budowę, stacji nie chce proboszcz parafii w Rozkopaczewie, ks. Wiesław Wyrzykowski. Jego zdaniem, jest ona zlokalizowana zbyt blisko kościoła, więc hałas samochodów i ludzi oraz smród uniemożliwią odprawianie nabożeństw na zewnątrz świątyni. W liście do wojewody lubelskiego proboszcz pomstuje na bezduszne przepisy, które nie liczą się z prawem do sprawowania kultu. Stanowczo żąda cofnięcia decyzji władz powiatowych, gdyż „pomimo najlepszych zabezpieczeń, nigdy nie można wykluczyć pożaru, wybuchu gazu spowodowanego nieuwagą, bezmyślnością, nienawiścią do katolików czy aktem terrorystycznym”. Oj, chyba się ksiądz naoglądał filmów akcji. A.K.
KOŃ-TROLA TRZEŹWOŚCI Ksiądz Wojciech Paluch, wikariusz parafii Matki Boskiej Szkaplerznej z Abramowa (diec. lubelska) pod wpływem alkoholu (1,72 promila) dosiadł w sobotni wieczór swojego vw golfa i ruszył w siną dal. Zatrzymał się na furmance. Oba pojazdy zostały mocno uszkodzone. Okazało się, że woźnica też był co nieco nasączony (0,86 promila). Dzięki przytomności umysłu jedynego w tym towarzystwie trzeźwego gościa – konia – kierowcy nie ucierpieli. Księdzu Wojciechowi zabrano prawo jazdy, grozi mu do 2 lat więzienia. AT
PIJANY MORALISTA Kolejny pijany księżulo dorwał się do kierownicy i spowodował wypadek. 40-letni sutannowy, prowadząc fiata, pod Zieloną Górą zderzył się czołowo z matizem. Miał 1,7 promila alkoholu. Kierowca matiza trafił do szpitala. Ksiądz ma się dobrze i nadal naucza o moralności. PaS
GÓRA RYB UCZEŃ RYWINA Tak jak przyszedł Rywin do Michnika, tak miejscowy rajca i szef Kopalni Węgla Brunatnego „Adamów”, Jan Pakuła (SLD), przyszedł do gabinetu wiceburmistrza Turku Tadeusza Czerwińskiego (SLD). Ten ostatni spodziewając się szantażu nagrał rozmowę na dyktafon. Jak wynika z nagrania, przypominał Czerwińskiemu o jego ciągotach do młodych mężatek. Dziewczyny poskarżyły się, że były molestowane seksualnie przez wiceburmistrza. Po nagraniu tej interesującej rozmowy Czerwiński popędził z kasetą do prokuratury, by powiadomić o próbie szantażu. Przykład idzie z góry. KAL
POMSTA DO WOJEWODY We wsi Rozkopaczew w województwie lubelskim ma powstać
Nie minęło pół roku od tegorocznego spotkania młodzieży (tej lepszej) w Lednicy, a organizatorzy już kombinują, w jaki sposób uatrakcyjnić kolejne. W 2004 r. zlot odbędzie się 24 maja (data może się zmienić, jeśli do Polski zawita Jan Paweł II). Ewentualne nieprzybycie Wielkiego Rodaka nie zraża ojca Jana Góry, który zapewnia, że JPII i tak
5
będzie trzymał końce Chrystusowej sieci... No, a jeśli trzymać ma sam Papa, to trzeba mu nagonić kupę ryb. Rybacy z Jastarni już rozpoczęli wyplatanie ogromnych sieci, które zostaną rozwieszone nad głowami uczestników, aby uświadomili sobie, że są rybami złowionymi przez Jezusa. Z kolei piekarze z całej Polski mają (pewnie za Bóg zapłać) wypiec miliony chlebów w kształcie ryby, które staną się symbolem obfitego połowu, a później... zostaną zjedzone podczas wieczornej uczty. Już nie możemy się doczekać. OH
PŁAĆCIE NA KSIĘŻY! Włoski kler lamentuje, że nie ma za co żyć. W ten sposób księża przygotowują sobie grunt pod obfite zbiory z okazji zbliżającego się dnia uwrażliwienia na problem utrzymania duchowieństwa (sic!). Dziennik wydawany przez biskupów wzywa wiernych do szczodrych ofiar w tym dniu. Zagadka: dlaczego polscy księża nie obchodzą tego dnia? Bo oni świętują go okrągły rok! PaS
CARITAS DZIWKOM Włoski Caritas zapragnął ulżyć cierpieniom, jakich mają doznawać klienci prostytutek, i uruchomił specjalną linię pomocy. Każdy mężczyzna, który korzysta z seks-usług, jest zachęcany przez Internet i SMS-y do wizyty w weneckim ośrodku terapii rodzinnej. Tymczasem niemieckie prostytutki, walcząc o klienta, oferują ceny promocyjne dla nowych i specjalne zniżki dla starych użytkowników ich wdzięków. A berlińskie burdele, wzorem pubów, organizują w dobie kryzysu tzw. happy hours i kuszą klientów połową ceny. PaS
DIABEŁ W NUMERACH Prawosławni z Mohylewa na Białorusi zwracają paszporty (które są jednocześnie dowodem osobistym), bo dostrzegli w nich rękę diabła. Chodzi o numery ewidencyjne. Na czele fali sprzeciwu stoi lekarz psychoterapeuta, który uważa, że PESEL uwłacza godności imion ludzkich otrzymanych na chrzcie. Część osób już oddała dokumenty, kolejna grupa napisała oświadczenia, że chce otrzymać paszporty bez PESEL-u. Wygląda na to, że nowi męczennicy za wiarę umrą z głodu, bo bez numeru ewidencyjnego nie można na Białorusi nawet pensji odebrać. PaS
6
Ksiądz wpadł w ręce policji, bo wystawiał gangsterom księży konfratrów. A przecież chciał dobrze: „Niech dziwkarze i tajni agenci bezpieki płacą za grzechy”. Pojawiły się nowe fakty w sprawie, o której pisaliśmy („Komornicy Pana B.” – „FiM” 39/2003). Dziwki, mafia, szantażowani księża, a teraz – ksiądz w gangu. Przypomnijmy: dwa miesiące temu ks. Leszek Rutkowski z parafii bł. Urszuli Ledóchowskiej w Grabnie koło Mrągowa (pełniący też funkcję dziekana dekanatu Mrągowo II) wybrał się na randkę z 24-letnią Małgorzatą L. (ps. Iza), dziennikarką z Kętrzyna dorabiającą do wierszówki prostytucją. Zatrzymali się w hotelu pod Strykowem, gdzie łodzianka Joanna K. zainstalowała prowizoryczny podsłuch. Przyjaciele, którzy dyskretnie towarzyszyli Małgorzacie, cierpliwie czekali pod drzwiami apartamentu. Gdy usłyszeli, że panienka wraz z Leszkiem pluszcze się w wannie, weszli do pokoju z kamerą. Kasetę wycenili na 275 tys. zł, ale że księżulo okazał się sprytniejszy, szantażystami zaopiekowała się policja. „Iza” oraz 27-letni Bartłomiej I. (też dziennikarz!) trafili za kratki.
K
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
POLSKA PARAFIALNA
Bicz boży Po kilku tygodniach intensywnych przesłuchań aresztowani przyznali, że w szantażu pomagał im... 42-letni ksiądz dr Józef Leonowicz, proboszcz parafii bł. Honorata Koźmińskiego w Mrągowie (pełniący też funkcję wicedziekana, czyli zastępcy ks. Leszka!), członek diecezjalnej Rady Kapłańskiej. Duchowny dostarczał informacji, na podstawie których gang skutecznie zaszantażował co najmniej trzech księży w Giżycku, Węgorzewie i Malborku. Jednemu zagrozili ujawnieniem wybryków homoseksualnych, drugi miał na sumieniu współpracę z PRL-owską bezpieką, a trzeci był po prostu chorobliwym dziwkarzem. Wszyscy kupowali „rozgrzeszenie” za setki tysięcy złotych. 17 listopada policjanci z Wydziału
ościelny fioł budowlany w Białymstoku osiąga apogeum. Ale czarne siły mają tu jeszcze jedno zadanie: nie dopuścić, aby Cerkiew prawosławna też się budowała. Budownictwo kościelne w Białymstoku dostało popędu, kiedy dwa lata temu na tutejszym stolcu biskupim zasiadł abp Wojciech Ziemba. W swoim poprzednim mateczniku, Ełku, Ziemba zasłużył sobie na przydomek „wielki budowniczy” – tyle postawił kościołów. W ubiegłym roku, na ostatniej sesji rady miasta, od 1990 r. opanowanej przez fundamentalistów religijnych, postanowiono pod nowe kościoły przeznaczyć aż 12 działek w najbardziej atrakcyjnych punktach Białegostoku („FiM” 36/2003). Kiedy okazało się, że po raz kolejny prawica będzie rządzić, kuria ruszyła do ataku. Bo – jak powszechnie wiadomo – Bozia wymaga składania hołdów w betonowych piramidach i z towarzyszeniem dzwonów. A tu niespodzianka. W sierpniu br. na sesji rady przedstawiono wniosek biskupa prawosławnego Jakuba o lokalizację działki pod budowę cerkwi na osiedlu Białostoczek. Osiedle jest wielkie jak cholera i placów na nim dostatek. Jest tu oczywiście kościół katolicki, przed którym ustawiono fragmenty ołtarza papieskiego przytargane z białostockiego lotniska sportowego. Na samo hasło: „cerkiew na Białostoczku” radni Ligi Giertycha, poparci przez PiS-owców, dostali białej gorączki i przegłosowali uwalenie prośby. Prezydent Ryszard Tur, o którym w „FiM” pisaliśmy kilkakrotnie, też nie będzie robił dobrze kacapom, bo nie po to dostał płaszcz kawalera Zakonu Rycerskiego Grobu Bożego w Jerozolimie. I teraz batmani przystąpili do kontrataku. Chcą dostać teren giełdy warzywno-ogrodniczej. Ponieważ taśmę z produkcją świętych opuści niebawem ksiądz Sopoćko, na tym placu postawi się jego sanktuarium.
Dochodzeniowo-Śledczego i Kryminalnego KWP w Olsztynie zatrzymali księdza Leonowicza. – W mieszkaniu proboszcza na plebanii znaleźliśmy sporą gotówkę i pistolet gazowy, na
W ten sposób niemalże w samym centrum miasta, przy atrakcyjnej szosie na Mazury, stanie kolejny, całkiem niezły watykanik. Jakieś 500 metrów dalej, na dziedzińcu kaplicy przy ul. Poleskiej, wywalono kiczowatą grotę ogromnej wielkości, w której stoi równie kiczowaty pomnik Niepokalanej. 200 m dalej postawiono kolejny pomnik dziękczynny – za uratowanie mieszkańców miasta przed śmiercią chlorową, kiedy wykoleiły się ruskie cysterny z gazem bojowym. A 400 metrów od groty, przy ul. Ogrodowej, postawiono właśnie potężną piramidę ku czci Bozi z towarzyszącą jej plebanią ku czci proboszcza. Ponieważ 50 metrów od piramidy przebiega granica nowej parafii, o rzut kamieniem – przy ul. Sobieskiego – powstaje nowa ceglana świątynia. Jest plan, aby wszystkie te przybytki połączyły się w jeden porąbany kompleks. My sobie tu jaja robimy, ale naprawdę nie ma się z czego śmiać. Polski, a zwłaszcza jej wschodnich rubieży, nie opuszcza chorobliwa mania budowania kolejnych watykaników przy jednoznacznych oznakach ubywania i ubożenia wiernych. U nas nie, ale w Europie Zachodniej ze zdziwieniem kiwają głowami. Na jednej z sesji UE w Brukseli wyrażono nawet obawę, czy aby część pomocy finansowej nie trafi w ręce pazernych urzędników kościelnych w Polsce. Można zrozumieć, że Krk chce zapewnić miejsca pracy kolejnym rocznikom opuszczającym seminaria duchowne, ale przecież za 10, 20 lat (potwierdza to przykład ultrakatolickiej niegdyś Hiszpanii) wiele z tych pomników pychy i głupoty trzeba będzie po prostu zamknąć, bo nie wystarczy pieniędzy na ich utrzymanie. Okupanci wiedzą swoje. Trzeba budować jeszcze więcej watykaników i pomników Żyjącego. Z równą gorliwością stawialiśmy kiedyś pomniki Lenina oraz komitety PZPR w każdej wiosce. A ich los dobrze znamy. ANDRZEJ MALICKI
Watykanik
który duchowny nie miał pozwolenia – mówi Bożena Przyborowska, rzecznik prasowy olsztyńskiej policji. Jak ustalono, pleban prowadził podwójne życie. Przekazywał gangsterom informacje, ale także doradzał jednej ze swych ofiar – ks. Rutkowskiemu. Gdy ten zwierzył się z kłopotów, ks. Józef zniechęcał pechowego amatora wdzięków niewieścich do zgłaszania szantażu organom ścigania. W poczekalni Prokuratury Rejonowej w Biskupcu ksiądz (w ubraniu cywilnym) siedział w towarzystwie czterech policjantów. Na widok dziennikarza uciekł do łazienki i zamknął się w środku. „Nie wyjdę!” – krzyczał do policjantów. Dopiero groźba wyważenia drzwi poskutkowała. Po dwugodzinnym przesłuchaniu stróże prawa wyprowadzili ks. Leonowicza tylnym wyjściem i odwieźli do aresztu, gdzie miał oczekiwać na rozpatrzenie przez sąd wniosku prokuratury o 3-miesięczną izolację. – Postawiliśmy mu zarzut udziału w próbie wymuszenia rozbójniczego wspólnie i w porozumieniu z innymi osobami (zagrożone karą do dziesięciu lat więzienia – dop. A.T.) – poinformował Mieczysław Orzechowski z Prokuratury Okręgowej w Olsztynie. Kuria zareagowała jak zwykle: dyskretnie i skutecznie. Już nazajutrz po zatrzymaniu księdza
prokuratura zdecydowała, że jednak nie wystąpi z wnioskiem o tymczasowy areszt... Choć zarzuty podtrzymano, prok. Zbigniew Kubas uznał, że kaucja w wysokości 40 tys. zł jest wystarczającą gwarancją, żeby podejrzanego nie korciło mataczenie. Ponieważ kaucja stanowiła raptem ułamek znalezionej na plebanii kwoty, kasa była pod ręką i ks. Leonowicz został natychmiast zwolniony. W parafii wikariusze i świeccy pracownicy nie chcieli komentować zatrzymania duszpasterza. On sam zniknął, ale udało nam się porozmawiać z jego matką: – Józio jest niewinny. Gdzieżby tam kolegował się z jakimiś gangsterami! Jemu tylko Kościół w głowie i modlitwa – mówi zapłakana kobieta. – Ale ten ksiądz Leszek to kawał łobuza. Słyszałam, jak wyśmiewał się z mojego syna: „Ty głupi jesteś, że nie korzystasz z życia. Trzeba się bawić, póki czas”. Namawiał go kiedyś do jakiegoś wyjazdu, nie wiem dokąd, bo syn nie chciał mi powiedzieć, ale był oburzony na księdza dziekana. Aż się trząsł: „Jak on się nie wstydzi, żeby mi coś takiego proponować? Spotka go kara boska” – dodaje matka ks. Leonowicza. Wygląda na to, że Józio, nie mogąc doczekać się sprawiedliwości, wziął sprawy we własne ręce. I taka pewnie będzie jego linia obrony. ANNA TARCZYŃSKA
POLskie drogi W Polsce mamy drogi dziurawe, podobnie jak dziurawa jest publiczna kasa przeznaczona na lepienie tych dziur. Według NIK, w latach 1999–2002 z naruszeniem prawa wydano na remonty dróg ok. 350 mln zł. Efektem pracy kontrolerów jest 11 doniesień do prokuratury. W Polsce mamy ponad 300 tys. km dróg. Według danych Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad (GDDKiA), ponad 70 proc. dróg krajowych wymaga remontów. Tymczasem przeznaczone na drogi publiczne pieniądze są marnotrawione i źle wydawane, nie mówiąc już o fatalnej jakości wykonania. Pisaliśmy o tym („FiM” 29/2003), ale to co właśnie opublikował NIK jest wstrząsające. Mówiąc krótko: SKANDAL! Z naruszeniem prawa wydano aż 345 252 238,50 zł, z czego 268 400 tys. zł to środki z pożyczki Europejskiego Banku Inwestycyjnego (EBI). Wydatkowano je z pominięciem trybu, zasad nakazanych przez ustawę o zamówieniach publicznych. Zarzuty NIK są mocne: wyrządzenie szkody majątkowej na skutek przekroczenia uprawnień lub niedopełnienia obowiązków; składanie fałszywych zeznań w toku kontroli; oszustwa niedopełnienia obowiązków i fałszowanie dokumentów. Oprócz spraw prokuratorskich – NIK w 7 sprawach
wniósł o ukaranie 10 osób. Chodzi między innymi o udzielenie przez zarządców dróg zamówień publicznych wbrew zasadzie uczciwej konkurencji, z pominięciem procedur, dokonywanie niekorzystnych dla zamawiającego zmian postanowień umowy i zaniechanie ustalenia kar umownych za zwłokę. Ten obszar NIK określił wprost jako korupcjogenny. Spośród skontrolowanych wydatków Generalnej Dyrekcji Dróg Krajowych i Autostrad, która zarządza 16 tys. km dróg krajowych, NIK ujawnił nieprawidłowości na ponad 361,2 mln zł! Lista nadużyć jest ogromna. Braki występują już w zakresie prac projektowych, np. nieujmowanie w planach zakresów robót niezbędnych elementów (zatoczki autobusowe, drogi tymczasowe, zjazdy do posesji). W zakresie robót drogowych stwierdzono liczne wady i poważne usterki: na 309 zakończonych zadań kontrolerzy wykryli buble w 153 przypadkach. Zaskoczeni – jak zwykle – drogowcy zawiedli na całej linii. Tylko przy budowie obwodnicy Trójmiasta straciliśmy 801 tys. euro z bezzwrotnej pomocy funduszu PHARE. Co dla zrekompensowania tego morza zmarnowanej forsy wymyśli teraz dla kierowców wicepremier Marek Pol? JAROSŁAW RUDZKI
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r. nzootic bovine leucosis to nie jest nazwa kwiatu. To określenie enzootycznej białaczki bydła, nieuleczalnej choroby zakaźnej wywołującej dreszcz emocji u specjalistów, czyli weterynarzy, a guzy w węzłach chłonnych, sercu, jelitach, śledzionie i wreszcie śmierć – u zwierząt. Jedliśmy i jemy obecnie mięso zarażonych krów, a także karmimy ich mlekiem nasze dzieci. Wykonując swoje statutowe obowiązki gospodarowania państwowymi nieruchomościami rolnymi, Agencja Własności Rolnej
E
tysiącami sztuk chorego bydła. Jedyną stosowaną wówczas metodą ograniczenia rozprzestrzeniania się zarazy była selekcja oraz ubój zwierząt, u których wystąpiły wyraźne, zewnętrzne objawy kliniczne. Nie ma danych, które określiłyby, jaka część mięsa trafiła do konsumpcji, a jaka została zniszczona. Coś jednak z tym fantem trzeba było zrobić, żeby zarobić, więc na rzeczonym Pomorzu (przy którym zatrzymamy się dla zobrazowania zjawiska) Agencja prawie wszystkie z owych 100 tys. chorych zwierząt zdołała sprzedać do dal-
Zaraza Państwowa agencja wprowadziła na rynek setki tysięcy sztuk chorego bydła. Bezkarnie, bo sprawiedliwie obdarowywała łaskami wszystkie znaczące siły polityczne. Hojna też była nadzwyczajnie wobec Kościoła kat.
Skarbu Państwa (w lipcu 2003 r. przemianowana na Agencję Nieruchomości Rolnych) między innymi sprzedaje bądź przekazuje do dzierżawy majątek popegeerowski. Z całym „dobrodziejstwem inwentarza”, a nawet pod tym warunkiem, no bo cóż mieliby urzędnicy robić z bydłem czy trzodą chlewną... Gdy Agencja w 1992 r. rozpoczynała działalność, nikt nie próbował policzyć zarażonych białaczką krów z byłych PGR-ów. Państwowy Instytut Weterynaryjny w Puławach twierdzi, że wolna od epidemii była tylko wschodnia i południowa część Polski. Na zachodnich ziemiach istniały gospodarstwa, gdzie chorowało nawet 80 proc. stada. Pewną ilustracją skali zjawiska jest fakt, że tylko w latach 1994–1997 i tylko na Pomorzu Agencja dysponowała około 100
szej hodowli, zatajając informację, że bydło jest (lub z dużym prawdopodobieństwem – może być) zaatakowane wirusem białaczki. Dyskrecja była konieczna, gdyż działano wbrew prawu (wciąż obowiązujące Rozporządzenie Prezydenta RP z 1927 r.), zakazującemu jakiegokolwiek obrotu zarażonymi zwierzętami. Na urzędnicze sumienia kojąco działały opinie specjalistów (np. prof. Marian Truszczyński z PIWet w Puławach), oficjalnie orzekających, że „zgodnie »z obecnym stanem wiedzy« medycznej nie stwierdzono żadnego powinowactwa między białaczką występującą u ludzi i białaczką bydła”, a prywatnie mówiących tak, jak pewien naukowiec z Wydziału Medycyny Weterynaryjnej Uniwersytetu Warmińsko-Mazurskiego w Olsztynie: – Ja bym jednak takiego mięsa wolał nie jeść i mleka nie pić. Stan
POLSKIE KROWY SĄ ZATRUTE! wiedzy się zmienia i kto wie, czy za jakiś czas nie okaże się, że wirus jednak oddziałuje na organizm ludzki. Białaczka ma wiele objawów, a wśród nich znaczny spadek mleczności krów. Gdy ich nowi właściciele z pomocą weterynarzy zaczęli dociekać przyczyn małej opłacalności produkcji mleka – wybuchł skandal. „Znalazłem w papierach pozostałych po urzędujących w moim dzisiejszym gospodarstwie pracownikach AWRSP dokument świadczący, iż doskonale wiedzieli, że to bydło jest chore i nie mogą go nikomu sprzedać poza ubojnią” – napisał rolnik Bogumił M. z Borzęcina w złożonym w prokuraturze w Słupsku zawiadomieniu o przestępstwie. „Pracownicy Agencji zataili fakt choroby sprzedawanego mi bydła (365 szt. – dop. A.T.) a wręcz przekonywali, że jest absolutnie zdrowe. Już po podpisaniu umowy, przez wiele tygodni zbywano nas i nie przekazywano dokumentów zdrowotności bydła” – skarżył się tej samej prokuraturze Wojciech Leszczyński, współwłaściciel gospodarstwa rolnego „Eko-Plon” w Smołdzinie. Właściciele i dzierżawcy wielkotowarowych gospodarstw odsprzedawali drobnym rolnikom zarażone bydło. Mleko skupował znany koncern spożywczy zajmujący się m.in. produkcją odżywek dla dzieci. Gdy służby weterynaryjne położyły temu kres, rolnicy stali się bankrutami. Wybijanie krów było jedynym sposobem na pozbycie się plagi: – Nie mieliśmy szansy, żeby podołać finansowo cyklicznym badaniom stada, zabiegom dezynfekującym pomieszczenia, w których bydło przebywa, dezynfekcji sprzętu używanego do sprzątania i dojenia, nawet ciągnika, którym przewoziło się paszę – dodaje Leszczyński. Oszukani zażądali od Agencji rekompensat. Zobaczyli figę z makiem, bo czyż ktoś taki jak oni mógłby wówczas podskoczyć kochanemu od politycznego „prawa” do „lewa” prezesowi Adamowi Tańskiemu? Spostponować człowieka, który po oddaniu Kościołowi ponad 67 tys. hektarów ziemi z zasobów Agencji zaskarbił sobie szczególne względy episkopatu, a wprost nadzwyczajne u kardynała Józefa Glempa (powiązania rodzinne!) i abp. Tadeusza Gocłowskiego (tylko w latach 1999–2002 sam oddział gdański AWRSP przekazał sutannowym 1261 ha superatrakcyjnych gruntów)? A jednak nabywcy zarażonego bydła próbowali ugryźć Tańskiego i jego ludzi w prokuraturze. No i co? No i prokuratorom zaczęły
ginąć akta w nader tajemniczych okolicznościach (np. w 1999 r. w Starogardzie Gdańskim, w sprawie sprzedaży 57 chorych na białaczkę krów z likwidowanego PGR Miradowo). Czasem poszkodowani uzyskiwali orzeczenia potwierdzające naruszenie prawa przez Agencję, ale postępowania umarzano jako... przedawnione wykroczenia (np. sprawa o sygn. Ds. 549/99 w Bytowie czy Ds. 1198/98 w Słupsku). Sprytni prokuratorzy „szatkowali” śledztwa na przypadki indywidualne. Dzięki temu, zamiast wciąż podlegającej ściganiu kolosalnej afery, uzyskali 100 tys. jak najbardziej przedawnionych drobnych wykroczeń! Skandal nie został podchwycony przez media i nie ujrzał światła dziennego przede wszystkim z powodu równorzędnie przebiegającej tzw. afery „wściekłych krów”, w obliczu której bagatelizowano inne zagrożenia i choroby bydła. Można by powiedzieć, że trudno – już jest po sprawie. Krowy zjedzone, mleko wypite, a co z tego wyniknie – czas pokaże. Otóż nie! Skutki wprowadzenia do obrotu zarażonego bydła odczuwamy do dzisiaj, gdyż okres wylęgania się Enzootic bovine leucosis może trwać bardzo długo. – Białaczka jest chorobą z tej samej grupy wirusów powolnych co AIDS u człowieka. Oznacza to, że od momentu zarażenia do momentu wystąpienia objawów może minąć nawet do dziewięciu lat – ujawnia Ryszard Synowiec, powiatowy lekarz weterynarii w Elblągu. Mięso i mleko zarażonych zwierząt wciąż uważane jest za pełnowartościowe. – Dopiero gdy wystąpi już forma guzowata i zmiany nowotworowe, mięso jest niszczone – informuje weterynarz. Przytoczmy kilka liczb. 2000 r. – w woj. warmińsko-mazurskim odnotowano 1,5 tys. przypadków. Sondażowe badanie zwierząt z 21 gospodarstw powiatu elbląskiego ujawniło 70 zarażonych
7
krów, a w trzech powiatach (sierpeckim, płockim i gostynińskim) woj. mazowieckiego zarejestrowano ich 214. Na obszarze woj. pomorskiego służby weterynaryjne stwierdziły 1524 zachorowania. 2000/2001 r. – na Lubelszczyźnie stwierdzono 134 nowe zachorowania. 2002 r. – na terenie powiatu szczecineckiego odnotowano 500 przypadków białaczki. Dopiero w sierpniu tego samego roku w Gorzowie ogłoszono, że „od kilku dni region jest jednym z niewielu obszarów w Polsce całkowicie wolnych od zarazy”. Źródła większości przypadków tej choroby właściciele zwierząt dopatrują się w dokonanym przed laty zakupie od Agencji bydła z byłych PGR-ów. Sprawa ma jeszcze jeden bulwersujący aspekt. Otóż byłoby zbyt proste, gdyby wpływy Agencji ze sprzedaży i dzierżawy dóbr ogólnonarodowych przekazywano do budżetu państwa. Pieniądze pozostawały w kasie AWRSP i do prezesa Tańskiego należał głos decydujący, w jakie przedsięwzięcia je zainwestować oraz komu dać zarobić (temat na odrębną opowieść kryminalną). Natomiast za straty płacimy wszyscy. Innymi słowy – w przypadku bydła chorego na białaczkę działo się mniej więcej tak: „Masz tu, Tański, krowy, sprzedaj je i zrób z forsą, co uważasz. Tylko nie zapominaj o przyjaciołach!” – powiedziała grupa trzymająca władzę. „Sprzedałem, ale one są zarażone. Musicie je wykupić z powrotem, bo nie wpuszczą was do Unii” – raportował wkrótce prezes Agencji. „A skąd my weźmiemy tyle pieniędzy?” – zmartwiło się Państwo. „Weźcie za dupę podatników” – życzliwie doradził Tański. Już od kilku lat trwa akcja wykupywania od rolników zarażonego bydła (po ok. 1700–1900 zł za sztukę), które i tak w części trafia na nasze stoły. Obyśmy tylko zdrowi byli... ANNA TARCZYŃSKA Fot. Alex Wolf
8
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Bij działacza!
W czasach PRL tzw. działaczy wolnościowych traktowano jak kryminalistów. Instytut Pamięci Narodowej w praworządnej Polsce ustawowo wrzuca ich do jednego kosza historii z esbekami. Ryszard Pawłowski (na zdjęciu) z Katowic od końca lat 70. działał w związkach zawodowych. Organizował strajki, także na polskich budowach w ZSRR (!), za co został deportowany do kraju; kolportował zabronioną prasę antykomunistyczną. Kiedy doszło do pacyfikacji Huty Katowice, organizował posiłki dla okrążonych przez ZOMO robotników. Był kurierem pomiędzy Hutą Katowice a kopalnią Wujek, gdzie doszło do krwawej masakry. 17 grudnia 1981 roku został aresztowany. Przez kilka dni na komisariacie w Dąbrowie Górniczej katowano go, by wydał kolegów. Wiele razy słyszał: „Wiemy o tobie wszystko” – i tu sypały się słowa, które mówił do swoich kolegów
Rozmowa z Anną Makowską, prezesem Krajowego Stowarzyszenia Antymobbingowego. – Przyzwyczailiśmy się do wizerunku terrorysty z granatem lub pistoletem w ręku, tymczasem można być również groźnym terrorystą psychicznym... – To prawda, mobbing to właśnie terror psychiczny. W Polsce borykamy się z olbrzymim bezrobociem i innymi patologiami. Na przykład wiele stanowisk zajmują dziś ludzie ustosunkowani, którzy nie wiedzą, na czym polega rządzenie. Brak wiedzy tuszują wymuszaniem różnych działań wobec podległych sobie pracowników. Mobber najczęściej się boi, ma kompleksy, więc dobrze się czuje w atmosferze plotek, pomówień i donosicielstwa. – Co to znaczy, że ktoś poddawany jest mobbingowi? – Przełożony obciąża nas nadmiernymi obowiązkami, by udowodnić, że nie jesteśmy w stanie wykonać wszystkich prac. W takiej atmosferze popełniamy błędy, stresujemy się, zaniżamy swoją samoocenę i zadajemy sobie w końcu pytanie: czy
związkowców, często w wąskim gronie. Zrozumiał, że ktoś go wydał, że przez cały czas, nawet wśród najbliższych kolegów, działał jego cień. Na podstawie dekretu o stanie wojennym został skazany na 4 lata więzienia i 4 lata pozbawienia praw publicznych (sygn. Akt IVK dor. 276/81). Po uchwale Rady Państwa z 14 marca 1983 r. został ułaskawiony, ale przesiedział półtora roku. Zaliczył kilka zakładów karnych, m.in. w Raciborzu, Strzelcach Opolskich i Kłodzku. Jako krnąbrny więzień dostawał dodatkowe kary. Zabraniano mu widzenia z żoną, izolowano od innych. Przeżył gehennę. Po wyjściu dostał kuratora. Przez wiele miesięcy nie mógł znaleźć pracy. Wszędzie obawiano się
kłopotów ze strony Służby Bezpieczeństwa. Od 1992 roku jest na rencie, do czego przyczyniły się milicyjne przesłuchania. Kiedy chciał uzyskać legitymację członka Stowarzyszenia Poszkodowanych przez Stan Wojenny, zażądano zaświadczenia z Instytutu Pamięci Narodowej. Po długim oczekiwaniu dostał odpowiedź. Negatywną. IPN stwierdził, że pan Ryszard Pawłowski nie jest pokrzywdzony w rozumieniu art. 6 ustawy z 18 grudnia 1998 r. o Instytucie Pamięci Narodowej – Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu. W katowickim oddziale IPN usłyszał, że ta standardowa odpowiedź oznacza, iż... jego „teczka” prawdopodobnie zaginęła albo, że on jest esbekiem. Pawłowski jest
zszokowany, że IPN robi z niego tajnego współpracownika SB. Czy instytucja powołana do badania zbrodni i prześladowań z czasów PRL nie rozróżnia prześladowanego od
Przełożony – terrorysta to ja, czy pracodawca jest winny? Może być też inna sytuacja: pracodawca pozbawia nas obowiązków, czujemy się zbędni, grozi nam zwolnienie, co w dzisiejszych czasach jest dotkliwą karą. Mobber daje nam do zrozumienia, że ma nad nami władzę, że może wykorzystać swoje znajomości i układy, by nas zniszczyć. – Jeszcze kilka lat temu nikt nie mówił o terrorze psychicznym w pracy. Dlaczego teraz jest tak głośno o tym zjawisku? – Zjawisko to występowało w Polsce już wcześniej, ale nie w takiej skali jak dziś. Gdy nie było bezrobocia, ludzie terroryzowani przez przełożonych po prostu zmieniali pracę. Należytą rangę miała też inspekcja pracy. Dziś nawet jeśli pracodawca przegrywa proces, to i tak pracownik zostaje zwolniony, a wyrok trudno wyegzekwować. To wzmacnia mobbera, bowiem czuje on słabość prawa i swojego otoczenia. – Czy mobbing jest już problemem w naszym kraju?
– Olbrzymim, bo ludzie zmobbingowani są okaleczeni na całe życie, boją się jakiejkolwiek inicjatywy. Strach po prostu ich paraliżuje. Dopiero gdy dwóch kolejnych pracodawców potraktuje ich normalnie, mają szansę na zmianę postawy. – Problem ten dostrzeżono m.in. w oświacie, która należy dziś do sfer najbardziej poddanych mobbingowi... – To prawda, dlatego kuratoria przeprowadzają w szkołach ankiety, żeby poznać panującą w nich
atmosferę. Ale później jakoś tak się dzieje, że wyniki tych ankiet stają się publiczną tajemnicą, co w konsekwencji prowadzi do ukrywania prawdy o mobbingu i pogłębiania fatalnej atmosfery w wielu szkołach. Gdy osoba pokrzywdzona dochodzi praw, np. w ministerstwie, to skarga odsyłana jest na „dół”, do krytykowanego... Badania wykazują, że aż 60 proc. nauczycieli uważa się za prześladowanych. Jeśli dyrektor znajdzie kozła ofiarnego, inni siedzą cicho, a nawet cieszą się, że ich to nie dotyczy. Niektórzy podpisują nawet lojalki, co jest wyjątkowo obrzydliwe. Mamy już pierwsze procesy mobbingowe, m.in. w oświacie. – Mamy także pokrzywdzonych pracowników hipermarketów... – Zgłasza się ich do nas wielu, ale szukają głównie porady i jak ognia boją się interwencji Stowarzyszenia, bo boją się utraty pracy.
prześladowcy? Nie mieści się to w wyobrażeniach Pawłowskiego o demokratycznej Polsce, o którą walczył. Niestety, wszystko się zgadza! Art. 6 stwierdza: „Pokrzywdzonym jest osoba, o której organy bezpieczeństwa państwa zbierały informacje na podstawie celowo gromadzonych danych, w tym w sposób tajny”. Informacje, czyli „teczkę”. Ustawodawca nie przewidział sytuacji, że tajne akta inwigilowanych działaczy mogą zginąć lub zostać zniszczone. A może z premedytacją taki zapis umieścił? Pawłowski czuje się pokrzywdzony przez IPN, bo wrzuca się go jak śmieć do jednego worka z tajnymi współpracownikami bezpieki. To kolejny przykład Polski bezprawia i bałaganu, gdzie patriota staje się wrogiem, a wróg bohaterem... JAROSŁAW RUDZKI Fot. Autor
– Jak ma się zachować człowiek poddany w pracy presji psychicznej, społecznej i ekonomicznej? Czy jeśli pracodawca niesłusznie zmniejsza mu płacę, pomija przy nagradzaniu, nie dostrzega jego wysiłków – to jest to mobbing? – Jeśli w konsekwencji wszystko to prowadzi do usunięcia pracownika z przyczyn właściwie niezwiązanych z wykonywaną przez niego pracą – mamy do czynienia z mobbingiem. Człowiek mobbingowany powinien więc pisać notatki służbowe, zwracać się do przełożonego na piśmie, gdyż mobber wykorzystuje nasze zaufanie i niewiedzę, posługując się zwykle tylko słowem, którego treść nagina do swoich potrzeb. Musimy zatem dopilnować, byśmy mieli zakres obowiązków i żeby pracodawca konkretyzował zarzuty. Powinniśmy też pytać, jak poprawić wytykane nam błędy. Jeśli poddamy się strachowi – przegramy. – Jakie są skutki mobbingu? – Od głębokiej depresji do prób samobójczych. Mobbing prowadzi też do rozbicia rodzin, licznych chorób. Paradoksalnie – skutki dotykają też pracodawcę, bo na skutek zaślepienia mobbera, zastraszenia i złej
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r. Masz kłopoty finansowe? Natychmiast wskakuj do łóżka. Kościół zadbał o to, aby akt prokreacji – nawet niespecjalnie udany – stał się okazją do zarobku. Zgodnie z obowiązującymi w cywilizowanym świecie przepisami, za płód lub noworodka uważa się osobnika o wadze minimalnej 500 gramów i długości co najmniej 25 cm. Poronienie zaś jest to zakończenie ciąży trwającej nie krócej niż 22 tygodnie. W Papalandzie ostatnio jest inaczej. Co prawda jeszcze w tym zakresie żadnych rozporządzeń oficjalnie nie zmieniono, ale zaczyna się je po prostu olewać... Kiedy rządzący Sojusz popiskiwał niedawno o liberalizacji ustawy aborcyjnej, ot, tak dla chwilowego poprawienia notowań u swoich byłych wyborców, natychmiast nasiliły się grzmoty plebanów Krk nawołujących do obrony życia poczętego. – To kolejna wojna z Kościołem! – krzyczano z ambon. W toku tej okołokruchtowej awantury sukienkowi wysunęli kilka konkretnych postulatów zachęcających do bardziej zdecydowanej obrony życia poczętego. A co najlepiej przemawia do rozumu? Pewnie, że kasa! Toteż w świątyniach zaczęto edukować przedstawicielki płci pięknej w wieku prokreacyjnym w kierunku... ubezpieczeń społecznych. Wniosek z tej nauki jest taki: warto pochodzić z brzuchem, bo nawet kiedy dziecka z tego nie będzie, bo Bóg tak chciał, mogą być chociaż pieniądze, też dzięki Bogu. Na razie (to informacja z ZUS) w Polsce zanotowano dwa przypadki, kiedy za poronienia trzeba będzie wypłacić zasiłki pogrzebowe.
pracy osoby poszkodowanej powstają konkretne straty finansowe. – W Szwecji, Finlandii czy Norwegii uznano prawo pracowników do zachowania fizycznego i psychicznego zdrowia w pracy; w Wielkiej Brytanii sąd i inne trybunały uznały, że utrzymanie dobrych stosunków w pracy należy do pracodawcy. Czy i u nas jest szansa na wyeliminowanie narcystycznych szefów? – Mieliśmy być drugą Japonią, ale nic z tego nie wyszło... Nauczmy się zatem od Japończyków przynajmniej tego, że jeśli przełożony jest przemęczony i stosuje złe metody zarządzania, powinno się go natychmiast odsunąć od pracy i skierować na szkolenie. Rozmawiał RYSZARD PORADOWSKI Krajowe Stowarzyszenie Antymobbingowe istnieje od półtora roku, zrzesza głównie psychologów, socjologów i politologów. Udziela porad indywidualnych i na otwartych spotkaniach pomaga ludziom poszkodowanym przez mobbing. Adres: Wrocław, ul. Olbińska 18/5, tel. 0-606 371 919.
A TO POLSKA WŁAŚNIE – To jest skandal – oburza się lekarz ginekolog-położnik Jerzy Podskarbi. – W takim razie statystyka, która będzie sporządzana w jawny sposób, wypaczy rzeczywisty obraz. Poza tym proszę zwrócić uwagę
Poronione pogrzeby – Tymi sprawami zajmuje się u nas Departament Świadczeń Krótkoterminowych – mówi Aleksandra Bełkowska – zaś zasiłki takie wypłacane są w poszczególnych oddziałach. Musimy je wypłacić, jeśli tylko otrzymamy akt zgonu. W przypadku śmierci dziecka ubezpieczona matka otrzymuje kwotę 4282 zł, co stanowi równowartość 200 proc. przeciętnego wynagrodzenia w naszym kraju. Na taką kwotę może zatem liczyć Grażyna Domańska, która poroniła w 20 tygodniu ciąży. Jej mąż, Jan, uparł się i zażądał od kaliskiego Szpitala Matki i Dziecka aktu zgonu. Początkowo ordynator oddziału położniczego, Bronisław Pałys, odmawiał swojego podpisu pod takim dokumentem (zresztą zgodnie z obowiązującymi go przepisami). W końcu jednak Ministerstwo Zdrowia nadesłało opinię, z której wynika, że „na wyraźne żądanie rodziców akt zgonu powinien trafić do ich rąk”. Pałys czytał i przecierał oczy ze zdumienia. Stanowisko ministerstwa w prosty sposób podważało bowiem autorytet medyków, którzy najlepiej wszakże wiedzą, kiedy mają do czynienia z porodem, a kiedy z ewidentnym poronieniem.
na fakt, że lekarz mający do czynienia z poronieniem, w oczach dostępnej dokumentacji może być podejrzewany o nieumiejętne odebranie porodu i śmierć dziecka... Tak jest w istocie. Kiedy bowiem szpital został zmuszony do wydania stosownych dokumentów – USC natychmiast wydał akt urodzenia... nienarodzonego dziecka. Pani Domańska wraz z mężem zażyczyli sobie, żeby w rubryce „imię” zapisano:
– mówi Aleksandra Bełkowska – i wątpię, czy ktoś w ogóle by na nie dziś odpowiedział. Raz jeszcze powtórzę: jest akt zgonu – jest zasiłek! Nieoficjalnie – od wysokiego przedstawiciela centrali ZUS – dowiedzieliśmy się, że teraz, po takim precedensie, należy się spodziewać tysięcy tego typu spraw, co oznacza ogromne zwiększenie wydatków na świadczenia pośmiertne. Ludzie bowiem ze swej natury w przypadku kasy rzadko odpuszczają. Po lewych rentach będziemy więc chyba mieli lewe pogrzeby poronionych płodów. Z takiego obrotu rzeczy najbardziej oczywiście cieszą się księża. Jeden z naszych znajomych plebanów powiedział, że jak dobrze pójdzie, to dochody z pogrzebów nawet mu się podwoją. Właściwie to trochę dziwne, że w ustroju katolickim nikt na to nie wpadł dużo wcześniej. Przecież dla Kościoła człowiekiem jest już żeńskie jajo w ułamek sekundy po zapłodnieniu. Skoro jest człowiek, to jest akt zgonu. Jak jest nieboszczyk, to jest pogrzeb. A jak jest pochówek, to musi być miejsce na cmentarzu i msza z organistą za mikroskopijną duszyczkę. A to są drogie rzeczy... JAN KALINOWSKI
granicę człowieczeństwa płodu, a jednocześnie – ulegając naciskom kościelnej ideologii – penalizuje aborcję. Prowadzi to nie tylko do absurdu (odmawia się zarówno prawa do aborcji jako do „zabijania człowieka”, jak i uznania człowieczeństwa płodu), ale także do sytuacji konfliktowych. Np. latem bieżącego roku w Szpitalu Morskim w Gdyni odmówiono matce 22-tygodniowego płodu wydania „zwłok dziecka”, tłumacząc się obowiązującym prawem. Kobieta, gorliwa katoliczka, nie była w stanie pojąć, dlaczego nie ma prawa do grobu „nienarodzonego”. Lekarz, nie pozwalając na wydanie ciała i karty zgonu, postąpił oczywiście zgodnie z prawem, natomiast matka rozumowała zgodnie z własnymi uczuciami oraz obowiązującą wszędzie modą na „ochronę życia i godności dziecka poczętego”. A.C.
KOŚCIÓŁ W SIDŁACH WŁASNYCH Kościół zasadniczo nie udziela pogrzebów kościelnych płodom, którym nie wystawiono aktu zgonu. Prawo kościelne w ogóle nie wspomina o „dzieciach poczętych”. Stwierdza jedynie, że „ordynariusz miejsca może zezwolić na pogrzeb kościelny dzieci, których rodzice mieli zamiar je ochrzcić, a jednak zmarły przed chrztem” (kan. 1183). Łatwo zauważyć, że w ten sposób Kościół wpadł we własne sidła: z jednej strony nazywa embriony „dziećmi poczętymi”, z drugiej – odmawia im pogrzebu, kierując się zdrowym rozsądkiem. Istnieje tu zasadnicza sprzeczność i brak konsekwencji, a to obnaża przy okazji absurdalność kościelnej ideologii. W podobne problemy wpada państwo polskie, bo – ustalając zasadę 22 tygodni – de facto ustala
Biedny jak Rydzyk Ojciec Dyrektor do niedawna dzielił, rządził oraz kupował. I strasznej sobie w ten sposób biedy napytał. Tadeusz Rydzyk wpadł w dziurę „budżetową”. Choć chłopina bez przerwy apeluje o wsparcie finansowe dla swojego holdingu, po raz pierwszy od lat nie ma odzewu. Na domiar złego wszystko mu spada: a to liczba słuchaczy Radia Maryja (w ciągu ostatnich trzech miesięcy audytorium stacji zmalało z 2,44 proc. do 0,76 proc. tzw. słuchalności), a to popyt na zestawy do odbioru TV „Trwam” (z planowanych 300 tys. sprzedano... 3 tys.), spadły też Dyrektorowi inne kłopoty na głowę. Najpoważniejszym jest budowa Centrum „Polonia in Tertio Millennio” na 22 hektarach przy Porcie Drzewnym w Toruniu („Port to jest poezja” – „FiM” 24/2003). Na inwestycję potrzeba minimum 600 mln zł. Kilka miesięcy temu Rydzyk twierdził, że ma kasę. Dzisiaj okazuje się, że ma... mieć.
Łukasz. W lecznicy w Kaliszu dowiadujemy się, że ów Łukasz ważył przed śmiercią... 215 gramów, czyli mniej więcej tyle, co mała cytryna. – 2 listopada w Ministerstwie Zdrowia zahuczało. Na wniosek „FiM” Departament Prawny sporządził specjalną opinię w tej sprawie – wyznała nam Aleksandra Smolińska. Najpierw miało to trwać pół godziny, potem dwie, aż w końcu ktoś zauważył, że smród jest większy niż się początkowo wydawało. Rzecznik prasowy, Agnieszka Gołąbek, złożyła oświadczenie dopiero przed zakończeniem dniówki i ową opinię sprowadziła do dwóch zdań: – Kiedy dziecko rodzi się martwe, aktu zgonu nie powinno się wydawać. To powinni wiedzieć w urzędach stanu cywilnego... Nikt nie był w stanie wyjaśnić, dlaczego do kaliskiego szpitala trafiła zupełnie inna interpretacja ministerstwa w sprawie Grażyny Domańskiej i nikt nie wie, kto za to odpowiada. Raz jeszcze wracamy do ZUS i pytamy: – Czy nie boicie się, że teraz każda kobieta, która poroniła, będzie żądać świadczeń pogrzebowych? – Nie jestem upoważniona do udzielania odpowiedzi na to pytanie
9
W tym m.in. celu pojawił się przed kilkoma dniami w Toruniu o. Zdzisław Klafka, „naczelny” redemptorystów w Polsce. Dokładnie 50 minut kokietował prezydenta Michała Zaleskiego sukcesami zakonu „na odcinku charytatywnym”. Umiejętnie naprowadzał go na temat, ale Zaleski udawał, że nie rozumie. Klafka wyszedł z Urzędu Miasta jak niepyszny, gdyż próba wyłudzenia wsparcia finansowego dla Rydzyka nie przyniosła rezultatu. – Była to kurtuazyjna wizyta. Rozmawialiśmy o działalności charytatywnej redemptorystów, a ja ze swojej strony przedstawiłem problemy, z którymi boryka się miasto – poinformował prezydent. Niedawno trochę dołożyliśmy Zaleskiemu („Porsche na gorsze” – „FiM” 46/2003) za haniebną transakcję z kurią, na której miasto straciło milion zł. Dzisiaj mówimy: „Tak trzymać”! JOANNA GAWŁOWSKA
K
uria łódzka w sprawie licytacji kościoła w Dalikowie („FiM” 47/2002,45/2003) usiłuje podważyć prawomocny wyrok i wznowić postępowanie sądowe, co zapowiedziała w specjalnym komunikacie.
pojawią się nowe, istotne dowody. Tymczasem zdaniem pełnomocnika poszkodowanej, mec. Bogumiły Kłosińskiej, nie mamy do czynienia z taką sytuacją. Proces o odszkodowanie toczył się przez kilka lat i na temat okoliczności tragedii 14-letniej
Trzymaj się, Aga Tak to zwykle bywa, gdy Krk ma pozbyć się chociaż jednej złotówki. Kanclerz kurii, ksiądz Andrzej Dąbrowski, podkreślił, że dalikowska parafia zebrała 100 tys. zł, żeby udzielić poszkodowanej Agnieszce pomocy materialnej. Nie dodał jednak, że wyrok sądowy mówi o ponad 130 tys. zł wraz z odsetkami (ponad 350 tys. zł) na dalsze, kosztowne leczenie za granicą. Kuria usiłuje wykorzystać furtkę prawną, jaką daje jej art. 403 kpc. Mówi on o możliwości nadzwyczajnego wznowienia postępowania, gdy na przykład
Agnieszki wypowiadali się biegli i sądy kilku instancji. Decyzją kurii oburzona jest także Teresa Mikołajczyk: – Szczególnie bolą mnie argumenty kanclerza – mówi matka Agnieszki. – Wypadek zdarzył się sześć lat temu i przez ten okres przeżyliśmy gehennę. Córka przeszła dwie ciężkie operacje i mimo intensywnej kuracji nadal jest niepełnosprawna. Po długotrwałym procesie zapadł prawomocny wyrok. A tymczasem księża oskarżają mnie o wyłudzenie pieniędzy od Kościoła. RP
10
Z PROCHU POWSTAŁEŚ, W SZMAL SIĘ OBRÓCISZ
Miasto Sulejów przehandlowało dawny cmentarz żydowski, ale do błędu przyznać się nie chce.
Gra w kości
O Sulejowie, niewielkim miasteczku nad Pilicą, niewielu by słyszało, gdyby nie Lucjan Rudnicki i jego głośna niegdyś powieść pt. „Stare i nowe”. Przed wojną, w czasach Rudnickiego, żyło w mieście wielu Żydów. Skoro byli Żydzi, musiał być i ich cmentarz – kirkut. Po wyzwoleniu, gdy zabrakło ludności pochodzenia semickiego, już nie miał kto zajmować się nekropolią. Miasteczko żyjące przez wieki z wypalania wapna nigdy nie cierpiało na nadmiar grosza, więc na początku
lat dziewięćdziesiątych sprzedało teren wraz z grobami dawnych mieszkańców. Aby radni przyklepali projekt, szybko zmieniono plan zagospodarowania przestrzennego, przeznaczając ziemię (z ludzkimi kośćmi pod powierzchnią) na strefę przemysłowo-magazynową. Gdy nowy prawowity właściciel przystąpił na początku lat 90. do budowy bazy transportowej, spod łopat wyłoniły się czaszki i piszczele. – Na skutek licznych skarg i protestów sprawą zajęła się Fundacja Rodziny Nissenbaumów – mówi
przewodniczący łódzkiej gminy wyznaniowej żydowskiej Symcha Keller – Stanęło tylko na tym, że miejscowe władze zabroniły realizacji jakichkolwiek inwestycji. Alina Jurkowska-Dusik z Fundacji Nissenbaumów mówi: – Gdy w 1992 roku interweniowaliśmy po raz pierwszy, burmistrz Sulejowa zobowiązał się uporządkować teren i postawić tablicę informującą, że w miejscu tym niegdyś znajdował się cmentarz żydowski. Nic takiego się jednak nie stało.
K
gospodarki terenowej i ochrony środowiska z 1972 roku. Wydawać by się mogło, że taka opinia zwierzchnika proboszcza pozwoli zlikwidować problem. Nic podobnego! Proboszcz Jajkowski nie reaguje w żaden sposób, lekceważąc kobietę. Ta pisze więc za-
– pisze w zażaleniu. – Nie mogę stanąć na wprost grobu męża, bo musiałabym stanąć na głowie osoby pochowanej w nowo powstałym grobie. Za sprawą ks. T. Jajkowskiego grób męża stał się przedmiotem pogardy i znieważenia, ponieważ po pomniku codziennie przechodzi wiele osób, bezczeszcząc go. To obraża moje uczucia religijne, a także moich dorosłych dzieci – córki i syna”.
to jest najważniejszy na cmentarzu? Zmarły, oczywiście! A guzik prawda. Persona numer jeden to ksiądz proboszcz, bo władza nad cmentarzem oznacza szmal. Oto dwa przykłady.
Po trupach ... Pod koniec grudnia ubiegłego roku Wiesława O. odwiedza grób swojego męża znajdujący się na cmentarzu w podłódzkich Mileszkach i doznaje szoku. Na niewielkim placyku u stóp mogiły widzi grób innej osoby. Ludziska przechodzą po obu mogiłach, jako że znikło dotychczasowe, i tak już wąskie, przejście. – W tej sprawie nic już nie da się zrobić – wzrusza ramionami proboszcz Tadeusz Jajkowski, gdy łodzianka domaga się przywrócenia pierwotnego stanu. Pani Wiesławie nie pozostaje nic innego, tylko szukać sprawiedliwości w łódzkiej Kurii Archidiecezjalnej. Na odpowiedź inspektora ds. cmentarzy – ks. Grzegorza Klinkiewicza – czeka prawie cztery miesiące. Kurialista przyznaje w końcu, że nowo powstały grób nie spełnia wymogów określonych rozporządzeniem ministra
wiadomienie do Prokuratury Rejonowej Łódź–Widzew o popełnieniu przestępstwa znieważenia uczuć religijnych. Widzewska prokuratura olewa jednak skargę wdowy, stwierdzając, że o czymś takim nie ma mowy, bo ksiądz chciał dobrze, tylko tak jakoś źle mu wyszło... A ponadto – UWAGA! – obrażać można tylko Boga lub Matkę Boską! Wiesława O. nie zgadza się z taką argumentacją i sprawę kieruje do prokuratury okręgowej. „W moim odczuciu cmentarz jest miejscem wiecznego spoczynku, a grób jest symbolem kultu religijnego i pamięci o zmarłym
W 1997 r. weszła w życie ustawa o stosunku państwa do gmin wyznaniowych żydowskich (Art. 23, pkt. 2 Ustawy z 20 lutego 1997 r.), która mówi wyraźnie, że dawne nekropolie podlegają ochronie i nie można ich zbywać na inne cele. Antoni Wiórek (na zdjęciu), nowy właściciel cmentarnego terenu przy ul. Podole, któremu zaraz po zakupie nieruchomości i rozpoczęciu budowy wstrzymano dalsze prace, został też narażony na olbrzymie straty. Nikt z zachwyconych sprzedażą władz miasta nie mówił wcześniej o jakichkolwiek przeszkodach, a później nie chciał znaleźć wyjścia z sytuacji, w którą pana Wiórka miasto wpędziło. – Po latach awantur mam tego wszystkiego dość – żali się reporterowi „FiM” pan Wiórek. – Ponieważ nie widzę szans na polubowne dogadanie się z władzami Sulejowa, pójdę do sądu. Jestem gotów zostawić ten teren, ale pod warunkiem, że miasto pokryje wszystkie moje wydatki z nim związane. Władze jednak wcale nie kwapią się do takiego rozwiązania. Burmistrz Stanisław Baryła widzi problem, ale nie wie, jak usatysfakcjonować wszystkie strony. Jego zastępca, Janusz Dudar, nie owija w bawełnę: – Miasto nie jest stroną. Jeśli gmina żydowska chce odzyskać
ten teren, niech się procesuje z Wiórkiem. Można i tak... Przedstawiciel sulejowskiej władzy zapomina jednak, że dopiero zmiana planu przestrzennego zagospodarowania otworzyła puszkę Pandory. Sprawa stała się głośna poza granicami kraju. Zaczęły wpływać skargi i interwencje od potomków byłych mieszkańców Sulejowa żyjących dzisiaj w Izraelu. Domagają się oni od gminy żydowskiej uregulowania kwestii cmentarza. – Nie chodzi o komplikowanie sprawy i np. powtórne urządzanie cmentarza, który przecież już dawno został zniszczony, chcemy jedynie poszanowania ludzkich kości – mówi Symcha Keller. Na terenie należącym dziś do A. Wiórka (większym niż obszar kirkutu) stoi już część budynków i ktoś będzie musiał zapłacić za ich rozebranie. Sprawa trafiła do Rządowej Komisji Regulacyjnej powstałej na mocy wspomnianej ustawy z 1997 roku. Wygląda na to, że wcześniej czy później gmina żydowska (jak to się stało w wielu innych miastach Polski) odzyska swoją nekropolię. Na razie przeszkodą jest stanowisko gospodarzy Sulejowa, którzy nie chcą się przyznać do kosztownego błędu. Antoni Wiórek wycenia ten błąd na 20 milionów złotych. RYSZARD PORADOWSKI Fot. Autor
G
miny żydowskie odzyskały tereny dawnych cmentarzy w wielu miastach polskich. Współpraca gmin i władz lokalnych układa się bardzo dobrze m.in. w Piotrkowie Trybunalskim, Turku, Warcie i Wieluniu. Na przykład w Warcie starą żydowską nekropolię ogrodzono i oznakowano. Podobnie stało się w Piotrkowie. Sporo wyłożyły samorządy, np. w podłódzkim Łasku wycięto ostatnio drzewa i krzaki rosnące dziko na cmentarzu, a w planie jest m.in. uporządkowanie zbiorowych mogił, wykonanie niewielkiego parkingu i ogrodzenia. W ostatnich latach poprawił się też radykalnie wygląd położonej w Łodzi największej nekropolii żydowskiej w Europie.
Prokuratura okręgowa podtrzymuje – a jakże – wcześniejsze stanowisko niższej instancji. 30 września br. sprawą zajmuje się sąd rejonowy na Widzewie. Sędzia wydaje kuriozalny wyrok: ksiądz naruszył prawo, ale nie miał zamiaru obrażać uczuć religijnych. Szacunek dla zmarłych w pojęciu religii katolickiej się nie mieści? Może i nie. ¤¤¤ Bartąg to stara podolsztyńska miejscowość. Ks. Eugeniusz Bartosik
postanawia zaprowadzić porządki i wytyczyć główną aleję na miejscowym cmentarzu. A że nijak nie udaje się jej „wykroić” wśród starych grobów, rozkazuje je zburzyć lub poprzesuwać. Uległa rada parafialna na wszystko wyraża zgodę, nie pytając o zdanie ani rodzin zmarłych, ani konserwatora zabytków. – W ten sposób np. grób znanego polskiego działacza plebiscytowego, Jana Wagnera, zmarłego w 1947 roku, znalazł się pod szerokim na ponad dwa metry chodnikiem. Na dodatek tablicę z tego grobu ustawiono na innej mogile – mówi pan Tadeusz od urodzenia mieszkający w Bartągu. Proboszcz nie widzi w tym nic niestosownego: – Zmarły będzie miał teraz nowy grób – ucina rozmowę błyskawicznie. Księżulo jest zadowolony ze swego dzieła. BARBARA SAWA Fot. Autor
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
11
Z BRATEM EMANUELEM – KAMEDUŁĄ – ROZMAWIA JAROSŁAW RUDZKI
Memento mori Krakowskie Bielany. Srebrna Góra. Na niej klasztor otoczony wysokim murem. Ludzie ulicy podziwiają mnichów. Mówią: nie mają kobiet, nie wołają o kasę, żyją jak pustelnicy. Udaliśmy się więc do klasztoru, by doświadczyć owej nieskażonej duchowości. – Kameduli to zakon o najbardziej rygorystycznej regule. Żyjecie z dala od świata, zamknięci na cztery spusty w swoich pustelniach (eremach) za murami klasztoru. Dlaczego nie bierzecie przykładu z kleru, który woli zbijać na ludziach majątki i robić karierę na głoszeniu ewangelii? – Żyjemy jak pustelnicy z dala od zgiełku współczesności, by być bliżej Boga. W milczeniu i samotności łatwiej usłyszeć swoje sumienie, ale jednocześnie – z braku poważnych ziemskich
trosk – nawet drobne uchybienia urastają do ogromnego problemu. Z tego powodu życie eremity tylko pozornie wygląda jak sielanka. Być sam na sam ze sobą przez 24 godziny na dobę przez 5, 10 czy 30 lat to naprawdę niełatwe zadanie. A jest to trudne, wystarczy przypomnieć, że od 7 lat nie ma wśród nas nowego mnicha. Ciągle ktoś nowy przychodzi, ale mija miesiąc, rok, najwyżej dwa – i nie wytrzymuje naszej ascezy. – Nawet wśród zakonów jesteście postrzegani jako odmieńcy. Skąd taka opinia? – Może to wynikać ze stylu życia, jaki prowadzimy. Wstajemy codziennie o godz. 3.30 rano. Potem kilka godzin modlimy się prywatnie w eremach i w klasztorze. Następnie idziemy do pracy w polu lub ogrodzie. O godz. 21.00 kończy się nasz dzień. Ja do niedawna
byłem kucharzem, teraz jestem furtianem. Nasza codzienność – opleciona milczeniem, samotnością i pracą – pozwala zbliżać się do Boga. Także nasz codzienny jadłospis jest podporządkowany umartwieniu. Często rezygnujemy z posiłków, nigdy nie jemy mięsa, a przez trzy miesiące w roku nie spożywamy nabiału. Umartwienie i asceza są obok modlitwy i pracy podstawowymi zasadami naszego życia. – Jednak zakazy nie dotyczą przeora. Przed chwilą widziałem, jak wyjeżdżał z dziedzińca klasztoru samochodem...
– Przeor musi dbać o wszystkie sprawy zewnętrzne. Ma do dyspozycji samochód i komórkę. Musi płacić podatki, troszczyć się o pieniądze, by utrzymać klasztor. Żyjemy z pracy rąk i datków od ludzi. Dzięki temu od niedawna mamy w eremach światło, a najstarsi mnisi – kaloryfery. W pustelniach młodszych mnichów trzeba palić w piecu. Dzięki Amice Wronki nie pierzemy już ręcznie, ale w pralkach. – A inne zdobycze cywilizacji, na przykład telewizor, radio, prasa...
– Na oglądanie telewizji dostaliśmy zgodę tylko raz, z okazji transmisji mszy prowadzonej przez papieża podczas jego pobytu w Polsce. Radia nie mamy. Możemy natomiast przeglądać prasę katolicką, jeden czy dwa tytuły. Żyję w zakonie już 30 lat i gdybym miał jeszcze raz decydować, wybrałbym tę samą drogę życia. Fot. Autor
Za tydzień – „Fakty i Mity” za murami klasztorów – wielki, kolorowy fotoreportaż
O
bchody Święta Odzyskania Niepodległości zorganizowano w czarnej Łodzi tak, żeby społeczeństwo wiedziało, kto trzyma władzę w regionie. Cztery główne gwiazdy to (kolejno od lewej): prawicowy prezydent miasta Jerzy Kropiwnicki, wojewoda Krzysztof Makowski z SLD, arcybiskup Władysław Ziółek i marszałek województwa Mieczysław Teodorczuk. Lewicowy wojewoda nie tylko uczestniczył w mszy, ale w dodatku klękał przed kościelnymi świętościami. Włączenie mszy do oficjalnych obchodów narodowego święta pod patronatem lokalnego przywódcy jednego ze związków wyznaniowych nikogo już w Katolandzie nie dziwi. A powinno!!! A.C. Fot. Alex Wolf
Czerwono-czarni
Wojewoda Makowski na kolanach
12
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
U NAS I GDZIE INDZIEJ
Omnibusy Księża proboszczowie są powołani przez Boga do zbierania pieniędzy jak się da i od kogo się da. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że są kształceni przez Agencję Restrukturyzacji i Modernizacji Rolnictwa na konsultantów unijnych z prawdziwego zdarzenia! Do unijnego uświadamiania rolników zabrała się archidiecezja lubelska pod przywództwem Józefa Życińskiego. Najpierw za państwowe pieniądze ARiMR przeszkolono proboszczów, a potem oni zabrali się do nauczania chłopskich mas: od początku listopada trwają jednodniowe kursy przeprowadzane na ogół po niedzielnych mszach. Ale to dopiero początek. Agencja zwróciła się z prośbą do krajowych duszpasterzy rolników o pomoc w uświadamianiu wsi. Na Jasnej Górze odbyło się specjalne spotkanie przedstawicieli ARiMR z duszpasterzami wszystkich diecezji. Współpracę państwa i Kościoła pobłogosławił z serca biskup Jan Styrna, szef duszpasterstwa rolników. Księża mają pomagać rolnikom w egzekwowaniu dopłat bezpośrednich i pozyskiwaniu europejskich funduszy. Ponieważ znam osobiście kilka osób, które wykonują takie zajęcie od lat i profesjonalnie... prawie oniemiałem z przerażenia! Unia Europejska nie posiada jednolitego systemu doradztwa rolniczego – każdy z krajów dysponuje własnym modelem działania w tym zakresie, zależnym od specyfiki kulturowej i geograficznej. W krajach Unii instytucjami świadczącymi tego typu usługi bywają najczęściej organizacje państwowe, samorządowe, spółdzielcze i prywatne firmy konsultingowe. Istnieją też służby doradcze związków rolników, rolniczych placówek edukacyjnych i banków. Ale, na Boga, nie kościoły, parafie i księża! Wiem, że kler katolicki jest zawsze tam, gdzie do wyciągnięcia są „godziwe” pieniądze, ale zdobywanie funduszy unijnych wymaga posiadania wiedzy specjalistycznej i zastosowania technik zgoła innych niż duszpasterskie. To tak, jak gdyby po krótkim przeszkoleniu nauczyciela polonistę uczynić maklerem giełdowym, a inżyniera elektronika doradcą w resorcie zdrowia. Fachowe poradnictwo wymaga od doradców wiedzy z ekonomii, organizacji i zarządzania przedsiębiorstwem, z zakresu hodowli, produkcji
rolnej i usług związanych z sektorem rolnictwa, znajomości przepisów i standardów obowiązujących w Unii Europejskiej oraz specyfiki Wspólnej Polityki Rolnej, a także wielu, wielu innych dziedzin. A nade wszystko niezbędne jest posiadane przez konsultanta doświadczenie nabyte „w walce” o europejskie pieniądze. Fundusze, które rolnik będzie mógł uzyskać, to nie tylko dopłaty bezpośrednie (najprostsze do uzyskania), ale również dotacje (także w obszarach pokrewnych, jak agroturystyka i ochrona środowiska) wymagające znajomości procedur i posiadania profesjonalnych umiejętności, niezbędnych choćby do konstrukcji biznesplanu czy określenia wkładu własnego.
Europejski doradca działający na obszarach wiejskich to zawód, którym zainteresowane są w Polsce całe zastępy młodych ludzi, dobrze wykształconych kierunkowo, znających języki obce, niekiedy praktykujących w instytucjach Unii Europejskiej w Brukseli. To dla nich powinno się rezerwować tego typu stanowiska. Porady fachowe w krajach Unii Europejskiej kosztują 500–700 euro za dzień pracy specjalisty lub 3–5 procent od pozyskanych pieniędzy. Być może w czasach biedy i bezrobocia niektórzy wychodzą z założenia, że z klerem będzie znacznie oszczędniej. Boję się jednak, że nie da on sobie zrobić krzywdy. Poza tym księża dostaną „w łapy” intratny i przyszłościowy zawód, na którym kiedyś, kiedy wyjdziemy już z dołka gospodarczego, będą mogli nieźle się „obłowić”. Już słyszę, jak w ogłoszeniach parafialnych pojawiają się komunikaty, że sprawą
kontraktacji wołowiny zajmować się będzie ksiądz wikary, a zaraz po mszy wieczornej zostają wierni, którym ksiądz proboszcz pomaga w konstruowaniu biznesplanu – studium wykonalności i analizy ryzyka! Polski rolnik jest dla doradcy bardzo trudnym klientem. Znaczna część społeczeństwa wiejskiego nie posiada nawet konta bankowego, brakuje jej elementarnej wiedzy z zakresu funkcjonowania systemów administracyjnych i finansowych, nie mówiąc już o koncepcji rozwoju własnej aktywności, znajomości nowoczesnych technik upraw, hodowli, przetwórstwa. Nagminny jest brak orientacji w mechanizmach rządzących gospodarką rynkową. Polski rolnik cierpi na brak umiejętności efektywnego wykorzystywania informacji, czego przyczyną jest zwykle brak komputera i Internetu. W związku z powyższym sytuacja polskiego rolnika na rynku finansowym Unii Europejskiej będzie dramatyczna i wymaga już dziś rzeszy dobrze przygotowanych specjalistów. Śmiem wątpić, aby po kilkudniowym szkoleniu takimi specjalistami stali się katoliccy księża, mimo że w naszej mentalności jawią się jako „omnibusy” z natury kompetentne w każdym zakresie. Fakt, że parafie są wszędzie, a księża mają u ludzi posłuch – niewiele znaczy. Przecież chociażby Krajowy Związek Rolników, Kółek i Organizacji Rolniczych, który zrzesza 22 528 Kółek Rolniczych, 25 847 Kół Gospodyń Wiejskich, 1188 Spółdzielni Kółek Rolniczych i jest obecny w prawie każdej polskiej gminie, a na dodatek posiada własne przedstawicielstwo w Brukseli, może stanowić o wiele lepszą „wypadową” dla unijnych konsultantów! Już od lat działają tam ludzie z całkiem niezłym przygotowaniem merytorycznym. Przyznam, że komunikaty o naszych opóźnieniach w przygotowaniach do akcesji traktowałem dotychczas jako przesadzone. Ale w obliczu faktu, że SLD-owskie państwo z kleru katolickiego chce uczynić nowoczesnych unijnych specjalistów, naprawdę boję się o naszą europejską przyszłość. Na skutek takiej polityki niedługo staniemy się pośmiewiskiem dla całej unijnej Piętnastki. Nietrudno jest zauważyć, że bez względu na opcję polityczną, w Polsce kler rzeczywiście pociąga za wszystkie sznurki. Jeżeli Unia Europejska nie chce reprezentować Kościoła katolickiego, to Kościół katolicki będzie reprezentował Unię Europejską – na złość i przynajmniej w Polsce... na nasze nieszczęście! TYMOTEUSZ
USAborcja O
gromnym sukcesem religijnej prawicy w USA było niedawne przeforsowanie ustawy delegalizującej tzw. późne aborcje. Przez 8 lat dwu kadencji prezydent Clinton konsekwentnie wetował próby jej zatwierdzenia.
W długofalowej strategii konserwy religijnej zakazanie zabiegu wykonywanego sporadycznie – z ważnych przyczyn medycznych – ma być pierwszym istotnym krokiem do anulowania wyroku Sądu Najwyższego USA z roku 1973 w sprawie Roe versus Wade, który to wyrok dał Amerykankom prawo do przerywania ciąży. Uradowany Bush junior podpisał ustawę 5 listopada. Dwie godziny później sędzia federalny zakazał wprowadzenia jej w życie, wskazując, że ma podstawy sądzić, iż jest sprzeczna z konstytucją. W ciągu następnych kilku dni w jego ślady poszło dwóch następnych sędziów. Przeciwników fundamentalistów religijnych (oraz środowiska optujące za wolnością wyboru) poirytowało i sprowokowało to, że egzekwowanie przestrzegania ustawy John Ashcroft (na zdjęciu) – minister sprawiedliwości i prokurator generalny, fanatyczny zielonoświątkowiec – zlecił departamentowi praw obywatelskich, który dotąd zajmował się ściganiem ich naruszania. Kongresmani demokratyczni w liście wystosowanym do Ashcrofta piszą: „To pomysł wprost
z Orwella, zlecać departamentowi ochrony praw obywatelskich nadzór nad realizacją gwałcenia praw milionów Amerykanek”. Ashcroft wybrał ten departament celowo. Wedle wyroku w sprawie Roe vs. Wade, zarodek nie ma praw obywatelskich. Obdarzenie go takowymi miałoby w prostej linii doprowadzić do uznania skrobanki za morderstwo.
Sprawa niewątpliwie zostanie rozstrzygnięta przez Sąd Najwyższy. Jest on wprawdzie konserwatywny, ale nie bezgranicznie. Jakiś czas temu odrzucił prawo stanu Nebraska zakazujące późnych aborcji. T.N.
Planeta małp W
Stanach Zjednoczonych dewoci wciąż walczą z edukacją. Odżyła kwestia wyrugowania z podręczników biologii teorii ewolucji i zastąpienia jej kreacjonizmem. Religioci zdali sobie już sprawę, że kwestii tej nie da się po prostu przeforsować, zaklinając się na Biblię, więc toczą długofalową wojnę podjazdową. Założyli w Seattle Discovery Institute, w którym quasi-naukowcy starają się podgryzać teorię Darwina. Sceną zaciekłych walk stał się właśnie Teksas, gdzie Stanowa Rada Edukacyjna odniosła wstępne zwycięstwo w sprawie aprobaty podręczników biologii przedstawiających naukowy punkt widzenia na narodziny i rozwój życia. Fundamentaliści religijni kwestionowali je, twierdząc, że nie prezentują antyewolucyjnych poglądów, które ich zdaniem są równie zasadne, co stanowisko tradycyjnej nauki. Kreacjoniści utrzymują też, że nauka ewolucji dehumanizuje uczniów, a nawet przyczynia się do wzrostu liczby przestępstw i depresji wśród nastolatków. Prowadzi również do etycznej degrengolady. Rezultat batalii w Teksasie ma kluczowe znaczenie, bo stan ów jest drugim co do wielkości w USA pod względem
zamówień na podręczniki szkolne. Wersja podręczników, którą kupi Teksas, będzie potem rozprowadzana przez wydawców w całych Stanach. Przeciwnik darwinizmu, Eddy Parker, oskarża szkoły publiczne, że „nauczają uczniów, że są podludźmi. Mają bowiem pochodzić od małpy”. Samantha Smoot – członek rady edukacyjnej organizacji Texas Freedom Network popierającej nauczanie ewolucji – ripostuje: „Opinia świata nauki jest jasna i zgodna. Ewolucjonizm to nie teoria. Nie ma żadnych wątpliwości co do tego, że miała miejsce”. Profesor biologii z Baylor University – Dan Wivagg – dodaje: „Biolodzy przestali dyskutować o prawdziwości ewolucji jeszcze w XIX wieku. Bez wątpienia jest to centralny, scalający wszystko pewnik nauk biologicznych i musi znaleźć się w podręcznikach, jeśli zamierzamy wychowywać obywateli mających pojęcie o stanowisku nauki”. No tak... tylko małpy mogą się naprawdę wkurzyć, że niektórzy ludzie od nich pochodzą! T.N.
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r. Polacy zamieszkujący Niemcy stanowią najliczniejszą Polonię w Europie (ok. 2 mln!). Przed II wojną światową tamtejsza Polonia miała status mniejszości narodowej, ale utraciła go w 1938 roku na mocy dekretu Adolfa Hitlera. I... nic się od tego czasu nie zmieniło! Z pozoru stosunki polsko-niemieckie od wielu lat rozwijają się prawidłowo. Współpracują ze sobą placówki kulturalne i naukowe, częste bywają wymiany młodzieży. Dużo mówi się o współpracy regionalnej, o partnerstwie powiatów, miast i gmin. Rozwija się kooperacja przygraniczna, transfer technologii, a wspólne inwestycje widoczne są szczególnie w ekologii i ochronie środowiska. Wybaczyliśmy sobie historyczne żale i budujemy nową europejską przyszłość. A jednak... Współczesna Polonia niemiecka to ludzie o różnych kwalifikacjach zawodowych, począwszy od pracowników fizycznych, a skończywszy na lekarzach, prawnikach i inżynierach. Są z reguły zrzeszeni w organizacjach branżowych (np. Związek Prawników Polskich, Stowarzyszenie Lekarzy Polskiego Pochodzenia), kulturalnych i oświatowych. W Niemczech istnieje ok. 170
małych organizacji polonijnych, reprezentowanych przez duże organizacje centralne. Do największych federacji należy Związek Polaków w Niemczech – najstarszy, założony w 1922 roku – oraz istniejący od 1950 roku Związek Polaków „Zgoda” – najliczniejsza organizacja za czasów PRL. Funkcjonują także: Kongres Polonii Niemieckiej, Polska Rada w Niemczech, Chrześcijańskie Centrum Krzewienia Kultury, Tradycji i Języka Polskiego w Niemczech. Przedstawiciele organizacji zrzeszeniowych utworzyli 4 kwietnia 1998 r. „Konwent Organizacji Polskich w Niemczech” (skupiający około 90 proc. wszystkich organizacji), wspólnego reprezentanta interesów Polonii niemieckiej wobec władz oraz instytucji Republiki Federalnej Niemiec i Rzeczypospolitej Polskiej. Zważywszy na to, jak bardzo podzielone było wcześniej środowisko polonijne, fakt ten stał się wydarzeniem niezwykłej wagi i doprowadził do uznania Konwentu przez rząd RP za oficjalnego przedstawiciela Polaków mieszkających w RFN. Niestety, władze niemieckie nie respektują praw Konwentu. Kolejny raz okazało się, że Polacy w tym kraju, mimo starań, natrafiają na mur obojętności. Sytuację Polonii na terenie Niemiec, podobnie jak mniejszości niemieckiej w Polsce, regulują postanowienia polsko-niemieckiego traktatu „O dobrym sąsiedztwie i przyjaznej współpracy”, który podpisano
17 czerwca 1991 roku. W traktacie czytamy: „Członkowie mniejszości niemieckiej w Rzeczypospolitej Polskiej, to znaczy osoby posiadające polskie obywatelstwo, które są niemieckiego pochodzenia albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji niemieckiej, a także osoby w Republice Federalnej Niemiec, posiadające niemieckie obywatelstwo, które są polskiego pochodzenia, albo przyznają się do języka, kultury lub tradycji polskiej, mają prawo, indywidualnie lub wespół z innymi członkami swojej grupy, do swobodnego wyrażania, zachowania i rozwijania swej tożsamości
ZE ŚWIATA niemiecka w naszym kraju ma nawet własną reprezentację parlamentarną. Polonia miała nadzieję, że rząd niemiecki dofinansuje projekty wspierające tożsamość etniczną, kulturalną, językową i religijną, jak to zostało zapewnione w traktacie. Tylko w pierwszych latach po jego podpisaniu wszystko zapowiadało się obiecująco. Ale wkrótce okazało się, że strona niemiecka finansuje tylko wybrane projekty, pozytywnie opiniowane przez urzędników niemieckiego MSW, którzy – na domiar złego – ciągle zmieniali zasady przyznawania dotacji. Korzystając z faktu, że Niemcy mają strukturę federalną, scedowano obowiązek dofinansowania organizacji polonijnych na samorządy poszczególnych landów (krajów związkowych). Władze landtagów z reguły zrzucały odpowiedzialność z powrotem na władze centralne. Krajom
Podludzie etnicznej, kulturalnej, językowej i religijnej bez jakiejkolwiek próby asymilacji wbrew ich woli” (art. 20 i następne). Mimo że postanowienia tego dokumentu traktują stronę polską i niemiecką jednakowo, rzeczywistość jest zupełnie inna. Na mocy traktatu Polacy niemieckiego pochodzenia uznawani są w Polsce za mniejszość niemiecką, podczas gdy Niemcy pochodzenia polskiego pozostają jedynie „polską grupą etniczną zamieszkującą Republikę Federalną Niemiec”. Sytuacja „mniejszości” i „grupy etnicznej” jest całkowicie odmienna, co wynika z zupełnie różnego statusu prawnego i – tym samym – z odmiennych przywilejów. Język niemiecki jest w Polsce bardzo rozpowszechniony, uczony i wykładany w przedszkolach, szkołach i na wyższych uczelniach, podczas gdy język polski w niemieckich publicznych placówkach edukacyjnych pojawia się bardzo sporadycznie. Niemieckiego jako języka ojczystego uczy się w Polsce około 26 tysięcy uczniów, a języka polskiego jako ojczystego uczy się w Niemczech tylko ok. 2,5 tysiąca dzieci. Rzeczpospolita Polska finansuje wydawnictwa mniejszości niemieckiej (np. „Schlesiches Wochenblatt”, „Hoffnung”, „Masurische Storchenpost”), zezwala na emisje własnych programów telewizyjnych i radiowych (w Katowicach i Opolu). Polonia niemiecka nawet o tym nie marzy: od lat odmawia się jej dostępu do radia i telewizji, a finansowanie prasy pozostaje w sferze obietnic. Mniejszość
związkowym często brakowało nawet elementarnej znajomości postanowień traktatu, nie mówiąc już o ich przełożeniu na ustawodawstwo wewnętrzne. I tak od Annasza do Kajfasza wędrowały polonijne inicjatywy, dopóki po drodze nie umarły „śmiercią naturalną” (projekty się dezaktualizują, autorzy tracą nadzieję na realizację). Według czołowych działaczy organizacji polskich w Niemczech, rząd RFN świadomie uniemożliwia usamodzielnienie się Polonii niemieckiej na wzór mniejszości niemieckiej w Polsce. Wykorzystując konflikty i podziały istniejące pomiędzy działaczami i organizacjami polonijnymi, starano się skłócić i podzielić środowisko. A władze Rzeczypospolitej udawały, że nie widzą problemu... Nigdy nie śmiały zaprotestować. Niestety, jest tak, że losy Polonii w znacznym stopniu pozostają zależne od dobrej woli i inwencji polskiego rządu. To polski rząd jest przede wszystkim władny walczyć o uprawnienia i przywileje „polskiej grupy etnicznej”. Niektórzy uważają, że Polonia niemiecka nie będzie nam już potrzebna. Zrównanie praw i zlikwidowanie granic doprowadzi do „wynarodowienia” i „ujednolicenia” obywateli unijnych krajów składowych. Inni uważają, że to właśnie integracja rozpocznie masową wędrówkę ludów, a wiele osób – zmieniając miejsce zamieszkania i aktywności zawodowej – zabierze ze sobą w „podróż” poczucie tożsamości narodowej, wartości kulturowe, więzi osobiste i polską mentalność. Będą chcieli dołączyć do tych, którzy na obczyźnie spędzili większą część życia. I być może przyjdzie im poprosić Polonię o pomoc... Niemcy zdają się wychodzić z założenia, że mieszkającym u nich Polakom powinien wystarczyć do pełni szczęścia fakt, że w Niemczech mieszkają i morda w... A Polonia... czuje się zlekceważona. I to, niestety, chyba nie bezpodstawnie. TYM
13
Chłopy zbędne W
łaśnie znaleziono odpowiedź na odwieczne pytanie, jak zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko!
Przed takim dylematem stają np. kobiety, które ze względów ideologicznych powinny zachować tzw. czystość, a jednocześnie chciałyby choćby zakosztować przyjemności, jakiej może dostarczyć każdorazowe owej „czystości” niezachowanie. Czy Państwo się domyślają, o kogo chodzi? Slightest Touch, amerykańska firma z Teksasu, sprzedaje urządzenie o nazwie slightest touch (w wolnym tłumaczeniu określenie to oznacza delikatne dotknięcie, muśnięcie). Aparat powstał w pewnym sensie przypadkowo – ot, jeden z pracowników chciał na swojej narzeczonej wypróbować nowe urządzenie do masażu. Przyłożył elektrody do ud narzeczonej i... nic. To znaczy nic nie wyszło z masażu nóg, natomiast narzeczona poinformowała go o tym, co dzieje się w jej podbrzuszu. A działy się rzeczy nad wyraz dziwne, bo po chwili młody naukowiec zobaczył trochę jakby nieprzytomne, zamglone oczy narzeczonej. Gdy z lekka
zaniepokojony dotknął jej głowy, młoda kobieta dostała... potężnego orgazmu. Okazało się, że nienajlepsze urządzenie do masażu było znakomite, jeżeli chodzi o delikatne stymulowanie i podrażnianie kobiecych sfer erogennych. Szybko je więc udoskonalono i obecnie firma gwarantuje, że już po kilku minutach „masażu” kobieta znajdzie się w stanie „podprogowym” i wystarczy wtedy najdelikatniejsze dotknięcie choćby ręki partnera, aby zaczął się niezwykle silny orgazm. Z braku ręki partnera może być ręka własna. Można też tak zaprogramować slightest touch, aby po upływie dowolnie określonego czasu doprowadził do rozkoszy bez niczyjej pomocy. Możliwe jest więc przeżycie przez kobietę seksualnej rozkoszy bez grzechu. I dlatego właśnie wróżymy slightest touchowi jako urządzeniu, które nie godzi w wartości, wielkie powodzenie na rynku polskim. Teraz i na wieki wieków. Z. DUNEK
Poręczyciel W
illiam LaMontagne siedzi od 1989 roku w więzieniu w Concord w USA za zgwałcenie trzyletniej dziewczynki. Jak się okazuje, po drugiej stronie krat ma wpływowego przyjaciela. Jest nim proboszcz parafii Niepokalanego Poczęcia w Fitchburgu – Donald Ouellette. Myliłby się ten, kto by sądził, że ksiądz usiłuje sprowadzić przestępcę z drogi grzechu i pomóc mu w drodze do królestwa niebieskiego. Ks. Ouellette sam jest na najlepszej drodze do znalezienia się po drugiej stronie krat, choć może nie w jednej celi ze swym kumplem: prokuratura sądzi go za defraudację kościelnych pieniędzy (oskarżony jest o rąbnięcie ćwierć miliona dolarów z kasy parafii Niepokalanego Poczęcia). LaMontagne właśnie się przyznał, że kapłan przekazał mu część tej kwoty... na przechowanie. To nie jedyny przykład sztamy pomiędzy światem przestępczym a duchowym. 39-letni Paul Nolin pojawił się na ekskluzywnym półwyspie Cape Cod w Massachusetts po odsiedzeniu 12 lat za uprowadzenie i zgwałcenie 12-letniego chłopca. Dach nad głową zapewnił mu ks. Donald Turlick, który w więzieniu udzielał mu porad psychologicznych. Załatwił mu też pracę konserwatora w pobliskim kościele. To dzięki rekomendacji
Turlicka Nolina wypuszczono przedterminowo z więzienia, choć psycholodzy alarmowali, że jest on groźnym dla otoczenia paranoikiem, który nadal będzie gwałcił dzieci. Niestety, mieli rację – wkrótce po wyjściu na wolność Nolin w czasie party w domu ks. Turlicka zamordował 11-letniego Jonathana Wessnera. Przykre potknięcie w ocenie stanu zdrowia psychicznego więźnia nie przydarzyło się wielebnemu Turlickowi po raz pierwszy. Wcześniej dwaj inni przestępcy wypuszczani dzięki jego rekomendacji popełniali morderstwa. Jakby wiernym na Cape Cod mało było tych rewelacji, dowiedzieli się jeszcze czegoś: ks. Bernard Kelly, w którego kościele pracował Nolin, miał z nim romans. L.F.
14
PO RAZ PIERWSZY OD LAT MARK TWAIN W POLSCE
złowiek jest z pewnością najbardziej interesującym szaleńcem ze wszystkich istot. I także najbardziej ekscentrycznym. Nie posiada żadnego spisanego prawa, w swojej Biblii lub poza nią, które nie miałoby tylko i wyłącznie jednego celu i jednej intencji – ograniczenia lub pokonania praw Boga. Rzadko kiedy potrafi wziąć goły fakt i wysnuć z niego wniosek inny niż błędny. Nic na to nie może poradzić: tak jest zbudowany chaos, który nazywa swoim umysłem. Rozważcie rzeczy, nad którymi on rozmyśla i dziwaczne wnioski, jakie wyciąga. Przyznaje na przykład, że Bóg stworzył człowieka. Stworzył bez jego pragnienia i woli.
C
Temperament jest prawem Boga, zapisanym w sercu każdego stworzenia Jego ręką, a prawo to musi być przestrzegane. I będzie przestrzegane mimo wszelkich ograniczających lub zakazujących ustaw, skądkolwiek by miały pochodzić. No dobrze: dominującym rysem temperamentu kozła jest żądza, prawo Boga w jego sercu. Musi go słuchać i będzie go słuchać jak dzień długi w okresie rui, bez przerw na jedzenie i picie. Jeśli Biblia mówi do kozła: „Nie będziesz się parzył, nie będziesz cudzołożył”, nawet człowiek – tępy człowiek – rozpozna głupotę zakazu i mógłby zakładać, że kozła nie powinno się karać za przestrzeganie prawa swego Twórcy. A przecież uważa za rzecz słuszną i spra-
MARK TWAIN
80-letni. 90-letni. Stulatkowie. Brzemię nakazu nie jest rozłożone równo – bo nie może być. Nie jest wcale trudne do uniesienia dla trzech grup dziecięcych. Jest ciężkie – cięższe – jeszcze cięższe dla trzech kolejnych grup – okrutnie ciężkie. Dzięki Bogu staje się lżejsze dla trzech następnych. Nakaz uczynił już wszelkie możliwe szkody i mógłby równie dobrze przestać działać. Mimo to z komiczną głupotą jest utrzymywany i cztery pozostałe grupy także znajdują się pod jego miażdżącym ciężarem. Biedne stare wraki nie mogłyby go nie przestrzegać, choćby próbowały. I pomyślcie – ponieważ świątobliwie pohamowują się od cudzołożenia między sobą – chwali się ich za to! Co jest nonsensem;
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r. jego wyczyny są kiepskiej jakości, przerwy długie, a satysfakcja o małej wartości dla każdej ze stron, podczas gdy jego prababka jest jak nowa. Z jej instalacją jest wszystko w porządku. Jej lichtarz jest mocny jak zawsze, podczas gdy jego świeca wciąż mięknie i słabnie z wiekiem i latami, aż wreszcie nie może już dłużej stać i w żałobie zostaje złożona na spoczynek, z nadzieją błogosławionego zmartwychwstania, które nie nastąpi. Kobietę stworzono tak, że jej narządy muszą być wyłączone z użytku przez trzy dni w miesiącu i podczas części ciąży. To okres niewygody, często cierpienia. Słusznie więc – jako sprawiedliwą rekompensatę – kobieta ma wielki przywilej nieograniczonego współżycia przez wszystkie pozostałe dni życia. To jest prawo Boga przejawiające się w jej budowie. Co dzieje się
(List 8)
Listy z Ziemi Co czyni Boga – i tylko Boga – jasno i bez dyskusji odpowiedzialnym za ludzkie czyny. Ale człowiek temu zaprzecza. Przyznaje, że Bóg stworzył doskonałe, bez skazy anioły, nietykalne dla bólu i śmierci, i mógł być równie uprzejmy dla człowieka, gdyby tylko chciał – a jednocześnie zaprzecza, by miał względem tego jakiekolwiek zobowiązania moralne. Przyjmuje, że człowiek nie ma moralnego prawa obarczać zrodzonych przez siebie dzieci bezsensownymi okrucieństwami, męczącymi chorobami i śmiercią, ale odmawia ograniczania przywilejów Boga w tej sprawie wobec dzieci przez niego spłodzonych. Biblia i prawa człowieka zabraniają morderstwa, cudzołóstwa, nierządu, kłamstwa, zdrady, rabunku, prześladowania i innych zbrodni, ale on sam uznaje Boga wolnym od tych przepisów i przyznaje mu prawo łamania ich wedle własnej woli. Przyznaje, że Bóg w chwili narodzin nadaje każdemu jego własną osobowość, jego charakter; zakłada, że człowiek w żaden sposób nie może zmienić swojego temperamentu i zawsze musi mu się podporządkować. Mimo to, jeśli ktoś pełny jest straszliwych namiętności, a ktoś inny całkiem ich pozbawiony, rozsądne i słuszne jest karanie pierwszego za jego zbrodnie, a nagradzanie drugiego za to, że od zbrodni się powstrzymuje. Teraz poznajmy bliżej te dziwactwa.
Temperament (usposobienie) Weźmy dwa skrajne przypadki: kozła i żółwia. Żadne z tych stworzeń – podobnie jak człowiek – nie jest twórcą własnego temperamentu, który rodzi się z nim. I jak człowiek – nie może go zmienić.
wiedliwą, że sam człowiek powinien być poddany temu zakazowi. Wszyscy ludzie. Wszyscy jednakowo. Co wydaje się głupie, bo – z powodu temperamentu, który jest prawdziwym prawem Boga – wielu mężczyzn jest kozłami i nie może powstrzymać się przed cudzołóstwem, jeśli tylko dostrzeże szansę; jest też szereg takich, którzy dzięki swojemu temperamentowi mogą wytrwać w czystości i pozwalają szansie przeminąć, jeśli tylko kobiecie brak atrakcyjności. Ale Biblia w ogóle zabrania cudzołóstwa, niezależnie od tego, czy ktoś potrafi się powstrzymać, czy nie. To pozwala nie widzieć różnicy między kozłem a żółwiem – między pobudliwym, uczuciowym kozłem, który każdego dnia musi skorzystać z okazji albo zmarnieje i umrze, a żółwiem, oziębłym spokojnym purytaninem, któremu taka rzecz przytrafia się raz na dwa lata, a i tak zasypia w trakcie i nie budzi się przez sześćdziesiąt dni. Żadna pani kozioł nie jest bezpieczna przed zbrodniczą napaścią nawet w dzień Szabasu, jeśli tylko dżentelmen kozioł znajduje się w promieniu pięciu kilometrów na zawietrznej i nie oddziela go od niej pięciometrowe ogrodzenie, podczas gdy ani pani, ani pan żółw nigdy nie są tak spragnieni wielkiej przyjemności zbliżenia, by z tego powodu chcieć złamać Szabas. Zgodnie z dziwacznym rozumowaniem człowieka, kozioł zasługuje na karę, a żółw na pochwałę. „Nie będziesz cudzołożył” – to nakaz, który nie czyni różnicy między następującymi osobami. Wszystkie muszą go przestrzegać. Noworodki. Dzieci w kołysce. Uczniowie. Młodzieńcy i panny. Młodzi dorośli. Starsi dorośli. Mężczyźni i kobiety 40-letni. 50-letni. 60-letni. 70-letni.
nawet Biblia wie tyle, żeby wiedzieć, iż gdyby najstarszy weteran mógł chociaż na godzinę odzyskać pełnię straconej formy, odrzuciłby zakaz z wiatrem i dopadł pierwszej kobiety spotkanej na drodze, nawet gdyby była zupełnie obca. Jest, jak mówiłem: każde prawo w Biblii i w księgach prawnych to próba anulowania prawa Boga – innymi słowy: niezmiennego i niezniszczalnego prawa natury. Bóg tych ludzi milionem czynów udowodnił, że nie przestrzega żadnego z praw Biblii. Sam łamie każde z nich – dotyczące cudzołóstwa i w ogóle wszystkie. Prawo Boga, co bez ogródek wyraża budowa kobiety, jest takie: nie będzie żadnych granic nałożonych na twoje współżycie z inną płcią w żadnym okresie życia. Prawo Boga, co bez ogródek wyraża budowa mężczyzny, jest takie: przez całe swoje życie będziesz podlegał niezmiennym ograniczeniom i restrykcjom seksualnym. Kobieta w ciągu dwudziestu trzech dni każdego miesiąca (o ile nie jest w ciąży), od momentu ukończenia siedmiu lat aż do śmierci ze starości, jest gotowa do działania i kompetentna. Tak kompetentna jak lichtarz do przyjęcia świecy – każdego dnia i każdej nocy. Ponadto chce tej świecy, tęskni za nią, pragnie jej – zgodnie z nakazem prawa Boga w jej sercu. Mężczyzna jest zdolny tylko czasem; nawet wtedy w umiarkowanym stopniu, co jest odpowiednim słowem w przypadku jego płci. Jest zdolny od szesnastego czy siedemnastego roku życia przez następnych trzydzieści pięć lat. Po pięćdziesiątce
z tym wielkim przywilejem? Czy kobieta może się nim swobodnie cieszyć? Nie. Nigdzie na świecie. Wszędzie się ją z tego przywileju okrada. Kto to czyni? Mężczyzna. Regulamin mężczyzny – jeśli Biblia jest Słowem Bożym. Teraz macie próbkę „siły rozumowania” mężczyzny, jak on to nazywa. Obserwuje pewne fakty. Na przykład taki, że w całym swoim życiu nie widzi dnia, w którym może usatysfakcjonować jedną kobietę; również ten, że żadna kobieta nie dostrzega dnia, w którym nie mogłaby zamęczyć, pokonać i obezwładnić dziesięciu męskich narządów, włożonych jej do łóżka. [*] Zbiera więc razem te frapujące, wiele wyjaśniające fakty i wyciąga z nich zdumiewający wniosek: Stwórca chciał, by kobieta ograniczyła się do jednego mężczyzny. Więc zmienia ten specyficzny wniosek w prawo dobre dla wszystkich. Oczywiście – mężczyzna robi to bez pytania kobiety o zdanie, choć w tej grze to ona ma do powiedzenia tysiąc razy więcej niż on. Jego możliwości prokreacyjne są ograniczone do mniej więcej stu wydarzeń rocznie przez pięćdziesiąt lat, jej – sięgają trzech tysięcy rocznie przez cały czas – przez tyle lat, ile przyjdzie jej żyć. Czyli jego życiowe zainteresowanie w tej sprawie sięga pięciu tysięcy zdarzeń, podczas gdy jej – stu pięćdziesięciu tysięcy. Mimo to, zamiast sprawiedliwie i uczciwie
pozostawić ustalenie prawa osobie, która jest nim bez porównania bardziej zainteresowana, ta przeogromna świnia, niemająca tu do powiedzenia nic, co warte jest uwagi, ustala prawo sama! Mogliście się na razie dowiedzieć z moich nauk, jakim głupcem jest mężczyzna: teraz zdacie sobie sprawę, jak cholernie głupia jest kobieta. Jeśli wy lub jakakolwiek inna naprawdę inteligentna osoba wprowadzalibyście uczciwe i sprawiedliwe stosunki pomiędzy mężczyzną a kobietą, powinniście dać mężczyźnie jedną pięćdziesiątą część zainteresowania jedną kobietą, a kobiecie – harem. Nie byłoby tak? Bez wątpienia. Daję słowo, że ta istota z niedołężną świecą ustaliła je dokładnie odwrotnie. Salomon, który był jednym z Boskich ulubieńców, miał zasoby kopulacyjne złożone z siedmiuset żon i trzystu konkubin. Dla zachowania własnego życia nie mógłby nawet dwóch z tych młodych stworzeń udanie pokrzepić, nawet gdyby wziął do pomocy piętnastu ekspertów. Prawie tysiąc niewiast z konieczności spędzało całe lata w głodzie i napięciu. Wyobraźcie sobie człowieka aż tak nieczułego, by codziennie patrzył na te wszystkie męki i nie starał się ich złagodzić. On jeszcze rozmyślnie dodał ostry ból do tych wzniosłych cierpień, bo trzymał na oczach kobiet – zawsze! – rosłych strażników, których wspaniałe męskie kształty sprawiały, że biedne dziewczyny śliniły się, a oni nie mogli zrobić nic, by pocieszyć lichtarze, gdyż ci szlachetni byli eunuchami. Eunuch jest osobą, którego świeca została usunięta. Sztucznie. [**] Od czasu do czasu, prowadząc narrację, będę przytaczał biblijny przepis i pokazywał wam, że zawsze gwałci prawa Boga, a potem jest przenoszony do prawnych kodeksów narodów, gdzie kontynuuje się gwałt. Ale te rzeczy nastąpią; nie ma pośpiechu. (Cdn.) Tłum. MAREK SITKOWSKI [*] W 1866 roku na wyspach Sandwich zmarła hoża księżniczka królewskiego rodu. Honorowe miejsca podczas pogrzebu zajmowało trzydziestu sześciu doskonale zbudowanych młodych tubylców. W pochwalnej pieśni głoszącej różne zasługi, dokonania i osiągnięcia zmarłej nazywano tych trzydziestu sześciu jej haremem, a pieśń mówiła, że jej chwałą i dumą było, iż wykorzystywała ich wszystkich. A zdarzało się wielokrotnie, więc niejeden z nich musiał działać nadprogramowo. [MT] [**] Mam zamiar przed powrotem do was opublikować moje „Listy” tu, na Ziemi. W dwóch wydaniach: jednym – bez zabiegów redakcyjnych – dla czytelników Biblii i ich dzieci; drugim – okrojonym – dla ludzi subtelnych. [MT]
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
Zamach stulecia
PRZEMILCZANA HISTORIA
Jeszcze bardziej świat zbliżył się do krawędzi wojny podczas kryzysu kubańskiego, kiedy to w październiku 1962 roku amerykański samolot zwiadowczy sfotografował zainstalowane na Kubie 24 radzieckie wyrzutnie rakietowe o zasięgu wystarczają„nowych horyzontów” zjednało mu negatywnie wpłynąć na karierę poDallas w stanie Teksas, 22 listocym na starcie z powierzchni ziemi młodzież, a zapowiedź walki o pełlityczną przyszłego prezydenta. Małpada 1963 roku, godz. 11.20. Rusza Nowego Jorku i Waszyngtonu. Fidel ną równość praw obywatelskich dla żeństwo zawarte w 1939 roku przeczarny, odkryty lincoln, w którym Castro przekonywał swych moskiewwszystkich sprawiła, że głosowały na trwało aż do roku 1953, kiedy to Duoprócz kierowcy i ochroniarza sieskich sojuszników, że w obliczu utraniego kobiety, Murzyni i inne mniejrie, w zamian za zgodę na rozwód, dzi czwórka pasażerów: gubernator ty Kuby należałoby zadać Amerykaszości etniczne. Wprawdzie Kennemiała otrzymać grubsze pieniądze, Teksasu John Connally, jego żona nom cios nuklearny. „Czyż nie jest to dy niewiele zrobił dla równouprawa John ożenił się z Jacqueline BoNellie, a na tylnych siedzeniach najwłaściwszy moment – pisał w liście nienia czarnoskórych obywateli, jeddo Chruszczowa – by pozbyć się amenak dał im nadzieję na poprawę lo40 lat temu w Dallas doszło do jednego z najbardziej rykańskiego zagrożenia raz na zawsze, su. Nie zapominajmy, że na początspektakularnych, a zarazem najbardziej zagadkowych ku lat 60. Stany Zjednoczone były poprzez akt usprawiedliwionej obrony morderstw w historii. Kto i dlaczego zastrzelił własnej, bez względu na to, jak straszpaństwem szeroko stosowanej segreliwe może wydawać się takie rozwiągacji rasowej w zatrudnieniu, szkolprezydenta USA? zanie?”. nictwie, a nawet w budownictwie Jednak Kennedy nie uległ panimieszkaniowym. Spektakularnym pouvier, którą klan uznał za odpowied– prezydent Stanów Zjednoczonych ce, która zaczęła ogarniać Biały Dom. sunięciem Johna Kennedy’ego było nią kandydatkę na Pierwszą Damę John Fitzgerald Kennedy z żoną Miał już doświadczenie, wiedział, że wysłanie wojska na teren UniwersyAmeryki. Jacqueline. Ochrona prezydencka dyktatorowi z Kremla nie wolno ustętetu Stanowego w Missisipi w celu odradzała przejazd odkrytą limuzyAgent ochrony prezydenta opopować, podobnie jak nie wolno ulewymuszenia na władzach uczelni ną, choćby dlatego, że reformatorski wiedział Hershowi, autorowi „Ciemgać namowom amerykańskich „jastrzęprzyjęcia na studia pierwszego mupolityk partii demokratycznej nie był nej strony Waszyngtonu”, o niektóbi”. A generałowie doradzali prezyrzyńskiego studenta. lubiany w konserwatywnym, republirych upodobaniach lokatora Białego dentowi „przeprowadzenie zmasowakańskim Teksasie. Ale Kennedy’emu Domu: „Prezydent uwielbiał kochać Kennedy w 1960 roku pozwolił nego ataku z powietrza w celu zniszzależało, by właśnie tu pokazać, że się w wannie. Jego partnerki – coraz CIA na zorganizowanie inwazji w Zaczenia radzieckich wyrzutni pocisków jest blisko mieszkańców. Podróż do to inne – klęczały nad nim. W trakcie toce Świń. Desant oddziału szturrakietowych. Ostatecznie Chruszczow Teksasu była jakby grą wstępną przed gier miłosnych jeden z ochroniarzy miał mowego złożonego z kubańskich zgodził się wycofać rakiety z Kuby kampanią wyborczą w 1964 roku. za zadanie niepostrzeżenie podejść do uchodźców, którzy mieli obalić reżim w zamian za przyrzeczenie Kennewanny, w decydującej chwili chwycić Fidela Castro, skończył się klęską W tym samym dniu, w którym Kendy’ego, że USA powstrzymają się od kobietę za kark i zanurzyć ją w wodzie. kompromitującą USA i prezydenta. nedy miał przybyć do Dallas, ataku na Kubę. Konwulsyjne drgania walw „Dallas Morning News” ukazało Rok później czącej o życie partnerki się ogłoszenie rasistowskiej John Kennedy rozpoczął przysparzały Kennedy’emu Birch Society. W ogłoszeniu tym przygotowania do bajecznych orgazmów”. oskarżano prezydenta o ustępliwość nowej kampanii Prezydencka łazienwobec komunizmu. wyborczej, którą zaka w Białym Domu Godzina 12.30. Policjant James kończył tragiczny i Owalny Gabinet były Cheney jadący na motocyklu tuż obok przejazd przez Dalświadkami niejednej orprezydenckiej limuzyny zobaczył, że las. Śmiertelne gietki, bo dzień bez noprezydent nagle chwycił rękami za strzały, w wyniku wej partnerki Kennedy głowę, z której trysnęła krew. Jacquktórych zginął, miał uważał za stracony. Przyeline Kennedy krzyknęła: „Boże, co oddać 24-letni Lee prowadzano mu – w gooni robią?! Zabili mi męża!”. PierwHarvey Oswald, dzinach urzędowania szy pocisk trafił w plecy, drugi w bark, człowiek niezrów– wciąż nowe sekretara trzeci w tył głowy. Rana była śmiernoważony psychiczki, stażystki, praktykanttelna, kula roztrzaskała czaszkę. Pół nie, który demonki, co wpływało na rosnągodziny po strzałach ogłoszono śmierć strował prokomucą płynność kadr wśród prezydenta. nistyczne sympatie. damskiej części personePrezydentura Kennedy’ego trwaWydawał się ideallu Białego Domu. Kenła tylko tysiąc dni i w rzeczywistości nym kandydatem nedy nie przepuszczał też więcej obiecywała, niż spełniła. Pomina krzesło elekżadnej aktorce czy piomo to intelektualiści amerykańscy zatryczne. Spędził senkarce, jeśli zwróciły liczają Kennedy’ego do grona najwiękdwa lata w Związjego uwagę, a były wśród szych prezydentów. I nie przeszkaku Radzieckim nich, jak fama głosi: Jadza w tym to, że nie zostawił po soi ożenił się z Rone Mansfield, Janet bie głębokiej reformy ustawodawczej, sjanką, powrócił Leith, Joan Crawford, że w kwestii praw obywatelskich dla jednak do USA. Grace Kelly, Rhonda Murzynów był powściągliwy, a w poW jego mieszkaniu Fleming, Angie Dickinlityce zagranicznej odniósł więcej poznaleziono „Kapison. rażek niż sukcesów. tał” Marksa. Do Najgłośniejszy stał J.F. Kennedy kilka sekund przed zamachem John Fitzgerald Kennedy miał zabicia Kennesię związek z Marilyn 47 lat i zarówno jego tragiczna śmierć, dy’ego posłużyć się miał włoskim Monroe – dla prezydenta jeden jak i bogate życie prywatne oraz dziaTo John Kennedy wysłał do Wietnakarabinem Mannlicher-Carcano z setek romansów, choć Marilyn liłalność polityczna nadal wzbudzają mu pierwszych amerykańskich doradz I wojny światowej, ale broń miaczyła zapewne na więcej. I to prawwiele emocji. Przyjrzyjmy się nieco tej ców wojskowych, zapoczątkowując zała uszkodzony celownik i teksańscy dopodobnie przyczyniło się do jej sabarwnej postaci. O słabości Johna angażowanie militarne USA w interkowboje żartowali, że z takiego kamobójstwa. Istnieją jednak podejrzeKennedy’ego do płci pięknej napisawencję zbrojną, która trwała 10 lat, rabinu nikt nie trafiłby nawet w drzwi nia i poszlaki, że nie było to samobójno już wiele. Określić go mianem „kozakończyła się klęską i kosztowała żystodoły. stwo, tylko morderstwo zorganizobieciarza” to stanowczo za mało, bo cie dwóch milionów Wietnamczyków Podczas aresztowania, które nawane przez szefa FBI, Edgara J. Kennedy był erotycznym hurtownioraz 56 tysięcy Amerykanów. Jednak stąpiło pół godziny po zamachu, Hoovera. Być może w ten sposób Fekiem, seksoholikiem. Eksperci obliKennedy przeszedł również do histoOswald miał zastrzelić policjanta. Nideralne Biuro Śledcze pozbyło się koczyli, że miał około 1500 romansów. rii jako mąż stanu, dzięki któremu gdy się do tego nie przyznał, podobbiety, która zbyt wiele wiedziała m.in. Sporo, jak na dobrze wychowanego świat dwukrotnie uniknął trzeciej wojnie jak do zabójstwa prezydenta, o kontaktach prezydenta z mafią. młodzieńca wywodzącego się z irlandzny światowej – podczas kryzysu beri cały czas powtarzał, że jest kozłem kiej rodziny i pierwszego katolickielińskiego i kubańskiego kryzysu rakieDo Białego Domu wszedł w roofiarnym. Test azotanowy wykazał, że go prezydenta USA. towego. Kryzys berliński zakończył się ku 1960 po pokonaniu Richarda nie strzelał w ciągu ostatnich 24 goPierwszy raz ożenił się – potaogrodzeniem Berlina Zachodniego Nixona. Miał wtedy 43 lata. Do hidzin poprzedzających aresztowanie, jemnie – z 23-letnią Durie Malcolm, w sierpniu 1961 roku i słynnym wystorii przeszła debata telewizyjna, ale zatajono to przed opinią publiczstąpieniem Johna Kennedy’ego, któw której zwyciężył kandydat młodco jest faktem prawie nieznanym. ną. Dwa dni po aresztowaniu podejry przed świeżo zbudowanym muszy, inteligentniejszy i bardziej błyŚlub utrzymywano w tajemnicy, bo rzanego do komendy policji wdarł rem oświadczył – po niemiecku – „Ich skotliwy... Pierwszy „telewizyjny” prewybranka 22-letniego Johna była się niejaki Jack Ruby, właściciel bin ein Berliner!”. zydent. Jego programowe hasło dwukrotną rozwódką, a to mogło
15
lokalu nocnego w Dallas, i zastrzelił Oswalda, gdy tego prowadzono do karetki więziennej. Miał to być czyn patrioty, który chciał pomścić śmierć prezydenta... I tak to przedstawiły gazety. Aferę szyto jednak zbyt grubymi nićmi, bo „spontaniczny patriota” Ruby był człowiekiem z półświatka, związanym ze zorganizowaną przestępczością. Było oczywiste, że ktoś mu zlecił zabójstwo Oswalda. W więzieniu Ruby wielokrotnie oświadczał, że obawia się o swoje życie, a prawdę o zabójstwie prezydenta wyjawi w Waszyngtonie, gdyż w Teksasie zostanie zamordowany. Rzeczywiście. Zanim doszło do poważnych przesłuchań, Ruby zmarł w szpitalu więziennym w 1967 r. – jakoby na raka. Komisja pod przewodnictwem sędziego Warrena, powołana do zbadania okoliczności śmierci prezydenta, stwierdziła, że zabójcą był Lee Harvey Oswald. Nie zadowoliło to opinii publicznej, która miała zbyt wiele wątpliwości. Własne śledztwo prowadził prokurator Jim Garrison, który o udział w spisku mającym na celu zamordowanie prezydenta oskarżył niejakiego Claya Shawa z Nowego Orleanu i doprowadził do jego aresztowania. Jednak Shaw zmarł nagle w tajemniczych okolicznościach – podobno na raka płuc. Od czasu zabójstwa Kennedy’ego zmarli bądź zostali zamordowani niemal wszyscy świadkowie zamachu. Zaginęła też większość dowodów rzeczowych. Kto więc zamordował Johna Kennedy’ego? Oto tylko niektóre wersje, a wciąż powstają nowe: 1. CIA, która nieudolnie zorganizowała inwazję na Kubę i poniosła kompromitującą klęskę, za co Kennedy miał się z nią rozprawić. 2. FBI, której szef, Edgar Hoover, obawiał się dymisji ze strony prezydenta. 3. Mafia, wobec której prezydent nie dotrzymał – bliżej nieokreślonych – obietnic. 4. Wiceprezydent Lyndon Johnson, któremu zabójstwo otworzyło drogę do prezydentury. 5. Ochroniarz prezydenta, który chciał go zasłonić i wszedł na tylny zderzak limuzyny. Wtedy niechcący nacisnął na spust własnej broni. Tak twierdzi ekspert balistyczny, Howard Donahue. 6. Richard Case Nagell, były agent CIA, a także KGB. Stara się to udowodnić Dick Russel, autor książki pt. „Człowiek, który wiedział za dużo”. 7. Zazdrosny mąż którejś z kobiet uwiedzionych przez Kennedy’ego. Co ciekawe, każdą z tych wersji można uznać za wiarygodną i każda ma swoich orędowników. Jedno jest pewne. Fakt, że nawet po 40 latach nie można dojść do prawdy, kto zamordował Kennedy’ego, nie świadczy – wbrew pozorom – o słabości amerykańskich służb specjalnych, lecz o ich wszechwładności. Legenda o śmierci Kennedy’ego jest ciągle żywa i budzi wiele emocji. Jednak prawdy dowiemy się dopiero w 2029 roku, kiedy to zostaną odtajnione dokumenty służb specjalnych. JANUSZ CHRZANOWSKI wsp. IZA DEMSKA
16
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
CZUCIE I WIARA
Oskarżony - Bóg Stanęłam ze spuszczoną głową. Żelazne drzwi zatrzasnęły się za mną z metalicznym hukiem. Ból głowy, ból jaźni... ciemność. „ A b y ś s i ę o k a z a ł s p r a w i e dliwy w słowach swoich”. Całkowita bezradność, jaka ogarnęła moje myśli, oplatała mnie lepką pajęczą nicią. Zadanie, z jakim mnie wysłano, zakrawało na niewykonalne – osądzić Boga. W jaki sposób osądzić Boga? Jeden już próbował i, stanąwszy z Wszechmocą w szranki, ugiął się i ledwo słyszalnym szeptem wyznał: – Odwołuję moje słowa i kajam się w prochu i popiele... Czy mnie też to czeka? Dlaczego więc pokusiłam się na tę z góry przegraną batalię? Może... chciałam na własne oczy zobaczyć to, czego śmiertelnikowi nie godzi się ujrzeć? Osiągnąć to, co uczyniłoby moje życie spełnionym? Jeśli tak, to nie powiodło mi się. Bo zewsząd ogarniała mnie tylko cisza i mrok. – Halo! Jest tu kto? – odważyłam się wreszcie zawołać. Zawołać? Nie, raczej wychrypieć, tak miałam zaciśnięte gardło. Nic. Cisza. I mrok jakby bardziej gęsty. Zaczęłam się bać. Odwróciłam się w stronę drzwi i pobiegłam,
C
mając nadzieję, że wkrótce natknę się na wyjście, ewentualnie jakąś ścianę. Ogarniała mnie panika, bo nie było nic. Jedyna pewność to podłoga i mrok. Zatrzymałam się. Usiadłam i postanowiłam czekać. – Czy to jest Twoja metoda pokonania przeciwnika? – zawołałam w desperacji. – Ogarnąć lękiem, pokazać mu jego małość, dobić? Jakaż to Moc Boża? – Co tu robisz, człowieku? – doszły mnie słowa. Zaskoczona – rozejrzałam się. Głos rozlegał się zewsząd, ale bez konkretnego źródła. Przypuszczałam, że bardziej go było słychać w mojej głowie niż obok mnie. – Jestem... – zawahałam się. – Przyszłam, bo wysłano mnie z poleceniem osądzenia Cię, Boże. – Aby mnie osądzić, musisz mnie poznać. – Głos odbił się echem i wypełnił mnie jakimś dziwnym uczuciem zagłębiania się w przejmującej zimnem toni. – Czy znasz mnie? Zastanowiłam się. Czy znam Boga? Czy ktokolwiek na ziemi może powiedzieć, że Go zna? Ale przecież ci, którzy mnie wysłali, tak wiele o Nim mówili. Wydawało się, że znają Boga na wylot, że potrafią nawet przewidzieć Jego poczynania.
oraz bardziej przekonujemy się, że nauki Chrystu sa zawarte w ewangeliach do niczego dziś nie zobo wiązują. Wystarczy spojrzeć, jakie dolce vita prowadzi rodzimy kler katolicki. Cała aktywność kleru sprowadza się do liturgiczno-teologicznej papki, którą bez trepanacji czaszki zaszczepia się w mózgach Polaków katolików. Poza tym zbiera się haracz za posługi, uprawia akwizycję po kolędzie i zbiera na tacę. I podczas gdy Kościół wydziera biednym coraz więcej kasy, formy pomocy materialnej z jego strony kurczą się w zastraszającym tempie. Instytucja kościelna idzie z duchem czasu, więc potrzebuje coraz wyższego standardu życia i coraz więcej pieniędzy na zaspakajanie potrzeb swoich pracowników. A przecież tłumaczył Chrystus głośno i wyraźnie: „Nie miejcie w trzosach swoich złota ani srebra, ani miedzi. Ani torby podróżnej, ani dwu sukien, ani sandałów, ani laski” (Mt 10. 9–10). Ale co on tam mógł wiedzieć, biedaczyna z Nazaretu, któremu nie przyszło nawet na myśl, żeby wykorzystać modne wówczas rydwany i lektyki na potrzeby swojej autorskiej ewangelizacji (to tak jakby papież poruszał się dzisiaj po świecie pasażerskimi liniami lotniczymi albo fiatem seicento). A co najgorsze – Jezus Chrystus nakazywał lepiej sytuowanym dzielić się z tymi, którzy żyją w niedostatku: „Zaprawdę powiadam wam – nauczał – cokolwiek uczyniliście jednemu z tych najmniejszych moich braci, mnie uczyniliście” (Mt 25. 40). Łatwo mu było mówić... Sam nie posiadał przecież prawie nic, nie przejmował się także tym, żeby gromadzić drogocenne sprzęty liturgiczne i budować okazałe świątynie dla swojego Ojca – Boga. Żył dniem dzisiejszym i w takim duchu wychowywał swoich najwierniejszych uczniów. Do tego stopnia skutecznie, że święty Paweł sprzeciwiał się – niczym socjalista – nierównomiernemu podziałowi kapitału: „Bogaczom tego świata nakazuj, ażeby się nie wynosili i nie pokładali nadziei w niepewnym bogactwie (...) ażeby dobrze czynili, bogacili się
– Mówiono o Tobie, że jesteś Dobry, a jednocześnie Okrutny. Że zachowujesz przy życiu, ale i tego życia pozbawiasz. Chronisz przed złem, pozwalając mu jednak panować. Że zamykasz oczy na obozy koncentracyjne, odwracasz się, gdy głodne dzieci wyciągają do Ciebie wychudzone rączki... Lista żalów, jakie wysłannicy przedstawili, była długa. Zbyt długa. W miarę ich wypowiadania gasł mój buntowniczy nastrój. Jakaś pustka tworzyła się w mym umyśle, jakby wypowiadane słowa odchodziły, zabierając ze sobą sens i cel mojej misji. Wyczerpana – zamilkłam. – To wszystko? Wiedziałam, że to nie wszystko. Ale postanowiłam ograniczyć się do tego, co już powiedziałam. Czekałam teraz na odpowiedź, jakakolwiek by ona była. Naraz w ciemności zamigotała delikatna poświata, która nasilała się dotąd, aż mrok ogarniający mnie zewsząd ustąpił szarej jasności wieczoru. Byłam u podnóża skalistego wzniesienia. Zimny powiew poruszał kępami traw. Wzdrygnęłam się. Było pusto i cicho, jakby niedawno przeszedł tędy jakiś kataklizm. Rozejrzałam się. Na lewo, za rozległym
w dobre uczynki, byli hojni i chętnie dzielili się z innymi” (1 Tm 6. 17). Zarówno Chrystus, jak i apostołowie, nawet w najśmielszych marzeniach nie przypuszczali, że bogaczami, których postawę piętnowali z zaciętą konsekwencją, będą na tej ziemi ci, którzy uważają się za kontynuatorów ich nauki. Żaden apostoł nie życzył sobie również, aby kiedykolwiek chrześcijanie dzielili się na tych, którzy mieszkają w biskupich pałacach, i takich, którzy umierają z głodu i zimna na dworcach! Jaśnie oświecony Sobór Watykański II wyraźnie informuje, że „prowadzeni (...) Duchem Pańskim, który namaścił Zbawiciela i wysłał Go, by głosił ewangelie ubogim, prezbiterzy, jak i biskupi winni unikać wszystkiego, co mogłoby w jakikolwiek sposób urazić ubogich, uprzedzając innych uczniów Chrystusa w porzucaniu w swych rzeczach wszelkiej próżności” (Dekret o posłudze i życiu kapłanów, 17). Papież Jan Paweł II, który posiada służbę, lekarzy, terapeutów, przenosi się z pałacu do pałacu, zaprasza kardynałów na markowe wino oraz kaczkę w pomarańczach i rozbija się po świecie za pieniądze swoich wyznawców, nie wstydzi się powiedzieć, że Kościół, który sam reprezentuje, uważa „za swoje posłannictwo, za swoją służbę, za sprawdzian wierności wobec Chrystusa – być »Kościołem ubogich«” (Laborem exercens, 8). Wszystko to w dzisiejszych czasach brzmi jak perfidna hipokryzja. Kościół i ubóstwo to pojęcia przeciwstawne, już rzadko komu kojarzą się ze sobą. Każdy, kto uważnie czytał Biblię, wie, że życie ewangelią nie polega na pustym gadaniu o cudzych problemach i jednoczeniu się z poszkodowanymi... w duchu. I nie ten jest prawdziwym chrześcijaninem, kto – jak robią to księża – najładniej opowiada o Chrystusie. „(...) wszak i szatan przybiera postać anioła światłości. Nic więc nadzwyczajnego, jeśli i słudzy jego przybierają postać sług sprawiedliwości; lecz kres ich taki, jakie są ich uczynki”. (2 Kor 11. 14–15). TYMOTEUSZ
Bogaci ubóstwem innych
zagajnikiem, rozciągała się panorama jakiegoś miasta. Wśród szarych budynków wyróżniała się swoją bielą i ogromem prostokątna budowla. Zachodzące słońce migotało w złoceniach, którymi była ozdobiona. Gdzie ja jestem? Co to za miasto i co to za wzgórze? Szmer głosów dobiegł mnie z góry. Obejrzałam się i zobaczyłam ludzi schodzących po wijącej się, udeptanej ścieżce. Chciałam ich zagadnąć, ale rozmawiali w jakimś obcym języku. Widać było w ich gestach i zachowaniu wielkie poruszenie. Wstałam i ruszyłam w górę, aby odkryć przyczynę ich wzburzenia. Zza wzniesienia wyłonił się wstrząsający widok. Trzy poskręcane w agonii ciała zawisłe na drewnianych belach krzyży. Czy to...? Znieruchomiałam w zaskoczeniu. Obraz, jaki towarzyszył mi od dzieciństwa, uderzał teraz surowością i okrucieństwem. Więc tak to wyglądało... Nagi korpus posiniaczony i brudny, paskudna rana w boku i czarne, zakrzepłe plamy krwi. On. W całej hańbie umęczonego człowieczeństwa. Podeszłam, by zobaczyć Jego twarz, by zobaczyć, do jakiego stopnia można doprowadzić cierpienie. Chciałam to ujrzeć, a jednocześnie bałam się tego. Bałam się oblicza śmierci, bałam się, że nie będę umiała odpowiedzieć na pytanie, które – wiedziałam – na pewno mi postawią. – Jezusie – wyszeptałam. Wiatr przysłaniał czarnymi pozlepianymi krwią włosami wychudzone policzki. Cień kładł się smugami na opuszczoną głowę, ale twarz nie była ciemna, wręcz odwrotnie – jasna w swoim śmiertelnym spokoju.
„Zraniony i opuszczony, mąż boleści...” – dobiegły mnie z mroków pamięci słowa Izajasza – „...a myśmy mniemali, że od Boga zbity i zraniony. A On za występki nasze...”. – Jak to, Boże?! – wykrzyknęłam, opierając czoło o szorstkie drewno. – Przecież to Twój SYN... Dlaczego Go opuściłeś? Pozwoliłeś na takie cierpienie? Tak jesteś nieczuły? Czy po to, by Tobie się spodobać, musiał przeżyć taki ból? Nie mogłeś odpuścić, przebaczyć? Nagle zrozumiałam. To nie Bóg. Nie Ojciec, ale JA ze swoim tupetem i racją zawiesiłam Go na krzyżu. A On zgodził się na to, by już więcej nie było cierpienia, bólu i śmierci. Aby każdemu, który przyjdzie rzucić w twarz Jego Ojcu gorycz ludzkiej bezradności, pokazać swoje przebite dłonie i powiedzieć: – Kocham cię. Nie musiałem walczyć o ciebie, ale zrobiłem to. I wygrałem. A teraz osądź moje postępowanie i ból mojego Ojca, który wiedział, na co wystawia mnie Jego i Moja miłość. Już niedługo skończy się zło. Zwyciężyłem. Ty tylko przyjmij, proszę, moje zwycięstwo... Zamknęłam oczy, a kiedy ponownie je otworzyłam, zobaczyłam przed sobą drzwi – wysokie, drewniane, z metalowymi okuciami. Nacisnęłam klamkę. – Czy już mnie osądziłaś? – dobiegł mnie cichy, poważny głos. Zatrzymałam się na chwilę, a potem zdecydowanie pchnęłam drzwi. Tak. Teraz już wiem, co odpowiedzieć posłańcom. I choć wiem, że nie wszyscy przyjmą taką ocenę Boga, mnie ona wystarczała. Bo sąd już się odbył. Na Golgocie. BB
Wywiad z Bogiem Śniło mi się, że przeprowadziłam wywiad z Bogiem. Zawsze chciałam to zrobić. I któregoś dnia On niespodziewanie pojawił się i zapytał: – Więc chciałaś przeprowadzić ze Mną wywiad? – Jeśli tylko masz czas – odparłam. Bóg uśmiechnął się: – Tak, Ja mam czas. O co chcesz Mnie zapytać? – Co najbardziej zdumiewa Cię w ludziach, których stworzyłeś? Bóg odpowiedział: – To, że ludzie nudzą się dzieciństwem. Spieszą się, by dorosnąć, a gdy to osiągną, tęsknią, by być dziećmi. To, że tracą zdrowie, by zdobyć pieniądze, a potem tracą pieniądze, by zdobyć zdrowie. To, że, troszcząc się o przyszłość, zapominają o teraźniejszości, a przez to nie żyją ani teraz, ani potem. To, że żyją, jakby mieli nigdy nie umrzeć, a umierają, jakby nigdy nie żyli. Bóg przerwał. Poczułam delikatny uścisk Jego dłoni i tak trwaliśmy przez chwilę w milczeniu.
– Jakich życiowych lekcji udzieliłbyś ludziom? Bóg odpowiedział z czułym uśmiechem: – Chciałbym, by zrozumieli, że nie mogą zmusić innych ludzi, żeby ich kochali. Ale za to mogą pozwolić innym kochać siebie. Chciałbym, by zrozumieli, że niedobrze jest porównywać się z innymi. By zrozumieli, że nie ten jest bogaty, kto ma najwięcej, ale ten, kto potrzebuje najmniej. By pamiętali, że w kilka sekund można głęboko zranić ukochaną osobę, ale jej uleczenie zabierze wiele lat. By naprawdę nauczyli się przebaczać. By zrozumieli, że dwoje ludzi może patrzeć na tę samą rzecz i widzieć ją zupełnie inaczej. A więc, by nauczyli się wyrozumiałości dla innych. By nauczyli się, że nie zawsze wystarczy, iż ktoś im przebaczy. Trzeba jeszcze umieć przebaczać sobie samym. I żeby wiedzieli, że Ja jestem tu zawsze. opr. PaS za: www.reata.org
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
SZKIEŁKO I OKO
Abecadło filozofii według profesor Barbary Stanosz (2)
Aprioryzm Aprioryzm to pogląd, iż pewna część naszej wiedzy jest wyłącznie dziełem rozumu, tj. nie zależy od doświadcze nia – od tego, co widzimy, słyszymy czy czujemy – a więc od doznań, które zawdzięczamy naszym zmysłom. Prze konania składające się na tę część wiedzy nazywane są prawdami apriorycz nymi i uważane za prawdy konieczne, w przeciwieństwie do prawd przygod nych, które poznajemy przez doświad czenie. Filozofowie rozmaicie prowadzili granicę między prawdami apriorycznymi i resztą prawd; różnie też oceniali ich wartość poznawczą. Platon (IV w. p.n.e.) utożsamiał je z prawdami dotyczącymi tzw. idei – bytów ogólnych takich jak człowiek, a także dobro i piękno – w odróżnieniu od konkretnych ludzi czy przedmiotów dobrych lub pięknych. Uważał też, że tylko takie prawdy przynoszą wiedzę o rzeczywistości, doświadczenie zaś wprowadza nas w świat ułudy. W czasach nowożytnych, w obliczu sukcesów nauk przyrodniczych, filozofowie docenili doświadczenie jako
D
źródło wiedzy, nadal jednak byli przekonani o istnieniu ważnych prawd, których źródłem jest sam rozum. Immanuel Kant (XVIII w.) zaliczał do nich prawdy matematyczne oraz pewne ogólne założenia, które nadają kształt naszemu doświadczeniu zmysłowemu. W pierwszej połowie XX w. w filozofii rozpowszechniło się przekonanie, że jedynymi prawdami niezależnymi od doświadczenia są te, których prawdziwość zapewniona jest poprzez samo ich znaczenie. Klasycznym przykładem takich prawd jest zdanie: „Żaden kawaler nie jest żonaty”; każdy, kto rozumie to zdanie, uzna je za prawdziwe bez odwoływania się do faktów znanych z doświadczenia. Prawdy tego rodzaju nazwano analitycznymi i zaliczono do nich wszystkie twierdzenia logiki oraz czystej matematyki. W drugiej połowie XX w. W.V. Quine wysunął tezę, że każde prawdziwe zdanie opiera się, w większym lub mniejszym stopniu, na doświadczeniu: rozum jest jedynie mechanizmem przetwarzania danych, których dostarczają nam narządy zmysłów. Ożywiony spór w tej sprawie trwał kilka dziesięcioleci, ale nie został jednomyślnie rozstrzygnięty.
la osób myślących racjonalnie pytanie o to, czy Bóg jest lub czy go nie ma, nie jest najważniejsze. Istotniejsze jest to, dlaczego On się przed nami ukrywa... Z judeochrześcijańskim Bogiem (i każdym osobowym) jest trochę tak jak z UFO: i jedno, i drugie zjawisko wydaje się grać z ludźmi w ciuciubabkę. O UFO (i Bogu) słyszymy, że ponoć pojawiają się od czasu do czasu tu i ówdzie. Podobno widziały je, choć z daleka, miliony ludzi, niektórzy z nim rozmawiali, inni widzieli niezwykłe rzeczy. Podobno są dowody i znaki ich bytności. I mnóstwo, mnóstwo poszlak. A nawet gdyby dowody okazały się nic niewarte, a świadkowie kłamali lub bredzili, to i tak UFO (i Bóg) być muszą, bo tak komuś wyszło w rachunku prawdopodobieństwa. Mało tego, są rzesze doktorów i profesorów gotowych poświadczyć istnienie UFO (lub Boga) swoim naukowym autorytetem. Pomimo tych dowodów i zmasowanej propagandy pozostaje nam wiara, bo UFO (i Boga) tu i teraz ani widu, ani słychu. Wierzący twierdzą co prawda, że z Bogiem jest jak z prądem – nie widać go, choć wszyscy wiedzą, że jest. Jeżeli tak jest w rzeczywistości, to spróbujcie włożyć palce do gniazdka elektrycznego, a potem porównajcie ten niezawodny efekt (o ile przeżyjecie...) z mizernym odsetkiem wysłuchanych modlitw. Teolodzy wyjaśniają, że Bóg ukrywa się przed nami, mieszkańcami ziemi, bośmy grzeszni. Unika On naszej zbrukanej obecności tak, jak większość z nas ucieka przed
Upór, z jakim od tysiącleci wielu filozofów podtrzymuje pogląd aprioryzmu, jest wyrazem fascynacji, którą budzi w człowieku jego rozum i zdolność do myślenia abstrakcyjnego, oderwanego od konkretów i jednostkowych faktów. Zdolność ta, przypisywana (dość bezpodstawnie) wyłącznie ludziom, miałaby świadczyć o przepaści, która dzieli nas od reszty świata zwierzęcego. Rozwój nauk przyrodniczych wymusił ewolucję tego poglądu, stopniowo redukując zakres i wagę „prawd rozumu”, ale z przekonaniem o ich istnieniu filozofom jakoś trudno się rozstać. Poza filozofią zauroczenie człowieka fenomenem rozumu znajduje wyraz między innymi w tym, że ludzie, którzy na ogół dostrzegają rozmaite swoje braki fizyczne i chętnie by je usunęli, z reguły są w pełni zadowoleni z własnego rozumu, chociaż powinni zauważyć, iż rozum zawodzi ich na pewno nie rzadziej, a chyba częściej niż oczy i uszy. Zjawisko to najłatwiej zaobserwować wśród polityków, którzy niezachwianą wiarę w sprawność swego rozumu demonstrują także wtedy, gdy radykalnie zmieniają poglądy, a nawet wtedy, gdy w publicznie przeprowadzonym teście inteligencji osiągają mizerne wyniki.
smrodem niedomytych ciał bezdomnych. To taki rodzaj estetyki moralnej. Dziwnym trafem nie przeszkadzało to jednak obcować Jahwe z grzesznym Mojżeszem, trudną do zliczenia liczbą proroków, a nawet nie wykluczyło dłuższej wycieczki na ziemię bóstwa w osobie Jezusa. Zatem Bóg ukrywa się przed nami, choć wcale nie musi. Robi tak, bo chce tak robić. Można oczywiście bez końca dyskutować o tym, czy Bóg jest, czy Go nie ma. Jedno jest pewne: tu i teraz Go nie ma lub się ukrywa. Z naszego punktu widzenia na jedno wychodzi. Przez kilkanaście lat mojego życia wierzyłem i walczyłem o moją wiarę, gotów zapłacić każą cenę. Zrezygnowałem z poszukiwań nie z powodu ateizmu czy złego losu, ale z powodu odkrycia bezsensu całej tej sytuacji. Jeżeli Bóg się ukrywa, to nasza niewiara jest Jego problemem. On jest za nią odpowiedzialny. Skoro nie sposób dowieść istnienia ukrywającego się UFO, to szkoda czasu na zabawę w poszukiwania – mamy życie do przeżycia. Jeżeli także Bóg bawi się z nami w chowanego, to jest Jego wybór, nie nasz. On ustalił reguły gry. W moim odczuciu szkoda na tę zabawę czasu, bo nasze istnienie szybko niknie i straconych lat nikt nam nie przywróci. Niech zajmują się nim wszyscy ci, którzy rzekomo odczuwają Jego obecność od rana do nocy, a nawet słyszą boski głos. Nie brak ich w każdym wyznaniu. Możemy zatem z czystym sumieniem pozostawić za sobą „szukanie Boga”. Jeżeli będzie chciał, to sam się odnajdzie. MAREK KRAK
ŻYCIE PO RELIGII
Boga tu nie ma
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czego w listopadowe dni szuka nad grobami swoich bliskich człowiek niereligijny, niewierzący? Nie przychodzi przecież modlić się za zamarłych ani szukać bliskości ich dusz. – To rzeczywiście interesujący problem. Myślę, że tam właśnie, paradoksalnie, szuka wspomnień wiążących go z umarłymi. Paradoksalnie, bo być może w jakimś innym miejscu tych wspomnień byłoby o wiele więcej niż na cmentarzu. Stoi nad grobem swoich bliskich świadom, że właściwie nie ma już ich szczątków albo one znikają i czuje bezsilny bunt wobec konieczności śmierci.
Fot. Krzysztof Krakowiak
i ziemniaki są zatruwane rozkładającymi się zwłokami! – Trzymamy się cmentarzy jak rzadko który naród, często na nie chodzimy. Wielką wagę przywiązujemy do odnajdywania grobów zaginionych przodków... – Tak, a w dodatku wielbimy naszych wielkich rodaków często dopiero wtedy, kiedy są już w grobie, bo dopóki żyli, to w czymś nam przeszkadzali. Ta polska właściwość ma nawet swoją nazwę – mogilnictwo. Po śmierci wielbimy wielkość osób
OKIEM HUMANISTY (51)
Śmierć przyrody Dla mnie listopad jest uwyraźnieniem absurdu życia. Absurd ten polega na konieczności umierania. Jeżeli jesteśmy wyposażeni w tak intensywny instynkt samozachowawczy, śmierć jest czymś straszliwym. – Z czego wynika ten ogólnonarodowy pęd na cmentarze, niezależny właściwie od wyznawanych przekonań religijnych? Czy to jest potrzeba serca, tradycja narodowa czy może zwyczaj wyniesiony z dzieciństwa? – Sądzę, że to jest przede wszystkim presja obyczajowa. Wszyscy dookoła to robią, więc i my w tym uczestniczymy. Wiele osób zapewne nie poszłoby na cmentarz, gdyby nie ta tradycja. Sądzę, że jest wiele innych dni, w których odczuwamy brak naszych bliskich, niekoniecznie na początku listopada. Z drugiej jednak strony osoby o niskiej uczuciowości i wrażliwości mają okazję do uporządkowania grobów swoich bliskich. Nie zrobiłyby tego zapewne bez Święta Zmarłych, bez obyczajowego zniewolenia. Przyznam, że choć trzymam pieczę nad grobem najbliższej mi zmarłej osoby – matki, to nie mam potrzeby chodzenia na cmentarz. Jej brak odczuwam na co dzień i chodzenie nad grób niczego, poza przykrością, nie wnosi. Albo nam kogoś brakuje i tego doświadczamy, albo o kimś zapominamy. Przy okazji można sobie zadać pytanie, czy przyjęty w Polsce zwyczaj takiego, a nie innego chowania zmarłych jest najwłaściwszy. – A jaki sposób miałby być bardziej odpowiedni? – Spalanie zwłok. Chroni to m.in. przed obudzeniem się z letargu i straszliwą śmiercią w trumnie. Zdarzają się takie wypadki. Kremacja jest właściwsza z wielu rozmaitych powodów, ale najistotniejszy jest jeden – higiena. Odczuwam niepokój, gdy jadę polskimi drogami i widzę wokół cmentarzy obsiane pola. Poprzez wody gruntowe te zboża
wybitnych, a pójście na ich grób ma być istotnym przejawem uczuć patriotycznych. Kiedy jeszcze żyli, to skutecznie zatruwano im codzienność. Myślę, że początek listopada powinien być bardziej radosnym okresem. Daleka jestem od zaszczepiania amerykańskich wzorców, ale sądzę, że sam fakt, że jeszcze istniejemy, powinien napawać nas radością. Z drugiej strony chcę zwrócić uwagę na to, że ci, którzy mienią się wierzącymi, zachowują się w tym dniu niestosownie: powinni się cieszyć, że ich bliscy są u Boga i sami powinni się śpieszyć do tego szczęśliwego stanu. Tymczasem nie widać zupełnie entuzjazmu w tej materii. – Święto odzyskania niepodległości obchodzone 11 listopada, zamiast radosnego, też ma taki dziwnie ponury, kościelno-pomnikowo-cmentarny nastrój. To właściwie przedłużenie Święta Zmarłych. – To rzeczywiście dosyć ponure święto. Do tego wszystkiego strzela się jeszcze salwy armatnie. To jest okropność! – Czy ciągłe patrzenie do tyłu, wyrażające się m.in. kultem zmarłych, nie wpływa hamująco na nasze życie, także jako narodu? Ciągle rozdrapujemy stare rany, obnosimy się po świecie z prawdziwymi lub urojonymi bohaterstwami lub krzywdami. – To jest przede wszystkim fałszywa wymówka, która ma usprawiedliwiać nasze niedołęstwo, bierność, niechęć do czynu. Bo byliśmy tacy wspaniali w przeszłości, więc teraz z tego powodu coś miałoby się nam należeć. Ponadto jesteśmy wychowywani pod ciśnieniem wadliwych wartości – bohaterami są ci, którzy walczyli i polegli, ale przecież nikt nie ma ochoty umierać. W tym jest fałsz. Szkoda, że nie przywiązuje się wagi do szerzenia wartości pacyfistycznych – związanych z życiem. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
NASZA RACJA
Wielki potencjał RACJI P Wielu sympatyków i członków RACJI zadaje mi pytanie, jakie mamy szanse w wyborach, jakie jest nasze rzeczywiste poparcie społeczne. Sprawa jest złożona, gdyż wiąże się z problemem, w jakim stopniu partia znana jest społeczeństwu, a to pozostawia wiele do życzenia. Na profesjonalną i stałą działalność informacyjno-promocyjną partia nie ma środków; media (poza „Faktami i Mitami”) sporadycznie lub wcale o nas nie mówią. Świadom tych ograniczeń postanowiłem zweryfikować realne poparcie dla APP RACJA, na jakie może liczyć w wyborach parlamentarnych. Tak się składa, że 10 lat temu kierowałem realizacją badań rynkowych i opinii publicznej jednej z wiodących do dziś firm badawczych. Dobrze znając metodologię badawczą i mając starych znajomych „w branży”, przeprowadziłem niezależny sondaż, przy czym ankieterami były osoby niepowiązane z naszą partią. Wyniki są dla APP RACJA optymistyczne: aż 8 proc. wyborców oddałoby na nas swoje głosy! Ale co najważniejsze, zdecydowana większość
ZŁOWIONE W SIECI Uczniom czerwienią się długopisy od radosnej twórczości (wypracowania), a my tylko przepisujemy co celniejsze wypowiedzi. A było ich tysiące, a nawet setki. Robak, ratując Tadeusza, strzelił do niedźwiedzia, który nie wiedział, że jest jego ojcem. Anielka mimo zakazu ojca kolegowała się z Magdą i świniami. Radek myślał, że nauczyciel da mu w skórę, ale było odwrotnie. Antek nie miał ojca, bo był drwalem. Antygona pochowała brata, splunęła moralnie na króla i powiesiła się. Bił swoją żonę, z którą miał dzieci przy pomocy sznurka. Bohaterów „Krzyżaków” dzielimy na historycznych i erotycznych. Chłop pańszczyźniany musiał znosić panu jajka. Danuśka weszła na ławę i zaczęła grać na lutownicy. Do ludności w „Balladach” Mickiewicza zaliczamy nie tylko pojawienie się rusałki, ale i również jęki chłopa pod jaworem. Dopiero na ostatniej wycieczce krajoznawczej z panią od biologii nauczyłem się odróżniać wronę i gawrona od siebie. Grażyna biegła galopem na czele wojska.
(blisko 90 proc.) spośród naszych zwolenników zetknęła się z nazwą Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA po raz pierwszy dopiero w sondażu. Oddali głosy na naszą partię „w ciemno”, za sam antyklerykalizm! To świadczy nie tylko o atmosferze społecznej, ale także o wielkim potencjale i konieczności zaktywizowania naszej działalności już dzisiaj i na każdym szczeblu. Dlatego też, wychodząc naprzeciw coraz częstszym pytaniom o szczegółowy program APP RACJA, pragnę poinformować, że prace nad jego ostatecznym kształtem trwają i zakończą się w najbliższych miesiącach. W kolejnych odcinkach będziemy przedstawiać w zarysie nasze dotychczas opracowane założenia programowe w odniesieniu do poszczególnych dziedzin funkcjonowania państwa. Prosimy o ustosunkowanie się do naszych propozycji i wskazanie nieścisłości. Liczymy, że opinie Czytelników tygodnika „FiM” oraz sympatyków partii pozwolą poprzez wewnętrzną dyskusję wypracować optymalny program APP RACJA. Piotr Musiał Przewodniczący Partii
Jurand nie rzucił się na Krzyżaków, tylko bił się z myślami. Adler gromadził pieniądze, ponieważ chciał wyjechać z synem w podróż dookoła świata albo nawet gdzieś dalej. Kochane Dzieciaki. I w tym miejscu odpuście sobie, bo teraz będzie tekst wyłącznie dla Waszych tatusiów i mamuś. ¤¤¤
Kilkanaście wyrażeń, których absolutnie nie wolno używać podczas seksu. Kobiety: – I dlatego mnie budzisz? – Kochanie, na pewno zamknąłeś drzwi? – Uważaj na makijaż, dobrze? – Musimy pomalować sufit. – Zaraz, kiedy właściwie będzie mi dobrze?! – Boże, chyba zapomniałam połknąć tabletkę! – Nie, naprawdę daj sobie spokój, kochanie. Sama zrobię to lepiej... – Rany, musisz się tak pocić? – Rany, ile to jeszcze potrwa? Mężczyźni: – Nalllej mi jeszszcze naaasss-tępnego drrrinka. – Mam nadzieję, że kiedy wytrzeźwieję, też będziesz wyglądała bombowo. – Małe obtarcie jeszcze nikogo nie zabiło. – Spróbuj oddychać nosem. – Podaj mi pilota. – O kutwa, muszę zadzwonić! – Co jutro zrobisz na śniadanie? – Przyznaj się, ile razy robiłaś to z Heńkiem? – Teraz wiem, dlaczego rzucił cię twój były. – Myślałaś kiedyś o operacji plastycznej? Złowił JĘDREK
artia dąży do zbudowania nowoczesnego państwa opartego na demokracji i neutralności światopoglądowej, w którym zapewnia się każdemu obywatelowi nieskrępowany rozwój intelektualny, swobodę wyznania i wypowiedzi, równość wobec prawa, jednakowe prawa publiczne niezależnie od statusu społecznego, światopoglądu, preferencji seksualnych czy narodowości. Neutralność światopoglądową państwo realizuje poprzez całkowity jego rozdział od Kościołów i związków wyznaniowych. 1. Antyklerykalna Partia Postępu RACJA nie walczy z religią ani z Kościołem, sprzeciwia się natomiast nadużyciom i nieprawidłowościom w funkcjonowaniu państwa (np. złe rządzenie krajem, korupcja i klerykalizm). 2. Należy usunąć nauczanie religii ze szkół i przedszkoli publicznych oraz zaprzestać dotowania przez organy administracji państwowej lub samorządowej szkół prowadzonych przez kościoły i związki wyznaniowe. Religia, jako zideologizowany przedmiot wprowadzony do szkół niezgodnie z konstytucją, może być wykładana wyłącznie w punktach katechetycznych – poza programem szkolnym. Finansowanie nauki religii powinny przejąć zainteresowane Kościoły i związki wyznaniowe.
ZAŁOŻENIA PROGRAMOWE APP RACJA
Polityka światopoglądowa (1) Postulujemy wprowadzenie w miejsce religii przedmiotu „religioznawstwo”, który – w połączeniu z wiedzą o systemach etycznych – pozwoli uczniom przygotować się do życia w nowoczesnym świecie. 3. Uroczystości państwowe mogą mieć charakter wyłącznie świecki, a organy władzy państwowej, samorządowej oraz podległe im jednostki organizacyjne nie mogą uczestniczyć w uroczystościach religijnych. Eksponowanie symboli, wznoszenie pomników oraz głoszenie doktryn religijnych jest ograniczone do obiektów i terenów dzierżawionych lub będących własnością Kościołów i związków wyznaniowych. 4. Domagamy się likwidacji kaplic, usunięcia pomników i symboli religijnych z urzędów państwowych, obiektów i terenów użyteczności publicznej, jednostek służb mundurowych, szkół i szpitali. 5. Partia jest za natychmiastową likwidacją tzw. funduszu kościelnego, którego formuła utraciła aktualność. Wartość majątku zwróconego Kościołowi w naturze po 1989 roku znacznie przekracza wartość
majątku utraconego przez niego w wyniku nacjonalizacji. 6. Państwo nie może partycypować finansowo w utrzymywaniu Kościołów i związków wyznaniowych, prowadzonych przez nie stowarzyszeń i instytucji charytatywnych. Nie może również uczestniczyć w finansowaniu i dotowaniu inwestycji związanych z budową świątyń i innych obiektów kultu religijnego oraz utrzymywaniu duchownych osób prawnych i fizycznych. Wszelkie ubezpieczenia tych osób, a także majątku pozostającego w ich gestii, finansowane są z ich własnych środków. 7. Kościoły i związki wyznaniowe mogą uzyskiwać środki finansowe wyłącznie z podatku wyznaniowego dla zdeklarowanych obywateli RP oraz z datków, zapisów, spadków i darowizn opodatkowanych na zasadach ogólnych. Darczyńcom na rzecz instytucji religijnych nie przysługują żadne ulgi podatkowe. Tylko przejściowo powyższe instytucje mogą uzyskiwać dochody z prowadzonej przez nie działalności gospodarczej, opodatkowanej na zasadach ogólnych. Zarząd APP RACJA
OGŁOSZENIA PARTYJNE Zarząd Krajowy Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA – ul. Zegrzyńska 8, 05-110 Jabłonna, tel. (22) 782 45 86; strona internetowa: www.racja.org; e-mail:
[email protected]. Osoby zainteresowane finansowym wspieraniem działalności partii prosimy o dokonywanie wpłat na konto: APP RACJA ING BANK ŚLĄSKI Oddział w Łodzi; 04105014611000002266001722. Wpłaty do kwoty 800 PLN winny zawierać imię, nazwisko, adres, nr PESEL oraz tytuł wpłaty (darowizna). Wpłat powyżej 800 PLN dokonywać można TYLKO z konta bankowego lub kartą płatniczą. Biuletyn APP RACJA do nabycia: Arkadiusz Henszel, 00-950 Warszawa, skr. poczt. 491, tel. 0-602 405 282. Poszukujemy osób chętnych do zakładania i prowadzenia kół sympatyków APP RACJA oraz tygodnika „Fakty i Mity” poza granicami kraju. Wszystkich, dla których ważna jest idea antyklerykalizmu prosimy o kontakt z Zarządem Krajowym 004822 782 45 86,
[email protected] oraz redakcją 004842 630 70 66,
[email protected]. Kontakty: USA, Chicago – Waldemar Synowiecki, 708 8050210; Niemcy, Hamburg – Leszek Śnieżek, 0172 4054147, Duisburg – Henryk Gruszczyk, 203 426353. Kontakty z organizacjami powiatowymi tylko poprzez zarządy wojewódzkie. PODKARPACKIE Rzeszów – zarząd wojewódzki, ul. Słowackiego 24 (pok.91). Dyżury: wtorki i czwartki 16–18. Andrzej Walas 0-606-870540; Przemyśl – Maria Skowron, (16) 670 10 48. PODLASKIE Białystok – zarząd wojewódzki, ul. Zwycięstwa 8, tel. 651 25 70 (wew. 119), e-mal:
[email protected];
[email protected]. Dyżury: wtorek, środa, czwartek w godz. 16–18. POMORSKIE Gdańsk – zarząd wojewódzki, ul. Grodza Kamienna 1, tel. (58) 305 17 30, e-mail:
[email protected]. Konto bankowe – PKO.S.A. II/o Gdańsk: 78124012681111001000793224. Dyżury: sobota 10–15. Andrzej Kotłowski 0-601 258 016, Zbigniew Krasnodębski 0-693 410 662. Najbliższe zebrania: Gdańsk – 29.11, godz.11, siedziba zarządu – dla członków powiatu gdańskiego połączone z wyborami do władz powiatowych; Gdańsk – 29.11, godz. 13, siedziba zarządu – szkolenie skarbników powiatowych. Obecność obowiązkowa; Słupsk – 24.11, godz. 17, ul. Armii Krajowej 19, Centrum Medycyny Naturalnej – zapraszamy. ŚWIĘTOKRZYSKIE Kielce – zarząd wojewódzki, ul. Warszawska 6, tel. (41) 344 72 73, e-mail:
[email protected]. Konto Bankowe – APP RACJA ING Bank Śląski, Oddział Kielce STAREO: 50105014161000002272130010. Józef Niedziela 0-609 483 480. Najbliższe zebrania: Kielce – 25.11, godz. 17.30, Rynek 19, kawiarnia „U Sołtyków”.
ŚLĄSKIE Bytom – zarząd wojewódzki, ul. Dworcowa 2, dyżury: poniedziałki 14–16, kontakt: Tomasz Sroka 0-501 858 115, konto – Zarząd Wojewódzki APP RACJA 41-902 Bytom, MILLENNIUM BIG BANK S.A. o / Bytom: 81 1160 2202 0000 0000 3590 6515. Najbliższe zebrania: Chorzów – 25.11, godz. 16.30, Kontakt: 0-501 858 115; Jastrzębie Zdrój – 22.11, godz. 17, ul. Jasna, bar „CARO”. WARMIŃSKO-MAZURSKIE Olsztyn – zarząd wojewódzki, ul. Panasa 1A, tel. (89) 541 19 05; e-mail:
[email protected]. Konto Bankowe – APPR Bank Pocztowy S.A., Oddział Olsztyn: 28132011043129923320000001 31299233. Dyżury: środa 17–20, sobota 14–17. Bronisław Oleksiewicz (89) 543 26 33; Grażyna Kurczewska 0-608335102, Anania Toczko-Sandowicz 0-605 535 207 Najbliższe zebrania: Olsztyn – 22.11, godz. 14, ul. Panasa 1A, siedziba zarządu; Ełk – 29.11, godz.16 ul. Wojska Polskiego, hotel „Horeka” – spotkanie z przewodniczącym partii Piotrem Musiałem; Elbląg – 6.12, godz. 15, ul. Grunwaldzka 31. Kontakt: Leszek Bogutyn 0-601 391 586. WIELKOPOLSKIE Poznań –
[email protected]; Elżbieta Grzegorczyk 0-502 330 842; Mariola Małolepsza 0-607 778 585; Elżbieta Rottau 0-602 811 894. Dyżury telefoniczne w każdy wtorek i czwartek w godz. 8–12 – Witold Kayser (61) 821 74 06; Poznań Rataje – os. Rzeczypospolitej 1 (Agencja Ubezpieczeniowa), dyżury codziennie w godz. 10–16, tel. 879 41 24. Najbliższe zebrania: Poznań – 13.12, godz.12, ul. Świt 34/36, restauracja „Słoneczna” – zebranie członków rady wojewódzkiej oraz przewodniczących zarządów powiatowych. ZACHODNIOPOMORSKIE Szczecin – zarząd wojewódzki, Zbigniew Ciechanowicz 0-600-368 666; Krzysztof Mościbroda 0-602 763 226; Szczecin – zarząd miejski, Zbigniew Goch 0-501 148 465; Tadeusz Szyk (91) 462 98 08. Najbliższe zebrania: Szczecin – każdy pierwszy wtorek miesiąca w godz.16–18, ul. Wojska Polskiego 99, pub „Trzy Korony”;
Gryfice – 21.11, godz. 17, ul. J. Dąbskiego 48, świetlica SM „Nad Regą”. Obecność obowiązkowa; Koszalin – 24.11, godz. 17, ul. Niepodległości 18, siedziba PPS. Zebrania w pozostałych województwach: DOLNOŚLĄSKIE Wrocław – każda środa godz.16, ul. Dąbrowskiego 44, restauracja „Bankowa”. KUJAWSKO-POMORSKIE Bydgoszcz – 6.12, godz. 11, ul. 20 Stycznia 21 (świetlica TPD) – spotkanie przy kawie dla członków i sympatyków z Bydgoszczy. LUBELSKIE Biłgoraj – 27.11, godz. 17, ul. Sitarska 10A, bar „U Regana”; Lublin – 25.11, godz. 17, ul. Nałęczowska 53, restauracja „Zacisze”; Puławy – 28.11, godz. 17, Osiedlowy Klub Kultury „Amik”, ul. Skłodowskiej 4 – APPR oraz Towarzystwo Kultury Świeckiej zapraszają na spotkanie z redaktorem Markiem Szenbornem. ŁÓDZKIE Łódź – 24.11, godz.14, pasaż Rubinsteina – pikieta przeciwko cenzurze i medialnej ciszy na temat przestępstw seksualnych. Kontakt: Agata Szubka 0-505 690 225; Łódź Górna i Widzew – 26.11, godz. 18, ul. Maksyma Gorkiego 63, ODK „Kubuś”, sala 16. Karol Jerzewski, (42) 673 11 22, e-mail:
[email protected]. MAŁOPOLSKIE Andrychów – 21.11, godz. 16, ul. Lenartowicza 7, klub osiedlowy; Brzeszcze – 27.11, godz. 17, ul. Dworcowa 18 (obok agencji mieszkaniowej); Tarnów – 23.11, godz. 11, Rynek 14, restauracja „U Jana” – temat spotkania: „Prawo, edukacja, parlament”. MAZOWIECKIE Radom – 25.11, godz. 17, ul. Kozienicka 55, pub „HIT”; Warszawa – 23.11, godz. 12, ul. Koźla 12 – otwarte spotkanie członków i sympatyków partii z Senator RP prof. Marią Szyszkowską. Poszukujemy osób chętnych do zakładania struktur partyjnych w powiatach: Kozienice, Zwoleń, Szydłowiec, Przysucha, Lipsko, Białobrzegi. Kontakt: 0-502 469 430; 0-609 206 715. OPOLSKIE Opole – 30.11, godz. 10, ul. Domańskiego 21, Nadzwyczajny Zjazd Wojewódzki.
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
LISTY Skansen JPII Jan Paweł II kilka lat temu powiedział, że upolitycznienie Solidarności było błędem, a Solidarność powinna wrócić do swych korzeni i bronić praw robotnika. Papież przy okazji „zapomniał” dodać, że onże tej upolitycznionej po dziurki w nosie Solidarności błogosławił przy byle okazji i na każdej pielgrzymce... To, co teraz nazywa się eufemistycznie „transformacją ustrojową”, jest zwyczajnym kantem, na który dało się nabrać 75 proc. narodu. Ciekawy jestem, kto teraz odpowie za błąd upolitycznienia NSZZ „Solidarność”, które doprowadziło nasz kraj na krawędź katastrofy ekonomicznej – bo poszczególne rządy sprytnych, chciwych cwaniaków posłały na bezrobocie 3,5 mln ludzi, a drugie czy nawet trzecie tyle doprowadziły na skraj nędzy, zrujnowały gospodarkę Polski i cofnęły nas niemal do średniowiecza. Jak znam życie i realia III Pomrocznej, to nikt, bo politycy w tym kraju odpowiadają przed Bogiem. Jak długo jeszcze? Janowi Pawłowi II przypisuje się zasługę obalenia komunizmu m.in. w Polsce. Jasne – komunizm to on może i obalił, tyle że rękami polskich robotników, chłopów i inteligencji – nie dając im absolutnie niczego w zamian, poza mglistymi bajkami o tym, jak to będzie, kiedy zbudujemy kapitalizm. Nowoczesnego kapitalizmu nie zbudowaliśmy, a jego wizja jest tak odległa, jak wizja komunizmu, którą czerwoni karmili nas przez niemal pół wieku. I dlatego nie dziwię się Brukseli, która skrytykowała to, co zastaje w naszym kraju. Ot, taki skansen bylejakości w środku Europy. Robert K. Leśniakiewicz z Jordanowa
Zarobią lekarze W tym roku środki publiczne na leczenie (ok. 30 mld zł) nie są mniejsze niż w latach ubiegłych, ale pieniądze skończyły się po 10 miesiącach. Nie było żadnej epidemii, która by mogła spowodować to zwiększenie wydatków (chyba że zarazą nazwać wprowadzanie NFZ i inne działania byłego ministra zdrowia). Na początku roku bez potrzeby hospitalizowano pacjentów na badania możliwe do wykonania w warunkach ambulatoryjnych. Lekarze tłumaczyli: „Niech się pani położy u nas na 3–4 dni, zamiast stać w kolejkach po przychodniach, a wszystko szybko zbadamy...”. Ze środków publicznych szły do szpitali kwoty w wysokości kilku
tysięcy złotych za badania, które powinny kosztować kilkaset... Celem było wyciągnięcie maksymalnej ilości pieniędzy od NFZ. Było to możliwe przy braku kontroli i bałaganie wprowadzonym wraz z reformą. Obecnie, gdy brakuje pieniędzy w NFZ, społeczeństwo nie przestanie chorować. Ci, których będzie na to stać, nie przestaną też się leczyć. Płacić będzie trzeba prywatnie.
LISTY OD CZYTELNIKÓW także o tym największym towarzystwie ubezpieczeniowym, które hieny chcą rozdrapać. Teresa L.
Dobry ksiądz „FiM” ogłosiły apel w sprawie poszukiwania „dobrych księży”. Ponieważ takich księży jest wielu, udało mi się jednego znaleźć szybko
Świnia Mam 84 lata, niedawno zmarł mój młodszy brat i jako praktykująca katoliczka w czasie obrzędu pogrzebowego, wedle zwyczaju, poszłam do spowiedzi. Powiedziałam, zgodnie z prawdą, że trzy lata nie byłam u spowiedzi. Jak ksiądz to usłyszał, to dosłownie wpadł w furię, zaczął mi wymyślać od poganek, heretyków i wreszcie wrzasnął: „Pójdziesz do piekła”. To ja na to spokojnie odpowiedziałam, że po pierwsze – z księdzem świń nie pasałam, a po drugie – to żadne piekło nie jest mi straszne, bo ja już w jednym piekle byłam – „oświęcimskim”. Wyszłam z kościoła, zostawiając księdza w osłupieniu. I to była moja ostatnia spowiedź w moim doczesnym życiu. Maria Złotkowska
Kuźnie kadr Trudno o skuteczniejsze działanie dla zwiększenia wydatków społeczeństwa na leczenie. Dotąd wydawaliśmy około 7 proc. PKB, podobnie jak część państw UE. Adam Sandauer Prezes Stowarzyszenia Pacjentów Primum Non Nocere
[email protected]
Bezrobotne partie Przeczytałem ze smutkiem artykuł pt. „Znajomi królika”, dotyczący naboru na ławników. Medialnie zrobiono akcję na całą Polskę, dając bezrobotnym nadzieję na podjęcie pracy oraz wykazanie się zdolnościami społecznymi podczas uczestnictwa w pracach sądu. I okazuje się, że kolejny raz partie polityczne zawłaszczyły obszar kreatywności kandydatów. Wydaje się, że przepisy w tej materii są niedoskonałe. Wielu kandydatów, w tym ja, wykazało się inicjatywą zebrania podpisów w swoim miejscu zamieszkania. Smutne jest to, że najbardziej potrzebujący nie uzyskali nic. Edward Urbanowicz
Agent jak pies Panie Adamie, jestem pod wrażeniem pana artykułu w „Faktach i Mitach” nr 46/2003. Agenta ubezpieczeniowego towarzystwa ubezpieczeniowe traktują jak psa. Jak jesteś stary lub mniej wydajny, to na bruk, a swoje pensje, wielkie gmachy i wszelkie dodatki zawdzięczają przecież zwykłemu szaremu agentowi, który bardzo często dorabia sobie do lichej wypłaty. Podniósł mnie pan na duchu. Proszę o dalsze artykuły,
i bliziutko, bo już w... sycylijskich Syrakuzach. Ks. C. D’Antoni z kościoła Maria ss. Madre przy ul. Specchi, znany w całym mieście jako ojciec Carlo, zajmuje się niesieniem pomocy zarówno dla imigrantów, jak i Włochów oraz wszystkich potrzebujących. Szuka im pracy, a w swoim kościele organizuje kolacje integracyjne dla Włochów i cudzoziemców – każdy przynosi, co ma do jedzenia, i podczas wspólnych wieczerzy ludzie poznają się. Ponoć, jeśli trzeba, pozwala imigrantom nocować w budynku kościoła. Inni księża, kiedy prosi się ich o pomoc, wypytują o nazwisko, imię, adres itp., a ojciec Carlo nie pyta nawet o wyznanie. Dam przykład – udałam się do niego wraz z siostrą w sprawie pracy dla koleżanki. (...) natychmiast zaprosił nas do kancelarii i chwycił za telefon. Ponieważ wszyscy wiedzą, że ojciec Carlo jest „pośrednikiem pracy”, zawsze ma pod ręką jakieś oferty. W kilka minut znalazł pracodawcę i rozpoczął negocjacje co do wynagrodzenia. Na wstępie zaproponował wynagrodzenie większe niż zwyczajowo! I zdecydowanie negocjował umowę, bowiem ambicją księdza jest, by cudzoziemcy nie byli traktowani jak obywatele drugiej kategorii i otrzymywali stosowne do pracy wynagrodzenie. Pomaga tak samo chętnie katolikom z Polski, jak i muzułmańskim Arabom! A ponieważ ludzie, którym pomoże, nie zrywają kontaktu i przychodzą wciąż na parafię, tworzy się w ten sposób wspólnota ponad podziałami etnicznymi, narodowymi i wyznaniowymi. Działalność ks. Carlo jest wspaniałym przykładem dla Włochów, którzy – zachęceni jego postawą – sami zachowują się podobnie, tzn. traktują obcokrajowców przyjacielsko i z szacunkiem. Aga
Mój wnuczek uczęszcza do IV klasy szkoły podstawowej w Siedlcach. Pani katechetka zadała uczniom jego klasy, jako pracę domową, nauczenie się na pamięć biografii Jana Pawła II. Następnie zrobiła test pisemny sprawdzający ich wiedzę na ten temat. Wielu uczniów napisało go miernie. Zastanowić się trzeba, do czego to jest potrzebne Kościołowi, skoro taki program nauczania opracował? Może chcą
19
zrobić z uczniów przyszłe kadry kościelne? Czy dlatego płacimy podatki i opłacamy nauczycieli katechezy, żeby w polskich państwowych szkołach mogli od wczesnego dzieciństwa wyznawać kult Watykańczyka? Marian Kozak, Siedlce
Jak w zegarku Mieszkam 22 lata w Szwajcarii i muszę powiedzieć, że, czytając Waszą gazetę, dziękuję „Bogu” albo losowi, który sprawił, że tu wylądowałam, że nie musiałam grzebać mojej mamy i mojego brata w Polsce i tym sposobem uniknęłam kontaktu z księżmi polskimi i nie musiałam za nic płacić „co łaska”. Moje dwie córki tu się urodziły, były też u komunii i wszystko było normalnie. Dzieci tutaj są jednakowo ubrane do komunii, te „suknie” się wypożycza i spokój. Gmina załatwia wszystkie sprawy z pochówkiem, tak że tylko ksiądz do mnie zadzwonił, kiedy chcę termin. Za spalenie zwłok brata, za trumnę i inne „drobiazgi” dostałam rachunek z gminy, który ma czas płatności jeden miesiąc. Mam nadzieję, że los mi oszczędzi w przyszłości jakichkolwiek z tymi „Panami” kontaktów. Nie wiem, na czym to polega, ale tutaj Kościół nie wtrąca się do Państwa. Magdalena Tafelski-Nourpishen
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Anna Tarczyńska, Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2004 r. Cena prenumeraty – 28,60 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 5 grudnia na pierwszy kwartał 2004 r. Cena 28,60 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 47 (194) 21 – 27 XI 2003 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Z ŻYCIA WYŻSZYCH SFER
Matka Boska Królowa Polski
Dynastia smacznych frytek
Rys. Tomasz Kapuściński
Agnieszka Frykowska, „Frytka”, femme fatale polsatowskiego „Baru”, nieślubna córka jednego z przedstawicieli dynastii łódzkich Frykowskich, naprawdę zupełnie nieźle obraca facetami w tym programie. Jako kobieta, też z Łodzi, podziwiam ją, chociaż ongiś popełniła błąd w „Big Brotherze” i za wcześnie poszła do łóżka, pardon, do wanny z Kenem (to ten chłopiec, który malował sobie paznokcie u rączek), ale teraz „Frytka” nadrabia straty i – niejako przy okazji – mści się na TVN. Walterowa telewizja obiecała jej autorski show i słowa nie dotrzymała. No to rezolutna „Frytka” poszła do polsatowskiego „Baru”. Jako baba plotkara z Łodzi znam story dynastii Frykowskich. Protoplasta rodu – król marynarek z najmodniejszej przed pół wiekiem tkaniny zwanej samodział – za przekręty finansowe trafił do komuszego kicia i tam zmarł na serce. Dziadek Wojtek zaszlachtowany został przez bandę Mansona w hollywoodzkiej willi Romana Polańskiego. Wujek (student prawa) wyskoczył po pijaku z okna na trzecim piętrze łódzkiego akademika na Lumumby (dzisiaj Bystrzycka). Ciocią „Frytki” była (przez pewien czas) Agnieszka Osiecka, zamężna z Wojtkiem Frykowskim, ale po rozwodzie Osiecka
chajtnęła się z Danielem Passentem, publicystą „Polityki”. Inna ciocia – Ewka Kwaśniewska-Frykowska – wyszła za mąż za słynnego w latach 60. piosenkarza Michaja Burano, ale jej szybko przeszło i prysnęła do Paryża, gdzie podłapała francuskiego markiza. Tatuś „Frytki” Bartek, w niewyjaśnionych dotąd okolicznościach, kilkakrotnie „wbił sobie” nóż w brzuch w kuchni domu Karoliny Wajdy (córki Beaty Tyszkiewicz i reżysera Andrzeja Wajdy). Policja i prokuratura uznały to za samobójstwo, ale jeżeli jest sprawiedliwość na tym padole łez, to kiedyś ta sprawa zostanie wyjaśniona. Najprawdopodobniej dopiero po śmierci Andrzeja Wajdy, „autorytetu moralnego” trzech pokoleń. Najgłośniejszym z dynastii Frykowskich jest jednak Wo j t e k , ściągnięty do USA przez Romana Polańskiego, który pisze o nim w autobiografii: „Niektórzy
z moich przyjaciół nazywali go pieczeniarzem, żigolakiem, a także zarzucali mu, że wyleguje się bez przerwy koło basenu z nieodłączną szklaneczką wina”. Jak wiadomo, Wojtek – razem z żoną Polańskiego, Sharon Tate, i innymi gośćmi bankietu – został zamordowany przez bandę Mansona. Ale prawdziwą perłą tej rodziny jest mamusia „Frytki”, skądinąd sympatyczna, biuściasta i ładna pani Winciorek. Do niedawna jeszcze prowadziła klub „Parys” – miejsce wytchnienia dla biznesmenów w białych skarpetkach, agencję towarzyską lub, jak kto woli, burdelik przy ulicy Piotrkowskiej 79 w Łodzi. Agnieszka Frykowska „Frytka” podtrzymuje rodzinną tradycję „skandalistów”. Może trochę z tym Kenem z „Big Brothera” jej nie wyszło, podobnie jak jej tatusiowi z Karoliną Wajdą. Ale było nie było, wysyłam SMS i głosuję na „Frytkę”! Agnieszka, nie daj się wykolegować tym cwaniurom z „Baru”! Łodzianki są z Tobą! ZOSIA WITKOWSKA