ŚCIŚLE JAWNE TAJEMNICE RP INDEKS 356441
ISSN 1509-460X
http://www.faktyimity.pl
Nr 49 (405) 13 GRUDNIA 2007 r. Cena 3 zł (w tym 7% VAT)
Str. 9
IV RP naprawdę była państwem solidarnym. Jedną z ostatnich decyzji minister Anny Fotygi było podpisanie „Deklaracji współpracy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Komisji Episkopatu ds. Misji w sprawie pomocy i edukacji rozwojowej”. Efekt? Państwo polskie za miliony złotych z budżetu będzie budowało kościoły i kaplice, wyposażało plebanie, kupowało misjonarzom samochody. A gdzie? A na całym świecie! Str. 7
0
Str. 1
2, 13
Str. 1
ISSN 1509-460X
Str. 6
2
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
KSIĄDZ NAWRÓCONY
KOMENTARZ NACZELNEGO
FAKTY Warszawa, Mokotów. Autko Julii Pitery, sekretarz stanu w Kancelarii Premiera, spłonęło jak pochodnia. Zostało podpalone – wynika z ustaleń policyjnych ekspertów. No... Jarku, ile razy mama ci mówiła, żebyś nie bawił się zapałkami?! Nie odbiera telefonów, nie występuje w telewizji, nawet do Sejmu nie chodzi i nikt nie wie, gdzie jest. O kim mowa? O Zbigniewie Ziobrze – zgasłej gwieździe konferencji prasowych, właścicielu dyktafonu i niszczarki. „To prawda, Zbyszek się zaszył” – przyznał dziennikarzom jeden z działaczy PiS. Ooo, czyli tak już z nim było źle... Dzień w dzień posłowie PiS otrzymują e-mailowe instrukcje od swojego naczalstwa, z których dowiadują cię, co aktualnie (i literalnie) mają mówić w mediach na konkretne tematy. Więc np. jeśli jakiś dziennikarz zapyta o aferę korupcyjną z udziałem członka partii braci K., należy odpowiedzieć: „Nie zajmuję się obrzydliwymi pomówieniami. Trwa moda na atakowanie PiS”. Sprawdzone wzorce są zawsze dobre. Identyczne instrukcje dla prominentnych członków PZPR drukował przed laty wewnątrzpartyjny biuletyn „Sugestie”. Benedykt XVI naradzał się z kardynałami w Watykanie nad możliwościami zacieśniania relacji z prawosławiem. No i z prawosławia nadeszła szybka odpowiedź. Patriarcha moskiewski oficjalnie zażądał niezwłocznej likwidacji diecezji katolickich na terenie całej Rosji. Dobrze wie władyka, że słowo „zacieśnienie” bardzo ściśle wiąże się z pętlą na szyi. Już nie tylko prominentni politycy, ale także i ich sobowtóry domagają się ochrony BOR-u, np. Jarek Kaczyński – podobny do prezydenta. Sobowtór Wałęsy żali się, że lecą pod jego adresem „ch...e” i okrzyki: „Oddaj moje 100 milionów!”. Sobowtórowi Jaruzelskiego natomiast już kilka razy nieznani sprawcy chcieli wpieprzyć za stan wojenny. Od Chucka Norrisa ludzie oczekują cudów. Ale najgorzej ma sobowtór Lecha Kaczyńskiego. Chce go bić cały naród! „Medycyna nie ma żadnej wiedzy, by żywność zmieniona genetycznie niosła jakieś zagrożenia” – oświadczył światowej sławy genetyk, metropolita lubelski Józef Życiński, i zachęcał wiernych, aby przestali jej się bać. Wie, co mówi. Jego firma czerpie z sięgających tysięcy lat doświadczeń z modyfikowaną żywnością. Bo to i manna, i przepiórki, i chleb, ryby, wino... Wierni widzowie Telewizji Trwam przeżywają obecnie dramatyczny kryzys tożsamości. Trudno im się dziwić, skoro program ich ukochanej stacji co rusz przerywany jest planszą: „Przepraszamy za usterki”. Co bardziej wtajemniczeni twierdzą jednak, że emitowany napis nie jest spowodowany wpadkami technicznymi, ale ekspiacją ojca dyrektora. To taka nowoczesna wersja: „Moja wina, moja wina...” . „Diabły się cieszą, bo na zamierzenia obecnych władz MEN nie reaguje nikt (...). Donald Tusk chce bawić się w Boga” – do takich wniosków, à propos zapowiadanego przez minister edukacji wycofania się z oceny z religii na maturze i finansowania przez państwo zapłodnień in vitro, doszedł Mirosław Orzechowski. A kto to jest Orzechowski? Na szczęście już nikt. Do drzwi mieszkań na warszawskim Bemowie pukał dżentelmen w stroju księdza, wręczał opłatki i czekał na „co łaska”. Dowiedzieli się o tym księża z miejscowej parafii i powiadomili policję. Ta niezwłocznie zatrzymała przebierańca. Teraz sąd poszuka dlań stosownego paragrafu. Zapewne tego o nieuczciwej konkurencji. Proponujemy biedakowi, by bronił się prawem zwalczającym monopole. Kazimierz Kutz podpisał w stanie wojennym lojalkę, dzięki czemu zwolniono go z internowania – podał IPN. „Zabić komunistyczną świnię!” – takie i inne wpisy pojawiły się natychmiast na kontrolowanych ostatnio przez PiSiołków forach internetowych. Zginąć z rąk PiS-u? Czemu nie! To będzie piękna śmierć. Jak kromka chleba. Obrazki z Janem Pawłem II, Benedyktem XVI, Aniołem Stróżem i portretami świętych możesz od dziś umieścić jako tapetę w swojej komórce. Wysyłasz SMS-a pod wskazany numer i już. Taniocha – tylko 3 euro. Tapet z tatą dyrektorem kupić, niestety, nie można. Są bezcenne! W wyborach do rosyjskiej Dumy wygrała pro-Putinowska Jedna Rosja. Jeszcze PiS-owska TVP (a nawet TVN) darła koty, że wybory nie były demokratyczne, wolne itp. A tak naprawdę to żal im d...y ściska! IPN podał, że Nelly Arnold Rokita wpisana była przez Służbę Bezpieczeństwa do „indeksu osób niepożądanych w Polsce”. Jest więc prawdziwy powód, aby uznać SB za instytucję przestępczą. Kto im bowiem pozwolił wykreślić Nelly z tego indeksu?!
Donald, idź na całość! N
ie zazdroszczę premierowi Tuskowi. Chłopina wygląda na poczciwego, a musi użerać się z całym Kaczym układem w Sejmie i w Pałacu Prezydenckim. A w dodatku jeszcze rządzić krajem i wprowadzać reformy. Aby mieć odrobinę spokoju, lawiruje i robi podchody, uderza i cofa się. Zmienił zdanie w kwestii Karty praw podstawowych – to błąd i oznaka słabości wobec Kaczyńskich i biskupów. A ci nie zwykli okazywać miłosierdzia słabym. Dobrze, że powstaną komisje ds. śmierci Barbary Blidy i śledztw CBA. Ludzie PiS-u powinni tam zostać rozjechani tak, jak na to zasługują. Dał nam przykład Zbyszek Ziobro, jak zwyciężać mamy. Zawiodła mnie akceptacja Romaszewskiego na stanowisko wicemarszałka senatu (kolejna zmiana zdania) – typa dość obrzydliwego, a w dodatku wykształciucha w obozie kartofli. Dla odmiany, nadzieją napawa twarda postawa rządu w kwestii polityki zagranicznej. Widać, że Tusk chciałby tu wyraźnej zmiany. W odróżnieniu od Kaczyńskich nie składa obecnego interesu kraju na ołtarzu Katynia, zaborów, komuny. Łatwo jest grać na uczuciach, kłapiąc dziobem o ofiarach sprzed 67 lat. Trudniej było niedojdom wynegocjować korzystne kontrakty handlowe, pokonać nieufność, wyznaczyć nową jakość – po prostu budować zamiast burzyć. Dla Rosjan nasze nieustanne żale i żądania przeprosin (specjalność Kaczek) są niepojęte. Dlaczego nowe pokolenie ma brać na siebie odium zbrodni ludobójstwa? Tym bardziej że ich ojcowie i matki sami byli tego samego stalinowskiego ludobójstwa ofiarami. Polacy bestialsko zabici na Wschodzie stanowią tylko cząsteczkę dziesiątków milionów ofiar wśród Rosjan, Ukraińców, Litwinów, Tatarów. To Stalin i jego ówcześni pomagierzy byli bandytami, a nie współcześni Rosjanie. Czy to tak trudno zrozumieć? Jak mogą takie zaszłości rzutować na współczesne stosunki?! Jak można wciąż nawracać do poszukiwania winnych zbrodni i rozgrzebywać tę ranę? W czyim interesie? Przecież to nasza rana i to my w niej grzebiemy, karmiąc się własnym bólem. To jest chore! A przy okazji – kilka tygodni temu pisałem, co Tusk powinien zniszczyć, z czym skończyć. Otóż zapomniałem o IPN-ie! Tej żałosnej instytucji, która pożera ogromne budżetowe środki na opracowania, raporty i konserwację pożółkłych teczek. I jeszcze na ściganie emerytów stojących nad grobami – przeważnie za to tylko, że pół wieku temu dali komuś po mordzie. Trzeba to towarzystwo prokuratorów rozpędzić na cztery wiatry i zagonić do konkretnej roboty w sądach – niech ścigają złoczyńców chodzących po ulicach, zamiast tropić upiory przeszłości. Wróćmy do Rosji. To przecież kraj o największych perspektywach rozwoju. Każdy normalny rząd chce robić z Rosją jak największe interesy. Sam mam znajomych, którzy eksportują do Rosji sadzonki krzewów i drzew. Ich największym problemem jest brak dostatecznej ilości towaru, bo Rosjanie zamawiają „każdą ilość” i świetnie płacą. Tak jest z każdą branżą i tak też byłoby z tym nieszczęsnym mięsem. W tej sytuacji pielęgnowanie uprzedzeń i nienawiści trzeba traktować jako zdradę polskiej racji stanu. Tylko ostatni... Kaczyński może mieć inne zdanie. Chwała Tuskowi, że chce dobrze żyć z naszymi sąsiadami i sygnalizuje nieufność wobec USA. Może wreszcie skończy się to
nasze obrzydliwe wasalstwo wobec jankesów, którzy jawnie i od lat nami pogardzają. Dlaczego Kaczory nie obrazili się na nich za brak wiz czy odrzucanie naszych firm podczas przetargów w Iraku? Brawo dla Tuska za deklarację wycofania stamtąd wojsk i za zapowiedź, że w sprawie tarczy antyrakietowej będziemy konsultować się z Rosją. Jest szansa, że cały projekt tej chorej instalacji upadnie. Najlepiej na łby jej pomysłodawców. Amerykanie przywykli wykorzystywać słabszych, ich kosztem prowadzić swoją politykę hegemonii i zastraszania świata. Oto prawdziwy, globalny terrorysta! Współpracując z nimi, wzięliśmy na siebie krew setek tysięcy amerykańskich ofiar, także tych w Wietnamie, Panamie, Korei, Serbii, Liberii i innych. Nie można dwóm panom służyć, a Polska już raz dobrze wybrała Europę i dobrego niech się trzyma. Kaczy (ale i Kwaszy) plan piątej kolumny Ameryki w Europie jest najgorszym z możliwych. Jedni mają nas za swoich piesków, a drudzy słusznie czują się zdradzeni. Świat jest dziś trójbiegunowy. Jedną siłę stanowi daleki Wschód z Chinami i Japonią na czele, drugi biegun to Ameryka, a trzeci – Europa. Wschód i UE postawiły na ekspansję ekonomiczną. Nasz kontynent rozrasta się, poszerzają się rynki zbytu, ale również obszary dostatku. Oczywiście, najbardziej korzysta na tym wielki kapitał – kto więcej ma, ten więcej pomnaża, inaczej nie będzie. Tyle że kapitał w postaci koncernów światowych marek inwestuje i tworzy miejsca pracy, zaszczepia nowe technologie, płaci w nowych krajach podatki. W ten sposób cywilizacja dotrze z Europy na ukraińskie stepy, a później dalej – do Mołdawii, Kazachstanu, Mongolii... To pokojowa ekspansja. USA preferują inną – zaborczą. Wolą siłą, z pomocą armii, podbić państwo, na którego terenie upatrują swoich interesów. Są dowody, że Amerykanie sami finansowali al Kaidę i bin Ladena. Teraz, mając technikę satelitarnego podglądu, pozwalającą na policzenie mu włosów na brodzie, wmawiają naiwnym, że nie mogą go złapać. Być może sprowokowali nawet atak z 11 września. Stawką było wzmocnienie pozycji Busha – obrońcy Ameryki – a przede wszystkim pretekst do uderzenia na Irak i zajęcie terenu o największych na świecie złożach ropy i gazu. Stany są nieobliczalne, to imperium zła, które kieruje się wyłącznie interesami wielkich korporacji, głównie zbrojeniowych. To one finansują olbrzymie kampanie wyborcze, a od wygranych oczekują później zwrotu poniesionych kosztów. Ich właściciele dla bajońskich zysków gotowi są posłać na śmierć miliony niewinnych ludzi. Nowy polski premier wysyła pozytywne sygnały. Ma pomysły, które powinien już dawno wdrożyć rząd Millera. Miejmy nadzieję, że pod naciskiem idiotycznej i antypolskiej krytyki ze strony PiS-u nie postawi na półśrodki, tak jak to zrobił z Kartą praw podstawowych. Powinien trzymać się jak najdalej od Ameryki i wszelkich świrów myślących szabelką i dziobem zamiast głową. Za wzór można mu dać premiera Hiszpanii Zapatero, który wyprowadził wojska z Iraku, postawił się skrajnej prawicy, Kościołowi i – dzięki racjonalnym decyzjom – zachowuje bardzo wysokie poparcie w społeczeństwie. Donaldzie i cały nowy rządzie – odwagi, nie lękajcie się! I nie nadstawiajcie drugiego policzka byle komu, a poparcie dla Was wśród Polaków nie spadnie. JONASZ
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r. o wie 100 losowo wybranych polskich mężczyzn o średnio 107 przypadających na nich statystycznych kobietach? Prawdopodobnie niewiele mniej niż one same o sobie. Obu zatem płciom dedykujemy wybór naszych spostrzeżeń z lektury najnowszego raportu „Zdrowie kobiet w wieku prokreacyjnym 15–49 lat”, w którym – oprócz danych ściśle medycznych – znajdujemy mnóstwo interesujących informacji społeczno-demograficznych o zachowaniach seksualnych kobiet. ~ ~ ~ 1. Stan cywilny Prawie co czwarta ze wszystkich polskich kobiet (w wieku 15 lat i więcej) jest panną, 15 proc. populacji stanowią wdowy, a 4 proc. to rozwódki.
C
oznacza spadek bliski 40 proc. Wyraźnie natomiast zmalała różnica między miastem a wsią: w 1990 r. tzw. współczynnik dzietności ogólnej na wsi był o 40 proc. większy niż w mieście, w 2004 r. – już tylko o 25 proc. Z zestawienia „współczynnika dzietności” z poziomem wykształcenia kobiet wynika, iż zdecydowanie najmniej dzieci rodzą kobiety z wykształceniem wyższym, które zostają obecnie matkami, rodząc pierwsze dzieci w wieku 27,7 lat (z wykształceniem podstawowym – w wieku 19,7 lat). Odnotowuje się natomiast – nasilony w ostatnich latach – wzrost liczby urodzeń pozamałżeńskich (z 34 tys. w 1990 r. do prawie 68 tys. w 2005 r.), które stanowią ponad jedną czwartą urodzeń w miastach oraz ok. 17 proc. na wsi.
GORĄCY TEMAT
3
4. Zdrowie ~ Kobiety piją średnio cztery i pół razy mniej alkoholu niż mężczyźni. Najmniejsze różnice w spożyciu występują w najmłodszej (15–19) i najstarszej (65 i więcej) grupie wiekowej, w których mężczyźni piją tylko dwa razy więcej. Stosunkowo niewielka jest też różnica wśród osób z wyższym wykształceniem, co wynika z faktu, że u mężczyzn spożycie spada wraz ze wzrostem wykształcenia, podczas gdy u kobiet obserwuje się zjawisko odwrotne: im wyższe wykształcenie, tym wyższe spożycie alkoholu. Ciągle jednak nawet w tej grupie wykształcenia kobiety piją dwa razy mniej;
Rzeczpospolita babska Mają przewagę liczebną, są lepiej wykształcone, nie spieszno im do zamążpójścia, kochają się, kiedy mają ochotę, choć czasem zbyt wcześnie... – to chyba już nie są te katolickie matki Polki. To m.in. konsekwencja faktu, że każdego roku (poczynając od 1995 r.) liczba małżeństw nowo zawartych jest stale niższa od liczby związków rozpadających się, z których zdecydowana większość kończy się z powodu śmierci jednego z małżonków (najczęściej mężczyzny), a ok. 26 proc. – na skutek rozwodu. Ta druga z przyczyn sytuuje nas na przyzwoitym europejskim poziomie, wobec np. aż 78 proc. odsetka rozwodów w Estonii, 60 proc. w Szwecji, 47 proc. w Niemczech, 21 proc. w Grecji i 14 proc. w Irlandii. Charakterystyczne jest też w Polsce zjawisko systematycznego opóźniania decyzji matrymonialnych. Przykładowo: o ile na początku lat 90. przeciętnie 109 kobiet na 1000 z grupy wiekowej 20–24 lata zawierało związki małżeńskie, to aktualnie decyduje się na nie 55 na 1000. Obniżył się też udział najmłodszych kobiet w ogólnej liczbie zawierających małżeństwa: ~ w 1990 r. na 100 ślubujących przypadały średnio 22 mające nie więcej niż 19 lat, obecnie jest ich zaledwie 7; ~ wśród nastolatek w wieku 16–17 lat wskaźnik ten spadł sześciokrotnie (z 3 do 0,5). ~ ~ ~ 2. Macierzyństwo Od 1989 r. występuje w naszym kraju brak prostej zastępowalności pokoleń. W 2006 r. urodziło się ogółem 374,2 tys. dzieci, czyli o 32 proc. mniej niż w roku 1990. Wzrósł natomiast w rzeczonym okresie średni wiek matek: z 23,3 do 25,5 lat. Na jedną kobietę w wieku 15–49 lat przypada statystycznie 1,23 dziecka, co wobec wartości 2,04 w 1990 r.
~ ~ ~ 3. Wykształcenie Kobiety w Polsce są ogólnie... lepiej wykształcone niż mężczyźni, bo choć ustępują im aktualnie o 1,3 proc. w wykształceniu wyższym, to wyraźnie – o prawie 8 proc. – dystansują w policealnym i średnim. W najbliższej przyszłości wskaźniki te będą jeszcze wyraźniejsze, ponieważ:
~ Odsetek codziennie palących wśród kobiet w wieku prokreacyjnym utrzymuje się na poziomie 30,4 proc.; ~ Marihuana i haszysz są najbardziej rozpowszechnionymi narkotykami, zwłaszcza wśród nastolatek. Okazjonalnie sięga po nie co dziesiąta w wieku 15–16 lat oraz prawie co piąta w wieku 17–18 lat. Najgroźniejszych substancji (heroina czy kokaina) używa śladowa ilość (1 proc.). 5. Zachowania seksualne dziewcząt Z badań przeprowadzonych na reprezentatywnej grupie 1403 uczennic szkół ponadgimnazjalnych wynika, że:
życia miała jednego partnera seksualnego; co ósma przyznała się do trzech lub więcej. Niepokojąco przedstawia się kwestia zapobiegania niechcianej ciąży, bowiem podczas swojego ostatniego stosunku płciowego połowa dziewcząt igrała z ogniem, korzystając z metod o małej skuteczności (stosunek przerywany, kalendarzyk), a co dziesiąta nie stosowała żadnej. ~ ~ ~ 6. Zachowania seksualne kobiet Zdecydowana większość Polek kocha się nie dla wymaganej przez
~ wśród uczniów liceów ogólnokształcących i szkół policealnych jest więcej kobiet niż mężczyzn, a wśród studentów stanowią już ok. 60 proc. populacji; ~ podniesie się jakość wykształcenia kobiet (zdecydowanie częściej niż mężczyzni uczęszczają do szkół dziennych); ~ wzrasta liczba słuchaczek wyższych szkół technicznych i rolniczych, akademii medycznych oraz wyższych szkół morskich, przy jednoczesnym obniżaniu się odsetka studentek w wyższych szkołach pedagogicznych; ~ w kolegiach języków obcych panie stanowią ponad 80 proc. ogółu uczących się. ~ ~ ~
~ więcej niż co piąta 16-latka i prawie połowa 18-latek ma już za sobą inicjację seksualną; ~ do rozpoczęcia życia płciowego nastolatek częściej dochodzi w mieście (36 proc.) niż na wsi (27 proc.); ~ odsetek dziewcząt, które rozpoczęły współżycie, był największy w zasadniczych szkołach zawodowych (42 proc.), najmniejszy zaś w liceach ogólnokształcących (30 proc.); ~ prawie co piąta dziewczyna odbyła pierwszy stosunek płciowy w wieku 15 lat, a nawet wcześniej, co z prawnego punktu widzenia jest uznawane za przestępczą formę przemocy seksualnej; ~ zdecydowana większość ankietowanych dziewcząt do 18 roku
Kościół prokreacji, ale dla przyjemności i wtedy, kiedy oboje z partnerem mają na to ochotę. Na tysiąc statystycznych pań, 25 odczuwa pociąg seksualny do innej kobiety. Dla ponad 3/4 kobiet rola seksu w życiu jest istotna, co ósma określa ją mianem „zdecydowanie istotnej”. Jedna na dziesięć twierdzi (w badaniu nie uczestniczyły zakonnice...), że spokojnie mogłaby funkcjonować na planecie pozbawionej mężczyzn. Prawie 80 proc. jest zdecydowanie zadowolonych ze swojego życia seksualnego (oceny: „średnio dobre”, „dobre” i „bardzo dobre”), ale siedem na sto narzeka, że absolutnie męczy się w łóżku z aktualnym partnerem.
– Tak wysoki odsetek zadowolonych, przy zaledwie 7 procentach ocen negatywnych, wynika prawdopodobnie z faktu, że Polacy ogólnie są dosyć mało wymagającymi partnerami seksualnymi – komentuje dla „FiM” współautor raportu, seksuolog profesor Zbigniew Izdebski. Podkreśla jednocześnie, że w seksie wcale nie wirtuozeria jest najważniejsza: – Zadowolenia nie można mierzyć, stosując jedynie kryterium orgazmu, w dosyć powszechnym mniemaniu utożsamianym z poczuciem satysfakcji seksualnej. Są kobiety przeżywające orgazm, a mimo to źle oceniające swoje życie seksualne. Są też i całkiem szczęśliwe ze swoim partnerem mimo braku orgazmu, a nawet samych stosunków seksualnych. – Mimo dominującej u kobiet w relacjach seksualnych obawy przed nieplanowaną ciążą, co czwarta nie stosuje żadnej metody antykoncepcyjnej. Ponad połowa wymaga od partnera prezerwatywy, jedna trzecia pań aktywnych seksualnie używa zapobiegawczo preparatów hormonalnych, co piąta ufa stosunkowi przerywanemu, chociaż w innych krajach, ze względu na zawodność, nie traktuje się go jako antykoncepcji – wyjaśnia prof. Izdebski. Czy wynika to z obyczajowych uprzedzeń, czy raczej niewiedzy? – Skłaniałbym się do tej drugiej wersji, bowiem aż 93 procent kobiet stanowczo chce, żeby w szkołach prowadzono – mimo znanego w tej sprawie stanowiska Kościoła – zajęcia z edukacji seksualnej, ze szczególnym uwzględnieniem metod zapobiegania zakażeniom przenoszonym drogą płciową oraz sposobów uchronienia się przed nieplanowaną ciążą – twierdzi prof. Izdebski. DOMINIKA NAGEL
4
ŚWIAT WEDŁUG RODANA
Nie bój żaby! Kultowy serial o rodzinie Kiepskich, najlepiej oddający polskie realia, ma zniknąć ze szklanego ekranu. O, niedoczekanie! Chyba po moim trupie! Reżyser Okił Khamidov ma już dość serialu „Świat według Kiepskich” i żąda zakończenia popularnej produkcji. Pracuje tylko do końca bieżącego roku, a potem odchodzi. A mówiłem, żeby z Tadżykami po moskiewskiej szkole filmowej nie zaczynać! Zarżnąć mój ulubiony sitcom?! O, w życiu, nie bój żaby! Pomysł i tytuł serialu wzorowane są na amerykańskim sitcomie „Świat według Bundych”, ale polscy scenarzyści wnieśli tam wielki wkład pracy w konstrukcję postaci i realiów krajowych. Bohaterami są: Ferdek Kiepski (Andrzej Grabowski) i jego rodzina – żona Halinka (Marzena Kipiel-Sztuka), córeczka Mariolka (Barbara Mularczyk), syn Waldek (Bartosz Żukowski); „ukochani” sąsiedzi – Marian Paździoch (Ryszard Kotys) z żoną i Arnold Boczek (Dariusz Gnatowski) z pokaźnym brzusiem, jak również chudy listonosz Edzio (Bohdan Smoleń). W roli babki, Rozalii Kiepskiej (matka Haliny, teściowa Ferdka), występowała nieodżałowana Krystyna Feldman. W USA ten polski serial ma większą widownię niż przemówienia prezydenta Busha. Wręcz kultowymi stały się odzywki Ferdka, jak np.: „Mam pomysła!”,
Z
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
Z NOTATNIKA HERETYKA
„Jak nie, jak tak?”, Jak to zrobić, żeby zarobić?”, „Nie bój żaby!”, „Jedziem z tym śledziem!”, „Panie, to jest prywatna, publiczna toaleta!” „Są na tym świecie rzeczy, o których się nawet fizjonomom nie śniło”... Inni bohaterowie serialu też nie są gorsi pod tym względem, że wspomnę tylko: „O, w mordę jeża!” Arnolda Boczka czy: „Oddaj mi Koziołka Matołka, kanalio!” babki Kiepskiej. Ten sitcom nie podoba się, jak to mówią u mnie na wsi, inteligencji szpagatowej, co to „ę”, „ą” i w ogóle kulturwa twoja mać! Według nich, twórcy serialu chcą zniszczyć model prawdziwej, polskiej katolickiej rodziny, gdzie rodzice spędzają wolny czas z dziećmi, głównie w kościele. A tutaj ojciec rodziny tylko kombinuje, co by tu robić, aby nic nie robić. Natomiast, według mnie, oglądamy ten serial, śmiejemy się
z perypetii bohaterów i widzimy w nim swoich sąsiadów, krewnych, znajomych, ale nigdy siebie. Zatelefonowałem do Donalda Tuska z żądaniem natychmiastowej interwencji w sprawie kontynuacji serialu. Niestety, był zajęty reformą polskiej... kuchni. Doszedł do wniosku, jak mi powiedziała sekretarka, że trudno jest rządzić krajem, w którym są kołduny litewskie, fasolka po bretońsku, kapusta pekińska, sznycel wiedeński, zupki chińskie oraz włoska – przepraszam za wyrażenie – pizza. Wysłałem mu więc faksa, żeby zostawił przede wszystkim polskie seriale, a reformę zaczął od likwidacji kaczki po seczuańsku, zaś golonki bawarskie i pierogi ruskie zostawił, bo z sąsiadami trzeba dobrze żyć. Widziałem potem w TVP, że to ostatnie zdanie powtarzał po mnie kilka razy. Donek, nie bój żaby! Mam pomysła! Jak się reżyserowi Khamidovi znudzili „Kiepscy”, to niech spyla bez jęku – olać go i na drzewo! Trzeba znaleźć innego reżysera i dalej jedziem z tym śledziem, aby do wigilii! ANDRZEJ RODAN
Prowincjałki Napad na sklep. Na pierwszej linii trzech młodzieńców z czymś na kształt pistoletu w ręku, krzyczących: pieniądze albo życie! Ubezpieczały ich dwie koleżanki. Sprzedawczyni pieniędzy nie dała, ale zaproponowała czekoladki. Przyjęli. Małopolska policja ustaliła, że napastnicy mieli nie więcej niż 12–15 lat.
PRAGNIENIE
Bezczelność ludzka nie zna granic. W Suchym Lesie funkcjonariusze wykryli plantację marihuany. Tuż obok komisariatu policji i szkoły podstawowej dojrzewało sobie w najlepsze około pięciuset sztuk konopi indyjskich. Z kolei niedaleko Zielonej Góry zamknięto hodowlę marychy – zapieczętowano pół tysiąca roślin i 26 kilogramów już gotowego zioła. Oszołomy odeszły z Sejmu, to teraz nam się naród oszałamia na potęgę!
POD NOSEM
Pani Leokadia z Wodzisławia Śląskiego wymarzyła sobie puchową kołdrę. Kupiła w tym celu cztery białe gęsi, które własnoręcznie skubała przez trzy miesiące. Zgromadzony w ten sposób pierwszej jakości cenny towar oddała w ręce fachowców od wypychania kołder. Jakież było jej zdziwienie, gdy w odebranej kołdrze wyczuła „grube i zbite kłaki pierza”, które na dodatek śmierdziały. W sprawie pościeli nie potrafiła pomóc ani policja, ani prokuratura. Ostatecznie kołdra pani Leokadii trafi przed oblicze sądu.
PUCHOWA SPRAWA
Załamała się pewna 52-latka z okolic Jasielska, która pewnego ranka skonstatowała, że ktoś ukradł jej samochód. Zaalarmowana policja dość szybko ustaliła, że inkryminowany pojazd stoi na nieodległej łące. Kobieta nie zaciągnęła hamulca ręcznego...
BLONDYNKA?
Ogromnie musiał się cieszyć mieszkaniec jednej z podłódzkich miejscowości, kiedy po raz drugi wręczono mu prawo jazdy. Pierwsze stracił za jadę po pijaku. Z nowym papierkiem od razu wyruszył na przejażdżkę swoim ciągnikiem siodłowym marki Mercedes. Zdążył przejechać tylko parę kilometrów, bo kontrolujący go policjanci wykryli, że ma we krwi ponad 0,5 promila alkoholu. Prawo jazdy oczywiście stracił. Opracowała WZ
ZATANKOWAŁ
MYŚLI NIEDOKOŃCZONE
łośliwi określili kiedyś Platformę Obywatelską mianem „PiS bis” – ze względu na pobratymstwo ideowe w stosunku do partii Kaczyńskich. Czy pierwsze tygodnie rządów Tuska potwierdzają PiSopodobność jego partii? To teraz kluczowe pytanie. Sam pomysł nazwy „PiS bis” nie jest tylko wytworem czyjejś niechętnej Tuskoludkom wyobraźni. Przecież to ludzie Platformy i PiS-u razem stworzyli koncepcję przymierza „POPiS”, które miało rządzić krajem po wyborach 2005. POPiS wprawdzie nie powstał, bo niedoszli partnerzy się pokłócili, ale Platforma wspiera niektóre z najgłupszych i najbardziej szkodliwych pomysłów Kaczyńskich, w tym niechlubnej pamięci ustawę lustracyjną i stworzenie policji politycznej – CBA. PO nie protestowała także przeciwko dalszej klerykalizacji kraju. Ba, nawet inicjowała, tak jak posłanka PO Radziszewska, oddawanie parlamentu pod opiekę mało do niedawna znanej Matki Boskiej Trybunalskiej. Przed wyborami Tusk wpadł na chwalebny pomysł, że akcentowanie różnic wobec partii Kaczyńskich wyjdzie mu na zdrowie i przysporzy zwolenników. I doradcy oraz intuicja go nie zawiodły! Zmęczona i przestraszona Kaczyńskimi niemal połowa wyborców rzuciła się w ramiona PO. Czy wylądowała w objęciach PiS bis? Ogłoszono wprawdzie, że sezon polowania na czarownice został zakończony, ale przecież pierwsze posiedzenie rządu rozpoczęto od mszy. Rychło wycofano się też z obietnicy podpisania Karty praw podstawowych, rzekomo nie z powodu strachu przed Kościołem, lecz z uwagi na obstrukcję ze strony PiS-u, który zagroził zablokowaniem ratyfikacji przez Polskę Traktatu z Lizbony,
czyli dalszej integracji państw Unii. Tusk potraktował sprzeciw PiS jak wyrok opatrzności, tak jakby nie mógł zarządzić ogólnonarodowego referendum w tej (i nie tylko tej) sprawie, które okazałoby się sromotną klęską PiS i Kościoła, stojącego za nim w sprzeciwie wobec Karty. Integrację z Unią popiera 89 proc. Polaków, co jest rekordem Europy, podpisania Karty chce 65 proc., a przeciwnych jest ledwie 20 procent. Wygrane referendum wzmocniłoby władzę PO, skompromitowało PiS i osłabiło polityczną siłę hierarchii Kościoła, który nie mógłby już udawać, że reprezentuje opinię milionów swoich wiernych. Ale Tusk, który niegdyś słynął z lenistwa, nie ma chyba sił i ochoty na kilkumiesięczną konfrontację z przeciwnikami Karty. Może zresztą sam jej tak naprawdę nie chce, bo wzmacnia ona m.in. gwarancje socjalne mieszkańców UE, a to jest ostatnia rzecz, na której zależy partii rządzącej, reprezentującej w dodatku głównie interesy pracodawców. Rząd Tuska utrzymał także oceny z religii na świadectwie. To, co na razie w sferze ideologii różni PO z biskupami i PiS-owcami, to chęć ułatwienia dostępu bezpłodnym parom do zapłodnienia in vitro i opór wobec wprowadzenia religii na maturze. Z entuzjazmem poczekam jednak do konkretnych decyzji, bo być może biskupi znajdą wkrótce bata, którym zmiękczą hardość PO. Tak więc wydaje się, że idea PiS bis istnieje w PO nie tyle siłą pragnień, co raczej mocą oportunizmu i strachu przed konfrontacją z wciąż silnymi wrogami nowoczesnego państwa. Problem polega na tym, że dla nas, obywateli, skutek świadomych dążeń lub lękliwych zaniechań pozostaje ten sam. ADAM CIOCH
RZECZY POSPOLITE
PiS bis?
Tam, gdzie są dziś nasi żołnierze, np. w Iraku, na Wzgórzach Golan, w Libanie czy w Afganistanie, jest przedmurze naszej cywilizacji (...). Przeciwnicy naszego udziału w misjach w Iraku i w Afganistanie (...) powinni wrócić do lektur z dzieciństwa. Polecam książki naszego wielkiego noblisty Henryka Sienkiewicza. (...) przedstawił w nich bardzo dobrze terroryzm i fundamentalizm islamski. Ci Arabowie, którzy porwali Stasia i Nel, zachowują się dokładnie tak jak dzisiejsi terroryści. („Nasz Dziennik”)
Nikogo nie zabiłam ani nie zgwałciłam.
(Danuta Hojarska)
Po kilku miesiącach okazało się, że pan premier Tusk uwiódł wyborców, jak jeden agent CBA uwiódł posłankę PO i porzucił ją w kłopotach. (Wojciech Olejniczak)
Jak zobaczyłem, że Doda popiera PO, to cofam poparcie dla Mandaryny. (Stefan Niesiołowski)
Debiutuje się aż do śmierci i śmierć jest też debiutem, każdy z nas debiutuje. (Tomasz Iwiński)
Wypisałem więcej słów z cytatów pana posła Niesiołowskiego, których używał w ciągu ostatnich dwóch lat, mianowicie: szaleńcy, paranoicy, kanalie, dureń, pornogrubasy, hołota, szkodnicy, karły moralne, ćwok i prostak. Panie pośle Niesiołowski, czy jako marszałek sejmu będzie pan w podobny sposób zwracał się do posłów? (Mariusz Kamiński)
Czy nie jest tak, że kandydat Niesiołowski uczył się od prominentnych działaczy PiS takiego słownictwa? Bo przecież „spieprzaj, dziadu”, „hołota z PRL”, „wykształciuchy”, „małpa w czerwonym”? (Joanna Senyszyn)
Spowodowałem, że GROM w Afganistanie ma swego kapelana. Bo w takich nienormalnych warunkach potrzebny jest człowiek jakby z innej bajki, który nie bierze udziału w akcjach bojowych, nie funkcjonuje na adrenalinie, ale stoi trochę z boku i przypomina, że obok świata brudnego, ogarniętego wojną, jest też ten normalny, inny świat. (gen. Roman Polko) Wybrała OH
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
NA KLĘCZKACH
POLSKI KRZYŻAK Katolicki tygodnik „Gość Niedzielny” zamieścił wywiad z ojcem Jozafatem, który należy do Zakonu Szpitala Najświętszej Marii Panny Domu Niemieckiego w Jerozolimie, znanego potocznie pod nazwą... Krzyżacy. Młody ojciec wspomina z rozrzewnieniem, jak otrzymał powołanie do wspólnoty o tak... ciekawych korzeniach. Z rozbawieniem opowiada o konsternacji, jaką okazują postronni ludzie, gdy dowiadują się o jego miejscu pracy. A pracuje ojczulek na parafii krzyżackiej w Niemczech, nie w Malborku. Rzeczywiście, bardzo zabawny powrót do korzeni i zajęcie niczego sobie... Ciekawe, kiedy „Gość Niedzielny” zrobi wywiad z członkiem gestapo? Śmiechu będzie co niemiara... RK
Osobistą odpowiedzialność za powyborcze sprzątanie ponoszą szefowie poszczególnych sztabów wyborczych. A pozostawienie ulotek czy plakatów w miejscach publicznych zagrożone jest karą grzywny. W Legnicy szczególnym lekceważeniem przepisów odznacza się Piotr Ślusarczyk z LPR, który przed październikowymi wyborami nie sprzątnął jeszcze swoich plakatów z wyborów... z 2005 roku. Śmieci tu także Adam Misiak, senator PO, Tadeusz Samborski z PSL oraz prawa ręka braci Kaczyńskich – poseł Adam Lipiński. Tylko lewica, nie po raz pierwszy, pokazała kulturę. ZK
POJAWIA SIĘ I ZNIKA TRUJĄCY RYDZ Wiemy wreszcie, na jakiej podstawie toruńska prokuratura odmówiła wszczęcia śledztwa w sprawie głośnych taśm o. Rydzyka, który podczas wykładów dla studentów obraził prezydenta, jego małżonkę, a także Żydów. Zastępczyni szefa toruńskiej Prokuratury Rejonowej Centrum-Zachód, Ewa Janczur, podparła się argumentami prawniczymi pochodzącymi z... Wikipedii – encyklopedii redagowanej przez internautów! Zamiast skoncentrować się na wypowiedzi szefa Radia Maryja, pani prokurator wolała teoretyzować: „Musi być zachowanie na tyle wyraźne, by mogło zostać uznane (...) za przejaw poniżenia, pogardy, ośmieszenia, uwłaczenia, a nie jedynie lekceważenia”. Zdaniem prokurator, nie doszło więc do obrazy, gdyż „wszystkie wypowiedzi o. Rydzyka stanowią jedynie komentarz obrazujący pogląd autora na otaczającą go rzeczywistość”. PS
GDYBY NIE JAZZ... Nie tylko premier Donald Tusk wraz ze swoimi współpracownikami znalazł się w śmiertelnym niebezpieczeństwie z powodu potężnego pocisku odkrytego w siedzibie rządu. Prawie... 300 zardzewiałych pocisków z czasów ostatniej wojny odkryto przypadkowo na strychu zabytkowej świątyni w Opocznie. Na groźne pozostałości wojny natrafiono podczas porządkowania kościoła przed planowanym koncertem jazzowym. Proboszcz z Opoczna twierdzi, że to opatrzność uratowała budynek i ludzi. My stawiamy na jazz. BS
POLITYCZNE BRUDY Sztaby wyborcze w 30 dni po wyborach są zobowiązane do usunięcia wszystkich plakatów. Termin ten minął 20 listopada.
Dyrektorzy małopolskich szkół skarżą się, że wśród uczących religii katechetów jest bardzo duża rotacja. Problem ten jest najbardziej dotkliwy w szkołach podstawowych, w których dzieci są bardzo wrażliwe i źle znoszą wszelkiego rodzaju zmiany. Rotacje wynikają z widzimisię biskupów. Dyrektorzy narzekają, iż księża w programie edukacyjnym są całkowicie nieprzewidywalni. Bywa, że duchowny ma jakąś dalekosiężną wizję pracy z młodzieżą i nagle kuria – bez ustalenia z dyrekcją – przenosi go gdzieś do innej placówki. Pojawia się inny katecheta i wszystko zaczyna się od początku. Kuria niewiele sobie robi ze skarg środowisk pedagogicznych, udzielając tylko lakonicznych wypowiedzi, iż przenosiny księży to naturalny element ich życia i domena pana biskupa. Trudno oprzeć się dygresji, że Ministerstwo Edukacji Narodowej samo stworzyło sobie ten problem, który przed 1990 rokiem był całkowicie nieznany. PP
ŚW. HELENA P. Przegrana Prawa i Sprawiedliwości oznacza także odejście sporej armii urzędników z legitymacjami tej partii. Na szczęście znajdzie się wśród nich także wojewoda łódzki Helena Pietraszkiewicz – absolwentka KUL,
działaczka „Solidarności” i AWS, a w końcu PiS, laureatka statuetki Angelus 2005 (nagroda jednej z lubelskich parafii). Gdyby przeprowadzić wybory największego klerykała wśród wojewodów PiS, miałaby wielkie szanse. Zasłynęła między innymi uczestnictwem we wszelkich możliwych kościelnych imprezach i członkostwem w zakonie świętego Jerzego. Oczywiście, na sprawy województwa już tyle czasu nie miała... PS
OLALI ZAMIAST ODLAĆ Problemy z wolnymi mocami produkcyjnymi? A może sabotaż...? Okazuje się, że – mimo ogłoszonego przetargu – nie znalazła się nawet jedna firma gotowa odlać dla Łodzi 3,5-metrowej wysokości pomnik prymasa Stefana Wyszyńskiego. Ludwisarzy nie skusiła nawet bardzo dobra wiadomość, że Rada Miejska Łodzi przekazała 130 tys. zł na odlanie monumentu, co pozwala uniknąć sytuacji takiej jak w Zduńskiej Woli, gdzie przez wiele miesięcy nie miał kto zapłacić za odlany i odsłonięty pomnik polskiego papieża. PS
PREZENT OD EDGARA „Mały prezio”, czyli Przemysław Edgar Gosiewski, z uporem podlizuje się nie tylko żywym mieszkańcom woj. kieleckiego, ale nawet... umarłym. Tuż przed zakończeniem fuchy wicepremiera, za jego sprawą prezydent RP przyznał Krzyż Wielki Orderu Odrodzenia Polski zmarłemu prawie 45 lat temu biskupowi kieleckiemu (w latach 1938–1963) Czesławowi Kaczmarkowi. Ekscelencja toczył co prawda boje z komunistami, za co zapłacił m.in. uwięzieniem, ale w 1990 roku został w pełni zrehabilitowany. Teraz pośmiertnie otrzymał jeszcze order. Jako biskup... BS
HOJNI RADNI W Stalowej Woli miejscowi radni podarowali Kościołowi całe gimnazjum, bo hierarchia zażyczyła sobie stworzenia w tym budynku zespołu szkół katolickich. Na nic się zdały protesty rodziców i uczniów – budynek, mimo wielkich nakładów na jego remont ze strony miasta, powędrował w poświecone i namaszczone, czyli godne ręce. MaK
PUZZLE JPII Ks. Stanisław Mika, proboszcz niepołomickiej parafii pw. Dziesięciu Tysięcy Męczenników (wow!), wraz z burmistrzem Niepołomic
Stanisławem Kracikiem, członkiem PO, zamówili w watykańskich warsztatach Fabbrica di San Pietro mozaikę przedstawiającą wizerunek papy Wojtyły. Puzzle mają ozdobić miejscowy kościół z okazji jubileuszu 650-lecia istnienia parafii. Dwaj pomysłowi panowie przygotowują sprzedaż mozaikowych cegiełek-kamyczków, by zebrać kasę na opłacenie ceramicznych kawałków papieża. PP
WYLOSUJ KSIĘDZA Członkowie działających na terenie diecezji tarnowskiej „grup o. Pio” postanowili objąć modlitewną opieką wszystkich 1400 pracujących w diecezji księży. Swój udział w akcji modlitw w intencji proboszczów i wikarych zadeklarowało w sumie kilkanaście tysięcy wiernych. Każdy z chętnych zobowiązał się do codziennego wspierania konkretnego duszpasterza odmawianą indywidualnie, dowolnie wybraną modlitwą. Przydział księży ustalono w drodze losowania. AK
WIGILIA Z DIDŻEJEM „Na okres adwentu dla firm, które organizują »Christmas party«, proponujemy program »Christmas disco«, kolędy i pastorałki w ciekawych aranżacjach, a także zestaw melodii noworocznych” – reklamuje swoje usługi jeden z zespołów muzycznych. Na początek bożonarodzeniowego party, prowadzonego przez profesjonalnego didżeja, przewidziano dwuipółgodzinny program „Hej kolęda dla Pana Bócka”, w wykonaniu kapeli złożonej z rodowitych górali żywieckich. Po wprowadzeniu w świąteczny nastrój, kolejnym punktem imprezy jest „Mikrofon dla wszystkich”, czyli karaoke (do wyboru zestaw 30 kolęd i pastorałek oraz 150 polskich i 120 zagranicznych piosenek świątecznych lub karnawałowych), w którym swoje talenty wokalne ma okazję zaprezentować każdy z pracowników. Na zakończenie firmowej „Wigilii z didżejem” zespół proponuje powierzyć
5
wręczanie upominków ufundowanych przez firmę św. Mikołajowi (prezes) i jego asystentce Śnieżynce oraz zabawę w odkupienie win przez „niegrzecznych” pracowników – poprzez recytowanie wierszyków, śpiewanie piosenek lub realizację nietypowych zadań. Dodatkowego splendoru imprezie powinna dodać, oczywiście, świąteczna dekoracja sali, a na specjalne życzenie – również efekty specjalne: dymy, lasery i stroboskopowe kule. Czas trwania firmowego „christmas disco” – do uzgodnienia. Może być nawet do rana, tym bardziej że prohibicji nie ma... AK
TONY BIGOTERII Brytyjski komisarz Unii Europejskiej Peter Mandelson wyznał ostatnio, że Tony Blair mógł pełnić swój urząd „tylko dzięki wierze”. Były brytyjski premier jest anglikaninem ze skłonnością do katolicyzmu; wielokrotnie zresztą zapowiadano jego konwersję na religię papieską, którą wyznaje jego żona. Blair, zdaniem świadków, wszędzie podróżuje z Biblią i czyta ją codziennie przed zaśnięciem. Czy Blair wysłał wojska brytyjskie na wojnę do Iraku mimo, czy też z powodu swojego pobożnego hobby, media nie podają. MaK
DROGA UBOGA 14 milionów euro ma kosztować wzniesienie w Bolzano we Włoszech kościoła ku czci Matki Teresy z Kalkuty – kobiety, która skądinąd nie zawsze bywała bardzo wierząca (patrz: str. 16). Na budowę składają się także władze gminy (4 mln euro) oraz prowincji – ponad milion euro. Kosztowny prezent wywołał złość części mieszkańców, polityków, a nawet księży, którzy patrzeć nie mogą na taką rozrzutność i marnotrawstwo organizowane pod szyldem uczczenia patronki biedaków. Miejscowa kuria wyjaśnia jednak, że nie ma nad czym łez wylewać, bo na baseny, sale gimnastyczne i stadiony wydaje się znacznie więcej... MaK
6
Ś
więtowano Barbórkę. Jak zwykle diabły i szatani poprzebierali się w ornaty i ogonami na msze dzwonili. Porozstawiali skarbony, oblecieli z tacą. Tradycyjne strzyżenie owiec w wigilię śmierci św. Barbary, patronki górników. Sęk w tym, że św. Barbara... nigdy nie istniała! Zawód górnika jest jednym z najcięższych i najniebezpieczniejszych – na każdym kroku czyha śmierć. Katastrofy górnicze zbierają żniwo podobne do samolotowych. Toteż wobec nieustannego zagrożenia, tym łatwiej ludziom kit z opieką patronki wciskać i wyciskać... kasę. Patronką została św. Barbara, do niej można porzykać. To o tyle nielogiczne, że jej ojciec, wredny poganin, nie trzymał jej w podziemnym lochu czy górniczym chodniku, ale w wieży. W kulcie świętych nie chodzi jednak o logikę, tylko o kasę. Legenda o św. Barbarze to bajka cokolwiek sadystyczna: ojciec fanatyczny poganin, piękna i mądra córka, śluby dziewictwa, więzienie w wieży, ucieczka z domu, rozstępująca się skała, zdrada pasterza, tortury, męczeńska śmierć dziewicy, kara śmierci. Jedno przeczy drugiemu, bo schowana w cudownie rozstępującej się skale, jednak zginęła, miast żyć i krzewić chrześcijaństwo w atmosferze cudów. Ojciec Dioskur nie akceptował chrześcijańskiej wiary córki, wreszcie puściły mu nerwy i zdekapitował ją 4 grudnia roku 305 lub 306. Tłumacząc na nasze, uciął jej łeb. Nawet według nas nieco przegiął. Z drugiej strony, mógł ją żywcem spalić na stosie, jak robiła późniejsza katolicka inkwizycja. Bo naonczas heretyczką była. Za karę został rażony piorunem, stąd św. Barbara chroni też od piorunów. Tu znowu brak logiki, bo
K
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
POLSKA PARAFIALNA
Robieni w ciula pioruny były przez wieki przyczyną wielu pożarów i nieszczęść ludzi. Płonęły nawet całe miasta, z kościołami włącznie! Żadnej ochrony od piorunów nie zapewniała św. Barbara. Dopiero pewnikiem szatan zesłał ateistę i masona Beniamina Franklina, który skonstruował bezbożny piorunochron. Św. Barbara jest też patronką artylerzystów i załóg fortecznych, czyli mogą porzykać do niej o pomoc zarówno oblężeni, jak i... oblegający. ~~~ W roku 1969, zgodnie z zaleceniami Soboru Watykańskiego II, dokonano w Kościele katolickim odnowy liturgii, a przy tym przeprowadzono lustrację świętych. Okazało się, że nie ma żadnych dowodów, dokumentów ani wiarygodnych przekazów o istnieniu św. Barbary. Wszystko jest w sferze legend. Wobec tego została z panteonu i z litanii świętych Kościoła usunięta. Przy okazji poległ też św. Jerzy (wcześniej katolicy musieli wierzyć w niego, jak i w smoka, którego pokonał...) i wielu innych „świętych”. Głupi by jednak rozstał się z takim niewyczerpanym, a więc cudownym źródłem kasy. No i jak powiedzieć trzodzie, że się ją przez
sięża z Przemyśla – polskiego „Watykanu” (około 40 kościołów parafialnych, zakonnych i kaplic, w których odbywają się msze) – mają w kończącym się 2007 roku powody do radości. Zwłaszcza na froncie inwestycyjnym, bo zaplanowane inwestycje, modernizacje oraz remonty „bazy” (nie tylko modlitewnej) hulają tu aż miło. Sypała latoś groszem bezbożna UE, nie zawodził budżet i ministrowie IV RP, a samorządowe klęczony, nagminnie czytający tu do mszy, również węża w kieszeni nie mieli. Dopieszczane są gotowe nowe kościoły na osiedlach Kazanów i Rycerskim, rosną mury szóstej już budowanej w XXI wieku świątyni. Powstaje ona w dzielnicy Budy-Winna Góra, gdzie pierwszy proboszcz parafii św. Józefa Sebastiana Pelczara splantował pod plac budowy wały ziemne – relikt Twierdzy Przemyśl, trzeciej po Verdun i Antwerpii europejskiej twierdzy I wojny światowej. Rzucał się konserwator zabytków i lokalna prasa, było dochodzenie, ale musiało rozejść się po kościach. Dzięki temu tegoroczne wakacje z łopatą spędzili tu młodzi Anglicy i Hiszpanie z Opus
wieki robiło, mówiąc po śląsku, w ciula. Dopuszczono więc... kulty lokalne. Co oznacza modły do przysłowiowej ściany. To oczywiście oczywisty dowód, że kler traktuje swoją trzodę jak... trzodę. Bo przecież modły do nieistniejącej świętej nie trafią do adresata, gdyż go zwyczajnie ni ma, to jakby pisanie na przysłowiowy Berdyczów. Ale
nie o to chodzi, bo ważne jest tylko, aby się kasa zgadzała. Zgraja pasożytów, przez wieki strzygąc trzodę, nie zaniedbała też innych sposobów wyduszenia od ogłupionych ile się da. Do dziś wyłudzają krocie na nekrohandlu i nekrofilii, tj. handlu relikwiami św. Barbary i ich kulcie. Czy to nie szczyt bezczelności:
relikwie nieistniejącej świętej? A może cud, bo skąd się wzięły? „Relikwie” św. Barbary znajdują się w kościołach w Kairze, Kijowie, Nowogrodzie Wielkim, w Bazylice św. Jana na Lateranie w Rzymie, w kościele św. Marcina w Wenecji i kilkunastu jeszcze kościołach we Włoszech. W Polsce są m.in. w katedrze w Pelplinie, w kościele św. Karola Boromeusza na Karczówce w Kielcach, w Czerwińsku k. Płocka („cudownie” odnalezione w Malborku), w Sandomierzu w kościele Nawrócenia św. Pawła (?), w kościele św. Wojciecha w Kościelcu (Małopolska – „niesprawdzone”). Jakby zebrać do kupy, to kto wie, może złożyłoby się ze cztery święte! Górnicy mogą się pocieszyć jedynie tym, że darmozjady nie tylko ich zrobili w ciula. W Polsce jest ponad sto kościołów pw. św. Barbary. „Cudownie” odnalezione w Malborku „relikwie” zostały skradzione z kościoła św. Barbary w Sartowicach w... 1242 r. Tamtejszy pleban nie marnuje okazji i... planuje sanktuarium. Ale szczytem jest wyczyn burmistrza Pionek, który dopiero co zapewnił miastu „opiekę” św. Barbary („FiM”
48/2007). Klepnęła to odpowiednia watykańska kongregacja, ta sama, która Baśkę z menu świętych wyrzuciła, co w przypadku nieistniejącej świętej objaśnia wartość wszystkich tych „kultów”. Podajemy panu burmistrzowi sposób na uratowanie twarzy. Jest jeszcze osiem innych św. Barbar, jest więc z czego wybierać. To też męczennice, wprawdzie koreańskie z XIX wieku, ale na bezrybiu i rak ryba. Szczególnie polecamy dwie z nich, bo sądzimy, że akurat one oddają istotę sprawy i dowodzą, iż dobry Bóg ma poczucie humoru: Kwon Hu-I oraz Yi Chong-hui. Nomen omen. A już na poważnie, to wyłudzanie kasy od modlących się o „opiekę” do nieistniejącej świętej podpada, według nas, pod „doprowadzenie do niekorzystnego rozporządzenia mieniem”, a za to kodeks karny przewiduje w art. 286 par. 1: „Kto, w celu osiągnięcia korzyści majątkowej, doprowadza inną osobę do niekorzystnego rozporządzenia własnym lub cudzym mieniem za pomocą wprowadzenia jej w błąd albo wyzyskania błędu lub niezdolności do należytego pojmowania przedsiębranego działania, podlega karze pozbawienia wolności od 6 miesięcy do lat 8”. Opis jest dokładny, nijak nie potrafimy dostrzec tu żadnej okoliczności łagodzącej, wyłudzenie jest dokonywane świadomie i z premedytacją, proceder bezczelnie jawny i masowy, do tego przestępstwo ma charakter ciągły. Pierona! Wychodzi, że wszyscy farosze na Śląsku i nie tylko powinni garować do ośmiu lot. A może ich wszystkich na ten czas ciepnąć na przodek, żeby poznali słony smak potu górników i trud, w jakim zarabiają na chleb doczesny? LUX VERITATIS
Nowa Twierdza Przemyśl Dei, ale na budowę tego bastionu nowej „Twierdzy Przemyśl” trafią pewnie większe posiłki, bo na internetowej stronie parafii czytamy, że „tylko trzy dni w tym tygodniu udało się podjąć jakąkolwiek pracę przy kościele, gdyż w pozostałe dni nikt nie przyszedł ” (14.10). W lipcu, „ w intencji Panu Bogu wiadomej”, modlono się za aresztowanego przez CBŚ, podejrzanego o płatną protekcję (czeka na proces) wiceprezydenta miasta – zdolnego lektora i szefa komitetu budowy kościoła na Rycerskim. Sierpień był radośniejszy: mszą w katedrze abpa Michalika powitano 2-złotową monetę z wizerunkiem miasta i pielgrzymkę nad San, na jaką wybrał się (na całe szczęście bez skarbca) prezes NBP Sławomir Skrzypek. Pysznie zaczęła się jesień. W październiku ruszył największy „kościół pod chmurką”, jak mówią przemyślanie o placu w centrum
miasta, wspaniale wyrychtowanym pod pomnik JPII, który zastąpił tu „Waltera” Świerczewskiego. Koszt picowania miejsca pod tani jak barszcz, wart ledwie 350 tys., pomnik Wojtyły, pozostaje tajemnicą władz miasta. Mówi się nawet o 3 mln złotych, ale co to za wydatek wobec zaszczytu odsłonięcie pomnika przez Lecha Kaczyńskiego (czemu przyglądała się czwarta część publiki witającej Kwaśniewskiego przed 5 laty)? Mocnym akcentem zapowiadał się koniec roku, ale siły przyrody pokrzyżowały plany. Szykowana do ustawienia na górującym nad miastem Kopcem Tatarskim kapliczka NMP tam nie stanie, bo „usuwisty grunt” jej... nie utrzyma. – Dlaczego zamiast odbudować skromną (średnica 1,5 m) i stojącą tam od co najmniej 1572 roku kapliczkę św. Leonarda, postanowiono zastąpić ją ważącym aż 10 ton „świętym
betonem” pod wezwaniem NMP? Czym się nasz święty Lonek (patron skazańców) naraził, że po cichu chciano go stamtąd wysiudać? – zachodzą w głowę przywiązani do historii i tradycji starzy przemyślanie. Młodym to wisi, bo tysiącami opuszczają miasto, gdzie – bez większej przesady – jedyne miejsca pracy powstają przy wypasionych plebaniach. Miarą exodusu jest fakt, że niejeden młodziak prędzej spotka dziś kolegę ze szkolnej ławy w Londynie, Glasgow czy Dublinie niż na przemyskim rynku. Bądźmy jednak sprawiedliwi, bo dzięki nowym kościołom lepsze warunki mają też ci, których życie w nadsańskim Watykanie zmusza do żebrania. Jest gdzie uklęknąć na licznych placach kościelnych i schodach do świątyń, nie ubłoci się człowiek tak, jak to kiedyś bywało. Tylko potencjalna wolnorynkowa konkurencja może być dużo większa. JANUSZ ADAMSKI
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
PATRZYMY IM NA RĘCE
7
Ostatnia krucjata IV RP U
schyłku kaczyzmu biedny polski Kościół otrzymał gwarancję stałego dofinansowywania swoich inwestycji w krajach Trzeciego Świata. Pieniądze popłyną z bogatego budżetu naszego państwa. W preambule „Deklaracji współpracy Ministerstwa Spraw Zagranicznych i Komisji Episkopatu ds. Misji w sprawie pomocy i edukacji rozwojowej”, podpisanej 6 czerwca 2007 roku przez minister Annę Fotygę i przewodniczącego Komisji, biskupa Wiktora Skworca, czytamy, że „MSZ w uznaniu ogromnej roli, jaką od wielu lat pełnią polskie misje w świadczeniu pomocy humanitarnej i rozwojowej na świecie, a w szczególności w krajach objętych wojnami, klęskami żywiołowymi i dotkniętych skrajnym ubóstwem, deklaruje wolę szczególnego wykorzystania aktywności Komisji ds. Misji Konferencji Episkopatu Polski dla realizacji polskiego programu pomocy zagranicznej, finansowanego z budżetu Państwa”. Z cytowanego dokumentu dowiadujemy się ponadto, że: ~ każdego roku MSZ „określi wysokość dofinansowania projektów i działań rekomendowanych przez Komisję Episkopatu ds. Misji”; ~ misjonarze „będą otaczani przez polskie placówki zagraniczne szczególną opieką i troską”. – Ministerstwo, jako organ publiczny, nie może wspierać działań związanych bezpośrednio z misją ewangelizacyjną. Misjonarze mogą natomiast liczyć na finansowanie szeregu innych projektów związanych ze swoją działalnością – sumitowała się Olga Zawadzka-Kucharska z MSZ podczas Wakacyjnego Spotkania Polskich Misjonarzy, które odbyło się w czerwcu w Warszawie.
– Oczekujemy od was dobrego mówienia o Polsce, a przede wszystkim modlitwy – wyjaśnił misjonarzom obecny na ich spotkaniu ówczesny wiceminister, a dziś poseł PiS-u, Paweł Kowal. ~~~ Strona kościelna twierdzi, że misjonarze są swoistymi ambasadorami Rzeczypospolitej, więc „pomoc ze strony rządu jest nieodzowna, bo często są oni jedynymi przedstawicielami zagranicznymi na danym terenie” – jak to określa ksiądz Marcin Iżycki, szef autoryzowanego przez Komisję Episkopatu ds. Misji Dzieła Pomocy „Ad Gentes”. Ks. Iżycki docenia „zmiany w traktowaniu polskich misjonarzy przez państwo”, ale wyraża głęboką dezaprobatę, że „nie dokonują się w takim stopniu, jak oczekiwalibyśmy”. Wygląda na to, że w kwestii kasy nie ma takiej tendencji wzrostowej (w 2006 r. misjonarze dostali 2 mln zł z kasy publicznej, a w roku bieżącym mają zagwarantowane 3 mln 340 tys. zł), która by mogła usatysfakcjonować wielebnych... A na czym polega owa kościelna „dyplomacja” i jakie są priorytety jej przedstawicieli? Czy rzeczywiście reprezentują Rzeczypospolitą, czy może inne, oszałamiająco bogate mocarstwo? Odpowiedzi znajdujemy w: ~ orędziu papieża Benedykta XVI na tegoroczny 81. Światowy Dzień Misyjny (12 października): „Praca misyjna pozostaje podstawową posługą, którą Kościół winien zapewnić dzisiejszej ludzkości, aby nadawać kierunek i ewangeliczny wymiar przemianom kulturowym, społecznym i etycznym”; ~ oficjalnym informatorze Komisji Episkopatu ds. Misji: „Zasadniczym celem Komisji jest budzenie i rozwój świadomości oraz gorliwości
misyjnej wśród wszystkich katolików polskich, popieranie wszelkich inicjatyw podejmowanych na rzecz misji oraz ich koordynowanie dla dobra Kościoła powszechnego i lokalnego”. – Możecie być pewni, że afrykańskie dzieci są niesłychanie wdzięczne za żywność, lekarstwa, czy szkolne podręczniki. Możecie być również pewni, że otrzymywane dary kojarzą się wyłącznie z reprezentowanym przez misjonarzy Kościołem, a nie jakimś egzotycznym plemieniem o nazwie Polska – mówi „FiM” świecki wolontariusz, który spędził kilka lat na misjach. „Finansowane przez MSZ dzieła pomocy nie mają charakteru ewangelizacyjnego. Nie pozwalają na to przepisy. Z pieniędzy polskich podatników nie powstają więc kościoły ani
seminaria, lecz szpitale, ochronki, przychodnie i szkoły” – czytamy w tygodniku „Idziemy”, wydawanym pod nadzorem arcybiskupa Sławoja Leszka Głódzia. Czy rzeczywiście? Dotarliśmy do sprawozdania Dzieła Pomocy „Ad Gentes” za 2006 r., gdzie – oprócz niezwykle chwalebnego dożywiania głodnych Afrykańczyków, zakupu dla nich leków, tudzież prowadzenia przez naszych misjonarzy akcji edukacyjnych – widzimy takie oto pozycje: ~ „zakup drzwi do kościoła w Tivoune (Senegal)”; ~ „wyposażenie nowej plebanii w Mwenge (Dar - Tanzania)”; ~ „dofinansowanie budowy seminarium w Deressia (Czad)”; ~ „zakup cementu na budowę i dokończenie kaplic oraz wyposażenie plebanii w Yokadouma (Kamerun)”;
~ „wsparcie finansowe w organizacji pieszej pielgrzymki młodzieży w Kigali (Rwanda)”; ~ „dokończenie budowy kościołów w dwóch ośrodkach misyjnych w Mansie (Zambia)”; ~ „budowa sali katechetycznej w Sangmelima (Kamerun)”; ~ „utworzenie działów formacji religijnej przy bibliotece Duszpasterstwa Akademickiego w Tamataue (Madagaskar)”; ~ „pomoc dla działalności Apostolatu Bożego Miłosierdzia w Ayos (Kamerun)”; ~ „dofinansowanie budowy centrum katechetycznego w Deressi (Czad)” i kilkanaście jeszcze – bliźniaczo podobnych do wyżej wymienionych – przedsięwzięć charytatywnych promujących Polskę na kontynencie afrykańskim... ~~~ – Wnioski misjonarzy o finansowanie projektów pomocowych składane są w polskich ambasadach, a następnie oceniane pod względem merytorycznym przez ekspertów z Departamentu Współpracy Rozwojowej MSZ. Rozliczenie projektów również następuje poprzez właściwe ambasady – wyjaśnia nam Magdalena Węgleńska z MSZ. Tyle teorii. Już widzimy, jak pracownicy polskich ambasad jeżdżą po buszu i sprawdzają prawidłowość wydatków, skoro np. placówka w Senegalu obsługuje 8 państw, zaś w tzw. Afryce Subsaharyjskiej (obejmującej 48 krajów) jest 9 polskich przedstawicielstw dyplomatycznych. Chyba uczciwiej byłoby otwarcie powiedzieć, że płacimy watykańskie rachunki za „nadawanie kierunku i ewangelicznego wymiaru przemianom kulturowym”, czyli po prostu powiększanie katolickich statystyk. ANNA TARCZYŃSKA
8
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
A TO POLSKA WŁAŚNIE
O
dkryliśmy kolejną bombę, którą Kaczyński zostawił swojemu następcy. Otóż podzielił on samorządy na dobre i złe. Względem kasy. W 2007 r. w Warszawie odrodziło się legendarne Konserwatorium „Doświadczenie i Przyszłość”. Na kartach współczesnej historii Polski na trwałe zapisały się jego raporty z lat 70. i 80. ubiegłego wieku. To członkowie Konserwatorium już w 1978 r.
kolegów – radnych powiatu augustowskiego – zajmował się interpretacją słowa „ślubuję”. W efekcie próbował rozwiązać Radę Powiatu. Wojewódzki Sąd Administracyjny w Białymstoku uznał wszystkie decyzje nadzorcze wojewody w stosunku do owej rady za wydane z rażącym naruszeniem prawa. W tym samym czasie wojewoda nie reagował, gdy jego partyjny kolega – prezydent Białegostoku – uporczywie odmawiał wydania pa-
i zaskarżyli wojewodę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Ten uznał, że Sasin wszystkie swoje decyzje w stosunku do Rady Powiatu w Gostyninie wydawał z rażącym naruszeniem prawa. Jak czytamy w uzasadnieniu wyroku WSA, „w rozpatrywanej sprawie działanie Wojewody polegające na uniemożliwieniu stronie (to jest Radzie Powiatu Gostyńskiego – przyp. red.) czynnego udziału w postępowaniu należy ocenić za szczególnie naganne (...) szczególną uwagę na-
zasad procedury administracyjnej, takich jak zasada udziału stron w postępowaniu i zasada dążenia do ustalenia prawdy obiektywnej. Musi wreszcie uzasadnić swoje rozstrzygnięcie (....). W niniejszej sprawie Wojewoda Mazowiecki dopuścił się naruszenia wszystkich tych reguł procesowych, w ocenie Sądu, w stopniu mającym istotny wpływ na wynik sprawy (...)”. Sędziowie WSA „twierdzą także, że opisane wyżej działania Wojewody Mazowieckiego wskazują na (...) nad-
Samo-RRząd Kaczyńskich ostrzegali ówczesne władze przed kryzysem. Wtedy ich nie posłuchano. Pod rządami Kaczyńskich „Doświadczenie i Przyszłość” odrodziło się na nowo. Mamy przed sobą jego nowy raport poświęcony samorządom. Nie od dziś wiadomo, że najtańszą formą rządów jest samorząd lokalny. Im administracja jest bliżej obywatela, tym efektywniejsza jest jej praca, a każda złotówka wydawana sensowniej. Zdarzają się oczywiście przypadki, gdy wójt czy inny starosta wpadnie na pomysł wydawania pieniędzy na kościelne inwestycje. Ale na to lekarstwem (przynajmniej w teorii) są silne instytucje nadzorcze. W Polsce taką rolę odgrywają wojewodowie i Regionalne Izby Obrachunkowe. Jednak przez dwa lata rządów PiS zamiast rzetelnego nadzoru mieliśmy polityczne nagonki na wybranych, wrogich władzy państwowej samorządowców. Oto przegląd istotnych w tej materii dokonań. Warmia i Mazury. Wojewoda Anna Szyszka i wicewojewoda Jacek Mroczek przez pół roku usiłowali wymóc na staroście powiatu olsztyńskiego dokonanie zmiany na stanowisku inspektora nadzoru budowlanego. Gdy starosta odmówił, wysłali na niego donos do premiera. Podlasie. Wojewoda Jan Dobrzyński na wniosek partyjnych
P
rafiom prawosławnym zgody na wybudowane kaplicy-pomnika ofiar polskich prawicowych bojówek. Wojewoda mazowiecki Jacek Sasin wsławił się nie tylko polowaniem na panią prezydent Warszawy Hannę Gronkiewicz-Waltz (donosy, krytyka każdej jej decyzji itp.), ale zajmował się także zmienianiem władz mazowieckich powiatów. Za przykład posłuży nam sprawa jego rozstrzygnięć w kwestii Rady Powiatu Gostynińskiego. Liderzy przegranego PiS-u, zamiast pogodzić się z werdyktem wyborców, zajmowali się bojkotowaniem obrad samorządu. Odmawiając złożenia ślubowania, a potem uczestnictwa w obradach, skutecznie uniemożliwiali ukonstytuowanie się rady i wybór nowego zarządu. Cierpliwość większości radnych w końcu się wyczerpała i korzystając z fortelu, w kwietniu 2007 r. doprowadzili do uregulowania spraw powiatu. Gdy wojewoda dowiedział się o tym, wydał natychmiast rozstrzygnięcia nadzorcze uznające za nielegalne wszystkie uchwały Rady Powiatu. Dodatkowo obwieścił, że ją rozwiązuje. Radni nie złożyli broni
apiescy górale po awanturze z krzeptówkowym obrazem, który wbrew ich woli trafił do Rydzyka, tym razem bronią „świętego” herbu miasta, ustanowionego przed ponad 10 laty z okazji wizyty Wojtyły w Zakopanem. Spór toczy się o godło Zakopanego, które w połowie 1997 r. wykonał Michał Gąsienica-Szostak – plastyk, ówczesny przewodniczący Rady Miasta. Twórcy herbu pobłogosławionego przez samego JPII może i nie brakowało dobrych chęci, ale o zasadach heraldyki pojęcie miał żadne. Chcąc bowiem uczcić związki Papy z górami, umieścił w tarczy symbol Giewontu ze znajdującym się na nim krzyżem, a w tle dołożył... dwa klucze Piotrowe. Całość nijak się miała do wcześniejszych symboli miasta. Teraz na błędy w herbie miasta zwrócili uwagę specjaliści. Włodzimierz Chorązki,
leży zwrócić na fakt, iż w niniejszej sprawie bezsporne jest, iż zawiadomienie o wszczęciu postępowania w sprawie stwierdzenia nieważności uchwał podjętych przez Radę Powiatu zosta-
ło doręczone stronie (Radzie Powiatu – przyp. red.) (...) już po wydaniu rozstrzygnięcia przez Wojewodę Mazowieckiego”. Sąd przypomina także urzędnikowi państwowemu, że „jest on zobowiązany do odpowiedniego stosowania przepisów kodeksu postępowania administracyjnego i nie może tego czynić w sposób dowolny i prowadzić do odrzucenia podstawowych
historyk, członek Polskiego Towarzystwa Heraldycznego, twierdzi, że szary trójkąt u dołu „papieskiego” herbu, symbolizujący góry, w heraldyce oznacza coś innego. Jeden z kluczy
użycie prawa przez organ nadzoru. Zaskarżone rozstrzygnięcie nadzorcze narusza fundamentalne zasady prawa gwarantowane Konstytucją. Stanowi nieudolną próbę ich ominięcia, co w obowiązującym porządku prawnym uznać należy za niedopuszczalne”. ~~~ Nie możemy także zapomnieć o tym, że to „dzięki” premierowi Kaczyńskiemu w kilkunastu gminach wybory samorządowe z jesieni 2006 roku... jeszcze się nie zakończyły. Cały czas trwają bowiem procedury związane z uznaniem za nieważną decyzji o wygaśnięciu mandatów wójtów i burmistrzów w związku z niezłożeniem przez nich w terminie oświadczeń majątkowych. Kaczyński nie zauważył, że Trybunał Konstytucyjny wyrzucił te regulacje do kosza i nadal, do czerwca 2007 r., ogłaszał nowe wybory. Ostatecznych sądowych rozstrzygnięć, kto tak naprawdę tam rządzi, możemy się spodziewać dopiero w maju 2008 r. Eksperci z Konserwatorium „Doświadczenie i Przyszłość” zwracają także uwagę na: ~ podejmowane pod hasłem zmniejszenia wydatków na administrację próby poddania samorządów
Na nic zdaje się tłumaczenie, że korekta jest niezbędna, bo tego wymagają zasady Komisji Heraldycznej Ministerstwa Spraw Wewnętrznych i Administracji. Owczarek (szef
Znaki czasu powinien być złoty, drugi srebrny, umieszczone na pierwszym planie, a nie z tyłu krzyża. Uwagi heraldyków wziął sobie do serca burmistrz Zakopanego Janusz Majcher, ale na propozycję korekty zareagowali członkowie Klubu im. Władysława Zamoyskiego. Ich zdaniem, „nie wolno ruszać herbu pobłogosławionego przez samego papieża podczas jego słynnej pielgrzymki w czerwcu 1997 roku” i basta!
wspomnianego „Klubu”) mówi wprost: „Po co zmieniać cokolwiek? To dla nas wielka i święta pamiątka!”. Wtóruje mu były burmistrz Zakopanego – nawiedzony Piotr Bąk – dodając, że heraldycy nie mogą zaprzepaścić dorobku samorządu. Wygląda jednak na to, że nawet najtrzeźwiejsze głosy i propozycje heraldyków legną na polu zacietrzewienia i konserwatyzmu górali.
całkowitej kontroli wojewodów. Temu celowi służyło uruchomienie procedury zniesienia Samorządowych Kolegiów Odwoławczych i przekazania odwołań od drobnych decyzji wójta czy burmistrza (np. zgoda na postawienie przy domu WC) w gestii wojewodów; ~ przenoszenie przez rząd na samorządy nowych zadań bez zapewnienia ich finansowania. Na przykład w przypadku gmin wiejskich rządowa subwencja oświatowa pokrywa zaledwie 35–45 procent kosztów edukacji (pensje nauczycieli, opał itp.); ~ chaos prawny co do podziału zadań pomiędzy rząd i samorządy. Są dziedziny, w których nie wiadomo, kto tak naprawdę ma decydować (patrz: ochrona środowiska i przeciwdziałanie skażeniom); ~ niejasne procedury zatwierdzania przez wojewodów oraz rząd samorządowych projektów finansowanych ze środków europejskich. Jaskrawym przypadkiem jest próba przepchnięcia dotacji dla szkoły ojca Rydzyka. Wadliwy projekt otrzymał pozytywną ocenę samorządu Kujaw i Pomorza, wsparł go także rząd. W tym samym czasie Kaczyński odmówił zgody na wpisanie na listę projektów finansowych przez UE przygotowanej już budowy lotniska pod Białymstokiem; ~ rozregulowany system gospodarki przestrzennej. Została ona całkowicie zdezorganizowana i poddana naciskom spekulacyjnym i korupcyjnym. To samorządy ponoszą za nią główną odpowiedzialność, nie mając jednak środków na przygotowanie odpowiednich planów. ~~~ Ze swojej strony możemy dodać dalsze utrzymywanie nieskutecznego, kosztownego systemu ewidencji ludności wraz z podtrzymaniem obowiązku meldunkowego obywateli. Najwyższa Izba Kontroli już w 2005 r. wskazała, że nikt już nad nim nie panuje. Część aparatu państwowego akceptuje fakt, iż ludzie mieszkają latami gdzie indziej, niż wynika to z meldunku. Urzędy skarbowe pozwalają na podawanie przez podatnika dodatkowego adresu do korespondencji; podobnie czynią sądy. MiC
Bo choć powołana w latach 90. wspomniana Komisja Heraldyczna MSWiA walczy z dowolnością i fantazją domorosłych twórców setek herbów, szczególnie gminnych, to nie ma ludzkiej siły (niestety – prawnej też), by doprosić się stosownych zmian. Ze świętymi herbami, których w Polsce mamy sporo, sytuacja jest patowa, bo w przypadku najmniejszej próby korekty wytaczane są armaty – od prześladowania religii poczynając, a na łamaniu tradycji kończąc. Wiele miast ma w herbie krzyże (np. Siechnice, Skaryszew, Skierniewice, Tolkmicko, Uniejów) lub święte osoby (Janów Lubelski, Kamień Pomorski, Nowy Targ, Olsztyn, Pasym, Strumień, Strzegom, Wolsztyn, Zalewo). Nie brak też w symbolice miejskiej biskupów i ich atrybutów (Radzionków, Serock, Tarczyn, Ujazd). Jaki kraj, taki obyczaj... BARBARA SAWA
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
POD PARAGRAFEM
9
Ściśle jawne Gęby pełne frazesów potrafią godzinami opowiadać o obronie narodowych interesów, ale nie potrafią uporać się z tajemnicą... W wielkim biznesie, wojsku i polityce informacja bywa towarem wartym każdych pieniędzy. Wiedzą o tym jej posiadacze, stosujący najbardziej wymyślne systemy ochrony swoich sekretów. Od tego, żeby je tajnie zdobywać, od zarania dziejów każde nowoczesne państwo ma wywiad, a w nim stale podnoszących swoje umiejętności specjalistów od kryptoanalizy (nauka umożliwiająca „łamanie” szyfrów) – najważniejszej we współczesnym świecie formy szpiegowania przeciwników. Ale ci też nie zasypiają gruszek w popiele, więc państwo dbające o narodowe bezpieczeństwo i spokojny sen obywateli powinno troszczyć się również – a chyba nawet jeszcze bardziej – o rozwój kryptografii (nauka zajmująca się metodami szyfrowania). Od jej poziomu zależy przecież skuteczna ochrona informacji, zwłaszcza na etapie ich przetwarzania i przesyłania. Polska nie jest jeszcze – co za chwilę wykażemy – nowoczesnym państwem i wypada opatrzności dziękować, że toczymy niechciane wojny w jeszcze mniej nowoczesnym Iraku i całkiem zacofanym Afganistanie... Swoistą „biblią” regulującą kwestię naszych państwowych – w tym również wojskowych – tajemnic jest „Ustawa z 22 stycznia 1999 roku o ochronie informacji niejawnych”. Dla laika to data bez znaczenia, dla specjalisty – brzemienna w skutki. – Od tego się zaczęło, ponieważ w ustawie nie uwzględniono, zaklepanego na etapie jej uchwalania, wstąpienia Polski do NATO, które – przypomnijmy – nastąpiło 12 marca 1999 roku. W konsekwencji nałożyły się na siebie dwie fatalne okoliczności. Pierwsza to praktycznie zerowe doświadczenie ustawodawcy w dziedzinie ochrony informacji niejawnych oraz bezpieczeństwa systemów teleinformatycznych. I druga: brak praktycznej wiedzy o obowiązujących w NATO regułach. Efekt? Ustawa aż roi się od błędów i luk, których – mimo kilkunastokrotnych już nowelizacji – do dzisiaj nie usunięto. Dzieła dokończył Antoni Macierewicz
oraz jego Komisja Weryfikacyjna, odsyłając do rezerwy kilkunastu świetnych i cenionych w NATO fachowców, mających na sumieniu jedynie to, że służyli w strukturze Wojskowych Służb Informacyjnych – tłumaczy nam pewien ekspert. Z długiej listy wad ustawy wymieńmy przykładowo: brak definicji pozwalającej oddzielić informacje narodowe od sojuszniczych. Wyjaśnijmy, w czym rzecz: informacja narodowa to sekret, który nie może być udostępniony nawet sojusznikowi. Sojuszniczą – owszem, możemy się podzielić z przyjaciółmi, o ile zapadnie de-
NATO, a w Polsce – wobec braku jakichkolwiek przepisów – jest chroniona na zasadzie instynktu. Niespójność w tym zakresie z klasyfikacją sojuszników niejednokrotnie już komplikowała i opóźniała wymianę informacji; brak wzoru dokumentu identyfikującego kuriera przewożącego materiały kryptograficzne oraz regulacji dot. możliwości kontrolowania takiej osoby;
Nic nie rozumiem. Mów do mnie otwartym tekstem... cyzja polityczna, że leży to w naszym interesie. Wspomniany brak definicji bardzo negatywnie wpływa na wzajemną wymianę informacji między Polską a innymi państwami NATO, zwłaszcza w sieciach teleinformatycznych. Niemal niedostrzegany w najważniejszych instytucjach naszego państwa problem polega między innymi na tym, że informacja o charakterze narodowym musi być pieczołowicie chroniona. Także przed sojusznikami. A skoro tak, to powinniśmy stosować narodową kryptografię oraz dysponować systemem budowy odpowiednich urządzeń z zapleczem naukowoprzemysłowym stanowiącym element struktury bezpieczeństwa państwa. Niestety, nic z tych rzeczy nie mamy, a to, co WSI zbudowały, Macierewicz zburzył; pominięcie w ustawie tzw. informacji jawnej wrażliwej (popularnie określanej mianem „do użytku wewnętrznego”), mającą klasyfikację w nomenklaturze
niedostosowanie obowiązującego prawa do umów sojuszniczych. Jedna z ilustracji: umowy z przyjaciółmi zobowiązują Polskę do przechowywania najtajniejszych materiałów (np. o tematyce nuklearnej oraz kryptograficznych) w szczególnie chronionych miejscach (np. nuklearne w tzw. kancelariach ATOMAL) oraz powołania stosownych organów bezpieczeństwa. Nasza ustawa oraz jej rozporządzenia wykonawcze w ogóle nie przewidują takich rozwiązań. Ratując sytuację w resorcie obrony, WSI rozwiązały problem na poziomie decyzji i zarządzeń ministra. W cywilnych strukturach państwa sytuacja jest podobno dramatycznie zła. Zaniedbania dot. narodowych systemów i urządzeń kryptograficznych są grzechem kolejnych ekip rządowych, i to niezależnie od ich „koloru” politycznego. Najprościej rzecz ujmując: już w okresie negocjacji dot. przystąpienia do NATO
mieliśmy technologiczny i sprzętowy chłam, ale nie wydawaliśmy pieniędzy na własne rozwiązania, łudząc się nadzieją, że wkrótce dostaniemy coś lepszego od nowych sojuszników. Owszem, dostaliśmy. Nie trzeba było długo czekać, żeby mądrale z tzw. formacji P-6 Sztabu Generalnego (Zarząd Planowania Systemów Dowodzenia i Łączności), a także MON-owskich departamentów, Zaopatrywania Sił Zbrojnych oraz Polityki Zbrojeniowej, obudzili się z ręką w nocniku. Zauważyli mianowicie, że polskie prawo nie pozwala na wykorzystywanie urządzeń kryptograficznych mających obce – choćby i przyjacielskie – certyfikaty bezpieczeństwa, bez przeprowadzenia dodatkowych badań i „narodowej” certyfikacji w kraju. No i zaczęły się schody w postaci żmudnych procedur, a w efekcie braków potrzebnego sprzętu – zakupy na łapu-capu, wskazywane później w tzw. raporcie Macierewicza jako śmiertelne grzechy nieboszczki WSI, nielegalnie jakoby lobbującej za zaopatrywaniem się wojska w kontrolowanych przez tę służbę firmach. „Smutnym epilogiem (...) było podpisanie w maju 2005 r. przez min. Jerzego Szmajdzińskiego, Szefa WSI gen. Marka Dukaczewskiego oraz Szefa Generalnego Zarządu Dowodzenia i Łączności gen. Stanisława Krysińskiego »Aneksu do Koncepcji rozwoju systemów ochrony kryptograficznej w resorcie Obrony Narodowej«. W dokumencie tym zatwierdzili oni de facto plan niestosowania obowiązujących przepisów w procedurze akredytacji urządzeń kryptograficznych oferowanych przez firmę (...). Jest to przykład całkowitej instrumentalizacji prawa w celu zabezpieczenia swoich partykularnych interesów z oczywistą szkodą dla poziomu bezpieczeństwa tajemnicy państwowej, której ochroną na mocy ustawy zajmowały się właśnie WSI” – opowiada w raporcie głupstwa pan Antoni, zamieszczając na marginesie jedyną w tej kwestii sensowną uwagę, że „gdyby zamiast wieloletnich
starań zmierzających do zakupu obcych urządzeń, zdecydowano się na przygotowanie własnych rozwiązań [kryptograficznych], prawdopodobnie w tym samym czasie udałoby się je wdrożyć”. – W rzeczywistości to WSI walczyły z głupotą w MON-ie, ale były systematycznie i wbrew przepisom ignorowane przy zakupach sprzętu oraz technologii. Żadna z dużych umów handlowych, od systemu łączności dla transportera „Rosomak” poczynając, a na myśliwcach F-16 kończąc, nie została dopracowana pod kątem ochrony kryptograficznej tych urządzeń techniki wojennej. Innymi słowy: Polska nie ma żadnej gwarancji, że w pełni samodzielnie kontroluje przesyłanie narodowych informacji. Gdy słyszę więc, jak ten „profesjonalista” Aleksander Szczygło („kaczyński” szef MON – dop. red.) opowiada o swoich i partii dokonaniach w dziedzinie obrony narodowych interesów, to nie wiem, czy śmiać się, czy płakać – zauważa nasz rozmówca. Na łamach miesięcznika „Przegląd Sił Zbrojnych” doczytaliśmy się, że problematyka bezpieczeństwa informacji jest w wojsku niezrozumiała, a w Akademii Obrony Narodowej, na studiach podyplomowych dla pretendentów do najwyższych w armii godności, poświęca się jej zaledwie 2 godz. tygodniowo w okresie 10-miesięcznej nauki. Być może właśnie dlatego Szczygło przeoczył – w kontrolowanym przez siebie do niedawna czasopiśmie – stwierdzenie, że nie mamy w kraju żadnych „zintegrowanych systemów i sieci teleinformatycznych, umożliwiających polskim użytkownikom korzystanie z informacji narodowych i sojuszniczych, a jednocześnie blokujących dostęp do naszych informacji narodowych użytkownikom z innych państw NATO” – jak to określił autor, reprezentujący do niedawna tzw. wojskową władzę bezpieczeństwa w natowskim podkomitecie ds. bezpieczeństwa systemów informatycznych. ANNA TARCZYŃSKA
10
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
Z PRAWA... I Z LEWA
Instytut Promocji Nietolerancji Pracownicy Instytutu Pamięci Narodowej zabrali się za lustrację Marcina Lutra. Że sobie jaja robimy? Niestety, nie... Historycy zatrudnieni w Instytucie Pamięci Narodowej dotąd zajmowali się m.in. wyjaśnianiem młodym Polakom, jakim to wstrętnym człowiekiem był generał Wojciech Jaruzelski. Przy okazji dziatwa usłyszała, że legalne, państwowe służby – Milicja Obywatelska i Służba Bezpieczeństwa – zajmowały się wyłącznie dręczeniem księży i zakonnic. Ale policjanci od historii, pod wodzą swojego szefa, prof. Janusza Kurtyki, nie przyglądali się dotychczas wydarzeniom sprzed 1918 roku. Cóż za niedopatrzenie! Na szczęście w październiku 2007 r. wszystko się zmieniło. Pracownik IPN Ryszard Mozgol zlustrował Marcina Lutra. Autor donosu na twórcę reformacji jest historykiem, który w tym samym czasie zajmuje się dziejami rozłamów w rzymskim Kościele oraz działalnością... organizacji ateistycznych w latach 1944–1989. Według prezesa Kurtyki, Mozgol to także wybitny pedagog i dlatego nadzoruje on konkursy historyczne organizowane przez IPN. Lubelski wykład zapowiadał gustowny plakat z napisem: „Bluźnierstwa i herezje Marcina Lutra”. W trakcie ponadpółtoragodzinnej prelekcji studenci wreszcie poznali prawdę o Lutrze. Dowiedzieli się, że Niemiec ten złym człowiekiem był, do zakonu augustianów wstąpił, chcąc uwolnić się od ojca tyrana i to fałszywe powołanie sprowadziło go na manowce, zaś jego bunt wobec Watykanu miał wyłącznie podłoże ekonomiczne. Umysł Lutra cechował się zaś wyjątkową niestabilnością. Był on
także cholerykiem żądnym rozkoszy cielesnych i poklasku. ~~~ W elaboracie historyka z IPN znajdziemy listę „zbrodni”, jakich dopuścił się twórca reformacji. Na pierwszym miejscu jest zarzut zniszczenia chrześcijańskiej etyki. Luter skasował ją, bowiem zerwał związek pomiędzy zbawieniem a dobrymi uczynkami człowieka, co stanowi istotę zbawienia w katolicyzmie. Po drugie, dowodzi Mozgol, Marcin Luter zgładził Europę, doprowadzając do rewolucji, która w dodatku nigdy się nie kończy. To ponoć dzięki reformacji na scenie politycznej mógł zaistnieć... faszyzm i komunizm. Po trzecie, Luter odrzucił Świętą Tradycję jako drugi obok Biblii fundament wiary, czym sprzeniewierzył się świętej wierze Kościoła katolickiego. „Całość interpretacji tekstów Biblii opierała się w Kościele na zasadzie autorytetu Ojców Kościoła, zajmujących się od zarania Kościoła tłumaczeniem zawiłości zawartych w wersetach biblijnych. Luter odrzucił ten autorytet, dokonując, wbrew temu, co twierdzą zachodni historycy, nie tyle pierwszego przekładu Biblii na język narodowy, co dostosowanej do swoich poglądów cenzury fragmentów Pisma św. Otworzył w ten sposób raj dla sekt i dla ateizmu” – twierdzi państwowy ekspert z IPN. W życiu politycznym zalęgła się – z winy Lutra – jeszcze gorsza zaraza, czyli indywidualizm i pluralizm poglądów. „Jest to system, w którym nie ma obiektywnej prawdy, ponieważ wymagałaby ona istnienia obiektywnego autorytetu, a ten został odrzucony przez
reformację. Istnieją wyłącznie subiektywne prawdy indywidualne, które kiedyś w przyszłości, w toku rozwoju, dadzą początek »prawdzie«. W tej koncepcji »prawda« jest efektem ewolucji błędów i prawd”. Czwartą zbrodnią Lutra jest sprowadzenie Kościoła do wymiaru instytucji wyłącznie ziemskiej i materialnej. Instytucja tworzona przez ludzi nie może być wobec tego ani nieomylna, ani idealna. Piątą zbrodnią jest zainfekowanie życia społecznego sceptycyzmem.
Porady prawne Czy mnie (ur. w 1934 r.) i mojemu bratu (ur. w 1938 r.) należy się odszkodowanie z Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”? Ojciec całą okupację był w niewoli niemieckiej. Żyliśmy w skrajnej nędzy, gdyż matka nie posiadała żadnych kwalifikacji zawodowych. (Wojciech W. z W-wy) Niestety, uruchamiany obecnie program jednorazowej „Pomocy socjalnej i medycznej” skierowany jest do osób żyjących (spadkobiercom pomoc nie jest wypłacana) poszkodowanych przez nazizm, mieszkających na terenie Polski, znajdujących się w trudnej sytuacji materialnej lub zdrowotnej. Uniemożliwia to staranie się przez Pana o pomoc w ramach Fundacji „Polsko-Niemieckie Pojednanie”. ~~~ W roku 2003 rozwiązałam umowę dotyczącą dobrowolnego ubezpieczenia zdrowotnego. W tym
roku dostałam zawiadomienie z ZUS, że brakuje składek za kilka różnych miesięcy z okresu trwania umowy. Składki opłacałam pocztą. Niestety, w roku 2005, w czasie przeprowadzki wyrzuciłam kwity potwierdzeń z poczty. Nie jestem teraz w stanie udowodnić, że ZUS nie ma racji i sama już nie jestem tego pewna. Chciałabym się dowiedzieć, po ilu latach następuje przedawnienie w tym przypadku. Składki oraz odsetki za zwłokę podlegają ściągnięciu w trybie przepisów o postępowaniu egzekucyjnym w administracji. ZUS ma 10 lat na ściągnięcie należności, licząc od dnia wymagalności składki. Po upływie tego terminu należności z tytułu składek ulegają przedawnieniu (podstawa prawna: ustawa o świadczeniach opieki zdrowotnej finansowanych ze środków publicznych – DzU nr 210 z 2004 r., poz. 2135 z późn. zm.; ustawa o systemie ubezpieczeń społecznych – DzU nr 137 z 1998 r., poz. 137 z późn. zm.). Opracował MECENAS
Pozwolono bowiem na podważenie najświętszych kościelnych dogmatów i zasad, na których ufundowano zachodnioeuropejską cywilizację. My ze swojej strony pragniemy zwrócić uwagę panu Mozgolowi, że wspólnoty protestanckie są znane z najszerszej spośród wszystkich Kościołów działalności charytatywnej. Lutrowi zawdzięczamy także m.in. etykę wolną od dogmatów religijnych, nie mówiąc o ukróceniu wielu katolickich oszustw, choćby sprzedaży fałszywych relikwii i odpustów.
~~~ Według pracownika państwowego IPN, który otrzymuje państwową, wysoką pensję, „jedynym ratunkiem w sytuacji, gdy cała Europa przeżarta jest przez morderczy kryzys, może być odrzucenie modernistycznych błędów, przeniesionych do Kościoła z protestantyzmu, i odrodzenie misyjnej postawy katolików”. Do tego wzywał święty Stanisław Pelczar – biskup przemyski. W stosunku katolików do protestantyzmu widział on probierz ich wierności Chrystusowi i Tradycji Kościoła. Prawdziwy ekumenizm polega też – jak dalej przekonuje Mozgol – na przyjęciu przez protestantów zasady, że „jest tylko jeden prawdziwy Kościół – Kościół Rzymskokatolicki, który jako jedyny jest depozytariuszem wiary”. ~~~ Jakże genialne są te Mozgolowe prawdy! Zatem IPN – w uznaniu zasług – podniesie niebawem pobory wszystkim swoim pracownikom, w tym swojemu krzyżowcowi, o circa 30 procent. A co my na to możemy? Ot, tylko nieśmiało przypomnieć komu trzeba, że w Rzeczypospolitej obowiązuje JESZCZE konstytucja. Szczególnej uwadze polecamy jej 25. artykuł, który zawiera taką oto klauzulę: „Władze publiczne w Rzeczypospolitej Polskiej zachowują bezstronność w sprawach przekonań religijnych, światopoglądowych i filozoficznych”. Nigdzie nie znajdziemy za to przepisu, który pozwalałby pracownikom państwowych instytucji na publicznie poniewieranie czyjegokolwiek światopoglądu. MiC
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r. ubiegłym roku rozliczeniowym zaledwie 1,1 miliona Polaków zdecydowało się na przekazanie swojego „jednego procenta” na cele dobroczynne. Mizernie. Uproszczenie przepisów miało wszystkim ułatwić życie. Rzeczywistość okazała się mniej optymistyczna. Przynajmniej dla niektórych.
W
„Piszę do was, bo już nie mam wyjścia. Wychowuję 17-letniego syna chorego na autyzm. Codziennie dowożę go do i ze szkoły dla dzieci autystycznych. Mąż sam pracuje, nasz dochód nie przekracza 200 zł na osobę. Po opłaceniu rachunków, obiadów i hipoterapii dla Jacka, niewiele nam zostaje. Często idziemy spać głodni (...). Jacek często choruje, ale najgorsze jest leczenie jego zębów. Można to zrobić tylko pod narkozą, a NFZ jej nie refunduje. Jest to duży wydatek (...). O kupnie czegoś do ubrania nie ma mowy. Jacusiowi musimy kupić, bo rośnie, ja i mąż chodzimy w starych rzeczach, chyba że ktoś nam coś da. Bardzo was prosimy – pomóżcie nam” – napisała do naszej redakcji zrozpaczona matka. Podobne dramaty przeżywają na co dzień ludzie, którzy w rehabilitacji oraz wychowaniu niepełnosprawnych i chorych dzieci mogą liczyć tylko na siebie i pomoc państwa. Miłość, jaką otaczają swe pociechy, to rzecz z pewnością bardzo ważna. Niestety, w codziennej egzystencji często równie ważne okazują się pieniądze. Według opinii psychologa, Jacek jest osobą w znacznym stopniu niepełnosprawną, wymagającą stałego wsparcia, prowadzenia i kontroli przez inne osoby w celu zaspokojenia podstawowych, codziennych potrzeb. To dlatego pani Ewa nie pracuje, a swoje życie całkowicie podporządkowała synowi. Państwo daje jej w zamian zasiłek rodzinny na dziecko – 64 zł; dodatek z tytułu rehabilitacji dziecka niepełnosprawnego – 80 zł i jednorazowy dodatek do zasiłku z tytułu rozpoczęcia roku szkolnego – 100 zł. Można zemdleć. Z głodu i rozpaczy. Dotąd dla tych, którzy mieli jeszcze siłę walczyć o każdy grosz na leczenie swojej pociechy, światełkiem w tunelu był tzw. 1 procent podatku dochodowego. Właśnie tyle od 2004 r. każdy podatnik może przekazać na dowolnie wybraną organizację pożytku publicznego. Rodzice chorych i niepełnosprawnych dzieci zapisywali je więc do różnych fundacji, a te przydzielały swoim podopiecznym subkonta. Stąd do corocznego zastrzyku finansowego (fundacja zwraca koszty poniesione na leczenie po przedstawieniu przez rodziców odpowiednich faktur) pozostawał już całkiem niewielki krok – należało przekonać ludzi, że warto wyjść z domu i odstać swoje w kolejce przy bankowym
A TO POLSKA WŁAŚNIE
11
Jeden procent nadziei okienku. Rodzice przekonywali, choć tylko oni wiedzą, jak bardzo trzeba się zgiąć, żeby prosić o pomoc. Jak trudno przełamać wstyd. Ich uporowi nie ma się co dziwić, zważywszy, że zgromadzone środki umożliwiają wykupienie lekarstw, turnusów rehabilitacyjnych, wizyt u specjalistów, sfinansowanie badań i operacji. Innymi słowy – pozwalają opłacić to, czego nie zapewnia państwo. Mały Staś cierpi na autyzm atypowy. Cała terapia i leczenie opiera się na ścisłej współpracy z lekarzem. Lista leków? Witamina B12 dla autystów sprowadzana z USA – 360 zł (wystarcza na 2–3 miesiące); witaminy wspomagające dietę – ok. 200 zł raz na dwa miesiące; pozostałe leki – 200 zł na miesiąc. Do tego badania raz do roku: włosów pod kątem obecności metali ciężkich – 300 zł; moczu na aminokwasy – 1250 zł. Jeśli dodać do tego rehabilitację, wychodzi około 30 tys. zł rocznie! – W naszej fundacji „Zdążyć z pomocą” jest prawie pięć tysięcy podopiecznych z różnymi schorzeniami. Ale każdy rodzic wie najlepiej, jak bardzo jego dziecko jest chore, i to bardziej lub mniej mobilizuje go do starań o darczyńców. Wkładaliśmy wiele wysiłku, aby zgromadzić dla Stasia jak największą sumę. Tylko dzięki temu może być regularnie leczony – mówi pani Katarzyna, mama chłopca. Ona, jak wielu innych podobnych jej rodziców, cieszyła się z tego, że rząd postanowił uprościć procedury związane z przekazywaniem 1 procenta. Bo nowe przepisy ustawy o PIT ułatwiają życie filantropom. To urząd skarbowy, a nie, jak dotąd, podatnik będzie przekazywał pieniądze na rzecz organizacji pożytku publicznego. W zeznaniu wystarczy wpisać nazwę organizacji i jej numer KRS. No właśnie, czy to aby na pewno ułatwienie... Rodzicom ciężko chorych i niepełnosprawnych dzieci zrobiło się czarno przed oczami – w nowych wytycznych nie ma słowa o tym, że w zeznaniu przy nazwie fundacji można wpisać nazwisko konkretnej osoby, do której mają trafić pieniądze. – Te przepisy oznaczają dla nas katastrofę. Niweczą zaangażowanie rodziców w zbiórkę funduszy na leczenie niepełnosprawnych dzieci. Odtąd pieniądze będą trafiać na ogólne konto fundacji.
Oznacza to koniec skutecznej rehabilitacji naszych dzieci – wyjaśnia tata Karolka chorego na dziecięce porażenie mózgowe. Dzięki darowiznom cel o w y m chłopiec
uczestniczył w kilku specjalistycznych turnusach rehabilitacyjnych. – Nie dostaniemy tych pieniędzy, bo pójdą do wspólnego worka. Fundacje podzielą je według własnego uznania, bo jaki można znaleźć klucz do sprawiedliwego podziału – mówi z żalem mama 9-letniego Jędrzeja. – Zysk będą miały takie organizacje jak Caritas, który i tak co roku dostaje najwięcej, czy inne ogólnospołeczne fundacje.
Szkoda, że po raz kolejny nikt nie pomyślał o chorych dzieciach. Logika podpowie darczyńcy, że jeżeli ma wpłacać kasę do studni, to nie wpłaci jej wcale – dodaje. Podobne obawy mają rodzice Stasia: – Pozbawiono nas możliwości faktycznego wpływania na pomoc dla naszych
dzieci. Determinacja i zaangażowanie rodziców zostały utrącone, bo nigdy nie będą mieli pewności, że ich starania pomogą ich dziecku. Do tej pory nasz synek co roku dostawał od fundacji pieniądze, które zgromadziliśmy wspólnymi siłami, prosząc znajomych, rodzinę, rozsyłając ulotki informujące o naszej sytuacji. Teraz to pewnie będzie tak, że trzeba będzie żebrać w fundacji; dopiero jak się pójdzie z dramatycznym wołaniem o pomoc, to
dadzą. Cała akcja z ulotkami i nasze starania poszły na marne. Przecież my już w połowie roku zamieniamy się w listonoszy i docieramy do rodziny, znajomych, sąsiadów, osób nam znanych i nieznanych i prosimy, by zechcieli przekazać tę kwotę na rzecz właśnie naszego dziecka. A co mają zrobić fundacje, żeby rozszyfrować, dla kogo są pieniądze? Któremu dziecku należy się bardziej, a któremu mniej. – To duży kłopot. Będziemy musieli wymyślić metodę podziału, aby wszyscy byli zadowoleni. To będzie trudne – twierdzi Eliza Romaniak z fundacji „Mimo wszystko”. Pracownicy różnych fundacji żałują tylko jednego – że nikt z posłów czy senatorów nie skonsultował się z nimi w trakcie tworzenia nowelizacji ustawy. Czy jest rozwiązanie tej patowej sytuacji? Rodzice chorych dzieci przypuścili szturm na wszelkie możliwe instytucje. Do szczęścia potrzeba im tylko (albo aż) decyzji Ministerstwa Finansów albo klarownej interpretacji nowych przepisów. Na przykład takiej, żeby w formularzach PIT podatnicy obok nazwy OPP mogli wpisywać nazwisko lub numer ewidencyjny dziecka. Agnieszka Pasterkiewicz z biura prasowego Ministerstwa Finansów informuje, że przedstawiciele Departamentu Administracji Podatkowej i Podatków Dochodowych debatują, jak rozwiązać ten palący problem. WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected]
12
PATRZYMY IM NA RĘCE
Trąd w świętym mieście Wiele wskazuje, że dobry pomysł plus toga i pieczęć sądu stały się dla grupy osób związanych z częstochowskim wymiarem sprawiedliwości sposobem na zorganizowanie całkiem dochodowego biznesu. Wszystko zaczęło się na początku lat 90., gdy Paweł K. (na zdjęciu w środku), absolwent katowickiej AGH, został naczelnikiem wydziału geodezji w Częstochowie. Źle nie miał, bo w końcu to od niego zależało, czy pozwolenie na jakąkolwiek budowę zostanie wydane w trzy dni, trzy miesiące czy trzy lata. A że apetyt rośnie w miarę jedzenia, Paweł K. zaczął dorabiać jako stały biegły sądowy, nigdy nierejestrując tego typu działalności. Scenariusz historii, którą za chwilę opiszemy, nie był skomplikowany. Jakiś człowiek X, posiadający wszystkie potrzebne dokumenty, trafiał przed oblicze Temidy w celu np. nadania jego nieruchomościom tytułu własności lub rozgraniczenia gruntu. Później działy się rzeczy niesamowite, z uwagi na lokalizację można je śmiało nazwać cudami: zdarzało się, że w majestacie prawa dokonywano zaboru mienia, pozbawiano ludzi własności, a na dodatek obciążano ich kosztami, bo... Bo do gry wkraczał biegły Paweł K., któremu trzeba było – w myśl postanowienia sądu – zapłacić za ekspertyzę. Nawet jeśli kogoś nie było na to stać, Paweł K. i tak kasę dostawał. Tyle że w formie zaliczki od Skarbu Państwa. A tę ściągał później z delikwenta komornik. Biegły K. taką miał robotę, że wszystko dzielił. Ignorując akty notarialne i inne dokumenty, jakimi dysponowali właściciele. Dzielił i kroił. Bo podział gruntu jest najbardziej opłacalny – za jedną operację można wyciągnąć minimum 2 tys. zł. Paweł K. potrafił zainkasować nawet trzy razy więcej... – Zarzucamy sędziom i prokuraturze potwierdzanie nieprawdy w dokumentach sądowych, fałszowanie dokumentów, wprowadzanie w błąd pokrzywdzonych i utratę majątku – mówią poszkodowani. – To, co się tu dzieje, to jawne okradanie ludzi i Skarbu Państwa przez częstochowski wymiar sprawiedliwości – dodają. Państwo Eleonora i Zdzisław J. kupili działkę niedaleko Częstochowy. Mają wszystkie kwity potwierdzające własność. Ale mają też za sąsiada księdza, któremu zamarzył się przykościelny parking. Wielebny radził, żeby dali ziemię po dobroci, bo on ma duże znajomości i układy. Nie wierzyli. Najpierw pojawił się geodeta Tomasz M. i orzekł tzw. rozgraniczenie gruntu. Sprawa trafiła do sądu przed oblicze sędzi Danuty Hernes-Celt. Ta zleciła sporządzenie
opinii przez biegłego sądowego. Paweł K. za odcięcie od gruntu państwa J. 452 mkw. na rzecz księdza Stanisława W. zainkasował 2900 zł. Ponad hektar ziemi państwa Ł. o wartości ponad 600 tys. zł w wyniku ekspertyzy Pawła K. (który dodatkowo podzielił grunt na cztery działki, mimo że nikt o to nie występował!) i decyzją sędzi Anny Terlickiej-Czarnołęskiej trafił do prezesa nieistniejącego (!) Kółka Rolniczego Kiedrzyn – Jana O., byłego pracownika wydziału rolnictwa Urzę-
Paweł K. (na targowisko się nie pofatygował) odmalował mapkę, z której wynika, że Krystyna handlowała na ziemi należącej do pana Włodka. W końcu zupa się wylała. 28 sierpnia 2003 r. podczas jednego z posiedzeń sądu wyszło na jaw, że Paweł K. stałym biegłym sądowym nie jest, to znaczy jest tylko dla kasy i dla jaj, które sobie robi z ludzi. Żaden z sędziów nie ustanawiał go też nigdy biegłym ad hoc. Wniosek: przedstawiane przez Pawła K. ekspertyzy na-
zleceń. Starałem się opracowywać opinie rzetelnie i terminowo. Z upływem czasu miałem coraz więcej zleceń. Ja dostawałem szeroki zakres spraw do opracowania. Miałem sprawy z zakresu naruszeń posiadania, rozgraniczeń, zniesienia współwłasności, nadania tytułu własności”. Nie dziwota zatem, że zaczął się gubić i ułatwiać sobie życie na wszelkie możliwe sposoby: z czystej kartki, którą wręczył do podpisu osobom uczestniczącym w jego pomiarach na Stradomiu, „zrobił się” tzw. pro-
du Miasta (UM). Ten niezwłocznie przekazał swe nowe włości Klubowi Sportowemu „Odra”, którego trenerem jest... prokurator rejonowy Jan Teodorczyk. Akt darowizny sporządziła z kolei w swej niezarejestrowanej wówczas, a więc nieistniejącej kancelarii (!) notariusz Iwona M.-A., nie zawracając sobie głowy takimi drobiazgami jak brak informacji o rzeczonym kółku rolniczym w Krajowym Rejestrze Sądowym. Krystyna S. dzierżawiła od miasta plac handlowy na targowisku zrzeszonym w Stowarzyszeniu Handlowców „Jagiellończycy” do czasu aż Mieczysław S., wówczas zastępca Pawła K. w wydziale geodezji, sprzedał 234 mkw. gruntów (za 22 490 zł) mężowi jednej z pracownic UM – Włodzimierzowi K. W akcie notarialnym, który powstał we wciąż wtedy niezarejestrowanej kancelarii notarialnej Iwony M.-A., stoi jak byk, że sprzedaży dokonano w trybie bezprzetargowym, co uniemożliwia prowadzenie na placu działalności gospodarczej. Nie przeszkadzało to jednak obdarowanemu w zbieraniu opłat od handlarzy (bez wystawiania rachunków). Pani Krystyna odmówiła płacenia haraczu. Od tego czasu włóczy się po sądach, bo biegły
dają się do kosza na śmieci, zaś sprawy, w których jego opinie były podstawą merytoryczną do wydania wyroku, powinny zostać wznowione. Na to jednak wymiar sprawiedliwości pozwolić sobie nie może. Co ciekawsze – Paweł K. nadal występował w roli biegłego, a sędziowie sankcjonowali jego opinie! Poszkodowani jakoś się jednak skrzyknęli. W 2004 r. – już razem – zaczęli stukać do wszystkich możliwych drzwi. Niestety, ich wnioski kierowane do częstochowskiej prokuratury były umarzane lub spotykały się z odmową przyjęcia. No cóż, prawo jest takie, że wszystkie postępowania, w których opinie wydawał Paweł K., mogą zostać wznowione dopiero wtedy, gdy udowodni mu się przestępstwo i skaże prawomocnym wyrokiem! A nie był nawet przesłuchiwany! Oszukani, ograbieni ludzie interweniowali u ministra sprawiedliwości. Od tego czasu sprawa „biegłego” i jego ekspertyz trafiła do Prokuratury Okręgowej w Gliwicach, gdzie... utknęła na lata. Paweł K. został przesłuchany dopiero w lipcu 2006 r. (sygn. akt V Ds. 45/04/S): „Sędziowie zaczęli zlecać mi opinie do opracowania. Na początku miałem mało takich
tokół graniczny (a miała to być lista obecności). W sprawie II Ns 2316/01 oprócz tego, że zwyczajowo zataił w swojej opinii istnienie księgi wieczystej, to mapę, pod którą wypisał datę 22.10.2001 r., złożył w ośrodku dokumentacji geodezyjnej... 21.10.2001 r.! W tych samych zeznaniach dodaje: „Przypuszczam, że sędziowie wiedzieli, że nie jestem biegłym sądowym. (...) nigdy nie byłem wpisany na listę stałych biegłych sądowych. (...) nie podawałem sądowi swoich danych, ja stawałem (...) w setkach spraw – sędziowie znali moje dane i sami dyktowali je do protokołu. Nie słyszałem, aby sędziowie dyktowali »stały biegły sądowy«. Ja tego nigdy nie słyszałem. Nie wiem, może protokoły były wcześniej przygotowane. Gdybym usłyszał, że sędzia dyktuje do protokołu przy moich danych »stały biegły sądowy«, nie wiem, czy bym na to zareagował, bo koncentrowałem się na opinii”. Mimo tak jawnej deklaracji, prokurator Małgorzata Szala 29 grudnia 2006 r. postanowiła umorzyć śledztwo. Postanowienie wzbogaciła informacją: „W okresie od stycznia 2001 roku do lipca 2004 r. dla wydziału Cywilnego Sądu Rejonowego w Częstochowie Paweł K. opracował
łącznie 118 opinii geodezyjnych”. Aż trudno uwierzyć, że Szala nie znała wydanej w październiku 2004 r. decyzji Hanny Mojerskiej, prezesa Sądu Okręgowego w Częstochowie, która odmówiła ustanowienia Pawła K. stałym biegłym, uznając, że: „W okresie od 01.01.2001 roku do 31.05.2004 r. łącznie sporządził w II Wydziale Cywilnym Sądu Rejonowego w Częstochowie 974 opinie. W międzyczasie wprowadził w błąd sędziów orzekających co do swoich uprawnień, gdyż zaczął się posługiwać pieczęcią o treści »biegły z zakresu geodezji«. Także w pismach kierowanych do Prezesa Sądu Rejonowego i Przewodniczącego Wydziału tytułował się biegłym sądowym”. 974 opinie w ciągu 41 miesięcy! Każda wymaga przynajmniej jednej wizyty w wydziale ksiąg wieczystych, w wydziale geodezji, a przede wszystkim – pomiarów na rzeczonym gruncie. Za każdą Paweł K., który wciąż pracował jako naczelnik wydziału geodezji, dostawał pieniądze – od 2,8 do ponad 5 tys. zł. Sumaryczny rachunek wychodzi oszałamiający – co najmniej 3,7 mln zł! Nie było też możliwości, aby się od powyższej opłaty wymigać. Zdzisława C. wystąpiła o zniesienie współwłasności. Sprawa niby banalna, sędzia Hernes-Celt wyznacza biegłego z listy. Wydaje też postanowienie o przyznaniu mu wynagrodzenia w wysokości 4200 zł, tymczasowo ze Skarbu Państwa. W wyniku podziału przeprowadzonego przez Pawła K. (który na gruncie nie wykonywał żadnych czynności, bo oświadczył, że wszystkie potrzebne dokumenty ma u siebie) państwo C. stracili dom. Ściągnięciem wypłaty dla „biegłego” zajął się komornik... Zadziwia również sprawność, z jaką załatwiano kwestię wypłat dla biegłego K. W sprawie o sygn. akt II Ns 2665/98 o zniesienie współwłasności opinię zleciła sędzia Marta Juszczyk. Paweł K. szybciutko uwinął się z robotą, a opinię i rachunek zostawił w sekretariacie sądu 26 lipca 1999 r. Tego samego dnia złożył ją w ośrodku dokumentacji geodezyjno-kartograficznej. Postanowienie, na podstawie którego miał ma zainkasować 2800 zł sędzia Juszczyk wydała... 26 lipca 1999 r. („Z reguły od wykonania przeze mnie opinii do otrzymania wynagrodzenia mijało około 8 miesięcy” – zeznał w prokuraturze Paweł K.)... Kontrola skarbowa przeprowadzona u pana K. wykazała, że tylko przez półtora roku orżnął Skarb Państwa na ponad 70 tys. zł tytułem niezapłaconych podatków. Wobec tego dobrowolnie poddał się karze, zapłacił… 6 tys. zł. I po sprawie!
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r. W tym kontekście oszczędności Pawła K., jako naczelnika wydziału geodezji, wykazane w oświadczeniu majątkowym (w UM zarabiał około 3 tys. zł miesięcznie), nie powalają na kolana: 2003 r. – 280 tys. zł i 4100 dolarów, niemal identycznie jest w roku następnym. W 2005 r. ma już „tylko” 140 tys. zł, 3500 dolarów i 100 euro; w 2006 r. – 20 tys. zł, 3550 dolarów, obligacje Skarbu Państwa za 25 tys. zł i – o czym należałoby wspomnieć – luksusowy dom. Widzieliśmy tę hacjendę w dzielnicy Północnej na własne oczy i naprawdę jesteśmy pod wrażeniem. Koniec listopada 2007 roku. Przed salą sądową tłoczy się grupa ludzi. To jednak nie wszyscy, którym dane było zetknąć się z Pawłem K. Niektórzy już nie żyją, inni odpuścili, bo nie mają siły na kopanie się z koniem. Zostali najbardziej zdeterminowani. Tym razem odtrąbili małe zwycięstwo – sąd rejonowy (sygn. akt IV KP 325/07) uznaje za zasadne ich zażalenie na postanowienie gliwickiej prokuratury, która w 2006 r. umorzyła śledztwo w sprawie popełnienia przestępstwa przez Pawła K. Nie cieszą się jednak za bardzo. Bo przecież ich roszczeniami zajmą się znowu te same osoby. – To jest bagno. Pierwszy adwokat, który w 1998 r. powiedział głośno, że Paweł K. nie ma uprawnień stałego biegłego, zmarł w tajemniczych okolicznościach. Zapewne przypadek, ale niektórzy odebrali to jako znak... Następny adwokat musiał opuścić miasto. Każdego, kto dotknął tej sprawy, ktoś pacyfikuje. Nie znajdzie pani w mieście obrońcy, który się w to zaangażuje – wyjaśnia mecenas z kancelarii położonej niedaleko częstochowskiego sądu. O ujawnieniu nazwiska
nawet nie chce słyszeć. – Zniszczyliby mnie – wyjaśnia. Paweł K. na pytania dziennikarza „FiM” odpowiadać nie chce. Mimo że poświadczał nieprawdę w opiniach dla sądu, fałszował dokumenty i wystawiał niebotyczne rachunki za pracę, którą wykonywał bezprawnie, posługując się fałszywą pieczęcią biegłego sądowego, zapewne długo mu jeszcze włos z głowy nie spadnie, bo zapowiada, że – w razie wpadki – będzie sypał wspólników. Czyżby nie było przypadku w tym, że Temida pomyliła się prawie tysiąc razy...? Kto pociąga za sznurki, kryjąc działalność (nie)biegłego? To pytanie kierujemy do odpowiednich organów ścigania, które przy okazji mogłyby spróbować odpowiedzieć na poniższe pytania: Jak wytłumaczyć fakt, że na tej samej sprawie orzeka sędzia Marek Królak, a obrońcą jednej ze stron jest jego szwagier – Paweł P.?; Czy fakt, że wszystkie skargi, które pokrzywdzeni wysyłają do Warszawy, wracają do rozpoznania w Częstochowie, ma jakiś związek z tym, że Grażyna Kołodziejska, koleżanka żony Pawła K. z wydziału ksiąg wieczystych częstochowskiego sądu, awansowała na dyrektora Departamentu Sądów Powszechnych Ministerstwa Sprawiedliwości?; Dlaczego większość częstochowskich notariuszy, adwokatów i radców prawnych zarejestrowała swą działalność dopiero w roku 2005, nie ponosząc konsekwencji za wcześniejsze nielegalne działanie?; A wreszcie – dlaczego Policja, prokuratura, a nawet ABW wciąż udają, że nie ma sprawy...? WIKTORIA ZIMIŃSKA
[email protected] Fot. Autor
ematem minionego tygodnia była awantura o wizytę ministra Sikorskiego w Pałacu Prezydenckim. Tymczasem cała afera cuchnie ordynarną Kaczą prowokacją. Rząd nie chce zaogniać konfliktu, a na każdy ruch PiSdzielcy będą histerycznie wrzeszczeć o naruszaniu konstytucji, marginalizowaniu głowy państwa itp... Głowy państwa?!
T
Konsekwentnie twierdzimy, że K.Lech jest PiSprezydentem. Jest prezydentem jednej partii, PiS-u, czego dowody dał w kampanii wyborczej
ministrów rządu Tuska i próby wyeliminowania szczególnie znienawidzonych – Sikorskiego i Ćwiąkalskiego. Skoro się nie udało, trzeba rozrabiać dalej. Przypomnijmy wręczenie nominacji premierowi Tuskowi, trwające 16 sekund, nieobecność K.Lecha w Sejmie na exposé premiera i uparte forsowanie Macierewicza do komisji ds. służb. Kolejny patent na osłabianie pozycji rządu to próby dezorganizacji jego pracy. Nikt nam nie powie, że o terminach posiedzeń rządu nie wiedzą w Pałacu Prezydenckim. Jak więc nazwać wystosowane w przed-
13
Wytyka Pinochet-Kamiński brak kontaktów z rządem Tuska od zaprzysiężenia. Jakby Tusk powinien był z exposé pojechać za K.Lechem do Gruzji. A jak nie pojechał, to jest wredny. Tylko jaką korzyść Polsce dała wizyta K.Lecha w Gruzji? Jak zwykle żadną. Powierzenie oszołomowi Kamińskiemu stanowiska ministra w kancelarii głowy państwa to obraz prawdziwych intencji Kaczorów. Dodając do kolekcji PiSowskiego senatora Bendera (oskarżany o antysemityzm i kłamstwo oświęcimskie), mamy dowód, że „solidarne państwo”, czyli so-
Kacza prowokacja i przez całe dwa lata prezydentury. Żenującą szopką z obrażonym PiSprezydentem jego kancelaria ugruntowała wizerunek chłopczyka z piaskownicy i pogląd o poważnym niezrównoważeniu. Jeżeli ktoś kogoś ma przepraszać, to PiSprezydent K.Lech nas, Polaków, za działanie przeciw narodowi! Bo zaangażowanie głowy państwa w kampanii wyborczej po stronie jednej partii jest działaniem na szkodę demokracji, czyli narodu. To sprzeniewierzenie się złożonej przysiędze i jest jednym z argumentów do złożenia go z urzędu. Spieprzaj, dziadu! Kaczory wojnę z maniackim uporem kontynuują. Obmyślili sobie, jak nie stracić władzy po utracie władzy: tworzą drugi jej ośrodek w Pałacu Prezydenckim. Pokrętnie interpretując konstytucję i szermując wyrwanymi z kontekstu artykułami, próbują wydrzeć wpływ na kolejne obszary życia politycznego. Szczególnie kręcą zapisem w art. 129, że „prezydent jest najwyższym przedstawicielem RP”. Dziecko wie, że bycie przedstawicielem, to nie pełnienie władzy. Za to dalsza część tego artykułu bije wprost w PiSprezydenta, bo prezydent jednej partii nijak nie jest gwarantem ciągłości władzy państwowej. Podobnie o polityce zagranicznej (art. 133, ust. 3): „prezydent współdziała z Prezesem RM (chodzi o Radę Ministrów, a nie Radio Maryja – dop. red.) i właściwymi ministrami”. Czyli to rząd prowadzi politykę (art. 146, ust. 1), a prezydent ma obowiązek współdziałania. Może się nie zgadzać, dyskutować, ale decyzje i tak podejmuje rząd. Sabotowanie polityki rządu może się (oby!) dla prezydenta skończyć źle. Tworzenie drugiego ośrodka władzy jest osłabianiem państwa, jego anarchizacją. Aby wzmocnić drugi ośrodek w pałacu, trzeba osłabić pierwszy, czyli rząd. Czy trzeba mówić, jak to obniży autorytet i pozycję Polski w świecie? Na usta ciśnie się pogardliwe „polnische ordnung”, wprost z antypolskiej bismarcowskiej szkoły. PiSdzielcy zaczęli rozróbę od szukania haków na kandydatów na
dzień „zaproszenie” ministra Sikorskiego do pałacu na czwartek 29 listopada o godz. 16, dokładnie w czasie arcyważnego (budżet) posiedzenia rządu? To PROWOKACJA! I to w obrzydliwym stylu. Zaproszenie wystosowano w czasie pobytu ministra w USA. Techniczne możliwości jego reakcji nie są istotne, ale różnica czasowa 6–8 godzin i owszem. Przy tak krótkich terminach, do uzgodnienia stanowisk powinny wystarczyć kontakty telefoniczne między sekretariatami. Jak na dłoni widać, że ze strony PiSprezydenta nie było dobrej woli, ale złośliwe dążenie do prowokacji. Wpisuje się to wręcz kaligraficznie w wizerunek złośliwego i obrażalskiego Lesia z piaskownicy. Sikorski być posłuszny, jak nie, to powiem starszemu bratu... O co tu chodzi, wypsnęło się Kaczorowi na konferencji prasowej w Szczecinie. Powiedział o „niestawieniu się ministra Sikorskiego na wezwanie”. Nie na zaproszenie, ale wezwanie! Czy to nie dowód zamiaru budowy drugiego ośrodka władzy? Wszak minister jest podwładnym premiera, nie prezydenta. Można tymczasem oczekiwać wezwań premiera i ministrów przed Kaczy majestat w najbardziej nieoczekiwanych momentach, z godziny na godzinę. Nie będzie istotne, czy jest się za granicą, w samolocie czy na posiedzeniu rządu, czy ma się inne ważne plany. Na wspomnianej konferencji w Szczecinie Kaczor stwierdził, że w Argentynie w 1978 roku „szalał terror”, a jej rząd nazwał „bandyckim reżimem”. Tyle że za miedzą, w Chile, rządził jeszcze bardziej bandycki reżim zbrodniarza Pinocheta. W 1999 roku, 21 lat później, kiedy o jego zbrodniach powszechnie wiedziano, Kaczy minister Kamiński wraz z Markiem Jurkiem złożyli w areszcie w Londynie wizytę hołdowniczą zbrodniarzowi Pinochetowi i obdarowali go ryngrafem z Matką Boską! Nie mamy pretensji jedynie do prezentu – pasował, bo przecież Najświętsza Maria Panna była patronką krzyżackich morderców.
cjalizm w wydaniu Kaczorów, ma odcień brunatny. To jest właśnie relatywizm moralny Kaczorów, to są ich zasady! Czyli brak zasad. „Po czynach ich poznacie” – czy mianowanie „dyplomatołka” w spódnicy szefową kancelarii oraz wściekłe ujadanie wokół zapowiedzi wycofania sprzeciwu wobec członkostwa Rosji w OECD nie są kolejnymi dowodami budowania drugiego ośrodka władzy i osłabiania pozycji rządu? To jest dążenie do kompromisu? Gołym okiem widać, że kohabitacja po Kaczemu to poddanie się Tuska woli K.Lecha. Ale my, Polacy, głosowaliśmy na Platformę, a nie na PiS bis. Mamy nadzieję, że premier wypełni wolę wyborców i okaże stanowczość. Stanowczą reakcją rządu na toczoną przez PiSdzielców wojnę winno być postulowane przez nas wcześniej drastyczne obcięcie budżetu „Kaczego dworu”, by nie stał się przechowalnią szkodników i kuźnią działań szkodzących Polsce. Opisana tu prowokacja, powrót dyplomatołka i wywiezienie akt WSI do pałacu powinny być wystarczającymi powodami do odebrania PiSdzielcom amunicji, czyli pieniędzy z naszych podatków. Ciąć nie dwa miliony, ale co najmniej połowę! Planowany budżet kancelarii PiSprezydenta wynosi 168 milionów zł! Leczyć za te pieniądze chore dzieci albo nakarmić głodne! Czas też na zagwożdżenie armaty, czyli rzetelną kontrolę imperium zła bezdzietnego ojca. Naród czeka na dorżnięcie watah! Głęboki niesmak wywołała wypowiedź znanego z koniunkturalizmu byłego Kwaśniewskiego na temat Kaczej prowokacji. Kwach to współojciec klerykalizacji Polski. Czy nie jest, delikatnie mówiąc, konfliktem interesów, że zasłużony budowniczy państwa wyznaniowego zarabia krocie za „wykłady” na katolickim uniwersytecie w USA („FiM” 39/2007), prowadzonym przez jezuitów? Żeby było śmieszniej, „pan profesor” nie ma wyższego wykształcenia. Czy nie śmierdzi to zapłatą za usługi? Ach, ci nasi prezydenci... LUX VERITATIS
14
Genialny ignorant? D
okonania amatorów majster-klepków są zazwyczaj kwitowane przez profesjonalistów uprzejmymi, lecz niekryjącymi politowania uśmiechami. Co rusz ktoś zbuduje perpetuum mobile, wymyśli silnik na kwaśne mleko lub opracuje projekt rakiety zdolnej dolecieć do gwiazd. Tak na pierwszy rzut oka wyglądało dokonanie Johna Kanziusa – kiedyś właściciela stacji radiowych w Pensylwanii, obecnie emeryta na Florydzie. Kiedy dowiedział się, że ma białaczkę, nie popadł w rozpacz, ale przystąpił do pracy. Rezultatem jest maszyna stanowiąca – jak twierdzi – alternatywę dla bolesnej i obfitującej w skutki uboczne (ze śmiertelnym zejściem włącznie) chemioterapii. Urządzenie ma zwalczać raka za pomocą fal radiowych. Tu pora na uśmiech politowania. Ale należy się z nim wstrzymać. Ustrojstwo Kanziusa kompletnie unicestwiło guzy nowotworowe
u królików. Od królików do ludzi (a nawet kaczek) droga dość długa – nie wiadomo, czy zadziała tak samo – ale nikt z fachowców nie stuka się w głowę. „To więcej niż wybitne” – twierdzi dr Steven Curley z Anderson Cancer Center uniwersytetu w Houston. Podekscytowany jest również dr Robert Young z Fox Chase Cancer Ceneter w Filadelfii. Inny onkolog w wywiadzie dla TV ABC oświadczył: „Przez 20 lat badań nad rakiem nie wynaleźliśmy czegoś takiego”. Do pierwszych klinicznych testów na ludziach trzeba jeszcze 5 lat. „Może mniej” – mówi dr Young. TN
W dupach się przewraca C
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
ZE ŚWIATA
zy ktoś z Was słyszał o tym, że polscy pracownicy nie są zdyscyplinowani? Jeśli tak, to jest to kłamstwo.
Dyrekcja policji brukselskiej wystosowała list do pracowników, w którym policjantom patrolującym dystrykt „pod czerwoną latarnią” zakazuje picia alkoholu w barach i korzystania z usług burdeli, które kontrolują podczas służby. „Funkcjonariuszom wydaje się, że służba jest po to, by pić drinki w barach i grać w gry oraz wizytować burdele, domagając się masażu oraz innych
świadczonych tam usług” – czytamy w tym strasznym liście. Również w Australii pracownikom dokręcają śrubę. Policja w mieście Pinjarra aresztowała barmankę, która zabawiała gości zgniataniem puszek po piwie gołymi piersiami. Przymknięto również i ukarano grzywną drugą barmankę, która pomagała w występach koleżanki, wieszając jej łyżeczki na sutkach. TN
Sędzia zagląda w majtki S
ędzia stanowego Sądu Najwyższego Wirginii miał nowatorskie metody. By zadecydować, kiedy które z rozwodzących się rodziców będzie odwiedzało dzieci, wyjął monetę i spytał: orzeł czy reszka? Sędzia James Shull kobiecie skarżącej się na męża, który ją bijał, nakazał w sali sądowej spuścić spodnie, bo chciał sprawdzić, czy małżonek istotnie dziabnął ją nożem w pośladek. Z bliska sprawdzał,
ile szwów jej założono. Bardziej staromodni przełożeni Shulla doszli do wniosku, że przesadził, i zwolnili go. Tym bardziej że już wcześniej lżył oskarżonych na rozprawach, wyzywając ich od najgorszych. ST
„Fakty i Mity” zostały zaproszone do udziału w wielkich społecznych i politycznych kongresach w Cottbus i Pradze. Pojechaliśmy, aby posłuchać, czym żyje dzisiaj Europa. W 3 lata po symbolicznym zjednoczeniu wschodu i zachodu kontynentu, w 18 lat po upadku muru berlińskiego, niewiele pozostało z dawnego entuzjazmu i zapału. Co prawda w Polsce nastroje są stosunkowo dobre, bo gospodarczo jesteśmy w najlepszej od kilkunastu lat sytuacji,
nam bliżsi niż ci niby nasi rodacy z Zachodu” – wyjaśnił. Warto pamiętać, że 65 procent mieszkańców dawnego NRD uważa, że miało wyższy standard życia przed upadkiem muru berlińskiego, a – według danych statystycznych z zachodniej części kraju – tamtejszy średni poziom dochodów jest także gorszy niż przed dwiema dekadami. Globalizacja i przenoszenie firm do krajów o tańszej sile roboczej zrobiły swoje. Nawet jeśli teraz w Niemczech spada bezrobocie, to nowe oferty pracy są znacznie gorsze niż te sprzed 10 lat. Podobnie jest we Francji i wielu krajach zachodniej Europy. Włoskie dane wskazują na to, że przeciętna rodzina w ciągu zaledwie
większości partii pozostają na usługach interesów wielkich koncernów, kosztem pracowników i właścicieli małych firm, a obywatele nie bardzo już im ufają i wycofują się z życia politycznego bądź w geście rozpaczy głosują na populistów. Warto pamiętać, że podobny proces Europa przeżywała w latach 30., co doprowadziło do faszyzacji kontynentu i wielkiej wojny. Polska taką nauczkę od historii w mikroskali dostawała przez ostatnie dwa lata podczas rządów populistów z PiS. Czy jest w tym, raczej mało wesołym, krajobrazie jakiś promyk nadziej; coś, czego można by się chwycić? Na każdym z tych spotkań, na których mogłem być dzięki wsparciu
Wspólna Europa i co dalej? ale nie wszędzie wieje nadzieją. Zresztą nawet polski sukces ostatnich 3 lat, który wyraża się lekką poprawą poziomu życia i sporym spadkiem bezrobocia, jest okupiony straszną ceną masowej emigracji, bezprecedensowej w całej naszej historii. Ten exodus to nie tylko rozbite rodziny i zerwane więzy przyjaźni, to także praca poniżej kwalifikacji i poniżająca świadomość bycia mieszkańcem trzeciej kategorii – w Wielkiej Brytanii Polacy są najgorzej opłacaną grupą etniczną, gorzej niż często pogardzani przez naszych rodaków Somalijczycy i Kenijczycy (którzy jednak częściej znają język angielski...). Emigracja to także przyszłe kłopoty polskiego systemu ubezpieczeń społecznych, na który nie będzie miał kto pracować. Polska po kilkunastu dramatycznych latach przemian ma jednak swoje powody do radości i optymizmu, we wschodnich Niemczech znalazłem go znacznie mniej. W zamożniejszym i lepiej zarządzanym od nas kraju masowo straszą opustoszałe wieczorem ulice i setki opuszczonych domów z wybitymi szybami. Takie obrazki widać na każdym kroku np. w niemiecko-łużyckim Cottbus (po słowiańsku – Chociebuż), gdzie byłem na niemieckim forum społecznym z szerokim udziałem gości z Europy Wschodniej. Proces gospodarczego zjednoczenia Niemiec był wykonany wyjątkowo nieumiejętnie – wschodnie firmy zostały w kilka lat niemal zmiecione z powierzchni ziemi przez konkurencję z Zachodu. Strat nie odwróciły nawet gigantyczne dotacje do infrastruktury – dawne NRD miejscami opustoszało i popadło w ruinę, masowe bezrobocie jest tam ciągle bolesnym problemem. Jeden z niemieckich studentów spod wschodnioniemieckiego Drezna wyznał mi też, że lepiej czuje się we Wrocławiu lub Krakowie niż w Monachium czy Kolonii. „U was jest bardziej swojsko, mentalnie jesteście
5 ostatnich lat straciła ok. 2000 euro siły nabywczej rocznie. Proces ten dotyczy nie tylko Europy – w USA pracownicy fizyczni, i nie tylko oni, zarabiają realnie mniej niż 30 lat temu, choć... ciągle trwa rozwój gospodarczy. No właśnie, kto w takim razie na tym rozwoju zyskuje? Zaciskanie pasa nie dotyczy wąskiej grupy w sumie kilkunastu procent udzia-
łowców i managerów wielkich koncernów oraz niektórych innych zawodów i grup społecznych. Oni świetnie poradzili sobie w czasach globalizacji, minimalizując koszty, przenosząc produkcję do Azji, a zyski do rajów podatkowych. Dobrym przykładem rozbieżności interesów są wzlatujące w górę ceny nieruchomości, a zwłaszcza mieszkań, podbijane przez spekulacje finansowej elity i – szczególnie w dużych miastach – coraz mniej dostępne dla zwykłych zjadaczy chleba, od Hiszpanii do Polski. Rozpad dawnej, solidarnej, socjalnej i pełnej optymizmu Europy z lat 1950–1975 na dwa rozchodzące się obozy – ofiar i beneficjentów globalizacji – nie rokuje dobrze na przyszłość, bo nie da się budować demokracji kosztem interesów większości. Wszędzie trwa w związku z tym kryzys demokracji – politycy
Fundacji im. Róży Luksemburg, bardzo mocno doświadczałem, że prawdziwym skarbem Europy są jej mieszkańcy – na ogół dobrze wykształceni, często zaangażowani i aktywni. W Cottbus byli to działacze społeczni, związkowcy, członkowie stowarzyszeń, a w Pradze – politycy i aktywiści lewicowych partii z całego kontynentu, w tym także z RACJI Polskiej Lewicy (relacja z Pragi – patrz także „FiM” 48/2007). Mówiono m.in. o alternatywnych formach życia gospodarczego (rozwój spółdzielczości), walce o prawa kobiet i mniejszości seksualnych oraz sprzeciwie wobec bezsensownej i kosztownej militaryzacji kontynentu. Czesi np. zorganizowali wokół miejsca, gdzie planowana jest budowa amerykańskiego radaru, lokalne referendum w okolicznych miejscowościach. Za wyjątkiem jednej osoby (sic!) wszyscy mieszkańcy są przeciw tej groźnej, bezsensownej inwestycji, mimo że władze kuszą pieniędzmi i nęcą obietnicami rzekomych korzyści. Tak w Polsce, jak i w Czechach widać zresztą na przykładzie walki przeciwko tarczy kompletną alienację władzy, która zupełnie świadomie działa wbrew własnym społeczeństwom, powołując się cynicznie na demokratyczny mandat wyborczy. Tam jednak, gdzie ludzie się aktywizują i nie zniechęcają, odnoszą sukcesy – tak jak we Francji lub Holandii, dzięki którym pierwsza wersja konstytucji europejskiej wylądowała w koszu na śmieci. Przetasowania są także w świecie polityki – w Niemczech działa prężnie nowa Partia Lewicy (Die Linke), wsparta m.in. przez byłego czołowego polityka SPD Oskara Lafontaine’a (były minister finansów RFN, patrz: zdjęcie), który odważnie sprzeciwił się antyspołecznej polityce premiera Gerharda Schroedera – obecnie managera przy prywatnej inwestycji, którą jako szef rządu gorliwie popierał... ADAM CIOCH
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r. BISKUPA GŁOS ROZSĄDKU Do dużego i wciąż rosnącego klubu przywódców, którzy wyrazili dezaprobatę wobec wspieranej przez „koalicję chętnych” amerykańskiej agresji na Irak, wpisał się właśnie lider anglikanów – arcybiskup Canterbury, Rowan Williams. Ta inwazja (określona przez niego jako coś „najgorszego na świecie”) przewyższa wszystko, czego dopuszczali się Brytyjczycy w erze kolonialnej – stwierdził Williams. Jako potęga imperialna Wielka Brytania anektowała obce terytoria, ale poświęcała energię oraz środki na prawidłowe nimi administrowanie i normalizowała sytuację. „To, co dzieje się w Iraku, to co innego. W tej chwili na świecie istnieje jeden hegemon. Nie prowadzi aneksji terytorialnej, ale stara się rozciągać kontrolę i powiększać sfery wpływów”.
Abp Williams od dawna krytykuje poczynania USA w Iraku. Twierdzi, że Stany już dawno utraciły szerokie moralne poparcie świata, którym cieszyły się po zamachach z 2001 roku. PZ
MEAKULPIZM Kardynał Marc Oullet, prymas Kanady, opublikował w prasie list otwarty, w którym w imieniu Kościoła przeprasza za szeroką gamę niegodnych czynów, których dopuszczał się Kościół oraz jego wyznawcy. Wyraża skruchę i ubolewanie za „wąskie horyzonty niektórych katolików”, dyskryminację kobiet i homoseksualistów, antysemityzm oraz obojętność na los ludności tubylczej – Eskimosów i Indian. „Przyznajemy się do nadużywania władzy i tajenia występków” – pisze kardynał. Media uznały list za „krok naprzód”, ale nie kryją zastrzeżeń. Dlaczego prymas zaraz po jego publikacji wyjechał do Hiszpanii i Rzymu? „Wrzucił wielki kamień do wody i uciekł” – tak kwituje to prasa. Bez odpowiedzi pozostaje również pytanie, dlaczego list został opublikowany tylko w mediach francusko-języcznych, a także – i to przede wszystkim – dlaczego kardynał przeprasza tylko za nadużycia sprzed roku 1960. PZ
WIRUS ŚWIECKOŚCI Kardynał Renato Martino, przewodniczący watykańskiej Pontyfikalnej Rady Sprawiedliwości i Pokoju, wziął się i zdenerwował...
KOŚCIÓŁ POWSZEDNI Biskupi piszą więc, że choć aborcja „jest złem gorszym od innych”, to jednak katolicy stoją przed trudnym wyborem i – w pewnych wypadkach – mogą nie mieć innego wyjścia, jak tylko głosować na kandydata, który nie domaga się delegalizacji skrobanek. Tym razem ma im to zostać warunkowo wybaczone. CS
UKRZYŻOWANI
Po czym wezwał do bojkotu międzynarodowych organizacji, które zadeklarowały brak zastrzeżeń wobec prawa do aborcji w krajach Trzeciego Świata w sytuacji, gdy ciąża jest wynikiem gwałtu, kazirodztwa lub zagraża zdrowiu kobiety. Apel Martino skierowany był głównie przeciw Amnesty International, która ogłosiła, że kończy z dotychczasową polityką światopoglądowej neutralności w tej kwestii. Obecnie do ataku przystąpił osobiście Benedykt XVI. Oświadczył, że to nie kościelna walka z kondomami, lecz „wypaczenia wizerunku rodziny” w Afryce przyczyniają się do epidemii AIDS. Winna jest „globalna kultura świecka” – twierdzi papież. ZW
Krzyżyki opatrzone informacją „Made in Italy”, jakie miliony katolików z pietyzmem noszą na szyi, są efektem niewolniczej pracy, o czym do niedawna nikt nie miał pojęcia. Z Włochami mają tyle wspólnego, co Papa z Pekinem. Powstały w Chinach i zostały okupione nadludzkim wysiłkiem. Ich wytwórcy to młode Chinki i Wietnamki, nierzadko 14-letnie. Zmuszane są do pracy po kilkanaście godzin dziennie, 7 dni w tygodniu. Kiedy terminy zamówienia naglą, muszą harować nawet po 19 godzin. Miesiącami nie dostają ani dnia wolnego, żadnego ubezpieczenia, chorobowego czy urlopu macierzyńskiego, choć takie świadczenia są wedle chińskiego prawodawstwa obligatoryjne. Zobowiązuje ono również pracodawców do wypłacania stawki godzinowej nie niższej niż 55 centów za godzinę. Producentki krucyfiksów dostają 26,5 centa. Kiedy odliczy się od tego opłatę za łóżko w robotniczym schronisku i posiłek, dostają na rękę 9 centów za
GRZECH WARUNKOWY Prawie wszyscy biskupi amerykańscy zaaprobowali wspólny dokument pt. „Formowanie sumień wierzących obywateli”, który ma być przewodnikiem i instruktażem, na kogo katolicy mają głosować w 2008 roku. W wyborach w 2004 roku hierarchowie nie stworzyli wspólnej platformy przedwyborczej. Bardziej konserwatywni otwarcie zabraniali wiernym oddawania głosu na zwolenników prawa do aborcji i grozili odmową komunii politykom opierającym się antyskrobankowym presjom. W tym roku rejestruje się znaczącą zmianę: wiernym dyskretnie pozostawia się wolność wyboru kandydata popierającego prawo do aborcji. Nie jest to bynajmniej objaw liberalizacji. Po prostu w tym roku, w gronie konserwatywnych kandydatów nie ma osoby, która odpowiadałaby oczekiwaniom Kościoła, a jednocześnie miała szansę wygrać prezydenturę USA. Obecnie największe szanse ma Rudolph Giuliani, były mer Nowego Jorku, który jednak ma poważne felery światopoglądowo-moralne: jest kilkakrotnym rozwodnikiem, wielokrotnie deklarował prawo do przerywania ciąży, ma przychylny stosunek do gejów. Ale cóż, lepszy Rudy niż nic, czyli demokratka proaborcyjna Hillary Clinton...
godzinę. Po 90-godzinnym tygodniu dzieci przynoszą więc do domu ok. 30 dolarów. Za opuszczony dzień potrąca im się dwie i pół dniówki. Krzyżyki wytwarza się z zastosowaniem toksycznych chemikaliów, ale producent nie chce słyszeć o żadnych wymogach bezpieczeństwa. Ten niewolniczy biznes kręci się na zlecenie firmy Association for Christian Retail, która w minionym roku zarobiła ponad... cztery i pół miliarda dolarów! W firmie tej ma swoje udziały Watykan. Wszystko to wyszło właśnie na światło dzienne, bo amerykańska organizacja National Labor Committee opublikowała raport pt. „Współcześni nosiciele krzyża: Krucyfiksy produkowane w nieludzkich warunkach w Chinach”. Association for Christian Retail odrzuciło oskarżenia, kontrując, że nie ma na nie dowodów. Musiało się jednak szybko zamknąć, gdy przedstawiono stosowne dokumenty. Raport przytacza jęk
jednej z kobiet pracujących przy produkcji świątobliwych gadżetów: „Jezu, miej litość nade mną, bo umrę ze zmęczenia...”. ZW
JEZUS NA ZAKUPACH Ostatni weekend listopada, przypadający po Święcie Dziękczynienia, jak co roku odbywał się w USA pod znakiem orgii zakupów.
Zaraz po objedzeniu się indykiem Amerykanie pędzą do sklepów, bo to początek sezonu zakupów świątecznych. Szacuje się, że wydadzą pół biliona dolarów. Presja reklam przeplatanych ckliwymi piosneczkami bożonarodzeniowymi zwiastuje ciężki miesiąc dla tych nielicznych, którzy nie zamierzają poddać się dętemu nastrojowi czasu, choć faktem jest, że religijne treści tych świąt już dawno przegrały z triumfującym komercjalizmem. W tym roku ci nieliczni byli mniej osamotnieni – na scenie pojawił się Church of Stop Shopping (Kościół umiarkowania w zakupach). W ostatnią niedzielę listopada swe nabożeństwo wystawił przed domem towarowym Macy’s na Manhattanie. „W USA jesteśmy nałogowcami zakupów – słyszeli potencjalni nabywcy. – Musimy zwolnić tempo konsumpcji”. Kaznodzieją był twórca Kościoła, aktor i aktywista Billy Talen, zwany „wielebnym Billym”. Talen jest bohaterem nowego filmu dokumentalnego „Co kupiłby Jezus”, który przedstawia wysiłki jego Kościoła na rzecz powściągnięcia manii zakupowej, której ofiarą z roku na rok pada coraz więcej Amerykanów. Aktywność „Wielebnego Billy’ego” nie w smak jest nie tylko „shopoholikom”. Domy towarowe i koncerny też są zaniepokojone działalnością jego Kościoła: obawiają się, że może przekonać Amerykanów do zakupowej wstrzemięźliwości. Dlatego przystąpiły do kontrofensywy, argumentując, że kupujący spełniają patriotyczny obowiązek, bo rozkręcają gospodarkę. Gdyby okiełznali konsumpcyjne żądze, wiele przedsiębiorstw poszłoby z torbami, doprowadzając kraj do recesji. JF
KROK W TYŁ, KROK W PRZÓD Rządząca w Nikaragui sandinistowska lewica utrzymała nieludzki zakaz aborcji bez względu na stan zdrowia matki. Zakaz (który nie obowiązywał przez 100 lat!) wprowadzono przed rokiem jako prezent dla Kościoła
15
katolickiego, który ze swej strony nie przeszkadzał w objęciu władzy szefowi sandinistów – Danielowi Ortedze. Część deputowanych usiłowała w ostatnich dniach przepis złagodzić, ale nie znalazła zrozumienia u większości parlamentarzystów. Na tej samej sesji, na której utrwalano drakoński zakaz aborcji, zniesiono karalność homoseksualizmu – do tej pory Nikaragua należała do ostatnich krajów półkuli zachodniej, w których ten przepis obowiązywał. Stosunki seksualne pomiędzy dorosłymi tej samej płci karano tam 5 latami więzienia. Ten zdumiewający szpagat prawny prokościelnej lewicy nie jest pozbawiony odrobiny logiki, jeśli przyjąć, że także księża – procentowo bardzo liczni amatorzy jednopłciowego seksu – nie lubią siedzieć w więzieniach za erotyczne harce. MK
PRZEZ ŁÓŻKO DO NIEBA Katedra Ducha Świętego – protestancki kombinat kościelny na przedmieściach Atlanty – przeżywa megaaferę seksualną związaną z osobą założyciela, arcybiskupa Earla Paulka.
Wyszło na jaw, że ekscelencja Paulk kopulował z żoną swego brata i zrobił jej dzidziusia. Dzidziuś ów – obecnie 34-letni D.E. Paulk – mówi, że nie znał tajemnicy swego pochodzenia, zanim nie wykonano badań DNA. Arcybiskup był przesłuchiwany wcześniej w związku z zarzutami innej kobiety, która twierdziła, że w latach 1989–2003 zmusił ją do pożycia, zapewniając, że to jedyna droga do zbawienia. Pytany wówczas przez sąd, czy to był jego jedyny skok w bok, arcybiskup pod przysięgą zapewnił, że jak najbardziej. Zlecono więc badania i okazało się, że D.E. Paulk, który dotąd uważał się za kuzyna Earla, jest jego synem. Sąd zamierza oskarżyć hierarchę o krzywoprzysięstwo. Przez ubiegłą dekadę arcybiskup, jego brat i członkowie tej jurnej rodziny oskarżani byli o przestępstwa seksualne, ale obywało się bez wyroku. Grzeszne libido Paulka sprawiło jednak, że Kościół, który w latach 90. liczył 10 tys. wiernych, skurczył się do 1500 dusz. TN
16
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
NASI OKUPANCI
PRAWDZIWA HISTORIA KOŚCIOŁA W POLSCE (66)
Potępiona rewolucja Masowe strajki, krwawo rozpędzane demonstracje, zabójstwa policjantów i szpiclów, zamachy bombowe – taki był obraz rewolucji 1905–1907 roku. Walka robotników o chleb i wolność spotkała się z ostrym potępieniem przez papieża. Był rok 1905. Od roku trwała już wojna rosyjsko-japońska o panowanie na Dalekim Wschodzie. Nieudolnie dowodzona armia rosyjska ponosiła klęskę za klęską. Rosja przeżywała ogromne trudności gospodarcze. Coraz częściej dochodziło do strajków. W niedzielę 22 stycznia 1905 roku policja i wojsko dokonały krwawej masakry na uczestnikach pokojowej demonstracji w Petersburgu. Ponad tysiąc osób zostało zabitych lub rannych, w tym wiele kobiet i dzieci. „Krwawa niedziela” obaliła wiarę ludu w cara jako dobrego ojca i stała się powodem wybuchu rewolucji, która ogarnęła Rosję, a także ziemie Królestwa Polskiego. Początkiem rewolucji na ziemiach polskich były masowe strajki „Solidarności” z robotnikami Rosji. Strajkowano we wszystkich głównych miastach i ośrodkach przemysłowych Królestwa Polskiego. Robotnicy wysuwali zarówno żądania ekonomiczne (ośmiogodzinny dzień pracy, podwyżka płac), jak i postulaty polityczne (zapewnienie strajkującym wolności osobistej; wolność słowa, prasy, zebrań publicznych i związków zawodowych; „równość dla wszystkich”; autonomia dla
N
Królestwa Polskiego; pełne prawo dla języka polskiego w życiu publicznym). Pepeesowskie pismo „Na barykady” tak opisywało pierwsze godziny wolności warszawiaków 28 stycznia 1905 roku: „W jednym miejscu przemawiał jakiś rewolucjonista rosyjski, który nawoływał Polaków do pomszczenia krwi swych ojców z roku 1863 i poparcia petersburskiego ruchu przez warszawski. Miasto od końca do końca zapełnione było tłumem pełnym rewolucyjnego zapału. Mówców otaczały tysiące rozognionych twarzy i co chwila wznoszono okrzyki: »Broni! Dawajcie nam broni!«. Każdy, kto owej pamiętnej chwili znalazł się na ulicy, czuł potężny dreszcz przebiegający wielotysięczne tłumy. Ulicami płynął potok ludzi gotowych na wszystko i przepotężna wiara wypełniała serca”. Władze nie chciały słyszeć o żadnych ustępstwach i zaostrzyły terror. Do najkrwawszych starć w okresie rewolucji doszło w czasie pochodów pierwszomajowych, a także w czerwcu 1905 roku na barykadach Łodzi (tzw. powstanie łódzkie). W walce z radykalizacją mas robotniczych carat liczył na poparcie Watykanu. I nie zawiódł się. Z carem Aleksandrem III papiestwo
adzieja, jaką niesie ze sobą wiara chrześcijańska – w zbawienie i życie wieczne – wydaje się na ogół czymś atrakcyjnym. Nawet jeśli uważana jest za nadzieję racjonalnie nieuzasadnioną. Bywa jednak także koszmarem. Tygodnik katolicki „Gość Niedzielny” przytacza obszerne fragmenty opublikowanych w USA fragmentów korespondencji Matki Teresy z Kalkuty z jej powiernikami duchowymi. Okazuje się, że najsłynniejsza katolicka święta przeżywała duchowy i życiowy koszmar przez... 50 lat swojego życia. Zmagała się z własną niewiarą, zwątpieniami, rozterkami. Katoliccy komentatorzy oblewają te wstrząsające wyznania sosem mistycznej pobożności, piszą o znanej wielkim religijnym wizjonerom „ciemnej nocy wiary”. Ale uważny i niezmanipulowany religijnym lukrem czytelnik dostrzeże w listach Teresy zwykłe piekło życiowej udręki, a może nawet niemałe pokłady hipokryzji „świętej”... Teresa pisała: „Ciemność jest tak ciemna – a ja jestem samotna, niechciana, opuszczona. Samotność serca, które pragnie miłości, jest nie do wytrzymania. Gdzie jest moja wiara? Nawet głęboko we mnie nie ma nic prócz pustki
zawarło w 1882 r. sojusz (konkordat), z którego wynikał nakaz lojalizmu konsekwentnie powtarzany narodowi polskiemu. Papiestwo było jednym z najważniejszych popleczników starego ładu we Włoszech i w całej Europie, przeciwnikiem reformy – zarówno politycznej, jak i teologicznej. W teologii znalazło to odbicie w archaicznych doktrynach niepokalanego poczęcia (1854 r.) i o nieomylności papieskiej (1870 r.). Postępową Europę przeraziła encyklika papieża Piusa IX (zwanego ironicznie Pio „No, No!”) „Syllabus errorum”, w której zaatakował on humanistyczne zmiany we współczesnym świecie i próbował je powstrzymać. Cały dorobek myśli postępowej, zwłaszcza od czasów oświecenia, a także próby rewizji doktryny katolickiej zostały potępione. Co prawda po śmierci Piusa IX Krk rozpoczął kampanię na rzecz ustępstw wobec
i ciemności. Mój Boże, jak bolesny jest ten nieznany ból. Boli nieustannie. Nie ma wiary. Nie potrafię wykrztusić słów i myśli, które kłębią mi się w głowie i zadają ból niewypowiedzianej agonii. Tak wiele pytań bez odpowiedzi żyje we mnie.
robotników, lecz nie wynikała ona z autentycznego humanitaryzmu, a z nadziei, że dzięki temu uda się utrzymać robotników przy katolicyzmie i odwrócić od socjalistycznych ateistów. Niedługo zresztą trwała ta „liberalna polityka” papiestwa, bo po śmierci Leona XIII kolejny papież, Pius X, tak jak Pius IX, spędził resztę swojego życia na prowadzeniu wojny z „modernizmem” jako „syntezą wszystkich herezji”. 3 grudnia 1905 r. wyszła z kancelarii papieskiej encyklika przeciwko trwającej właśnie rewolucji, wyklinająca „stronnictwa ludzi niespokojnych, którzy mają za zadanie burzyć wszystkie prawa”. Encyklika ta pod groźbą wiecznego potępienia wzywała wszystkich katolików do walki z rewolucją w obronie „ładu i spokoju”, zaś „etyczne oczyszczenie i pokonanie ducha rewolucji” uznała za największe zadanie stulecia. Czołowy działacz robotniczy Adolf Warski tak ocenił rolę kleru
którym zasłania swą pustkę i nędzę”. I tak osoba, która sama nie znajdowała pociechy religijnej, niosła tę pociechę innym. Można się i tym wzruszać, ale można też dostrzec wielką niekonsekwencję. Skoro ktoś buduje całe
ŻYCIE PO RELIGII
Udręki wiary Boję się je odsłonić, boję się bluźnierstwa. Jeśli jest Bóg, niech mi przebaczy...”. Ten opis walki i przejmującego cierpienia wzrusza. Wzrusza szczególnie każdego, kto – jak ja sam – był człowiekiem religijnym, dla kogo wiara była czymś najcenniejszym, godnym każdej ceny i każdego niemal wyrzeczenia. Teresa, która była wówczas już gwiazdą nie tylko swojego zgromadzenia, ale także szerokich kręgów chrześcijańskich, na niezliczonych spotkaniach i w publicznych wystąpieniach musiała – jak to się mówi – trzymać fason. Sama twierdziła, że jej miła powierzchowność i uśmiech ofiarowywany otoczeniu to zaledwie „płaszcz,
swoje życie na wierze, to musi mieć odwagę spuścić z tonu i wycofać się aż do uporządkowania swoich prywatnych spraw z Bogiem, skoro poddaje w wątpliwość samo jego istnienie. Inaczej jej słynne „promieniowanie wiarą”, którym fascynowały się katolickie media, nie bardzo różni się od wiary na pokaz, od efektownej sprzedaży złudzeń, kuglarstwa, w które samemu nie bardzo się już wierzy. Wiem, o czym piszę, bo sam po wielu wahaniach, pogrążony w takiej „nocy wiary”, miałem odwagę odmówić, kiedy oferowano mi kościelną karierę. Wiedziałem, że na dłuższą metę nie dam rady żyć w takim zakłamaniu.
w czasie rewolucji: „Duchowieństwo nasze zamieniło ambonę kościelną na trybunę polityczną i z tej trybuny księża wygłaszają mowy w obronie policji i rządu carskiego (...). Socjaldemokracja musi walczyć przeciwko wszystkim, co stoją po stronie despotyzmu i kapitału, po stronie gnębicieli i wyzyskiwaczy ludu. Jeżeli sługa boży zamienia się w sługę cara, to jest naszym wrogiem (...). Obecny rozrost politycznego i społecznego wpływu kościoła, jego bezceremonialne opanowywanie jednej placówki życia za drugą jest wynikiem nowoczesnych walk klasowych w Polsce”. Wielu było wśród duchownych agentów, którzy denuncjowali działaczy rewolucyjnych, a także członków organizacji bojowych. W maju 1905 r. pewien ksiądz i agent policji w jednej osobie udaremnił zamach na generała-gubernatora Konstantego Maksymowicza. Wykonawcą zamachu był inżynier Tadeusz Dzierzbicki, który prowadził w swym mieszkaniu laboratorium bomb ładowanych dynamitem. Plan zakładał zrzucenie bomby z werandy cukierni Trojanowskiego przy ulicy Miodowej w trakcie przejazdu Maksymowicza na nabożeństwo do cerkwi. Młody zamachowiec usiadł na werandzie i kazał sobie podać kawę. Zachowywał się jednak niespokojnie, rozglądał się, co przykuło uwagę szpicla w sutannie. Wezwał on natychmiast policjantów i innych szpiclów. Gdy zamachowiec zorientował się, że jest otoczony, rzucił bombę pod ich nogi. Zginął zamachowiec, dwaj policjanci i ksiądz agent. Ciężko rannych zostało 24 gości kawiarni i przechodniów. Gubernator ocalał. Jednak ze strachu przeniósł się z Warszawy do twierdzy Zegrze, a potem do twierdzy modlińskiej, którą panicznie bał się opuszczać. ARTUR CECUŁA
Teresa, „Misjonarka Miłości”, pisała także: „Miłość – słowo, które nic nie mówi. Powiedziano, że Bóg mnie kocha, a tymczasem ciemność, chłód i pustka są tak wielkie. Czy popełniłam błąd, poddając się ślepo wezwaniu Najświętszego Serca?”. Teresa pisze, że kiedyś słyszała głos Chrystusa, i to kilkakrotnie. I że ów głos stoi u początku jej powołania. Przyszły jednak wielkie wątpliwości, bolesna nieobecność Boga. Jak sądzę, niewielu z czytających te słowa było w życiu religijnym aż tak głęboko zaangażowanych, aby „słyszeć słowa Chrystusa”. Wygląda na to, że im głębsza wiara i zaangażowanie, tym większe rozczarowania przychodzi przeżywać wierzącym, tym głębsze wątpliwości, mocniejsze rozterki. Wiara, ta poważnie traktowana, zamiast źródłem pociechy, często staje się powodem nieskończonych cierpień. Do tych typowo religijnych trzeba jeszcze dodać rozczarowania z powodu „braci i sióstr”, które bolą tym mocniej, im większe oczekiwania wiązało się ze wspólnotą religijną „wybranych”, którzy, koniec końców, okazują się zupełnie zwykłymi ludźmi – pełnymi namiętności, nieciekawych pragnień, zazdrości i niezdrowych ambicji. MAREK KRAK
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r. nisi chorwaccy zajmowali się konwersjami na katolicyzm. Sami przy tym dopuszczali się wielu zbrodni, np. ksiądz Šimić Vjeckoslav z Knin, który został gubernatorem, własnymi rękoma wymordował wielu prawosławnych, a 21 maja 1941 r., pytany przez włoskiego dowódcę o swoje polityczne plany, odparł: „W jak najkrótszym czasie uśmiercić wszystkich Serbów”. Ksiądz Sidoniie Solo z Nasice deportował całe prawosławne wioski, opat Gunlic, G. Castimir, zarządził masakrę setek prawosławnych w Glinie. Wielu franciszkanów chodziło z bronią i ochotnie uczestniczyło w rzeziach, dając czasami dowody niebywałej radości z tego tytułu. Tak
M
bracia: Brkljanić, Matković, Matijević, Brekalo, Celina, Lipovac i inni. W obozie tym zginęło ok. 80–120 tys. osób, w tym wiele dzieci. Wprawdzie franciszkanów, tak czy inaczej, nie sposób odnosić do św. Franciszka, z ideałami którego szybko zerwano, ale nawet w porównaniu do średniowiecznych franciszkanów inkwizytorów, bracia z Chorwacji dopuszczali się ekscesów dużo bardziej hańbiących ich sukienki. We wrześniu 1941 r. prezes włoskiego Towarzystwa Geograficznego, Corrado Zoli, pisał w artykule „Ptaszki z Graciae”, nawiązującym do „Słowika z Asyżu”: „Ów pierwszy franciszkanin z Asyżu nazywał ptaszki swoimi braciszkami i siostrzyczkami, tymczasem ci jego uczniowie
PRZEMILCZANA HISTORIA o odrażających wyczynach franciszkanów w Bośni i Hercegowinie, i to mnie bardzo boli. Tak nie godzi się postępować wykształconym, kulturalnym, cywilizowanym ludziom, a cóż dopiero duchownym”. Podczas kolejnego spotkania z Rusinovicem stosunki zaogniły się jeszcze bardziej, gdyż kardynał „powiedział, że ma więcej sympatii dla Serbów niż dla Chorwatów”. Jednakże „Ojciec Święty” – papież Hitlera, Pius XII – miał do ustaszów znacznie więcej dobrych słów. „Traktował przywódców i przedstawicieli reżimu Pavelicia z niezmienną życzliwością. Liczba audiencji, których udzielił Chorwatom, jest znacząca. W lipcu 1941 roku przyjął stuosobową delegację chorwackich policjantów z szefem policji zagrzebskiej na czele.
13 listopada 1941 r. przywódcy... muzułmanów wydali w Zagrzebiu protest przeciwko „zabijaniu księży prawosławnych i czołowych osobistości bez wyroku i sądu, i przeciw masowemu rozstrzeliwaniu często całkiem niewinnych ludzi, kobiet i dzieci”. „Namiestnik Chrystusa” tymczasem ciągle życzliwie (dla ludobójców) milczał... A jakiż „interes” mogli mieć muzułmanie w tym proteście? Przeciwnie, nie mieli go wcale i mogli milczeć, gdyż ustasze tolerowali muzułmanów w swoim państwie! Ale są granice, kiedy ludzka moralność sama się odzywa i mówi: nie! Nie trzeba żadnych religii, aby potępić coś takiego, żadnych interesów politycznych ani sympatii. Potrzeba tylko jednego: człowieczeństwa.
MROCZNE KARTY HISTORII KOŚCIOŁA (84)
Franciszkańska hańba Najbardziej szokującym aspektem reżimu ustaszowskiego w Chorwacji był udział kleru w masakrach, w czym największą gorliwość wykazali bracia św. Franciszka, którzy często wręcz odgrywali w tym czołowe role – zabijali, podpalali domy i łupili wioski na czele ustaszowskich band. np. ojca Božidara Bralowa, protektora lotnej dywizji „Crna Leggija” (Czarny Legion), który nie rozstawał się ze swoim pistoletem maszynowym, oskarżano, iż w Alispin-Most po masakrze 180 Serbów tańczył triumfalnie przy ich ciałach (!). Ksiądz Dionis Jurićev powiedział wówczas: „Nie jest już grzechem zabicie siedmioletniego dziecka, jeśli naruszy ono rozporządzenia ustaszów. Chociaż noszę szaty kapłańskie, często przychodzi mi chwytać za karabin maszynowy”. Dragutin Kamber z Towarzystwa Jezusowego był szefem policji w Doboj w Bośni, odpowiedzialnym za wiele morderstw na prawosławnych. W masakrze 559 Serbów w Prebilovcach i Surmancach w Hercegowinie brali też udział księża Ilija Tomaš i Marko Hovko. Franciszkanin S. Franković odpowiedział ponoć prefektowi Bugojna, który chciał się wyspowiadać z zabicia 14 Serbów: „Proszę się wyspowiadać, jak dojdzie pan do czterdziestu, a ja panu wszystko odpuszczę”. We wrześniu 1941 r. włoski reporter widział franciszkanina bijącego ustaszów krucyfiksem. Falconi, zajmujący się tą sprawą, pisał: „Bo prawie nie sposób wyobrazić sobie ekspedycję karną straszliwej kadry ustaszów bez księdza, w szczególności bez franciszkanina, który im przewodzi i podbechtuje ich”. Były franciszkanin, Miroslav Filipović, objął kierownictwo największego i najbardziej znanego obozu koncentracyjnego ustaszów w Jasenovacu (znanego ze ścinania głów więźniom), w czym pomagali mu
i duchowi potomkowie, żyjący w NDH, zionąc nienawiścią, zabijają niewinnych ludzi, swych braci w Ojcu Niebieskim, mających ten sam język, tę samą krew, ten sam kraj rodzinny... Mordują ich, grzebią ich żywcem, zabitych wrzucają do rzek, do morza lub do przepaści...”. Wobec powyższego co najmniej dwuznaczne było memorandum arcybiskupa Stepinaca z maja 1943 roku, które przedłożył Kurii, podkreślając zasługi ustaszów w nawracaniu na katolicyzm; dziękował również klerowi, „a zwłaszcza franciszkanom”... To także w klasztorach franciszkańskich po wojnie ukrywali się ustaszowscy ludobójcy. Zbrodnie te kryli od samego początku. 30 sierpnia 1941 r. nuncjusz papieski we Włoszech msgr F. Borgongini Duca pisał do Watykanu o rozmowie, jaką odbył nieco wcześniej z chorwackim attaché kulturalnym Chorwacji i dwoma franciszkanami. Franciszkanie chwalili się, że „nawrócono” już na katolicyzm 100 tys. Serbów. Kiedy nuncjusz zgłosił wątpliwości odnośnie sposobu, jakim tego dokonano, attaché kłamliwie przekonywał, że odbyło się to pokojowo, wspierany „kiwającymi głowami zakonników”. Wobec tego postępowania oburzenie wyraził kardynał Eugene Tisserant, mówiąc 6 marca 1942 r. ambasadorowi Rusinovicowi: „Wiem na pewno, że to franciszkanie, jak na przykład ojciec Simić z Knina, uczestniczyli w atakach na ludność prawosławną w celu zniszczenia prawosławia. W ten sam sposób zlikwidowaliście prawosławie w Banja Luce. Wiem
Arcybiskup Stepinac
6 lutego 1942 roku spotkał się z delegacją ustaszowskiej młodzieży, przebywającej w Rzymie. W grudniu tego samego roku powitał kolejną ich grupę” (Cornwell). O zbrodniarzu Paveliciu mówił w 1943 r. „nasz poglawnik” i wyrażał „rozczarowanie, że na przekór wszystkiemu nikt nie chce uznać, kto jest jedynym, rzeczywistym, głównym wrogiem Europy. Że nie podjęto żadnej prawdziwej, wspólnej zbrojnej krucjaty przeciwko bolszewizmowi”. 14 sierpnia 1941 r. przewodniczący Związku Społeczności Izraelickiej we włoskim Alatrii posłał do Watykanu opis zbrodni dokonywanych na Żydach i prosił, aby Stolica Apostolska podjęła jakąś interwencję w obronie ofiar w rządzie włoskim i chorwackim. Nie dostał odpowiedzi na ten list. W memorandum Światowego Kongresu Żydów z 17 marca 1942 r. zwracano się z prośbą do Stolicy Apostolskiej o wpłynięcie na los Żydów, zwłaszcza na Słowacji, Węgrzech i Chorwacji, ukazując dokładnie ich katastrofalną sytuację. Treści tego listu, oczywiście, nie włączono do jedenastotomowej dokumentacji dotyczącej Kościoła w okresie drugiej wojny światowej, wydanej po wojnie przez Watykan.
Były jugosłowiański minister Veceslav Vilder 16 lutego 1942 roku w udzielonym w Londynie wywiadzie radiowym powiedział: „I teraz w otoczeniu Stepinaca popełnia się straszliwe zbrodnie. Bratnia krew leje się strumieniami. Prawosławnych zmusza się do przyjmowania wiary katolickiej i arcybiskup Stepinac nie nawołuje do oporu. Czytamy natomiast o tym, że bierze on udział w paradach faszystów chorwackich i hitlerowców. Co gorsza, biskup Zagrzebia, Salis-Sewis, nie zawahał się wprost pochwalić Pavelicia, kiedy wygłaszał orędzie noworoczne, zaś arcybiskup Sarajewa, Sarić, ułożył 24 grudnia 1941 roku dłuższą odę na cześć Pavelicia”. Po stronie katolickiej rozlegały się czasami głosy protestu. Były chorwacki minister, dr Provislav Grizogno, napisał w liście do arcybiskupa Stepinaca, że Kościół katolicki nie wykazał się ani chrześcijańskim, ani nawet ludzkim współczuciem dla ofiar tego nielegalnego reżimu, „który dopuszcza się straszliwych zbrodni na serbskich wyznawcach prawosławia”. W efekcie rządów katolicko-faszystowskich, w wyniku masowej zagłady zginęło 487 tys. prawosławnych Serbów (na 2,2 mln), 27 tys.
17
Cyganów, 30 tys. Żydów (na 45 tys.). Ten klerykalny reżim jest najlepszym dowodem na to, że heretycy przestali płonąć w Europie tylko i wyłącznie dlatego, że państwa świeckie odmówiły swej dalszej pomocy. Jednak przy odpowiedniej gorliwości władzy państwowej na Bałkanach wróciło średniowiecze. I jeśli część kleru hamowała się trochę i wykazywała pewną powściągliwość, to tylko dlatego, że patrzyły na nich coraz bardziej przerażone oczy świata. Wiadomo też, że Watykan brał udział w pomocy dla ustaszów ewakuujących się do Ameryki Południowej w ucieczce przed aliantami (centrum pomocy w Rzymie dla ustaszów było kolegium San Girolamo delli Illirici, finansowane przez Watykan; tam otrzymywali fałszywe paszporty i nazwiska oraz trasy ucieczki). Terror ustaszów był z pewnością jednym z istotnych czynników, które złożyły się na to, że Jugosławia, obok Polski, zasłynęła największym partyzanckim ruchem oporem. Wobec nacjonalistycznego i klerykalnego okrucieństwa i nietolerancji Jugosławia tym łatwiej przechyliła się na stronę komunistyczną. Wobec roli Kościoła w ustaszowskiej NDH, nie mógł on liczyć na pobłażliwość władz, taką jak choćby w Polsce. Po wojnie zarządzono likwidację katolickich szkół i organizacji, a także większości klasztorów. Zgnieciono prasę katolicką, zniesiono naukę religii. Chorwaccy katolicy utracili wiele kościołów i miejsc kultu, do 1946 r. aresztowano około połowę duchowieństwa. Stracono ok. 13 proc. kleru, w tym 139 „synów św. Franciszka”. Wtedy dopiero podniósł się lament! Kler dostrzegł niedolę ludzką! Ściślej: swoich ludzi. „Straty wyrażają się łącznie liczbą 501 ofiar... Jest to liczba, jakiej od wieków nie znała historia państw południowo-wschodnich!” – alarmował już 20 września 1945 r. tamtejszy episkopat. Tak oto zakończyła się mrzonka o „katolickim eldorado”, „Państwie Bożym” i „przyczółku ewangelizacji” na Bałkanach – obopólnym mordem i spiralą prześladowań. Wobec różnych powiewów ideologicznych jedno więc było stałe: ludzkie cierpienie i nienawiść. Arcybiskup Stepinac, który przez cztery lata masakr współpracował z ustaszami, został 13 października 1946 r. skazany na 16 lat więzienia i dodatkowe 5 lat utraty honorowych praw obywatelskich za popieranie ustaszowskiego ludobójstwa i udział w spisku antypaństwowym. Wyszedł na wolność po 5 latach. Został następnie mianowany przez papieża kardynałem. Jednak historię piszą zwycięzcy... Jan Paweł II, papież antykomunista, w dwudziestolecie swego pontyfikatu wyświęcił kardynała faszystę Alojzije Stepinaca na błogosławionego!!! Uczynił zeń chorwackiego patriotę i męczennika komunistycznego dyktatu. MARIUSZ AGNOSIEWICZ www.racjonalista.pl
18
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
CZYTELNICY DO PIÓR
W
wyznaniu rzymskokatolickim modlitwy mają na celu wyproszenie u Boga jakichś łask: dla siebie, a także dla innych osób (żywych i zmarłych), w intencji których modli się dany człowiek lub wielu ludzi. Np. o to, by papież JPII został jak najszybciej uznany za świętego. Należy tu przy okazji podkreślić, że ten akurat przypadek jest o tyle dziwny i rzucający cień na sens takich modłów, gdyż o tym, kiedy to
tym przypadki takie zdarzają się dość często ludziom, którzy się nie modlą, a także zdeklarowanym ateistom. Po prostu zbieg okoliczności. A więc nie ma najmniejszego sensu doszukiwać się w tym jakichkolwiek powiązań z modłami. Modły o dusze zmarłych (msze, dawanie na tzw. wypominki itp.) także nie mają sensu, gdyż, zgodnie z biblijnymi zapowiedziami, odbędzie się Sąd Ostateczny (kiedy, nie wiadomo), na który Bóg powoła żywych i umarłych. Z tego zaś wynika
już w każdym państwie. Podporządkował sobie rządy niektórych państw (do których należy też Polska) do tego stopnia, że wiele ustaw wprowadzonych jest pod jego dyktando. Wystarczy także obejrzeć każdą uroczystość państwową, która nie może się obejść bez mszy świętej, a także inne uroczystości lokalne, organizowane z okazji różnych otwarć, przecinania wstęg itp., na których obecność kropidła stała się czymś wręcz obowiązkowym. A każdy taki pokropek wiąże się przecież
Bezowocne modły nastąpi, zadecyduje nie Bóg, lecz ludzie, którzy zajmują się tą sprawą. Po co więc zawracać głowę Bogu?! Jeszcze dziwniejsze jest to, że Kościół nie próbuje nawet tego w taki właśnie sposób przedstawić, lecz w pełni hipokryzji jeszcze zachęca do uczestniczenia w tych modłach, które notabene sam ogłasza. Czyżby chodziło mu o to, żeby tak namieszać ludziom w głowach, by nie wiedzieli, o co w tym wszystkim właściwie chodzi, czy też ma ich po prostu za ograniczonych idiotów?! Prawdopodobnie i jedno, i drugie. Zgodnie ze słowami Biblii, Bóg dał nam wolną wolę. Dał ją właśnie po to, by człowiek sam decydował o swoim losie i – mówiąc kolokwialnie – nie zawracał mu głowy problemami, które, według subiektywnych ocen każdego z modlących, wydają mu się najważniejsze. A zatem kierowanie do Niego tego typu modłów nie ma najmniejszego sensu, gdyż On ich po prostu nie słucha, na co są poza tym miliony dowodów. Jeśli więc nie słucha, to i nie odpowiada na nie, a fakt, że komuś się wydaje, iż jego modły zostały jednak wysłuchane (bo potwierdzają to skutki, które po nich nastąpiły), nie ma tu najmniejszego znaczenia, gdyż są to sprawy nie do zweryfikowania. Poza
niedwuznacznie, że dusze zmarłych nie trafiają ani do nieba, ani do piekła, jak to głosi Kościół katolicki (wbrew zapisom w Biblii), lecz muszą do czasu Sądu Ostatecznego przebywać w jakimś miejscu odosobnienia, o którym Biblia nie mówi. Zgodnie zaś z logiką, nikt nie może być dwa razy sądzony za to samo, a to właśnie miałoby miejsce w przypadku, gdyby po śmierci dusze ludzkie szły do nieba bądź też do piekła, a potem jeszcze raz – w celu wydania na nie powtórnego wyroku – były prowadzone przed Sąd Ostateczny. W religiach opartych na Biblii absurd goni absurd i nic dziwnego, iż jest ich aż tyle, a jeszcze więcej sekt. Należy sądzić, że pierwsze religie były dziełem ludzi przestraszonych zjawiskami przyrody i nawiedzonych, którzy pociągnęli za sobą następnych – często najzwyklejszych cwaniaków i oszustów. Potwierdzają to fakty historyczne, a namacalnym tego dowodem jest Państwo Kościelne, Watykan – rak, który dociera wszędzie i swoje macki ma
Pani pozna Pana Umiarkowana, rozwiedziona racjonalistka, 47/162/58, atrakcyjna szatynka z wyższym wykształceniem, pozna mężczyznę wolnego, o podobnym światopoglądzie, do lat 55, powyżej 174 cm wzrostu, z wyższym wykształceniem, w celu wspólnego spędzania czasu. Poznań i okolice (1/a/49) 58-letnia, wolna, szczupła, z poczuciem humoru, tolerancyjna, ale biedna i z kłopotami, pozna kogoś. Kołobrzeg (2/a/49) Wdowa lubiąca przyrodę, spacery oraz ciekawe rozmowy, 47/174/68, pozna wdowca do lat 55 z okolic Wałbrzycha lub Jeleniej Góry. (3/a/49) Wdowa, lat 50, średniego wzrostu, szatynka, pozna Pana bez nałogów, ateistę. Odpowiedź na każdy list gwarantowana. (4/a/49)
z uszczupleniem państwowej kiesy na rzecz Krk. Pieniądze te są własnością wszystkich obywateli, a więc także tych, którzy sobie nie życzą tej wody z kropidła, która na naszych oczach staje się uniwersalnym panaceum dosłownie na wszystko. Potwierdził to także Rzecznik Praw Obywatelskich, występując o odprawienie mszy św. w intencji afgańskich cywilów, odstrzelonych rzekomo świadomie (co ma ustalić sąd) przez naszych żołnierzy. Wcale nie będę zaskoczona, gdy niebawem, zamiast przeprowadzenia koniecznych operacji, ordynator będzie zlecał szpitalnemu kapelanowi odklepanie kilku zdrowasiek oraz użycie kadzidła i kropidła. Ciekawych czasów dożyliśmy. Majka
57-latka z Warszawy, pracująca, w separacji, bezdzietna, lubiąca przyrodę i ludzi, umiejąca słuchać, pozna Pana na długie, jesienne wieczory, koniecznie inteligentnego i wykształconego. (5/a/49) Szczęściu trzeba pomóc... Może to ciebie poszukuję. Rozwiedziona, zgrabna, o miłej aparycji, z chęcią do życia, 60/165, kochająca muzykę, taniec, dobrą książkę i turystykę. Warto spróbować się poznać. Może spędzimy resztę życia razem. (6/a/49) 64-letnia wdowa, niezależna finansowo, z mieszkaniem w Warszawie, pozna Pana bez nałogów i zobowiązań, odpowiedzialnego. Cel matrymonialno-towarzyski. (7/a/49) Pan pozna Panią 51-letni czytelnik „Faktów i Mitów”, niepalący, mieszkaniec Warszawy, wzrost 178 cm, średnie wykształcenie, interesujący się przyrodą, pracą na działce i motoryzacją, pozna interesującą Panią. (1/b/49) 38-letni kawaler pozna samotną Panią do lat 50, domatorkę lubiącą seks, w celu stworzenia stałego związku. Najchętniej z Bydgoszczy. (2/b/49)
UWAGA, UWAGA! To idą polskie oszołomy! Tradycyjnie na początku grudnia ogłaszamy KONKURS NA KLERYKAŁA ROKU, pod patronatem naszego tygodnika. A oto nasze tegoroczne, redakcyjne typy: Lech i Jarosław Kaczyńscy ex aequo – za budowę państwa wyznaniowego; Anna Fotyga – za podpisanie umowy z Episkopatem o finansowym wspieraniu przez państwo zagranicznych misji katolickich; Arcybiskup Kazimierz Nycz – za plany wielkiej rozbudowy Świątyni Bożej Opatrzności, w celu uzyskania prawa do dotacji ze środków publicznych; Elżbieta Radziszewska, posłanka PO – za pomysł umieszczenia w polskim Sejmie obrazu Matki Boskiej Trybunalskiej; Zarządy TVP i Polskiego Radia – za planowe i systematyczne propagowanie treści klerykalnych; Tadeusz Budzik, Komendant Główny Policji – za podpisanie z Episkopatem umowy dającej kolejne przywileje kapelanom policji, w tym miejsca na kaplice i biura w komendach oraz dostęp do samochodów służbowych; Przemysław Gosiewski – za czynne wspieranie kościelnych zaborów i inwestycji, m.in. opactwa na Świętym Krzyżu; Aleksander Kwaśniewski – za suto opłacane wykłady na jezuickim uniwersytecie w USA; Urszula Krupa, eurodeputowana LPR – za walkę z „dyskryminacją” Radia Maryja w Parlamencie Europejskim oraz utrzymywanie kontaktów z antysemitą Janem Kobylańskim; Janusz Kochanowski, Rzecznik Praw Obywatelskich – za notoryczne wspieranie kościelnych inicjatyw oraz hit sezonu – przeciwstawienie się ratyfikacji przez Polskę „Karty praw podstawowych”. Być może jakiś kryptoklerykał uszedł naszej uwadze, czekamy więc również na typy Czytelników. Przekazujcie je, tak jak Wasze głosy, na wybranych kandydatów: e-mailem:
[email protected], SMS-em pod nr: 72068 (koszt SMS-a 2 zł + VAT), wpisując przed treść SMS-a TC.KON1.; telefonicznie: (042) 630 70 66 lub listownie na adres redakcji z dopiskiem „KLERYKAŁ 2007”. Ostateczny termin przyjmowania głosów upływa już 17 grudnia. W podwójnym numerze świątecznym, który ukaże się 21 grudnia, ogłosimy nazwisko „zwycięzcy” Konkursu oraz opublikujemy zdjęcie (o ile uda się je zrobić) z wręczenia mu GŁÓWNEJ NAGRODY, którą jest CZARNA CEGŁA – w uznaniu zasług za wkład w budowanie w Polsce państwa wyznaniowego. REDAKCJA
Emeryt, lat 66, mieszkający samotnie, zainteresowany każdym ciekawym tematem dotyczącym turystyki, chciałby poznać Panią po 50., raczej domatorkę. (3/b/49) Wdowiec, lat 74, średniego wzrostu, spokojny, małomówny, zagubiony domator, palący, pozna Panią w stosownym wieku. Mile widziane prawo jazdy i samochód. (4/b/49) Sympatyczny, bezdzietny wdowiec, 69/173/78, emeryt, pilnie poszukujący miłej emerytki o dobrym sercu. Mam ładne, własnościowe mieszkanie, które przepisze wybrance serca. Cel matrymonialny i wzajemna opieka. (5/b/49) Szczupłą, ubogą pannę do lat 35 pozna przystojny, nieśmiały kawaler po trzydziestce. Cel matrymonialny. (6/b/49) Inne Pan szuka Pana. Masz dosyć samotności i myślisz o stałym związku, opartym na miłości, przyjaźni, bezpieczeństwie? Jeżeli jesteś gotowy do podjęcia poważnych i odpowiedzialnych decyzji, napisz do mnie. (1/c/49)
64-letni rencista, ateista, czytelnik „Faktów i Mitów” lubiący spotkania towarzyskie i wycieczki, pozna zwolenników tej gazety, z którymi można nawiązać kontakt listowy. (2/c/49) Jak zamieścić bezpłatne ogłoszenie? 1. Do listu z własnym anonsem (krótki i czytelny) należy dołączyć znaczek pocztowy (luzem) za 1,35 zł i wysłać na nasz adres z dopiskiem „Anons”. Jak odpowiedzieć na ogłoszenie? 1. Wybierz ofertę(y), na którą(e) chcesz odpowiedzieć. 2. Napisz czytelny list z odpowiedzią i podaj swój adres (lub e-mail). 3. List włóż do koperty, zaklej ją, a w miejscu na znaczek wpisz numer oferty, na którą odpowiadasz. 4. Kopertę tę wraz ze znaczkiem za 1,35 zł (liczba znaczków musi odpowiadać liczbie odpowiedzi) włóż do większej koperty i wyślij na nasz adres. Oferty bez załączonych znaczków (luzem) nie będą przekazywane adresatom.
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
LISTY Kaczka winna Jestem pod wrażeniem konferencji prasowej prezydenckiego ministra M. Kamińskiego. To, że prezydent i jego ministrowie to chłopcy i dziewczynki z piaskownicy – wiadomo, ale że dziennikarze i sam premier także, to jestem zdziwiony. Brak kultury ze strony prezydenta jakoś nie został zauważony. Otóż pan prezydent nie może sobie zapraszać członka rządu, nie zawiadamiając o tym fakcie jego szefa – premiera. To jest kanon. Ale skąd Kaczyński może to wiedzieć! On przecież nie wychował się na podwórku. Inaczej wiedziałby, co to kindersztuba i honor. Zasady, jakie tych paranoików zobowiązują, prezentował śp. minister Ziobro. Poszedł do kolegi z rządu i bez uprzedzenia nagrywał go. Potem jeszcze się tym chwalił. Czyli popełnił przestępstwo i je reklamował. To są standardy PiS-u. A w gębach pełno pustych słów o prawie i sprawiedliwości. Kaczorstwo należy wypalić gorącym żelazem. Do cna! Panie ministrze Kamiński (któryś tam), jest pan jednak dziewczynką (pana słowa)! Marek Ofiarski, Przemyśl
Prokurator dusza człowiek W procesie oskarżonych o korupcję znanych bydgoskich lekarzy – prof. Heliodora K. i dr. Macieja Ś., – prokurator Wiesław G. powiedział: „W tej sprawie przestępstwa popełnili oskarżeni, ale też ci, którzy wręczali im pieniądze. Gdybyśmy pacjentom dali »premię«, a wobec lekarzy sięgnęli po karę więzienia, to byłoby to niesprawiedliwe”. Adwokat oskarżonych również atakował świadków – tych, którzy wręczali pieniądze – ale to jest w tym przypadku oczywiste. Zacytowane na początku słowa prokuratora odebrać można jako próbę zastraszenia świadków – by nie przyznawali się do wręczania łapówek – a tym samym nakłanianie ich do nieobciążania oskarżonych. Dziwny to proces, gdy prokurator i adwokat dmuchają w jedną trąbkę! Równie nietypowo zakończył się niedawno proces innego profesora – Jana T., specjalisty w dziedzinie rehabilitacji. Sąd stwierdził co prawda, że profesor łapówki brał, ale odstąpił od wymierzania kary. Bydgoskie sądy są naprawdę łagodne! Mirosław Papużyński Bydgoszcz
Królowa podziemia Euforia świętych bałwanów w Polsce nie mija, a nawet ma się całkiem dobrze, bowiem na warszawski
Solec wrócił pomnik św. Barbary, co pokazała nam telewizja z racji Barbórki. Jest to zatem kolejny przejaw bałwochwalstwa, zakazanego przez Biblię w drugim – wyrzuconym przez Krk z dekalogu – przykazaniu boskim, a także w pierwszym, które głosi: „Nie będziesz miał cudzych bogów przede Mną”. Niekumatym wyjaśnię, że modlenie się do kogokolwiek czy też do czegokolwiek za wyjątkiem Boga – w wersji duchowej jest ciężkim grzechem i będzie z całą bezwzględnością karane przez NIEGO na Sądzie Ostatecznym, o czym również zapewnia Biblia. Nie będę po-
LISTY OD CZYTELNIKÓW Pytania: – co oznacza, że metoda in vitro jest sprzeczna z nauką Kościoła? Przecież w Biblii nie ma chyba żadnego odniesienia do tego problemu?; – skąd Kościół wie, co jest dobre dla rodziców, skoro kapłani nie mają rodziny? Sama wiedza z konfesjonału i z rozmów to nie to samo; – czy Kościół katolicki uważa, że posiadł wszechwiedzę, aby wypowiadać się w sprawach doczesnych? Księże Arcybiskupie, rozwój nauki jest tak dynamiczny, że nic nie powstrzyma człowieka, aby korzystać z jej dobrodziejstw – tak w sferze materialnej, technologicznej, jak i psy-
Księże Arcybiskupie, napisałem ten list, ponieważ w poprzednich wypowiedziach, które nie spodobały się mnie i wielu ludziom, Ksiądz powiedział, że państwo ma obowiązek łożenia na Świątynię Opatrzności Bożej. Pytam zatem, czy Kościołowi jest mało świątyń, czy w Polsce nie ma żadnych innych problemów? A co z ok. 5 mln osób będących na granicy ubóstwa i przeżycia biologicznego? Czy Hierarcha chociaż wybiera się do najbiedniejszych miejsc, do slumsów, wzorem Jezusa, aby wspomóc materialnie i ciepłym słowem? Bardzo łatwo wypowiadać się o wielu sprawach, gdy ma się dach nad głową i pewność jutra. Rabbi, gdyby dziś żył, byłby zdumiony i wstrząśnięty przerażającym rozziewem między poziomem życia kapłanów a najbiedniejszymi. Wstyd... Janusz Gładyszewski
Prawa wojny
Po pokonaniu IV RP „Fakty i Mity” ruszyły na Iran ajatollahów
dawał, w którym miejscu, by zmusić w ten sposób „wierzących” katolików do zapoznania się wreszcie z tą wiedzą bezpośrednio ze źródła, a nie przez księży, którzy głoszą im to, co każe Watykan. Zyga
Szanowny Księże, Abp. Nyczu Zwracam się do Księdza przez „FiM”, bo bezpośredni dostęp do Metropolity jest niemożliwy. A jak pamiętam z Ewangelii, do Jezusa wszyscy mieli dostęp... Na ostatnią sugestię minister Kopacz, że metoda iv vitro, czyli zapłodnienie jaja kobiety poza ustrojem, powinna być opłacana przez państwo, Ksiądz stwierdził, że to metoda niedopuszczalna i sprzeczna z nauką Kościoła. I że ludzie, którzy chcą mieć dzieci, mogą skorzystać z adopcji. Prawda, jakie to prościutkie i dobre? I hierarchia byłaby zadowolona, i rodzice szczęśliwi. O ile dobrze pamiętam z historii, w przeszłości wszelkie zdobycze nauki Kościół potępiał tak długo, aż siła faktów zmuszała ten Kościół do ustępstw i akceptacji. Jednak trwało to bardzo długo. Dziś czasy są inne. Otóż nie jest tak, że wszyscy rodzice chcą adoptować dzieci, wynika to z różnych uwarunkowań, w tym psychologicznych, jest to bardzo ważne dla prawidłowego rozwoju dziecka.
chologicznej. Tak było, jest i będzie. Społeczeństwa są coraz bardziej świadome, że do nich należy wybór określonych dróg życia, w tym w sprawach duchowości. Gdyby ludzkość słuchała się Kościoła, nadal byłoby zacofanie. Przykładem jest dzisiejszy islam, gdzie zacofanie jest najwyższe. Mamy XXI wiek, Kościół katolicki nie nadąża za postępem w wielu dziedzinach egzystencji człowieka, nawet Biblia nie jest odniesieniem do czasów obecnych. Człowiek potrzebuje nowych myśli, pojęć w duchowości i... poszukuje ich. W dobie internetu i szybkiej wymiany informacji sam dopasowuje swoje potrzeby wewnętrzne, coraz mniej potrzebuje pouczeń kleru, niepasujących do obecnych czasów. W przeszłości niewykształceni wierni mogli być sterowani przez kler, a „lud boży” uważał, że taki jest porządek świata. Dzisiejsze misteria kościelne mają znamiona teatralności. Katolicyzm przez 1700 lat istnienia nie przyniósł człowiekowi szczęścia, dobrobytu i poczucia własnej wartości. To człowiek toruje sobie drogę ku wybranym celom i nikt go nie powstrzyma, zaś Kościół nie daje dobrego przykładu ani też nie ma do zaproponowania nic, co mogłoby zwrócić uwagę. Katolicyzm nie jest więc panaceum na problemy tego świata; nie sprawdził się, co wiemy z historii. Jest jedną z alternatyw wśród różnych religii.
Każda wojna ma swoich bohaterów i ofiary. Zaatakowany żołnierz chce żyć i broni się. Pan Bóg kule nosi. Tragedia w Afganistanie miała miejsce w kilka dni po śmierci polskiego żołnierza oficera. Co by było, gdyby po tym niefortunnym ataku moździerzowym, gdzie zginęli cywile, nastąpił kontratak talibów i polegli nasi żołnierze? Martwi powróciliby w glorii bohaterów czy zabójców? Prawa wojny są straszne. Te wojny nie są nasze. Zaatakowany skrytobójczo Polski ambasador przeżył – czy ta danina krwi była potrzebna? Strzelano do cywila. Konwencji praw wojny należy przestrzegać, ale czy talibowie ich przestrzegają? Czy „winnymi” powyższej tragedii są tylko żołnierze? Tadeusz D., Olsztyn
Brawo, Police! Istnieją jeszcze media, które nie boją się wszechwładnego kleru katolickiego. Police mają swoją maleńką telewizję kablową. Ta wyemitowała 12 listopada materiał dotyczący obchodów Dnia Niepodległości w Miejskim Ośrodku Kultury w Policach. Tekst nawiązywał do wydarzeń historycznych. Znalazło się w nim określenie „chciwi biskupi”, które oburzyło tutejszego proboszcza. W czasie niedzielnej mszy 25 listopada publicznie zarzucił redakcji, że nie zna ona faktów historycznych. Wobec takiego obrotu wydarzeń, redakcja nie mogła pozostać obojętna i w ostatni piątek, czyli 30 listopada, wyemitowała w „Teletygodniu” szerszy materiał będący ripostą na zarzuty proboszcza. Program z 30.11.2007 r. będzie do ściągnięcia ze strony www.police.info.pl (teraz jest tam „Teletydzień” z 23.11.2007 r.). Można obejrzeć materiał o przyczynku biskupów do upadku Polski. Czytelniczka
19
Odsiecz niemiecka Od roku mieszkam w Monachium, co nie przeszkadza mi być oddanym czytelnikiem Waszego pisma. Od lat nie chodzę do kościoła, choć jestem jeszcze statystycznym katolikiem. Kolega z pracy już wypisał się z tej wiary i tym samym pogorszył im statystyki. Kochani, powiedzcie proszę, co mogę zrobić, aby wyrwać choć jedną cegłę spod budowy Kościoła katolickiego w Polsce. Nie chodzi mi o budynek, ale organizację. Jeśli ja wyrwę cegłę, a tysiące takich jak ja wyrwie też po jednej, to już można myśleć o zachwianiu budowli! Nie chcę, nie będę i nie mogę dłużej stać i patrzeć biernie na to, co dzieje się z krajem, w którym się urodziłem. Butelka z benzyną na dzień dzisiejszy jeszcze nie wchodzi w grę, bo rząd zrobi pokazówkę, czyniąc mnie kozłem ofiarnym. Chcę włączyć się w ruch zniszczenia systemu klerykalnego w Polsce. Chcę, by ten kraj był w pełni tego słowa demokratyczny i gwarantujący wolność wyznania. Trzymajcie się ciepło! Jednoczymy się szybko i myślę, że niedługo nadejdzie czas, że nasza walka przyniesie widoczne skutki. Krzysztof Mocha
Cuda na kiju W swoim artykule Bolesław Parma pisze między innymi: „Z Ewangelii wynika, że Jezus dokonał wielu cudów, które w wystarczającym stopniu uwierzytelniały Jego mesjańską misje, a tylko niewielu tak naprawdę uwierzyło”. Panie Parma, jak ja tak sobie obserwuję ten Kościół rzymskokatolicki, to wydaje mi się, że ci, którzy nie uwierzyli, mieli rację. Jeśli chodzi o cuda, to kiedyś oglądałem w telewizji Davida Copperfielda – cuda niesamowite i udokumentowane! Wiesław Szymczak
Poszukiwany Zwracam się do osoby (osób), która podpisała się pod listami opublikowanymi w numerze 46/2007 jako „Czytelnik z Gdańska” i „AGZ”, aby zechciała skontaktować się ze mną za pośrednictwem e-maila lub sekretariatu redakcji „Faktów i Mitów”. Chodzi o nawiązanie kontaktu w celu rozszerzenia działalności antyklerykalnej. Eryk Antykleryk
[email protected]
Redakcja nie zawsze utożsamia się z treścią zamieszczanych listów
Mistrzowie świeckiej ceremonii pogrzebowej 0 601 299 227
20
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
OKIEM BIBLISTY
PYTANIA CZYTELNIKÓW
Co to jest prawda? Podczas przesłuchania Jezusa Piłat zadał pytanie: „Co to jest prawda?” (J 18. 38). Nie czekał jednak na odpowiedź. Najwidoczniej w ogóle nie był nią zainteresowany. Być może dlatego, że wszelkie koncepcje filozoficzne na temat prawdy uchodziły w jego oczach za niepraktyczne. Pytanie jednak pozostało. O jakiej prawdzie mówił więc Jezus? Czy na pytanie to można znaleźć odpowiedź? A może prawda to coś nieuchwytnego? Z filozoficznego punktu widzenia, odpowiedź na pytanie o prawdę rzeczywiście nie jest taka łatwa. Na ogół bowiem uważa się, że znalezienie absolutnych prawd moralnych jest niemożliwe, a przy próbie ich sformułowania zawsze należy zachować daleko idącą ostrożność. Inaczej jednak sprawa przedstawia się w świetle Pisma Świętego. Oznacza to, że prawda nie jest czymś nieuchwytnym i można ją poznać, szczególnie cały szereg prawd moralnych, choć nie każdy w takim samym stopniu je respektuje. Z biblijnego punktu widzenia, prawdą jest przede wszystkim Bóg. Wyraża to hebr. słowo emet (prawda), które odnoszone do Boga oznacza, że Bóg jest wierny (por. Rz 3. 3–4; 1 Kor 10. 13), prawdomówny (Tt 1. 2), „jest prawdziwym Bogiem” (Jr 10. 10) i tym samym – źródłem niezawodnej prawdy (por. Ps 43. 3). Oznacza to, że na Bogu można polegać, ponieważ dowiódł On swojej wierności poprzez przymierze zawarte z Abrahamem i z Izraelem oraz za pośrednictwem Jezusa Chrystusa. „Kto [więc] przyjął jego świadectwo, ten potwierdził, że Bóg mówi prawdę” (J 3. 33), że „(…) godzien wiary jest Ten, który posłał” Jezusa (J 7. 28) oraz że Jego obietnice są niezawodne (2 Kor 1. 9–10, 18–20). O prawdzie tej świadczy cała Biblia: „Całe [bowiem] Pismo przez Boga jest natchnione i pożyteczne do nauki, do wykrywania błędów, do poprawy, do wychowywania w sprawiedliwości” (2 Tm 3. 16). A zatem również słowo Boże zawarte w Biblii jest prawdą. „Ty jesteś Bogiem, a słowa twoje są prawdą” (2 Sm 7. 28). „Wszystkie przykazania twoje są prawdą (…). Prawda jest treścią słowa twego i na wieki trwa sprawiedliwy wyrok” (Ps 119. 86, 160). Z kolei Jezus powiedział: „Poświęć ich w prawdzie twojej; słowo twoje jest prawdą” (J 17. 17). W myśl słów Jezusa, bez Biblii nie może więc być mowy o poznaniu prawdy duchowej. Do saduceuszów kwestionujących zmartwychwstanie Jezus powiedział bowiem: „Błądzicie, nie znając Pism ani mocy Bożej” (Mt 22. 29). A zatem kto szuka prawd teologicznych i moralnych, nie może
pominąć Biblii, w której powiedziano wszystko, co jest konieczne do zbawienia. Według Jezusa Chrystusa, Pismo Święte zawiera bowiem pełnię prawdy koniecznej do zbawienia. Słowa: „Nie samym chlebem człowiek żyje, ale każdym słowem, które pochodzi z ust Bożych” (Mt 4. 4); „Czy nie czytaliście, co wam Bóg powiedział w słowach” (Mt 22. 31); „Błogosławieni są ci, którzy słuchają Słowa Bożego i strzegą go” (Łk 11. 28); „Jeśli chcesz wejść do żywota, przestrzegaj przykazań” (Mt 19. 17, por. Łk 10. 25–26; 16. 31; J 5. 46–47) i wiele innych, z jednej strony niezbicie świadczą o ogromnym szacunku Chrystusa do Pism, z drugiej zaś, że są one zupełnym i wystarczającym źródłem prawdy zbawiennej. Zwrócił też na to uwagę ap. Paweł, który napisał do Tymoteusza: „Ale ty trwaj w tym, czegoś się nauczył i czego pewny jesteś, wiedząc od kogoś się tego nauczył. I ponieważ od dzieciństwa znasz Pisma święte, które cię mogą obdarzyć mądrością ku zbawieniu przez wiarę w Jezusa Chrystusa” (2 Tm 3. 15). Powyższe słowa świadczą więc nie tylko o zbawiennym znaczeniu Pisma Świętego, ale również o tym, że Biblia nie jest księgą wyłącznie dla teologów, ale dla wszystkich „głodnych (…) słuchania słów Pana” (Am 8. 11). Ale nie tylko Biblia jest źródłem prawd duchowych i moralnych, sam bowiem Jezus Chrystus jest Prawdą: „Ja jestem droga i prawda, i żywot, nikt nie przychodzi do Ojca, tylko przeze mnie” (J 14. 6). A zatem – jak napisał autor Listu do Hebrajczyków – chociaż „wielokrotnie i wieloma sposobami przemawiał Bóg dawnymi czasy do ojców przez proroków; ostatnio, u kresu tych dni, przemówił do nas przez Syna” (Hbr 1. 1–2). Dlatego też Jezus nazwany został „Słowem” (J 1. 1). Ewangelista widzi w Nim bowiem ucieleśnienie całego Bożego objawienia; tego, który jest „pełen łaski i prawdy” (J 1. 14), który przyszedł objawić Boga, czyli najgłębszą Prawdę (por. J 1. 18), co wielokrotnie potwierdził sam Jezus, mówiąc: „Wszystko zostało mi przekazane przez
Ojca mego i nikt nie zna Syna, tylko Ojciec, i nikt nie zna Ojca, tylko Syn i ten, komu Syn zechce objawić” (Mt 11. 27); „Ten, który mnie posłał, jest wiarogodny, a Ja to, co usłyszałem od niego, mówię do świata” (J 8. 26); „Ja się narodziłem i na to przyszedłem na świat, aby dać świadectwo prawdzie; każdy, kto z prawdy jest, słucha głosu mego” (J 18. 37). Ponadto, w duchowym znaczeniu Jezus nazwany też został „prawdziwą światłością, która oświeca każdego człowieka” (J 1. 9), „prawdziwym chlebem z nieba zstępującym” (J 6. 32–33) i „prawdziwym krzewem winnym” (J 15. 1), dzięki któremu wierzący w Niego mogą wydać wiele owoców (por. J 15, 2–5).
Świadectwo Jezusa nie dotyczyło więc prawdy w ogólnym tego słowa znaczeniu czy też pojęć filozoficznych (stoików, cyników i innych), z którymi wykształcony Piłat mógł się zetknąć. Dotyczyło ono natomiast najgłębszej prawdy o Bogu, zbawieniu człowieka i wymogów etycznych, jakie stawiał przed swoimi wyznawcami. Czego więc konkretnie nauczał Jezus? Przede wszystkim Jezus nauczał prawdy o Bogu. Głosił, że „Bóg jest duchem” (J 4. 24), Ojcem i Jego Bogiem (J 20. 17); jest Stwórcą (Mt 19. 4), „Panem nieba i ziemi” (Mt 11. 25), ale również Ojcem wszystkich, „którzy słuchają Słowa Bożego i wypełniają je” (Łk 8. 21), którzy narodzili się z Boga (J 1. 12–13; 3. 5–6). Jako Bóg Abrahama, Izaaka i Jakuba (Mt 22. 32) oraz Bóg, który „tak umiłował świat” (J 3. 16), jest
On Bogiem objawiającym się w historycznych zbawczych aktach, który jak Ojciec wybacza wszystko tym, którzy powracają doń ze skruszonym sercem (por. Łk 15. 20–24). Według Jezusa, Bóg zna więc nasze słabości i potrzeby i jest zainteresowany każdym z osobna (Mt 5. 45; 6. 25–30). On „widzi”, „słyszy” i z góry „wie”, czego potrzebujemy (Mt 6. 6–8). Bóg jest bowiem doskonały (Mt 5. 48), święty (J 17. 11), sprawiedliwy (J 17. 25), dobry (Łk 18. 19) i daje „dobre rzeczy tym, którzy go proszą” (Mt 7. 11). A zatem – jak uczył Jezus – nie jesteśmy sami we wszechświecie, a Bóg jest poznawalnym Bytem, którego znajomość zależy od naszego nastawienia. „Kto mnie miłuje, tego też będzie miłował Ojciec i Ja miłować go będę, i objawię mu samego siebie” (J 14. 21, por. Mt 11. 27). Ale Jezus nie tylko przyszedł objawić Boga, ale również, „aby szukać i zbawić to, co zginęło” (Łk 19. 10). Już samo Jego imię: „Jezus” (hebr. Jeszua, skrót od Jehoszua), oznaczające „JHWH zbawia”, wyjaśnia sens Jego posłannictwa. „Albowiem On zbawi lud swój od grzechów jego” (Mt 1. 21). Prawda o zbawieniu człowieka od jego grzechów zajmuje więc centralne miejsce w głoszonej przez Jezusa ewangelii: „Nie przyszedłem bowiem wzywać sprawiedliwych, lecz grzeszników” (Mt 9. 13). W jednym z listów ap. Pawła czytamy: „Prawdziwa to mowa i w całej pełni przyjęcia godna, że Chrystus Jezus przyszedł na świat, aby zbawić grzeszników, z których ja jestem pierwszy” (1 Tm 1. 15). Stąd też Dobra Nowina o zbawieniu w Jezusie Chrystusie, nazywana jest „prawdą ewangelii” (Ga 2. 5) lub „słowem prawdy, ewangelią zbawienia” (Ef 1. 13). Dając świadectwo prawdzie, Jezus nauczał więc, że człowiek z natury jest grzeszny (Mk 7. 20–23), a „każdy, kto grzeszy, jest niewolnikiem grzechu” (J 8. 34) i potrzebuje zbawienia (wyzwolenia), aby już grzech nad nim więcej nie panował (Rz 6. 12). Dzieła zaś tego może dokonać tylko Bóg w Jezusie Chrystusie: „Jeśli więc Syn was wyswobodzi, prawdziwie wolnymi będziecie” (J 8. 36). Dlatego też Jezus powiedział: „Jeżeli wytrwacie w słowie moim [niektórzy bowiem mówili, że twarda to mowa i nie da się jej słuchać], prawdziwie uczniami moimi będziecie i poznacie prawdę, a prawda was wyswobodzi” (J 8. 31–32). Innymi słowy: zwycięstwo nad skłonnościami ludzkiego serca do grzechu może dać tylko Jezus.
Rozważając przesłanie Jezusa na temat prawdy o Bogu, o Nim samym i zbawieniu człowieka od grzechu, należy ponadto zwrócić uwagę na ogół prawd moralnych przekazanych przez Jezusa i Jego uczniów. Jezus bowiem przyszedł również po to, aby odsłonić najgłębszy sens przykazań Bożych i nauczyć swoich wyznawców „miłować nie słowem ani językiem, lecz czynem i prawdą” (1 J 3. 18). Przypominając dwa największe przykazania Boże (por. Mt 22. 36–40) oraz cały szereg norm etycznych, Jezus podkreślił, że motywem pobożności człowieka nie może być chęć przypodobania się ludziom, lecz Bogu, „który widzi w ukryciu” (Mt 6. 4). A zatem Jego uczniowie mają się wystrzegać wszelkiej hipokryzji, manipulacji, niezdrowej dominacji i rywalizacji. Powinni zaś dążyć do tego, aby być „solą ziemi” i „światłością świata” (Mt 5. 13–14), aby wywierać dobry wpływ na innych (Mt 5. 16). Najzwięźlej ich znamiona zostały przedstawione w Błogosławieństwach Jezusa, które charakteryzują uczniów Pańskich jako ubogich duchem, bolejących z powodu grzechu, cichych (czyli łagodnych), którzy łakną i pragną sprawiedliwości, miłosiernych, czystego serca, pokój czyniących i gotowych cierpieć z powodu sprawiedliwości (Mt 5. 3–11). Wzorem zaś takiego postępowania jest życie Jezusa, który powiedział: „Uczcie się ode mnie, że jestem cichy i pokornego serca” (Mt 11. 29, por. 1 J 2. 6; Flp 2. 5). Aby jednak „wstępować w jego ślady” (1 P 2. 21), wierzący muszą trwać w społeczności z Jezusem. Nowe owocne życie rozwija się bowiem tylko w Nim – „prawdziwym krzewie winnym” (J 15. 1), ucieleśnionej prawdzie (J 1. 14; 14. 6) i „prawdziwej światłości” (J 1. 9). Jak powiedział Jezus: „Kto z prawdy jest, słucha głosu mego” (J 18. 37), poznaje prawdę (J 8. 32), „żyje w prawdzie” i „rozpowszechnia prawdę” (3 J 1. 3, 8). „Bo owocem światłości jest wszelka dobroć i sprawiedliwość, i prawda” (Ef 5. 9). Cokolwiek by więc powiedzieć na temat prawdy, według Biblii określa ona przede wszystkim samego Boga – który jest źródłem prawdy i udziela Ducha prawdy – oraz Chrystusa, który przyszedł objawić Boga, czyli prawdę, sam będąc pełen łaski i prawdy. Ponadto prawdą jest też słowo Boże, „Słowo prawdy” (Jk 1. 18), które czyni wyznawców Chrystusa świadkami prawdy, czyli tego wszystkiego, w co wierzą i czego sami doświadczyli. A zatem, „Kto szuka prawdy, ten szuka Boga, choćby o tym nawet nie wiedział” (Edyta Stein). BOLESŁAW PARMA
W sprzedaży jest książka Bolesława Parmy „Niepokorni synowie Kościoła” (192 str., twarda okładka, cena egzemplarza – 20 zł plus koszty przesyłki). Zamówienia można składać na adres: Bolesław Parma, skr. poczt. 35, 44-300 Wodzisław Śl., na e-mail:
[email protected] lub przez telefon komórkowy – 0 661 316 897
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
O
kropnie ci Rosjanie zacofani. Zamiast wybrać pięknego Niemcowa, bardzo europejskiego Jawlińskiego albo Garii Kasparowa (też przystojny), to wybrali Putina. Najbardziej wzruszyli mnie jednak postradzieccy komuniści, głośno wyrzekający na „nieuczciwą” kampanię i „niedemokratyczne” wybory. Obok nich, w jednym szeregu zatroskanych losem rosyjskich przemian, znalazły się Stany Zjednoczone, OBWE i UE. Trzeba jednak
rosyjską. Zresztą współczesny, tzw. przeciętny Rosjanin sam na sobie może porównać skutki obietnic Gorbaczowa, Jelcyna i Putina. Dlatego Gorbaczowa nienawidzi, Jelcyna się wstydzi, a z Putina jest dumny. Putin podniósł naród z kolan i dlatego naród go uwielbia. Gorbaczow początkowo imponował Rosjanom, choć mało który do dziś wie, że fundamenty jego popularności – krytyka Breżniewa i korupcji Breżniewowskiej ekipy, podejmowana przez Gorbaczowa
COŚ NA ZĄB
Za Putinu! przyznać, że w przeciwieństwie do zwolenników demokracji à la ZSRR, oburzenie reszty świata jest umiarkowane. Krytycy krytykują, ale starają się nie popaść w śmieszność. W końcu nie da się kupić całych 64 proc. oddanych na Putina głosów. Dlatego mówi się o podporządkowaniu mediów „Jednej Rosji” – partii Putina – i krytykuje się fakt wykorzystywania wszelkich okazji, które daje posiadanie władzy, do tego, by pognębić jej przeciwników. Wyśmiewa się też metodę obiecywania wszystkim wszystkiego. Polska telewizja pokazywała na przykład rosyjską biedną wieś, której mieszkańcy cieszyli się, bo Putin obiecał im doprowadzenie gazu. Czy ja wiem, czy pociągnięcie rury z gazem jest takie nierealne... Poza tym wyborcze obietnice nie są przecież tylko specyfiką
otwarcie w radzieckiej prasie, była inspirowana i chroniona przez Jurija Andropowa, szefa radzieckiego KGB. Jednak w końcowym efekcie KGB okazało się niegotowe do zastosowania na wielką skalę metod wypracowanych na Zachodzie do posługiwania się mediami, filmem, sztuką, do współpracy ze środowiskami opiniotwórczymi. Dlatego rychło stracono kontrolę nad wielką rzeką wolności słowa. „Głasnost” zaskoczyła wszystkich w momencie, gdy nie działały demokratyczne bezpieczniki, no bo skąd one niby miały się wziąć? Nie było normalnego parlamentu, nie istniała instytucja przedterminowych wyborów. Istniał za to potężny blok partyjny, wojskowy i milicyjny, który z dnia na dzień zaczął tracić na znaczeniu. Zaczął też tracić na prestiżu, co może dla wielu
MAREK & MAREK Rosjan było gorsze niż pogarszające się warunki materialne. Oficer radziecki wycofany z dawnej NRD czy z Polski – z dnia na dzień ze zwycięzcy stawał się szarakiem, dla którego nie tylko nie było pensji, ale nawet byle jakiego mieszkania. Utracie prestiżu jednostek towarzyszył upadek prestiżu państwa. Na oczach milionów Rosjan ich Związek Radziecki rozpadł się. Imperium, które wygrało II wojnę światową, z którym każdy musiał się liczyć, nagle stało się Bangladeszem Europy, żyło podtrzymywane zachodnimi ogromnymi dostawami zboża i pieniędzy. Świat śmiał się z powalonego olbrzyma. Do dziś Rosjanie nie są pewni, czy Jelcyn podpisał akt rozwiązujący Związek Radziecki na trzeźwo czy po pijanemu... Gorbaczow wygłaszał odczyty, Jelcyn reklamował pizzę – miał za co pić, musiał mieć, skoro wiecznie był pijany. Gorbaczowa nienawidzą do dziś, Jelcyna do dziś się wstydzą. To za ich władzy ulice polskich miast, ale także Kolonii, Berlina, Hamburga, zaludniły się rosyjskimi muzykami. Zwycięzcy II wojny światowej tym razem wygrywali na harmoszkach i wyśpiewywali swoją „Kalinkę”, żeby zarobić na chleb, żeby pokonani przez nich Niemcy wrzucili im parę groszy do czapki na chodniku. Tego Gorbaczowowi i Jelcynowi Rosjanie nie zapomną nigdy. Rosyjskim demokratom zaś, którzy doszli do znaczenia za czasów Jelcyna, nie zapomną zaś niewyobrażalnego złodziejstwa. Fabryki i surowce szły za bezcen w prywatne ręce. Na ostentacyjnym złodziejstwie rosły bajeczne fortuny. Trzydziestoletni domorośli biznesmeni z poniedziałku
GŁASKANIE JEŻA
To WPROST ...niewiarygodne, do czego może doprowadzić koniunkturalizm, a także strach i wynikający z niego konformizm oraz oportunizm – kręcili głowami z niedowierzania studenci dziennikarstwa, gdy opowiadałem im o sytuacji prasy francuskiej sprzed blisko dwóch stuleci. Był marzec roku 1815. Napoleon rozpoczął swoje słynne sto dni. Dziennik paryski porażał na pierwszej stronie tytułem: „Potwór z Elby uciekł z wyspy”. Kilka dni później paryżanie drżeli, czytając: „Tyran przybył do Lyonu”. Nie minął nawet tydzień, a gazeta donosiła: „Uzurpator jest 60 mil od stolicy”. Następnego dnia tytuł czołówki brzmiał: „Napoleon będzie jutro w Paryżu”. No i nadeszło owo „jutro”, a po nim pojutrze. Stało się jasne, że cesarz znów stanie na czele państwa, więc lud Paryża dowiedział się z tej samej gazety, że: „Wczoraj wieczorem ukochany nasz cesarz wjechał do stolicy wśród nieopisanego entuzjazmu tłumów!”. „Takie to były wtedy czasy” – próbowali tłumaczyć „prehistorycznych” kolegów redaktorów niektórzy adepci dziennikarstwa. „Przecież w Polsce i przed wojną, i po niej też istniała
represyjna cenzura prewencyjna, słowo było ściśle reglamentowane, zaś dziennikarze robili za kurki na dachu. I w tę stronę czujnie się zwracali, skąd akurat wiały słuszne wiatry. Szczęśliwie to już przeszłość” – dodawali ci, którzy staranniej odrobili lekcje. Przeszłość? Na pewno przeszłość? No to lufa do indeksu! Trzymam w ręku srebrno-niebieską okładkę „Wprost”, która dumnie oznajmia, że tygodnikowi strzeliło właśnie 25 lat. Kawał czasu. To może jeszcze nie „Przekrój”, ale zawsze coś. Ćwierć stulecia na kolanach. Srebrne wesele złotych interesów. Zawsze na „Wprost”, w jasną, świetlaną przyszłość, nigdy w bok, przenigdy pod prąd... Za to pod rękę z władzą. I ze sztandarem. Nieważne, jakie barwy na nim łopocą, ważne, że drzewce trzyma się w łapie mocno. Czym różni się „Wprost” od tamtej paryskiej gazety sprzed stuleci? Szatą graficzną i... I tylko nią. Sprawdźmy na jednym tylko przykładzie. Oto tygodnik Króla-Janeckiego wybiera co 365 dni „Człowieka Roku”. Specjalna kapituła typuje tego „NAJ”, tego „SUPER”, i to
na wtorek stawali się multimilionerami, ich kobiety na najprostsze zakupy wydawały tysiące dolarów. Tymczasem prosty człowiek głodował i miał zimno w domu, więc pił jeszcze więcej, na umór. Putin wyciągnął Rosjan z tego dna... natomiast Chodorkowskiego wsadził do więzienia. Na Berezowskiego więzienie czeka, a Abramowicz przyjeżdża, kiedy chce, bo płaci podatki. Ludzie myślą prosto: jest porządek. Poza tym mają własne doświadczenia: za Jelcyna nie dostawali emerytur ani pensji, za Putnia to nie do pomyślenia – każdy dostaje punktualnie. Rosyjska gospodarka podźwignęła się, rosyjskie miasta rozwijają się. Ludzie wiedzą, jak żyli i jak żyją. Mówi się, że Putin ma szczęście, bo trafił na niebywałą koniunkturę surowcową. Niejeden przed nim miał takie szczęście, tylko je przeputał. Rosjanie podziwiają swojego Putina. Tego nie da się załatwić sztuczkami, choć, oczywiście, sztuczek jego sztab wyborczy nie unikał. Jednak Putin nie robił nic, co wykraczałoby poza światowe standardy. Stosował popularne, chwytliwe hasła. Na przykład: „Jedna Rosja”. Reagan wygrał z hasłem jeszcze prostszym: „Nadszedł czas”. Putinowi naliczyli 10 tys. naruszeń wyborczych reguł. Bush naruszył jedną, ale decydującą: okantował konkurenta przy liczeniu głosów na Florydzie. Mówią, że Putin bez umiarkowania wykorzystywał media, przede wszystkim państwowe, że podporządkował je sobie. To co my mamy powiedzieć? Z naszymi Kaczyńskimi i PiS-em? Albo Włosi? Berlusconi, knajpiany szansonista, miał do dyspozycji trzy
zawsze jest (było) wydarzenie towarzyskie jesieni. Porównajmy zatem laureatów i daty. „Człowiekiem” w roku 1995 zostaje Lech Wałęsa – jest wówczas prezydentem RP. „Ludziem” 1997 „Wprost” obwołuje Mariana Krzaklewskiego – de facto superpremiera (po sukcesie AWS), a rok później Jerzego Buzka – premiera de nomine. Dwa lata pod rząd (2001 i 2002) debeściakiem jest Leszek Miller – przypadkowo ówczesny żelazny premier. Następnie „Człowiekiem” nazwano Jarosława Kaczyńskiego (po sukcesie PiS), a rok później – Zbigniewa Ziobrę (2006). Ale wielu z tych świętych mężów „Wprost” natychmiast świętymi być przestaje, gdy historia robi woltę. I tak np. na okładce tygodnika Króla (42/2007) widzimy „zmęczoną” twarz Kwaśniewskiego (Człowiek Roku 1993) i tytuł: „Wirus II RP” oraz Kwacha jako salonowego psa Merkel (38/07) z tytułem: „Komu służy Kwaśniewski?”. „Człowiek” Miller też znów trafia na okładkę wraz z tytułem „Koniec Polski prezia”. Kontrokładką jest pomnikowe zdjęcie ministra i napis: „Ziobro kontra klika
21
kanały telewizyjne i wielki koncern wydawniczy. Stworzył też własną partię i nazwał ją „Naprzód Italia”, co jest popularnym zawołaniem włoskich kibiców piłkarskich. Ogłosił, że jego głównym celem jest walka... Z czym? Tak jest! Z korupcją. I wygrał wybory w 1994 roku. Na całym świecie wygrywa się wybory przez telewizję, internet i w gazetach. Putin nie był oryginalny. Jego zwycięstwo było tylko bardziej porażające, bo nowoczesne metody propagandowe zostały dobrze dostosowane do rosyjskiej mentalności Putin ma inny problem. Jeśli chce trwale obronić Rosję i jej bogactwa, to swój arsenał środków, których używa do sprawowania władzy, musi uzupełnić o metody, którymi od dawna posługują się demokracje zachodnie. Na razie nie jest jeszcze do tego przygotowany. Na razie opozycję pałuje. Owszem, jest to opozycja teatralna, Kasparow po to wychodzi na ulice, żeby go spałowali, co zawsze dobrze wypada w telewizji i dostarcza argumentów do zaostrzania kursu wobec Rosji. Ale Blumsztajn też na początku był śmieszny ze swoimi protestami. Podobnie jak Romaszewski, Michnik, a tym bardziej Kaczyński. Nigdy nie wiadomo, kiedy rosyjscy dysydenci znajdą swojego Wałęsę. Wiadomo, że już się go szuka. Zamiast więc szykować pały, należy szykować argumenty. Nawet bezlitosna polemika jest zawsze do przyjęcia, bezlitosna siła – nigdy. I choć wynik idzie w świat, to w ślad za nim także styl. Dlatego Gari Kasparow, który dostał po łbie, do znudzenia będzie opowiadał światu, że do Rosji wrócił stalinizm. Kropla drąży skałę. MAREK BARAŃSKI
sprawiedliwości” oraz piękna fotka Dorna z inskrypcją „Żelazny Ludwik”. Z cokołu zepchnięci zostają też inni „Ludzie”: Wałęsa, Balcerowicz, Geremek, Kuroń. Już się przeżyli. Już nie są potrzebni. No to w mordę! To nie tylko moje spostrzeżenia. Oto kapituła „Człowieka” kilka tygodni temu mówi: basta, już więcej się pod szyldem „Wprost” nie zbierzemy i ludziom tytułu „Ludzia” nie nadamy. A dlaczego? A dlatego, że „wstręt w nas budzi bezkrytyczne publikowanie przecieków służących PiS, tworzenie sensacyjnych artykułów opartych na podejrzanych teczkach IPN (denuncjacja Herberta), obrzydzenie w nas wzbiera, gdy widzimy niewybredne, obraźliwe okładki, gdy słyszymy skrajnie agresywną pro-PiSowską propagandę i publicystykę”. „Będziemy się poznawać na ludziach pracowitych, przedsiębiorczych, twórczych, rzetelnych (...)” – pisze naczelny „Wprost” w jubileuszowym wstępniaku. I to akurat prawda. Ten tygodnik zawsze się na takich Ludziach poznawał, a potem ich nie poznawał. MAREK SZENBORN
22
R
zadko który poeta – zwłaszcza współczesny – wzbudza taką, wręcz histeryczną, nienawiść. Ale przecież też mało który za swoją twórczość – często antyklerykalną, a jeszcze częściej laicką – dostaje Nagrodę Nobla. Ale i tak Czesław Miłosz miał „szczęście”, bo gdyby zmarł w czasach np. Norwida, do dziś próżno szukalibyśmy jego grobu. Już by się ci i owi o to postarali. Poczytajcie Miłoszową modlitwę pt: „Wysłuchaj”. Ona wiele tłumaczy...
Okienko z wierszem Wysłuchaj mnie, Panie, bo jestem grzesznikiem, a to znaczy, że nie mam nic prócz modlitwy. Uchroń mnie od dnia oschłości i niemocy. Kiedy ani lot jaskółki, ani piwonie, żonkile i irysy na rynku kwiatowym nie będą dla mnie znakiem Twojej chwały. Kiedy otoczą mnie szydercy, a ja przeciw ich argumentom nie potrafię przypomnieć sobie żadnego Twego cudu. Kiedy wydam się sobie oszustem i szalbierzem, ponieważ biorę udział w religijnych obrzędach. Kiedy Ciebie oskarżę o ustanowienie powszechnego prawa śmierci. Kiedy już gotów będę pokłonić się przed nicością i życie na ziemi nazwać diabelskim wodewilem.
Jurek Owsiak po raz drugi obdarzył zaufaniem naszą partię. Odział łódzki organizuje Sztab WOŚP w naszej siedzibie w Łodzi, przy ul. Zielonej 15. Apeluję do wszystkich członków naszej partii: zorganizujcie wolontariat na swoim terenie. Kontakt z tymi młodymi ludźmi to świetna okazja do pokazania programu i celu działania naszej RACJI. Udzielam wszelkich informacji i służę pomocą. Szef Sztabu WOŚP przy Racja PL i „Fakty i Mity”. Maria Rajska tel.: 0-880-008-982
N
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
RACJONALIŚCI
owy program, kilkanaście dużych spotkań w większych miastach Polski z udziałem ludzi prawdziwej lewicy i duża Konwencja w połowie przyszłego roku. To plany RACJI Polskiej Lewicy na najbliższe miesiące. Obecny program partii ma już ponad pięć lat. Część jego zapisów zdążyła się zdezaktualizować, pojawiły się nowe problemy polityczno-społeczne. Przewodnicząca partii, prof. Maria Szyszkowska, wyszła z inicjatywą, aby zrezygnować z korekty dotychczasowego dokumentu i – po wielu konsultacjach z ekspertami i członkami partii – napisać go od nowa. Zupełnie inaczej – krótko i zwięźle; językiem, który dotrze do każdego obywatela. Pierwsze prace zespołu programowego partia ma już za sobą. Zaproszono do niego między innymi wieloletniego dyplomatę i ambasadora Polski w Anglii, prof. Mariana Dobrosielskiego; jednego z najważniejszych znawców prawa karnego i penitencjarnego, kryminologa prof. Andrzeja Bałandynowicza;
KATEDRA PROFESOR JOANNY S.
3 minuty, które wstrząsnęły Pałacem W polskim systemie politycznym prezydent znaczy mniej niż kapitan. Nie jest pierwszy po Bogu. Od 21 października także nie pierwszy po Jarku. Ta oczywista oczywistość z trudem dociera do lokatora pałacu przy Krakowskim Przedmieściu. Lech Kaczyński nie chce i nie umie pogodzić się z nową sytuacją. Żąda minionego uprzywilejowania. Nie dostaje nawet szacunku należnego ze względu na społeczny mandat uzyskany w demokratycznych wyborach. Sfrustrowany, wywołuje coraz to nowe wojny. Ośmieszające obie strony konfliktu. I rząd, i urząd. Najwyższy, choć nie najważniejszy. 29 listopada 2007 roku w Pałacu Prezydenckim nastał istny Czarny Czwartek. Minister spraw zagranicznych, mimo zaproszenia, nie przybył na spotkanie z głową państwa. W dodatku, zamiast stawić się o 16.00, o 16.03 przysłał faks. Pałac jest wstrząśnięty. Powinien być raczej zmieszany. Nie tyle spóźnionym faksem, co rozdmuchiwaniem do niebotycznych rozmiarów tzw. niezręczności Tuskowego ministra. Nawet jeśli termin „niezręczność” jest w tym wypadku eufemizmem. Sam prezydent i jego PiSowscy urzędnicy
specjalistkę od prawa pracy i ubezpieczeń społecznych, prof. Inettę Jędrasik-Jankowską oraz specjalistę w zakresie spółdzielczości – prof. Zofię Chyrę-Rolicz. Do konsultacji zaproszono także współzałożyciela Ruchu
popełniają przecież nie takie i nie tylko gafy. Psują nasze stosunki z sąsiadami. Szkodzą wizerunkowi Polski na arenie międzynarodowej. Przysparzają nam wrogów zamiast przyjaciół. Nie tłumaczy to jednak w żadnej mierze żenującego zachowania Sikorskiego. Jako powód odmowy podał „nieformalne posiedzenie rządu, podczas którego dyskutowano sprawy budżetowe”. Nawet nie brzmi jak pretekst. Trąci wyłącznie arogancją, głupotą i zemstą. Prezydenckie zaproszenie nie jest obraźliwe. Tym bardziej nie czyni ministra „chłopcem na posyłki”, jak sądzi Komorowski. Tym razem rację ma raczej szefowa kancelarii, mówiąc, że „trzeba znać swoje miejsce w szeregu”. Pałac miał prawo do reakcji. Była jednak niepotrzebnie wyolbrzymiona. Stanowiła odreagowanie utraty prezydenckich wpływów na rząd. Od przegranych przez PiS wyborów wszystkie dni Kaczyńskich są czarne jak ów czwartek. Lecha w dodatku policzone. Nie trzeba o tym wciąż przypominać. Dobre maniery nie szkodzą rządowi. Ich brak – jak najbardziej. Dzieci pokazują sobie w wannie. Brydżyści na stoliku. Politycy, zwłaszcza wygrani, nie powinni. W ogóle. Nigdy i nigdzie.
Jednak tworzenie nowego programu to tylko część działalności, jaką podejmuje partia w związku z pracami programowymi. Równie ważne są konsultacje społeczne. Począwszy od stycznia, RACJA PL będzie organizowała
RACJOnalny program Odnowy RP Jana Morka; prezesa stowarzyszenia „Neutrum” Czesława Janika; lekarza z Akademii Rolniczej Jacka Andrychiewicza oraz prawnika Piotra Lisowskiego. Kilkugodzinne spotkanie z lewicowymi ekspertami pozwoliło na określenie, jakie elementy muszą się znaleźć w programie, a także, jaki ma być jego charakter. – Zadaniem programu jest projektowanie pewnego stanu rzeczy – przekonywał prof. Bałandynowicz. W jego opinii, program powinien tworzyć nową wizję funkcjonowania państwa. Taki też cel założyła prof. Szyszkowska.
w większych miastach wojewódzkich i powiatowych otwarte spotkania z członkami, sympatykami, czytelnikami „Faktów i Mitów”, ale również lokalnymi przedstawicielami władzy, którzy uważają się za lewicowych. Najważniejszym celem jest debata programowa o cechach humanizmu i antyklerykalizmu, istotnych punktach programu partii i sposobach konkretnych działań, jakie można podejmować lokalnie. W spotkaniach tych mają uczestniczyć liderzy RACJI i zaproszeni eksperci. Podobne spotkania zorganizowane w woj. kujawsko-pomorskim, m.in. z senator
Kaczyńscy i ich dwór tylko czekają na byle pretekst do wojny. Dawanie im powodu jest zwyczajną głupotą. Zrozumiał to Tusk: „Chciałbym bardzo jednoznacznie uszanować konstytucyjne prawa i kompetencje prezydenta. Nie wyobrażam sobie prowadzenia polityki zagranicznej i obronnej bez kooperacji z panem prezydentem. Pan prezydent wie, ze zależy mi na spotkaniu. Wyznaczy termin i ja się zjawię”. Wprawdzie wojna na górze się nie skończy, ale przynajmniej nastąpi chwilowa przerwa w działaniach zaczepnych. Dla premiera to ideologiczna konieczność. Wszak i w kampanii, i w exposé obiecywał miłość. Nie tylko swoim wyborcom. Wszystkim ludziom. Także złej woli, którzy nadal chcieli Polaków dzielić i antagonizować. Kiedy w Stanach Zjednoczonych rozkwitały dzieci kwiaty, Donald Tusk miał 10 lat. W czterdzieści lat później, jako premier, chce wcielać w życie ówczesne hasło: „Make love, not war”. Czy pamięta jednak, że hippisowska rewolucja dała początek seksualnej? JOANNA SENYSZYN PS Zapraszam na www.senyszyn.blog. onet.pl
Krystyną Sienkiewicz, prof. Szyszkowską i red. nacz. „Faktów i Mitów” Romanem Kotlińskim, pokazały, że zainteresowanie tego typu inicjatywami jest duże. Ostatnim etapem prac nad programem będzie planowana na połowę przyszłego roku wielka Konwencja Programowa, która formalnie powinna zaakceptować nowy program partii. ~ ~ ~ W związku z powyższymi planami, kierownictwo partii z prof. Marią Szyszkowską i Janem Barańskim zwraca się z serdeczną prośbą o wsparcie finansowe. Organizacja kilkunastu spotkań i wyprodukowanie materiałów promujących antyklerykalizm wiąże się, niestety, z kosztami, stąd każda, nawet najmniejsza kwota jest istotna, zwłaszcza że partia poza składkami i darowiznami nie ma innego źródła finansowania. Wpłat można dokonywać na konto bankowe: GETIN Bank, nr 67 1560 0013 2026 0026 9351 1001. Prosimy zawsze dopisać hasło „darowizna” i koniecznie nr PESEL darczyńcy – wymaga tego ustawa. EWA GAJDA
RACJA Polskiej Lewicy www.racja.org.pl, tel. (022) 620 69 66 Darowizny na działalność RACJI PL (adres: ul. E. Plater 55/81, 00-113 Warszawa) ING Bank, nr 04 1050 1461 1000 0022 6600 1722 (niezbędny PESEL darczyńcy w tytule wpłaty)
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
i skarży się na ból. Przychodzi kobieta do lekarza rz. leka – Gdzie panią boli? – pyta ieta. – Wszędzie – odpowiada kob bardziej dokładną! być – Jak to wszędzie, proszę jącym kolano: azu Kobieta dotyka palcem wsk – Tu mnie boli. czka: Następnie dotyka lewego poli – O, tu mnie też boli. Potem dotyka prawego sutka: z grymasem bólu. – O, tu też mnie boli – mówi współczuciem i pyta: ze Lekarz popatrzył na kobietę dynką? – Czy pani jest naturalną blon – Tak. c. lekarz – ma pani złamany pale – Tak myślałem – kontynuuje ~ ~ ~ go męża. Grabarz pyta: Pogrzeb. Wdowa chowa swe – Ile lat miał mąż?
ŚWIAT SIĘ ŚMIEJE
23
Do samotnie mieszkającego małżeństwa przyjechał dziennikarz, który miał napisać artykuł z okazji zbliżającej się „okrągłej” rocznicy ślubu. Rozmawia z panem domu: – Proszę mi opowiedzieć, jak wygląda przeciętny dzień waszej rodziny. – Hmm... – Dziadek zastanowił się chwilę i mówi: – Budzimy się około siódmej, aktywność seksualna, idziemy do kuchni na śniadanie, aktywność seksualna, ja czytam gazetę, a żona sprząta. Przed obiadem aktywność seksualna i wychodzimy na zakupy. Po powrocie aktywność seksualna i ja oglądam telewizję, a żona przygotowuje lekkostrawny obiad. Później zasiadamy do obiadu, kieliszek czerwonego wina, aktywność seksualna i robimy małą poobiednią drzemkę. Po godzinie idziemy do ogrodu na świeże powietrze, aktywność seksualna, coś tam robimy z krzewami i kwiatami i wracamy, zanim zrobi się chłodno. Przed kolacją aktywność seksualna i siadamy do stołu. Po kolacji, która czasem trochę się przeciąga, aktywność seksualna i kładziemy się do łóżka. – Podziwiam pana, muszę przyznać! – Nie wiem za co! Każdy dzień podobny do innych. – Podziwiam za to, że pomimo pańskiego wieku jest pan tak aktywny seksualnie! – Mówi pan o mnie? – zdziwił się jubilat. – Tak! Bo jak inaczej mam odczytać pańskie słowa „aktywność seksualna”? – Normalnie! Zawracanie dupy przez żonę! ~ ~ ~ Nawalony facet wraca do domu i na podwórku zarzuciło go na rosnące przy ścieżce drzewo. Z logiką normalną dla takiego stanu postanowił zemścić się na drzewie, czyli wyciąć je w pień. Wszedł do domu i dłuższy czas bezskutecznie szukał piły. W końcu podchodzi do żony i pyta: – Gdzie piła? Wystraszona żona odpowiada: – U sąsiada. – A dlaczego dała sąsiadowi? Żona, coraz bardziej wystraszona, odpowiada drżącym głosem: – Dała, bo piła... ~ ~ ~ Co będzie, kiedy skrzyżuje się blondynkę z psem husky? Ano... są dwie możliwości: albo wyjdzie nam blondynka odporna na mróz, albo husky, który będzie najlepiej ciągnął w całym zaprzęgu.
– 99. – A pani ile ma? – 98. do domu? – To opłaca się pani wracać ~ ~ ~ Barman opieprza kelnera: wyrzucać pijanych klientów na – Kiedy wreszcie przestaniesz zewnątrz?! a się z lokalu! – Przecież nawalonych wyrzuc !! – Ale, ku..., nie w warsie! POZIOMO: 1) Biały na piętce, 6) Wóz, co siano wiózł, 10) Pieczenie po pieczeni, 11) Stawianie tarota, 12) Cęgi, 14) Nieraz puści ją bramkarz, 15) Płaci go lokator, 16) Udziela się w kapelach, 17) Z karosza dla smakosza, 20) Wielka flota wojenna, 23) Towarzyskie otrzaskanie, 25) Fala na fali, 26) Stale w stali, 27) Zespół grajków, 30) Ton z dwu stron, 32) Zwolnienie od postu, 33) Unosi śmiałka, 34) Na bułce ze słomy, 35) Siatka szpiegów, 36) Filipinka akowca. PIONOWO: 2) W modzie na pochodzie, 3) Otomana dla pana, 4) Ma swoją podstawę, 5) Dziewczyna od klina, 6) Mówi sam za siebie, 7) Dziki ford, 8) Bezsilnikowa drogowa, 9) Wzywa i porywa, 13) Solidna pałka marszałka, 15) Do roztaczania wokół siebie, 18) Nowy as średnich klas, 19) Wyspa dla wyspanych, 21) Rezerwowane lub zajmowane, 22) Zdradza Kaszuba, 23) Znajdzie haka na raka, 24) Dla Kacperka do wiaderka, 25) Figura z anglosaskiego biura, 28) Płowa królowa, 29) Choroba graniczna, 31) Przeszkadza rzece. Rozwiązanie krzyżówki z numeru 47/2007: „Trafiłem obok, tam był mój cel”. Nagrody otrzymują: Jan Linetty z Gącza, Stefan Wójcik z Bukowa, Katarzyna Żaba z Markuszowa. Gratulujemy! Aby wziąć udział w losowaniu nagród, wystarczy w terminie 10 dni od ukazania się aktualnego numeru „FiM” przesłać hasło krzyżówki e-mailem na:
[email protected] lub pocztą WYŁĄCZNIE NA KARTKACH POCZTOWYCH na adres redakcji podany w stopce. W rozwiązaniu prosimy podać numer tygodnika oraz adres, na który mamy wysłać nagrody. ♥
TYGODNIK FAKTY i MITY (ISSN 356441); Prezes zarządu i redaktor naczelny: Roman Kotliński (Jonasz); Zastępcy red. naczelnego: Marek Szenborn, Adam Cioch; Sekretarz redakcji: Paulina Arciszewska ; Dział reportażu: Ryszard Poradowski – tel. (42) 630 72 33; Dział historyczno-religijny: Bolesław Parma, e-mail:
[email protected]; Redaktor graficzny: Tomasz Kapuściński; Dział promocji i reklamy: tel. (42) 630 73 27; Dział łączności z czytelnikami: (42) 639 85 41; Adres redakcji: 90-601 Łódź, ul. Zielona 15; e-mail:
[email protected], tel./faks (42) 630 70 65; Wydawca: „BŁAJA News” Sp. z o.o.; Sekretariat: tel./faks (42) 630 70 65; Druk: POLSKAPRESSE w Łodzi. Redakcja nie zwraca materiałów niezamówionych oraz zastrzega sobie prawo do adiustacji i skracania tekstów. WARUNKI PRENUMERATY: 1. W Polsce przedpłaty przyjmują: a) Urzędy pocztowe i listonosze. Cena prenumeraty – 39 zł za jeden kwartał; b) RUCH SA. Wpłaty przyjmują jednostki kolportażowe RUCH SA w miejscu zamieszkania prenumeratora. 2. Prenumerata zagraniczna: Wpłaty w PLN przyjmuje jednostka RUCH SA Oddział Krajowej Dystrybucji Prasy na konto w PEKAO SA IV O/Warszawa nr 68124010531111000004430494 lub w kasie Oddziału. Informacji o warunkach prenumeraty udziela ww. Oddział: 01-248 Warszawa, ul. Jana Kazimierza 31/33, tel.: 0 (prefiks) 22 532 87 31, 532 88 16, 532 88 19; infolinia 0 800 12 00 29. Prenumerata zagraniczna RUCH SA płatna kartą płatniczą na www.ruch.pol.pl 3. Prenumerata w Niemczech: Verlag Hûbsch & CO., Dortmund, tel. 0 231 101948, fax 0 231 7213326. 4. Dystrybutorzy w USA: New York – European Distribution Inc., tel. (718) 782 1135; Chicago – J&B Distributing c.o., tel. (773) 736 6171; Lowell International c.o., tel. (847) 349 1002. 5. Dystrybutor w Kanadzie: Mississauga – Vartex Distributing Inc., tel. (905) 624 4726. Księgarnia „Pegaz” – Polska Plaza Wisła, tel. (905) 238 9994. 6. Prenumerata redakcyjna: cena 39 zł za kwartał (156 zł za rok). Wpłaty (przekaz pocztowy) dokonywać na adres: BŁAJA NEWS, 90-601 Łódź, ul. Zielona 15. 7. Zagraniczna prenumerata elektroniczna:
[email protected]. Szczegółowe informacje na stronie internetowej http://www.faktyimity.pl Prenumerator upoważnia firmę „BŁAJA News” Sp. z o.o. ul. Zielona 15, 90-601 Łódź, NIP: 725-00-20-898 do wystawienia faktury VAT na prenumeratę tygodnika „Fakty i Mity” bez podpisu.
24
Nr 49 (405) 7 – 13 XII 2007 r.
JAJA JAK BIRETY
ŚWIĘTUSZENIE
Dobroczynność
S
amoobrona po ostatnich wyborach parlamentarnych nie weszła do Sejmu. Jej liderowi, Andrzejowi Lepperowi, grozi ładnych parę latek kiblowania za wykorzystywanie seksualne. Zatem publicznie możemy go nieprędko usłyszeć. Dlatego dla przypomnienia przedstawiamy parę „skrzydlatych słów” byłego wicepremiera. Jestem konstytucyjnym organem władzy, a oni wnyki na mnie zakładają. Co do naszej uczciwości, lojalności i dotrzymywania słowa, tego nam nikt zarzucić nie może.
I tak wszystko pójdzie do jednego worka...
Humor
Rys. Tomasz Kapuściński
Główny Urząd Ceł postanowił przeprowadzić ankietę wśród celników na temat łapówkarstwa. Jedno z pytań zadawanych przez komisję brzmiało: „Ile czasu potrzebujesz, aby zebrać oszczędności na kupno BMW?”. Celnik na polsko-niemieckiej granicy odpowiada:
Fot. P.P.
– Dwa, trzy miesiące. Celnik na polsko-czeskiej granicy: – No, z pół roku. Celnik ze „ściany wschodniej” po dłuższym zastanowieniu: – Dwa, trzy lata. Komisja zdziwiona: – Tak długo? Celnik ze „ściany wschodniej”: – Chłopaki, nie przesadzajcie, BMW to w końcu duża firma...
Niech ta pani (Aneta Krawczyk – przyp. red.) idzie do partii zboczonych kobiet (...). Ona jest zboczona do potęgi. Niech taką partię założy i będzie sama w tej partii, bo myślę, że więcej takich kobiet w Polsce nie ma. Wy ze mnie alfy i omegi nie róbcie, ja znam tylko konkrety ogólne. Powstaje komitet założycielski, który już wcześniej działał. Ja przed panem chodzić na kolanach nie będę. Przed panem, panie premierze, może chodzić na kolanach jedynie pan Giertych, a i tak będzie wyższy niż pan.
Się powiedziało (5) Wykształcenie powinno iść w parze z rozumem, a u pana tego rozumu nie widzę (do dziennikarza RMF FM – przyp. red.). Niech ona (Zyta Gilowska – przyp. red.) się zajmie służbą zdrowia, a nie dalszym niszczeniem polskiego rolnictwa. Od tego jesteśmy my. Jeżeli cokolwiek dowiedzieliśmy się tam (na konferencji prokuratury – przyp. red.), to tego, że Krauze kradnie krawaty: Kaczmarek wszedł w krawacie, a wyszedł bez. Premier niech się na temat seksu nie odzywa najlepiej, bo on tego uczucia bycia z kobietą w stałych uczuciach nie przeżył, więc niech on lepiej nie rozmawia o tym. To jest jego osobista sprawa i do osobistych spraw ludzi, którzy żyją w związku przez kilkadziesiąt lat, niech on się też nie wtrąca. Bo jakie ja rzeczy słyszałem na temat premiera, to też mogę je powiedzieć.
Ja się tego (komisji śledczej do zbadania akcji CBA – przyp. red.) nie boję. Straszenie mnie, jak premier mówi, że tam ciekawe zeznania będą. Co on podnieca się tym, co przysłano do Sejmu o pośle Łyżwińskim, o seksaferze? To zboczeńcy mogą tylko czytać i podniecać się tym. Poseł Suski przychodzi do Grzesika: „Idę czytać, tam są ciekawe zeznania”, no zboczony, czy jaki? Niech sobie czyta. Podnieca się tym? Żony nie ma? Jak nie ma, to niech sobie zaprosi panienkę i podnieca się. Panie Suski, zabieraj pan ten immunitet i nie rób szopki. Wybrała PAR