Dziennikarz chciał napisać o duchownym z Włodawy, który poił wódką i molestował gimnazjalistów. Nie napisał, bo odkrył, że...
ZAKONNIK MOLESTOWAŁ JEGO SYNA! Ü Str. 3
INDEKS 356441
http://www.faktyimity.pl
ISSN 1509-460X
Nr 47 (246) 25 LISTOPADA 2004 r. Cena 2,40 zł (w tym 7% VAT)
Ü Str. 14, 15
Wychowany przy ołtarzu poseł Roman Giertych to rasowy elastyczny polityk, a nie jakaś pospolita krowa, która – jak wiadomo – charakteryzuje się stabilnością poglądów. 9 listopada 2004 r., godz. 11: „Wysoka Komisjo! (...) poseł Roman Giertych, spotkał się ze mną kilka tygodni temu, dając do zrozumienia, że nie jestem celem czynności śledczych komisji (...)” – ujawnił Jan Kulczyk w oświadczeniu odczytanym przed komisją śledczą ds. Orlenu przez mec. Jana Widackiego. Kilka dni później uzupełnił, że rozmowa odbyła się z inicjatywy Giertycha 6 września podczas obiadu w klasztorze na Jasnej Górze i trwała 2 czy 3 godziny. „Nieprawdą jest, że spotkałem się z panem Kulczykiem, natomiast prawdą jest, że pod koniec sierpnia na uroczystości w Jasnej Górze pan Kulczyk zagadnął mnie w przejściu w klasztorze jasnogórskim, gdzie (...) zdawkowo przekazałem mu informację, że powinien mówić prawdę...” – oświadczył publicznie Giertych, bezpośrednio po wystąpieniu mec. Widackiego). A dalej odkręcał swoje kłamstwo tak: 9 listopada 2004 r., godz. 16: „Istotnie, pod koniec sierpnia tego roku spotkałem Kulczyka na Jasnej Górze. Przedstawił nas sobie któryś z ojców paulinów”. 10 listopada, godz. 16.30: „Jakie ma znaczenie rozmowa jednego z członków komisji z jednym z potencjalnych świadków dla wyjaśnianie sprawy, którą zajmuje się komisja? Żadne!”. 11 listopada, godz. 8.30: Giertych przyznaje, że to on wyznaczył termin i miejsce spotkania z Kulczykiem: „Trudno to nazwać obiadem, bo to było o godzinie dwunastej. Była kawa, herbata, ciastka i jabłka. Rozmawialiśmy kilkadziesiąt minut. Na korytarzu było dwóch paulinów, jeden przyprowadził mnie, drugi Kulczyka. Przy obiedzie był tylko jeden. Ale czasami wychodził i dłuższą chwilę byliśmy sami”. I znowu wpadka, bo... 14 listopada, godz. 20.30: „Oświadczam, że w prywatnej rozmowie panów Romana Giertycha i Jana Kulczyka paulini nie brali udziału. Nie posiadamy też żadnych bliższych informacji na temat przebiegu tejże rozmowy” – stwierdził rzecznik Jasnej Góry, o. Stanisław Tomoń. Pinokio, w odróżnieniu od Giertycha, dał się jednak lubić... Oprac. AT
2
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FA K T Y
Kwaszenie i kwakanie
POLSKA Według sondażu CBOS, w rankingu partii nadal na prowadzeniu znajduje się PO (27 proc. poparcia). LPR (12 proc.) ustąpiła PiS-owi (17 proc.). Na Samoobronę chce głosować 10 proc. Polaków, a na PSL i SLD – po 9 proc. Sondaż PBS odnotowuje tymczasem spadek poparcia dla PiS (razem z LPR – po 13 proc.) oraz zaskakujący wzrost notowań Unii Pracy (5 proc.) i SLD (10 proc.). To ostatnie jest wyrazem typowo polskiej przekory i współczucia. Na wzrost notowań SLD pracuje na przykład szef PiS-u, Jarosław Kaczyński, który zapowiedział skierowanie do sądu wniosku o delegalizację SLD z powodu „wręcz strukturalnego powiązania tej partii ze światem przestępczym”. Pomysł, który nie ma szans na realizację, powstał po opublikowaniu rozmów posła Pęczaka z Dochnalem i po rozpoczęciu śledztwa w sprawie złamania tajemnicy państwowej przez Marka Ungiera (ostrzegł ministra Kaczmarka o czynnościach podjętych wobec niego przez ABW). Według „Wyborczej”, Pęczak miał rozmawiać z Dochnalem o „prezencie” dla ówczesnego ministra skarbu, Zbigniewa Kaniewskiego. Miller o Pęczaku – swoim najbardziej zaufanym człowieku – mówi per mitoman. Rywin mitoman, Pęczak mitoman. Oto jak się zarabia miliony! Największy polski polityk – Roman Giertych (195 cm) – nie przestaje się pogrążać (str. 1): kilkakrotnie zmieniał wersję przebiegu spotkania z Kulczykiem na Jasnej Górze, ewidentnie kłamiąc. Skłamali też paulini, że o niczym nie wiedzieli i w niczym nie uczestniczyli. A co mieli powiedzieć paulini, którzy patronują polskim aferzystom i sami modlą się do skradzionego na Rusi obrazu? GDAŃSK Abp Gocłowski wydał dekret zwalniający prałata Jankowskiego z szefowania parafią św. Brygidy. Kiedy zamykaliśmy numer, prałat deklarował zamiar odwołania się od dekretu do instancji watykańskich: Kongregacji ds. Duchowieństwa i Sygnatury Apostolskiej. Jankowski to bogacz, ale tyle kasy to on chyba nie ma... Radny Grzegorz Strzelczyk, do niedawna lider pomorskiego PiS-u, złożył mandat po tym, jak ujawniono, że w czasie służbowego wyjazdu do Sankt Petersburga nie trzeźwiał i doprowadził do awantury na lotnisku. Pijaństwo uprawiał w towarzystwie drugiego radnego, Eugeniusza Głogowskiego (dawniej SLD). To się nazywa porozumienie ponad podziałami. ŁÓDŹ Młodzież Wszechpolska przeszła ulicami miasta w marszu z pochodniami, nawiązując w ten sposób do tradycji i symboliki faszystowskiej. Bojówki Giertycha domagają się także zamknięcia w Muzeum Sztuki wystawy zorganizowanej przez legendarną Grupę Artystyczną Łódź Kaliska. Zdaniem brunatnych katolików, obraża ona ich uczucia narodowe i patriotyczne. Cieszmy się, że MW nie robi jeszcze akcji łączonych – z pochodniami na galerie sztuki. LUBIN Sąd przystał na dobrowolne poddanie się karze zadeklarowane przez salezjanina ks. Zdzisława L. Duchowny jest oskarżony o przejechanie po pijanemu rowerzysty („FiM” 40, 43/2004). Wyrok obejmuje półtora roku pozbawienia wolności w zawieszeniu na 3 lata, zapłacenie 2,5 tys. złotych na NFZ, 1 tys. zł dla poszkodowanego (który uszedł z życiem) i 300 zł kosztów sądowych. Wracamy do średniowiecza, kiedy to duchowni karali się sami. WATYKAN Papież raz jeszcze potępił eutanazję, dowodząc, że uzasadnia się ją „uczuciem błędnie pojmowanego współczucia” oraz „źle rozumianej godności ludzkiej”. Gdyby wszyscy staruszkowie mieli taką opiekę jak JPII, to też ciągle podróżowaliby po świecie, zamiast myśleć o eutanazji. HOLANDIA Trwają ataki prawicowych bojówkarzy na meczety, a islamistów – na kościoły. Fala przemocy trwa od zabicia lewicowego reżysera Theo van Gogha przez islamskiego zamachowca. Islamiści źle celują – w Holandii do kościołów chodzą tylko kandydaci do eutanazji. UKRAINA Przywódca Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego, metropolita Włodzimierz, oficjalnie pobłogosławił w wyborach na prezydenta kraju kandydata Wiktora Janukowycza, popieranego również przez Kreml. Metropolita wyróżnił go, bo „Janukowycz jest prawdziwym człowiekiem prawosławnym”. Kiedyś mówiono o „prawdziwym człowieku radzieckim”... WĘGRY Nie do końca marca 2005, jak zapowiadano, ale do końca br. węgierscy żołnierze zostaną w Iraku. Na przedłużenie ich mandatu nie zgodził się parlament. U nas rządzący nazwali inwazję na Irak misją pokojową i parlamentarzyści wraz z resztą Polaków mogli sobie przedłużać, ale... IRAK Rząd przewiózł z Iraku do Polski sześć Polek i pięcioro członków ich rodzin. W tym samym czasie doszło do ataku na polską ambasadę w Bagdadzie. Tymczasem przy zdobywaniu Faludży Amerykanie rozstrzelali przynajmniej jednego rannego Irakijczyka. Polki – wychodźcie za mąż za Amerykańskich marines! Lepiej być żoną mordercy niż wdową... PALESTYNA Na prośbę władz palestyńskich amerykańska firma detektywistyczna „Scots-Morseby” będzie tropić tajne konta Jasira Arafata, rozsiane po całym świecie. Majątek zmarłego przywódcy jest szacowany na kwotę od 250 mln do 6,5 mld (sic!) dolarów. Majątek ma przejść na własność Autonomii Palestyńskiej. Pazerna żona wytargowała 20 mln dolarów rocznie oraz dożywotnią pensję miesięczną w wysokości 35 tys. dolarów miesięcznie. Córka będzie otrzymywać 500 tys. dolarów rocznie do uzyskania pełnoletności. Ach, co to był za pogrzeb! Jak na terrorystę i miliardera okradającego swój mały, biedny i uciskany naród... AMERYKA PŁD. Umacnia się koalicja lewicowych państw. Wybory w Urugwaju wygrał socjalista Tabare Vazquez i po raz pierwszy w historii tego kraju będzie tam rządzić lewicowa koalicja. Ofertę pomocy dla pogrążonej w kryzysie energetycznym Kuby złożyła Brazylia: obiecano wysłać ropę, turbiny oraz technologię pozyskiwania energii z biopaliw. Proletariusze obu Ameryk, łączcie się przeciwko hegemonii USA!
Z
braku innych zmartwień i kłopotów rozgorzał w naszym kraju spór o to, czy nazwać Polskę III, czy może już IV Rzecząpospolitą. A ja pytam: właściwie – zważywszy na to, kto chce dokonać zmiany – dlaczego nie Wojtylandem… Z tego całego plucia, kwaszenia i kwakania pewne jest tylko to, że kolejne cyfry rzymskie oznaczać tu mogą wyłącznie zmianę warty przy korycie władzy, nic więcej. I będzie tak dopóty, dopóki za budowanie nowej rzeczywistości będą się brali ci sami, którzy mają już doświadczenie w rzucaniu narodu na kolana. Choć z wieloma pomysłami Platformy i PiS-u trudno się nie zgodzić, to skompromitowani autorzy projektu zupełnie go dyskwalifikują. Bo niby kto ma budować tę nową Polskę? Bracia Kaczyńscy i ich ludzie z Porozumienia Centrum, którzy brali pieniądze z FOZZ? A może Maria Rokita, który w rządzie Suchockiej toczył wojnę z NIK (odmówił wpuszczenia kontrolerów do URM)? Z pewnością wykaże się Michał Ujazdowski, były minister kultury i dziedzictwa narodowego u Buzka, znany z okradania kultury polskiej na rzecz watykańskiej (m.in. milionowe darowizny na remonty kościołów). Nie zapominajmy, że jednym z liderów PO jest Buzek – Jerzy Buzek, po którym jeszcze nie wyschły łzy wylane przy wprowadzaniu czterech reform i pogrzebie nad dziurą budżetową w wysokości 90 mld zł. Przypomnijmy też innych „speców” od naprawiania świata nad Wisłą. Poczucie patriotyzmu nie pozwala im odejść w cień (to ich wersja), mimo iż dawno zapracowali sobie na pełne, wieloletnie utrzymanie przez państwo (w pierdlu): Janusz Lewandowski (PO) – nadużycia przy prywatyzacji „KrakChemii”, „Polkoloru” z Piaseczna, postępowanie prokuratorskie w innych kilkudziesięciu przypadkach; Paweł Piskorski (PO) – twórca tzw. „sitwy warszawskiej” – brak miejsca na wyliczenie zarzutów; Andrzej Diakonow (PiS) – rozłożył ministerstwo budownictwa, postawiono mu zarzut narażenia firmy „Ciech” na stratę kilkunastu milionów złotych, ma uchylony immunitet; Tomasz Merta (PiS) – zmarnował miliony na powołanie opusdeistowskiego Instytutu Dziedzictwa Narodowego; Jarosław Zieliński (PiS) – według prokuratury, fałszował delegacje służbowe. Itp., itd. Nie dajmy więc sobie mydlić oczu „praworządną Polską” czy innym „państwem prawa”. To nowe przynęty na nowe rybki i nowa frazeologia pod publiczkę, bo stare bajki o dwóch takich, co ukradli i oddali – już się osłuchały. Trzeba nam raczej łatać III RP, a tę IV zostawić dla nowych ludzi, którzy nie będą już na szczęście mogli wycierać sobie gęby styropianem, Wałęsą, Wojtyłą i pseudowartościami. To chore pokolenie wychowane na pontyfikacie JPII musi przeminąć. Może po nim wreszcie – zamiast symboli i pustosłowia – zacznie się liczyć człowiek i to, co on potrafi. To będzie IV Rzeczpospolita. Na razie należałoby stworzyć takie mechanizmy w polityce i gospodarce, a zwłaszcza prawie, aby skompromitowani decydenci nigdy więcej – niczym pewien integralny element składowy zawartości szamba – nie mogli wypłynąć na wierzch. Kilka miesięcy temu opisywałem ze szczegółami, jak podobne sprawy załatwia się w Szwecji i Szwajcarii. Wypracowały one system kontroli wszelkich ważnych dla narodu decyzji. Projekty ustaw opracowują tam fachowcy niepochodzący z klucza partyjnego; politycy właściwie nie rządzą, gdyż wszystko jest pod kontrolą niezależnych agencji. System pomyślano tak, aby ograniczyć do minimum możliwość korupcji, podczas gdy w Polsce jakby z rozmysłem od początku uchwala się ustawy korupcjogenne. Tak więc niekoniecznie trzeba epatować hasłami i prowadzić „zdrową” część narodu na święty bój o IV Rzeczpospolitą przeciwko degeneratom. Zwykle jest tak, że: „Łapać złodzieja!” najgłośniej krzyczą ci, którzy
sami mają najwięcej za uszami. Łatwiej też budować na gruzach państwa, niż przeprowadzić jego generalny remont, a – jak widać – liderzy PO i PiS, wskazując na gruzy i negując dorobek ostatnich 15 lat, chcą uzyskać nowy i długoterminowy mandat od społeczeństwa. Ale obarczanie poprzednich rządów winą za wszystko to kiepski kapitał polityczny. Więcej na ten temat może powiedzieć Leszek Miller, żerujący długo (i słusznie, lecz nieskutecznie) na spuściźnie Buzka. Po prawdzie, niezwykle trudna byłaby jednoznaczna ocena minionych 15 lat III RP, roztrząsanych obecnie podczas niezliczonych debat i sympozjów. Zdanie prezydenta Kwaśniewskiego, który – broniąc najgłośniej tego okresu, broni jednocześnie siebie i swoich dwóch kadencji – jest najmniej miarodajne. Wszak to on najbardziej odpowiada za degrengoladę elit. Ja wypisałem sobie na brudno wszystkie osiągnięcia i błędy gospodarki oraz polityków. Wyszło mi, niestety, więcej minusów, a wśród nich – najwięcej straconych szans. Państwo jest w rozpadzie – to truizm, ale odpowiedzialnością powinno się obarczyć wszystkie ekipy rządzące, poczynając od rządu Mazowieckiego. Poza tym, przez państwo rozumiemy oczywiście chory i dziurawy system sprawowania władzy, niepodjęte najważniejsze reformy (w tym zwłaszcza służby zdrowia i sądownictwa) oraz amoralność elit. Bo naród pracuje w pocie czoła (podobno najwięcej w Europie) i – jak na warunki, w których przyszło mu żyć – wykazuje się zdumiewającą operatywnością. Dość powiedzieć, że – jakkolwiek by liczyć – około 2 milionów Polaków powinno już od paru lat nie żyć albo natychmiast umrzeć z głodu, biorąc pod uwagę dochód na jednego mieszkańca i przekładając go na normy żywieniowe. A oni żyją, czyszczą śmietniki, kopią nielegalnie węgiel, dorabiają na czarno, walczą za dolary w Iraku, jeżdżą na saksy. Deficyty kolejnych budżetów nie do końca zatem przekładają się na deficyty w naszych kieszeniach. No bo, proszę Państwa, porównajmy sobie liczbę samochodów na drogach i domów jednorodzinnych. Przez 15 lat przybyło ich co najmniej jeszcze raz tyle! Naturalnie zawsze jest margines faktycznej biedy i w każdym społeczeństwie występuje kilka procent ludzi nią dotkniętych. Problem w tym, że ci „ostatni” w Niemczech nie mogą sobie pozwolić na nowy samochód, a ci w Polsce – na nowe buty zimowe. Jesienią 1989 roku, czyli dokładnie 15 lat temu, mieszkałem u kolegi w Berlinie Zachodnim. Pojechałem tam latem, zaraz po tym, jak wziąłem roczny urlop dziekański w seminarium we Włocławku. Chłonąłem wiatr przemian pod samym murem berlińskim. Widziałem tabuny NRD-owców, których zaczęto przepuszczać przez granicę za okazaniem dowodu osobistego. Drobni handlarze z Polski stali w długich kolejkach przed spożywczymi „Aldikami”, aby po dach naładować łakociami swoje samochody i przyczepki, a po powrocie do kraju z godziwą przebitką sprzedać towar na bazarze. Wielu innych sprzedawało na berlińskim „Flumarku” wszystko, co mogli dostać w kraju. Powstawały mniejsze i większe fortuny; kto się pierwszy zameldował na rynku – zbierał krocie, bo klienci, głodni zachodnich produktów, opróżniali w pośpiechu pończochy z zaskórniaków, zwłaszcza z waluty. I kupowali, kupowali, wierząc, że się odkują na nowo. Większość z nich do tej pory nie dorobiła się ówczesnego stanu posiadania. W ludziach była jednak jeszcze inna fantazja i wiara we własne siły (Balcerowicz dopiero zaczynał), których nie zniszczyło 40 lat socjalizmu, a skutecznie pogrzebało 15 lat wolności. Oby nie do końca i nie na zawsze... Na polskie zoo mam jedną niezawodną metodę, którą i Wam polecam. Otóż, zamiast utyskiwać na wiecznie ciężkie czasy, po prostu róbmy swoje. Może to coś da? Kto wie... JONASZ
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
L
ubelski dziennikarz Jacek S. badał tuszowaną sprawę molestowania seksualnego młodych chłopców przez zakonnika z Włodawy. Dopiero pod koniec swojego dziennikarskiego śledztwa skonstatował z przerażeniem, że jedną z ofiar jest... jego syn. Połowa października, brzeg Bugu obok Włodawy, godzina 1.00 w nocy. Straży granicznej patrolującej ten teren podejrzana wydaje się toyota stojąca ze zgaszonymi światłami niemal w szczerym polu. Kiedy patrol zapala latarki, z samo-
W samochodzie jest już drugi chłopiec, też uczeń gimnazjum – Czesio D. Cała trójka podjeżdża pod sklep „Żabka”, w którym paulin kupuje pół litra wódki wyborowej. Alkohol ten zostanie wypity nad brzegiem rzeki. To jedna z wielu eskapad ojca Pawła. Wcześniej, w podobnych alkoholowo-seksualnych celach zabierał tych i innych chłopców na przykład nad jezioro Białe. Zawsze późno w nocy. Oczywiście rodzi się pytanie: skąd wiemy, że poza pojeniem alkoholem nieletnich, zakonnik dopuszczał się aktów pedofilii? Od-
Ojczulek i ojciec chodu ucieka nastoletni chłopiec. Ale wewnątrz są nadal dwie osoby. Po wylegitymowaniu okazuje się, że jest to zakonnik – paulin Paweł – oraz uczeń gimnazjum – Sławomir S. Z wnętrza samochodu wydobywają się opary alkoholu. Straż graniczna powiadamia policję, a ta wkrótce ustala, że zarówno ojczulek Paweł, jak i dziecko są pijani. Tyle oficjalne ustalenia, ale od czego nasze dziennikarskie śledztwo, dzięki któremu wiemy znacznie więcej... Dwie godziny wcześniej niż opisywane przez nas wypadki miały miejsce następujące wydarzenia: Zakonnik podjeżdża swoją toyotą pod dom Sławka. Chłopiec wie, że o tak późnej porze rodzice nie pozwolą mu wyjść z domu – nawet na spotkanie z księdzem. Ucieka więc przez okno swojego pokoju, wsiada do auta, a to szybko odjeżdża. To zresztą nie pierwszy taki scenariusz realizowany przez ojca Pawła.
powiedzi dostarcza wspomniane wcześniej prywatne śledztwo lubelskiego żurnalisty. Jacek S. o całej sprawie dowiedział się przypadkowo i powziął mocne postanowienie, że tym razem draństwo klechy wyjdzie na światło dzienne. Zaczął z mozołem zbierać tuszowane fakty, a tymczasem jego żona opowiedziała mu o dziwnym ostatnio zachowaniu syna. Według jej relacji,
GORĄCE TEMATY Sławek pewnej nocy wszedł do jej pokoju, cały drżał i prosił, aby pozwoliła mu położyć się choćby na podłodze, bo nie chce być sam. Od tego czasu zachowywał się dziwnie, był niespokojny, nie chciał odbierać telefonów. Po kilku serdecznych, spokojnych, rodzinnych rozmowach straszna prawda wyszła na jaw. Owa noc, podczas której Sławek chciał spać w pokoju mamy, to była właśnie TA NOC, kiedy chłopak był pasażerem toyoty paulina... Oczywiście żaden nastolatek nie przyzna się do stosunków homoseksualnych, bo byłaby to dla niego śmierć cywilna w środowisku, ale tata Sławka – dziennikarz – jest człowiekiem nie w ciemię bitym; wziął do ręki telefon komórkowy syna i znalazł w nim wiele niewykasowanych jeszcze SMS-ów od paulina. Takiej np. treści: „Cześć, tęsknię za tobą, chce mi się do Włodawy”. Albo takiej: „Jesteś ślicznym chłopaczkiem. Kiedyś znajdziemy swój czas i zagospodarujemy go tak, jak będziemy chcieli”. Chyba nie trzeba nikogo przekonywać, że takie treści zjeżą włos na głowie każdego ojca, więc redaktor Jacek złapał za słuchawkę telefonu i zadzwonił do naszej redakcji. Niestety, było już nieco za późno, bo cwani paulini wyekspediowali zboczeńca do Francji. Ale skoro znaleźliśmy księdza Pawłowicza, pedofila ukrytego przez biskupa Orszulika na głębokiej Ukrainie, i doprowadziliśmy do jego uwięzienia, to ojczulka Pawełka w cywilizowanej Francji znajdziemy tym łatwiej. A tymczasem z radością dochodzimy do wniosku, że coś się pomału w naszym kraju zmienia. Otóż, jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie, prokuratura włodawska wszczęła w tej sprawie śledztwo z artykułu 200 kodeksu karnego, który mówi właśnie o molestowaniu nieletnich. Dowiedzieliśmy się ze źródeł dobrze poinformowanych, że ojcowie paulini dostali wezwanie dla o. Pawła na przesłuchanie (gdziekolwiek by był). Jeśli się nie stawi w wyznaczonym terminie, zostanie za nim rozesłany międzynarodowy list gończy. JOANNA GAWŁOWSKA AKarw
GŁASKANIE JEŻA
Dzień niepodległości Mamy za sobą najważniejsze święto państwowe. Święto, które powinno przypominać o jedności i tożsamości narodu. Tymczasem jest dokładnie przeciwnie. Dzień niepodległości służy do rozrachunków, rozliczeń, a przede wszystkim – do podsycania waśni i nienawiści. Oglądałem w miniony długi weekend sporo tzw. państwotwórczych programów w telewizji, a pośród nich kilka debat „na temat”. Oglądałem i najpierw oczy robiły mi się wielkie jak spodki, a później szlag zaczął trafiać mnie coraz większy. Otóż we wszystkich kanałach TV publicznej i w kanałach komercyjnych wypowiadali się przedstawiciele narodu. Macham już ręką nawet na to, że ci
„przedstawiciele” reprezentowali zazwyczaj skrajnie prawą stronę sceny politycznej (może autorzy tych widowisk nic nie wiedzieli, że w 1918 roku wielką rolę w odzyskaniu niepodległości odegrali polscy socjaliści – w tym, do cholery, Piłsudski), ale już naprawdę diabli mnie wzięli, gdy zobaczyłem i posłuchałem młodych Polaków patriotów. Otóż i w TVP 1, i w TVN polską młodzież reprezentowała Młodzież Wszechpolska i tylko ona. Patrzę ja ci na przykład, a tu siedzi sobie synek wygolony na łyso, niskie czoło, wysokie mniemanie o sobie, a naprzeciwko niego Durczok i Zalewska. Durczokowi nawet powieka nie drgnęła, kiedy dupek jeden wszechpolski powiedział do kilku milionów
3
W tym domu straszy „Historyk”... Kto kryje się pod tym pseudonimem? Na łamach bardzo katolickiego tygodnika ultrakatolicki publicysta twierdzi, że znany katolicki intelektualista i uczony był agentem bezpieki. Najwybitniejsi polscy katolicy protestują. Stanisław Michalkiewicz, stały gość o. Tadeusza Rydzyka na antenie Radia Maryja, znany też jako czołowy publicysta tygodnika „Najwyższy Czas!” (redagowanego pod kierownictwem Janusza Korwin-Mikkego) – puścił bąka w towarzystwie. Dodajmy, że w towarzystwie znakomitym. W felietonie pt. „Poczet Tumanistów” zamieszczonym na łamach wydawanego w Paryżu przez Polską Misję Katolicką we Francji tygodnika „Głos Katolicki” (nr 39 z 7 listopada 2004 r.) Michalkiewicz napisał: „(…) podejrzewany o długoletnią współpracę z SB w charakterze tajnego współpracownika o pseudonimie „Historyk” prof. Jerzy Kłoczowski (na zdjęciu) z niezwykłą skwapliwością przyjmuje rolę autorytetu moralnego…”. No i wybuchła straszna awantura, bo Kłoczowski to przecież profesor Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego (wykłada również na uczelniach zagranicznych), były senator, jedna z legend „Solidarności”, kumpel Karola Wojtyły, przyjaciel biskupów itd., itp. Co gorsza, publikacja ukazała się 4 dni przed udekorowaniem prof. Kłoczowskiego Orderem Orła Białego (najwyższe odznaczenie Rzeczypospolitej) przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego. Jako pierwszy „odciął się od pomówień” ksiądz infułat Stanisław Jeż, rektor Polskiej Misji Katolickiej we Francji, zapowiadając też „wyciągnięcie odpowiednich konsekwencji” wobec redakcji. Paweł Osikowski – naczelny „Głosu Katolickiego” – przyrzekł zweryfikować prawdziwość rewelacji Michalkiewicza, a jednocześnie zastrzegł: „(...) z tego typu pomówieniem zetknąłem się wcześniej.
telewidzów, że religia katolicka w Polsce powinna być i będzie prawnie uprzywilejowana, a katolicy będą obywatelami najwyższej kategorii. Ja nie żartuję, naprawdę tak powiedział w państwowej telewizji za moje pieniądze, a Durczok nie wstał i nie wyrżnął łobuza w pysk. Moje zdenerwowanie chwilę później przerodziło się w przerażenie, bo zacząłem myśleć (co mi się czasem zdarza). Dziennikarz nie zareagował, nie oponował nawet, gdyż dobrze wie, że za kilka miesięcy to takie właśnie łobuzy zasiądą w Sejmie, Senacie i rządzie, i to oni będą decydować o być albo nie być Durczoków i Zalewskich, a nawet Dworaków. Okazuje się, że bycie dobrym dziennikarzem wcale nie oznacza bycia szaleńcem, a już na pewno nie samobójcą. Jednak ponieważ bliższa ciału koszula, bardziej niż los tchórzliwych redaktorów obchodzi mnie mój własny los, los Jonasza, los koleżanek i kolegów z redakcji „FiM” oraz los kilkuset tysięcy Czytelników naszego
Nie mogę teraz podać źródeł ani nazwisk, ale je mam”. Wypowiedział przy okazji bardzo ciekawy pogląd: – Wyrażam ubolewanie, że postać profesora została w ten sposób przedstawiona, bez względu na to, czy za-
rzuty stawiane przez autora felietonu są oparte na faktach, czy nie. Innymi słowy: o naszych – albo dobrze, albo wcale. Nawet o SB-eckich kapusiach! Zareagowały również tzw. autorytety moralne w osobach reżysera Andrzeja Wajdy z małżonką, kilkunastu profesorów związanych z KUL-em i kilku polityków z arcybiskupem Józefem Życińskim na czele, oceniając zachowanie Michalkiewicza jako „akt barbarzyństwa, który odbiega daleko od zachowań przyjętych w cywilizowanym społeczeństwie”. – Gdy po latach będziemy wspominać rekord prymitywizmu moralnego III Rzeczypospolitej, to tekst Michalkiewicza ma bardzo duże szanse znaleźć się na pierwszym miejscu – ocenił metropolita lubelski. Z kolei „barbarzyńcy” zwracają uwagę, że Jerzy Kłoczowski otrzymał tytuł profesora nadzwyczajnego w 1967 roku na fali narastającego antysemityzmu. Zastanawiają się, dlaczego partyjni decydenci dali profesurę wykładowcy KUL-u i kombatantowi z AK, który w dodatku nie miał wówczas habilitacji… Jakkolwiek by na to wszystko patrzeć, na salonach paskudnie śmierdzi i całe szczęście, że wszyscy teraz żyją Orlenem. HELENA PIETRZAK
tygodnika. A los ten może być fatalny, bo skoro już teraz neofaszyści zapowiadają, że ateiści, agnostycy i wyznający religie niesłuszne oraz wierzący w innego niż papież Boga będą ludźmi drugiej kategorii, to należy mieć pewność, że będą najwyżej trzeciej, a i to dopiero po przymusowym ochrzczeniu się. W sierpniu 1980 r. otrzymałem bajeczną propozycję prowadzenia polonijnego zespołu teatralnego we Francji. Przez kraj przewalały się fale protestów i nadziei, a ja, durny, przebąkiwałem coś, że nie będę jak szczur opuszczał tonącego okrętu. Od tamtych dni minęło niemal ćwierć wieku i coraz częściej łapię się na myśli o tym, żeby pieprznąć wszystko w diabły i wiać z tego smutnego kraju. Gdziekolwiek, byle dalej. Oczywiście nie zrobię tego, i to nie dlatego, że nie miałbym dokąd, ale dlatego, że wykrzesuję w sobie jeszcze jakieś pokłady przyzwoitości, bo mam tu coś do zrobienia. Ja, od najbliższych wyborów obywatel trzeciej kategorii... MAREK SZENBORN
4
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Na kolana po kolei Polskie Koleje Państwowe mają własne Katolickie Stowarzyszenie Kolejarzy Polskich, a wszystkie rejony mają duszpasterzy. I słusznie, bo tej firmie może pomóc tylko cud. O tym, że PKP dogorywa, wie nawet małe dziecko. Ale chyba nie wie o tym dyrekcja przedsiębiorstwa, która nadal hojną łapą obdarowuje sutannowych szmalem. O sytuacji na kolei pisaliśmy w „FiM” wielokrotnie („Święta dziewica kolejowa” – 37/2004; „Pociągi długo nie pociągną” – 31/2004; „Walka kogutów” (1) – 47/2003; „Walka kogutów” (2) – 1/2004), ale jak dotąd nikt w centrali PKP za bardzo się tym nie przejął. Podobnie było z Andrzejem Pęczakiem. Kiedy pisaliśmy o jego przekrętach („Człowiek honoru” – „FiM” 8/2003), pozostała prasa nabrała wody w usta. A teraz nagłe olśnienie: rozpisują się i kopią już leżącego człowieka. A jakie mają najnowsze „rewelacje”! No właśnie, jakie? Dokładnie takie same jak te, o których pisaliśmy blisko dwa lata temu. Ale wróćmy do bonzów kolejowych, którzy z naszych podatków kręcą lody z klerem. Aby nie być gołosłownym, cytuję fragment dziękczynnego pisma złożonego dyrekcjom poszczególnych zakładów PKP, a podpisanego przez ks. Jana Czyrka, duszpasterza kolejarzy, a zarazem proboszcza bazyliki św. Floriana w Krakowie, oraz
W
przez mgr. inż. Józefa Dąbrowskiego, prezesa Katolickiego Stowarzyszenia Kolejarzy Polskich. Nie ukrywam, że list ten przysłali mi właśnie „katoliccy kolejarze”, którzy dobro kolei stawiają ponad konszachty ich przełożonych z Kościołem. „W imieniu Organizatorów składamy serdeczne podziękowania za pomoc, jakiej Pan udzielił w zorganizowaniu II Pielgrzymki Kolejarzy do Sanktuarium Miłosierdzia Boże-
go w Krakowie, w Łagiewnikach. Dziękujemy za pomoc finansową. Dzięki dotychczasowej pomocy ta Pielgrzymka mogła dojść do skutku (podkr. – AR). Wyrażamy jednocześnie przekonanie, że możliwa będzie organizacja kolejnej pielgrzymki w następnym roku i liczymy na Pana udział i zaangażowanie w jej przygotowanie.
brew pozorom, jakie stwarza tytuł, rzecz nie będzie tym razem o „operacji pokojowej w Iraku”. Dla odmiany zwróćmy uwagę na masakrę, która trwa codziennie na polskich drogach. Każdego roku transport drogowy w Polsce przyczynia się do śmierci od 5 do 6 tys. ludzi. Drugie tyle zostaje trwałymi kalekami, a ich życie nagle zamienia się w koszmar. Kilkakrotnie więcej osób traci rodziców, dzieci, przyjaciół. Dziesięciokrotnie więcej odnosi lżejsze lub cięższe obrażenia. Gdyby jakiś inny produkt przemysłowy powodował masowe zgony i rany użytkowników tak jak samochód, natychmiast wycofano by go z produkcji i zakazano sprzedaży. Czy już – oczami wyobraźni – widzicie oskarżonych producentów śmiercionośnych pralek, żelazek lub telewizorów? Zakazano reklamowania papierosów i alkoholu ze względu na ich szkodliwość, ale nikomu nie przyjdzie do głowy obowiązkowe oblepianie aut wielkimi napisami: „Uwaga! Jazda samochodem może spowodować śmierć lub kalectwo”. Wcale nie twierdzę, że należy zakazać reklamowania samochodów, a ich producentów koniecznie ciągać po sądach. Nie wiem wcale, co trzeba zrobić, aby powstrzymać rzeźnię na drogach. Chcę tylko zwrócić uwagę, że zbyt lekko podchodzimy do faktu, iż wyjście na ulicę czy zasiadanie za kierownicą może bardzo łatwo skończyć się śmiercią. Chyba każdy z nas zna kogoś, kto umarł w wyniku wypadku drogowego. Tak bardzo się do tego przyzwyczailiśmy, że uważamy śmierć na drodze niemal za naturalną kolej rzeczy albo dopust boży. Nic bardziej głupiego! Czy uważalibyśmy za normalne umieranie z powodu mikserów domowych,
Nasza wspólna modlitwa w Sanktuarium Bożego Miłosierdzia z pewnością zaowocuje w całym środowisku kolejarskim pomnożeniem wiary, jednością Kolejarzy w miejscach pracy i rodzinach”. Sutannowi bez żenady doją więc szmal od bliskich agonii poszczególnych centralnych i terenowych zakładów PKP, a dyrekcje rzucają kolejarzy na kolana w sanktuariach całego kraju, chyba w błogiej nadziei, że wymodlą oni dla nich przedłużenie synekur i jeszcze więcej płatne stanowiska. Przecież to właśnie szefowie wpadli na idiotyczny pomysł, żeby figury św. Katarzyny Aleksandryjskiej stanęły na wszystkich stacjach, w biurach i wagonowniach PKP. Koszty przedsięwzięcia – wiadomo! Do tego dochodzą płatne pielgrzymki i inne „dotacje” dla Krk. Być może pielgrzymki i święte figurki ochronią kolejarzy przed przewidywanymi zwolnieniami i dalszym likwidowaniem tras i stacji kolejowych. Obawiam się, że wątpię – jak mawiał Nikodem Dyzma. Kolejarze, piszcie do nas o głupocie i cwaniactwie swoich szefów! Niech nasze wspólne, demaskujące materiały zaowocują w całym środowisku kolejarskim pomnożeniem wiary... w mądrość braci kolejarskiej! Amen. ANDRZEJ RODAN
suszarek lub lokówek? A jednak samochody zabójcy nie budzą naszego zgorszenia… Zabójstwa drogowe nazywamy nieszczęśliwymi wypadkami. Cóż to za wypadki, skoro możemy przewidzieć liczbę zgonów z wyprzedzeniem do roku lub miesiąca? To nie są wypadki, tylko naturalne skutki ułomności ludzkiej natury połączonej z zawodnością techniki motoryzacyjnej, dróg itp. Wiemy, możemy przewidzieć, ale nikt nic nie robi, aby powstrzymać masakrę. „Mógł bardziej uważać”, mówimy na pogrzebie kogoś, kto zagadał się i wszedł nieostrożnie na jezdnię. Dlaczego jednak karą za gadulstwo ma być śmierć? Przyznam, że trudno mi to zrozumieć. Wypadki drogowe są jedną z najważniejszych przyczyn zgonów w Polsce (i nie tylko u nas!) oraz najważniejszym powodem okaleczeń. Mam jednak dziwne wrażenie, że jestem mocno osamotniony w moim zdziwieniu tym faktem. Ani rządzących, ani rządzonych, czyli potencjalne ofiary czekające w kolejce na śmierć na drodze, nic a nic to nie obchodzi. No może przesadziłem – rząd... szwedzki od kilkunastu lat wprowadza program likwidacji śmierci drogowej. Przebudowuje się skrzyżowania, prowadzi akcję edukacyjną wśród kierowców. Są tego efekty: stale spada liczba ofiar wypadków (rocznie w wypadkach drogowych ginie w Szwecji 6 osób na 100 tys. mieszkańców, a w Polsce aż 20...). Ale to tylko głupia Szwecja, dziwny kraj, gdzie nie kochają papieża, gdzie prawie wszystkie kobiety są feministkami, a geje mogą brać śluby w magistracie. Kto by chciał brać przykład z takiego zwyrodniałego kraju! Odrażająca cywilizacja śmierci, tfu! ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
Rzeźnia
Prowincjałki Cezary M. (31 l.) zarabiał na życie jako krasnal przeprowadzający przez jezdnię dzieci z lubelskiej podstawówki. Któregoś dnia przyszedł do pracy pijany. Uczniowie bali się przejść na drugą stronę ulicy pod „opieką” nawalonego krasnala. Kiedy wezwano policję, Cezary M. porzucił odblaskowe ubranie i zaczął uciekać. Gliniarze złapali go przed domem. We krwi miał 3,5 promila.
PIJANY JAK KRASNAL
Kobyła Lotka uwielbiała piwo. Jej właściciel, Andrzej Budniewski z Marklowic (woj. śląskie) często prowadzał ją do baru i poił browarkiem. Sam też tęgo popijał. Któregoś dnia Lotka przeholowała, w amoku zwiała spod baru i tylnymi kopytami rozwaliła tył poloneza należącego do Piotra Łyczko. Bagażnik, zderzak, reflektor, błotnik – do wymiany. A co z kobyłą? Kiedy się „wyszumiała”, spokojnie dotarła do stajni i usnęła.
JAK KOBYŁA
Strażacy z Kąkolewnicy koło Radzynia Podlaskiego przyjechali do płonącej stodoły. Na nic się zdała ich pomoc, bo wszyscy byli pijani. Podobno kierowca wozu był trzeźwy, i to jest jedyna dobra wiadomość z akcji „gaszenia” pożaru.
I JAK STRAŻAK
Bogdan Cz. (43 l.), konserwator zabytków, wraz ze wspólnikami kradł XVII-wieczne przedmioty liturgiczne, figurki świętych, pozłacane aniołki. Złodzieje z Wadowic (tych świętych!) okradali kościoły i kaplice w całym kraju. Nie uszanowali żadnej świętości, no i wpadli w Kalwarii Zebrzydowskiej. Bogdan Cz. podczas ogłaszania wyroku (3,5 roku pierdla) stracił przytomność i padł na podłogę sali sądowej. Bóg nierychliwy, ale sprawiedliwy. Szczególnie w Wadowicach.
KARA BOSKA
Skandal w Święto Niepodległości! Trzech pijanych 20-latków ukradło w Białymstoku flagi narodowe i – śpiewając – pomaszerowało pod pomnik Józefa Piłsudskiego. Jeden z nich obsikał marszałka. Przyłapany przez policję dostał 500 zł mandatu. Kara niezbyt surowa, bo chłopiec, sikając, śpiewał: „My, Pierwsza Brygada, straceńców gromada...”. Opracował AR
OLAŁ MARSZAŁKA
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE Zapraszam do składania dokumentów także na Belkę i Millera. (Roman Giertych na konferencji prasowej LPR, 12.11.2004 r.) ¶¶¶ Kryzys europejskości przybiera monstrualne wprost rozmiary także dlatego, że we współczesnym publicznym życiu w wielu europejskich, chrześcijańskich do niedawna społeczeństwach nie ma szacunku dla chrześcijańskiego sacrum; co więcej, celowo i bezkarnie jest ono degradowane i deptane. Każde bluźnierstwo, każde zbezczeszczenie największych nawet świętości przez tzw. ludzi sztuki, przez rozliczne media, przez rozmaitych polityków, przez podobne do faszystowskich, a całkowicie bezkarne w swoim działaniu partie i organizacje, określające się jako wprost antyklerykalne, i za swoje główne zadanie uważające bezwzględną walkę z duchowieństwem i Kościołem katolickim – każde takie działanie (…) jest we współczesnych społeczeństwach natychmiast usprawiedliwiane. („Nasz Dziennik” 258/2004) ¶¶¶ (…) jak się okazuje duch Lenina wiecznie żywego bez przeszkód hasa po Europie (…). Unia to realizacja pomysłów „wiecznie żywego”, a parlament w Strasburgu jest widomym ucieleśnieniem jego. Dość przywołać konstytucję wyjałowioną z wartości głoszonych przez Kościół (Lenin też nie uznawał żadnego Kościoła) i ostatni incydent z komisarzem, który miał czelność objawić swoją niepoprawność, wyrażając osobisty pogląd o pederastach. Straszne! („Nasza Polska” 45/2004) ¶¶¶ Wiele gazet jest opanowanych przez ludzi myślących lewicowo, liberalnie, i to jest pewne niebezpieczeństwo. (Tomasz Madras, Federacja Młodych PiS) ¶¶¶ Ludzkie zachowania, podobnie jak stanowione prawa, są sprawiedliwe i dobre tylko wówczas, gdy są zgodne z prawami Bożymi. („Niedziela” 46/2004) ¶¶¶ Ksiądz Arcybiskup (Józef Życiński – dop. OH) wykpił ideę oraz inicjatorów i twórców dzieła (…) przedstawiając to chrześcijańskie i historyczne przedsięwzięcie w kontekście niezrealizowanego pomnika Lenina o gigantycznych rozmiarach, w którego głowie miała się mieścić biblioteka. Porównanie budowy pomnika Chrystusa Króla Zbawiciela Świata (…) z pomnikiem Lenina jest wielce obrażające dla nas, katolików (…). (fragment protestu Fundacji Milenium 2000, inicjatora budowy wyżej wymienionego pomnika) Wybrała OH
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
NA KLĘCZKACH
ŚLEPA FURIA
DAWNO I NIEPRAWDA
Z irytacją powitali polscy hierarchowie rzymskokatoliccy raport Komitetu Praw Człowieka ONZ zalecający naszemu państwu respektowanie prawa dla mniejszości seksualnych. Szef Episkopatu RP, abp A. Michalik, nazwał raport ONZ „hańbą”. Przebił go jednak „liberał” T. Pieronek, który zakwestionował nawet prawomocność zaleceń komisji: „Z jakiego mandatu Komitet Praw Człowieka ONZ rości sobie prawo do orzekania, co jest dobrem, a co złem moralnym? Niech pozwoli ludziom kierować się własnym sumieniem. Przecież to najbardziej podstawowe prawo”. W swojej wściekłości Pieronek nie zauważył nawet, że ONZ nie wypowiadała się w ogóle o moralności, lecz o prawach człowieka. Po drugie, Narody Zjednoczone nigdy nie przebiją Krk w śmiałości powoływania się na boskie wyroki i mieszania ludziom w sumieniach. AC
9 listopada Watykan oświadczył, że specjaliści do spraw kościelnych i kulturalnych będą współpracować w zbieraniu dokumentów dotyczących sądzenia za czary i herezje w czasie działania katolickiej inkwizycji. Wytycznymi dla komisji mają być wyniki innych badań, które „stolica Piotrowa” przedstawiła na początku tego roku. Wskazywały one, że liczba ofiar działającej od XIII wieku inkwizycji była znacznie mniejsza, niż dotąd sądzono. Chociaż papież przeprosił ludzkość za popełnione przez inkwizycję „błędy”, Kościół dąży do zbagatelizowania okrucieństw dokonanych przez ten trybunał. Wkrótce okaże się, że żadnej inkwizycji nie było, a czarownice, heretycy i innowiercy dokonywali aktów samospalenia, porażeni ciężarem własnych grzechów. MW
radni z podwarszawskich Ząbek uczcili pamięć ks. Jerzego Popiełuszki. Decyzja w tej sprawie była najważniejszym punktem historycznej – jak mówią przykościółkowi samorządowcy – sesji rady. A że obrady miały charakter polityczny, nie mogło na nich zabraknąć podpory PiS, czyli samego posła Artura Zawiszy (ksywa Czarny). Radnym z Ząbek podpowiadamy: klucze do Ząbek może jeszcze otrzymać król Łokietek, Matka Teresa z Kalkuty, Święty Mikołaj... RP
PKS-EM DO UE DNI CENZURY
NIE ŚWIĘCI PREZENTY ROZDAJĄ Na miesiąc przed liturgicznym wspomnieniem Świętego Mikołaja portal Wiara.pl rozpoczął akcję obrony „prawdziwego świętego Mikołaja” przed inwazją osobników bezprawnie podających się za niego. „Chcemy, aby dzieci w Polsce wiedziały, że to nie żaden disneyowski krasnal mieszkający w Finlandii, jeżdżący saniami zaprzężonymi w renifery i wpadający przez komin, lecz biskup, który kierował się ewangeliczną zasadą dawania jałmużny, czynienia dobra bez rozgłosu, tak aby tylko Bóg był świadkiem” – deklarują inicjatorzy tej osobliwej krucjaty i wzywają rodziców do zbojkotowania zwyczaju kupowania dzieciom mikołajkowych prezentów. Program obrony ma polegać na nieustannym przypominaniu postaci „prawdziwego św. Mikołaja” i jego „prawdziwych portretów” oraz prezentowaniu wspólnot, które obrały go sobie za patrona. AK
BISKUP GRYPSUJE Dotąd bywało tak, że to biskup, a nawet sam papież, fatygował się do pierdla, by pobłogosławić zdeprawowane owieczki. Drohiczyński purpurat Antoni Pacyfik Dydycz postanowił odmienić ten zwyczaj i zaprosił do pałacu 30 więźniów z aresztu w Białej Podlaskiej (nie towarzyszył im żaden strażnik). Wszyscy się modlili i konsumowali drugie śniadanko, a ekscelencja zauważył, że „było to niezwykle twórcze przeżycie” (sic!). Na koniec wizyty więźniowie obdarowali biskupa dwoma samodzielnie namalowanymi obrazami, a sami zainkasowali z rąk świętej osoby folderek – naturalnie o wizycie JPII w Drohiczynie. RP
ŚP. OBYWATEL Czy możliwe jest, by trup został honorowym obywatelem (nie patronem) miasta? Tak, w ten sposób
– oczywiście – plugawe „FiM” (tylko dlaczego niepolskie?). Przed kompromitacją rady, jaką byłoby podjęcie takiej uchwały, uchronili ją radni SLD. Leon Szymański, radny z Sojuszu, pytał radnego Strąka, dlaczego to samorząd Słupska ma podejmować uchwałę w obronie Jankowskiego, skoro nie uczynił tego żaden samorząd trójmiejski, gdzie większość mają opcje prawicowe. Ostatecznie w głosowaniu pomysł LPR-owców uwalono. JK
32-letni Zenon B. ze Słupska trafił na komisariat, kiedy okazało się, że bezprawnie podróżuje za darmo autobusem PKS-u, legitymując się paszportem, w którym własnoręcznie umieścił znaczek akcyzy i pieczątkę z napisem „poseł unijny”. Kontroler nie uwierzył w to, że nasi eurodeputowani jeżdżą autobusami i teraz fałszywemu posłowi grozi kara do pięciu lat pozbawienia wolności za bezprawne przerobienie dokumentu i wyłudzenie darmowych przejazdów. MW
ŚCIGANY
Ryszard Grobelny (na zdjęciu), prezydent Poznania, zezwolił co prawda na przemarsz przez miasto organizatorom Dni Równości i Tolerancji („FiM” 46/2004), ale zażądał od nich podania z wyprzedzeniem treści przemówień, transparentów, a także ulotek. Podejrzliwość prezydenta wzbudził fakt udziału w demonstracji przedstawicieli mniejszości seksualnych. Panie prezydencie, przed wymarszem niech pan jeszcze sprawdzi, czy uczestnicy mają krzyżyki, świadectwa chrztu i zaświadczenia o odbyciu spowiedzi. Bez tego ani rusz! AC
PRAŁATA JAK NIEPODLEGŁOŚCI Bojówki posła Strąka z Rady Miejskiej Słupska podjęły walkę o dobre imię prałata Jankowskiego. Radni LPR zażądali uchwalenia przez radę oficjalnego komunikatu, który potępi medialną nagonkę na miłośnika ministrantów i orderów. Igor Strąk, radny LPR w Radzie Miasta Słupska, konieczność podjęcia takiej uchwały uzasadniał tym, że bezbożne media szkalują prałata – człowieka wybitnego i zasłużonego dla Polski; herosa, który nie zachowywał milczenia wobec komunistycznego terroru. Poza tym niesie on pomoc ludziom ubogim. Dlatego LPR będzie bronić księdza przed zarzutami opartymi wyłącznie na plotkach i pomówieniach, które rozpowszechniają niepolskie media, w tym
Być może w najbliższym czasie dojdzie do zlicytowania XVIII-wiecznego drewnianego kościółka w podłódzkim Dobroniu. Tamtejszy proboszcz zaciągnął bowiem 150 tys. zł kredytu pod hipotekę świątyni i tak prowadził remont, że chociaż niewiele zrobiono, to pieniądze gdzieś wyparowały. Ponieważ skandalu nie dało się już ukryć, ks. Marcin Sokołowski zwinął manatki i zniknął jak kamfora. Chodzą słuchy, że z pieniędzmi. Kredyt na świątynię i w nogi – czy to nowy sposób na porzucenie kapłaństwa? RP
ŚWIECKA SZKOŁA ŚWIĘTA Zespół Szkół w Puchaczowie został w październiku ochrzczony świątobliwym imieniem Jana Pawła II. W związku z tym, że uroczystość miał uświetnić swoją osobą nowy lubelski biskup pomocniczy Artur Miziński, dyrektor placówki – pani Ewa Staropiętka-Kuna – zapowiedziała uczniom, że mają obowiązkowo przybyć na planowaną fetę. Zagroziła, że w razie nieobecności będzie dzwoniła do domów. Groźba zrobiła swoje. Uczniowie stawili się hurtowo, biskup przyjechał, szkołę ochrzcił, a Rzeczypospolitej przybył kolejny pomnik Białego Papy. Jakby tego było mało, zirytowani uczniowie ZS poinformowali nas, że wchodząc do ukochanej budy, muszą podziwiać rzeźbę przedstawiającą patrona, a ściany każdej sali zdobią gazetki wychwalające go pod niebiosa. MW
BEZ JĘZYCZKA W świetle nauki Kościoła – zarówno katolickiego, jak i prawosławnego – pocałunek może być grzechem, jeśli towarzyszy mu tzw. nieczysta intencja, czyli np., tfu!, pożądanie. Zapewne w trosce o morale swoich polityków rosyjski rząd zakazał im wymiany pocałunków przy powitaniu. Tradycyjne, bratnie buziaki będą musieli zastąpić zwykłym uściskiem rąk. Oficjalnie nowe zarządzenie władze moskiewskie tłumaczą tym, że czułe gesty zajmują zbyt dużo czasu, a media lubią niewybrednie żartować z obśliniających się dygnitarzy. MW
WIEJSKIE DUCHY To może być ważny precedens dla polskiej religijności ludowej. Rolnik mieszkający w norweskim miasteczku Tromso odmówił zburzenia stodoły, która może stanowić zagrożenie dla przebywających w niej osób. Tłumaczy, że rozgniewałoby to mieszkające w niej duchy. W liście do lokalnych władz, które nakazały mu rozbiórkę, farmer napisał, że zgodziłby się na to, żeby ktoś inny zburzył stodołę, ale obawia się, że osoba ta musiałaby znieść potem zemstę ze strony jej niematerialnych mieszkańców. W końcu urzędnicy zgodzili się na zabezpieczenie budynku
5
i zachowanie go w obecnym stanie, gdyż – jak stwierdził inspektor budowlany Hallyard Thon – „czasem musimy przyjąć, że poza przepisami budowlanymi pomiędzy niebem a ziemią istnieją jeszcze inne rzeczy”... o których nie śniło się filozofom. MW
BABY, DO DOMU! Prezydent Tadżykistanu Enomali Rachmonow wezwał miejscowe muzułmanki (czyli prawie wszystkie kobiety w tym kraju) do niechodzenia na modły do meczetów. Prośba prezydenta nie wynika jednak z chęci odciągnięcia niewiast od praktyk religijnych, lecz z troski o... przyzwoitość. Kobiety nie mogą modlić się razem z mężczyznami, a w Tadżykistanie tylko w 10 meczetach jest możliwe skuteczne odseparowanie od siebie przedstawicieli obu płci. AC
CO MA KSIĄDZ POD SUTANNĄ? W meksykańskiej miejscowości Chucandiro wybuchły zamieszki. Spowodowało je odwołanie, zdegradowanie i zeświecczenie ulubionego proboszcza, księdza Alfredo Gallegosa. Pryncypałom księdza nie podobało się, że nosi on pistolet pod sutanną. Ksiądz bronił się, mówiąc, że to do obrony własnej, bo kilku jego kolegów zastrzelono. Parafianie nie dbają o to, co ich ksiądz nosi pod sutanną i demonstrowali to przed katedrą w mieście Morelia. Na drzwiach kościoła ks. Gallegosa założyli łańcuchy; odgrażają się, że zdejmą je dopiero wtedy, kiedy ich proboszcz powróci. TW
ŚNIADANIE NA „TRAWIE” Konopie indyjskie, opium, psychodeliczne grzybki, koka i inne rośliny o właściwościach narkotycznych wkrótce ozdobią ogród księżnej angielskiego hrabstwa Northumberland. Arystokratka uzyskała pozwolenie na oryginalną uprawę i ma nadzieję, że udostępniając ją zwiedzającym, zachęci ludzi do dyskusji na temat zagrożeń związanych z narkotykami. Ciekawe, czy owa dyskusja będzie też okraszona degustacją... MW
6
W błyskawicznym tempie rośnie w Białymstoku nowy kościelny „meczet”. Podlaskiemu biskupowi na chwałę! Budowa nowego gmachu kurii, którą zresztą zapowiadaliśmy („FiM” 21/2004), przyciąga uwagę mieszkańców i zwiedzających, bo tu – tradycyjnie – zapadać będą wszystkie najważniejsze decyzje dotyczące Białegostoku. Powszechnie wiadomo, że nieudolny prezydent Ryszard Tur, Rycerz Grobu w Jerozolimie,
R
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
POLSKA PARAFIALNA
ecept na zarobienie kasy jest bardzo dużo. Niestety, Szanowny Czytelniku, większość z nich mogą zrealizować tylko księża. Ksiądz Zbigniew Stanisław Szostak z Zabawy, malowniczej wsi w dolinie Dunajca, ma głowę nie od parady. Pomny na przysłowie, że pieniądze leżą na ulicy, postanowił zarobić na trupach. Nie tych grzebanych na cmentarzu, a zabijanych przez różnej maści zbirów. Pomysł podsunęła mu błogosławiona Karolina Kózkówna, 16-letnia dziewczyna zabita szablą w 1914 r. przez żołnierza rosyjskiego. Jej szczątki spoczywają w tutejszej kaplicy. Dziewczyna jest ofiarą przemocy,
Oko Boga nie kiwnie palcem bez cichej akceptacji fioletowego Zięby. Nowy gmach kurii ma oficjalnie kosztować ok. 4 mln zł, co wzbudza powszechny śmiech wśród białostockich budowlańców. Cztery piętra w górę i dwa pod ziemią, sale wykładowe, najnowsza technika audiowizualna, wewnątrz ogród itd. Wszystko to z tyłu katedry, obok innych budynków kuriewnych.
a takowych nie brak przecież i dziś – dumał sutannowy. Karolina jest, niestety, postacią raczej mało znaną. Wbrew nadziejom urzędników Krk zaliczenie jej przez JPII do grona błogosła-
Z lotu ptaka nowa budowla ma kształt trójkąta z dziurą w środku. Symbolizuje to – wedle autorów projeku – oko Boga... Ziemia, na której wyrasta kolejna piramida pychy kleru w tym ubogim regionie, należała do gminy Białystok, zaś szeroki chodnik przed katedrą – do kurii. Z kościelnego chodnika, o zgrozo, korzystali mieszkańcy miasta, oczekujący na liczne w tym miejscu autobusy miejskie. Dokonano zatem znanego na Wschodzie manewru machniom. Miasto oddało sutannowym wielki plac pod piramidę, a sobie wzięło na utrzymanie chodnik. Notabene stary, zniszczony, dziurawy, obsrany przez stada gołębi. Natychmiast po przejęciu chodnika za generalny remont wzięły się służby miejskie. Z podatków białostoczan trotuar przed katedrą i kuriewnym kinem TON zostanie elegancko wyrychtowany. Pozostanie tylko sprawa gołębi, ale ufamy, że i z tym problemem Rycerz Grobu poradzi sobie znakomicie. Opowieść tę dedykujemy tym wszystkim, którzy opowiadają bajki, że ubogi Krk w Polsce żyje tylko z tego, co mu na tacę podczas mszy kapnie. A. MALICKI Fot. Autor
do Zabawy i zostawi kasę, to i tak interes się opłaci jak mało który. Maszynka poszła w ruch – przy sanktuarium bł. Karoliny powstaje już kaplica ku czci ofiar przemocy, w której – oprócz Ściany Pamięci z tabliczkami na nazwiska ludzi pozbawionych życia – znajdzie się specjalna księga ze zgłoszeniami rodzin ofiar zabójstw. Ksiądz Szostak wymarzył sobie również spotkania terapeutyczne organizowane dla pielgrzymów, dlatego w dawnej stodole przygotowuje już dla nich obszerne pomieszczenie. No cóż – żaden pieniądz nie śmierdzi. Nawet ten wyciągnięty od pogrążonych w bólu ludzi, którzy stracili najbliższych. RP
Bólożerca wionych nie przyniosło góry szmalu. Szansą dla duchownych z Zabawy stało się zatem uczynienie z błogosławionej patronki ofiar przemocy. W ciągu roku – jak wyliczył ks. Szostak – na skutek przemocy ginie na świecie 160 tys. ludzi, z tego sporo w naszym kraju. Niech tylko 1 proc. rodzin żałobników przyjedzie
N
ad wejściem do gdyńskiej filii SKOK-u w Rumi powinien znaleźć się szyld z napisem: „Kredyty tylko dla katolików”.
SKOK na główkę Nasz Czytelnik, pan Janusz B. z Gdyni, chciał zaciągnąć kredyt gotówkowy na remont mieszkania. Zdecydował się na usługę Spółdzielczej Kasy Oszczędnościowo-Kredytowej im. św. Jana z Kęt w Rumi. W gdyńskim oddziale SKOK-u wraz z plikiem wniosków kredytowych i zaświadczeń otrzymał do wypełnienia formularz deklaracji... o przystąpieniu do Stowarzyszenia Rodzin Katolickich. Tak się akurat niefortunnie złożyło, że niedoszły klient SKOK-u, ateista, nie miał ochoty wstępować do żadnego stowarzyszenia o charakterze religijnym. Na pytanie, czemu ma służyć
wypełnienie deklaracji, udzielono mu absurdalnej odpowiedzi, że jest to potrzebne do celów statystycznych. Jakiż związek ze statystyką może mieć wstępowanie w szeregi katolickich rodzin? W samym centrum dowodzenia SKOK-u w Rumi dowiedzieliśmy się, że wcale nie chodzi o statystyki, a o rzeczywiste wstąpienie do Stowarzyszenia Rodzin Katolickich, które jest założycielem SKOK-u. Członkostwo w SKOK-u im. św. Jana z Kęt jest więc jednoznaczne z członkostwem w SRK i łączy się m.in. z opłacaniem co miesiąc składek w wysokości 20 zł, udziałem w modlitewnych i politykierskich zebraniach itp. Niepodpisanie deklaracji przystąpienia w szeregi Stowarzyszenia Rodzin Katolickich automatycznie uniemożliwia otrzymanie w SKOK-u kredytu, z którego pan Janusz ostatecznie zrezygnował. Skorzysta z usługi innego banku, o ile nie będzie musiał na przykład zostać jego udziałowcem... MAŁGORZATA
W
interesach nie ma znaczenia kolor przekonań politycznych. Pęczaka korumpował zasłużony działacz opozycji demokratycznej i uczestnik walk ulicznych z komuchami. O grzesznym żywocie Andrzeja Pęczaka pisaliśmy jako pierwsi półtora roku temu („Człowiek honoru” – „FiM” 8/2003). Teraz – dzięki opublikowaniu „tajnych” stenogramów jego rozmów telefonicznych – wiadomo o nim już prawie wszystko. A przynajmniej tyle, ile Agencja Bezpieczeństwa Wewnętrznego uznała
i niepodległość – w październiku 1991 roku został Popenda posłem (startował w wyborach z pierwszego miejsca KPN w woj. opolskim). Szefową jego biura poselskiego została aktywistka KPN Elżbieta Adamska-Wedler, dla której był to początek kariery politycznej (w latach 1997–2001 uzyskała mandat poselski z ramienia Akcji Wyborczej „Solidarność”). Popenda utrzymał się w Sejmie do 1997 r., czyli przez dwie kadencje, złożywszy w tym czasie „aż” trzy zapytania poselskie oraz dwie interpelacje. Podczas rozła-
Mercedes bęc! za celowe ujawnić. O przebywającym obecnie w łódzkim areszcie śledczym Marku Dochnalu – lobbyście i właścicielu spółki Triton Holding należącej do grupy kapitałowej Larchmont Capital – także. W głębokim cieniu pozostaje natomiast Krzysztof Popenda (też w areszcie, tyle że w Piotrkowie Trybunalskim), umyślny Dochnala w pertraktacjach ze skorumpowanym posłem. A Popenda to człowiek o nader ciekawym życiorysie politycznym... Pochodzi z Dobrodzienia na Opolszczyźnie. Z trudem skończył szkołę zawodową, po czym podjął pracę jako elektromonter. Jego idolem był Lech Wałęsa, więc pan Krzysztof szybko dał się zauważyć, jako jeden z najgłośniejszych uczestników lokalnych wieców antykomuszych, manifestacji z okazji kolejnych rocznic stanu wojennego itp. W wieku 32 lat wstąpił do Konfederacji Polski Niepodległej dowodzonej przez Leszka Moczulskiego. Jako wielce już zasłużony dla walki o demokrację
mu w KPN zakończonego frondą Adama Słomki, prawdziwą bitwą na pięści i krzesła oraz demolką Domu Nauczyciela w Warszawie Popenda czynnie (guz i lajpo pod okiem) wsparł wodza Moczulskiego. Niestety, Moczu nie docenił tej ofiary i nie pomógł ambitnemu działaczowi w dalszej karierze. W tej sytuacji Popenda rozpoczął nieoficjalną współpracę z Dochnalem. Po zakończeniu sejmowej kadencji objął u niego funkcję prokurenta, a następnie prezesa Triton Holding. Był częstym gościem sejmowych kuluarów i knajp. A dalej to już wiadomo. Big business, czyli Pęczak niewinny jak niemowlę z mercedesem otrzymanym za drobne przysługi towarzyskie, Kaniewski... O kolejnych parlamentarzystach zapewne wkrótce usłyszymy, gdyż pan Krzysztof w interesach nie baczył na przynależność partyjną i był widywany także w towarzystwie posłów Platformy Obywatelskiej, np. Tadeusza Jarmuziewicza. DOMINIKA NAGEL
Komuch papafan Nawet prawicę wkurza klerykalne włazidupstwo lewicowego prezydenta Słupska. Maciej Kobyliński, desygnowany przez SLD prezydent Słupska, ogłosił, że chce, aby w mieście stanął pomnik Papy. Nie jakiś tam pomniczek, tylko monument jak się patrzy. Z brązu lub szlachetnego kamienia. To właśnie użycie takich materiałów sprawi, że pomnik będzie co najmniej trzykrotnie droższy od postawionej dopiero co figury księdza Jerzego Popiełuszki. Tamten kosztował słupskich podatników 40 tys. zł. Jeśli marzenia prezydenta Kobylińskiego spełnią się, miasto wybuli na papieża co najmniej 120–130 tysiączków. Pomysł ojca miasta nie spodobał się nawet prawicy, która oskarża go o hipokryzję i obłudę. Joanna Szczypińska, posłanka PiS-u, zarzuciła prezydentowi, że w trakcie czerwcowej wizyty w Watykanie nie uklęknął przed
Wojtyłą, a tylko lekko się pochylił podczas wręczania papieżowi prezentu od miasta. Sprawa niepadnięcia na kolana przed władcą świata wywołała również konflikt pomiędzy prezydentem Słupska a pochodzącą z UW Anną Bogucką-Skowrońską, która robi obecnie za przewodniczącą rady miejskiej. Brak pokory wobec papieża jednoznacznie, zdaniem prawicy, eliminuje komucha z grona pomysłodawców jakiegokolwiek pomnika JPII. Tymczasem prezydent Kobylinski uparcie obstaje przy swoim. Chce pomnik postawić, mimo że nie podoba się to również lewicy. Radni i działacze SLD krytykują pomysł, uważając, że stawianie pomnika to wyrzucanie pieniędzy w błoto. Tyle że kto w Papalandzie słucha głosu rozsądku, kiedy pojawia się choć cień nadziei na dodatkowe punkty w nadchodzących wyborach? J.K.
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
Kulczyk story Gdy Gulfstream – prywatny odrzutowiec Kulczyka (na zdjęciu) – lądował na poznańskim lotnisku Ławica, szef portu wylatywał z gabinetu, żeby doktorowi Janowi uścisnąć dłoń – śmieją się pracownicy lotniska. I dodają: – Ostatnio już tego nie robi... Od najbogatszych Polaków odwraca się stolica Wielkopolski. Chociaż Grażyna Kulczyk powtarza ostatnio we wszystkich mediach, że wraz z mężem całe życie pracowała głównie dla Poznania – zaczyna gwałtownie brakować tych, którzy w to wierzą. Nawet prezydent Ryszard Grobelny na nazwisko Kulczyk robi kwaśną minę. A to już prawdziwy skandal! Ścisłe związki doktora Jana Kulczyka z włodarzem miasta nad Wartą są znane nawet słabo rozgarniętemu szympansowi z miejscowego zoo. Bogacz był od zawsze traktowany w Poznaniu jako osoba wyjątkowa. Tak naprawdę to on – z niewielką pomocą kilku najwyżej postawionych samorządowców – rządzi miastem uważanym za krainę przedsiębiorczości. Dla familii Kulczyków nie było do niedawna rzeczy niemożliwych do załatwienia. Opisywaliśmy już („FiM” 22/2004) niezwykle korzystny zakup przez firmę „Fortis” (należy do połowicy najbogatszego Polaka) półtorahektarowego terenu parkowego położonego w centrum miasta za... 6 mln zł. Dziś wiadomo, że za ziemię można było dostać ponad 20 mln zł, zaś prezydentowi Grobelnemu weszła na plecy prokuratura. Po sąsiedzku powstała galeria handlowa Stary Browar, w której robił zakupy prezydent Aleksander Kwaśniewski. Pokazała to telewizja lokalna, natomiast publiczna postanowiła wycofać ten materiał ze swoich dzienników. Tereny pod wspomnianą galerię oraz cztery zabytkowe budynki
K
byłego browaru Huggera Grażyna Kulczyk kupowała w równie gęstej atmosferze, co przedtem park, i za podobnie śmieszne pieniądze. Obecnie wartość Starego Browaru szacowana jest na ponad 60 mln dolarów. Trudno jest wyliczyć wszystkie nieruchomości, które Kulczykowie kupili po tzw. okazji. W roku 1999 budynkiem przy ul. Kościuszki (kiedyś siedziba Prokuratury Wojskowej) zainteresowała się Agnieszka Duczmal, ale nie prywatnie, lecz jako dyrektor słynnej Orkiestry Polskiego Radia „Amadeus”. Podobno akustyka budynku była rewelacyjna, więc chciano utworzyć w nim salę koncertową i siedzibę dla zespołu. Kiedy jednak dowiedziała się o tym pani Kulczykowa, było jasne, że miejscowy oddział Agencji Mienia Wojskowego właśnie jej sprzeda nieruchomość.
Z pomocą nieba Roman Giertych, wiceszef sejmowej komisji ds. PKN Orlen, był łaskaw uznać, że wrześniowe spotkanie z Janem Kulczykiem w jasnogórskim klasztorze w Częstochowie było błędem. My dowiedzieliśmy się, że zanim Kulczyk na Jasną Górę popielgrzymował, skorzystał z porad swojego oddanego giermka, dominikanina o. Jana Góry. To – obok kochliwego arcybiskupa Juliusza Paetza – jeden z najbliższych współpracowników Kulczyka z kręgów ludzi trzymających władzę w stolicy Wielkopolski. Góra osobiście rozmawiał z paulinami z Częstochowy,
ilka miesięcy temu krakaliśmy, że budowa Świątyni Opatrzności Bożej w Warszawie będzie finansowana z pieniędzy publicznych. W Sejmie trwają zabiegi, mające nadać naszej czarnej przepowiedni moc samospełniającą. Sejmowa Komisja Finansów Publicznych zakończyła prace nad projektem budżetu na 2005 r. W głosowaniu przepadł pomysł posła Wojciecha Jasińskiego (PiS), aby przyznać 5 mln zł dotacji na pomnik kardynała Józefa Glempa, czyli Świątynię Opatrzności Bożej. A zapowiadało się całkiem nieźle, bo poprawka została przyjęta z entuzjazmem przez przewodniczącego komisji – Mieczysława Czerniawskiego (były I sekretarz KW PZPR w Łomży, obecnie poseł niezrzeszony po usunięciu z klubu SLD-UP za udostępnienie innemu parlamentarzyście swojej karty do głosowania). Jasiński, zaopatrzony w takie poparcie, przedstawił argument następujący:
badając, czy aby spotkanie nie jest prowokacją, czy faktycznie do niego dojdzie i czy Giertych jest w stanie zatrzymać nagonkę na Kulczyka. Paulini – co oczywiste – wszystkiemu zaprzeczają. Skąd takie zaufanie do o. Góry? Kulczyk nie jest aż tak wielkim geniuszem i nie on wymyślił, że wszystko i wszystkich można kupić, a ważna jest jedynie cena. Od momentu kiedy dominikanie załatwili sobie 30 ha szalenie atrakcyjnych gruntów w Imiołkach nad Jeziorem Lednickim i ogłosili, że wybudują tam nie tylko świątynię, ale także sale konferencyjne i nowoczesny hotel, w pobliżu takich inwestycji musiał pojawić się pan doktor. Przekazał on na ów zbożny cel milion złotych, wchodząc w układy z Janem Górą – pupilkiem prymasa Józefa Glempa. Glemp uznał, że Góra będzie najlepszym narzędziem do skłonienia Kulczyka, aby spojrzał przychylnym okiem (czyli rzucił jakąś większą kasę!) na jego pomnik Opatrzności. Rozmowy w tej kwestii były ponoć już bardzo zaawansowane, ale teraz – ze zrozumiałych względów – przerwano je. Z drugiej strony – Kulczyk byłby dziś gotów przeznaczyć na warszawską budowę sporą sumę, gdyby tylko książęta Kościoła wzięli jego familię pod opiekuńcze skrzydła. Tak jak kiedyś on – Paetza. Kiedy „Fakty i Mity” udowodniły, że arcybiskup to molestant bzykający młodych kleryków, najbogatszy Katolandczyk bez żenady wziął go w obronę i on był sprężyną listu w obronie Paetza, podpisanego przez 26 „osobistości” miasta Poznania. Wielokrotnie w miejscach publicznych mówił o spisku, zaś Paetza ostentacyjnie zapraszał na większość bankietów, a nawet do opery, gdzie dzielił z nim... lożę.
Gwardia doktora Trudno jest ustalić, czy „najzacniejsi poznaniacy” bywali w domach Kulczyków w Wiedniu, Berlinie, Londynie, na Florydzie i Sardynii, ale na pewno wysiadywali „ludwiki” w willi poznańskiej, wartej kilka milionów złotych. Kulczyk dobiera sobie przyjaciół według
– Państwo daje na stadiony, a przecież więcej Polaków chodzi do kościoła niż na mecze. Z pewnym zdumieniem odnotowaliśmy reakcję przedstawiciela rządu:
sprawdzonego klucza. Muszą to być ludzie wpływowi, pomocni w załatwianiu wszystkich spraw na miejscu, a poza tym oddani w budowaniu pozytywnego wizerunku dobroczyńcy. Właśnie jako dobroczyńcę przedstawiały do niedawna Kulczyka wszystkie wielkopolskie media, bo i dziennikarze załapywali się tłumnie na Kulczykowe zlecenia (redagowanie firmowych wydawnictw, katalogi dla firm samochodowych). Kiedy jednak sami poznaniacy zauważyli, że pan Jan robi ich w przysłowiową trąbę (ot, chociażby obiecując zainwestowanie w piłkarską drużynę poznańskiego Lecha, co nigdy nie doszło do skutku), poniekąd zmusili żurnalistów do zmiany tonu. Wtedy obraziła się pani Grażyna, która doszła nagle do wniosku, że być może Poznań nie chce korzystać z ich działalności kulturalnej. Wycofała się więc ze sponsorowania miejscowej drużyny koszykarek, noszącej kiedyś nazwę Stary Browar. Miłośników i wyznawców „kulczycyzmu” jest (a może było?) wielu, a między nimi były rektor poznańskiego Uniwersytetu im. A. Mickiewicza, prof. Stefan Jurga, który dzięki sponsoringowi wywiózł w 2001 roku ponad 100 osób do Watykanu, gdzie Biały Ojczulek otrzymał doktorat honoris causa poznańskiej uczelni. Oczywiście fundatorem wycieczki był Przewodniczący Rady do spraw Wspierania Badań Naukowych przy UAM – dr Jan Kulczyk. Sławomir Piertras – dyrektor poznańskiego Teatru Wielkiego, przegrany kandydat SLD na prezydenta Poznania – twierdzi, że takich ludzi jak Kulczyk trzeba otaczać opieką. Chronić przed wplątywaniem w różnego rodzaju afery... Zapytaliśmy byłego wicepremiera Marka Pola, czy zna Kulczyka. – Nie będę się w tej chwili na ten temat wypowiadał – oznajmił. Nic dziwnego, Kulczyk staje się bardzo niebezpieczny nawet dla polityków już przegranych. Przypominamy jedynie, że Pol to też człowiek z Wielkopolski, jeden z byłych dyrektorów Fabryki Samochodów Rolniczych Tarpan w Antoninku
Kościelnym i dopisać w niej zadanie dotowania budowy Świątyni Opatrzności: – Dotacja do Funduszu Kościelnego jest w budżecie i można zrobić tak, że wydatki
Naród Glempowi – Nawet w konstytucji nie jest zapisane, by państwo mogło dofinansowywać zadania, które do niego nie należą. Istnieje obawa, że podobnych wniosków może być znacznie więcej – protestowała wiceminister finansów Elżbieta Suchocka-Roguska. Wszystko wyjaśniło się już po chwili, kiedy pani minister zasugerowała, żeby zamiast wpisywać darowiznę do budżetu, znowelizować ustawę o Funduszu
tego funduszu zwiększymy o 5 mln zł, które będą przeznaczone na budowę – podpowiadała. Nie udało jej się, niestety, przekonać większości, więc kolejna próba dofinansowania Krk – jak się nieoficjalnie dowiedzieliśmy – zostanie podjęta na posiedzeniu Sejmu podczas debaty nad ustawą budżetową (24–26 listopada). Wiele wskazuje na to, że Glemp kasę dostanie, ponieważ już
7
14 listopada 2004 r. Jan Kulczyk powiedział w TVP (program „Summa zdarzeń”): – Inicjatywa spotkania z Romanem Giertychem wyszła ze środowiska posła. Chciał ode mnie dokumenty kompromitujące prezydenta. Z kontekstu wynikało, że jeżeli je dostarczę, to mogę się czuć bezpiecznie. (...) Po spotkaniu pan Giertych nałożył czapkę, ciemne okulary, wyszedł i powiedział: „Chyba mnie nikt nie pozna”; – Czy mam jakieś świadectwo tego spotkania? Przekażę je komisji; – Moje spotkanie z Ałganowem miało charakter wyłącznie rozpoznania; – Nie przybyłem na pierwszy termin przesłuchania, bo podczas międzylądowania w Londynie, po wyjściu z redakcji „Financial Times”, prawie zemdlałem; – Zrobię wszystko, by stawić się przed komisją śledczą. To jest w moim interesie, bym mógł mieć szansę powiedzieć prawdę. Oprac. DOMINIKA NAGEL (przejęta przez Volkswagena), czyli na terenie RP reprezentowanej przez Kulczyka. Nie sposób wymienić pomniejszych giermków rodziny K., bo jeszcze pół roku temu powstałaby z tego mała książka telefoniczna. Dziś kierownictwo Platformy Obywatelskiej, czyli Tusk i Rokita, nakazało prezydentowi Poznania Ryszardowi Grobelnemu (członek PO) zerwanie z „kulczycyzmem”, bo ta religia wyraźnie psuje wizerunek partii, która za niecały rok będzie rządzić Polską. Czyżby już bez Kulczyka? JAN KALINOWSKI
wiadomo, że oględziny Świątyni mają być jednym z głównych punktów programu gospodarskiej wizyty w Polsce JPII (zapowiadana na 2005 r.). A co w ogóle słychać na budowie? Aktualnie nic, gdyż zabrakło pieniędzy na kontynuację. Według źródeł kościelnych, natychmiast potrzeba 18 mln zł. Można się jednak domyślać, że chodzi o znacznie więcej, skoro wykonawca budowy (świetnie niegdyś prosperująca, a dzisiaj zagrożona upadłością gorzowska firma budowlana Z. Marciniak SA) jest zadłużony u kilkuset dostawców na mniej więcej 34 mln zł, wyzbywa się majątku oraz redukuje zatrudnienie. Wydaje się więc, że tych 5 milionów z budżetu potrzeba na tzw. dobry początek i przetarcie szlaku. Gdy uda się stworzyć precedens, dalej pójdzie jak z (o)płatka. HELENA PIETRZAK
8
S
zanowny Studencie naszej „FiM”-owej uczelni politologicznej, obserwujesz od dawna festiwal afer z udziałem SLD. Ale prawica też bierze i po kieszeniach chowa. W poprzednim wykładzie pisaliśmy o planie Opus Dei polegającym na rozbiciu polskiej lewicy. Przypomnijmy: ta kościelna organizacja mafijna wykombinowała sobie, że ujawniając tydzień po tygodniu (do najbliższych wyborów) afery po „lewej stronie”, doprowa-
lewica europejska słabnie i niespecjalnie chce wziąć sobie strupa w postaci byłego prezydenta, za którym ciągnie się smrodek polskich afer i amerykańskiego włazidupstwa. Smrodek ten jest dość dobrze podsycany przez tych Polaków, co z kolei mają serce z prawej strony, a właściwie pod prawą pachą. Wszystko wskazuje więc na to, że bliski jest koniec Kwaśniewskiego i tzw. lewicy, która ma nie wygrać w Polsce wyborów przez najbliższych kilkanaście lat. Skąd my to wszystko wiemy? A stąd, że przemyciliśmy na tajne
CO ONI KNUJĄ (3), CZYLI...
Na prawo od prawicy dzi do całkowitego unicestwienia SLD i skompromitowania Kwaśniewskiego. Na razie im się to świetnie udaje. Kwach, Drogi Studencie, szykowany był na szefa Organizacji Narodów Zjednoczonych, ale teraz (wobec masy polskich afer) szykowany jest na to stanowisko Bill Clinton, a Hillary wystartuje jako pierwsza kobieta kandydat na prezydenta USA. No to co w takim razie ma robić Olek, kiedy już nie będzie „pierwszym” w Polsce? Zostaje tylko Unia Europejska. Ale tam – według naszych informacji – też go nie chcą. A to dlatego, że
P
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
POD KRAWATEM I PARAGRAFEM
spotkania opusdeistów naszych ludzi. Jak? Tajemnica. Co usłyszeli i nagrali? Już piszemy. Podczas warszawskiego spotkania Stowarzyszenia Młodzieży Konserwatywnej „Koliber” 28 października Cezary Michalski, dziennikarz „Europy” (dodatek do dziennika „Fakt”), mówił: „Piszemy o SLD, bo mamy takie zlecenie; celem kampanii nienawiści do lewicy jest przebudowa świadomości społecznej, zmiana kodu kulturowego”. Na innym tajnym spotkaniu ultraprawicy Marek Cichocki (dyrektor programowy rządowej fundacji Centrum Europejskie) powiadał:
o naszych publikacjach prokuratura wojskowa zainteresowała się poczynaniami oficerów w sutannach. Zgłaszamy kolejny temat: na czyje zlecenie kapelani zajmują się badaniami nastrojów bojowych polskiej armii? Cykl naszych publikacji o wpływie Ordynariatu Polowego Wojska Polskiego na bezpieczeństwo międzynarodowe („Ściśle jawne” oraz „Krzyż komandorski” – „FiM” 43, 44/2004) wywołał szybką reakcję prokuratury. Badane są okoliczności cudu polegającego na dysponowaniu przez otoczenie arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia dokumentacją Sztabu Generalnego WP oraz Polskiego Przedstawicielstwa Wojskowego przy Kwaterze Głównej NATO. Prowadzone jest również śledztwo w sprawie nadużyć księdza komandora por. Jana Maliszewskiego (na zdjęciu), kapelana naszych żołnierzy pełniących służbę w dowództwie sojuszu północnoatlantyckiego. Przypomnijmy, że ujawniliśmy jego niewiarygodnie wysokie wydatki oraz machlojki popełniane przy rozliczaniu podróży służbowych, kiedy to kapelan zamiast „wspaniałej pracy duszpasterskiej nie tylko w środowisku wojskowym sojuszu, ale również wśród społeczności dyplomatycznej oraz organizacji kombatanckich Polonii belgijskiej” (cyt. z listu szefa PPW gen. dyw. Henryka Tacika, do gen. dyw. Głódzia) bankietował w Polsce, a czasem i w Estonii. Aby spać spokojnie, dobrowolnie oddaliśmy prokuratorom wszystkie (bardziej
„Zniszczenie lewicy leży w interesie Polski, bowiem dopiero wtedy będziemy mogli robić to, co chcemy”. Nie owijał spraw w bawełnę. Dodał jeszcze, że Polska może stać się katalizatorem dla całej Europy. „Katalizatorem rewolucji konserwatywnej na wzór amerykański”, czyli zero rozmów o aborcji, eutanazji, prawach kobiet i mniejszości seksualnych itd. Zdaniem cytowanego wcześniej Michalskiego, już widać światełko w tunelu zmian, a będzie jeszcze lepiej. „Przyjdzie czas, że o homoseksualistach pu- Warszawa, ul. Górnośląska 43 – jedna z rezydencji Opus Dei. Tu mieszblicznie będzie można mó- ka grupa trzymająca władzę wić »pedały«” – cieszy się wchłonięcie Stowarzyszenia Rodzin pan redaktor. Opus Dei zaplanowała zawłaszczeKatolickich. Dziennikarz „FiM” był na dzienie kraju. A jak? A tak: Ofiarą ma paść nie tylko SLD, siątkach podobnych spotkań zakon1. Opus Dei doszło do wniosku, ale też PSL, który raz na zawsze spirowany jako zdeklarowany praże natychmiast należy zaprzestać ma zniknąć z Sejmu. Nie będzie wicowiec. Zawsze mówiono to sawyniszczającej wojny pomiędzy PiS, już grał ani z lewa, ani z prawa. mo: „Przyszedł czas na nas. Choć PO i LPR. Wszystkie te partie otrzySamoobrona ma robić za chłopca nie mamy pomysłu ani programu mały polecenie zaprzestania waśni do bicia. na NOWĄ POLSKĘ, to mamy poi skierowania agresji na lewicę. ¤ Opus już przejmuje, a wkrótmysł, jak lewicę odrzucić w niebyt. 2. Opus Dei wymyśliło też soce przejmie do końca wszelkie teTo na razie wystarczy”. bie, że żadna z partii w przyszłym lewizyjne media informacyjne. To rządzie nie może mieć dominuOt, choćby doradca Kaczyńdopiero daje władzę! jącej przewagi. Chodzi o to, aby skiego na jednym ze spotkań, kt󤤤 rząd był słaby, a tym samym stere zaszczyciliśmy, mówił: „Nie Oto założenia, a cel? Prosty rowalny przez Kościół. Będzie łudźmy się, że za rządów AWS nie i zatrważający. Katolicka mafia więc tak: było afer. Były takie same, ale udao nazwie Opus Dei będzie rządzić ło nam się doprowadzić do tego, ¤ młodzieżówka Unii Polityki Polską przez najbliższe kilkanaście że teraz wolno o tym pisać i móRealnej (ten dinozaur jeszcze istlat. Niemożliwe? Niestety, pażywić głośno. Wyborca – przerażonieje i jest popularny wśród studenwiom, uwidim... I niech nas wszystny faktem rozpadu państwa – piertów) wejdzie w koalicję z młodziekich Bóg broni przed „swoimi słuwej zrezygnuje ze swoich roszczeń żówką LPR (Młodzieżą Wszechpolgami”. MAREK SZENBORN socjalnych, niźli będzie głosować ską). W ten sposób skrajna prawiANNA KARWOWSKA na aferzystów”. ca przejmie młodzież, którą mogłaPS A tymczasem ksiądz Rydzyk by zagospodarować PO. Ale to nie koniec, Szanowny Sturozpoczął właśnie wojnę z Ligą Pol¤ Ale w tym przypadku zbyt sadencie, bo ONI knują jeszcze cieskich Rodzin. Wojny naszych wromodzielna i silna mogłaby stać się kawsze sprawy. Istnieje oto w Polgów bardzo nas cieszą, ale to już LPR. Na to Opus Dei też nie mosce WIELKA TRÓJKA (loża maopowieść na następny wykład. że pozwolić, więc nakazało PiS-owi, sońska czy co?), która przy pomocy
Towarzysze broni i mniej tajne) dokumenty, w których posiadanie weszliśmy. Spokoju nie daje nam wszakże pewien drobiazg. Chodzi o cytowaną wyżej opinię o „wspaniałej pracy duszpasterskiej” w konfrontacji z plikiem przechowywanych w kancelarii ks. Maliszewskiego niezapisanych jeszcze druków, które co najmniej raz w miesiącu – jak twierdzi nasz informator – są przez kapelana wypełniane. Każdy taki kwit jest opatrzony nagłówkiem „INFORMACJA nr …/200… o nastrojach w … za … 200… r.” (innymi słowy: „Uprzejmie donoszę, że…”). Najbardziej rozbudowana część I to „Charakterystyka nastrojów”, wśród których znajdujemy m.in. „Nastroje na tle szkolenia oraz innych ważnych przedsięwzięć” (ust. 1) oraz „Stosunek środowisk wojskowych do najważniejszych wydarzeń w kraju i na arenie międzynarodowej” (ust. 5). Część II jest bardziej ogólna: „Wnioski w sprawach wymagających wyjaśnienia w komórkach organizacyjnych Ministerstwa Obrony Narodowej”, a całość powinien autoryzować swoim podpisem dowódca. Oczywiście nie widzimy niczego zdrożnego w fakcie, że władze MON zbierają tego rodzaju informacje. Zakładamy bowiem, że
służą one podnoszeniu komfortu psychicznego żołnierzy, a przecież wszystkim nam zależy, aby wiodło im się jak najlepiej. Czego się zatem czepiamy? Otóż zastanawiające jest to, w oparciu o jakie dane kapelan wypełnia
swoje druczki, skoro jedynym instrumentem służącym mu do zbierania szczegółowych informacji o nastrojach jest spowiedź… A w ogóle po jaką cholerę to robi, skoro nie jest – wedle naszej wiedzy – do składania donosów zobowiązany. I jeszcze jedno: – Do nas z pewnością nie wpływają sprawozdania o nastrojach wypisywane ręką kapelanów. Myślę, że mogłyby one ewentualnie interesować kurię Ordynariatu Polowego – powiedział nam jeden z kompetentnych oficerów ministerstwa spraw wojennych. Z tego wszystkiego wynika, że albo ks. kmdr por. Maliszewski pełni jakąś tajną misję w dowództwie NATO i wypełnia kwity dla specjalnej „komórki organizacyjnej” MON-u, albo (niczym oficer polityczny za czasów komuny) wyręcza w obowiązkach szefa PPW, który odwdzięcza mu się później peanami o „wspaniałej pracy duszpasterskiej” i przymyka oko na przekręty finansowe. Jest też trzecia ewentualność: facet składa raporty swojemu biskupowi polowemu, a mając gotowe formularze, nie musi się silić na oryginalność. I właśnie ta odpowiedź wydaje nam się najbardziej prawdopodobna. W końcu skądś bierze się opinia, że Watykan ma najlepszy wywiad na świecie. Podpowiadamy więc polskim żołnierzom: zastanówcie się głęboko, czy podczas spowiedzi zwierzać się ze wszystkich grzechów… ANNA TARCZYŃSKA
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
BIAŁE KOŁNIERZYKI
9
VA BANQUE (2), CZYLI...
Zygmunt mówi bankowy Są różne sposoby na dobranie się do cudzych oszczędności. Ci, którym bardzo się spieszy, zakładają kominiarkę. Nieco cwańsi kombinują z głośnym ostatnio tzw. systemem argentyńskim. A cwaniacy, którym się spieszy? Ci po prostu przejmują bank! Opisaliśmy w ubiegłym tygodniu („Va banque” – „FiM” 46/2004), jak Zygmunt Solorz (trzeci w rankingu najbogatszych Polaków z majątkiem ocenianym na 2,8 mld zł) przejął na początku 2000 r. kontrolę nad Invest-Bankiem, najbardziej smakowitym kąskiem nieistniejącego już systemu Auto-Kredyt Polska. Przypomnijmy, że w efekcie niedotrzymania przez właściciela Telewizji Polsat umów warunkujących dopuszczenie go do tego interesu, upadł Bank Staropolski, ściśle związany z Invest-Bankiem, a 40 tys. najbardziej poszkodowanych do dzisiaj walczy o stracone oszczędności. Zgodnie z zapowiedzią odsłaniamy kulisy dalszych poczynań miliardera oraz ujawniamy opisujące je poufne dokumenty Komisji Nadzoru Bankowego (KNB), do których udało nam się dotrzeć. Otóż w październiku 2001 r., po 20 miesiącach od obsadzenia banku ludźmi Solorza, szef KNB Leszek Balcerowicz charakteryzował sytuację – a zwłaszcza „transakcje Invest-Banku z podmiotami powiązanymi” – następująco: „Wyniki badań wskazują, że działalność Banku we wskazanym obszarze prowadzona jest z nadmiernym ryzykiem, co stanowi zagrożenie bezpieczeństwa środków pieniężnych zgromadzonych na rachunkach” (cyt. z pisma oznaczonego sygn. NB-BASB-V-520-619/01). Po upływie 2 miesięcy Balcerowicz znowu alarmował: „Z prowadzonych analiz sytuacji Banku wynika, iż jego rentowność systematycznie spada i obecnie zjawisko to nasiliło się w stopniu zagrażającym bezpieczeństwu środków zgromadzonych na rachunkach bankowych”. Podkreślił, że „Główny akcjonariusz Banku Pan Zygmunt Solorz-Żak” zapłacił za swoje akcje zaledwie 25 proc. ich wartości i „(…) od dłuższego czasu nie dokonuje dopłaty do kapitału zakładowego” (NB-BASB-V-522-719/01).
Chodzi o to, że przez półtora roku nikt z zarządu banku obsadzonego przez ludzi pana Zygmunta nie przypomniał patronowi o zaległych 37,5 mln zł, które powinien uiścić za posiadanie akcji umożliwiających mu sprawowanie kontroli nad Invest-Bankiem. Straty oblicza teraz Prokuratura Okręgowa w Poznaniu, prowadząca śledztwo (sygn. akt V Ds. 33/02) w sprawie „(…) działania na szkodę banku przez członków Walnego Zgromadzenia oraz Zarządu, w następstwie nieokreślenia terminu płatności kwoty 50 mln zł z tytułu nabytych przez Zygmunta Solorza-Żaka akcji serii »T« uprzywilejowanych co do głosu (…)”. No cóż, czas pokazał, że pan Zygmunt nie po to przejmował bank (jest w nim teraz przewodniczącym rady nadzorczej), żeby za niego zapłacić, ale po to, by wybrańcy mogli pełnymi garściami korzystać z oszczędności deponentów. Bank ledwie dyszał, ale: l zainwestował 7,8 mln zł w udziały Rodzinnego Towarzystwa Finan-
zajmujących stanowiska kierownicze. Zdaniem KNB, „całość zaangażowania Bank sklasyfikował do należności wątpliwych”; l pożyczył 34,5 tys. USD Mirosławowi Błaszczykowi, członkowi rady nadzorczej banku, a w Polsacie sprawującego funkcję dyrektora Biura Zarządu oraz prokurenta; l dał 10 mln zł kredytu „na sfinansowanie bieżącej działalności oraz uruchomienie 30 aptek” spółce P.F. Apexim, której współwłaścicielami byli Solorz oraz Heronim Ruta (aktualnie wiceprzewodniczący Rady Nadzorczej Invest-Banku oraz członek RN Polsatu); l wykosztował się na 49,4 mln zł dla pana Heronima, z czego 23 mln zł stanowił dług za oddanie mu (z odroczonym na rok terminem
sowego Invest Kredyt, w którego radzie nadzorczej znaleźli się członkowie zarządu banku. Udzielono RTF 400 tys. zł kredytu, choć – jak oceniła KNB – „spółka nie posiada zdolności kredytowych, przedłożony program naprawczy nie daje gwarancji ich uzyskania”; l wniósł 7,3 mln zł do spółki Invest Club. W jej trzyosobowej radzie nadzorczej znalazł się wiceprezes zarządu banku oraz dwóch pracowników
płatności) 94 proc. udziałów w Wielkopolskich Zakładach Farmaceutycznych „Bio-Win”, wybudowanych kosztem 65,2 mln zł (sprawę różnicy cen bada Prokuratura Okręgowa w Poznaniu). Zaufany człowiek Solorza otrzymywał też kredyty (w sumie – 3,48 mln zł), które KNB oceniła tak: „Sytuacja dłużnika wskazuje, że oba kredyty winny być sklasyfikowane do należności straconych”;
Ale najlepszy numer zrobił Solorz z kupnem i dokończeniem budowy biurowca Polsatu przy ul. Ostrobramskiej w Warszawie… Założył w tym celu (31 maja 2001 roku) spółkę Inwestycje Polskie z kapitałem zakładowym 720 tys. zł. Miał w niej 85 proc. udziałów, a pozostałe 15 proc. objął Ruta. W październiku 2001 r. spółka miała już załatwione w Invest-Banku 55 mln zł kredytu, choć Balcerowicz ostrzegał, że podjęta przez zarząd decyzja narusza m.in. art. 79 Prawa bankowego. („Suma kredytów […] udzielonych członkom organów i osobom zajmującym kierownicze stanowiska w banku nie może przekroczyć 10 proc. sumy funduszy podstawowych banku” – czytamy w przywołanym punkcie ustawy). 55 „bamboli” nie zaspokajało apetytu Solorza, więc w marcu 2002 r. Inwestycje Polskie wydzierżawiły Invest-Bankowi za 52,1 mln zł część pomieszczeń w niewykończonym jeszcze budynku Polsatu przy ul. Ostrobramskiej (patrz skan). Bank był na tyle grzeczny, że całą należność za dziesięcioletnią dzierżawę zapłacił „z góry”, dorzucając też kilkumilionową kaucję na wypadek, gdyby Solorz z Invest-Banku porysował ściany w budynku Solorzowego Polsatu, administrowanym przez Solorza z Inwestycji Polskich. Chapeau bas! – ten facet ma naprawdę talent do robienia pieniędzy. Wróćmy jeszcze na chwilę do opisywanego przez nas w „Va banque” Zespołu Stowarzyszeń Poszkodowanych przez Zygmunta Solorza-Żaka. Jak się dowiadujemy, w lutym 2004 r. delegacja Zespołu została
zaproszona do siedziby Polsatu, gdzie Solorz złożył im propozycję... – Powiedział, że rozważa wykupienie naszych roszczeń wobec Banku Staropolskiego (prawie 160 mln zł – dop. A.T.) za 50 procent ich wartości, ale tylko jako osoba prywatna, co podkreślał wielokrotnie. Kilku delegatów już miękło, nie rozumiejąc zasadzki – mówi jeden z uczestników spotkania. Na czym polegała pułapka? – Wystarczyło wymusić później na Zarządzie Invest-Banku decyzję kupna Staropolskiego w upadłości. „Prywatny” Solorz byłby wtedy jedynym uprawnionym do roszczeń i w dodatku pełnych 160 milionów plus około 50 milionów odsetek. Wziąłby tę kasę z Invest-Banku jak swoją – tłumaczy nasz informator. A jaka jest sytuacja z opisywanym przez nas wekslem (patrz skan), wciąż jeszcze przetrzymywanym przez Prokuraturę Okręgową w Warszawie, która w ten sposób stawia się w bardzo dziwnym świetle? Mamy złą wiadomość dla pana Zygmunta. Ten kwit na 3,5 mln zł przekazany Zespołowi Stowarzyszeń, będący jednocześnie balonem próbnym kolejnych kwitów (do łącznej kwoty 500 mln zł!), jest – niestety – prawdziwy. Co więcej: wystawiony lege artis, czego dowodzą konkluzje umorzonego śledztwa prowadzonego już przez prokuraturę Warszawa Praga-Południe i „przyklepanego” 28 września 2004 r. prawomocnym postanowieniem Sądu Rejonowego dla Warszawy Pragi (sygn. akt III Kp1265/04). Prędzej czy później poszkodowani dostaną weksel z powrotem i zgłoszą się do kasy… ANNA TARCZYŃSKA
10
WIERZENIA KOCHLIWE I CNOTLIWE
Są religie, w których do spraw erotyki i małżeństwa podchodzi się odmiennie niż w katolicyzmie. Erotyzm. Byłem w urokliwym mieście Mathura (pn. Indie), gdzie – według podań hinduizmu – 3500 lat temu narodził się Kryszna. Polskim wyznawcom tego boga warto przypomnieć, że za objaw boskości uważane są m.in. jego niebywałe erotyczne moce. Podobno potrafił równocześnie zaspokoić 16 108 swoich żon i kilka tysięcy kochanek (z każdą z tych pierwszych miał po 10 dzieci). Badaczy erotyzmu za-
Podobnie jest w sąsiednim Nepalu. Chcąc dojść do świątyni Pshupatinath Temple (dolina Katmandu), należy przebyć aleję 80 kaplic fallusów (2- i 3-metrowej wysokości), a niektóre z nich tkwią w joni (wagina). W samym Katmandu (stolica Nepalu) na podcieniach świątyni Maju Devi można zobaczyć niebywałe erotyki – „najskromniejszy” z nich przedstawia kobietę, która
dopuszcza się poligamię, czyli posiadanie przez niego kilku żon. Nie ma też problemów z rozwodem. Nie chcesz dalej być z partnerką? Wystarczy, że dasz jej thojal (symboliczną finansową odprawę), a będziesz wolny. Dla niezamężnej kobiety nie jest hańbą mieć themba (nieślubne dziecko). Jeśli nie wyjdzie za mąż, dzieckiem będzie opiekowała się cała rodzina, a prawdziwy lub domniemany ojciec (często ustalany na zasadzie: orzeł czy reszka?) musi tylko uiścić odpowiednią kwotę. Ten stan rzeczy w imię wyższej konieczności – w imię zachowania ludzkiego gatunku – akceptuje tamtejsza religia (zlepek hinduizmu i buddyzmu).
Jedzenie i picie. W Katmandu uczestniczyłem w październikowym święcie Doisan. Miasto to staje się wówczas jedną wielką rzeźnią. Tubylcy schodzą z gór ze swym inwentarzem hodowanym przez cały rok, aby przy świątyni Taleju kapłan fachowo obciął głowy zwierząt (obowiązkowo jednym cięciem maczety, a więc humanitarnie). Piętrzą się więc stosy głów, a krew płynie odkrytymi rynsztokami. Dzięki temu zwyczajowi, który przerodził się w religijny nakaz, mieszkańcy Nepalu – skazani na tradycyjne niskokaloryczne jadło – spożywają niezbędne dla ich organizmów mięso. W hinduizmie Indii podobnej
Religie niesłuszne chęcam, aby udali się następnie do Khajuraho (też pn. Indie). Znajduje się tam zespół świątyń wzniesionych w latach 950–1050 n.e. Rzeźby na nich często przedstawiają ludzi w najrozmaitszych seksualnych układach. W Indiach rozpowszechniony jest kult lingi (fallus). Istnieją świątynie huinduistyczne, gdzie do tego atrybutu męskości wyniesionego na ołtarze kobiety modlą się o potomstwo, a wznosząc modły, całują go. Jego mniejsze wersje noszone są na co dzień w charakterze amuletów i jako ozdoby.
w każdej ręce trzyma lingę innego mężczyzny. Małżeństwo. Trudne warunki bytowe, w jakich żyją himalajskie ludy, sprawiają, że umiera tam aż 20 procent nowo narodzonych dzieci. Aby przetrwać, niektóre grupy etniczne przekształciły swoją obyczajowość w kierunku umożliwiającym wzmożoną prokreację. Dopuszczalna stała się poliandria, tj. posiadanie przez jedną kobietę wielu mężów. Zazwyczaj zostają nimi dwaj bracia, z których każdy z osobna nie byłby w stanie utrzymać rodziny. Jeśli zaś mężczyzna jest bogaty,
genezy należy się doszukiwać w zakazie spożywania wyskokowych trunków. Prohibicja stała się koniecznością dla jego wyznawców, którzy tradycyjnie prowadzą wegetariański tryb życia i przebywają w ciepłym klimacie (podobne motywy prohibicji znajdujemy w islamie). Nakazy, zakazy (dogmaty) poszczególnych religii zależą zatem m.in. od punktu widzenia i przetransformowania na ich grunt lokalnych uwarunkowań czy potrzeb. W takim świetle pryska mit, że któraś z religii może być jedynie słuszna i niezbędna dla całej ludzkości. J. RABE Fot. Autor
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
11
Amisze Dla nich czas zatrzymał się czterysta lat temu. Negację wszelkiego postępu doprowadzili do absurdu. Żyją w hermetycznie zamkniętych enklawach, noszą stroje sprzed stuleci, a między sobą porozumiewają się w starogermańskim dialekcie. Religia nakazuje im żyć bez prądu, samochodów, telefonów i innych wynalazków oraz uprawiać ziemię sierpem i motyką. Nie posyłają dzieci do szkół publicznych, nie uznają instytucji banków ani ubezpieczeń społecznych. Ściśle przestrzegają zasady zawierania małżeństw w obrębie wspólnoty. Za podstawę wiary służy im Biblia – interpretowana bardzo dosłownie. Amisze są chrześcijanami. To niezależne, konserwatywne ugrupowanie wywodzące się ze szwajcarskiego anabaptyzmu, które dla ochrony swej tożsamości religijnej rygorystycznie odizolowało się od wpływów świata zewnętrznego. Powstali w wyniku rozłamu dokonanego wewnątrz mennonitów przez Jakoba Ammanna z Erlenbach w 1693 roku. Przyczyną schizmy był kategoryczny sprzeciw Ammanna wobec jakichkolwiek prób dostosowania tradycji do nowoczesności. Aby zapobiec im w przyszłości, wszelkie sfery życia, od pracy i rodziny począwszy, a na sposobie ubierania się i wyglądu skończywszy, uregulował przepisami religijnymi, grożąc wydaleniem z Kościoła niezdyscyplinowanych wiernych. W Szwajcarii, Niemczech, Holandii i Rosji amisze z trudem zdołali przetrwać do XIX wieku. W Ameryce Północnej, gdzie mogli osiedlić się z dala od miast i wsi, żyją sobie spokojnie do dziś. Przybyli tam z Europy w latach dwudziestych XVIII wieku, uciekając przed prześladowaniami religijnymi. Obecnie w USA mieszka ponad 100 tysięcy amiszów – głównie w hrabstwie Lancaster w Pensylwanii oraz w hrabstwie Holmes w Ohio. Spotkać ich można również w stanach Iowa, Michigan, Nowy Jork oraz w prowincji Ontario w Kanadzie. Każda osada amiszów tworzy odrębną i samowystarczalną wspólnotę. Wiernymi spadkobiercami radykalizmu Ammanna pozostali już jednak
tylko amisze starego zakonu, którzy trwają przy holenderskiej, szwajcarskiej bądź niemieckiej tradycji swoich przodków, uznawszy techniczne i społeczne zdobycze współczesności za zagrożenie dla wyznawanej religii. Nie interesują się polityką, nie biorą udziału w wyborach, odmawiają służby w armii, płacą jedynie podatki. Żyją na niewielkich rodzinnych farmach w drewnianych, nieogrzewanych i nieoświetlanych domach (jedynie w kuchni wolno używać lampy naftowej), bez zbędnych dekoracji na zewnątrz i wewnątrz (np. nie używają zasłon w oknach). Uprawiają ziemię wyłącznie przy użyciu siły zwierząt. Za jedyny środek lokomocji służy im niewielki powóz zaprzężony w jednego konia. Kontakty ze światem zewnętrznym uważają za zbędne. Twierdzą, że prawdziwy chrześcijanin powinien oddzielić się od świata, w którym tkwi zło. Nikogo nie nawracają, wierzą w predestynację. Jeśli Bóg kogoś wybrał, to urodził się on amiszem, bo tylko to wyznanie daje możliwość zbawienia. Nie budują kaplic ani kościołów, wszelkie praktyki odbywają się w domach. Życiem gminy kierują: biskup, kaznodzieje i diakon – wybierani spośród świeckich. Nie przywiązują wagi do wykształcenia. Ich szkoły mają osiem klas i uczą angielskiego, prowadzenia gospodarstwa oraz przygotowują do ról ojca i matki. Dalsze kształcenie uchodzi za grzech i jest zakazane. Amisza, który odchodzi ze wspólnoty lub nie stosuje się do jej reguł, uważa się za zdrajcę, skazuje na wykluczenie i banicję (nawet rodzicom zakazuje się utrzymywania z nim kontaktów). Wiernych obowiązuje przestrzeganie szeregu niepisanych zakazów i nakazów, drobiazgowo określających codzienne życie i ustalony podział ról w wielodzietnych rodzinach (minimum pięcioro dzieci). Mężczyźni noszą
czarne spodnie na szelkach, niebieskie lub białe koszule, długie czarne surduty i czarne kapelusze z szerokimi rondami. Ochrzczony mężczyzna (chrzest przyjmuje się w wieku 18 lat) ma obowiązek nosić brodę. Kobiety ubierają się w ciemnobrązowe suknie – bez błyskotek, ozdobnych wykończeń czy błyszczących materiałów – a do tego jasne czepki i szale. Zabronione są kolory jaskrawe: czerwony, pomarańczowy, żółty i różowy. Niedopuszczalne są swetry, spodnie prasowane na kant, paski, zamki błyskawiczne czy guziki. Ubrania zapinać wolno tylko na drewniane haczyki. I tak żyją amisze – zupełnie odizolowani od współczesnego świata. AK
Najnowszy, oryginalny preparat VIAGRIN powoduje wzrost popêdu p³ciowego, poprawia i utrzymuje siln¹ erekcjê przez kilka godzin. Bez przeciwwskazañ i skutków ubocznych. Ulotka o preparacie w jêz. polskim.
12
Noe z Arizony M
iliony turystów odwiedzających Wielki Kanion rzeki Kolorado w Arizonie zaglądają do położonej na jego terenie księgarni i przecierają oczy ze zdumienia. Znajdują tam kuriozalną książkę. „Wielki Kanion – inne spojrzenie”. Na dzieło to składają się zdjęcia przeplatane cytatami z Biblii oraz ich interpretacja. Autor tych rewelacji – Tom Vail – utrzymuje, że kanion jest dziełem Boga powstałym podczas 6-dniowej akcji ziemiotwórczej Stwórcy. Vail precyzuje, że park narodowy jest rezultatem potopu, który został spuszczony z niebios na ludzi, aby ich ukarać za nikczemność, i uratować jedynie Noego w arce oraz jego pokładowe zoo. Geologia kanionu dowodzi tego ponad wszelką wątpliwość – twierdzi Vail. Nie byłoby żadnego problemu, bo w Stanach oferuje się bardziej niepoczytalne książki, teorie i dowody przedstawiane jako niepodważalnie prawdziwe. Tak się jednak składa, że dzieło twierdzące, iż Wielki Kanion powstał 6 tys. lat temu w rezultacie potopu, znajduje się na terenie należącym, jako park
narodowy, do rządu federalnego i uprawianie agitacji religijnej jest tu konstytucyjnie zabronione. W grudniu ub.r., siedem organizacji geologów i paleontologów, upierających się, że Ziemia i kanion powstały kilka miliardów lat temu, wystosowało do departamentu spraw wewnętrznych USA (zajmuje się on przyrodą, nie policją) listy z protestami, domagając się usunięcia bredni. Czas płynie, a książka nadal wyleguje się na półkach księgarni. Departament indagowany o przyczyny tego stanu rzeczy odpowiada, że postępowanie wyjaśniające jest w toku. Wiadomo oczywiście, dlaczego – przecież rządzący Ameryką przez 4 minione lata prawicowcy, z Bushem II na czele, są tego samego zdania, co Tom Vail, bo gorąco wierzą w dosłowną interpretację Biblii. TN
Kościół się kaja A
rcybiskup Dublina Diarmuid Martin ze smutkiem poinformował wiernych, że „niestety, pełne rozmiary skandalu przemocy seksualnej kleru w Irlandii nie są jeszcze znane”. Arcybiskup oświadczył również, że przyjmuje do wiadomości „szczery niepokój wielu związany z tym, że Kościół jest stale zaangażowany w walkę o wpływy, że myśli głównie o swych biznesowych interesach”. Hierarcha zauważył także, iż „księża potrafią być wyjątkowo aroganccy, władczy i egoistyczni. Taki typ „twardziela” jest wciąż popularny wśród kleru i stawiany za wzór młodym księżom”. Szacuje się, że w Irlandii wiele tysięcy mężczyzn i kobiet nie zgłosiło jeszcze, że padło w dzieciństwie ofiarą przestępstw seksualnych. Państwo jak dotąd nie uczyniło nic, by zadbać o potrzeby zdrowotne i socjalne ofiar pedofilii. Jak dotąd,
rachunek za odszkodowania dla ofiar przestępstw seksualnych, które miały miejsce w sierocińcach i domach poprawczych prowadzonych na zlecenie państwa przez zakony katolickie, wynosi 829 mln euro. Dotychczas rozpatrzono mniej niż połowę skarg. W roku 2002 rząd zawarł umowę z zakonami katolickimi, które miały wypłacić mu 128 mln euro z tytułu swej odpowiedzialności za przestępstwa, a rząd miał zapłacić odszkodowania ofiarom. Rząd nie miał wówczas pojęcia, że kwota odszkodowań urośnie do tak astronomicznych rozmiarów. Kościół zapłacił bardzo niewielką część kwoty: resztę będą musieli pokryć irlandzcy podatnicy. TW
Można grzeszyć! K
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
ZE ŚWIATA
ościół wpadł w panikę. Okazało się, że obrzydzane i zwalczane przez niego tabletki antykoncepcyjne są bezpieczne dla zdrowia.
Na zjeździe Amerykańskiego Towarzystwa Medycyny Reprodukcyjnej zaprezentowano wyniki najnowszego programu badań dotyczącego tabletek antykoncepcyjnych. I co się okazuje? Kobiety stosujące tabletki mają zaskakująco niższy poziom schorzeń układu krążenia i udarów mózgu. Także zwiększone ryzyko raka piersi, którym straszono „grzeszniczki”, okazało się nieprawdziwe. Środki antykoncepcyjne są bezpieczne – zapewnia raport, w ramach którego przebadano 162 tys. kobiet.
Wyniki są o tyle znaczące, że wcześniejsze badania sugerowały podwyższone ryzyko chorób serca i zwiększone zagrożenie nowotworowe. Teraz się okazało, że stosowanie doustnych środków antykoncepcyjnych redukuje schorzenia serca o 8 proc. i zagrożenie nowotworowe o 7 proc. Panie biorące tabletki antykoncepcyjne przez 4 lata lub więcej – zmniejszają ryzyko raka jajników aż o 42 proc. i o 30 proc. zagrożenie nowotworem macicy! Tabletki bierze 16 mln Amerykanek. Ile jest wśród nich kochanek księży? Nie wiadomo. JF
A
gresja na Irak, którą wszczęto pod hasłem obrony świata przed megazbrodniami Husajna, wpisuje się w historię podobnych poczynań, tyle że amerykańskich i angielskich. Uwagę na ten wymowny kontekst zwraca na łamach brytyjskiego dziennika „The Guardian” Mark Curtis, autor wydanej właśnie książki „Tajemnice łamania praw człowieka przez Brytyjczyków”. Atak na Irak do złudzenia przypomina inne eskapady kolonialne, podejmowane pod różnymi szlachetnymi pretekstami, ale cel zawsze był ten sam – ochrona imperialnych interesów. Curtis podaje między innymi przykłady z kresu brytyjskiej eksterminacji Kenii w latach 50. ubiegłego wieku. Oficjalnie Brytyjczycy zwalczali „terrorystów”, ale prawdziwym celem interwencji było zdławienie powstania przeciw rządom kolonialnym. Podczas kampanii Mau-Mau Anglicy zabili 10 tys. Kenijczyków, a sami stracili 600 ludzi. Oficjalnie trąbiło się o okrucieństwach „terrorystów”, jednak najgorszych aktów bestialstwa dopuszczali się sami okupanci, a szczególnie policja kolonialna. Powstańcom obcinano uszy, niektórzy byli chłostani aż do zgonu, oblewani parafiną i podpalani. Za każdego zabitego wypłacano 5-funtowe nagrody. Znaczne obszary kwalifikowano jako „rejony wolnego ognia” i do każdego Murzyna w polu widzenia strzelano bez uprzedzenia. Władze brytyjskie nigdy się nie przyznały, że w ten sposób tłumiły powszechne powstanie wolnościowe. Podobnie było w latach 50. ubiegłego wieku na Półwyspie Malajskim, gdzie Anglicy zdławili lewicowe powstanie, cieszące się poparciem mieszkańców. Tam także powstańców
nazywano terrorystami, a za udzielanie im pomocy stosowano zbiorowe karanie całych wiosek. Dziesiątki tysięcy ludzi przesiedlano do obozów i zmuszano do niewolniczej pracy. Żołnierze fotografowali się z obciętymi głowami powstańców jak myśliwi z trofeami. Powstanie stłumiono przy użyciu miażdżącej przewagi mi-
podczas wojny wietnamskiej. Zarówno Waszyngton, jak i Londyn zawsze sprzeciwiały się demokratycznym przemianom na Dalekim Wschodzie, stojąc na stanowisku, że najważniejszy jest porządek. Podobnie jak obecnie Blair wobec Busha, tak wówczas premier Harold Wilson dawał do zrozumienia, że usiłuje mitygować Amerykanów. Jednak zarówno wówczas, jak i dziś Wielka Brytania okazywała wobec nich pełną lojalność i solidarność. Kiedy Johnson podwoił liczbę wojska w Wietnamie, Wilson wyraził przekonanie, że leży to w interesie „pokoju i stabilizacji”. Obaj przywódcy ręka w rękę współpracowali w zakresie oszukiwania opinii publicznej. Wilson oficjalnie odżegnywał się od dywanowych bombardowań, ale prywatnie nie zgłaszał żadnych obiekcji, a swe oświadczenia dawał wcześniej Amerykanom do cenzury. Odtajnione ostatnio dokumenty wskazują, że w roku 1962 Anglicy wysłali oddziały komandosów SAS do Wietnamu. W tajemnicy dostarczali także broń, a ich wywiad pomagał Amerykanom we wskazywaniu celów do bombardowania. Mogli też oni liczyć na wsparcie logistyczne i strategiczne Brytyjczyków – na przykład przy tworzeniu tzw. strategicznych wiosek, które tak naprawdę były obozami koncentracyjnymi. Także teraz – podobnie jak w poprzednich podbojach Wielkiej Brytanii i USA – przeciwników traktuje się jak podludzi i nikt nie przejmuje się cywilnymi ofiarami po drugiej stronie. JOHN FREEMAN
Stara szkoła litarnej i bombardowań. Oficjalnie powodem interwencji było stawianie czoła komunizmowi. W poufnej korespondencji ministerstwo spraw zagranicznych pisało, że chodzi o „ochronę przemysłu kauczukowego” zdominowanego przez brytyjskie i inne europejskie koncerny. W roku 1957 brytyjskie oddziały interwencyjne pojawiły się w Omanie, by zgnieść powstanie przeciw represyjnemu reżimowi tamtejszego sułtana. Bardzo dbano, by dziennikarze i zagraniczni świadkowie nie widzieli scen zabijania Arabów: dowództwo angielskie wydało w tej sprawie specjalną instrukcję. Było to konieczne, bo w Omanie Brytyjczycy dopuścili się licznych zbrodni wojennych. Systematycznie bombardowano wioski, niszczono zasiewy i źródła wody pitnej. Miało to uświadomić ludności bezcelowość oporu. Premier Macmillan listownie przekonywał prezydenta Kennedy’ego, że „sułtan jest oddanym przyjacielem Zachodu i robi co może dla swego społeczeństwa”. Sojusz amerykańsko-brytyjski, taki jak w Iraku, cementował się
Wierni, ale nie bierni Skandal pedofilii wśród kleru spowodował zmianę w stosunkach między katolikami w USA i hierarchią ich Kościoła – to konkluzja pierwszego całościowego studium prowadzonego w kraju przez badaczy z Catholic University of America oraz Purdue University. Czterech na pięciu katolików wyznaje, że czuje zakłopotanie i wstyd, 75 proc. sądzi, że postawa biskupów (ukrywanie winnych, zmuszanie ofiar do milczenia i tuszowanie afer) jest nawet większym problemem niż sama pedofilia. 86 proc. wiernych uważa, że skandal jest najpoważniejszym problemem dzisiejszego Kościoła. Jednocześnie jednak amerykańscy katolicy nie tracą wiary w swą instytucję wyznaniową. 70 proc. twierdzi, że nie rzuciłoby Kościoła, ale domaga się zmian, na przykład możliwości wypowiadania się w sprawie obsadzania stanowisk i wszystkiego, co się w Kościele dzieje. Żąda też większej otwartości. Zaledwie 25 proc. katolików uważa, że wierny musi przestrzegać wytycznych nauczania kościelnego,
nawet jeśli się z nimi nie zgadza. 69 proc. sądzi, że należy robić to, co się myśli i co dyktuje sumienie, nawet jeśli nie jest to zgodne z doktryną katolicyzmu. John Davidson, socjolog z Pardue University, mówi: „Katolicy nie budzą się rano, zastanawiając się, jakie zdanie ma na to czy na tamto biskup. Starają się myśleć sami”. Również w Australii na Edith Cowan University przeprowadzono badania na temat stosunku wiernych do Kościołów – głównie katolickiego
i anglikańskiego. Okazuje się, że od czasu poprzedniego studium w roku 1998 wzrosło zaufanie publiczne do niemal wszystkich instytucji, w tym rządu, prawa, służby zdrowia, szkolnictwa, policji, ale spadło w stosunku do religii. Miały na to niewątpliwie wpływ skandale przemocy seksualnej, które ciągle są odkrywane w Kościołach anglikańskim i katolickim. Mówi się o nadużyciach władzy, zatajaniu afer, degrengoladzie moralnej kleru. – Wielu ludzi uważa, że Kościoły służą przede wszystkim swoim własnym interesom, nie zaś zbawieniu czy interesom wiernych – mówi dr Philip Hughes, odpowiedzialny za raport. PZ
Msza i zdrowie Biskup Vermont, Kenneth Angell, wezwał wiernych, by powstrzymali się od tradycyjnego w USA kończenia mszy przekazywaniem sobie znaku pokoju przez podawanie rąk. Doradza też tymczasową rezygnację ze zwyczaju picia wina mszalnego ze wspólnego kielicha. Bp Angell nie usiłuje wzbudzić
rebelii, pragnie jedynie zmniejszyć ryzyko złapania grypy, bo w Ameryce zabrakło szczepionek przeciw temu schorzeniu, a komplikacje wywołane przez chorobę mogą być śmiertelne. Niestety, żaden inny biskup w USA nie poszedł w ślady Angella – tradycja okazała się ważniejsza niż bezpieczeństwo wiernych. TN
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
ZE ŚWIATA
Kapitał wyborczy Busha Nikt na razie głośno nie kwestionuje rezultatów wyborów w USA. Nie ma dowodów, że zostały sfałszowane. Ale jest sporo poszlak... W okresie przedwyborczym odnotowywano postępujące zmniejszanie się dystansu, jaki dzielił w kluczowych stanach (Floryda i Ohio) Johna Kerry’ego i George’a Busha. Wieczorem w dniu wyborów ostatnie sondaże pokazywały, że Kerry ma 3-procentową przewagę na Florydzie i 4-procentową w Ohio. Kilka godzin później okazało się, że wygrał Bush. Oczywiście sondaże nie zawsze są idealnie precyzyjne. Ale warto przytoczyć pewną historię opisaną przez Andrew Gumbela w brytyjskim dzienniku „Independent”. Podczas liczenia głosów w niedawnej lokalnej elekcji w powiecie Riverside w Kalifornii pretendent starający się wygrać z kandydatem walczącym o utrzymanie się na stanowisku niespodziewanie wysunął się na prowadzenie. Liczenie wstrzymano. W lokalu pojawili się pracownicy firmy produkującej elektroniczne maszyny do głosowania. Przez chwilę wystukiwali jakieś komendy na klawiaturze. Gdy liczenie wznowiono, na czoło natychmiast wysunął się Bush i wygrał wybory. Żadnych komentarzy nie było. Maszyny do głosowania produkuje firma Diebolt Inc., która popiera i finansuje republikanów... Jej szef, Walden O’Dell, zapraszając Busha na konferencję ze sponsorami, napisał bez ogródek: „Zobowiązuję się pomóc, by Ohio oddało swe głosy elektorskie na prezydenta Busha”.
Znaczna część wyborców na Florydzie głosowała na maszynach elektronicznych. Mimo jednoznacznych opinii ekspertów komputerowych twierdzących, że maszyny są zawodne i łatwo przeprogramować wyniki wyborów, firma nie zgodziła się na inspekcję software przez obiektywnych profesjonalistów. Brat prezydenta, gubernator Florydy Jeb Bush, uparcie odmawiał wprowadzenia innowacji, aby wynik elektroniczny wyborca otrzymywał na papierowym wydruku. – Mam pełne zaufanie do maszyn – oświadczył gubernator. Wyborcy w całym kraju złożyli 1100 skarg na działanie maszyn elektronicznych. W sześciu stanach skarżono się – zwłaszcza demokraci na Florydzie – że mimo naciśnięcia klawisza przy nazwisku Kerry maszyna wyświetlała, że głos został oddany na Busha. Czasem próby korekty pomyłki dawały rezultaty dopiero za dziesiątym razem! Na 175 tysiącach takich maszyn głosowało 2 listopada 40 mln Amerykanów. – Co najbardziej niepokoi uczonych, to fakt, że problemy z maszynami elektronicznymi są niemożliwe do wychwycenia, więc opinia, że nie dostrzeżono poważnych problemów, o niczym nie świadczy – twierdzi David Jefferson, ekspert komputerowy z Lawrence Livermore National Laboratory w Kalifornii. – Najbardziej się boję, że ktoś mógł tak zaprogramować maszyny, żeby dawały złą odpowiedź – mówi Avi Rubin, ekspert komputerowy z John Hopkins University. Jeśli to
się zdarzy (tzn. ktoś zagłosuje na Kerry’ego, a maszyna odda głos na Busha – przyp. aut.), maszyna wciąż będzie pracowała bez zarzutu – po prostu nie będziemy o tym wiedzieć. Naukowcy z najsłynniejszych amerykańskich politechnik (MIT i CalTech) prowadzą obecnie testy kontrolne porównujące liczbę wyborców i liczbę oddanych głosów. Ich wyniki będą dostępne dopiero za miesiąc. Już dziś wiadomo, że w dystrykcie klasy robotniczej w Columbus w Ohio maszyna zarejestrowała ekstra 3893 głosy za Bushem, choć głosowało tylko 800 wyborców. – Mieliśmy problemy z maszynami w Ohio – mówi Heather Gerken, nauczająca prawa elekcyjnego na Harvardzie. Departament Stanu zaprosił do obserwacji wyborów członków Organizacji Bezpieczeństwa i Współpracy w Europie. – Nie pozwolono nam na wejście do lokalów wyborczych – stwierdza Soeren, deputowany do duńskiego parlamentu. Miało to miejsce w Columbus w Ohio. Inna członkini OBWE, Carina Christensen, raportuje nieprawidłowości w Jacksonville (duży, demokratyczny dystrykt). Na monitorujących napuszczono policję. Obserwatorzy stwierdzają, że nie mieli żadnych problemów z demokratami, ale republikanie byli znacznie mniej gościnni. – Nie pozwolono nam wejść do lokalu w Orlando na Florydzie. Wezwano na nas policję – mówi deputowana Christensen. Wizyta obserwatorów wyborów wzbudziła irytację konserwatywnych polityków i komentatorów. PZ
Gdy diabeł mówi dobranoc Po seksskandalu w seminarium duchownym diecezji St. Pölten na austriacki Kościół kat. spadł kolejny kataklizm. Austria żyje nową aferą. O pedofilię podejrzany jest 69-letni ksiądz August Paterno (na zdjęciu), jeden z najbardziej znanych nad Dunajem i wpływowych duchownych, gwiazda audycji radiowych oraz telewizyjnych, a także popularny komentator wydarzeń religijnych. Ot, taki polski Pieronek. Sprawę nagłośnił Michael Chmela, psycholog ze Stowarzyszenia
„Omnibus”, który ujawnił, że wiadomo mu o 10 przypadkach molestowania seksualnego dzieci przez ks. Paterno. Ich późniejszą rehabilitacją zajmowała się także dr Rotraud Perner, psychoanalityk z Wiednia. Jeden z pokrzywdzonych (dziś znany fryzjer) opowiedział tygodnikowi „News” o swojej przygodzie autostopowej z 1978 roku, podczas której duchowny usiłował go onanizować, a wobec stanowczego oporu wysadził chłopaka na autostradzie. Ks. Paterno odrzuca oskarżenia, jednak w rozmowie telefonicznej
B
Radcliffe – że nie udało nam się wychować ich w dojrzałych równorzędnych kontaktach z innymi ludźmi”. W przeszłości seminaria oferowały uproszczone podejście do metod rozwiązywania tego problemu. Klerycy, twierdzi zwierzchnik zakonu, muszą być uczeni „intymności, która jest stosowna i piękna”. PZ
yły światowy zwierzchnik zakonu dominikanów, ojciec Timothy Radcliffe, w wywiadzie dla australijskiego radia oświadczył, że skandal seksualny w Kościele spowodowany został brakami wykształcenia kleru w zakresie dojrzałości seksualnej. „Przemoc seksualna księży często jest spowodowana tym – mówi
Jak dzieci...
13
Darwin na śmietnik! R
ada szkolna miasta Grantsburg w stanie Wisconsin zadekretowała, że w szkołach wprowadzona będzie nauka kreacjonizmu w oparciu o Biblię
Decyzja spowodowała protesty wielu ludzi, którzy nie zakończyli kariery czytelniczej na lekturze Biblii. Najpierw list protestacyjny wystosowało 43 dziekanów uniwersyteckich wydziałów przyrodniczych. Wkrótce dołączyło do nich ponad 300 nauczycieli biologii, a także – co ciekawe – wykładowców religii i teologów. Argumentują, że wprowadzenie do szkół przedmiotu nauczającego, że Pan Bóg stworzył świat w 6 dni, w dodatku kilka tysięcy lat temu, jest marnowaniem czasu, który trzeba wykorzystać na autentyczne nauczanie, marnotrawieniem publicznych pieniędzy i robieniem uczniom wody z mózgu.
Wzmożoną po wyborach prezydenckich aktywność na rzecz przeforsowania kreacjonizmu obserwuje się w różnych rejonach USA. W sądzie federalnym Georgii toczy się przesłuchanie w sprawie ostrzeżenia, które umieszczono na podręczniku biologii nauczającym ewolucji: „Ewolucja to tylko teoria, nie fakt. Dlatego powinna być traktowana z rezerwą, studiowana ostrożnie, z podejściem krytycznym”. Do roku 2002 obowiązywał w Georgii zakaz nauczania ewolucji, ale został sądownie obalony. – Po to, żeby nie ranić uczuć ludzi – wyjaśnił adwokat kreacjonistów. TN
Więcej aborcji za Busha K
iedy cztery lata temu Sąd Najwyższy mianował George’a II Busha prezydentem, liczba aborcji w USA była na najniższym poziomie od 24 lat; w porównaniu z rokiem 1990 skrobanek było mniej o 17,4 proc. Pod prawicowymi, antyaborcyjnymi rządami Busha ten trend zaczął się odwracać – w roku 2002 wykonano o 52 tys. zabiegów przerwania ciąży więcej niż w roku 1990. Dwie trzecie kobiet, które decydowało się na zabieg, twierdziło, że „nie są w stanie utrzymać dziecka”. To całkiem zrozumiała konstatacja: pod rządami republikańskiej prawicy wzrosło bezrobocie i zmniejszyły się dochody pracujących; minimalna stawka godzinowa od 7 lat nie wzrasta choćby na tyle, by dotrzymać kroku inflacji. 50 proc. kobiet, które usuwały płód,
nie miało mężów. Z innych danych wynika, że bezrobotni i mało zarabiający żenią się rzadziej, bo zdają sobie sprawę, iż nie są w stanie utrzymać rodziny. Bywa też, że partnerka odmawia zamążpójścia, obawiając się niezaradności mężczyzny. W czasie pierwszej kadencji Busha (2003 r.) w 16 stanach było o 16 392 małżeństw mniej niż rok wcześniej, a skrobanek – o 7869 więcej. A republikanie nadal mają gęby pełne sloganów o wartościach rodzinnych i świętości życia nienarodzonego. PZ
Ewangelia rewolucyjna J
erry Falwell, jeden z koryfeuszy amerykańskich chrześcijan ewangelicznych (znany m.in. z odkrycia, że atak terrorystów 11 września 2001 r. był karą bożą za tolerowanie homoseksualizmu i aborcji), oświadczył, iż teraz – po wymodleniu drugiej kadencji dla Busha – czas rozpocząć „ewangelicką rewolucję” w USA.
z dziennikarzem Radio-Voralberg przypomniał sobie pewien incydent: – To było prawie 30 lat temu. Byłem młodym księdzem i podczas wycieczki szkolnej zatrzymaliśmy się we wsi Purkersdorf. Spałem w tamtejszym zajeździe w jednym pokoju z moim uczniem – tłumaczył duchowny. – W jednym pokoju czy w jednym łóżku? – dociekał redaktor Günther Platter. – W jednym łóżku, ale podwójnym – podkreślił pleban. Nazajutrz dzieciak oznajmił jednemu z nauczycieli, że za żadne skarby nie spędzi już nocy w sąsiedztwie szkolnego katechety. – Może mi się ręka omskła podczas snu... – skwitował ks. Paterno. ANNA TARCZYŃSKA
Określone przez niego cele obejmują obsadzenie Sądu Najwyższego USA i sądów federalnych konserwatystami religijnymi, konstytucyjne zakazanie ślubów par homoseksualnych oraz wybranie „następnego prezydenta w stylu George’a
Busha w roku 2008”. Powiedział także, że Kerry przegrał wybory w momencie, gdy sąd stanu Massachusetts pozwolił gejom na małżeństwa i kiedy wkrótce potem burmistrz San Francisco Gavin Newsom zaczął ich udzielać. TN
Szkoła na celowniku M
yśliwiec F-16 należący do zbrojnej armady USA otworzył ogień. Jednak nie do Osamy czy terrorystów, ale do budynku szkoły podstawowej Little Egg Harbor w stanie New Jersey. Pociski rozorały asfalt, dach i wbiły się w posadzkę. Na szczęście w szkole przebywał jedynie woźny, któremu udało się ujść z życiem. Jak się okazało, szkoła
pomyliła się pilotowi z celem położonym na poligonie zaledwie kilka kilometrów dalej. Czujności w obronie ojczyzny przed terroryzmem nigdy za wiele. TW
14
CZY CHRYSTUS ŻYŁ NAPRAWDĘ? POLEMIKA SCEPTYKÓW Z WIERZĄCYMI
Jezus – żydowski mit Czy Jezus z Ewangelii istniał naprawdę? A może to tylko mit, jakich wiele w historii religii – ot, choćby taki jak o Heraklesie. Wiadomości na temat Jezusa z Nazaretu dostarczają nam przede wszystkim źródła chrześcijańskie – cztery Ewangelie kanoniczne i – w mniejszym stopniu – pozostałe pisma Nowego Testamentu. Przynoszą one relacje miejscami powtarzające się, a miejscami rozbieżne. Świadectwa pozachrześcijańskie – rzymskie i żydowskie – są tak nieliczne i enigmatyczne, że uzasadnione staje się pytanie, czy opatrzność Boża rzeczywiście nie potrafiła lepiej zatroszczyć się o wszechstronną dokumentację historyczności Jezusa, skoro od wiary w niego zależy przecież, zgodnie z nauką chrześcijańską, życie wieczne każdego człowieka.
Świadectwa rzymskie W dziejopisarstwie rzymskim zachowały się jedynie trzy wzmianki o Jezusie, a ściślej – o wierze w Chrystusa. Wszystkie sporządzono późno, bo na początku II w., są więc raczej odbiciem zasłyszanych opowieści z bardzo dawnej przeszłości i o niczym nie rozstrzygają. Jakby tego było mało, jedna z nich, zamieszczona około 120 r. w „Żywotach cezarów” (Vitae caesarum) Gajusza Swetoniusza Trankwillusa (69–150 r. n.e.), wzbudza poważne kontrowersje, czy autor istotnie miał na uwadze Jezusa. Otóż Swetoniusz powiada, że: „[Klaudiusz] Żydów wypędził z Rzymu za to, że bezustannie wichrzyli podżegani przez Chrestosa”. Chrześcijańscy komentatorzy są pewni, że pisząc o zamieszkach w rzymskiej diasporze żydowskiej w 9 roku panowania Klaudiusza (49/50 r. n.e.), źle poinformowany Swetoniusz nie tylko przekręcił imię Christos na Chrestos, ale myślał też, iż to Chrystus osobiście wywołał ferment. Jednak treść owej wzmianki równie dobrze można przyjąć dosłownie. Według S. Reinacha, był to nieznany bliżej podżegacz żydowski. Imię Chrestos (gr. uczciwy, szlachetny) było bowiem w owym czasie popularne zarówno wśród niewolników, jak i wyzwoleńców. Spośród dokumentów autorów rzymskich bierze się jeszcze pod uwagę dwie inne wzmianki – autorstwa Pliniusza Młodszego i Tacyta. Pliniusz Młodszy (62–113 r.), prokonsul rzymski w Bitynii i Poncie, w liście z roku 112, adresowanym do imperatora Trajana, powiadamiając go o problemach z chrześcijanami, zanotował m.in., że „(…) mieli oni w zwyczaju w określonym dniu o świcie zbierać się i śpiewać na przemian pieśni ku czci Chrystusa jako Boga (…)”. Informację tę otrzymał Pliniusz z ust kilku chrześcijan, których poddano uprzednio torturom. Cała wzmianka jest w sumie bardzo pochlebną opinią o życiu społeczności chrześcijańskiej w Azji Mniejszej, ale
o samym Chrystusie autor listu wspomina ubocznie – jako o Bogu, do którego jego wyznawcy zanosili modlitwy. Można by więc zapytać, jakie znaczenie dla potwierdzenia historyczności Jezusa ma zaczerpnięta od samych chrześcijan informacja, że na początku II w. czcili go już jako Boga... Jedynym liczącym się rzymskim zapisem historycznym na temat ziemskiego Jezusa pozostaje świadectwo historyka Korneliusza Tacyta (55–120 r.). W swoich „Rocznikach” (Annales), gdzie spisał historię Rzymu cesarskiego, wspominając o Neronie i wielkim pożarze Wiecznego Miasta w 64 r., nadmienił, że „(…) podstawił Neron winowajców i dotknął najbardziej wyszukanymi karami tych, których znienawidzono dla ich sromot, a których gmin chrześcijanami się nazywał. Początek tej nazwie dał Chrystus, który za panowania Tyberiusza skazany został na śmierć przez prokuratora Poncjusza Pilatusa, a przytłumiony na razie zgubny zabobon znowu wybuchnął nie tylko w Judei, gdzie się to zło wylęgło, lecz także w stolicy, dokąd wszystko, co potworne lub sromotne, zewsząd napływa i licznych znajduje zwolenników”. W związku z tym tekstem – przypomnijmy, że powstał on około 116 roku, gdy od dawna istniały Ewangelie – najistotniejszy staje się problem, z jakiego źródła korzystał Tacyt. Chrześcijańscy historycy, wskazując na jego rzetelność pisarską, sugerują, że mogły nimi być dokumenty źródłowe, czyli np. Acta Senatus, sprawozdania prokuratorów lub relacje historyka Marcusa Antoniusza Julianusa, uczestnika narady wodzów podczas oblężenia Jerozolimy, którego Józef Flawiusz nazywa prokuratorem Judei. Jednak na poparcie swojej tezy nie mają nawet najmniejszego dowodu. Nie tylko na to, że Tacyt miał w ręku jakiś wczesny dokument niechrześcijański, w którym była mowa o Jezusie, ale że w ogóle taki dokument kiedykolwiek został sporządzony. Źródłem dla Tacyta mogli być sami chrześcijanie lub plotki o nich. Powiedzmy sobie otwarcie: dziejopisarstwo rzymskie zawiodło na całej linii, bo trudno chyba zaprzeczyć, że to, co przekazuje o Jezusie, jest nad wyraz skąpe. Zaledwie trzy wzmianki, i to poczynione ponad 80 lat po śmierci Jezusa, który przecież
winien wzbudzić większe zainteresowanie choćby z tej racji, że dziesiątki albo i setki tysięcy ludzi wielbiły go już wtedy jako Boga. Tacy autorzy jak Pliniusz Starszy, Marcjalis, Plutarch czy Juwenal, mimo że odnotowali wydarzenia znacznie mniejszej wagi, w ogóle nie dostrzegli niezwykłego życia i wstrząsającej śmierci galilejskiego Mesjasza. Z oczywistych powodów nie bierzemy pod uwagę tekstów późniejszych niż te, które pochodzą z wieku I lub przełomu wieków I i II, bo najczęściej informacje o Jezusie ich autorzy czerpali z tradycji chrześcijańskiej, a nie ze źródeł historycz-
nych. Chrześcijanie powołują się często na rzekomo wczesne dzieła Mar Bar-Serapiona, ale ich czas powstania nie jest jednak pewny. Podobnie jest z Thallusem, którego pisma zaginęły. Znamy je dopiero z cytatów z dzieł chrześcijańskich pisarzy III w. Trudno je zatem uznać za poważne dowody przemawiające za historycznością osoby Nazarejczyka.
Świadectwa żydowskie Zobaczmy teraz, co sami Żydzi pisali i wiedzieli o Jezusie. Kto jak kto, ale właśnie oni mieli wszelkie dane ku temu, by pozostawić potomnym najpełniejsze relacje o Jezusie, które byłyby historycznym uzupełnieniem dla jednostronnych źródeł chrześcijańskich. O dziwo, okazuje się, że – poza Flawiuszem – również oni zachowują milczenie na ten temat. Choćby taki Justus z Tyberiady, Galilejczyk, autor „Wojny żydowskiej” i „Kroniki królów żydowskich”. Jego dzieła wprawdzie zaginęły, jednak czytał je Focjusz, patriarcha Konstantynopola, i stwierdził, iż Justus o Jezusie w ogóle nie wspominał. A przecież Justus żył w tym samym czasie co Jezus, mieszkał w Tyberiadzie w pobliżu Kafarnaum, gdzie chrześcijański
zbawiciel przebywał i – zdaniem ewangelistów – dokonał tylu cudów. Czyżby go nigdy nie widział ani o nim nie słyszał?! Albo taki Filon z Aleksandrii, wielki filozof żydowski, którego późniejsi chrześcijanie zaliczali niemalże do grona ojców Kościoła i którego platonizm wywarł wpływ na dogmatykę chrześcijańską, a nawet na treść Ewangelii Jana (np. idea Logosu). Otóż tenże Filon urodził się przed Jezusem i przeżył go o ponad 10 lat. Jego brat był powiernikiem i bankierem króla żydowskiego Heroda Agryppy, a bratanek – prokuratorem Judei. Chociaż Filon mieszkał w Egipcie, to często jeździł do Jerozolimy, gdzie miał rodzinę i wielu znajomych. Mimo ogromnej spuścizny literackiej i dużego zainteresowania religią oraz okresem rządów Piłata Filon nie zająknął się o Jezusie choćby jednym słowem. Pozostaje zatem wyłącznie to, co o Jezusie znaleźć można u Józefa Flawiusza. Ale i tutaj sprawa nie jest jednoznaczna, gdyż najważniejsza ze wzmianek, tzw. Testimonium Flavianum, jest chrześcijańską interpolacją. W „Starożytnościach żydowskich” (Antiquitates Judaicae) przypisywanych Flawiuszowi, a wydanych w 93/94 roku, czytamy: „W tym czasie żył Jezus, człowiek mądry, jeżeli w ogóle można go nazwać człowiekiem. (…) On to był Chrystusem. A gdy wskutek doniesienia najznakomitszych u nas mężów Piłat zasądził go na śmierć krzyżową, jego dawni wyznawcy nie przestali go miłować. Albowiem trzeciego dnia ukazał im się znów jako żywy, co o nim, jak i wiele zdumiewających rzeczy przepowiadali boscy prorocy”. Tekst ów przyjmowano bez zastrzeżeń aż do XVI w., kiedy to teolog luterański L. Osiander zauważył, że gdyby autorem fragmentów był J. Flawiusz, to musiałby on być chrześcijaninem. Orygenes (185–255 roku) wyraźnie zaś stwierdza, że Józef nie wierzył w Jezusa jako Mesjasza. „Świadectwo Flawiusza” ma wybitnie chrześcijańską tonację treści i układ (cuda, nauka Jezusa, jego ukrzyżowanie, ukazywanie się po zmartwychwstaniu). Koronnym argumentem przeciwko autentyczności Testimonium Flavianum jest zdanie: „On to był Chrystusem”. Poza tym o świadectwie Józefa nie ma wzmianki w dziełach apologetów chrześcijańskich aż do IV w. Fałszerstwa dokonano prawdopodobnie w czasach Konstantyna Wielkiego. Nie jest pewne, czy również wzmianka Flawiusza, w której mowa jest „o straceniu Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem”, nie jest chrześcijańską interpolacją.
Kłamstwa i falsyfikaty Zupełny brak informacji na temat Jezusa i chrześcijaństwa w ogóle w źródłach pogańskich z I w. był
niełatwy do wytłumaczenia nawet dla apologetów chrześcijańskich z II w. Dlatego odsyłali swoich czytelników i rozmówców do wyimaginowanych dokumentów państwowych z czasów Augusta i Tyberiusza, zdeponowanych jakoby w archiwach cesarskich, do dokumentów dotyczących spisu powszechnego (Ewangelia Łukasza 2. 1), które miałyby zawierać dane rejestracyjne Józefa i Maryi, oraz do notatki dotyczącej procesu i stracenia Jezusa, sporządzonej przez Piłata i przesłanej do Rzymu. Dodajmy, że są to dokumenty, których żaden z powołujących się na nie chrześcijan nigdy nie widział. O ich naiwności, a zarazem swobodnym posługiwaniu się kłamstwem niech świadczy opowieść Tertuliana – największego teologa łacińskiego do czasów Augustyna. Dedykując swoją „Obronę chrześcijaństwa” (ok. 197 r.) władzom rzymskim w Afryce, powiada on tak: „Tyberiusz, za czasów którego nazwa »chrześcijanie« po raz pierwszy pojawiła się na świecie, przyniósł senatowi wieści z Syrii, Palestyny, które odkryły mu były prawdę o bóstwie, jakie tam się objawiło i poparł swój wniosek przez oddanie własnego głosu na początku. Senat odrzucił wniosek, ponieważ sam go nie zatwierdził. Cezar upierał się przy swoim zdaniu i zagroził niebezpieczeństwem czyhającym na oskarżycieli chrześcijan”. Tertulian w swojej polemice posługiwał się wierutnym kłamstwem. Twierdził, że Tyberiusz – zwierzchnik Piłata – nie tylko sam uwierzył w bóstwo Chrystusa, ale dążył do tego, by zatwierdził je również rzymski senat. Pogląd ten – zupełnie absurdalny z uwagi na to, co każdy historyk wie o Tyberiuszu – był wszelako jednym z brakujących ogniw mających dowieść historyczności Jezusa. Ciągłe odwoływanie się przez chrześcijan do dokumentacji historycznej skłoniło w końcu samych adwersarzy chrześcijańskich do spreparowania i rozpowszechnienia „prawdziwych akt Piłata”, które opublikował imperator Maksyminus II. Przedstawiały one Jezusa w czarnym świetle, uznając jednocześnie za datę jego śmierci 7 rok panowania Tyberiusza (ok. 20 r. n.e.), a więc datę o kilkanaście lat wcześniejszą niż ogólnie przyjęta. W odpowiedzi szybko pojawił się chrześcijański falsyfikat akt Piłata, a składały się nań rzekome relacje z procesu, męki i zmartwychwstania Chrystusa, zebrane rzekomo przez biblijnego Nikodema i zdeponowane u Piłata. Podsumowując: brak jest wiarygodnego świadectwa z literatury świeckiej potwierdzającego historyczność Jezusa. Cokolwiek można pomyśleć o przyczynach tego stanu rzeczy, wypływa zeń inny ważny wniosek. A mianowicie, że wielkość i czyny Jezusa z Ewangelii zostały prawdopodobnie przez chrześcijan mocno przerysowane. Zignorowanie przez ówczesną historiografię postaci tak nadzwyczajnej – jeśli wierzyć Ewangeliom – jest istotną przesłanką przemawiającą za tym, że wpływ Jezusa na otoczenie był znacznie skromniejszy, niż sądzi większość chrześcijan. ARTUR CECUŁA JANUSZ CHRZANOWSKI
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r. Sceptyczny myśliciel Tomasz Paine (1737–1809) powiedział o Jezusie: „Historia spisana w czasach, kiedy – jak się przyjmuje – żył Jezus, nie zawiera ani słowa o istnieniu takiej osoby”. Inny filozof – Bertrand Russell (1872–1970) – napisał: „Z historycznego punktu widzenia wątpliwe, czy Jezus w ogóle istniał, a jeśli tak, to nic o nim nie wiemy”. Ale filozofowie ci nie mieli racji. Poza Ewangeliami istnieje przynajmniej 39 starożytnych źródeł dokumentujących życie Jezusa. Wymieniają one około 100 faktów dotyczących Jego życia i śmierci. Tacyt (55–120), który pod wieloma względami przewyższa innych historyków rzymskich, wsławił się dwoma dziełami. „Roczniki” obejmują okres od 14 do 68 roku, a „Dzieje” – okres do śmierci cesarza Domicjana w 96 roku. W jednym z nich wspomniał o Jezusie, a w obu – o chrześcijaństwie. Dzięki niemu wiemy, że Neron w 64 roku zrzucił winę za spale-
znajduje potwierdzenie w utworze Lukiana z Samostaty (120–180), który napisał sarkastycznie, że chrześcijanie „oddają boską cześć ukrzyżowanemu człowiekowi”. Z połowy II wieku pochodzi graffiti o podobnej treści, które ukazuje rozpiętego na krzyżu człowieka z oślą głową – ewidentna karykatura Chrystusa – a pod nią kogoś oddającego cześć ukrzyżo-
trwające od południa, któremu towarzyszyło trzęsienie ziemi – a miało miejsce w czwartym roku od 202 olimpiady, a więc w dziewiętnastym roku panowania Tyberiusza, który zgodnie z bliskowschodnią, inkluzywną metodą liczenia lat panujących przypadał na 31 rok n.e. Cesarze otrzymywali z różnych części imperium korespondencję, którą przechowywano w rządowym archiwum zwanym Commentarii principis. Według Justyna Męczennika (100–167), był tam raport Piłata przesłany cesarzowi Tyberiuszowi, zwany potocznie Aktami Piłata (nie chodzi tu jednak o apokryf pod tą samą nazwą, który powstał znacznie później). Dotyczył przesłuchania i skazania Jezusa. Poncjusz Piłat wymieniał w nim kilka cudów Jezusa oraz napisał, że Jego ręce i stopy zostały przybite do krzyża. Dzieła starożytnego historyka Józefa Flawiusza stanowią kolejne niezależne źródło potwierdza-
się, że jest ona napisana stylem Józefa Flawiusza i uznają ją za autentyczną. Flawiusz wspomniał też, że Ananiasz był arcykapłanem, który wykorzystał śmierć rzymskiego prokuratora Festusa, aby pozbawić życia „Jakuba, brata Jezusa zwanego Chrystusem”. Do pozabiblijnych starożytnych źródeł, które wspominają Jezusa, należy również Talmud, czyli ustna tradycja przekazywana przez Żydów z pokolenia w pokolenie. Spisał go częściowo rabin Akiba przed śmiercią w 135 roku, a częściowo rabin Juda około 200 roku. Najbardziej wiarygodne treści o Jezusie znajdują się w części skompilowanej najwcześniej. Podane tam informacje, choć pejoratywne, potwierdzają, że Jezus istniał, czynił cuda, miał naśladowców i zginął za poglądy, które przywódcy żydowscy uznali za herezje. Talmud mówi, że Jezusa powieszono, przez co rozumiano ukrzyżowanie. Inne fragmenty,
Pozabiblijne źródła o Jezusie nie Rzymu na chrześcijan. Wspomniał też Tacyt, że Chrystus zginął okrutną śmiercią z rąk Poncjusza Piłata w Judei za panowania cesarza Tyberiusza. Sprawozdawał, że ogromna liczba ludzi wierzyła w Niego tak mocno, że gotowi byli raczej zginąć, niż zaprzeć się tej wiary. Tacyt mówił też o „przewrotnym przesądzie” chrześcijan, zapewne mając na myśli ich wiarę, że ukrzyżowany Chrystus powstał z martwych. W oczach rzymskiego historyka, który wiedział, że nikt nie może przeżyć ukrzyżowania przeprowadzonego przez rzymskich egzekutorów, taki pogląd musiał wydać się przesądem. W przypadku chrześcijan – „przesądem przewrotnym”, gdyż na nim zasadzała się ich religia. Kolejny historyk rzymski, Swetoniusz (69–150), był sekretarzem cesarza Hadriana (117–138), dzięki czemu miał wgląd w archiwa państwowe. Napisał o prześladowaniach naśladowców Chrystusa (Chrestusa – alternatywna pisownia imienia Chrystus) w 49 roku, z czego wynika, że już w kilkanaście lat po śmierci Jezusa było w Rzymie wielu chrześcijan. Swetoniusz także wspomina o „przewrotnym” elemencie ich wiary w zmartwychwstanie Jezusa. Pliniusz Młodszy (62–113), rządca Bitynii, napisał w 111 roku do cesarza Trajana (98–117) o szerzeniu się chrześcijaństwa w miastach i po wsiach, wśród niewolników i obywateli różnych klas, przez co pogańskie świątynie pustoszały, święta traciły na znaczeniu, a zwierzęta ofiarne – nabywców. Napisał, że chrześcijan cechują wysokie standardy moralne i gotowość, aby umrzeć za swe przekonania. Wspomniał, że czczą Jezusa jako Boga. Ten ostatni fakt
wanemu i napis: „Aleksamenos czci swego boga”. Innym ciekawym starożytnym dokumentem świadczącym o Jezusie jest list z przełomu I i II wieku, napisany przez Syryjczyka Mar Bar-Serapiona. Zalecał w nim swemu synowi Serapionowi naśladowanie dawnych mędrców. Wśród nich wymienił „żydowskiego Króla”, niesłusznie skazanego przez Judejczyków, którzy popadli przez to w ruinę i rozproszenie. List ten, złożony obecnie Albrecht Dürer – „Dwunastoletni Chrystus między uczonymi” w Muzeum Brytyjskim, wyraża też przekonanie, choć używają wobec Jezusa eufejące szereg informacji o datach, że Jezus, choć umarł, wciąż żyje. mizmów, także zgadzają się z Ewanmiejscach, wydarzeniach i osobach Ewangelie wspominają o ciemgeliami. Na przykład mówią, że znanych z Ewangelii. Ten starożytności towarzyszącej śmierci Jezuzmarł w wieku 33–34 lat, wymieny historyk żydowski dwukrotnie sa (Mt 27. 45). Trwała ona od szóniają Marię jako Jego matkę i czywymienił Jezusa, pisząc, że czynił stej do dziewiątej godziny dnia, nią aluzję do Jego narodzin z dziecuda w Judei i został skazany na wicy. Tradycja narodzin Jezusa śmierć przez Piłata. Nie chodzi a więc od południa do piętnastej. z dziewicy nie ogranicza się tylko tu o podlegające dyskusji fragmenPisał o niej także Thallus w podo źródeł chrześcijańskich. Na ty wypowiedzi Flawiusza o Jezułowie I wieku, omawiając dzieje przykład Koran nie nazywa Jezusie (tzw. Testimonium Flavianum), wschodniej części Morza Śródziemsa, jak to było i jest zwyczajem które uważa się za późniejszą, nego. Historyk ten próbował ją muzułmanów, synem Józefa, lecz chrześcijańską, interpolację, lecz co prawda wyjaśnić zaćmieniem synem Marii, a w innym miejscu o zmodyfikowaną wersję zachowasłońca, ale na słabość tego arguwyraźnie stwierdza, że urodził się ną w „Historii powszechnej” Agamentu wskazał już Juliusz Afryz dziewicy. piosa z X wieku, akceptowaną nakanus, cytujący Thallusa około 221 ¤¤¤ wet przez biblistów hebrajskich roku, przypominając, że Jezusa (np. S. Pines, G. Vermes). Znajukrzyżowano 14 Nisan w święto Starożytne źródła, które zachodziemy ją we wszystkich wczesnych Paschy, a zatem podczas pełni księwały informacje o Jezusie, pokryprzekładach ksiąg Flawiusza, życa. W 138 roku Phlegon zanowają się z treścią Ewangelii. Niewłącznie z arabskimi czy starotował jako fakt zdumiewający wielktórzy sądzą, że jest ich zbyt mało. słowiańskimi. Naukowcy zgadzają kie i niezwykłe zaćmienie słońca Tymczasem ze źródeł pozabiblijnych
15
dowiadujemy się o życiu Jezusa z Nazaretu więcej niż o wielu znanych osobistościach żyjących w późniejszych czasach, nie wyłączając Williama Szekspira! Dlaczego historycy rzymscy nie poświęcili Jezusowi więcej miejsca? Po pierwsze, koncentrowali się raczej na przywódcach politycznych, a nie religijnych. Zauważmy, że współczesny Jezusowi wielki nauczyciel cudotwórca Apoloniusz z Tiany jest znany dopiero z krótkiego opisu Filostrata, sporządzonego około 300 lat później, jeśli nie liczyć lapidarnej wzmianki Kassjusza Diona. Po drugie, Judea i Galilea były częścią prowincji rzymskiej zwanej Syrią, która leżała na peryferiach Imperium Rzymskiego – dlatego tamtejsze wydarzenia nie budziły zainteresowania historyków rzymskich. Po trzecie, Żydzi, wśród których działał Jezus, ze względu na swą monoteistyczną wiarę i związane z nią osobliwe obyczaje (np. obrzezanie) wydawali się Europejczykom ludem obcym, toteż historycy rzymscy i greccy nie poświęcali ich sprawom wiele uwagi. Co dziś wiedzielibyśmy o Jezusie, gdyby nie zachowała się żadna kopia Nowego Testamentu? Wiedzielibyśmy tyle, ile mówią nam o Nim wyżej przytoczone pozabiblijne źródła, a musimy pamiętać, że były to źródła obojętne lub wrogie chrześcijaństwu: l Jezus zwany był Chrystusem, czyli Mesjaszem. l Pochodził z Judei w Palestynie. l Miał brata o imieniu Jakub. l Czynił cuda – uzdrawiał chorych i opętanych przez złe duchy. l Uważano Go za człowieka szlachetnego i mędrca. l Jezus był nauczycielem. l Miał uczniów. l Nazwa chrześcijan pochodzi od mesjańskiego tytułu Jezusa. l Przywódcy żydowscy odrzucili Go i wydali na śmierć. l Jezusa skazano na śmierć za panowania cesarza Tyberiusza (14–37), gdy namiestnikiem Judei był Poncjusz Piłat (26–36). l Nikt nie odważył się stanąć w Jego obronie. l Zmarł zawieszony na krzyżu, a nastąpiło to w dniu Paschy. l Jego śmierci towarzyszyła nadzwyczajna ciemność. l Uczniowie Jezusa wierzyli, że zmartwychwstał. l Chrześcijanie wierzyli, że Jezus był Bogiem. l Wiara w Chrystusa była rozpowszechniona na wiele lat przed końcem I wieku. Starożytne źródła, zarówno chrześcijańskie, jak i niechrześcijańskie, zgadzają się co do zasadniczych faktów związanych z życiem i śmiercią Jezusa z Nazaretu. Zgodnie z historyczną zasadą wielokrotnej atestacji (wielu świadków), ciężar udokumentowania, że nowotestamentowa relacja o Jezusie nie jest prawdziwa, spoczywa więc na tych, którzy takie twierdzenia wysuwają. ŁUKASZ WOLSKI
16
Wielu z nas jest przesiąkniętych goryczą. Gorycz niszczy, zabija. Potrafi też być zaraźliwa, przenosić się na ludzi wokół. Jest chorobą naszych czasów i naszego społeczeństwa. Nie są od niej wolni chrześcijanie. Problem w tym, że nie wszyscy chcą z goryczą się rozstać. Wielu się nią syci, obnosi i nie wiedziałoby, co zrobić, gdyby się jej pozbyło. Ta gorycz jest ich nieodłączną częścią, ludzie ci nie potrafią żyć bez swego zgorzknienia. Tak się do tej goryczy przyzwyczaili, że straciliby cel swego życia, nie mogąc wylewać jej z siebie. Łatwo jest rozpoznać człowieka wypełnionego goryczą. Tę gorycz widać w oczach, w rysach twarzy – nawet wtedy, gdy się uśmiecha. Słychać ją w tonie głosu. Ta gorycz jest punktem centralnym i dominuje w całym zachowaniu. Natura ludzka ma to do siebie, że jesteśmy skłonni trzymać w sercu urazę do innych. Ale Biblia mówi: „Wszelka gorycz i zapalczywość, i gniew, i krzyk, i złorzeczenie niech będą usunięte spośród was wraz z wszelką złością” (Ef 4. 31–5. 2). Ale jak to zrobić? Jeżeli człowiek popełnia grzech, np. kłamiąc, to czuje się winny czy zgorzkniały? Oczywiście – winny. A gdy ktoś powie o nim jakieś kłamstwo, to poczuwa się do winy czy czuje gorycz? Gorycz. Tak więc wina jest tym, co czujemy, kiedy grzeszymy, a gorycz jest tym, co czujemy, kiedy inni grzeszą przeciwko nam. Gorycz jest zawsze oparta na czyimś grzechu – bez względu, czy jest to grzech realny, czy też zrodzony w naszej wyobraźni. Bo przecież ktoś mógł rozpowszechnić nieprawdziwą plotkę przeciw nam, choć w rzeczywistości nie miało to miejsca. Czekamy na przeprosiny, których dana osoba nie może nam zaoferować. Czy powinniśmy pozostawać w goryczy do końca życia, ponieważ ktoś nigdy nie powie, że jest mu przykro z powodu
T
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
CZUCIE I WIARA
czegoś, czego nie zrobił? Wielu ludzi trwa w swoim zgorzknieniu. Rozpamiętuje, rozpamiętuje i rozpamiętuje... Są jednak prawdziwe grzechy, które ludzie przeciwko nam popełniają. Wielu z nas naprawdę zostało źle potraktowanych. Jak mamy dać sobie radę w takich przypadkach?
trzymanie goryczy w sobie. Człowiek, który czyni to przez wiele lat, zaczyna fizycznie chorować. Wtedy idzie do lekarza, a gdy ten nie daje rady chorobie, wysyła pacjenta do… psychiatry, który po wnikliwej analizie potwierdza: „Oczywiście, człowieku, jesteś chory z powodu wypełniającej cię od dwudziestu lat goryczy przeciwko twojemu ojcu. Tłumiłeś ją w sobie przez wszystkie te lata i to skaziło całe twoje wnętrze. Ten kwas wewnątrz sprawił, że stałeś się fizycznie chory. Chcę więc, abyś poszedł do domu i podzielił się tym
Gorycz Warto pamiętać, że gorycz tak naprawdę nie zależy od tego, jak wielkie jest zło, ale jak bliską była osoba, która je wyrządziła. Dlatego najbardziej podatni na gorycz są najbliżsi. Wielu odczuwa też gorycz w stosunku do Boga. Tymczasem Biblia opisuje gorycz jako korzeń (zob. Hbr 12. 15). Korzeń znajduje się pod ziemią i zwykle nie jest widoczny, dopóki na przykład nie wysadzi płyty chodnika. Pije swój pokarm i w końcu podnosi się, a owoc, jaki wydaje, jest ściśle związany z jego charakterem. Korzeń jabłoni dostarczy nam jabłek, a korzeń żyta – ziaren żyta. Jeśli korzeń jest gorzki, dostarczy gorzkiego owocu. O tym mówił sam Jezus. Gorycz może przejść przez nasz dom jak pożar przez prerię; może przejść przez miejsce pracy i zatruć atmosferę. Dzieje się tak, gdy ktoś zatruty goryczą zdecydował podzielić się nią z innymi. Jego korzeń przedostał się na powierzchnię i zrodził owoc. Jednak równie niedobre jest
edy Jezus (...) nauczał ich, mówiąc: Błogosławieni ubodzy w duchu, al bowiem ich jest Królestwo Niebios (Mt 5. 1–3). Jaka jest wymowa tych słów? Na co Jezus szczególnie zwrócił uwagę? Co oznacza określenie: ,,błogosławiony”? Z pojęciem tym spotykamy się od pierwszych stronic Biblii (Rdz 1. 27–28; 2. 2–3; 12. 2–3; Pwt 28. 1–14). Przez błogosławieństwa Bóg gwarantował swą przychylność, zbawienie i powodzenie w każdym przedsięwzięciu. Błogosławieństwa jednak zawsze były uwarunkowane wiarą i posłuszeństwem. I dopiero tak rozumiane dawały podstawę radości i szczęścia. „Błogosławiony” (łac. beatitudo oraz gr. makarios) znaczy – szczęśliwy. Dobra Nowina zawarta w błogosławieństwach Jezusa wyraża się więc w tym, że gwarantuje szczęście wszystkim – bez względu na pochodzenie, płeć, wykształcenie i kondycję materialną. Zależy to wyłącznie od postawy człowieka. Chrystus podkreśla, że szczęśliwe życie nie zależy od czynników zewnętrznych, ale od duchowego nastawienia i zespolenia z Bogiem (Mt 6. 33). Czym jednak jest ubóstwo ducha? Według Biblii, ubóstwo to związane jest z wewnętrznym stanem, ze świadomością duchowych braków i pokładaniem całkowitej nadziei w Bogu. Jezus powiedział: ,,Nie potrzebują zdrowi lekarza, lecz ci, co się źle mają. (...) Nie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Mt 9. 12–13 por. Łk 5. 8; 15. 17–19;
problemem ze swoim ojcem. Dlaczego masz tę gorycz trzymać w sobie i chorować? Wyrzuć ją z siebie”. Innymi słowy: niech wszyscy inni też się rozchorują... Świat ma więc dwa rozwiązania. Trzymać gorycz w sobie i rozchorować się albo wyrzucić ją z siebie i rozprzestrzenić chorobę wokół. Bóg daje jednak inne rozwiązanie: Człowieku, wykop korzeń! Biblia mówi, że trzeba pozbyć się całej goryczy. Nie trzymaj jej w środku ani nie dziel się nią. Poddaj się ze swym problemem Bogu i nie czekaj, aż nasiona goryczy wydadzą swój owoc. Tu nie wystarczy „przespać się z problemem”. Sami nie damy rady. Aby pozbyć się goryczy, musimy zdać sobie sprawę, że jesteśmy nią wypełnieni. A to nie takie łatwe. Znacznie prościej dostrzec gorycz u innych niż u siebie. Jak więc ją rozpoznać we własnym sercu? Złota reguła mówi: gorycz pamięta szczegóły. Przeprowadziłeś tysiące rozmów w swoim życiu, z których większość
zapomniałeś, ale mimo że ta jedna miała miejsce pięć lat temu, pamiętasz każde pojedyncze słowo, intonację, barwę głosu. Wiesz dokładnie, co się stało, znasz każdy szczegół… A to już znaczy, że jesteś wypełniony goryczą. Gorycz odbija się piętnem na twarzy. Zaciśnięte usta, ponury wzrok, brak jakiejkolwiek radości, skwaszona mina, złorzeczenie. Goryczy ciężko się pozbyć. Dlaczego? Bo łatwiej kierować wzrok – zamiast na siebie – na tego, kto wyrządził nam krzywdę. A dopóki nie uświadomimy sobie, że to nasz problem, dopóty z goryczą się nie uporamy. Łatwiej przecież rozpamiętywać cudzy grzech. Robimy to tak długo, aż nie jesteśmy już w stanie przebaczyć. Oszukujemy się, że uczynimy to, gdy ta osoba nas przeprosi, ale gdy zjawia się po latach, nie umiemy tego zrobić, bo gorycz nie przebacza. Na to, aby przebaczyć tej osobie, kiedy powie, że jest jej przykro, musimy być gotowi, zanim ten ktoś nam to powie. A jeżeli jesteś gotowy przebaczyć mu, zanim cię przeprosi, wtedy tak naprawdę nie zależy to już od tego, czy cię przeprosi. Właśnie uporałeś się z goryczą, pozbyłeś się jej jednostronnie. A jeśli nigdy nie przyjdzie, by przeprosić? Czy dlatego chcesz chować w sobie gorycz do końca życia, że ktoś inny chce żyć w grzechu? To przecież nie ma sensu! A co poczniesz w przypadku, jeśli człowiek, który nas uraził, już nie żyje? Gorycz jest grzechem tylko i wyłącznie zgorzkniałej osoby. Znane są w kronikach kryminalnych przypadki osób, które wzięły odwet, czyli pozbyły się tego, kto wyrządził im krzywdę, ale wciąż wypełnia ich straszliwa gorycz. Wyżycie fizyczne nie spowodowało pozbycia się goryczy. A skoro gorycz jest grzechem, to uporać się z nią można tylko z pomocą Boga. Tylko cud sprawi, że z gorzkiego
BŁOGOSŁAWIENI (1)
Ubodzy w duchu 19. 8–10; Mt 8. 8). W Księdze Psalmów czytamy: ,,Błogosławiony ten, któremu odpuszczono występek, którego grzech został zakryty! Błogosławiony człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, a w duchu jego nie ma obłudy!” (32. 1–2 por. 34. 19; 51. 3–5). Wspólną cechą ubogich duchem jest więc świadomość grzechu, skrucha i pragnienie ułaskawienia, które prowadzi do wewnętrznej przemiany i doświadczenia istoty błogosławieństwa Bożego. Według Jezusa, najważniejszą potrzebą człowieka jest jego duchowa przemiana. Tylko ona prowadzi to zjednoczenia człowieka z Bogiem, gwarantuje pomyślność i daje nadzieję na wieczność (Mt 18. 3; J 3. 3–7; 2 Kor 5. 17). Jezus przyszedł więc, aby zwiastować ubogim dobrą nowinę i zapowiedzieć nastanie duchowego Królestwa (Łk 4. 18–19; 17. 21). Czym jednak jest Królestwo Niebios? Pojęcie to (Mt 5. 3 por. Łk 6. 20) mówi o obecności i panowaniu Pomazańca Bożego. Obejmuje
ono wszystkich, którzy szukali tego Królestwa (Mt 6. 33) i przyjęli Jezusa jako Króla (J 1. 12–13). Znakiem rozpoznawczym obywateli tego Królestwa nie jest przynależność do tej czy innej organizacji religijnej, ale wewnętrzna przemiana, której istotą jest ,,sprawiedliwość i pokój, i radość w Duchu Świętym” (Rz 14. 17). Głównym przesłaniem Chrystusa było Królestwo, a nie kościół (Mt 4. 17, 23; 24. 14). Greckie słowo ecclesia, błędnie tłumaczone jako kościół, ma inne znaczenie. Ecclesia to zgromadzenie i – podobnie jak hebrajskie kahal – znaczy „zwołane zebranie”. W znaczeniu biblijnym mówi więc o ,,zgromadzeniu ludu Bożego”. Pomiędzy błogosławieństwem a Królestwem Niebios istnieje ścisły związek. To nie ubóstwo ducha samo w sobie czyni człowieka szczęśliwym (choć prowadzi do tego), ale przyjęcie Chrystusa, który czyni ubogich duchem obywatelami Królestwa Niebios i bogatymi w Bogu (Łk 12. 21 por. 2 Kor 8. 9). Albowiem ,,Bóg wybrał ubogich w oczach
źródła popłynie słodka woda (zob. Wj 15. 22–25). Pewien chrześcijanin tak opisał swą walkę z goryczą: „Kilka lat temu pracowałem w swoim pokoju, siedząc przy biurku, ale nic mi nie wychodziło. Byłem lekko zdenerwowany. Żona czytała książkę i nagle powiedziała mi coś przykrego, wręcz bulwersującego. To było bardzo niechrześcijańskie i bardzo bolesne. Byłem zirytowany. Siedziałem za biurkiem z dziesięć minut albo i dłużej i myślałem, jak ona mogła mi to powiedzieć. Coś szeptało mi do ucha: »Co ona do ciebie powiedziała! I to jakim tonem!«. Myślałem więc o grzechu swojej żony, bo tak naprawdę nasza natura ma to do siebie, że człowiek ma dużo radości w oskarżaniu drugiej osoby. Ponieważ jednak znałem biblijny sposób na rozwiązanie tego problemu, więc padłem na kolana i powiedziałem: »Panie, to ja jestem jedyną winną osobą. To jest moja gorycz i mój grzech. Wyznaję ten grzech, zostawiam go i proszę, wybacz mi«. Wstałem z kolan i ponownie naszła mnie myśl: »Ale zobacz, co ona powiedziała«. Ponownie padłem więc na kolana: »Boże, przepraszam Cię za to, co zrobiłem. Jestem w pełni odpowiedzialny za mój grzech goryczy. To jest mój grzech i tylko mój«. Wstałem z kolan i wtedy przyszła kolejna myśl: »Boże, Ty i ja tak naprawdę wiemy, kto tu jest winny«. I znowu padłem na kolana. Klęczałem tak czterdzieści pięć minut – do momentu, kiedy mogłem wstać i już nie potrafiłem pomyśleć: »Zobacz, co ona powiedziała«. Dziś nie pamiętam ani co robiłem przy biurku, ani co żona wtedy powiedziała. Nie pamiętam żadnych szczegółów. Pamiętam tylko, że był jakiś problem, ale nic poza tym. Wiem, że gdybym nie rozprawił się wtedy z rodzącą się goryczą, to teraz wiedziałbym dokładnie, co żona wtedy powiedziała”. JAN DUTEK Artykuł opracowano na podstawie książki Jima Wilsona pt. „Jak uwolnić się od goryczy”.
świata, aby byli bogatymi w wierze i dziedzicami Królestwa, obiecanego tym, którzy go miłują” (Jk 2. 5). Szczęście ubogich duchem sprowadza się więc nie tylko do ziemskiej egzystencji, która z chwilą duchowego odrodzenia nabiera nowej jakości, ale dotyczy również wiecznego przeznaczenia. Jezus powiedział: ,,(...) radujcie się raczej z tego, iż imiona wasze w niebie są zapisane” (Łk 10. 20). Przesłanie zawarte w pierwszym błogosławieństwie może być dla wielu inspirujące. Niestety, wykorzystano je do zupełnie innych celów. Przykładem tego są beatyfikacje i kanonizacje tzw. świętych, które rozpoczęły się w Kościele rzymskokatolickim pod koniec X stulecia. Błogosławieni w katolickim rozumieniu posiadają status nieznany Biblii. Oni, a także ich wizerunki i relikwie objęte są czcią; ,,święci” ci pełnią rolę pośredników i mają być wzorem do naśladowania. Co na to Biblia? Przede wszystkim Biblia mówi, że to nie ludzie (hierarchowie Kościoła), ale tylko Bóg zna tych, którzy są jego (2 Tm 2. 19). I jedynie on wywyższy błogosławionych, ale dopiero w dniu zmartwychwstania (Łk 14. 14). Biblia nie daje podstaw dla kultu błogosławionych (J 5. 44; Dz 10. 25–26; 14. 14–15; Ap 19. 10). Według Biblii, doskonałym wzorem do naśladowania ma być Zbawiciel, który dał przykład, ,,że będąc bogatym, stał się dla nas ubogim, abyśmy ubóstwem jego zostali ubogaceni” (2 Kor 8. 9). BOLESŁAW PARMA
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
W
świetle historii religii i ra cjonalnej krytyki biblijne świadectwo zmartwychwsta nia Chrystusa jest mało wiarygodne. Dowodem cudu zmartwychwstania Jezusa był najpierw „pusty grób”, a następnie „zmartwychwstały Pan”, który ukazywał się przez 40 dni. Jednak historyczność tychże wydarzeń jest mocno wątpliwa, gdyż jest poświadczona sprzecznymi relacjami. Przede wszystkim rzuca się w oczy
świadectwu – stwierdza, że prędko „pobiegły oznajmić to jego uczniom” (Mk 16. 8; Mt 28. 8). Sprzeczności dotyczą również pojawiających się aniołów – ich liczby i miejsca, z którego przemawiały. Nie ma zgody w kwestii, komu i gdzie ukazał się zmartwychwstały Chrystus. W Ewangeliach Marka i Jana czytamy, że ukazał się on najpierw Marii Magdalenie, natomiast ewangelista Mateusz zanotował, że obja-
NIEŚWIĘTE PISMO
Cud zmartwychwstania tendencja do poprawiania przez młodszych ewangelistów opowieści o zmartwychwstaniu zapisanej przez Marka. Podczas gdy u Marka kobiety idą w niedzielny poranek, żeby namaścić ciało Jezusa, Mateusz przemilcza ów powód, twierdząc, że chciały tylko „obejrzeć grób” (Mk 16. 1; Mt 28. 1). Zabieg namaszczenia w trzecim dniu, kiedy w warunkach klimatycznych Wschodu trzeba się już liczyć z początkiem rozkładu ciała, musiał się Mateuszowi wydać absurdalny. Z kolei ewangelista Jan zanotował, że jeszcze zanim złożono Jezusa do grobu, Józef z Arymatei i Nikodem zużyli do jego namaszczenia „około stu funtów” mieszaniny mirry i aloesu (Jan 19. 39n). Według Marka, wspomniane kobiety nakupiły wonności w niedzielę, u Łukasza zaś – w „dzień przygotowania”, tj. w piątek (Mk 16. 1; Łk 23. 56). U Marka zjawiają się przy grobie trzy z nich, a u Mateusza – tylko dwie. Nadto gdy Marek oświadcza, że po wizji anioła uciekły one z pustego grobu i „nic nikomu nie mówiły, bo się bały”, Mateusz – jednoznacznie wbrew temu
J
eżeli do kogoś to jeszcze nie do tarło, to śpieszę donieść, że naj większe problemy, z jakimi boryka się współczesny świat, wynikają nie z braku, ale nadmiaru pobożności. Trzeba w coś wierzyć – takie wyjaśnienie możemy często usłyszeć w Polsce, kiedy pytamy kogoś o powód chodzenia na mszę albo podjęcia decyzji o zawarciu religijnego ślubu. To prawda, że trzeba w coś wierzyć, ale dlaczego nie wierzyć raczej w zdrowy rozsądek? Wyjdzie taniej, a na dodatek ani my sami, ani ludzie wokół nas nie wpakujemy się w zbyteczne problemy. Jakikolwiek dziennik telewizyjny ostatnio oglądamy – nieustannie słyszymy o zamachach, zbrodniach albo innych gwałtach popełnianych w imię Boga przez muzułmańskich fundamentalistów. Nikt nigdzie nie może już czuć się bezpieczny z powodu nadmiaru ich religijności. Być może jako ateiści byliby sympatycznymi ludźmi, ale skoro trzeba w coś wierzyć, to dali sobie umeblować główki specom od religijnej propagandy. Druga przyczyna obecnych nieszczęść mieszka po drugiej stronie Atlantyku i bombami oraz wiarą w Boga próbuje zwalczać innych
Wejście do domniemanego grobu Jezusa Chrystusa
wił się jednocześnie Marii Magdalenie i Marii Jakubowej. Czwarty ewangelista twierdzi zaś, że najpierw zobaczyli go dwaj uczniowie z Emaus (Mk 16. 9; Mt 28. 9; Łk 24. 13–35). Niezgodne są też opisy powtórnego ukazania się Chrystusa. Apostoł Paweł twierdził, że zobaczyło go wtedy dwunastu uczniów, Mateusz i Łukasz – że jedenastu, ponieważ Judasz już nie żył. Marek i Mateusz uważają, że miejscem objawienia się Chrystusa jego uczniom był góra Tabor w Galilei. „Tam go ujrzycie, jak
synów Abrahama. Mam na myśli oczywiście „narodzonego na nowo” prezydenta USA (wkrótce drugiej kadencji), któremu Biblia od rana do wieczora z ust zejść nie może. Sam w sobie nie byłby tak niebezpieczny, gdyby nie fakt, że ma poparcie dziesiątków milionów bliźniaczo do nie-
ŻYCIE PO RELIGII
SZKIEŁKO I OKO wam powiedział” – czytamy u Marka, a Mateusz dodaje: „(...) i gdy go ujrzeli, oddali mu pokłon, lecz niektórzy powątpiewali”. Tymczasem – według Łukasza – miejscem tym była Jerozolima, gdzie wieczorem pierwszego dnia po zmartwychwstaniu spożył on wieczerzę z dwoma uczniami z Emaus, a krótko potem ukazał się jedenastu pozostałym, w obecności których zjadł rybę i plaster miodu (Mk 14. 28; 16. 7; Mt 28. 16n; Łk 24. 13–53). Istotne jest też to, że Łukasz kategoryzuje swoje świadectwo. Według niego, zmartwychwstały Chrystus nakazuje uczniom „nie oddalać się z Jerozolimy, lecz oczekiwać obietnicy Ojca”, tj. zesłania Ducha Św. A zatem świadectwo Łukasza jednoznacznie wyklucza możliwość udania się uczniów do Galilei. By usunąć sprzeczność między nim a Markiem i Mateuszem, wymyślono pseudonaukową teorię o istnieniu nieznanej dziś Galilei pod Jerozolimą… Kto miał trochę odwagi, ten przyznał, że któryś z ewangelistów musiał się pomylić. W ostatniej Ewangelii czytamy o chrystofaniach mających miejsce zarówno w Jerozolimie, jak i w Galilei. Ale pierwotna wersja Ewangelii mówiła o ukazywaniu się Jezusa tylko w Jerozolimie i kończyła na 20 rozdziale, na co wskazuje pierwszy epilog (J 20. 30n). Opowiadanie o ukazywaniu się zmartwychwstałego Jezusa w Galilei znajduje się natomiast w apokryficznym 21 rozdziale, dodanym gwoli harmonizacji. Osobną przeszkodę w uznaniu autentyczności któregokolwiek z opisów zmartwychwstania Jezusa stanowi porównanie zapisów ewangelistów z tym, co wiedział na ten temat apostoł Paweł. Żadne z objawień w czterech Ewangeliach nie jest przedstawione w takiej kolejności, w jakiej wymienia je Paweł (1 Kor 15. 3–8). ARTUR CECUŁA
11 września itp. Żydzi również sobie i innym zaoszczędziliby wielu kłopotów, gdyby mniej byli przywiązani do Ziemi im Obiecanej i gdyby swoje państwo raczyli zbudować w jakiejś Ziemi mniej Świętej. Ale jakże mieli budować gdzie indziej, skoro uwierzyli, że to właśnie tam, między Syrią a Egiptem, jest ich miejsce. A przecież wierzyć w coś trzeba… I tak dochodzimy do wniosku, że gdyby nie wiara rozmaitych pobożnych ludzi, to mielibyśmy na ziemi pokój, mniej wojen i bomb, czyli spokój i zapewne dobrobyt. Bo warto przypomnieć przy okazji, że koszmarne ceny ropy mamy dzięki obecnej wojnie amerykańsko-islamskiej, a kiedyś, dawno temu, była ona nawet tania jak barszcz – aż do wojny Jom Kippur (izraelsko-arabskiej, oczywiście) w 1973 roku. Kiedy płacimy za drożejące bilety albo tankujemy coraz bardziej drożejące paliwo, miejmy świadomość, że niezależnie od tego, czy wierzymy, czy nie, wszyscy w ten sposób płacimy „podatek” od religijnego fanatyzmu wyznawców wszystkich trzech religii wywodzących się od Abrahama. Obyśmy tak wszyscy mniej pobożni byli! MAREK KRAK
Trzeba w coś wierzyć? go podobnych wyznawców. Wierzą oni, że mieszkają w Drugiej Ziemi Obiecanej, i że są częścią Drugiego Narodu Wybranego, któremu Bóg błogosławi. Ich celem jest niesienie Ewangelii i demokracji aż po krańce ziemi i wyzwalanie wszystkich z niewoli narzuconej przez rodzimych tyranów – aż do ostatniego żyjącego zniewolonego. Celem Drugiego Narodu Wybranego jest także wspieranie gotówką i bronią Pierwszego Narodu Wybranego, czyli Żydów. Amerykanie wspierali Izrael w nawet najgłupszych jego posunięciach z taką gorliwością, że sprowadzili na siebie gniew Arabów, którzy... do boskiego wybraństwa także pretendują. I stąd mamy islamski terroryzm,
17
Rozmowa z prof. Marią Szyszkowską, filozofem, senatorem RP – Czym jest przemoc? – Jest formą działania, które ma na celu podporządkowanie osób czy grup społecznych wbrew ich woli. Jest to również agresywna manipulacja, prowadząca do ukierunkowania kogoś tak, aby osiągnąć własne cele i zamierzenia. Pojęcie przemocy wiąże się także z pojęciem władzy. Nie przez przypadek mówimy przecież o resortach siłowych – wojsku i policji. Przemoc wiąże się z używaniem języka propagandy. Prawie każda forma przemocy wytwarza odmianę propagandy, która próbuje usprawiedliwić jej stosowanie i wzmocnić działania. – Przemoc polega na zmuszaniu… – Przemoc ma różne odmiany. Istnieje jej forma krwawa i bezkrwawa. Ta druga ma charakter psychiczny: po-
Fot. Krzysztof Krakowiak
gust został już wcześniej ukształtowany na czyjeś potrzeby… – …i dla czyichś wyrachowanych korzyści. – Z jakich powodów osoba czy grupa osób stosuje przemoc? – Może to być próżność, chęć zysku. Czasem jest to próba zrekompensowania kompleksów, choćby narodowych. Inny motyw to sadyzm czy chęć poczucia własnej mocy, jak również przekonanie o własnej nieomylności. – Istnieje także przemoc rodzinna. – Byliśmy wychowywani w złudnym przeświadczeniu, że w rodzinach nie ma przemocy. Ta wiara sta-
OKIEM HUMANISTY (102)
O przemocy lega na wywieraniu nacisku na umysły i uczucia. Chcę w tym miejscu przywołać zjawisko kultury masowej, która – według mnie – jest jedną z form przemocy, gdyż pozostawia bardzo silne ślady w psychice. – Kultura, niechby i ta niska, miałaby być związana z przemocą? – A czym innym niż formą przemocy psychicznej jest bombardowanie reklamami? To jest niesłychana presja. Ludzie, którzy są jej poddani, częstokroć sami już nie wiedzą, jakie są ich prawdziwe pragnienia. Wytwarza się sztuczne potrzeby i przymusza nieznośnym naciskiem propagandowym do ich zaspokojenia. Chodzi o to, aby urobić odbiorców na swój własny sposób. Podobnie jest z modą. – Wydawałoby się, że kultura masowa jest czymś, co sami sobie wybieramy: lubimy czegoś słuchać, w coś się ubierać. Wydaje się, że to nasz wybór. – To tylko pozory. Powtarza się nam cyklicznie pewne poglądy, narzuca określoną estetykę. To, co jest często powtarzane, staje się w końcu pewnikiem, prawdą niepodważalną. Formą przemocy psychicznej jest na przykład ciągłe powtarzanie, że jakiś punkt widzenia jest popierany przez tylu, a tylu zwolenników. W końcu wiele osób go przyjmuje, bo chce należeć do większości. Istnieje także przemoc tradycji, podtrzymywana częściowo przez kulturę masową. Każe nam się coś czynić, bo należy to do tradycji. Z tradycją się nie dyskutuje – przyjmuje się ją bezrefleksyjnie. Powinniśmy postępować tak jak nasi przodkowie, bez dyskusji. – Postępujemy według własnego gustu, tymczasem nasz
nowi część kultu rodziny, bardzo w Polsce rozpowszechnionego. Tymczasem rodzina jest miejscem bardzo częstego stosowania przemocy, nie jest żadnym azylem. Są to bardzo wyrafinowane formy przemocy, jak choćby zmuszanie dzieci do wyboru takiej drogi życiowej, której nie spełnili w swoim życiu rodzice czy dziadkowie. – Bywa tak, że czyjeś życie niszczy się bez bicia, bez wykorzystywania seksualnego. – To są różne formy psychicznej manipulacji, które prowadzą do uzależnienia jednej osoby od drugiej: żony od męża, rodziców od dzieci. Przeciwwagą dla tego byłoby kształtowanie silnych charakterów, tyle że niewielu rodziców i wychowawców chce to czynić: wolą mieć dzieci poddane i zależne od siebie. Podobnie czyni Kościół. Politycy też chcą rządzić społeczeństwem złożonym z jednostek biernych. – Pod prawicowym kultem wartości rodzinnych, autorytetu rodziców i Kościoła kryje się często kult przemocy... – Tak, to jest aprobata autorytaryzmu. Patriarchalna rodzina przynosi poczucie bezpieczeństwa, ale ogranicza wolność. – Czy istnieje dobra przemoc? Mogłaby nią być rewolucja, czyli odrzucenie przemocy, która jest nie do zniesienia. Rewolucja jest przemocą, która ma na celu przywrócenie sprawiedliwości. Inna sprawa, że idee, w imię których wznieca się rewolucje, nie są w pełni urzeczywistniane. Czasem bywa tak jak we Francji, gdzie ideały rewolucji zostały zrealizowane w jakiejś mierze dopiero w naszych czasach. Rozmawiał ADAM CIOCH
18
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
NASZA RACJA
ZEBRANIA APP RACJA Andrychów – 19.11, godz. 16, ul. Lenartowicza 7 (klub osiedlowy); Będzin – 22.11, godz. 17, ul. Małachowskiego 29; Białystok – wtorki, środy, czwartki, godz. 16–18, ul. Młynowa 78 (róg Boh. Monte Cassino) – nowa siedziba partii; Białystok – dyżury: wt. – czw., godz. 16–18, ul. Młynowa 78 (wejście od Monte Cassino), nowa siedziba partii; Bolesławiec – soboty, godz. 17, ul. Garncarska 15/1; Bytom – 23.11, godz. 17, ul. Dworcowa 2, I p.; 0-693 329 937; 0-880 716 618; Busko Zdrój – 25.11, godz. 17, ul. Kusocińskiego 4a, pensjonat „Willa Ewa”; Ciechanów – 21.11, godz. 17.30, ul. Rzeczkowska 13a; Dąbrowa Górnicza – 1.12, godz. 17, lokal PZW, ul. Wojska Polskiego 35; Elbląg – 20.11, godz. 16, ul. Grunwaldzka 31 – zebranie wyborcze (obecność obowiązkowa); Ełk – 21.11, godz. 15, ul. Małeckich 2/37, zebranie wyborcze; Gdańsk – 27.11, godz. 11, Gdańsk Wrzeszcz, ul. Jaśkowa Dolina 114 (teren Centrum Strzelniczego) – wojewódzki zjazd nadzwyczajny woj. pomorskiego; Gniezno – 29.11, godz. 18, ul. Sienkiewicza 15 – zebranie otwarte; Gorzów Wlkp. – czwartki, godz. 17, ul. Obotrycka 7; Gubin – 3.12, godz. 19; 0-600 872 683; Jastrzębie Zdrój – 27.11, godz. 17, ul. Jasna, bar Caro; Kalisz – czwartki, godz. 19, al. Wojska Polskiego 115, II p.; Katowice – czwartki, godz. 17, ul. Sokolska 10a/4; Kołobrzeg – czwartki, godz. 16–18, ul. Rybacka 8, biuro zarządu; Konin – 30.11, godz. 18.30, Zatorze, bar „Pod Akacjami” (przy wyjściu z tunelu); 0-601 735 455; Kraków – czwartki, godz. 17, ul. Podchorążych 3, dom biesiadny „Złoty Róg”; poniedziałki i piątki, godz. 12–14, środy, godz. 16-18, ul. Wójtowska 3/39, I p. (wejście od apteki); tel. (12) 634 54 53; Lublin – 27.11, godz. 17, ul. Beliniaków, siedziba SLD; Łomża – 21.11, godz. 17, pub „Pod Papugami”, Stary Rynek; Łódź – spotkania stałe w siedzibie partii, ul. Próchnika 1 p. 307; Bałuty – 7.12, godz. 16; tel. 654 32 11; Polesie – 24.11;
0-602 626 437; Widzew/Górna – 2.12; tel. 673 11 22; Olsztyn (zmiana daty) – 20.11, godz. 12, ul. Profesorska 15 – zebranie wyborcze (w razie braku kworum drugi termin godz. 12.30); Olsztyn (zmiana daty) – 27.11, godz. 12, ul. Profesorska 15, MDK – nadzwyczajny zjazd delegatów woj. warmińsko-mazurskiego (w razie braku kworum drugi termin godz. 12.30); Poznań Nowe Miasto, Rataje – 2.12, ul. Szelągowska 53; Rybnik – 27.11, godz. 18, ul. św. Maksymiliana 23a/8 (elektrownia) – spotkanie założycielskie; Rzeszów (zmiana daty zebrania) – 21.11, godz. 10.30, ul. Kamińskiego 12 – nadzwyczajny zjazd woj. podkarpackiego (w razie braku kworum drugi termin godz. 11), obecność wszystkich członków partii obowiązkowa; 0-606 870 540; Rzeszów – 29.12, godz. 16–18, ul. Słowackiego 10a, klub Bonanza (sala na górze); Sandomierz (sprostowanie) – 26.11, godz. 17, ul. Wojska Polskiego 48 (kasyno wojskowe), zebranie otwarte; Szymon Kawiński (15) 833 30 07; Sanok – 19.11, godz. 17, restauracja „Czarny Koń” (na dole); 0-606 636 272; Siedlce – pierwszy pt. m-ca o godz. 19, ul. Kazimierzowska 7, Zakład Mleczarski, restauracja „Smak”; Słupsk – pn .– pt., godz. 10–16, ul. Wileńska 19, Centrum Medycyny Naturalnej; (59) 842 79 49; Stargard Szczeciński – 28.11, godz. 17, ul. Limanowskiego 24, sala PCK; Tychy – dyżury w każdą środę, godz. 17–19, ul. gen. Grota-Roweckiego 10; Warszawa (Mokotów, Ursynów, Wilanów) – czwartki, godz. 18, ul. Puławska 143, Dialog Cafe (koło stacji metra Wilanowska); Warszawa Żoliborz – 5.12, godz. 13, ul. Próchnika 8a (Dom Kultury na tyłach Teatru Komedia); Wieluń – 5.12, godz. 16, os. Stare Sady, kawiarnia „Martynka”; Wrocław – czwartki, godz. 17, Klub Kombatanta przy ul. Zelwerowicza 4; Zbąszyń – pierwsza środa m-ca, godz. 18.30, hotel Acapulco; Zgorzelec – dyżury we wtorki i piątki w godz. 16–18 w siedzibie przy ul. Warszawskiej 1; p. 5 Zielona Góra – piątki, godz. 17, pl. Słowiański 21.
PLOTKOWISKO
Upadła w dżinsach Po czym poznać, że kobieta jest upadła? Po tym, że nosi obcisłe dżinsy i wyblakłą bluzkę. To nie żart. Tak uważają specjaliści ze Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej im. ks. Piotra Skargi. I namawiają, by ta upadła kobieta zaczęła ubierać się skromnie – tak jak Matka Boża. „Dyktatorzy mody” ze Stowarzyszenia Kultury Chrześcijańskiej zwrócili ostatnio swoją uwagę (słowami publikacji Michelle Taylor) na tworzenie katolickich trendów w oparciu o skromną osobę Bożej Rodzicielki, udowadniając, że jeśli zmieni się garderobę kobiety, wkrótce też zmieni się jej mentalność. Sprawą zajęli się kompleksowo. Prześledzili historię mody kobiecej w różnych stuleciach i stwierdzili: „Postać damy w XXI wieku prawie całkowicie zanikła. Jeśli spojrzymy na współczesną matkę i gospodynię domową w wieku około trzydziestu lat (…) dziś ubraną w obcisłe dżinsy i wyblakłą bluzkę, to ogarnie nas
zdziwienie... Ten upadek jest zdumiewający (...). Jeżeli kobieta jest kobietą dla swojego męża, a damą dla pozostałych, to społeczeństwo zachowuje swoją godność. Lecz kiedy kobieta jest kobietą dla wszystkich oczu spoglądających obcesowo, to wtedy możemy się spodziewać potopu zmysłowości i różnego rodzaju zboczeń”. Moda katoliczek w nadchodzącym sezonie musi być więc zgodna z zasadami skromności, o których naucza Kościół. Katoliczka ma obowiązek ubierać się stylowo, dostosowując swój ubiór do czasów, w których żyje. A dokładnie – im czasy bardziej rozwiązłe, tym katoliczka szczelniej zakryta. Musi też umieć wybierać stroje, które dopełnią jej kobiecości, jednak nigdy nie narażą na „niegodziwości moralne”. Dyktatorzy nie mówią ani słowa o doborze kolorów. Czy wybierać te, które pasują do koloru butów i włosów, czy może do aktualnych szat roku liturgicznego… Kae
W
dniach 6–7 listopada w Łodzi odbyła się III Ogólnopolska Konferencja Pracownicza zorganizowana przez Ogólnopolską Inicjatywę Pracowniczą. Tematem spotkania była organizacja skutecznego protestu pracowniczego. Przedstawiciele polskich związków zawodowych i stowarzyszeń, m.in. NSZZ „Solidarność”, Inicjatywy Pracowniczej Federacji Anarchistycznej, Sierpnia ’80, Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych, Międzyzakładowej Organizacji Związkowej OPZZ „Konfederacja Pracy” i Ogólnopolskiego Stowarzyszenia Osób w Wieku Przedemerytalnym oraz goście ze Szwecji, Niemiec, Norwegii, Wielkiej Brytanii i Hiszpanii dzielili się doświadczeniami w organizacji lobby pracowniczego oraz sposobami zapobiegania grupowym zwolnieniom i bezrobociu. Dominik Sawicki z IP wyliczył problemy, z jakimi spotykają się pracownicy multikorporacji, którzy
W obronie praw chcą organizować się w związki zawodowe. Często już sama próba obrony łamanych nagminnie przez pracodawców praw pracowniczych kończy się rozwiązaniem umowy, jak to miało miejsce w ubiegłym roku w Świdniku, kiedy grupa pracowników tamtejszej restauracji Mc Donald’s została zwolniona za organizowanie ruchu pracowniczego. Barbara Rodziewicz z Ogólnopolskiego Związku Bezrobotnych, wskazując na rażącą obojętność polityków wobec problemów osób zatrudnionych i katastrofalną sytuację na rynku pracy, postulowała konieczność oddolnych działań na rzecz solidarnej walki o przestrzeganie praw pracowniczych przez pracodawców. Dariusz Skrzypczak z NSZZ „Solidarność” poznańskiego kompleksu Goplana-Nestlé opowiedział, jak związkowcy
R
ada Unii Europejskiej przyjęła niedawno dyrektywę zezwalającą na opatentowanie oprogramowania komputerowego. Wejście w życie tej dyrektywy może spowodować zniszczenie rynku komputerowego, upadek sklepów internetowych, utratę pracy przez indywidualnych programistów.
– organizując bojkot wyrobów Nestlé – wpłynęli skutecznie na zmianę polityki firmy, zmierzającej uprzednio do ograniczenia produkcji i wyparcia z rynku wyrobów podległej jej Goplany. Lotta Holmberg z głównej szwedzkiej organizacji pracowniczej SAC przedstawiła sposoby pomocy emigrantom i pracownikom sezonowym zatrudnionym na terenie Szwecji. Podobne tematy podejmowali przedstawiciele Wielkiej Brytanii, Niemiec oraz Hiszpanii. Drugi dzień konferencji poświęcony był dyskusjom nad skutecznością różnych form strajków i demonstracji. Uczestnicy spotkania przyznają, że powodem słabości związków zawodowych jest ich upolitycznienie. Kolejna konferencja ma się odbyć w czerwcu 2005 roku w Warszawie. MIKOŁAJ
milionów obywateli przy jednoczesnym dalszym wzbogacaniu się globalnych przedsiębiorstw. Na szczęście nie wszystko jeszcze stracone. Regulamin Rady Unii zezwala na ponowne zajęcie się problemem, jeśli jakieś państwo Wspólnoty zgłosi zastrzeżenia, a kolejne zebranie Rady odbędzie się 25 listopada br. Z prośbą o inter-
Dyrektywa Bolkensteina zagrożeniem dla nas wszystkich Dzisiejsze powszechne korzystanie z dobrodziejstw komputerów i informatyki, wspieranie się tzw. wolnym oprogramowaniem skończy się raz na zawsze i wywoła cofanie się w rozwoju całych społeczeństw. Może nawet dojść do sytuacji, w której przy konstruowaniu programu trzeba będzie wykupić licencję na używanie myszki. Skorzystają na tym jedynie największe firmy, często o zasięgu globalnym, mogące sobie dziś pozwolić na skuteczny lobbing nawet wśród członków Rady UE. Małe i średnie firmy programistyczne znikną z rynku. Inicjatywa wprowadzenia tej dyrektywy jest zdecydowanym krokiem przeciwko postępowi, który powinien być jednym z fundamentów zjednoczonej Europy. W dalszej perspektywie spowoduje pauperyzację wielu
wencję do ministra nauki i informatyzacji wybrali się 5 listopada przedstawiciele firm programistycznych. W tym czasie pod gmachem ministerstwa przeciwko dyrektywie protestowali przedstawiciele Antyklerykalnej Partii Postępu RACJA, Federacji Młodych Unii Pracy, Nowej Lewicy. Z deklaracji ministra nauki i informatyzacji, Michała Kleibera, wynika, iż zdaje sobie on sprawę, że pomysł opatentowania oprogramowania jest dla naszego kraju niekorzystny oraz że Polacy zrobią wszystko, by do dyskusji w Radzie Unii doszło jeszcze raz. Więcej informacji na temat walki z opatentowaniem oprogramowania i dyrektywy Bolkensteina na stronach: www.nosoftwarepatents.com i www.ffii.org.pl. APP RACJA
Unia coraz ściślejsza 15 listopada br. w Kielcach podpisano wojewódzkie porozumienie Unii Lewicy, w skład którego weszły APP RACJA, DPL, PPS i UP. Na spotkaniu obecni byli przewodniczący władz krajowych wszystkich czterech partii: Izabela Jaruga-Nowacka, UP; Elżbieta Wasiak, DPL; Piotr Musiał, APPR; Podpisanie porozumienia UL na Pomorzu Andrzej Ziemski, PPS. W trakcie konferencji przewodpostępową, która będzie dążyć do niczący APP RACJA powiedział podniesienia jakości życia wszystkich m.in., iż postulaty Unii Lewicy obywateli, nie poprzez rozdawnictwo, ale przez stymulowanie wzrow sprawie respektowania neutralstu gospodarczego i tworzenie noności światopoglądowej państwa nie wych miejsc pracy, priorytetowe trakoznaczają wcale „wojny z Kościotowanie nauki i edukacji oraz wdrałem”, lecz stanowią fundament bużanie nowych technologii w gospodowania nowoczesnej Polski goddarce – powiedział Piotr Musiał. nej XXI wieku. – Jesteśmy lewicą
Dotychczas wojewódzkie porozumienia Unii Lewicy zostały zawarte w województwach: lubuskim, małopolskim, opolskim, pomorskim, śląskim, świętokrzyskim i warmińsko-mazurskim. Na przełomie listopada i grudnia powinno dojść do podpisania porozumienia programowego Unii Lewicy na szczeblu krajowym. Obecnie w skład Unii Lewicy wchodzą: Antyklerykalna Partia Postępu RACJA, Centrolewica RP, Demokratyczna Partia Lewicy, Nowa Lewica, Polska Partia Pracy, Polska Partia Socjalistyczna, Unia Pracy. PM Fot. Krzysztof Dukowicz
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
LISTY Oświadczenie W obchodach Święta Niepodległości 11 listopada na placu Matejki w Krakowie wzięła udział liczna grupa przedstawicieli ugrupowań politycznych, sygnatariuszy porozumienia pod nazwą Unia Lewicy. Delegacje tych ugrupowań złożyły kwiaty pod pomnikiem Nieznanego Żołnierza razem z innymi delegacjami i społeczeństwem Krakowa. W tonie pojednania, tolerancji i wybaczenia zostały wygłoszone przemówienia: Prezydenta Miasta Krakowa, Wojewody Małopolskiego i Marszałka Województwa Małopolskiego. Grupy katolickiej młodzieży, wyznawcy jedynej „prawdy”, zakłócały wystąpienia prezydenta Krakowa, Jacka Majchrowskiego, i wojewody małopolskiego, Jerzego Adamika, gwizdami i okrzykami: „Złodzieje”. Takie same okrzyki były wznoszone, kiedy kwiaty składały delegacje Unii Lewicy. Zaręczam, że myśmy nikomu nic nie ukradli, a jestem również pewien, że wojewoda i prezydent Krakowa – także. Nasze ugrupowanie staje jedynie w obronie ludzi biednych, wykluczonych, staje w obronie tolerancji i równości społecznej. Dziwi nas, że Wojewoda Małopolski w swoim wystąpieniu w pierwszej kolejności przywitał kard. Franciszka Macharskiego, którego duchowni wychowują młodzież od przedszkola w duchu nietolerancji, agresji, braku poszanowania dla prawa i porządku publicznego. Dziwi nas również to, że na te awanturnicze występy katolickiej młodzieży nie zareagowały służby porządkowe (licznie obecne na tej uroczystości), które są na społecznym utrzymaniu tak samo jak ludzie Kościoła. Stanisław Błąkała Przewodniczący Zarządu Wojewódzkiego APPR w Krakowie
Lewica razem 11 listopada 2004 r. przed Grobem Nieznanego Żołnierza w Płocku odbyły się obchody związane z Dniem Niepodległości. W uroczystościach wzięła udział miejscowa APP RACJA, która manifestowała z transparentem przedstawiającym logo oraz antyklerykalne hasła. Wystąpienie naszej reprezentacji spotkało się ze spokojnym przyjęciem i aprobatą wielu zgromadzonych osób, które dotychczas przeważnie o RACJI nie słyszały. Przedstawiciele partii złożyli również wiązankę kwiatów na płycie Grobu Nieznanego Żołnierza – wspólnie z lokalnymi działaczami PPS,
ZSMP oraz Stowarzyszenia Kobiet Lewicy. Na uwagę zasługuje fakt, że po raz pierwszy członkowie tych czterech ugrupowań politycznych wystąpili jako nowo utworzona koalicja powiatu płockiego. Stanowi to dowód, iż wśród organizacji tere-
LISTY OD CZYTELNIKÓW megakurwicy, gdy oglądam wyrazy ubolewania i współczucia, programy na żywo z ekspertami, gdy słucham smutnej muzyki w radiu... Ojej, jakie to przerażające! Tak jakby porwano cały autobus z dziećmi... Jednocześnie cały czas mam w głowie statystyki dotyczące około
Nawiedzenie Byłem uczniem Gimnazjum im. Jana Pawła II w Kamieńsku, powiat radomszczański (woj. łódzkie). Dyrektorką placówki jest nawiedzona Anna Kuliberda, która ma syna księdza i chyba stąd bierze się jej fanatyzm na punkcie religii. Rządy dyrektorki to istna paranoja. Modlitwa przed i po lekcji, a w razie sprzeciwu uczniowie są wzywani na lekcje w celu udzielenia im reprymendy. W każdej klasie ma być tablica upamiętniającą Papę – coś takiego jest nawet w statucie szkoły. Wycieczki są organizowane rzadko, a jeśli są, to tylko do Niepokalanowa, Wadowic lub Częstochowy (tu punktem kulminacyjnym jest nabożeństwo na Jasnej Górze). Ksiądz uczący w owej szkole organizuje odmawianie różańca na przerwie, ale na szczęście nieobowiązkowo. Każda odmienność jest – oczywiście – karana. Czytelnik
Nie zasłaniać biskupa
nowych szczebla powiatowego także istnieje silna potrzeba budowania mocnej i wiarygodnej lewicy. Dariusz Wojtkowski Przewodniczący Koła APPR
Miała RACJĘ Moja córka, uczennica 5 klasy szkoły podstawowej, na pytanie księdza na lekcji religii, jakie partie polityczne znają dzieci, odpowiedziała: „Antyklerykalną Partię Postępu RACJA”. Księdzem zatrzęsło, ale szybko zripostował, że to partia oszołomów. Nie zbiło to dziecka z pantałyku, wręcz przeciwnie. Córka stwierdziła, że wcale nie, bo należy tam jej tata, a poza tym ona też tam czasem bywa i są tam bardzo fajni ludzie. Księdzu dosłownie wara zwisła, a córka jeszcze zapytała klechę, skąd ma taki ładny, czarny samochód. Powiedział, że bardzo ciężko pracuje, a poza tym musiał się dużo uczyć, żeby to osiągnąć. Dziecko dalej: „A dlaczego jest taki brudny?”... Jak niska jest świadomość społeczeństwa. Traktują nas – RACJĘ – jako jakąś sektę, świadków Jehowy itp. Jak długo to jeszcze potrwa? Artur, Częstochowa
Miej proporcjum... Do napisania tego listu „zachęciła” mnie informacja z ostatnich dni, tj. porwanie tej irackiej Polki. Źle mi się robi, a zarazem dostaję
170 osób, które w Polsce każdej zimy zamarzają, ludzi (w tym przecież i dzieci), którzy czekają w ogromnych kolejkach do specjalisty, po leki, na operacje ratujące życie... Ilu takich ludzi, dzieci odeszło, zgasło... I nic – ani programów na żywo, ani dnia smutnej muzy... Widocznie liczy się tylko zbijanie kapitału i zdobywanie widzów głośnymi i gorącymi pseudotematami... Czytelnik
Nadmiar cudów Zastanawia mnie, ilu ludzi pracujących w naszej publicznej telewizji na etatach religijnych orzeka o tym, który zbieg okoliczności czy wybryk natury należy uznać za cud. Każdy cud musi być komuś przypisany. Nie ma cudów anonimowych. Nie wiem, czy to szczęśliwe uratowanie spod gruzów po trzęsieniu ziemi matki z dwójką dzieci należy przypisać naszemu „świętemu” JPII, a może niepokalanej i cnotliwej Pannie-Mężatce, ks. Popiełuszce, Matce Teresie z Kalkuty, Buddzie czy Mahometowi… Po takich nagminnych uniesieniach religijnych naszych informatorów należy zapytać, gdzie tkwi przyczyna włączenia „cudów” do codzienności życia ludzkiego na naszej planecie. Czy aby nie w zapisie o przestrzeganiu wartości chrześcijańskich w ustawie o radiofonii i telewizji? wierny Czytelnik
W połowie września br., podróżując po Ukrainie, znalazłem się w Kamieniu Podolskim. Gdy z grupą wycieczkową zbliżałem się do jednego z kościołów, już z daleka dojrzałem znajomą postać W.P. Leszka Millera, kiedyś premiera. Wśród otaczających go osób wyróżniała się jedna, ciemno ubrana. Myślałem, że to może ochroniarz, ale postura raczej na to nie wskazywała. Z bliska okazało się, że to najprawdziwszy biskup. Oblicze pana Millera promieniało szczęściem i owym charakterystycznym dla niego uśmieszkiem. A gdy osoby z wycieczki zaczęły ustawiać się do zdjęcia i zrobiło się tłoczno, wrzeszczał z niepokojem: „Nie zasłaniajcie biskupa!!!”. Cóż tu jeszcze dodać? Chyba tylko to, że lewica – pardon – lewizna (to chyba bardziej adekwatne określenie) nadal konsekwentnie się kompromituje, włażąc gdzieś czarnej stonce. Szkoda tylko, że konsekwencji brakuje jej w innych poczynaniach. Zygmunt Jaworski, Łagów
Atakować wszystkich? Przeczytałem przypadkowo Państwa gazetę w Nowym Jorku i pozwolę sobie o wyrażenie krótkiej opinii. To, co by mogło być w „FiM” nowatorskie, to zaatakowanie wszystkich religii na równym poziomie. Nikt by się wtedy nie mógł przyczepić o nic, a poziom czasopisma automatycznie by się podniósł. Czasopismo łódzkie mogłoby stać się forum dyskusyjnym zarówno dla najbardziej zagorzałych przeciwników,
19
jak i zwolenników religii – nie tylko na skalę polską, ale i na szerszą. Atakowanie tylko Kościoła katolickiego jest tzw. strzelaniem do własnej cywilizacyjnej bramki. Na odkrycie błędów czekają inne religie. Andrew Szczepaniec Brooklyn, New York
Inne spojrzenie Z uwagą przeczytałam zwierzenie Jonasza („FiM” 42/2004) i czuję się usatysfakcjonowana, bo człowiek poszukujący to człowiek godny zaufania, nawet jeśli z brzucha wieloryba wychodzi z lekka nadtrawiony. Ja w moich poszukiwaniach trafiłam na hunę – wiedzę tajemną pochodzącą z Hawajów, która – jak chcą niektórzy – powędrowała tam oceanami z Egiptu. Huna dzieli naszą psychikę na trzy subosobowości – Świadomość, Podświadomość i Nadświadomość. Świadomość rozumiemy wszyscy – to jest to, co w nas myśli i wie, że myśli. Podświadomość nieźle opisali psychoanalitycy i koncepcja ta nie różni się zasadniczo od wizji w hunie. Natomiast Nadświadomość to istnienie tajemnicze – nasz Anioł Stróż czy duch opiekuńczy, który prowadzi nas drogą życia, zsyłając zdarzenia radosne lub surowe lekcje ku opamiętaniu. To właśnie Nadświadomość wyciąga do nas tę pomocną, niewidzialną dłoń, którą czuje Jonasz. Wyznawcy huny twierdzą, że wszystkie nasze modlitwy trafiają właśnie do Nadświadomości, naszego prywatnego boga. Nadświadomość ma nieograniczone możliwości działania i może zaspokoić wszelkie nasze potrzeby. Można by rzec, że Nadświadomość toss również lampa Aladyna, powołana do spełnienia naszych życzeń. Właśnie za jej pomocą załatwiamy sobie na przykład cudowne uzdrowienia lub niezwykłe inspiracje. Niestety, nie zawsze i nie wszyscy. Dlaczego? Inka, Warszawa
Józefowie Józefowi W artykule „Józefowie Józefowi” („FiM” 44/2004, s. 6) zamieszczona jest informacja, iż proboszcz parafii w Gdańsku Przymorzu wysłał do wszystkich Józefów parafii apel o szmal na budowę kościoła. Otóż chciałem dodać, iż proceder ten stosowany był już w 2002 roku i dotyczył nie tylko Józefów z gdańskiej parafii – podobne apele skierowane były do Józefów w Kłodzku, czyli na drugim końcu Polski. Wynika z tego, iż apel o szmal trafił do wszystkich Józefów w Polsce. Kazimierz Sobol
TYGODNIK FAKTY i MITY Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Andrzej Rodan; Sekretarz redakcji: Adam Cioch – tel. (42) 637 10 27; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 639 85 41; Dział historyczno-religijny: Paulina Starościk – tel. (42) 630 72 33; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Fotoreporter: Marcin Bobrowicz; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 630 70 66; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected]; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./fax (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA – do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena prenumeraty – 31,20 zł kwartalnie. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 12401053-40060347-2700-401112-005 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19, 532 88 20; infolinia 0 800 12 00 29. Ceny prenumeraty z wysyłką za granicę w PLN dla wpłacających w kraju: pocztą zwykłą (cały świat) 132,–/kwartał; 227,–/pół roku; 378,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 149,–/kwartał; 255,–/pół roku; 426,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 182,–/kwartał 313,–/pół roku 521,–/rok. W USD dla wpłacających z zagranicy: pocztą zwykłą (cały świat) 88,–/rok; pocztą lotniczą (Europa) 99,–/rok; pocztą lotniczą (reszta świata) 121,–/rok. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 821 3290; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 439 6300. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: do 25 listopada na pierwszy kwartał 2005 r. Cena 31,20 zł. Wpłaty dokonywać na konto: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15, Bank Przemysłowo-Handlowy PBK SA o/Łódź 87 1060 0076 0000 3300 0019 9492. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna: p–
[email protected]. 8. Prenumerata na całym świecie: www.exportim.com. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
20
Nr 47 (246) 19 – 25 XI 2004 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Budujemy... stary dom
PÓŁ ŻARTEM, PÓŁ SERIO, CZYLI
Duże i małe
Rys. Tomasz Kapuściński
Kraków – Skałka. Sadzawka św. Stanisława. Nauczają, żeby nie budować na nietrwałym fundamencie, a sami budują na wodzie Fot. J. Rudzki
Trochę sobie w weekend pofilozofowałam z moimi przyjaciółkami na temat przemyśleń Roja, wybitnego filozofa duszy i... piersi kobiecych. Rozmyślałyśmy o tym, jakie piersi podobają się facetom – duże czy małe… Już dawno minęły czasy, kiedy to za sprawą Jennifer Fisher, 19-letniej pracownicy giełdy nowojorskiej, został wstrzymany ruch w bankowej dzielnicy Manhattanu, bowiem zgromadził się tam dwunastotysięczny tłum gapiów. Powód? Jennifer wybrała się na spacer. Miała na sobie obcisły sweterek, a pod nim biust numer 12! Jak donosił reporter czasopisma „Village Voice”, w trosce o zdrowie zafascynowanych mężczyzn na bocznych ulicach rozstawiono 6 namiotów tlenowych, dwanaście karetek pogotowia oraz specjalne centrum dowodzenia akcją. Dzisiaj by się to nie powtórzyło, bowiem według seksuologów i socjologów duże i małe piersi są równouprawnione, zarówno jedne, jak i drugie mają swoje
zalety. I tak na przykład według Roja i moich przyjaciółek, kobiety z dużym biustem: l Mogą zatrzymać taksówkę/stopa nawet w najgorszy dzień; l Sprawiają, że jogging staje się sportem widowiskowym; l Zawsze były i będą interesującymi obiektami dla artystów; l Leżąc w wannie, trzymają suche czasopismo; l Mają większą siłę argumentów w negocjacjach (zwłaszcza z mężczyznami niższymi od nich); l Zazwyczaj znajdują
popcorn jeszcze długo po wyjściu z kina; l Lepiej unoszą się na wodzie; l Rzadko mają problem ze znalezieniem partnera do wolnego tańca; l Mają gdzie położyć szklankę, siedząc na krześle bez podpórek na ręce. Kobiety z małym biustem: l Nie powodują wypadków za każdym razem, gdy pojawią się w miejscu publicznym; l Zawsze wyglądają młodziej; l Wiedzą, że jeśli podczas jedzenia kapnie im sos, to niechybnie trafi na rozłożoną na kolanach serwetkę; l Są w stanie zobaczyć swoje buty lub palce u nóg; l Mogą spać na brzuchu; l Nie mają problemów z wsiadaniem za kierownicę małego samochodu; l Mogą się spóźnić do kina i nie zmuszać do wstawania całego rzędu; l Uczęszczają na lekcje aerobiku bez ryzyka znokautowania samych siebie. Ale ja i tak wiem swoje: to, co najbardziej w kobietach cenią mężczyźni, to nie biust, nogi, pupa, ale inteligencja! Prawda? ZOSIA WITKOWSKA